Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Od Astrid "Szkoła..." cz. 2

Nadchodzi wrzesień. Czas mija. Nie długo zabrzmi pierwszy dzwonek. Nie wiem za bardzo co to za dzwonek, ale wiem chociaż, że powiadamia o końcu i rozpoczęciu lekcji. Dobra i tyle.
- Co tu jeszcze...? - mruknęłam stojąc jako człowiek w mojej jaskini. Pakowałam się teraz na pierwsze lekcje, to znaczy języki obce, które wypełniają całe poniedziałki. Uczyć się mam zamiar na pedagogice wczesnej edukacji, by potem iść do przedszkola i się zajmować dziećmi lub do szkoły podstawowej gdzie będę pracować razem z I, II i III klasistami.
W pewnym momencie spojrzałam na swego rodzaju zegar słoneczny stworzony przeze mnie z patyka wbitego w ziemię.
- O nie już 8! - pomyślałam zdenerwowana - Za 15 minut mam lekcje!
Wystraszona perspektywą spóźnienia się szybko wybiegłam z lasu, by znaleźć się w dużym, szarawym mieście. Ruszyłam biegiem po chodnikach wybitych szaro-różową kostką. Ludzie gapili się na mnie jak na wariatkę.
- Ej, niebieskowłosa, gdzie ci tak śpieszno?! - zawołał jakiś chłopak na oko w moim wieku.
- Na zajęcia! - odkrzyknęłam nie zwalniając kroku. Chłopak podbiegł w moją stronę stając przede mną.
- Nie za stara jesteś na szkołę? - spytał przekręcając głowę w bok.
- Chodzę na studia. - odparłam.
- No widzisz ja też. Jeśli można spytać to na jakim kierunku? - spytał. Spojrzałam do góry na chłopaka o czarnych, rozczochranych włosach i ciemnobrązowych oczach.
- Pedagogika Wczesnej Edukacji. - wyrecytowałam - A ty?
- Ja też, a tak w ogóle jestem Seth. - uśmiechnął się promiennie.
- Astrid. - przedstawiłam się.
- Ładne imię... - powiedział spoglądając w moje oczy.
- Seth, przepraszam cię, ale za... - spojrzałam na zegarek - 3 minuty są zajęcia.
Chłopak mruknął coś przeciągle co prawdopodobnie było przekleństwem. Po czym złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do szkoły.
- Co robisz? - spytałam zaskoczona. Seth nie odpowiedział, rozluźnił za to trochę uścisk, jednak nie na tyle bym dała rady się z niego wyrwać.
Po półtora minucie wchodziliśmy po kremowych schodach do szkoły. Wbiegliśmy przez drzwi, pędziliśmy po korytarzach aż w końcu znaleźliśmy salę 105. Po przekroczeniu jej progu usiadłam byle gdzie. Seth uczynił to samo. Znalazł się w rzędzie po prawej trochę z przodu.
- Cześć! - przywitała mnie siedząca obok dziewczyna o długich, brązowych włosach związany w trylion warkoczyków - Jestem Sandy, a ty jesteś...?
- Astrid. - powiedziałam dysząc lekko.
- Miło cię poznać. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Ciebie też mii... - zaczęłam. Przerwało mi jednak głośne i przeciągłe "DRRRRRRRYN...". Wystraszona zwiłam się z bólu.
- Nic ci nie jest? - spytała Sandy.
Nie byłam w stanie jej odpowiedzieć. To za bardzo bolało.
- Cisza, zaczynamy lekcje. - powiedział starszy mężczyzna o "puszystej" postawie.
- Ostrzegam cię, że bardzo zanudza. - szepnęła blondyna siedząca po mojej drugiej stronie.
- Skąd wiesz? - spytałam ją głośnym szeptem.
- Proszę pana! A one gadają! - zawołała popielata we włosach okularnica.
- Dość! Astrid Wolf, Shelby Greenstorn, Sandy Mikety i Miranda Geburty mają być cicho i to w tej chwili! - zawołał opasły nauczyciel.
- No to fajny początek. - pomyślałam rozglądając się jak cała "klasa" obserwuje mnie, Sandy, Shelby i Mirande. Po paru minutach wszyscy w końcu się odwrócili w stronę nauczyciela, który napisał na tablicy swoje nazwisko.
- Jestem Adolf Schenkey i będę was uczył języków obcych. - powiedział mężczyzna.
- Nie martwcie się jednak on uczyć będzie was tylko J. Niemieckiego, Rosyjskiego Hiszpańskiego i Francuskiego. Mi przypada Angielski, Polski, Czeski i Włoski. - powiedziała kobieta o brązowych, falowanych włosach i jasnej cerze. - A na imię mam Francesca. I macie mi mówić po imieniu!
Dwóch nauczycieli, hmmm... Ciekawe... Jak sobie poradzą...?

<C.D.N>

Uwagi: czasami zapominasz o przecinkach.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Od Nari "Spacer czy randka?" cz.7 (cd. Kai)

Obudziłam się krótko przed wschodem słońca. Zauważyłam, że Kai jeszcze spał. Postanowiłam go nie budzić, bo w końcu zasłużył na długi sen. Rozejrzałam się dookoła jaskini i stwierdziłam, że była za mało przystrojona. Wzięłam koszyk i wyszłam z jaskini. Na początku poszłam na Wrzosową Łąkę po wrzosy. Uwielbiałam, gdy wiatr sprawiał, że one cichutko szumiały. Dokładnie tak jakby sprawiały, że uśmiechałam się. Zerwałam ich kilka. "Przepięknie będą wyglądały" - pomyślałam. Następnie postanowiła pójść nad Wodospad. Podobno było tam kilka zwykłych i szlachetnych kamieni. Nabrałam powietrza i wskoczyłam do wody. Była wprost idealna, ciepła, ale nie aż tak bardzo. Zanurzyłam łeb i zaczęłam szukać kamieni. Przeszukałam całe dno, szukając diamentów, szmaragdów, rubinów lub jakichkolwiek cudeniek. Po kilku sekundach w końcu je znalazłam i od razu wypłynęłam na powierzchnię. Jeszcze trochę i bym nie wytrzymała pod wodą. Leżąc na ziemi przyglądałam się moim łupom. Następnie poszłam po resztę kwiatów i wszystko schowałam do koszyka. "Kai'emu się na pewno spodoba" - pomyślałam. Jeszcze dokładnie przy promieniach słońca dokładnie przejrzałam kamienie szlachetne czy żaden nie jest uszkodzony lub czy nie ma rysy. Rozpoznałam każdy diament, szmaragd, rubin, szafir, topaz, aleksandryt, akwamaryn, heliodor, morganit, beryl, turmaliny, biksbit i spinel. Po godzinie wróciłam do jaskini. Na szczęście Kai jeszcze spał, a ja zdążyłam przystroić jaskinie. Była teraz cała we wrzosach, różowych kwiatach i błyskotkach, które uwielbiałam najbardziej na świecie. Położyłam się, czekając na pobudkę mojego bohatera. Obudził się po pół godzinie. Jego nagła reakcja była bezcenna. Ten jego szok.
- Co to? Gdzie ja jestem? - zapytał zszokowany.
- W naszej jaskini - odparłam z wielkim wilczym uśmiechem. - Podoba ci się?
- Nie jestem gejem...
- Czyli ci się nie podoba? - zapytałam z łzami w oczach.
- Tylko tęczy mi tutaj brakuje.
- A ja tyle się nad tym napracowałam, jesteś taki niedobry.

<Kai?>

Uwagi: czasami przekręcasz końcówki i zamiast "om" czy "on" piszesz "ę" czy "ą".

Od Etera "Cierpiała za tych, którzy próbowali ją uratować" cz.6 (CD. Lithium)

Znałem to imię, zbyt dobrze by wiedzieć czego chcę. On przyszedł po Lithium, a ja miałem spełnić przepowiednie... Wpadł do mojej jaskini. Zabrał Lithium. A ja... a ja próbowałem się ruszyć, lecz czas jak gdyby się zatrzymał. On patrzył mi prosto w oczy, widać było strach, cierpienie... Nagle zmieniłem się w demona. Ale moja podświadomość ujarzmiła go. Widać było że ten, który ją zabrał już nie był tak pewny siebie. Widać było w oczach strach... nie wiem czy przede mną, czy przed tym, że może zginąć. Odłożył Lithium, która była nadal nieprzytomna. Ja przeszedłem przemianę, demona. Zaczął biec, ja byłem o wiele szybszy i zanim się obejrzał byłem przed nim. O zaczął biec w drugą stronę. Stanąłem przed nim i powiedziałem:
- Jeśli coś się jej stanie, pożałujesz tego do końca swojego, krótkiego, nędznego ŻYCIA! - Echo rozniosło się na cały las.
- Hahahahaha!!! - Roześmiał się jakby nie znał mnie.
- Wiem kim jesteś! To twój brat mnie uratował! - Wykrzyczałem.
On zaniemówił... Wiedział co jego brat mu obiecał "Obiecuję, on jej nie pozna, i zginie...".
Lithium obudziła się.

<Lithium?>

Uwagi: małe szczegóły

sobota, 25 kwietnia 2015

Od Lithium "Cierpiała za tych, którzy próbowali ją uratować" cz.5 (cd. Eter)

Widząc Etera, mało nie fiknęłam ze szczęścia! Wrócił! Żyje! Matko, tak się bałam, chciałam już niedługo ruszać, ale usłyszałam jego myśli. Cierpliwie czekałam, aż w końcu stał teraz przede mną ze zdziwieniem w oczach.
- Tęskniłam, idioto! Tęskniłam! - krzyknęłam i rzuciłam się basiorowi na szyję. - Miałam zamiar użyć zaraz medalionu. Bałam się...
- Że co? - zapytał zaskoczony.
- Że nie wrócisz... - szepnęłam. - Eterze...
Teraz zaczynały się schodki. Było mi ciężko się tym podzielić. Trzeba przyznać, nie było to łatwe. Ale on podzielił się ze mną kawałkiem siebie. Ja też jestem mu takie coś winna.
"Falla powróciła do swojego normalnego wcielenia - Rei. Widząc zwłoki Spirit'a, nie miała pojęcia, co ma zrobić. Najpierw pochowała swego przyjaciela, później odeszła. Nocami wyła, zrozpaczona po ogromnej stracie. Wilki mawiają, że do dziś słychać pełne żalu wycie Falli, a deszcz symbolizuje łzy Rei."
"Czyli teraz, gdy pada deszcz, to Rea płacze?"
"Nie wiem. Może... Chodź mój Duszku!"
Puściłam basiora, po czym spojrzałam mu głęboko w oczy. Nie byłam pewna, czy jeśli pozna prawdę o mnie, nie zostawi mnie. Nie mogę mieć pewności, czy na pewno zostanie.
- Co się stało...? - zapytał z przejęciem.
W tej chwili coś we mnie pękło. Uciekłam jak najszybciej i zaszyłam się w lesie przy tamtym jeziorku. Słońce powoli wschodziło, oświetlając moją osobę pierwszymi swoimi promieniami. Usłyszałam szelest liści. Machinalnie odwróciłam się, może myślałam, że zobaczę Etera. Jednak... zobaczyłam coś, właściwie kogoś, kogo nie powinnam już nigdy zobaczyć. Czarna postać. Wielki, czarny jak serce Otchłani, ze skrzydłami zdolnymi zakryć połowę świata, gdy tylko On tego zechce.

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdW5nF-Qll48I7JNaWl9TxMDKXrlm-NF7S-ZSIjWpnsOxNPEWL67PNoq__12bTs9yb00aSpsKJu4My3gTET6Dp3ZJ0jEaC9MJbRJGC42QudFbSoIQm7gFtt-PviCTE1LgNcW4lM31jmXo/s1600/1394d8f15d3e58fa041dd1e0b758a6ef-d34qjpr.png

- Pamiętasz mnie, moje dziecię?
W tej chwili czas się dla mnie zatrzymał. Stał przede mną ten, który powinien przeklinać swój parszywy los. Podszedł niebezpiecznie blisko, mogłam poczuć woń Jego sierści. Ale... Duchy nie wydzielają zapachu. Czy to... czy mój koszmar właśnie się spełnia...?
- Pamiętasz mnie, moja córeczko? Witaj, Black Spirit.
Rzucił się na mnie, potem pamiętam, jak ledwo uciekałam. Nie mam pojęcia, jakim cudem znalazłam się w jaskini Etera. Byłam cała we krwi, na moim ciele widać było wiele śladów bójki. Basior popatrzył na mnie ze strachem w oczach. Zanim straciłam przytomność, zdążyłam coś powiedzieć.
- On powrócił. Debiru...
Potem urwał mi się film. Dalej ciemność, pustka i tak dalej.

<Eter?>

Uwagi: literówki

Od Sagriny "Życie nie ma sensu..." cz.1 (cd.chętny basior)

Wstałam rano. Nie czułam bólu, który prawdopodobnie doskwierał mi, gdy spałam na kamieniach. Powoli wstałam i ruszyłam przed siebie. Bez wahania stąpałam po nierównych terenach, bo po co patrzeć pod nogi? Przewrócę się, to wstanę. A jak nie wstanę to poleżę sobie chwilkę. W moich oczach nie było żadnej nutki szczęścia. Ogarniała mną rozpacz, złość... Czasami zastanawiałam się jakby to było jeżeli by mnie nie było. Może to dość egoistyczne, ale cóż taka może jestem. Pewnie użalam się nad sobą ciągle, przyjaciele by powiedzieli: "Ej! Sagi! Nie załamuj się! Przecież będzie dobrze!" . Ale ja takich słów nie usłyszę. Dlaczego? Bo nie mam nikogo kto by mógł tak powiedzieć. Nikogo kto by wysłuchał moich żali z ochotą, nikogo kto by mnie pocieszył i rozbawił. Siostra? Prawie nie rozmawiamy... Ja i ona to dwa różne światy, niby takie same, ale jednak inne. Nagle potknęłam się i wpadłam w sidła. Nie było to dla mnie zaskoczeniem. Siatka podniosła mnie do góry. Ja ułożyłam się wygodnie i leżałam, nie czekając na pomoc. Nagle usłyszałam głos wilka, basiora. Nie odwracałam się.
- Cześć, pomóc ci? - spytał bez wahania
- W czym?
- No jesteś w sidłach! Zaraz przyjdzie myśliwy i będzie nieprzyjemnie!
- Może to i lepiej - odparłam

<cd.CHĘTNY BASIOR>

Uwagi: brak

Od Wissy "Symbolika" cz.1

Wieczorem podeszłam do znajomego krzewu. Poczułam woń cudownego zapachu wydobywającego się z jego kwiatów. Wdychając ich piękny zapach, przypomniałam sobie o bibliotece, która znajduje się niedaleko. Miałam ochotę poczytać sobie o magii, oraz nauczyć się co nie co.
Po kilkuminutowej wędrówce przez tereny watahy, zobaczyłam jak na horyzoncie pojawił się budynek. Przyspieszyłam kroku i po chwili znalazłam się przed drzwiami. Biblioteka była stara, ale w dobrym stanie. Otworzyłam skrzypiące drzwi i weszłam do środka pełna podziwu dla tego miejsca. Zobaczyłam książkę, która leżała na ziemi zakurzona i bez swojego miejsca na regałach. Podniosłam ją chcąc usadowić na jakieś miejsce. Odłożyłam ją na półkę obok pewnej grubej księgi.
Poszłam szukać tego, co mnie interesowało. Przeczesywałam dziesiątki regałów, gdy natrafiłam na "MAGIA". Uradowana podbiegłam do napisu i zaczęłam szukać. Znalazłam tylko 4 książki. Jedna nosiła tytuł "Magia i jej zasoby", druga "Trochę na temat magii i myśloform z nią związanych", trzecia "10 żywiołów magicznych", i ostatnia - czwarta zaciekawiła mnie najbardziej. Miała tytuł zapisany dziwnymi literami: "ƬΛJΣMПIᄃΣ".
Wyciągnęłam grubą i potężną książkę, położyłem na stole i zdmuchnęłam warstwę kurzu. Otworzyłam ją delikatnie. Wszystko było pisane runicznymi znakami, jedyne, co zdołałam odczytać to:
"... magia to tylko powierzchowna nazwa całych ƬΛJΣMПIᄃ. Nikt tak naprawdę nie wie, dlaczego i w jakich okolicznościach powstała. Nawet... nie umiem stwierdzić rzeczy zwięzło strateregiczne... bla, bla... ". Jedynie tyle zdołałam odczytać. Postanowiłam więc poszukać słownika, w którym znalazłoby się podobne pismo.
Po kilkukrotnym i długim przeszukiwaniu biblioteki i tak nic nie znalazłam. Tracąc nadzieję ponownie zasiadłam do książki. Skupiłam się, i otworzyłam na kolejnej stronie. Symbole były jeszcze bardziej nieczytelne. Najbardziej rzuciło mi się w oczy napisane wytłuszczonym i pogrubionym drukiem słowo ".ɥʇɐp ɥnoʎ". Ten wyraz był inny. Nie był pisany symbolami, lecz odwróconym pismem. Youh dath. Brzmiało podobnie do "You death", lecz to było nieco inne. Pomyślałam, że lepiej byłoby odłożyć książkę, i poczytać inną. Wzięłam więc pierwszą lepszą i otworzyłam ją. Była to historia pisma runicznego. Co za fart. Od razu rozpoczęłam naukę.
MΛᄂЦƬKI - Malutki
ƧMЦƬПY - Smutny
ƧZᄃZllᄂIЩY - Szczęśliwy
BIΛllY - Biały
ᄃZΛЯПY - Czarny
Uczyłam się w bardzo szybkim tempie. Najpierw podstawowe słowa i czynności, później bardziej skomplikowane. Interesowało mnie to, a jednocześnie ciekawiło. Nim się obejrzałam nastała późna noc. Znużona ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je i poczułam chłodny powiew wiatru napływający do ciepłego wnętrza. Ruszyłam ku mojej jaskini.

<C.D.N.> 

Uwagi: brak

Od Astrid "Szkoła..." cz. 1

Jestem już dorosła. Naukę w szkole właściwie skończyłam. Niestety, ale ona była tylko podstawowa. Jeśli mam zamiar iść do jakiejś porządnej pracy, gdzie będę zarabiać porządne pieniądze, by watahę było stać na porządny dom. Żeby wszystko w ogóle było porządne! To muszę iść na studia. Tylko na jaki kierunek? No właśnie: jaki? Kierunków jest wiele, ale w którym ja mam się udać? Zagadka życia... Przynajmniej wiem, że nie idę do pracy tylko na studia co może troszeńkę kosztować... Dokładnie 30 Srebrnych Gwiazdek. No cóż, nie od dziś jednak wiadomo, że nauka trochę kosztuje. Książki, zeszyty, przybory no i co najważniejsze czas... Dużo czasu. No, ale nie ważne. Koniec rozmyślania, bo jutro trzeba iść i poszukać dobrych uczelni. Dodatkowo jakąś wybrać i zapisać się na zajęcia...

***

Rano obudziły mnie snopy światła wpadające do jaskini, które głaskały moją sierść.
- Pora wstawać. - pomyślałam. Po dłuższej chwili wstałam.
- No i idziemy. - ziewnęłam cicho wychodząc z jaskini.
Kiedy zmieniłam wyszłam z lasu zmieniłam się w człowieka. W mieście przejrzałam wiele uczelni i kierunków studiów. Najbardziej jednak spodobała mi się szkoła, w której będę się uczyć jak uczyć innych. Całkiem ciekawe trzeba przyznać. Czym prędzej zapisałam się na zajęcia i uciekłam na teren WMW. Za "jakiś czas" skończą się zapisy i dadzą nam (czyli uczniom) coś w stylu planu lekcji. No cóż ciekawe kiedy to będzie...

<C.D.N.>

Uwagi: brak

sobota, 18 kwietnia 2015

Od Noriny "Wataha i zakochanie?" cz. 2 (cd. Soulis)


Uśmiechnęłam się do niego. Poszliśmy do Kiiyuko. Znaleźliśmy ją w jaskini. Gdy weszliśmy tam od razu spojrzała na Soulisa.
- Kto to?
- Soulis, chętnie dołączyłby do watahy.
Kii spojrzała na niego.
- Niech dołączy wtedy. – Posłała nam uśmiech.
Wyszliśmy z jaskini. Spojrzałam na Soulisa i posłałam mu śmiech.
- Witamy w watasze.
Odwzajemnił uśmiech.
- Wolisz być najpierw przedstawiony innym członkom, czy zwiedzić tereny?

<Soulis? Wybacz, że tak późno, ale weny nie miałam, a teraz to ledwo udało mi się coś napisać> 

Uwagi: no tak trochę krótko... Widać, że dokucza Ci brak weny.

piątek, 17 kwietnia 2015

Pomocnicy Ishi

Norina: A tak przy okazji. O co chodzi z tymi Pomocnikami?
Już tłumaczę. Otóż przestanę się pojawiać się na czacie, a jak już, to będę to robić sporadycznie. Pomocnicy Ishi to nic innego, jak wyznaczeni przeze mnie członkowie watahy, którzy będą wypowiadali się w moim imieniu lub pomagali nowym członkom. Mimo wszystko nie zyskują miana Moderatorów, gdyż mają małą "władzę" tylko i wyłącznie na czacie. Pomocnicy mają ze mną praktycznie nieustannie kontakt. 
Co tak właściwie będą robić?:
Np.:
- Kiedy Ishi wstawi op.?
- Najpewniej dziś.
Czy:
- Jest Alfa? Chcę dołączyć. ^^
- Obecnie nabór zamknięty. Możesz co najwyżej napisać do niej z prośbą o rezerwację miejsca

Lub:
- O co chodzi z tą watahą?
- Zapraszam tutaj (link do "O watasze", bo tam wszystko jest)

Czyli zabawnie mówiąc: informacja turystyczna.

Rolę Pomocników Ishi zyskali:
  • Sora
  • Czarny_Kot
  • Xrit (tak, owy tajemniczy członek, jak się okazało, jednak należy do WMW)

Jest jeszcze druga sprawa: nabór WMW zostanie całkowicie zamknięty na czas bliżej nieokreślony. Jutro jedynie wyślę wiadomości do tych, którzy już wcześniej zarezerwowali sobie miejsce, że mogą pisać już pierwsze op. o dołączeniu. 
Miejsce dla szczeniaków wilków będących już wcześniej we watasze przez cały czas będzie dostępne, bez rezerwacji!

Od Percy'ego "Praca cz. 3"

Skończyłem już prace, lecz nie wracam do domu. Siedzę w zakurzonym fotelu. Obok mnie, na kanapie, leży Grace. Simon pakuje kartony z ubraniami i ważnymi rzeczami. Chciał, abym pomógł mu w przeprowadzce. Znalazł sobie mieszkanie na obrzeżach Los Angeles. Nadaje się dla niego i Grace.
Przypatruje się dziewczynie. Ma czarne włosy i szmaragdowe oczy. Może i jest ładna, ale ja już wybrałem inną. Piękniejszą. Dziewczyna bada mnie wzrokiem. Nasze spojrzenia krzyżują się, lecz nie odwracam wzroku.
- Zawsze masz taką kamienną twarz? - pyta cicho.
Chce mnie uwieść. Widać jak na dłoni. Nie ufam jej. Marszczę czoło próbując zdusić śmiech. Jest z Simonem, a już szuka nowego kochasia.
- Zawsze tak na wszystkich patrzysz? - odpowiadam niemal nie ruszając ustami. - Nie zapominaj o swoim "pseudo" chłopaku, którego zaraz rzucisz - syczę wstając szybko.
Czuję jej wzrok na swoich plecach gdy odchodzę.
Zaglądam do czegoś w rodzaju kuchni. Nie ma po nim śladu. Strych stajni jest wielki, a Simon zajmuje 1/4 część, czyli nawet dużo. Maszeruję korytarzem do sypialni. Stamtąd słyszałem krótki, cichy brzdęk. Wchodzę do środka. Chłopak siedzi na skraju czegoś, co pełni rolę łóżka. W rękach trzyma ramkę ze zdjęciem. Gdy podchodzę bliżej, nawet się nie wzdryga. Widzę na fotografii twarz kobiety i mężczyzny.
- Nie ma ich ze mną już kilka miesięcy - szepcze miękkim głosem.
Domyślam się, że to jego rodzice. Nie potrafię pocieszać innych, nigdy nie potrafiłem. Nie ruszam się. Chwile potem dołącza do mnie dziewczyna. Patrzy na mnie. Daje jej "znak" głową, aby do niego poszła.
- Simon - siada obok niego i zastyga w bezruchu.
Chłopak ciężko wzdycha. Wycofuje się do drzwi i opieram ręką o futrynę. Milczymy. Grace obejmuje ręką Simona. Kładzie głowę na jego ramieniu. Postanawiam, że ich zostawić samych. Może pomyliłem się co do Grace? Nie wiem.
Schodzę w dół. Kieruję swoje kroki do boksu Brytana. Ostatnio bardzo mało czasu właśnie jemu poświęcam, a jest jednym z koni, które zostały mi przydzielone. Słysząc kroki, wałach od razu wychyla głowę znad drzwi. Rży cicho na mój widok. Podchodzę bliżej i klepię jego potężną szyje. Nie wchodzę do boksu. Tylko bym się zasiedział. Koń skubie rękaw mojej koszulki.
- Percy? - słyszę ciche pytanie.
Odwracam głowę w stronę głosu. Simon. Głaszczę ostatni raz czoło zimnokrwistego i idę po kartony.
***
Zmieniam ściółkę w boksie hanowerskiego wałacha siwej maści - Jeremmy Steal. Podobno jego właścicielem jest znany skoczek, Albert Hinkle. Nie zdradzono mi szczegółów, więc mogę tylko przypuszczać.
- Grime na pana czeka - obok mnie przechodzi Lantern.
Spoglądam na niego. Jak zwykle elegancko ubrany, chodzi dumnie z zadartym nosem.
***
I kolejny raz patrzy na mnie ciekawym wzrokiem. Trzymam w lewej dłoni kantar. Niech się przyzwyczaja do tego widoku. Wyciągam do niej rękę. Cofa się dwa kroki. Był już późny wieczór, Lantern pojechał do miasta coś załatwić. Simon ma wolne, inni wcześniej skończyli. A skoro jestem tu sam, to postanawiam zmienić swą postać. Wieszam kantar na kołku obok furtki. Zamykam oczy i próbuję nie popełnić błędu. Nadal uczę się moich mocy, nie poznałem jeszcze wszystkich.
***
Spoglądam w dół. Kopyta. Czyli się udało... Widzę świat z innej perspektywy, wszytko jest niżej niż było. Skupiam się na klaczy. Stawia uszy ruszając lekkim kłusem w koło wybiegu. Rży cicho, ma podniesioną głowę. Zawracam w stępie i rozpędzam się do wolnego galopu. Gdy już jestem wystarczająco daleko, obracam się. Stoję na przeciw płotu. Rzucam się do cwału. Wybijam się i przeskakuję ogrodzenie z dużym zapasem.

<C. D. N.>

Uwagi: "Potężną" piszemy przez "ż".

Od Patricii "Impreza się skończyła" cz.4

- Z czego się śmiejesz? - spytałam sama z siebie w myślach. - Dziewczyno, ty nie byłaś taka zawsze. Co ci się stało?!
- Nie wiem. - powiedziałam na głos odpowiadając sama sobie.
- Czego nie wiesz? - spytała zaskoczona wadera.
- Byłaś spokojniejsza, milsza, bardzie dobra... - odparło moje zrozpaczone sumienie.
- Wieem. - mruknęłam.
- Zwariowała. - stwierdził Yusuf.
Ja ich prawie nie słyszałam. Byłam teraz gdzieś daleko. W niewielkim, białym pomieszczeniu. Siedziałam na białej ziemi i widziałam przed sobą siebie tylko, że z białymi, anielskim skrzydłami. Moje tak zwane Dobre Sumienie. Rozmawiałam z nim w białym miejscu, ale tam na terenach WMW byłam tylko ja odpowiadające (głosem) na "swoje myśli". Czy byłam zwariowana, szalona? Może powinni zabrać mnie do psychiatryka?
- Zmień się Tri, zmień się... - zawołała lepsza wersja mnie. Ja wróciłam do rzeczywistości.
- Ku-ku, ku-ku. - mruknął Yusuf.
Nie odpowiedziałam na to. Postanowiłam odejść z tego świata i właśnie to mam zamiar teraz zrobić. Ruszyłam ku światłu.
- Dobrze, że wróciłaś. - powiedział ten sam głos co mówił do mnie na samym początku tego niezwykłego zdarzenia.
- Taak. - powiedziałam tylko.
- Ona znika! - zdziwiła się Sarah.
- Pozdrówcie ode mnie Kiiyuko i Rafaela oraz Kai'ego! - zwróciłam się do tej ziemskiej, żywej dwójki.
I odeszłam. Teraz jestem martwa i czekam na tego co mi wytłumaczy gdzie trafię. Nie ważne zresztą gdzie. Ważne jest to, że za chwilę zacznie się kolejna impreza tylko, że pozaziemska!

Uwagi: brak

Od Astrid "Zamiana" cz. 1 (cd. chętny)

Nareszcie jestem dorosła. Po załatwieniu różnorakich formalności dotyczących dorosłości (wybór stanowiska itp.) postanowiłam się przejść po terenach okalających same serce watahy, czyli... No właśnie co było sercem WMW? I czy w ogóle wataha może mieć serce? Ta wydaje się, że ma. - podążałam przed siebie pogrążając się w myślach.
Łapy wydawały się nieść mnie prosto do biblioteki.
- Może wypożyczę jakąś książkę? - wyszeptałam do siebie.
Powoli weszłam do pomieszczenia z książkami. Bibliotekarki nie było, bo jedyna jaka tu była odeszła. Rose była spoko, lubiłam ją. Powoli mijałam regały z książkami. W końcu doszłam do dużego regału z napisem na górze "POEZJA". Spojrzałam tępo na książki. W końcu wybrałam jakaś czerwoną na chybił traw. Była ona nieco wyblakła, jednak jej kolor i tak był dość intensywny.
- Fajnie by było być człowiekiem. - pomyślałam zazdroszcząc ludziom porządnych palców.
Pstryk! No i się zmieniłam. - Super! Mam taką samą moc jak większość wilków tutaj. - Uśmiechnęłam się lekko.
Już jako człowiek zabrałam się do czerwonej książki. Otworzyłam na 76 stronie, czyli mojej ulubionej liczbie. Na niej nie było prawie nic oprócz jakiegoś tekstu pisanego odręcznie. Zaczęłam czytać.
Tańczę boso na deszczu
chodzę po mokrej trawie
Krople wody uderzają mnie w twarz
czuje się jakby zatrzymał się wokół czas.
I widzę się w oddali
Tak to jesteś ty
Myślisz nad czymś:
może nad urokiem złym?
Który rozdzielił nas na zawsze,
który zabił myśli me o tobie.
Co teraz? Co teraz?
Boso na deszczu tańczę,
myśląc wciąż nad tym czymś złym
co nas rozdzieliło i już nie połączyło...

- Jakiś taki ten wiersz jest... - zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć. Wokół siebie zauważyłam trupie czaszki, krążyły wokoło mnie. Po paru sekundach weszły do mnie, a ja poczułam się jakby ktoś mnie szczypał. Powoli, po całym ciele... Zrobiło mi się ciemno pod oczami. Nie wiem co się dalej stało, chyba zemdlałam.

*** Mija parę godzin ***

Obudziłam się wieczorem. Coś kleiło mi się do futra na pysku. Po chwili ujrzałam co. To była krew, wilcza krew. Matko Boska, zabiłam wilka! Przerażona spojrzałam w dół. Super. Na ziemi leżał wilk z rozerwanymi flakami.
- Astrid, to ty? - spytał znajomy mi głos.
- Nie wiem. - odparłam cicho. - Kto mówi?
- Ja. - powiedział ten ktoś wychodząc z krzaków. - Jesteś demonem?
- Ja raczej nie, ale... - zaczęłam. Księga mnie tak urządziła nie wiem czy powinnam o tym mówić komukolwiek.
- Masz go w sobie. Przed chwilą się z niego lub raczej jej zmieniłaś. Cała sytuacja była przeze mnie obserwowana. Spokojnie, on nie był z watahy.
- A ty jesteś...? - spytałam zawstydzona, że nie mogę rozpoznać tej osoby.

<Wilku?>


Uwagi: Wilk nie ma nóg, tylko łapy. Nie zapominaj o tym!

sobota, 11 kwietnia 2015

Od Midnight'a "Wyprawa na tereny wrogów" cz.6

- Co ty taki dzisiaj nie rozważny?! - krzyknąłem odpychając Yusufa. Wkurzyłem się na niego, bo ciągle mu po ranku odwalało.
- Spokój! - krzyknęła Kiiyuko. Była wyraźnie oburzona całym tym zajściem, więc postanowiłem dać sobie z tym spokój. Szliśmy ciągle przez kamieniste drogi, a przed nami roztaczały się szerokie pasma gór. Łapy przez kamienie krwawiły czasami, ale nie chcieliśmy zatrzymywać pochodu. Droga była mozolna, aż wreszcie coś się stało...
Ujrzeliśmy wysoką wieże strażniczą, która mierzyła prawie 75 metrów.
- Czy ktoś z was umie wejść na te drzewo aby sprawdzić czy jesteśmy na miejscu? - mówiąc na to popatrzyła się na mnie i Yusufa, a on kątem oka popatrzył się na mnie. No kurde no... Wbiegłem na nie, a następnie wspinałem się po każdej grubej gałęzi. Wreszcie ujrzałem ogromne królestwo promieniujące mrokiem. Wszędzie było widać solidne mury i wieże strażnicze.
- I co widzisz? - krzyknął ktoś z dołu.
- Nasz cel...-odpowiedziałem krótko i zwięźle. Drzewo nagle zaczęło się mocno bujać. Popatrzyłem na pobliskie drzewo i wskoczyłem na nie raniąc sobie ręce.
- Ale ze mnie wiewiórka - zaśmiałem się po cichu. Zeskoczyłem z gruchotem na ziemię. Zamieniłem się w wilka.
- Rozbijemy tutaj obóz... - powiedział Rafael.
- ...a jutro pójdziemy do miasta - dokończyła Kiiyuko. Położyłem się ciężko na ziemię i odpiąłem apteczkę. Przemyłem sobie dwie rany na łapie. Teraz patrzyłem na gwiazdy, a one mieniły się na wszystkie kolory.
- Ah, Shaylin... - powiedziałem po cichu i zasnąłem powoli zsuwając się z leża...
Obudził mnie jakiś dziwny szmer koło mnie. Otworzyłem szybko oczy, a tam stał Yusuf oblewający mnie lodowatą wodą. Wstałem piszcząc z zimna.
- Zemsta jest słodka! - zaśmiał się głośno i okrutnie. Popatrzyłem się na niego w stylu "to tyle?" Otrzepałem się z wody i poszedłem zapolować. Jakoś ta pobudka nie zrobiła na mnie wrażenia. Od kilku chwil obserwowałem jedzącą trawę jelonka na skraju lasu. Po cichu zakradłem się do niego i wgryzłem w gardło. Śmierć była natychmiastowa. Przytargałem moją zdobycz do obozowiska. Wszyscy byli już przebudzeni.
- Macie śniadanie! - krzyknąłem i cisnąłem między Rafaela, a Percy'iego. Ja nie miałem ochoty jeść.
- A ty nie jesz? - krzyknęła Patty odgryzając duży kawał mięsa.
- Ja już jadłem - odpowiedziałem spokojnie i zająłem się zeskrobywaniem kory z drzewa. Chociaż takie zajęcie mogłem sobie znaleźć. Wyjąłem z torby małe zdjęcie mojej rodziny. Był tam mój ojciec, matka, siostra i ja...
- No dobra! Zbieramy się! - krzyknął Rafael donośnym i twardym głosem. Spakowałem wszystko, Yusuf zgasił ognisko, a Percy dojadł swój kawałek.
- No to w drogę! - powiedziałem i poszliśmy wszyscy w stronę dużej wieży prowadzącej do złej watahy...

<Ktoś z wyprawy?>

Uwagi: Tradycyjnie literówki. Znowu te "dziury" w tekście.

Od Midnight'a "Praca" cz.1

- No dobra. Zajmij się tym, a później złóż raport. - powiedział mój szef dając mi pomarańczową teczkę z napisem "Detektyw nr 3". Wkurza mnie ta dziwna nazwa. Powinno być napisane tłustym drukiem moje imię i nazwisko, a nie jakieś numerki. Ale takie jest życie, prawda? Wszedłem do samochodu, a tam czekał na mnie Yusuf. No chociaż miło, że ma się kolegę.
- To gdzie jedziemy? - spytał dojadając swoją kanapkę.
- Mamy sprawdzić jakieś magazyny na bezludziu - odpowiedziałem wyraźnie znużony, mówiąc te bezsensowne słowa. Inaczej sobie wyobrażałem tą pracę. Wyjechałem nowiutkim, srebrnym sedanem z parkingu firmy. Pozostało tylko połapać się, gdzie to jest...
- No jedź w lewo! - powiedział Yusuf patrząc na ogromną mapę naszpikowaną dziwnymi znakami.
- NO NIE MOGĘ NO! - krzyknąłem i nagle zobaczyłem te wielkie, zielone magazyny ułożone w rzędzie. On popatrzył się na mnie w stylu "a nie mówiłem". Nie cierpię tego, nawet jeśli ktoś miał rację. Wjechałem na mały chodnik mierzący dwa metry. Wysiadłem szybko z samochodu nie zważając, czy mój towarzysz również go opuścił. Do magazynu wszedłem dużymi, metalowymi drzwiami skrzypiącymi jak ze stu lat. Wszędzie leżały pudła i inne niepotrzebne nikomu rzeczy. W oddali spostrzegłem ogromne pudło, które pomieściłoby dwudziestu ludzi. Podbiegłem do niego i z hukiem je otworzyłem. W środku jak na złość nic nie było. Usłyszałem za mną kroki, więc szybko się odwróciłem. Tam stał Yusuf zalany potem i jeszcze czymś zielonym.
- Upadłem na puszki z farbą, a później uciekałem, bo wszystko się waliło - wydusił z siebie ledwo słyszalne słowa.
- Gdybyś poszedł za mną nie było by tego - odpowiedziałem z wielką ironią. Sam sobie to zrobił, więc ja do tego nic nie mam.
- Najwyraźniej ktoś już uciekł słysząc nas - powiedziałem i właśnie w tej chwili usłyszeliśmy kroki wychodzące z magazynu. Natychmiastowo pobiegliśmy w stronę drzwi i ujrzeliśmy odjeżdżający nowiutki, srebrny sedan. Nim zdążyliśmy coś zrobić już go nie było.
- Eee... co teraz? - spytaliśmy siebie jednocześnie. Wiedzieliśmy co musieliśmy zrobić. Drałować na piechotę piętnaście kilometrów. Zaczęliśmy natychmiastowo...
Deszcz lał i lał. Cali ociekaliśmy wodą i zimnem, gdy stanęliśmy przed biurem szefa. Wszedłem do niego powoli, bardzo powoli.
- Huhuhu... gadać co się stało - powiedział podnosząc wzrok znad gazety.

Uwagi: Literówki. Cudzysłowie piszemy za pomocą ", a nie podwójnych przecinków. "Dojedzając"? Nigdy nie słyszałam takiego słowa. Jak już to "dojadając". Zapominasz o przecinkach. Po co takie "dziury" w tekście? "Mierzący" piszemy przez "rz". Poćwicz pisanie wyrazów z cząstką "by". Ile razy mam ci mówić, że nie mówimy "weszedłem", tylko "wszedłem"? Momentami źle dobrałeś słowa, gdyż np. zdanie "wyciągając wzrok spod gazety" można zastąpić lepiej brzmiącym "podnosząc wzrok znad gazety".

Od Tsume'a "Pogromcy smoków" cz.3 (cd. ktoś z wycieczki)

Z mgły wyłonił się ogromny kontur postaci, a w tym samym czasie Kai szedł do tyłu przed nami gadając o nieistotnych w tej chwili tematach. Instynktownie wytworzyłem pole siłowe koloru czarnego. Na jego ścianie widać było wiele dusz zmarłych lub opętanych. Czy widać dusze? Oczywiście niektórzy otrzymali dar aby je widzieć. Płomień złotego smoka zbił się z polem wytwarzając ogromny huk mieszany z krzykami dusz. Kai, Patty i ja również się lekko skuliliśmy, ale nadal trzymałem wszystko siłą duchową i psychiczną. Pat mruknęła jakieś przekleństwo pod nosem, a Kai stęknął cicho.
- SPI*RDALAJ TY PRZEBRZYDŁA KREATURO! - wrzasnęła Pat.
Skubana. Ta to ma decybele. Przeniosłem na nią rozbawiony wzrok z jedną kufą w górę. Ona też na mnie spojrzała i zapytała wzrokiem czy coś nie tak. Pokiwałem głową na znak, że "nie, wszystko okej".
- Kai, wszystko dobrze? - spytałem kiedy monstrum odleciało sobie na dobre po pary minutach nic nie wznoszącego strzelania kulami w ścianę.
- Tak. Bardzo urocze przywitanie - wywrócił aktorsko oczami.
- Potwierdzam - mruknęła wadera - Może już chodźmy?
- Jestem za - stwierdziłem "puszczając" pole.
***

Każdy znalazł swoje malutkie miejsce w najmniejszej jaskini jaką znaleźliśmy, po to aby żadne jaszczury nam nie zrobiły wjazdu na chatę. Przez całą wycieczkę do krainy smoczusi będziemy się gnieździć w takich miejscach - małych, ciasnych i śmierdzących.
- Przenocujemy noc tutaj - odparła Pat - A ra...
- A rano wyruszamy dalej w drogę, bla bla bla - skończył za nią Kai.
Patty warknęła coś, widocznie wkurzona tym co zrobił. Wieczny okres, ech koobiety. Zapewne jak to ona knuła sobie w myślach, jak to by zabiła basiora, a następnie co zrobiłaby z jego szczątkami. Skinąłem tylko i ułożyłem się spać. Kai po chwili dosłownie smacznie chrapał, a wadera próbowała się jakoś ułożyć. Ja sobie tylko czuwałem z zamkniętymi powiekami. Zanosiło się na bezsenną nockę, znowu.

<coś się zanosi na ciekawą przygodę :c >

Uwagi: kilka mało istotnych błędów

Od Leyaniry "Dołączenie" cz.2 (cd. Dakar)

Stanęłam jak wryta i spojrzałam na obcego.
- Ch-h-hyba się p-p-panu c-coś pom-myliło
On nie jest twoim ojcem, usłyszałam w głowie swój własny głos, nie może nim być. Ale w tej samej chwili basior odezwał się.
- Wyglądasz zupełnie jak twoja matka... - Spojrzał mi w oczy.
- Tata! - Pojawiła się Katherine.
Mam tego dość - pomyślałam sobie.
- NIE JESTEM TWOJĄ CÓRKĄ! - Zaczęłam wykrzykiwać, co leży mi na sercu. - MYŚLISZ, ŻE W TO UWIERZĘ?! Najpierw przychodzi Nox - cześć, jesteśmy rodzeństwem! A teraz ty! I... Jeszcze ta Kete!...
- Ona nie żyje - posmutniał nagle mój niby "tata".
- Wiem - Rzuciłam siostrze ostre spojrzenie - Zostań sobie z tym swoim "tatusiem" - i odbiegłam.
Uciekałam przed rzeczywistością. Nie zatrzymałam się, aż otoczyły mnie ciemności lasu. Znalazłam mały strumień i zatrzymałam się, by się napić, a basior tak po prostu wyłonił się z wody. Wydałam z siebie zduszony okrzyk. Najpierw go nie poznałam, bo wyglądał, no cóż... inaczej, ale gdy tylko dotknął ziemi przeistoczył się w coś zupełnie innego.
- Nox jest w drodze...
- Powiedz mi prawdę.

<Dakar?>

Uwagi: brak

piątek, 10 kwietnia 2015

Od Sory "Mój synuś"

Cały czas zbierało mi się na wymioty, ale o dziwo mimo tego nie czułam się specjalnie źle. Ostatnio (dobra, przedwczoraj) pochłonęłam dość spory kawał sarniny, a raczej ogromny. Małe stworzonko wewnątrz mnie cały czas dawało znać, że żyje, kopiąc i wiercąc się.
Dziś nie miałam ochoty na żaden posiłek, lecz za to wypiłam chyba pół jeziora. W końcu musiałam odejść od niego odejść, bo czułam, że pękam w szwach. Podniosłam się i powolnym krokiem ruszyłam w stronę lasu. Wiecie co było najlepsze? To, że byłam już w ciąży zaawansowanej, a wyglądałam jakbym lekko przytyła. Można było ją określić tylko po moich wahaniach nastroju i apetytu.
Nagle zakręciło mi się w głowie i oparłam się o konar najbliższego drzewa. Jakimś cudem pojawił przy mnie Castiel i z tym swoim uśmiechem zaprowadził mnie do Ice.
Kiedy doczłapaliśmy się do jaskini lekarki straciłam czucie w łapach. Ból brzucha stawał się nie do zniesienia, jakby coś rozrywało mnie od środka. Zostałam wprowadzona do wnętrza groty mój towarzysz mnie opuścił i zajęła się mną wadera. Zaczęła się męczarnia.
*** (kilka godzin później...)***
Obudziłam się z małą kulką przy piersi. W moich oczach pojawiły się łzy szczęścia.
- Mój, Toboe... mój mały synuś. - wydukałam. Patrzyłam jak maluch wtulił się we mnie i ziewnął, po czym zapadł w głęboki sen. Wykapany ojciec. Różnił się tylko kolorem futerka - było miodowe, jak moje.
"Szkoda, że Cię tu teraz nie ma Tsu..." westchnęłam cicho.

Uwagi: brak

Od Suzanny "Dziwny jest ten świat" cz. 1

Uchyliłam zaspane i jeszcze zlepione oczka. Widziałam dość niewyraźnie, więc trudno mi było ustalić, kto jest kim i czym. Pierwsze pytanie, jakie sobie zadałam, było to... Kim jest ten biało-niebieski stwór?! A może to moja mamusia? Wpierw jednak ziewnęłam, gdyż zanosiło mi się na to od kilku dobrych chwil.
- Ooo... Jaka słodka. - usłyszałam. Kto to był?! Mamusiu! Nic nie widzę! Mamo! Jak wyglądasz? Kim tak właściwie jesteś?! Skuliłam się wtulając się w jakieś miękkie futro, które znajdowało się zaraz za mną. Co to?! Panika jednak szybko ustała, gdyż poczułam przyjemny, różany zapach. Poczułam się taka bezpieczna... Odetchnęłam z ulgą i rozluźniłam się.
- Suzi? Moja kochana Suzi? - zapytał właściciel miłego futerka. Kto to był? Kim był ten cały Suzi?! Nie ruszyłam się z miejsca nie wiedząc, o co chodzi. Dopiero gdy na mój pyszczek spadło coś ciepłego, słonego i mokrego, odskoczyłam z przerażeniem. Co to było?! Dopiero w tej chwili odzyskałam wzrok, a widok odzyskał na ostrości. Zamrugałam lekko zdezorientowana oczkami, a następnie zaczęłam ścierać łapką mokre coś, co przed chwilą spadło mi na nos. Stworzenie pachnące różami zaśmiało się serdecznie. Ta woda kapała temu z oczu! Mimo tego wciąż patrzyła wyraźnie w moim kierunku.
- Suzi... Moja mała Suzi... - szeptała. Dopiero teraz zrozumiałam, że chodziło o mnie. Biało-niebieski stwór stał obok i również się uśmiechał. Kto to?! Ponownie wtuliłam się w futro różowo-biało-czarnego stworzenia. Tylko przy nim czułam się bezpiecznie.
- Na świat przyszła mała waderka, przyszła Alfa naszej watahy! - powiedziała ta druga. W tej chwili do jaskini wbiegło kolejne stworzenie, podobne kształtem do dwóch poprzednich, lecz tego oceniłam na nieco masywniejszego i silniejszego i był cały niebieski. W pierwszej chwili zapiszczałam cicho i wtuliłam się jeszcze bardziej w cudze futro, a gdy ten podszedł i mnie powąchał czule po łebku, zrozumiałam, że mogę i również jemu ufać. Dotknęłam zaciekawiona noskiem jego policzka. Kim on może być? Stworzenie, do którego dotychczas byłam przytulona widząc mój wyraz pyszczka odezwał się:
- Suzi... To twój tata, a ja jestem twoją mamą. I jesteśmy wilkami. - uśmiechnęła się. Wilki? Co to? Zaraz...
- Mama! Tata! - pisnęłam uradowana. Wreszcie wiedziałam, o kim tak wiele słyszałam podczas mieszkania w tym dziwnym, ciemnym miejscu! Tym razem jednak popatrzyłam pytająco w stronę tego wilka o biało-niebieskich barwach.
- A to jest Ice, gdyby nie ona, być może twoje narodziny nie poszłyby tak, jak należy. - wyjaśnił tata. W tym momencie poczułam, że coś liże mój łepek. Co to?! Uniosłam nieco głowę, by zauważyć, że to moja mama wzięła się za czyszczenie mnie. Tak więc ze spokojem odczekałam, aż zakończy to, co konieczne. W końcu... Rzeczywiście byłam brudna od jakiejś dziwnej mazi. Tata przyglądał się temu z dumnym uśmiechem na pysku. Dlaczego wszyscy się tak na mnie patrzą? Chciałam coś powiedzieć, lecz z mojego pyszczka dobiegł tylko cichy pisk. Ice wyszła z jaskini i krzyczała: "Chodźcie tu wszyscy! Przyszła władczyni nam się narodziła!". Zaraz... To za tą jaskinią jest jeszcze jakiś świat? Natychmiast chciałam to zobaczyć! Gdy szarpnęłam się w stronę jasności, mama jednak przytrzymała mnie łapą i zaśmiała się:
- Nie tak prędko, jeszcze cię nie umyłam.
Niezadowolona więc siedziałam dalej w miejscu uważnie patrząc w stronę wyjścia. Co ona miała na myśli mówiąc "nowa władczyni"? O kim mowa? Co to jest "władczyni"? Co to robi? Jacy "wszyscy"? Ktoś jeszcze tu jest oprócz mnie, mamy, taty i Ice? Wtem zaburczało mi w brzuszku. Co to miało oznaczać? Mama chyba to usłyszała, gdyż skierowała w tym momencie wzrok na mnie.
- Jesteś głodna?
Oj, jeśli to burczenie to oznacza, to tak! I to bardzo! - chciałam wykrzyczeć, lecz nie miałam jak. Zamiast tego, popatrzyłam na mamę swoimi dużymi, błyszczącymi oczami, nie wiedząc jak potwierdzić jej stwierdzenie. Uśmiechnęła się tylko łaskawie i przesunęła mój łepek w stronę jej brzucha. Nie wiedząc czemu, od razu wiedziałam co mam robić. Tam było jedzenie! Najwyraźniej pomagał mi instynkt, o którym wspominał tata, gdy byłam zajęta pożywianiem się.
Gdy oderwałam pyszczek od czegoś, co dawało jedzenie ze zdumieniem zorientowałam się, że do jaskini ciekawie zaglądało kilka... A może i kilkadziesiąt wilków! Skąd oni się tutaj wzięli?! To byli ci "wszyscy", o których mówiła Ice? Otwierałam szeroko oczy nie mogąc się na nich wszystkich napatrzeć. A co jeśli oni chcą mi zrobić krzywdę?! Wtuliłam się w futro mamy. Najwyżej ona mnie obroni. Ja nie wiem nawet jak. Wszyscy po kolei podchodzili do mamusi i tatusia i im gratulowali. Później obłazili również i mnie, mówiąc jaka to ja słodka i urocza jestem, lecz ja na to tylko jeszcze bardziej się kuliłam. Bałam się.
Po kilku minutach tata oznajmił, że inni mają wyjść, żeby już mnie "nie męczyli". Tak, rzeczywiście, najlepiej czułam się otoczona tylko dwoma najbliższymi mi osobami: mamą i tatą i nikim innym. Jakiś czas później moje oczka ponownie uległy sklejeniu, a ja sama wpadłam w ciemne sidła snu...

***Kilka godzin później...***

- Suzi... - powiedziała moja mamusia szturchając mnie nosem. - Idziemy na spacerek.
Natychmiast podniosłam główkę zachwycona. Czyżby to oznaczało to, że możemy wyjść z tej jaskini?! Mama zaśmiała się.
- Rafi... Mógłbyś jej przez ten czas przypilnować? Ja muszę coś załatwić. - zwróciła się do taty. Rafi? Czy to jego imię? To jak mam się w końcu do niego zwracać?! Wilk skinął głową. Mama wyszła z jaskini jako pierwsza, za nią ja, a na końcu tata. Jakiś czas później rozdzieliliśmy się, a ja zostałam sam na sam z tatusiem. Rozglądałam się zaciekawiona otaczającemu mnie światu. Wszystko było takie piękne!
- Tato... - powiedziałam patrząc w górę, po dokładnym przyjrzeniu się wszystkiemu innemu, czego nawet nie potrafiłam jeszcze nazwać.
- Tak, Suzi?
- Dlaczego to jest takie?
- Masz na myśli niebo? - odparł również zadzierając łeb do góry.
- Chyba tak...
- Jest ciemne, bo mamy ostatnio porę deszczową. I bardzo mi przykro, ale zwiedzanie świata będziesz musiała przełożyć na inny termin, bo raczej nie chcesz być mokra. W każdym razie ja nie chcę, abyś ty była. Częsty deszcz to dość nieprzyjemna sprawa.
- Deszcz?
- Woda z nieba. Spada raz na jakiś czas, żeby roślinki mogły rosnąć. - wyjaśnił wskazując łapą na zieloną gałązkę. A więc to jest coś co się nazywa roślinką!
- Aaaa...
- Chciałabyś skosztować czegoś innego niż mleko? - zapytał po chwili milczenia.
- Mleko?
- To czym się żywisz. - zaśmiał się tata.
- Tak! - wykrzyknęłam, gdy już pojęłam, o czym mowa. Im więcej nowych smaków, tym lepiej!
- A więc poczekaj tutaj chwilę na mnie, zaraz wracam. Nie ruszaj się stąd, żebym cię nie szukał.
- Dobrze tato. - odparłam siadając. Tata na to, jak go nazwałam, uśmiechnął się lekko, a następnie zniknął za drzewami. Zadrżałam lekko przez wrażenie, że jestem sama. Ale tatuś przecież mówił, że zaraz wróci, to nic mi się nie powinno stać... Nagle z krzaków wyskoczył jakiś naprawdę groźnie wyglądający, obcy wilk i krzyknął mi prosto w twarz:
- No mała! Jakaś ty biedna! Dopiero się urodziłaś, a już masz arcywroga... Mnie!
I wtedy zniknął równie szybko, jak tylko się pojawił. Natychmiast wybuchnęłam straszliwym płaczem. Tata pojawił się kilka sekund później.
- Suzi, co się stało? - pytał z przerażeniem w oczach, lecz ja łkałam dalej. Nie mogłam się uspokoić. Czego on chciał? Kim jest ten "arcywróg"?! Nie brzmi to w żaden sposób przyjaźnie!!

<Tatusiu? Uspokój córeczkę. Jak coś, to był Jasper. Po szczegóły, o co chodzi zajrzyj do jego op., które pojawiło się dość niedawno ;p>

wtorek, 7 kwietnia 2015

Od Aredhel Alcarin ”Paskudne wspomnienia” cz. 2

Moje ”Dawne Ja” wędrowało już jakiś czas, odkąd opuściło tamtego basiora. Czułam co się zaraz stanie, czułam, że Allia, a już niedługo Aredhel Alcarin, spotka kogoś, kogo śmierć sprawiła, że spędziłam kilka beznadziejnych lat w Zakonie. Nagle Allia wpadła na jakąś waderę.
http://republika.pl/blog_jn_4494322/7283923/tr/ri4rhtzz1.jpg
- Allia, jak miło cię widzieć.
Proszę, tylko nie śpiewaj. – Powiedziałam w myślach.
- O witaj, Vitani. – Allia zaczęła zamiast mówić, a raczej śpiewać.
- Allia, czy ty nie potrafić normalnie mówić?
- Nie.
Vitani westchnęła.
- Tak myślałam. A tak przy okazji. Gdzie Reven?
- Skończyliśmy ze sobą.
Wadera zaczęła Allię pocieszać, a ja myślałam, że zaraz zwymiotuję, albo oszaleję.
- Tak mi przykro Allia.
- Nie przejmuj się. Na pewno kogoś znajdę.
Na pewno. – Powiedziałam ironicznie w myślach. Moje ”Dawne Ja” denerwowało mnie. Czułam, że za chwilę naprawdę oszaleję. Po chwili Allię i Vitani zaczęły otaczać wampiry i anioły ciemności. Vitani patrzyła na nie z przerażeniem, a ”Dawne Ja” nie zdradzało żadnych uczuć.
- Witaj, Allia. – Podeszła do ”nas” jedna z wampirzyc. Wiedziałam, że mówiła nieszczerze.
- Czego ode mnie chcecie? – Warknęłam oraz zamieniłam się w anioła ciemności.
- Żebyś do nas dołączyła Allio, a może powinnam powiedzieć Krwiopijco. – Wampirzyca uśmiechnęła się szyderczo.
- Allia, co ona ma na myśli? – Spytała mnie Vitani z przerażeniem.
- Nic.
- Nic?! Słyszałyście? Allia nie chce się jej przyznać, że jest wilkiem, wampirem oraz aniołem ciemności. – Wampirzyca spojrzała na Vitani i Allię z pogardą.
- Allia, czy to prawda?
- Tak.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Bo nie chciałam, żebyś przestała być moją przyjaciółką. – Znowu prawie zwymiotowałam. Nie mogłam zrozumieć, czemu byłam kiedyś taką idiotką.

<C.D.N.>

Od Vanderus "Witam i przepraszam" cz. 6 (Cd. Yusuf)

- Może i... - wzruszyłam ramionami.
Po wypowiedzeniu tych słów nastała (niezręczna) cisza. Yusuf tylko spoglądał na mnie. Jednak gdy popatrzyłam mu w oczy, on po paru sekundach odwracał wzrok.
- Hmmm... Dzięki. - powiedział patrząc gdzieś w dal. Dal, która rozpościerała się za mną...
Nie odpowiedziałam.
- Aaa... Czemu ty... To znaczy skąd wiedziałaś o...? I jesteś pewna, że lunatykowałaś? - zaczął niepewny.
- Lunatykowałam? Nie, nic takiego nie nastąpiło. Skąd wiedziałam? Przeczucie. - wzruszyłam ramionami odwracając wzrok i ciało jednocześnie.
"Dobra Vand pomogłaś mu, przeżyje. Możesz już iść." pomyślałam ruszając w stronę Cmentarza. Czemu tam? Bo miałam myśli związane ze śmiercią, więc to będzie (chyba) idealne miejsce dla mnie.
Szłam powoli nigdzie się nie śpiesząc. Czułam na sobie wzrok basiora. Nie zatrzymałam się. Wreszcie dotarłam. Otaczały mnie groby, nic przyjemnego. Przynajmniej dla innych. Ja poczułam tam spokój umysłu. Usiadłam na jednym z grobów, nawet nie patrząc do kogo on należy. Siedziałam tak okalając się swoim czarnym ogonem wśród martwych, zgniłych ciał schowanych pode mną.
Nie czułam strachu, niepokoju, złości lub smutku. Umysł miałam wolny od wszystkiego. Nie myślałam, a nawet jeśli to nie wiem o czym. Powoli zacisnęłam powieki.
***
Siedziałam tak długo, nawet nie wiem ile. Nie czułam głodu, pragnienia czy czegokolwiek. Po postu byłam, ale jakby nie do końca...
Z dziwnego transu wyrwał mnie dźwięk łamanej gałązki. Ktoś się zbliżał. Spróbowałam otworzyć oczy, co jednak mi się nie udało.
- Cześć Vanderus co robisz...? - zapytał ktoś. Ktoś mi znany, ale jednak nie potrafiłam zidentyfikować kto to.
- Heej, to ja Yusuf. - odezwał się głos znowu.
Agh... Yusuf...
- Co ode mnie chcesz? - zapytałam nie otwierając (wbrew próbom) oczu.

<Yusuf?>



P.S. Yusuf, nie musisz kończyć. Vand odeszła.

Od Etera "Cierpiała za tych, którzy próbowali ją uratować" cz.4 (Cd. Lithium)

Siedzieliśmy tak przez jakiś czas, ale ja przerwałem ciszę i spytałem:
- Na pewno wszystko dobrze? - Zapytałem z zaniepokojeniem.
- Tak na pewno - Powiedziała cicho. Wiedziałem że coś się dzieję. Niestety, ze mną się też coś działo, nie wiem czy dobrego czy złego, ale coś na pewno. Bałem się że to ta przepowiednia. Nic nikomu o niej nie mówiłem. Lecz nie wytrzymałem.
- Lithium?
- Tak?
-Muszę ci coś opowiedzieć, ale nie możesz nikomu o tym powiedzieć, okey?
- No.
- W te pełnie, może zdarzyć się coś... ze mną... z moją duszą.... charakterem...
- Ale co się stanie?
- Daj mi dokończyć. Ehh... O 24:00 mogę zniknąć, tylko do rana, jeśli usłyszysz jakieś niepokojące odgłosy z mojej jaskini... obudź wszystkich. Mogę się zmienić...
- Ale w co? W kogo?
- Kiedyś, jak byłem mały, dostałem przepowiednie... że w pełnie, gdy będę miał 2 lata, zmienię się w demona... i mogę najbliższej mi osobie, zrobić krzywdę. A dla mnie ty jesteś mi najbliższą osobą...
- Ale co to znaczy?
- Że mogę cię skrzywdzić...
- Ale jak to?...
- Przepraszam, nie mogę tego ukrywać... Nie potrafię...
Bez zastanowienia przytuliła się do mnie, wiedziałem że na ten czas będę musiał zniknąć, a to może ją zranić...
To miało nastąpić za tydzień w pełnię. Zabrałem wszystkie rzeczy mi potrzebne. A ten medalion który dostałem od Skarlet, dałem jej mówiąc:
- Jeśli nie wrócę weź ten medalion i wypowiedz te słowa: "Chcę wiedzieć gdzie jest, zaprowadź mnie". Po tych słowach połóż go na ziemi, wtedy pojawi się mgła, i zobaczysz gdzie ja jestem, mogę być tu albo gdzieś w górach. Pilnuj go jak oka w głowie.
- Dobrze, wracaj szybko. - Powiedziała przytulając mnie.
- Wiesz co robić jeśli nie wrócę... Pa.
- Pa.
Poszedłem. Szedłem i szedłem, przemiana miała nastąpić za tydzień więc miałem czas aby się oddalić od watahy i nie skrzywdzić nikogo. Szedłem przez lasy, góry, pola. Pokonałem wichury, burzę, zamiecie, śnieżycę, powódź, wszystko aby jej nie skrzywdzić. Skoczyłbym za nią w ogień, w wodę, we wszystko, nawet w lawę. Miałem już tylko jeden dzień, wiedziałem że jestem już dosyć daleko, by nie skrzywdzić jej. Zaczęło się, zacząłem się zmieniać. to było straszne, jak gdyby ktoś wyrywał mi duszę. Moje futro zmieniało kolor na tai srebrny. I nagle zobaczyłem jedynie ten znak:
http://fc06.deviantart.net/fs12/i/2006/311/5/4/Spirit_by_Neo_internalforce.jpg



Zacząłem się bać. gdy po północy spojrzałem w skałę widziałem swoje odbicie:
http://pu.i.wp.pl/k,NDM4OTg2ODYsNjI5NjEz,f,Grando.jpg

Wiedziałem, że w pełnie zostanę zabójcą.
Obudziłem się w miejscu, gdzie ostatni raz gadałem z Lithium, ale już w normalnej postaci. Nic nie pamiętałem z tej wyprawy, jedyne co pamiętam to krzyk, krzyk który mówił "Wiedziałem że powróci! Tym razem to jest syn Assassina! To było w przepowiedni! Syn Assassina powróci i zasieje grozę!" -To było jedyne co pamiętam, ale jakiego Assassina? Hmmm.... Kto to jest? Ojca mojego nie znałem, matki też. Ehh... Wróciłem do jaskini. Czekała na mnie Lithium. Spytałem:
- Co tutaj robisz? Jest wcześnie.

<Lithium? Co o tym sądzisz? >

Uwagi: Ten styl wypisywania wypowiedzi jednak nadal potrzebują małego dopracowania... Ale i tak jest już lepiej niż na początku.

Od Astrid "Grota" cz. 6 (Cd. Telleni)

- Jestem księgą Zagłady. Spełniam życzenia. Życzysz sobie czegoś? - wydobył się z niej niski, głęboki głos.
"Byś mnie zostawiła w spokoju" pomyślałam w sercu. Książka nie zareagowała. Poczęła natomiast mówić o sobie.
- (...) Jest jednak jeden haczyk związany z życzeniami - każde oddaje cię pod moją władzę. Dostajesz wielką moc, ale zmieniasz się w Anioła Zła, inaczej Demona. Dokładniej mówiąc zmienisz się w damską wersje Lucyfera. - mówiła zaśmiewając się złowieszczo.
Jej gadanie trwało bardzo długo. Jak mam być szczera to 2 dni.
- Ohh... Jakbym coś zjadła. - zaburczało mi w brzuchu.
"Pszyszuszyszuszy!!!" zasyczało coś i przede mną pojawił się pieczony indyk na srebrnej tacy. Pociekła mi ślinka.
- 1 życzenie spełnione. - mruknęła Księga Zagłady - Jedz.
Nie potrzebowałam jej zachęty, byłam tak głodna, że rozprawiałam czy siebie nie zjeść. Rzuciłam się na tacę. W tym czynie przeszkadzał mi trochę łańcuch w który zakuła mnie księga (nie mam pojęcia jakim cudem!).
- A co jeśli to jest zatrute? - zastanowiłam się.
Porzuciłam jednak myśl o tym i zaczęłam jeść. Indyk był pyszny. Po prostu niebo w gębie! Kiedy skończyłam wpatrywałam się smutnie w tacę, która za chwilę zniknęła.
- Coś jeszcze? - zapytała księga
Zastanowiłam się. Księga jak księga pewnie przesadza i nic się nie stanie. Powiedzieć życzenia, czy nie?
- Chcę być wolna i dorosła!
Po chwili łańcuch zniknął, a ze mnie wyleciało 40 Srebrnych Gwiazdek. Waluta Watahy Magicznych Wilków latała wokoło po czym zmaterializowała się przede mną jako Eliksir Wieku dostępny w sklepie. Obok niego była karteczka z napisem "DRINK ME!" co w tłumaczeniu ma j. polski znaczyło Wypij mnie. Postąpiłam zgodnie ze wskazówka i wypiłam zawartość. Coś wzniosło mnie wysoko, zaczęłam wirować w powietrzu. Kiedy skończyły się te powietrzne akrobacje i wylądowałam na ziemi (niestety nie delikatnie odstawiona) poczułam, że jestem większa. Dorosłam! Jestem dorosła! Szczęśliwa pobiegłam na górę.
- Tam jest! - zawołał jakiś szczeniak płci damskiej. Telleni.
- Ona jest większa. - zauważyła Tell razem z jakimś basiorem.
Przyjrzałam się im powoli. Telleni i Rafael - Samiec Alfa.
- Telleni przepraszam cię! Byłam O. P. Ę. T. A. N. A. !!!! - krzyknęłam

<Telleni?>

Uwagi: brak

Od Assassina "Błędne myśli"

Zgubiłem się w lesie, było już ciemno. Zobaczyłem cień. Przestraszyłem się. Serce krzyczało:
- Idź tam! Nic ci nie będzie! To cień, dobra! 
A mózg ostrzegał:
- Nie idź! To niebezpieczne! Nie ufaj mu! 
 I znowu, największy dylemat, który każdy często rozmyśla: "Słuchać Serca czy Mózgu? - Oto jest pytanie." Nie wiedząc co zrobić skuliłem się i czekałem, czekałem ale nic się nie działo. Byłem w tym samym miejscu, ale było cicho, tak cicho że słyszałem swój oddech, bicie serca, myśli. Bezszelestnie szedłem przed siebie. Usłyszałem ciche, ale to bardzo ciche
- Idź dalej. Do wodospadu. - Więc poszedłem za głosem. Stanąłem nad czarnym wodospadem. Było jednocześnie miło i strasznie. Wyszedł jakiś cień. Postanowiłem cofnąć się, ale szedł do mnie, ja się cofałem. Stałem na skraju, już miałem spaść do czarnej wody, ale ktoś mnie złapał za łapę, miałem zamknięte oczy bojąc się otworzyć. Ten kto mnie złapał ostawił mnie na ziemię i powiedział spokojnym głosem:
- Spokojnie, nic ci przy mnie nie będzie.
- Naprawdę?
On Potwierdził i się spytał:
- Może mały, chcesz dołączyć do Watahy Magicznych Wilków?
- No pewnie! A tak w ogóle czemu ty tu jesteś? Na tym ciemnym, mrocznym i opuszczonym wodospadem?
- Eh... Nie zrozumiesz tego jeszcze. -
- A tak ogólnie mam na imię Assassin. A ty?
On na to:
- Ja Eter. Chodź, zaprowadzę cię.
I Poszliśmy.

Uwagi: TYTUŁUJ OP. JAK NALEŻY! 
Każda wypowiedź ma się zaczynać od nowej linii. 
"Wataha Magicznych Wilków" piszemy z wielkich liter, bo to nazwa. 
"Chodź", a "choć" to co innego! "Chodź do mnie, do domu, mam ładną kolekcję porcelany", a "wyszedłem na dwór, choć padało". Widzisz różnicę? ;_;

piątek, 3 kwietnia 2015

Od Jasper'a "Młoda Alfa" cz.1

Poszedłem na spacer w okolicę Watahy Magicznych Wilków. Miałem nadzieje, że zobaczę tą piękną istotę - Kiiyuko. Długo już jej nie widziałem, co tu wiele mówić stęskniłem się za jej zapachem, głosem, tym jak się porusza, za nią całą.
- E ty tam! Co robisz takie maślane oczka?! - wykrzyknął do mojego ucha jeden z wojowników, Ralph.
- Ja maślane oczka! No wiesz...?! - zawołałem (rozmarzonym, wciąż myślałem o Kiiyuko) szeptem.
Basior jednak nie odpowiedział tylko szturchnął mnie w bok i uciekł. Chwilę potem dobiegł mnie jego głos krzyczący:
- Ej słuchajcie! Jasper się zakochał! A w kim? W Asai!
- Ja i Asai?! Ralph ty stary idioto, za jakiego idiotę ty mnie masz?! - pomyślałem. Gdy wypowiadałem imię wadery moim ciałem wstrząsnął dreszcz.
- Ralph! - zawołałem wilka.
- Co kochasiu...? - zapytał trzepocząc oczami.
- Czekaj na swoją śmierć! - krzyknąłem rzucając się na niego.
Po długiej i zaciętej walce pode mną leżało martwe ciało basiora.
- Powiemy wszystko Asai, powiemy wszystko Asai. - zaśpiewała grupa dzieci biegnąc do jaskini wadery.
Nie zamierzam czekać na NIĄ. - pomyślałem uciekając na teren WMW.
Biegłem jak szalony, szukając jednocześnie Kii.
Po dłuższej bieganinie znalazłem ją. Rozmawiała z jakimś basiorem. Zazdrość ukłuła mnie w serce. O czym oni gadali? Nasłuchiwałem zaciekawiony.
- ...stwierdziła ciąże... - usłyszałem jedynie, słowa te powiedział owy basior.
"Ciążą?! Ona będzie mieć dziecko?!" wykrzyczałem w duchu. Nie ujawniałem się jednak, zamiast tego przysłuchiwałem się ich rozmowie.

*** Po paru dniach spędzonych na przyglądaniu się ciężarnej Kiiyuko. ***
- To już chyba ten dzień. Ona urodzi dzisiaj. - pomyślałem pewny siebie.
Dziecko chyba było w zgodzie ze mną, bo zaczęło się zaraz po moim wewnętrznym monologu.
- Rafi to teraz! - wykrzyczała moja sympatia.
- O zaczyna się... - westchnąłem bardzo cicho.

*** Po jakimś czasie... ***

- I po sprawie. - powiedziałem przyglądając się małemu szczeniakowi. - Czas wkroczyć do akcji.
Wyskoczyłem z krzaków, w których się wcześniej ukrywałem.
- No mała! Jakaś ty biedna! Dopiero się urodziłaś, a już masz arcywroga... - westchnąłem teatralnie - Mnie!
I wtedy uciekłem z terenów WMW. Znowu wkraczałem do ponurego świata Watahy Asai. Pobiegłem prosto do jaskini wadery panującej w tej krainie.
- Asai, Asai! Kiiyuko urodził się szczeniak! - zawołałem.
Wtedy nic mnie już nie obchodziło. Ważne jest, by ten szczeniak zdechł, tak samo jak jej ojciec, bo inaczej gdzie będę ja? Roześmiałem się szyderczo i począłem słuchać Asai. Tylko ona może mi pomóc...

Uwagi: brak

Powrót

Przepraszam, że moja nieobecność się opóźniła, ale miałam karę na komputer. Kochani rodzice... ;_;
Wybaczycie? Aha, jeszcze jedno... jeśli więcej niż 10 wilków nie napisze op. w przyszłym tygodniu będę zmuszona zrobić ponownie odświeżenie WMW. Skąd ten pomysł? Stąd, że wiem, że jeśli długo nie ma Admina część przestaje się w ogóle interesować watahą.