Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 31 lipca 2018

Od Valkoinen "Dźwięki nadchodzące znad wody" cz.2

Lipiec 2021
Alfa właśnie stała nad Wodospadem i wpatrywała się w niego. Dla mnie wyglądał dokładnie tak samo, jak przedtem. Nie wiem czego tak w nim wypatrywała. Niczym się różnił, słońce jedynie mocniej odbijało się od tafli wody. Wydawała się teraz świeższa, niż przedtem. Jednak osoba, która wcześniej się jej nie przyglądała nie mogłaby tego zauważyć, może to? Jeszcze niedawno słońce na zmianę z chmurami przebijały się na prowadzenie. Każde z nich chciało mieć przewagę nad pogodą. Jednak teraz widocznie było widać jednego zwycięzcę, którego promienie spadały na ziemię, jakby szczerzył się w promienistym uśmiechu wygranego. Szczerze muszę przyznać, że kibicowałem innemu zawodnikowi. Jestem raczej stworzeniem, hmm, jakby to powiedzieć... cieniolubnym. Nie wiem czy to dobre określenie.
Jednak nigdy nie byłem geniuszem jeśli chodziło o myślenie. W żadnej innej dziedzinie nim nie byłem, tak szczerze mówiąc.
Pomyśleć, że akurat, kiedy gnałem nad wodospad, chmury specjalnie pochowały się. - pomyślałem. Nie mogło być inaczej! Pogoda bawiła się mną! Nie widząc siebie i tak wiedziałem, że wyglądam jak obrażone szczenię.
Jednak przypomniałem sobie, że mogę łatwo to sprawdzić, skoro obok mnie jest woda. Jednak mój wyraz pyska szybko się zmienił. Było to tak, jakbym sam przed sobą nie chciał być gburem. Podszedłem dość niepewnym krokiem jak na mnie do wadery stojącej już teraz niedaleko.
W takich momentach nigdy nie wiem, co powinienem powiedzieć. Mam przywitać się jakoś uroczyście? Czy może trochę mniej, ale jak do osoby bardzo doświadczonej? Co prawda musiałem porozmawiać kilka razy z Alfą, jednak teraz było to co innego. Wcześniej musiałem się po prostu zapytać o jakieś rzeczy. Teraz było to zupełnie coś innego. Przerażała mnie mniej niż na początku, to prawda, ale nadal było w niej coś strasznego. Podszedłem już bardzo blisko, nawet jakbym chciał, nie wywinąłbym się z rozmowy. Jej wzrok przeciął się z moim, a ja kierując wzrok w zasuszoną ziemię podszedłem do niej. Sytuacja była na tyle dobra, że stała sama, jakby obok ktoś był pewnie bym nawet nie podszedł.
- Dzień dobry, Alfo – powiedziałem bardzo oficjalnym tonem. Nie wpadłem na nic innego, a dłuższe czekanie przed rozmową nic nie zmieni.
- Dzień dobry – odparła jak zawsze z tą samą powagą na pysku. O rany. - Coś się stało?
- Słyszałem, o lekcjach liczenia... – Zawiesiłem się na moment i nie wiedziałem co powiedzieć dalej, jednak Alfa dokończyła za mnie.
- Czyli chcesz się nauczyć liczenia? - Spojrzała po mnie pytająco, na co ja przytaknąłem głową. - Siadaj.
Usiadła pierwsza, a ja zaraz po niej. Czy wie, że ja wcale nie umiem liczyć? Czy zacznie od skomplikowanych liczb tak, że nic nie zrozumiem?
- Podstawowymi liczbami są jeden, dwa – Alfa zaczęła wymieniać liczby, dopóki nie powiedziała dziesięć, na której skończyła. Jeżeli zapamiętałem chociaż połowę z tego to będzie dobrze. - Powtórz teraz wszystkie.
- Jeden, dwa – powiedziałem pytająco, na co tylko leciutko przytaknęła. Zatrzymałem się na liczbie sześć. Recytowałem liczby, powtarzając po niej.
- Tak więc jest jeszcze liczba zero. Jest ona najmniejsza. Oznacza tyle samo co nic. - Zaczynałem nawet łapać, o co chodzi w tym całym liczeniu.
Taaak geniuszu, łapać coś, co dopiero zacząłeś, pomyślałem. Moja rodzina to ma jednak szczęście, że się spaliła. Nie muszą przebywać z takim debilem, pomyślałem. Moment później zdałem sobie sprawę, ile tego jest. Później jeszcze raz wróciłem do mojej pamięci. Wspaniała i zawodna w momentach, kiedy się uczę i zapamiętuję imiona.
- Liczba jeden oznacza, że coś jest, ale najmniejsza ilość. Masz jeden nos, jesteś jeden.
Widać było, że Alfa mówi podobne rzeczy więcej niż jeden raz. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Mogła też być bardzo zmęczona lub bardziej znudzona sytuacją.
- Później jest liczba dwa – powiedziała, po czym głośno odchrząknęła. - Jest jeszcze inne słowo, które znaczy to samo. Para. - Kiwałem głową w zrozumieniu. Pewnie zrozumiałem z tego o wiele mniej, niż mi się zdawało.
To tłumaczenie wyglądało jak rozmowa sam ze sobą. Po prostu nie musiałem nic mówić. Było to nawet lepsze. Pewnie palnąłbym jakąś głupotę, a wolałem się nie pogrążać.
- Jeżeli upolujesz dwa króliki i zjesz jednego, to wiesz ile ci ich zostanie? - Przechyliłem głowę na bok.
Czy myślenie może boleć? Mógłbym przysiąść, że poczułem ruch w mojej głowie. Prawie usłyszałem pisk wszystkich części znajdujących się w mózgu. Czyli jednak coś tam mam? Po tylu latach mojego życia chyba coś tam się stało. Elementy zaczęły współpracować. Ktoś tam na pewno stał i próbował nimi poruszać, ale wiem, że to na pewno było trudne. Pewnie są tam ciężkie kamienie, którymi trzeba podrzucać, żeby cokolwiek zadziałało. One ocierają się o siebie wywołując ogień. Co prawda szybko to gaśnie, ale jednak coś pozostaje, przynajmniej w niektórych wypadkach. W moim chyba nie do końca. Później zostaje jakby ciepło wlewające się do umysłu, które za niedługo i tak by uciekło uszami. Wiedziałem jednak, że za wszelką cenę muszę je zatrzymać, jeżeli do końca życie nie zamierzam być matołem. Gdyby jeszcze dla kogoś takiego jak ja był ratunek.
- Eee... - odpowiedziałem bardzo mądrze. Ta zagadka na pewno musi mieć rozwiązanie! - Czy to będzie jeden?
- Tak, bardzo dobrze. Zaczynasz już najłatwiejsze rzeczy rozumieć. - Nie wiem, czy to była pochwała, czy jednak nie do końca. Uznajmy, że mnie pochwaliła. Prawie wyparłem pierś i spojrzałem w górę jak zwycięzca. Jednak fakt, że byłem mniej pewny siebie, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się zdawać powstrzymał mnie.
- Zróbmy kolejne zadanie. - To chyba za dużo jak na mój mózg, pomyślałem. On nic nie rozumie! Nie! Nie mogę go obrażać, bo nie będzie ze mną współpracować. - Wyobraź sobie, że upolowałeś jednego jelenia. A za dwie godziny kolejnego. Ile ich łącznie masz?
Z trudem hamowałem się, żeby ślina nie pociekła mi z pyska. Od długiego czasu nie byłem taki głodny. To będzie jeden. Skoro mam dwie godziny przerwy, to w tym czasie już go zjem. Sam nie dam rady, ale z kimś to już go na pewno nie będzie. Chociaż chyba mam założyć, że nie zostanie tknięty. To wtedy będzie... To jest za trudne! Ja się na to nie pisałem!
- Wiem! - krzyknąłem uradowany. Chociaż to brzmiało bardziej jak rozgryzana świnia. Brzmię jak jeden wielki debil. - Będę miał dwa jelenie. - Alfa pokiwała głową, uznając moją odpowiedź. Zacząłem uśmiechać się i ledwo powstrzymałem od ukłonów. Valkoinen ty matole, skończ się popisywać, jęknęła jakaś część we mnie. Jestem po prostu zwykłym idiotą, co uważa, że wszystko mu wolno i wszystko potrafi.
- Teraz może przejdziemy do czegoś trochę trudniejszego. - Spojrzałem się na Alfę z powątpiewaniem. Czy to na pewno dobry pomysł? Jednak nawet jeżeli tak sądziła, to nie dawała tego po sobie poznać. - Rano upolowałeś dwa króliki, jednak ktoś ci zabrał jednego, później upolowałeś połowę z tego ile miałeś, ale byłeś głodny i go zjadłeś. Pod wieczór oddałeś komuś jednego z pozostałości. Ile zostało ci królików?
Mój umysł musiał sporo pomyśleć, trochę to zadanie go przerastało. Jednak co jak co, ale na zostanie geniuszem z tej dziedziny to chyba nie mam szans. Jednak kiedy chwilę się zastanowiłem. Nie wiem, czy ta chwila była dłuższa, czy raczej krótsza, (ale zdawało mi się, że to pierwsze) jednak wymyśliłem pewną odpowiedź. Nie wiem, jak bardzo była ona inteligentna, a co dopiero poprawna. Jednak zadowolenie prawie tańczyło we mnie jakiś rytmiczny, wesoły taniec, zapewne ludzki, ale nie znałem się na tym. Zawadiacki uśmiech prawie wkroczył mi na pysk, ale przypomniałem sobie, że nie udzieliłem jeszcze odpowiedzi. Wznosiłem się na skrzydłach mądrości do gwiazd, które na mnie spoglądały. Oczywiście gwiazd nie było ani skrzydeł, tym bardziej mądrości. Moje skrzydła nie zaniosły mnie daleko i upadłem jedynie na tyłek rzeczywistości. Co za głupek, zgoniłem siebie w myślach.
- Czy to będzie raczej nic? - Popatrzyłem się na Alfę i czekałem na jej jakikolwiek ruch. Coś jej się jednak nie spodobało w mojej odpowiedzi.
- Odpowiedź jest dobra, jednak ta liczba, która oznacza "nic" ma swoją nazwę. - Przechyliłem głowę i wgłębiłem wzrok w Alfę. Faktycznie, coś w tym jest. Przypomina mi się jakiś urywek naszej nauki, w którym o tym wspomniała. Jednak wiedziałem, że na najświętsze albinosy nie przypomnę sobie tego. Gdyby moje drugie wcielenie umiało cofać się do przeszłości... Nie, nie umie, a próbowanie tylko marnowało mój czas.
- Nie pamiętam tego – westchnąłem cichutko i lekko zmarszczyłem nos. Słońce w końcu powinno się schować. Przez jego nadmiar wszystko zaczyna już piec, a duża ilość sierści wcale nie pomaga. (A powinna!)
- Dobrze geniuszu, widzę, że już nic więcej nie wymyślisz – Chyba to będzie na tyle dzisiaj, tak? Czy właśnie mi odpuszcza zajęcia? - Liczba to zero.
Faktycznie, ma w tym rację, było coś takiego. Jednak mój mózg, czy tam jego pozostałości chyba nie chciały tego do siebie przyjąć.
- Teraz ostatnia liczba i już daję ci spokój. - Co? To czeka mnie jeszcze ostatnia?! Ja się na to nie pisałem. Czuję się bardziej wyczerpany niż po godzinnym maratonie. Dla mądrości trzeba cierpieć, prawda?
- Jest to trzy, nie mamy jednak nic w swoim ciele, czego jest trzy. Także musisz dodać jeden nos i parę oczu. Wtedy uzyskasz liczbę trzy. - Dobra, tak więc to jest trzy?
To wszystko jest za głupie albo ja jestem na to za głupi. Nie, to jest za głupie na mnie. Przecież to nie ma sensu. Tutaj nic nie ma sensu! Polowanie ma sens, owszem. Bieganie, skakanie i inne rzeczy też mają sens. To wszystko jest potrzebne do przeżycia. Tam jest ogromny sens Czy tutaj jest coś, co też go ma, chociaż odrobinę? Nic mi się stąd nigdy nie przyda. To wszystko jest nie w porządku! Od urodzenia powinniśmy automatycznie, umieć to wszystko! Liczenie robi sobie z nas jakieś nieśmieszne żarty. Czemu to nie może być prostsze?
Jednak jest plus tej całej sytuacji, gdyby nie patrzeć to już skończyła mi się lekcja. Umiem już liczyć do trzech. Chociaż daję słowo, że minie kilka dni i nic z tych umiejętności nie pozostanie w moim pustym łbie.
Było mi strasznie gorąco. Nie wytrzymywałem już takich temperatur. Gdybym tylko miał żywioł wody... Albo wcześniej wpadł na genialny pomysł ochłodzenia się w Wodospadzie. Muszę chyba w końcu zacząć myśleć. Cofnąłem się kilka kroków w tył, na pewno więcej niż te trzy. Jednak nie pamiętam nazwy tej liczby. Może sześć? Czy jak to tam było? W każdym razie to nie było za bardzo ważne. Mam już gdzieś to liczenie. Będę się tym przejmować następnym razem. Wyciągnąłem łapy przed siebie i chlupnąłem wodę z niesamowitą lekkością, prawie ja motyl. Kogo ja oszukuję? Brzmiało to gorzej, niż jakby wskoczyło stado morsów. Dobrze, że wokół nikogo nie było, bo byliby mokrzy na całym swoim ciele. Wiem, że rośliny rosnące nad wodą w głębi siebie mi dziękują, a ja w końcu mogę się pokłonić. Podniosłem trzy łapy w górę i pochyliłem się w pokłonie. Zupełnie nieprzygotowany poczułem ciepłe zderzenie mojego pyska z wodą. Rozglądnąłem się wokół czy nikogo nie ma. Na moje szczęście bawiły się jedynie jakieś szczeniaki. Przynajmniej nic nie widziały. W końcu mogłem w spokoju odpocząć.

C.D.N

Uwagi: Nie zapisuj myśli jak wypowiedzi! Pomyliłaś jelenie z kozami. Cyfry w op. zapisuj słownie.

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 19

Styczeń 2021 r.
Pod koniec grudnia do naszej grupy dołączyła niejaka Gaja. Miała bardzo zaskakujące, bo zielone futro. Sama nazywała je raczej limonkowym, cokolwiek miałoby to znaczyć. Może kiedyś się tego dowiem. Tak czy inaczej Gaja była z nas najmłodsza. Było to uczucie niezwykle dziwne, gdyż dotychczas to ja zajmowałam to stanowisko, nie licząc Sakury. Nie dzieliło nas jednak aż tak wiele miesięcy, jak z zieloną waderą. Z tego właśnie powodu miewałam problemy z dogadaniem się z Gają... Aoki miała więcej prób rozmowy z nią, czemu przyglądałam się zwykle z pewnej odległości. Nasza młodsza koleżanka miała także oddzielnie zajęcia. O tych samych godzinach, ale otrzymywała całkiem inne zadania niż my. Widywałyśmy się jedynie na lekcjach polowania. Na pozostałych lekcjach byłam skazana na Aoki.
Choć czy tak bardzo skazana? Sama nie wiem. Zaczęłam przyzwyczajać się do jej obecności. Póki nie miała równie wrednego towarzystwa była całkiem znośna. Przyzwyczajenie się do tej świadomości zajęło mi sporo czasu, ale koniec końców się udało. Aoki przestała być moim wrogiem. Choć wciąż zdarzało się jej patrzeć na mnie nieprzyjaznym wzrokiem, to brak jakichkolwiek wstrętnych uwag powodował, że byłam skłonna nawet usiąść bliżej. Nauczyciele wyglądali na uspokojonych, widząc, że się jakoś dogadujemy. Rozmawiałyśmy niewiele i w dodatku nic poza tematami zajęć, ale lepsze było to niż nic. W sumie lubiłam ją obserwować. Nie wiem, czy to zauważała. Właściwie niewiele mnie to obchodziło. Zmieniła się, a zmiany mnie interesowały.
- Dzisiaj odbędziemy lekcję sztuk walki - Oznajmił Hitam, tym samym sprawiając, że w końcu odwróciłam wzrok od zamyślonej Aoki. - Mam nadzieję, że coś zapamiętałyście z poprzedniej, bo będziemy kontynuować ten temat.
- Ćwiczyłyśmy uderzenia tylnymi łapami bez odwracania głowy w stronę przeciwnika - wyrecytowała znużonym głosem Aoki.
- Świetnie - Uśmiechnął się lekko Hitam. Ten wilk zaskakująco często to robił. Co prawda były zazwyczaj bywały to uśmiechy blade lub ledwo zauważalne, jednak nie zmieniało to faktu, że miał pewne przyzwyczajenie do tej czynności.
- Dzisiaj będziemy omawiać wciąż kopnięcia tylnymi łapami, jednak z zamachu. Wymaga to dobrego wsparcia na przednich i zablokowania łokci, inaczej upadniecie na pysk. Ostatnio szło wam dość dobrze, więc sądzę, że sobie poradzicie.
Aoki ramiona opadły z zrezygnowania. Raczej nie przepadała za lekcjami sztuk walki. Miałam wrażenie, że zbyt bardzo bała się o zniszczenie swojego futerka. Ja osobiście uważałam, że i tak jest śliczne. Rudy to znacznie ciekawszy kolor od mojej pospolitej bieli.
- Nie będzie się kopać nawzajem, bo jeszcze zrobicie sobie krzywdę, a tego bym nie chciał. Na początek po prostu poćwiczcie odbicia przy drzewach, by się rozgrzać - oznajmił Hitam, wstając i idąc na skraj Zielonego Lasu. Znowu mieliśmy lekcje na Szczenięcej Polanie, więc kiedy podążyłyśmy w ślad za nim, już po chwili dotarliśmy do celu.
Wybrałyśmy sobie po jednym drzewie i zaczęłyśmy próbować. Hitam od czasu do czasu podchodził i poprawiał nas w razie, jakbyśmy robiły coś źle. Później objaśnił, jak prawidłowo wykonać zamach nogami, wskazał odpowiednią odległość od drzewa, byśmy sobie nie połamały niczego i przystąpiłyśmy do pracy. Szło całkiem dobrze. Aoki zdawała się wyżywać z maksymalną agresją. Dostrzegłam, że aż kora się sypała. Hitam nie zwracał na to większej uwagi. Czasem mówił, że lekcje sztuk walki są głównie po to, by wylać swoje negatywne uczucia, póki oczywiście nie zrobimy drugiemu wilkowi większej krzywdy. W końcu to tylko trening, a nie prawdziwe starcie.
Po zakończonej lekcji postanowiłam podejść do Aoki. Początkowo szłam kilka kroków za nią, aż nie odwróciła się i nie krzyknęła:
- Po co za mną leziesz?!
Zatrzymałam się i popatrzyłam na nią w milczeniu. Dopiero po chwili odparłam:
- Chcę porozmawiać.
Warknęła groźnie i przybrała pozę do ataku.
- Wszystko w porządku? Jesteś jakaś nieswoja. Jeśli stało się coś złego...
- Zamknij się, gównojadzie!
Zamarłam w otwartym pyskiem. Gównojad? Ja przecież nigdy nie... Ach, to pewnie jakieś przezwisko. Niezbyt kulturalne, swoją drogą. Aoki odczuwała potrzebę wyżycia się? W porządku. Spokojnie usiadłam i czekałam na dalsze obelgi. Wadera wyglądała na zdezorientowaną.
- Wstawaj i walcz!
Patrzyłam na nią w milczeniu. Kogo ona oszukuje? Na lekcjach radziłam sobie zwykle lepiej niż ona. Prawdopodobnie pokonałabym ją bez trudu. Wezwanie do walki skończyłoby się jej własną porażką. Kłapnęła groźnie zębami na niewiele tuż przed moim pyskiem. Zaraz potem od razu się wycofała.
- Czemu się nie ruszasz? - zapytała ostro.
- Ponoszą cię emocje. Jeśli by doszło do bójki, obie miałybyśmy problemy. Da się to załatwić w inny sposób. O co chodzi? - Zadając to pytanie, nadal nie spuszczałam jej z oczu. Patrzyłam centralnie na jej pysk. Teraz już wyglądała na całkiem zagubioną. Nachyliłam się do krzaka, który rósł tuż przy moim boku, delikatnie zerwałam kwiatka i włożyłam Aoki za ucho. Nie broniła się przed tym. Patrzyła na mnie kompletnie oszołomiona. Wróciłam na swoje miejsce.
- Po co to zrobiłaś?
- Aby ci poprawić humor.
Tym razem to ona otworzyła pysk, nie wiedząc jak reagować. Trochę złagodniała. Uśmiechnęłam się lekko, ledwo dostrzegalnie. Podobnie jak robi to Hitam.
- Udało mi się?
Odwróciła pysk, zawstydzona.
- Daj mi spokój - mruknęła i wyminęła mnie. Nie odwróciłam się za nią, ale mój uśmiech nadal się utrzymywał. Sama nie do końca wiedziałam dlaczego.
***
Kiedy wróciłam do jaskini, taty jeszcze nie było. Rano wspominał coś, że będzie musiał zostać przy Alfach dłużej, bo mają coś ważnego do omówienia i nikt nie może im w tym przeszkodzić. Ułożyłam się więc na tyle jaskini i rozmyślałam. Nie miałam nic ciekawszego do roboty. Zerknęłam leniwie w kierunku kilku książek, które w czasie wolnym czytał mój tata. Ja jeszcze nie umiałam, choć chętnie bym się nauczyła... Może za jakiś czas spytam kogoś o udzielenie mi kilku lekcji. Ciekawiło mnie, co wszystkich tak interesuje w książkach.
- Hej, Navri? - usłyszałam cichy, męski głos. Podniosłam głowę i popatrzyłam w kierunku wyjścia, ale prócz zarysu sylwetki nie widziałam nic.
- Kto tam? - zapytałam chłodno.
- Magnus - odparł szybko basior, wchodząc do środka - Mam dla ciebie specjalne okulary. Skupiają światło. Możesz je nosić w mniej słoneczne dni. W kompletnych ciemnościach ci one nie pomogą, ale mam nadzieję, że będziesz zadowolona.
Podeszłam bliżej. Basior zmienił się w człowieka i założył mi na nos coś podobnego, co on sam miał. Mój model miał jednak okrągłe szkiełka i były nieco inaczej wygięte. Rozejrzałam się, szybko mrugając.
- Przez pierwsze kilka dni będzie ci się wszystko rozmazywać i może boleć głowa, ale z czasem się przyzwyczaisz. W razie jakbyś miała jakieś problemy, zgłoś się do mni... - Urwał - Albo do Suzanny, bo od niej mam te szkła. Albo do Kai'ego. Lepiej do Kai'ego. Może on coś tymi swoimi szamańskimi czarami pomoże.
Chciałam powiedzieć, że Kai wcale nie jest szamanem, ale Magnus już wyszedł. Rozejrzałam się po jaskini. Rzeczywiście nie widziałam większej różnicy, lecz postanowiłam mu zaufać. Może miał rację, że potrzeba odrobiny czasu.

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.