Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Od Leah ''Jałowe myśli'' cz. 1

Luty 2020 r.
Przez chwilę zastanawiałam się gdzie jestem. Znajdowałam się w nieznanej mi jaskini. Z lekkim zdziwieniem przyglądałam się jej sklepieniu, po czym wstałam, by się rozejrzeć. I wtedy sobie przypomniałam.
- No tak… Wataha. – mruknęłam do siebie. Otrzepałam się i wyszłam na zewnątrz. Przez chwilę zastanawiałam się czy mam coś do roboty czy mogę iść się powłóczyć. ,,Wypadałoby chyba udać się na poranną zbiórkę’’ – pomyślałam. Tak więc skierowałam swoje kroki na Wrzosową Łąkę. Wyczuwałam tu dziwną zmianę klimatyczną. W mojej rodzinnej watasze zimą temperatura mogła sięgać nawet czterdziestu stopni poniżej zera. W rekordowo ciepłe lata wynosiła może pół stopnia. Tutaj jak na mój gust jest bardzo ciepło, bo temperatura wynosi dokładnie zero stopni. Mam nadzieję że nie ociepli się za bardzo. Że nie ociepli się za bardzo! Jest środek zimy, a ja zastanawiam się czy na lato się ociepli!
Dotarłam na Wrzosową Łąkę. Wcześniej nie zauważyłam że w ogóle nie kwitnie. Sam zapach zeschniętych łodyg wydawał się wspaniały. Westchnęłam z rozmarzeniem i rozejrzałam się. Suzanna już czekała. Uśmiech zagościł na moim pysku, gdy zauważyłam że na polanie jest już Zirael. Miałam ogromną ochotę przyjrzeć się jej sierści. Kolory różowy i fioletowy w tak pięknym, jaskrawym odcieniu są dla mnie nowością.
- Dzień dobry! Czekamy jeszcze na kogoś? – spytałam podekscytowana pierwszym treningiem.
- Dzień dobry. Tak, czekamy jeszcze na Sierrę. – odpowiedziała Suzanna. Zgodnie z postanowieniem zaczęłam przyglądać się niesamowitej sierści Zirael. Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Przepraszam, ale masz takie niesamowite futro. Tam skąd pochodzę te kolory są raczej rzadko spotykane – wyjaśniłam.
- Aha… - krótko odpowiedziała. Co ja powiedziałam? Może tutaj takie zachowanie uważane jest za dziwne…
Wtedy przyszła Sierra. Przywitała się z Alfą i zajęła miejsce obok Zirael. Z lekkim zniecierpliwieniem zaczęłam przyglądać się Suzannie.
- Dobrze. Na początek biegnijcie w stronę Zielonego Lasu, następnie do Wodopoju, zawróćcie na Wschodnim Klifie i biegnijcie z powrotem. Jeśli chcecie, możecie się ścigać. Tylko nie oszukujcie. Ustawcie się tu. – wskazała miejsce obok dużej kępy trawy. Ustawiłam się na miejscu.
- Gotowe? Start! – zerwałam się z miejsca, ale momentalnie zostałam w tyle. Wbiegłam do lasu. Czułam cudowny powiew wiatru na pysku. Wpadłam na małą polankę i spłoszyłam stado zajęcy. W oddali zamigotała woda. To pewnie Wodopój. Dobiegając tam spróbowałam go przeskoczyć, ale przeceniłam swoje możliwości i wpadłam do wody. Prychając i parskając wydostałam się na brzeg, po czym ruszyłam dalej. Dla zabawy wskoczyłam w stado saren i ujadając przegoniłam je. Ku mojej wielkiej radości pobiegły w stronę Wschodniego Klifu. Jednak skubane szybko mnie zgubiły, a ja musiałam już zawracać. Po dziesięciu minutach wróciłam zdyszana na Wrzosową Łąkę. Zirael i Sierra już tam były i patrzyły na mnie wzrokiem z gatunku ,,No nareszcie’’. Pewnie przybyłam długo po nich.
- Doskonale. Widzicie te trzy kłody? Musicie truchtem przebiec z nimi na grzbiecie aż do podnóża Gór, tam je zostawić i wrócić specjalnie przygotowanym torem przeszkód - powiedziała Alfa. Ruszyłam w stronę kłody. U-uu, jest większa ode mnie. Mimo to wzięłam ją na grzbiet (jakie to ciężkieee...) i potruchtałam za Zirael. Biegła szybciej niż ja i nie wykazywała zbyt wielkiego zmęczenia. Ja, dysząc ledwo się wlokłam. Po dłuższym czasie dobiegłam w końcu na miejsce. Z wielką ulgą zrzuciłam kłodę i pobiegłam na wyznaczony tor. Pierwszą przeszkodą była (a jakże!) wielka kłoda. Przeskoczyłam bez większego problemu, ale potem było coraz trudniej. Na ostatni pieniek musiałam się wspinać, ale jakoś mi się udało. Naprawdę muszę dużo ćwiczyć. Niektóre szczenięta są ode mnie silniejsze!
Na sam koniec ćwiczyłyśmy posługiwanie się bronią palną i łukami (oprócz Zirael). Pod koniec wadery musiały szybko udać się na spoczynek, z powodu wygłodzenia. Ponieważ nie zostałam jeszcze dodana do żadnej grupy polowań miałam wolne na resztę dnia. No chyba że udam się na wieczorną zbiórkę. Postanowiłam pójść na Wschodni Klif. Miałam na to ochotę już od samego rana. Pożegnałam się za Alfą i ruszyłam na miejsce.
Gdy tam dotarłam, zauważyłam Torance. Śliczna, ruda waderka podziwiała niezwykłe widoki. Podeszłam do niej.
- Cześć Tori. Mogę się przysiąść? - spytałam.
- Jasne - odpowiedziała. Przez dłuższą chwilę oglądałyśmy razem widoki.
- Tori?
- Tak?
- Słyszałam że potrafisz wpływać na emocje innych. Mogłabyś mi to pokazać? - spytałam. Kiwnęła głową i dotknęła mojej łapy. Zaskoczona spojrzałam na nią. I nagle poczułam wielkie rozbawienie. Zaczęłam się śmiać jak nienormalna, a tu nagle mi przeszło.
- To ty? Niezwykłe! Czułam się tak jakby ktoś opowiedział mi świetny żart! - uśmiechnęłam się do niej.
Przez następne piętnaście minut trochę rozmawiałyśmy, a trochę podziwiałyśmy widoki. Szybko zorientowałam się że raczej nie lubi mówić o sobie, więc jej nie wypytywałam. Odprowadziłam ją potem na zajęcia magii. Poczułam do niej... dziwną sympatię. Naprawdę nikt nie chce zaadoptować tego kochanego szczeniaka? Może ja bym mo... Nie! Jestem tu dwóch dni, a myślę o takich rzeczach! Biedna Tori, jedyna osoba która chciałby wziąć ją pod swoje skrzydła nie mieszka tu nawet tygodnia! Ale może ktoś ma zamiar ją zaadoptować? To... To dobrze... Jeśli w ogóle.
Zasmucona udałam się do swojej jaskini. Mam nadzieję że jeśli nie mogę ja, to zrobi to ktoś inny. A jeśli mogę, a to są tylko jałowe myśli? Muszę się dowiedzieć... Ale jeszcze nie dzisiaj. Jutro. I najpierw udam się na polowanie, jak widać wilki umierają z głodu. Eh, nadmiar wolnego czasu nie robi mi na dobre.

<C.D.N.>

Uwagi: Pominęłaś kilka przecinków.

Od Aoki "Ostatnie Tchnienie młodości" cz.2 (c.d Moone)

Opowiadanie wchodzi w skład sztafety.

Luty 2020 r.
Prowadząc eskadrę szczeniąt czułam się pewnie. Byłam jedną z młodszych osobników, lecz udało mi się zmanipulować nawet najstarszego Winterena, czy fałszywą Torance. Wspinaczka była męcząca, ale cel był ważniejszy niż jutrzejsze zakwasy. Po niedługim czasie Wii i Shen zostali z tyłu. Nawet najmłodsza Navri była od nich wytrzymalsza. Zarządziłam postój, by mogli trochę odpocząć.
- Jestem głodny – zaczął marudzić Shen.
- Też – powiedziała Moone. Spojrzałam na nich zabójczym wzrokiem.
- Chyba nie będziesz ich zmuszać do podróży z pustym żołądkiem – rzekł Winteren. Westchnęłam.
- Nie mogliście zjeść przed wyruszeniem w drogę?
- A mieliśmy jakiś czas wolny? – Do kłótni dołączyła się kochana Torance.
- Mogliście poprosić. – Mój puchaty ogonek znajdował się w górze, a uszy były postawione na sztorc. – Ale teraz już jest za późno.
- I co zrobisz? – Zapytał Shen.
- Kto jest na siłach by polować? – Rozejrzałam się po szczeniętach.
- Ja – powiedziała Navri. Reszta cichła.
- Ktoś jeszcze? – Zapytałam zniecierpliwiona. – Dobra, Moone i Torance będziecie polowały – wybrałam. Bez żadnych słów wyruszyliśmy na „małe” polowanie. Oczywiście, prowadziłam je, a jakże inaczej. Po paru minutach Navri wytropiła zająca. Posłałam ją by go upolowała. Nie minęło za wiele czasu a wszystkie się rozdzieliliśmy. Znalazłam jakieś małe oczko, pełne ryb. Stojąc nad brzegiem zwinnie łapałam wszystkie napotkane żyjątka. Ostatecznie zebrałam ich ponad dwadzieścia. Przez mijający czas trochę zgłodniałam. Złapałam za ogony ofiary i zaniosłam do miejsca w którym czekał Shen i Winteren. Oprócz nich była już tam Navri, z dwoma dosyć tłustymi zającami. Położyłam swoją zdobycz na boku, gdyż wiedziałam że wolą coś sytego, niż nędzne ryby. Po chwili przyszła Tor i Moone, ciągnąc wspólnie małą sarnę. Zaczęłam jeść to co sama upolowałam. Zjadłam cztery piąte tego co upolowałam. Byłam bardzo głodna. Brzuch bolał mnie z przejedzenia. Rozejrzałam się po szczeniakach. Tylko jeszcze Moone dojadała resztki. Z dwudziestu ryb, dwóch tłustych zajęcy i małej sarny zostało tylko cztery ryby, trzy czwarte zająca, połowa sarny i parę kości.
- Jesteście najedzeni? – Zapytałam.
- Taaak… - powiedzieli chórem, oprócz Navri i Moone.
- Jak chcesz możesz zjeść więcej – rzekłam w stronę najmłodszej.
- Nie jestem głodna – orzekła.
- Powinniśmy się ruszyć i iść dalej – zaproponowałam.
- Nie jestem w stanie się podnieść – zaczął marudzić Shen.
- A kto jest w stanie?
- Ja. – Wstała Tor.
- Ja też – oświadczył Wii.
- Oraz ja. – Rzekła i tak już stojąca Navri.
- Ciągniecie Ashe i Moone. – Gdyby ich spojrzenie mogło zabić, już dawno byłabym martwa.
- Nie chcę być ciągnięta! – Mo się oburzyła.
- Więc rusz cztery litery – zawarczałam. - Jeżeli mamy jeden bagaż mniej, to ktoś z was niech zabierze sarnę i zająca. – Cisza.
- Ty tak na serio chcesz iść dalej? – Zapytał Wii.
- Nie? – Zaprzeczyłam.
- Więc po co to całe ciągniecie i zabieranie rzeczy? – Skrzywił się.
- Musimy znaleźć jakąś kryjówkę, w której moglibyśmy wypocząć. – Oświadczyłam. – Po odpoczynku zatrzemy wonie i ruszymy w dalszą podróż.
- Dlaczego będziemy musieli ciągnąc zdobycze? – Do rozmowy dołączyła Torance.
- Przecież nie może się zmarnować. – Wyjaśniłam. Shenvedo Ashe wstał. Wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę.
- Jednak nie będziecie musieli mnie ciągnąć… - Ledwo co wymamrotał.
- Jeżeli możesz iść do zabierz te cztery ryby i kości. – Wydałam rozkaz. – Wii, zabierz zająca. – Spojrzałam się na Torance i Navri. – Wy będziecie ciągnąć sarnę.
- A co z Moone i tobą?
- Ja jestem wodzem, a Moon zastępcą. – Uniosłam wysoko głowę oraz podniosłam ogon. – My nie możemy wykonywać czarnej roboty.
- Mogę im pomóc – zaczęła bronić się przyjaciółka.
- Zabierz dwie ryby od Shena.
- Aoki, to nie fair. – Zaczął bronić innych Winteren. – Powinnaś też coś zrobić.
- Ale przecież nie ma już nic do roboty. – Zaśmiałam się. Prychnęli.
- No to brać się do pracy. Ja kieruję. – Oświadczyłam.
*Później*
Zobaczyłam małą szramę, po cienkim strumyku.
- Ha! – Popędziłam w jej stronę. – Znaleźliśmy. – Wypięłam dumnie pierś. – Moone, spenetruj ją czy jest tam wystarczająco dużo miejsca by umieścić tutaj d*psko Torance i Shena. – Wspomniane szczeniaki spojrzały na mnie zabójczym wzrokiem.
- A sama nie możesz? – Bronił jej Wii.
- Moone ma chyba własnego Kena. – Zaśmiałam się chamsko. – Ja tu rządzę, więc się nie udzielaj.
- Nie zgodziliśmy się byś nami rządziła. – Zaprzeczyła Tor.
- Ale ja tak mówię. – Zadarłam brodę. – To ja tu jestem najmądrzejsza z was. – Navri prychnęła. Wszyscy patrzeli na mnie z odrazą. – No dalej Moon, idź badać jaskinię. – Z opuszczoną głową, wadera niechętnie weszła do środka. Po paru minutach wybiegła z piskiem.
- Co tak piszczysz? – Skrzywiłam się.
- P-pająk… - Cała się trzęsła.
- O boże… To tylko mały pa… - Z jaskini wypełzł wielki, włochaty, kilkunastu centymetrowy pająk.
- Wii, sprawdź czy jadowity. – Basiorek nie ruszył się z miejsca. Prychnęłam. Niechętnie podeszłam do stworzonka i łapą zmiażdżyłam głowotułów insekta. Moją łapę pokryła klejąca maź. Odwróciłam się i poszłam w stronę Wii. Gdy stałam już naprzeciwko niego powiedziałam:
- Tak trudno było się go pozbyć? – Wytarłam łapę o jego sierść.
- Oszalałaś?! – Zakrzyczał.
- Nie wykonałeś rozkazu. – Uśmiechnęłam się chytrze. Skrzywił się.
- Nie jesteśmy twoimi podwładnymi.
- Owszem, jesteście. A teraz zanieście zdobycze do środka jaskini, a w razie pająków je tylko zgniećcie. – Jak ja kochałam wydawać rozkazy.

< Moone? Wykonaj rozkaz! :’3 >

Uwagi: Brak daty! "Niedługim" piszemy razem. Liczby i cyfry w op. piszemy słownie! Powtórzenia, literówki... Nie "zkrzywiłam", tylko "skrzywiłam".

Od Kai'ego, Aokigahary i Torance "Słodkich snów..." cz. 1

Zapis z rp na czacie prywatnym WMW z dnia 25.06.2017 r. Dla każdego z uczestników przyznane zostaje po 1 SG za op., 0,5 pkt. umiejętności oraz o 0,5 oceny z danego przedmiotu w górę.

 Marzec 2020 r.
Tego dnia było wyjątkowo deszczowo. To właśnie takie warunki pogodowe uniemożliwiły przeprowadzenie lekcji na Szczenięcej Polanie. Z tego też powodu Kai przysiadł w jednej z największych jaskiń, którą Alfy zarezerwowały dla nauczycieli w razie takich właśnie niedogodności atmosferycznych. "Mam nadzieję, że dzieciaki trafią tu bez problemu", pomyślał, wbijając wzrok na trwającą się na dworze nieustannie od wczorajszego wieczoru ulewę. Aokigahara w tym samym czasie dreptała, tak by spadające krople nie popsuły jej tak długo układanej sierści, czyli inaczej mówiąc szła pod drzewami. Tori z kolei szła - żeby nie mówić "biegła" - najszybciej jak umiała. Moczący jej futro deszcz bardzo ją irytował.
- Wolałabym śnieg... - mruknęła cicho z nutką rozmarzenia w głosie. Kiedy dochodziła do jaskini, w której miały odbywać się dzisiejsze lekcje, przyspieszyła jeszcze bardziej. Nie mogła się doczekać momentu, w którym wejdzie do ciepłego i co ważniejsze suchego wnętrza groty. Jej koleżanka w końcu zobaczyła wejście do środka do którego wbiegła, prawie cała mokra od deszczu. Krzyknęła:
- Cień topry!
Tori wbiegła do środka z tak dużym impetem, że wpadła na stojącą już w wejściu Aoki.
- P-przepraszam - powiedziała cicho.
- Ach, dzień dobry, dzień dobry. - Rzekł, zatrzymawszy spojrzenie swych fioletowych ślepi na młodszej, rudowłosej uczennicy. Tym razem nie miał zamiaru karcić za jakiekolwiek spóźnienia, gdyż te były zrozumiałe ze wzgląd na uciążliwy deszcz. Aokigahara spojrzała zabójczym wzrokiem na Torance i prychnęła, odchodząc. Usiadła na miejscu w kącie. W odpowiedzi na spojrzenie zielononiebieskich oczu młodszej samicy, Tori przewróciła wymownie oczami. Następnie skierowała swój wzrok na siedzącego niedaleko nauczyciela
- Dzień dobry panu.
- Poczekamy na pozostałych? Moone ostatnio uskarżała się na kaszel, a chłopcy zaś wspominali o tym, że dzisiejszego dnia będą pomagać w odmulaniu strumienia... Wiecie czy się pojawią na lekcji?
- Moone nie przyjdzie - odparła szybko. Tori zaczęła się otrzepywać się, by pozbyć wody z futra, a kiedy skończyła odpowiedziała nauczycielowi:
- Mówili, że raczej nie przyjdą...
Następnie odeszła od wejścia i usiadła w głębi groty.
- Wii i Shen tacy pomocni - powiedziała Aoki, patrząc na swoje pazurki.
- Jak zawsze. Ich obchodzi coś więcej niż ułożenie swojego futra - broniła samców Torance. Starała się powiedzieć to tak, by uwagę słyszała jedynie ruda samica.
- Wiesz, tobie by się przydała kąpiel - syknęła w odpowiedzi.
- Dzięki, ale chciałabym iść popływać, kiedy przestanie padać. Niemniej co powiesz na wrzucenie ciebie do rzeki?
- Nie, dziękuję, myłam się, w przeciwieństwie do ciebie.
Tori zmrużyła oczy niezadowolona i zerwała się, by pobiec do Aokigahary. Chciała wywołać u niej jakąś emocję. Hm... Zawstydzenie powinno być ok - stwierdziła w myślach. Aokigahara podbiegła trochę do nauczyciela, by uciec od Tor. Kai odchrząknął, zwracając tym samym uwagę uczennic.
- Pomimo tego, że emerytura blisko, słuch mam wciąż doskonały. Natychmiast skończcie swoje kłótnie i zacznijmy lekcję. Inaczej posiedzicie tutaj znacznie dłużej. 
Tori zatrzymała się gwałtownie i odwróciła pysk w stronę nauczyciela. Tchórz, pomyślała o swojej byłej przyjaciółce. Aoki się zaśmiała z satysfakcją, na co druga warknęła cicho.
- Wróćcie na swoje miejsca, o waszym zachowaniu porozmawiamy po lekcji - oznajmił nieco ostrzejszym tonem głosu.
Aokigahara wróciła na swoje miejsce, siadając zawinęła swój ogon o przednie łapy, ustawiła uszy na sztorc, a jej wzrok stał się poważniejszy. Torance z kolei na uwagę nauczyciela skuliła się lekko i posłusznie wróciła na swoje miejsce. Skierowała jednocześnie zaciekawione jak i wyczekujące spojrzenie ku Kai'emu. Ciekawe co będziemy robić..?, myślała. Aoki wyglądała na zniecierpliwioną. Basior przeszedł się po klasie, stając na końcu przy ścianie, gdzie zwykł ustawiać materiały potrzebne do przeprowadzenia zajęć. Był to swoisty schowek - wszędzie walały się różnego rodzaju fiolki, słoiki z bliżej nieokreśloną zawartością czy saszetki z aromatycznymi lub nieco mniej ziołami. Przyniósł tu jakiś czas temu nawet kilka ksiąg, w które od czasu do czasu zerkał, by upewnić się o prawidłowej kolejności wrzucania poszczególnych składników.
- Dziś zajmiemy się wykonywaniem leku na bezsenność. Skuteczność jego działania jest zależna od tego, komu się je podaje. Ze względu na to przed zaczęciem regularnego stosowania należy wziąć kilka kropel próbnych. Ich ilość będzie wskazówką, ile łyków należy wziąć, by paść z łap i ostatecznie usnąć. - Obrócił się ku klasie. Obie uczennice patrzyły na niego z maksymalnym skupieniem. - Jedni po jednym łyku czują lekkie zmęczenie, inni natychmiast usypiają. Jedni po dwóch mogą zapaść w śpiączkę, dla innych z kolei jest to pewność, iż obudzą się jeszcze przed świtem. Przez tę różnorodność może być to wręcz niebezpieczne. Wystarczy odrobina nierozwagi i możecie się już nigdy nie otworzyć oczu.
Mogłabym napoić tym Tor, pomyślała jedna z wader. Kai słysząc bardzo wyraźnie każdą myśl swoich uczennic, rzucił ostrzegawcze spojrzenie ku Aoki. Ta się nieco speszyła. Wiedziała już od dłuższego czasu o zdolnościach Kai'ego, o których dość regularnie zapominała.
- Choć składniki są powszechnie dostępne, ich zdobycie nie jest możliwe o każdej porze roku, a ich ilość do wytworzenia choćby fiolki wywaru jest znaczna, więc jest to roztwór stężony.
- A jakie to składniki?
- Melisa, rumianek, głóg, wrzos, kwiaty akacji oraz liście niebieskiego agrestu, dokładnie w takiej kolejności ilościowej.
- A ile potrzeba sztuk owych składników? - dociekliwie pyta się Aoki.
- Jest to zależne od docelowej ilości wywaru, jednak dwa liście melisy, koszyczek rumianku, pół owocu głogu, szczypta kwiatów wrzosu, dwa kwiaty akacji oraz ćwierć liścia niebieskiego agrestu wystarcza na jedynie na wcześniej wspomnianą fiolkę. Do listy składników dodajmy oczywiście gorącą wodę.
- Będziemy dziś ją robić?
Tori przysłuchiwała się rozmowie Kai'ego i Aoki starając się zrozumieć chociażby połowę z tego o czym była mowa. I w tym momencie czuję się jak idiotka, uświadomiła sobie w myślach.
- Tak, oczywiście. - Ponownie wyjrzał na zewnątrz. Deszcz ani śmiał ustać. - Chciałem również udać się z wami na poszukiwania składników, lecz jak widać będziemy zmuszeni korzystać z suszonych. Na szczęście na pierwszych lekcjach eliksirów już poznawaliśmy wcześniej wspomniane zioła, a jako, że należą do podstawy, nie powinny sprawiać najmniejszych problemów. Jeżeli ktoś jednak nie wie wciąż, gdzie można je dokładnie znaleźć, prosiłbym o powiedzenie mi o tym po lekcji.
Aoki spojrzała ukradkiem na Torance. Musiała najwyraźniej stwierdzić, że nauczyciel dodał ostatnie zdanie dlatego, że musiał coś wyczytać z jej głowy - ona za to rozumiała wszystko doskonale. Tori spuściła wzrok na swoje łapy wzdychając cicho. Jak zawsze, pomyślała z żalem.
- Nie chciałbym również wszystkiego podtykać wam pod nos, więc waszym pierwszym zadaniem będzie odnalezienie suszków wcześniej wymienionych przeze mnie składników. - Mówiąc to, skierował głowę ku swojej kolekcji, przy której prowadził wykład na początku lekcji.
Tylko nie to, myślała dalej Tori. Aoki widząc jej przerażenie, uśmiechnęła się.
- Nie poddajcie się na samym starcie. Wiele z nich możecie poznać choćby po zapachu.
Na te słowa Tori poczuła, że wraca do niej nadzieja.
- Będziemy miały wybrać same, czy jedna część a druga drugą? - zapytała druga z uczennic.
- Postarajcie się odnaleźć co trzeba na spółkę. - Usiadł na drugim końcu jaskini. - W razie takiej potrzeby, pomagajcie sobie nawzajem.
- Biorę wrzosy! - zawołała Tori i podbiegła do strasznego miejsca jakim było składowisko różnych rzeczy. Jej koleżanka zrobiła po chwili to samo i niemal po chwili poczuła piękny zapach rumianku. Chwyciła w pysk kwiatki, po czym odniosła na bok.
- Mam rumianek - oznajmiła i zaczęła szukać owoc głogu.
Starsza z nich stała chwilę i rozglądała się za wrzosami. Były schowane z boku, tak jakby chowały się przed nastoletnią wilczycą. Druga radziła sobie znacznie sprawniej. Dostrzegła wysuszone czerwone, małe kuleczki, które zapewne były owocami głogu. I je pochwyciła w pysk i odstawiła na bok.
- Mam głóg!
Tymczasem Tori szerokim uśmiechem na pysku zbliżyła się do saszetki wypełnionej wrzosami, zabrała go i ruszyła do miejsca, w którym spoczywał już rumianek i odstawiła suszone wrzosy.
- Wrzosy są!
Aokigahara wypatrując agrestu, mruczała:
- Dlaczego musi być "niebieski agrest", chociaż nie jest niebieski?!
Tori wróciła do bałaganu rzeczy, jaki znajdował się po drugiej stronie jaskini.
- Niebieski agrest w rzeczy samej nie jest niebieski, acz lekko fioletowawy - przypomniał Kai.
Aoki zabrała się za akacje. Wyszukując kwiaty, natrafiła na liście melisy, bardzo podobne do mięty, jednak różniące się zapachem. Odłożyła je na bok, tam gdzie były wrzosy i inne składniki. Było sześć składników, trzy już wyszukałam więc resztę niech znajdzie Torance, stwierdziła w myślach. Odsunęła się na bok i patrzała jak to Torance nie rozróżnia roślin. W tym czasie szukała liści agrestu.
- Gdzie to jest? - mruknęła. Kai odczytując jej zamiar, postanowił podpowiedzieć:
- Są one bladozielone, a ich żyłki błękitne. Końcówki z kolei mają barwę bordową.
W końcu znalazła po prawej stronie "schowka" miejsce, gdzie składowane były liście.
- Dziękuję panu.
- Proszę pana! - powiedziała oburzona Aokigahara. Tori wciąż szukała odpowiedniej rośliny. Przyglądała się uważnie każdemu z rodzajów liści, dopóki nie znalazła odpowiednich.
- Są! - zawołała zadowolona. Kai uśmiechnął się życzliwie ku Aoki, wręcz niewinnie.
- Wolałbym, aby nie pomyliła tego z jadowitą cherubinową strzałką.
Westchnęła cicho, patrząc jak koleżanka znosi odnaleziony składnik na utworzoną stertę. Wykorzystując wolną okazję, podeszła do nauczyciela.
- Czy mogłabym na chwilę wyjść za potrzebą? - zapytała ściszonym tonem, tak by Tor nie usłyszała.
- Mogłabyś, ale uważaj na deszcz. Nie chciałbym, byś się rozchorowała.
Torance odwróciła się i wróciła do utworzonej przez nią i Aoki kupki składników. Bardziej Aoki... pomyślała ze smutkiem.
- Dziękuję - odparła Aoki i pospiesznie wyszła z jaskini. Dlaczego mam wrażenie, że chce się zerwać?, główkowała uczennica, która została w środku. Chociaż to eliksiry. Nie zrobiłaby tego.

<C.D.N.>