Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

czwartek, 27 grudnia 2018

Od Torance "Zaczytani bez pamięci" cz. 1 (Cd. Asgrim)

Maj 2021r.
Był już wieczór, gdy w końcu znalazłam czas na czytanie jednej z książek, które wypożyczyłam już kilka dobrych tygodni temu. Ostatnimi czasy moje dni wypełniały tylko patrole i polowania – zarówno te w grupach, jak i z Asem. Owszem, uwielbiałam to robić, ale czasem miałam dość wracania wieczorami, prawie słaniając się na łapach. Brakowało mi spokojnego popołudnia spędzonego na czytaniu – mojej małej pasji zrodzonej, gdy byłam jeszcze szczeniakiem. Chyba więc nikogo nie zdziwiło, że gdy tylko dowiedziałam się o zmianie patrolu mojego przyjaciela, byłam wniebowzięta. Brak Asa oznaczał idealny spokój, dzień bez jego czasem aż zbyt energicznej paplaniny.
Wzięłam w zęby starą powieść, która według Daire'a zawierała nadal aktualną prawdę o miłości. Dodatkowo była ona napisana przez jakiegoś elfa, więc spodziewałam się naprawdę niesamowitej historii, bo akurat ta nacja potrafiła stworzyć interesujący świat i cudowne wątki romantyczne, które chyba najbardziej mnie interesowały w powieściach.
Uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie krzywych spojrzeń mojej byłej opiekunki, gdy zauważała kolejny romans w naszej jaskini. Yuki zdecydowanie nie była zwolenniczką tego typu powieści, ba! Uważała je za całkiem głupie i niepotrzebne. Zapewne szybciej zobaczyłabym ją czytającą książeczkę dla małych dzieci, niż coś, co opowiada przede wszystkim o miłości.
Wspominając moje prywatne lekcje z Yuko, usiadłam przed własną jaskinią w miejscu, które gwarantowało mi oświetlenie nawet na kilka następnych godzin. Powoli podważyłam pazurem okładkę i uważając, by nie porwać żadnej ze stron – nasz bibliotekarz chyba urwałby mi za to głowę – otworzyłam książkę w miejscu, w którym była wypisana dedykacja. Co ciekawe, ktoś zapisał ją ręcznie, zielonkawym tuszem. Wpatrywałam się przez chwilę w odchylone nieco w prawo i ozdobne litery, zanim zdążyłam rozszyfrować tekst.
- „Dla mojej kochanej siostry, Yngvi” - przeczytałam na głos, trochę niepewna czy udało mi się odpowiednio odcyfrowałam ostatnie słowo – Yngvi... Jeśli jest to imię, to brzmi naprawdę ładnie.
Do mojej głowy nagle uderzyła pewna głupia myśl, którą bardzo szybko od siebie odepchnęłam. Była ona najprawdopodobniej niemożliwa, więc nie chciałam się nad nią rozwodzić.
- Lepiej po prostu zabierz się do czytania, Tor – mruknęłam pod nosem, przewracając stronę.
Już po chwili zapomniałam o imieniu, tej niedorzecznej myśli, całym otaczającym mnie świecie. Mój umysł zaczęła zaprzątać całkiem inna, znacznie ciekawsza historia, ukryta w szeregu lekko rozmazanych liter wypisanych równo na brzoskwiniowych kartach książki.

Główna bohaterka, Ailla miała właśnie iść na spotkanie ze swoim ukochanym, gdy czyiś krzyk skutecznie mnie rozproszył.
- Hej, Młoda! Co robisz?
Zirytowana podniosłam wzrok znad książki i spojrzałam w stronę, z której nadbiegał właśnie mój ukochany przyjaciel, który zawsze musi się do mnie przypałętać i przerywać mi czytanie w najlepszych momentach. Co prawda to był pierwszy raz, gdy to zrobił, ale biorąc pod uwagę, że wcześniej nieszczególnie miał okazję, by to w ogóle zacząć czytać..
- Czytam – burknęłam, unosząc wymownie wzrok w stronę nieba, które powoli przybierało nocne barwy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak ciemno się zrobiło, tak bardzo wciągnęła mnie historia przedstawiona w powieści.
As zignorował mój mało przyjazny ton i z zapałem rozsiadł się tuż obok mnie.
- Umiesz czytać?
- Nie. Tak naprawdę to tylko sobie oglądam literki. Co ty tu w ogóle robisz? Nie powinieneś być u siebie?
- Mogłabyś chociaż udawać, że cieszysz się, że mnie widzisz – powiedział nadal niezrażony basior. Gdy nie zareagowałam na to w żaden sposób, westchnął i kontynuował swoje przepytanie – Co to za książka?
- Fajna – mruknęłam na tyle cicho, by samiec nie usłyszał - „Zakochani bez pamięci”. Nie patrz tak na mnie, jest znacznie lepsze, niż myślisz.
- Taa... - powiedział bez cienia przekonania w głosie - Nie wiedziałem, że czytasz rzeczy... tego typu. Nie wiedziałem w ogóle, że umiesz czytać.
W odpowiedzi przewróciłam oczami.
- Jak widzisz idzie mi całkiem nieźle i szłoby tak dalej, gdybyś mi nie przerwał w najciekawszym momencie.
As tylko się uśmiechnął i przysunął się jeszcze bliżej mnie, by spojrzeć na stronę, którą właśnie czytałam. Obserwowałam w ciszy jak przygląda się czarnym literom. Choć nie widziałam jego oczu, bo skutecznie zasłaniała je opadająca w dół grzywka, mogłabym przysiąc, że widnieje w nich czyste skupienie.
- I jak? - spytałam już znacznie mniej zirytowana. - Podoba ci się?
Wilk oderwał wzrok od strony, jednak nie spojrzał jak zwykle w moje oczy, a na własne łapy.
- Nie wiem.
- Nie wiesz? - powtórzyłam, unosząc brwi. Nie rozumiałam, co miał na myśli.
- Nie wiem – potwierdził samiec, co wywołało u mnie niezadowolone prychnięcie – Nie umiem tego przeczytać.
- No już nie przesadzaj, że to taki dziwny język. Owszem, w książkach napisanych przez elfy można znaleźć kilka dziwnych zwrotów, ale większość jest zrozumiała nawet dla szczeniaka.
As nie zareagował w żaden sposób na moje słowa, a jedynie nadal uparcie wpatrywał się we własne łapy, którymi delikatnie przebierał.
- Coś nie tak? - spytałam, tak naprawdę znając odpowiedź na to pytanie.
Wilk odpowiedział dopiero po kilku chwilach, podczas których wpatrywałam się w niego z lekkim zaniepokojeniem. Wyczuwałam zawstydzenie, ale nie rozumiałam jego pochodzenia.
- Ja... Nie pamiętam...
- Czego? - zmrużyłam oczy, nadal nie rozumiejąc, o co chodziło.
Basior podniósł na mnie błyszczące oczy. Brakowało w nich zwyczajowej radości, a gdy przyjrzałam im się dokładniej, dostrzegłam zbierające się wokół nich łzy.
- Myślałem, że mi się udało. W końcu pamiętam już prawie całe nasze dzieciństwo, wszystkie najważniejsze momenty. Wiem, jak wyglądały nasze lekcje, ale... Ale nie umiem tego przeczytać. Cholera, Tori, jak to w ogóle możliwe? Znam te wszystkie litery, ale nie umiem przypasować im znaczenia, odpowiedniego dźwięku, jednocześnie czując... - przerwał na moment. Wyraźnie słyszałam w jego głosie emocje, które nim wstrząsały – To jest ten ból. Coś próbuje się wyrwać, przypomnieć o sobie, ale mu nie wychodzi. To jakby próbowało rozerwać mój umysł, by się uwolnić, ale nie do końca. Nie umiem tego wyjaśnić, ale... To to samo uczucie, co ogarnęło mnie, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy... Znaczy nie po raz pierwszy-pierwszy, tylko pierwszy po stracie pamięci.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, przypominając sobie dzień, w którym moim życie wywróciło się góry nogami. Jeśli mnie pamięć nie zwodziła, to pod wpływem powracającego wspomnienia zemdlałam. Tak, to zdecydowanie nie należało do przyjemnych rzeczy…
Wilk nie powiedział nic więcej. Zamiast tego wpatrywał się tępym wzrokiem w książkę. Chciałam móc go pocieszyć, sprawić, żeby na jego pysk ponownie wkroczył ten głupkowaty uśmiech, ale całkowicie nie wiedziałam, co powinnam zrobić.
Po dłuższej chwili, postanowiłam przerwać tę zdecydowanie przykrą ciszę:
- Może chciałbyś, żebym cię nauczyła? Może nie jestem taką dobrą nauczycielką jak Yuko, ale… Nie zaszkodzi spróbować, prawda? A i tobie mogłoby przypomnieć się coś więcej.
As powoli podniósł na mnie wzrok, a łzy którymi otoczone były jego oczy, przestały płynąć.
- Ty… Mówisz poważnie? Serio chce ci się ze mną użerać?
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się – przynajmniej w teorii – pokrzepiająco.
- Jasne. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
Basior przytaknął cicho, a na jego pysk wkroczył lekki uśmiech. Następna rzecz jaką zobaczyłam, to jego cynamonowa sierść, która znalazła się tuż przed moimi oczami w chwili, gdy samiec mocno mnie przytulił.
- Dobra, już dobra. Spokojnie – powiedziałam ze śmiechem, próbując wyplątać się z jego objęć. Basior jednak nie pozwolił mi się wymknąć i przytulał mnie jeszcze przez dłuższą chwilę. Gdy w końcu mnie puścił, odchrząknął trochę nerwowo i zapytał z uśmiechem:
- To idziemy do tej całej Biblioteki Zagubionej Duszy?
- Teraz? – uniosłam brwi w niedowierzaniu. Nie mogłam uwierzyć, że samiec tak szybko się pozbierał. Chociaż z drugiej strony to, że będzie chciał jak najszybciej odzyskać swoje umiejętności było dość… przewidywalne. – Jest już późno. Może lepiej, żebyśmy poszli jutro?
As w odpowiedzi zrobił – przynajmniej w jego mniemaniu – słodką minę i powiedział cicho: „Proszę”. Czułam na sobie jego błagalny wzrok i poczułam, jak powoli się łamię.
- Niech ci będzie – westchnęłam, przewracając oczami.
As poderwał się z ziemi i wydał z siebie głośny okrzyk radości. Co za dzieciak… - pomyślałam, uśmiechając się pod nosem.
- Panie przodem – Asgrim wskazał mi łapą, żebym prowadziła. Ciekawiło mnie, skąd ta nagła uprzejmość, ale wiedziałam, że pewnie zasłoni się tym, że przecież zawsze odznacza się wielką kulturą, a ja nie miałam ochoty tego słuchać. Z tego właśnie powodu skinęłam mu głową w niemym podziękowaniu i poprowadziłam go prosto do naszej wspaniałej biblioteki.
W środku przywitał nas przyjemny zapach starych ksiąg. Nie mogłam się powstrzymać przed wzięciem głębokiego wdechu i zaciągnięciem się powietrzem. Kochałam tą woń. 
Zerknęłam na Asa, chcąc zobaczyć jego reakcję na wnętrze Biblioteki Barwnej Duszy. Basior akurat pochylał pysk, przymykając oczy. Zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć, co wyprawiał i już miałam spytać, gdy ciszę przerwało głośne kichnięcie. Samiec wymruczał przeprosiny i rozejrzał się w końcu po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy. Obserwowałam w ciszy, jak na jego pysk wstępuje delikatny uśmiech, a oczy błyszczą się w niemym zachwycie.
- Robi wrażenie, co? – spytałam po chwili. As odpowiedział jedynie gwałtownym skinieniem głowy i wrócił do rozglądania się. – Postaraj się nie zgubić, gdy ja pójdę po jakąś książkę, która będzie odpowiednia do nauki.
Dopiero po chwili usłyszałam ciche mruknięcie, które oznajmiło mi, że do basiora dotarło, że coś powiedziałam. Jednak czy zrozumiał, co do niego mówiłam, to była już całkiem inna sprawa.
Westchnęłam i skierowałam się w stronę regału zawierającego książki dla dzieci. By tam się dostać musiałam minąć biurko nieznacznie starszego ode mnie bibliotekarza – Daire był naprawdę miłym basiorem, który zawsze chętnie doradzał mi w kwestii powieści oraz dyskutował o tych przeczytanych, choć oczywiście nie mieliśmy podobnego gustu. Samiec wolał raczej kryminały lub książki grozy, które mnie nieszczególnie interesowały.
Gdy bibliotekarz zapytał mnie o powód mojego przyjścia do biblioteki, westchnęłam i wskazałam ogonem miejsce, w którym zostawiłam Asa.
- Tym razem to ja będę nauczycielką – powiedziałam, przewracając wymownie oczami. Basior roześmiał się cicho.
- To jak rozumiem, książki dla dzieci, tak?
Skinęłam głową.
- Dla mnie do nauki były odpowiednie, choć byłam już prawie dorosła, to i dla niego powinny być dobre. Tym bardziej, że zbyt dojrzały to on nie jest.
Nagle gdzieś z prawej strony dobiegł nas krzyk:
- Słyszałem!
Westchnęłam głośno i wbiłam wzrok w wysoki sufit.
- No właśnie – mruknęłam, co wywołało rozbawione parsknięcie u mojego rozmówcy. – Chyba lepiej już pójdę. Chciałabym wrócić do domu przed świtem.
Daire odpowiedział mi skinieniem głowy i życząc wspaniałej lektury oraz sukcesywnej nauki, wrócił spojrzeniem do książek, z którymi właśnie coś robił. Ja natomiast skierowałam swoje łapy prosto do wysokiego regału. Szybko zdecydowałam się na jedną z tych krótkich opowiastek, które próbowałam czytać na samym początku mojej przygody z książkami. Ta opowiadała o małym wróblu, który po tym jak zobaczył papugę, zapragnął zmienić swoje upierzenie na bardziej kolorowe. Choć dziwna, historia była bardzo urocza.
Z książką w pysku, skierowałam kroki w stronę miejsca, w którym zostawiłam mojego przyjaciela, tak naprawdę wiedząc, że nie ma go w nim już od chwili, w której tylko się odwróciłam. Nie odpowiadało mi jednak szukanie go po całej, dość rozległej bibliotece. Z tego powodu położyłam książkę na ziemi i czekałam w ciszy, aż samiec postanowi się pojawić.
W pewnym momencie usłyszałam głos Asa i zaraz po nim odpowiedź bibliotekarza. Nie byłam w stanie zrozumieć słów, lecz szybko domyśliłam się sensu rozmowy, gdy usłyszałam charakterystycznie głośne kroki mojego przyjaciela.
- Wreszcie – powiedziałam, pochylając się, by złapać książkę w pysk. Jak zawsze zajęło mi to trochę czasu, co tym razem szczególnie mnie irytowało ze względu na rozbawione spojrzenie Asgrima. W końcu całkiem zirytowana wyprostowałam się i zmierzyłam wilka groźnym spojrzeniem. – Myślisz, że to takie proste? Może zobaczymy, jak tobie pójdzie z podniesieniem tej książki, co?
As wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i wzruszył ramionami.
- Dobra. Zakład, że dam radę zrobić to w krótszym czasie, niż trwały twoje nieudane próby?
Uniosłam brwi do góry, by po chwili skinąć głową. Co mi szkodziło?
Basior uśmiechnął się jeszcze radośniej i kazał mi zacząć liczyć, co postanowiłam zrobić. Gdy tylko powiedziałam: „jeden”, samiec zamknął oczy, a gdy dotarłam do dziewiętnastu przede mną siedział młody mężczyzna o cynamonowych włosach i szaroniebieskich oczach.
Zanim zdążyłam to jakoś skomentować, ten podniósł książeczkę z pomocą swoich dłoni, która wydawała się w nich znacznie mniejsza niż w rzeczywistości.
- Ale… - zaczęłam niepewna, co dokładnie chciałam powiedzieć. Byłam zirytowana i zaskoczona sprytnym pomysłem basiora – To oszustwo.
Na ludzką twarz Asa wstąpił wesoły uśmiech.
- Nie ustaliliśmy sposobu, w jaki miałem ją podnieść – roześmiał się i pochylił w moją stronę, by potargać mnie po głowie. Nadal zszokowana nie zdążyłam cofnąć się na czas i poczułam jego dłoń czule tarmoszącą moją sierść. Było to całkiem przyjemne uczucie, jednak duma nie pozwoliła mi na pozwolenie mu na to zbyt długo, więc po chwili wyrwałam się i nie patrząc w jego stronę, skierowałam kroki w stronę czytelni.
As dogonił mnie zaledwie chwilę później, nadal cicho się śmiejąc.
Dureń – pomyślałam, przewracając oczami.
Czytelnia w Bibliotece Barwnej Duszy była naprawdę cudownym miejscem. Pomimo braku okien, bynajmniej nie było w niej ciemno. Mrok rozświetlały poustawiane na niskich stołach lub półkach z ciemnego drewna latarnie oraz zwykłe świece. Nadawały one pomieszczeniu niepowtarzalny klimat, wręcz idealny do zanurzenia się w świecie wybranej przez czytelnika książki. Poza tym wewnątrz można było odnaleźć kilka starych, lecz nadal bardzo wygodnych foteli i sof z wyświechtanym, szkarłatnym obiciem. To właśnie na jedną z takich sof wskoczyłam i usiadłam, owijając ogon wokół łap.
Jakiś czas później, gdy skończył już podziwiać piękno czytelni, As usiadł tuż obok mnie. Następnie położył książkę na swoich kolanach i skierował na mnie wyczekujące spojrzenie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że powinnam się odezwać. Odchrząknęłam nerwowo i zaczęłam:
- Gdy ja się uczyłam, moja opiekunka rysowała znaki na ziemi, by pomóc mi w zapamiętaniu ich kształtu. Niestety, ja nadal nie nauczyłam się pisać, więc będziemy zmuszeni radzić sobie z pomocą tego, co jest zapisane w tej książce – wskazałam pyskiem na kolorową opowiastkę znajdującą się na nogach basio… mężczyzny – To zacznijmy od…
- Jak nazywa się ta książka?
- „Wróbel Antek i kolorowe piórka” – powiedziałam, nawet nie patrząc na okładkę z grubym wróbelkiem i wypisanym czerwoną czcionką tytułem. Znałam ją aż za dobrze.
Wskazałam na pierwszą literę imienia jednym ze swoich pazurów.
- To jest właśnie litera wielka litera „A”. Ten znaczek – wskazałam na ostatnią literę tytułu – również się tak czyta, jednak jest to mała litera. Używa się jej znacznie częściej od wielkiej, która wykorzystywana jest przy zapisie nazw własnych takich jak imiona lub nazwy jakichś miejsc czy na początku zdania. Zdanie zawsze rozpoczyna się z wielkiej litery i kończy kropką.
As pokiwał w zamyśleniu głową.
- Coś mi się kojarzy… - mruknął.
- Następne jest „ą”, które w zapisie jest bardzo podobne do „a”, tyle że posiada ogonek – dla podkreślenia swoich słów, podniosłam i zamachałam delikatnie ogonem, uderzając nim lekko w dłoń chłopaka – Otwórz książkę i jej poszukaj – poleciłam.
As bezzwłocznie zrobił to, co mu nakazałam. Patrzyłam, jak przygląda się w skupieniu każdej napotkanej literze, aż w końcu zatrzymał się na tej odpowiedniej.
- To ta, prawda?
Skinęłam łbem z uśmiechem, nie mogąc powstrzymać dumy. Choć dziecinny, samiec nie był taki głupi, jak mogło się początkowo zdawać.
Może nie będzie tak źle… – pomyślałam i zaczęłam opisywać samcowi kolejną literę w alfabecie.

<Asgrim?>

Uwagi: Pisze się "tę ciszę", a nie "tą ciszę". Powtórzenia.

Od Joela "Pomyłka" cz. 1

Sierpień 2022 r.
Tego dnia było tak samo wietrznie jak w ostatnich miesiącach. Paskudna ta pogoda, nie ma co... Chciałem iść do Miasta, ale kategorycznie mi tego zabroniono. Z tym, że z dnia na dzień miałem coraz większe poczucie, że nie zdołam się tam już nigdy wybrać i warto jednak zgromadzić sobie jakieś pamiątki... Albo iść tam, do rodziny, i już nigdy nie wrócić do stada. Robiło się niebezpiecznie, a ja jednak wolałbym mieć poczucie, że przeżyję. Wyjeżdżając z dala stąd powinno być lepiej. Nie wierzę, że takie chmury by wisiały nad całym globem...
Prawda była też taka, że aktualnie byłem bezrobotny. Zwolnili mnie w Mieście, a jako, że nie miałem co ze sobą tam zrobić (prócz sporadycznych spacerków do baru na kilka drinków) większość swojego czasu spędzałem w watasze. Czułem, że się trochę staczam. Po co kończyłem studia? By sprzątać w kawiarni, a na końcu rzucić wszystko i zamieszkać w dziczy? Śmieszne. Tu nawet nie miałem swojej gitary. Czy to by oznaczało, że się wypalam? Nie, niemożliwe. Może to tylko chwilowy kryzys twórczy. W końcu dziwne, że taka pogoda mnie nie inspiruje... A może to wina tego, że wolę jednak nieco bardziej spokojne i pozytywne utwory? Aktualny stan był stanowczo zbyt porywisty.
Jak na zawołanie na zewnątrz zaczęło lać. Coraz piękniej. Wychyliłem się z jaskini, ale nie na tyle, by zamoknąć. Zmarszczyłem brwi. Ten deszcz był... inny. Nie zdawał się być szarawy. Był... niebieski. Zerknąłem na kałuże. Osadzało się się coś, co trochę przypominało mi pyłek drzew, ale nie był żółty jak zazwyczaj, tylko właśnie niebieski.
- Dziwne - mruknąłem i usiadłem na ziemi. Wpatrywałem się w to jak zaczarowany. Nie umiałem sobie wytłumaczyć co się właśnie działo i jaki może być powód pojawiania się czegoś takiego. Zerknąłem w kierunku malującego się w oddali Miasta. Już miałem przed oczami szaleństwo ludzi. Dziesiątki specjalistów wypowiadających się na temat dziwnego osadu, przedstawianie profesjonalnych wyników badań i tworzenie nowych kategorii opadów w prognozach pogody... Mieszczan pewnie albo to nie obchodziło, albo zaczynali panikować i uciekać. Mruknąłem z niezadowoleniem. Miałem nadzieję, że przestanie padać, bo naprawdę chciałem zabrać co moje, póki nie zatonie w tej ulewie.
- Nie wychodzić z jaskiń póki nie przestanie padać!! - wrzasnął jakiś wilk z tej drugiej części watahy. Nie znałem go. Westchnąłem cicho. Czyli mamy kolejny zakaz - nie wychodzić póki pada. Świetnie.
***
Ostatnie kilka godzin spędziłem na porządkach. W jaskini uzbierało mi się nieco rupieci, pochodzenia których nawet nie znałem, ale wmówiłem sobie, że ułożenie ich według kolorów powinno sprawić, że można nazwać to porządkiem. Beznadziejne, że nie podpisywali butelek z eliksirami. Tylko na kilku z nich widniał jakiś napis... Najbardziej zastanowiła mnie butelka z różowym płynem. Ktoś mi dał to na przechowanie, czy co? Nie przypominałem sobie żadnego prezentu podobnego do tego. Wyglądało jak kompot. Może to był kompot? Truskawkowy. W zasadzie tak właśnie to wyglądało. Zdjąłem ostrożnie buteleczkę z póki, bo i tak mi nie pasowała do wystroju. Wraz z tym momentem do środka weszła już dobrze mi znana Yuki. Na początku się jej wystraszyłem, bo najwyraźniej złamała zakaz wychodzenia, a ja nie spodziewałem się gości. Nadal padało, a ona wyglądała jak czarno-niebieska kula przemoczonego futra. Patrzyłem na nią z szeroko otwartymi oczami. W pysku nadal trzymałem buteleczkę, co musiało wyglądać jeszcze komiczniej.
- Ukradłeś mój medalion? - warknęła wściekle.
- Szo? Njee... - Powiedziałem, po czym odłożyłem butelkę z sokiem na bok - Nie wiem nawet o jaki medalion chodzi.
Westchnęła z poirytowaniem.
- To już nie wiem gdzie go szukać - mruknęła jakby do siebie.
- Może zgubiłaś go pod jakimiś rupieciami w jaskini...? Ja przed chwilą zrobiłem generalne porządki i kilka rzeczy się znalazło...
Przerwałem, bo wadera dalej patrzyła na mnie tym swoim wściekłym wzrokiem. W dodatku tak, jakbym był głupi. Przełknąłem ślinę.
- Jasne, nie potrzebujesz pomocy... - Rozejrzałem się po jaskini - Może masz ochotę na kompot? Tak na poprawę nastroju.
- Kompot? - powtórzyła nadal agresywnie.
- Wiesz, taki wywar z owoców. Bardzo dobry i słodki.
- Pewnie chcesz mnie otruć.
- Co? Ja? Ależ skądże - Zaśmiałem się cicho - Jeśli mi nie wierzysz to możemy się napić razem. Jeśli to jednak nie kompot, to ucierpimy na tym razem. Jeśli jednak kompot, to wypijemy coś naprawdę dobrego.
- A co jeśli ja nie lubię słodkich rzeczy?
- To doleję ci wody - Mówiąc to, zmieniłem się w człowieka i odszukałem miseczek, które tutaj służyły za szklanki. W wiaderku obok miałem również zapas wody pitnej. Obserwowała mnie niezbyt szczęśliwa. Nawet nie chciała się otrzepać. Musiała być naprawdę zła z powodu medalionu, skoro zgodziła się napić z kimś, kto chyba na ogół ją denerwuje.
Na końcu postawiłem przy niej miseczkę. Nawet w środku pływały truskawki. Tak, to na pewno kompot - pomyślałem z zadowoleniem. Popatrzyła na to bez przekonania i odczekała, aż usiądę po turecku na ziemi, wezmę miseczkę i sam ją przechylę. Obserwowała mnie przez moment.
- Kompot - oznajmiłem, wzruszając ramionami. Wziąłem kolejny łyk. Tak bardzo mi tego brakowało... Zupełnie taki jak u babci.
Dopiero wtedy postanowiła też spróbować. Najwyraźniej również jej zasmakowało, bo zaczęła pić dość łapczywie, a resztki wylizała językiem.
- Widzisz? Wiedziałem, że ci przypadnie do gustu - oznajmiłem z satysfakcją. Podniosła na mnie wzrok, ale czaiło się już w nim mniej gniewu niż do tej pory. Czyżby ten kompot był dla nas symbolem pojednania? Uśmiechnąłem się do niej.
- O, udobruchałem najbardziej obrażalskiego wilka w watasze - zażartowałem. Wywróciła tylko oczami. Dopiero zauważyłem, że nieco unikała mojego wzroku. Zawsze tak było? Być może. Nie zwracałem na to uwagi. Wyciągnąłem do niej rękę, a ona o dziwo się nie odsunęła. Przeczesałem palcami jej grzywkę tak, by nie zasłaniała jej oczu.
- Od razu lepiej. Nie będziesz już ślepa - mówiłem. Znowu zwiesiła głowę. Uniosłem brew. Takie zachowanie trochę do niej nie pasowało.
- Wszystko w porządku?
- Tak, idioto - warknęła. Westchnąłem. Czyli stara dobra Yuki wróciła.
- Mam wrażenie, że tym razem ty utknęłaś w mojej jaskini, a nie ja w twojej. Sytuacja jak przy naszym poznaniu się, tylko że na odwrót... Romantycznie, nie uważasz? - zapytałem z nieco wrednym uśmieszkiem. Prychnęła i zerknęła na dwór. W tej samej chwili trzasnął piorun. Tak głośno, że miałem wrażenie, że zaraz popękają mi bębenki, a cała Góra się zatrzęsła. Yuki pisnęła i przysunęła się do mnie. Odruchowo ją objąłem, mimo że nadal była mokra. Uderzyło tuż przy wejściu do mojej jaskini. Serce biło mi jak oszalałe. Czy to oznacza, że być może ledwo uszliśmy z życiem?
- Nienawidzę piorunów - powiedziała Yuki, siląc się na ton głosu wyrażający złość, ale wyszło dość żałośnie. Naprawdę się bała. Zatroskany ją pogłaskałem. Po raz pierwszy widziałem ją w takim stanie...
- Nic się nie stało... - wyszeptałem. Nieznacznie drżała. Nieustraszona Yuki czegoś się bała. Niemożliwe.
- Czasem nienawidzę bycia wilkiem. Ludzie nie mają tak czułego słuchu - Mówiąc to, obniżyła głowę tak, by móc lepiej ukryć swoje uszy. Kładła je po sobie. Musiały ją boleć.
- W domu miałem takie nauszniki... Trochę wyciszały... Ale teraz ich nie mam - zacząłem, ale ona mi przerwała. Podniosła głowę i popatrzyła na mnie z wyzwaniem w oczach:
- Nauczysz mnie zmiany w człowieka?

<C.D.N.>