Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Od Mizuki "Wiosenne Porządki" cz. 6

Byłam przerażona kiedy odkryłam że to co widziałam ma wpływ na teraźniejszość, pierwszy raz coś co widziałam w moim umyśle odniosło się do rzeczywistości. Jednak po chwili moje przerażenie zniknęło, a w jego miejsce pojawiło się dziwne uczucie radości. Zaczęłam się psychopatycznie śmiać. Sama nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam, jednak szybko się opamiętałam. Wilki które mnie otoczyły chyba się przestraszyły, bo cofnęły się o dobre parę kroków.
- Wsszystko w pporządku? - Wydukał z przerażeniem mój brat
- Jak w najlepszym, tylko dręczy mnie jedna sprawa: możesz mi wyjaśnić co się stało, że wyglądam tak?
- Nie potrafię ci tego wytłumaczyć - burknął
- Zaraz mnie szlak trafi, powiedz mi co się do diabła stało w tej powalonej jaskini! - Wydarłam się na niego, stając na równych łapach
Dopiero w tej chwili zauważyłam, że jestem dużo większa od niego. Mój brat milczał przez parę minut, nie wytrzymałam dłużej tej ciszy. Coś we mnie cały czas wzbudzało agresje.
- No mów!!
Dopiero po chwili zauważyłam, że zamroziłam całą podłogę w jaskini, ściany się zaczęły palić jednak nie normalnym płomieniem, tylko niebieskim. Byłam zaskoczona, nigdy nie miałam takiej umiejętności, a co więcej nad całym moim ciałem pojawiła się czarna osłona, jakby starała się mnie bronić.
- Uspokój się - usłyszałam głos
Głos ten nie należał do żadnego z obecnych tu wilków.
- Co? Gdzie jesteś?
- Nie możesz mnie zobaczyć ale możesz mnie usłyszeć - powiedział bardzo cieniutki głos
Ten głos pochodził z mojej głowy, to było niemożliwe. Czyżby ten głos to była jedna z tych postaci, która weszła w moje ciało? No cudnie... nim zdążyłam się spostrzec grałam w jakąś chorą grę, w której nikt mi nie mógł wytłumaczyć zasad. Uspokoiłam się, wszystko wróciło do normy oprócz mojego wyglądu. Wilki patrzyły na mnie jak na czubka, w sumie to się nie dziwiłam.
- Dobra, a teraz na spokojnie. Co tam się stało? - powtórzyłam pytanie
- Do była część przepowiedni... - powiedział patrząc w podłogę
Nie chciałam mu przerywać, więc postanowiłam wysłuchać, to co ma mi do powiedzenia.
- Według niej pewnego dnia miał zjawić się wilk, który postanowi pozbyć się zła z całej tej krainy. Miał być to potomek jednego z mieszkających tu wilków. W momencie kiedy się pojawił, miał on otrzymać pewnego rodzaju dar od martwych. Dusze, które nie mogą zaznać spokoju miały zostać umieszczone w ciele tego wilka, dzięki czemu on otrzyma ich zdolności. Ma on następnie przegonić stąd demony i złe dusze. Jednak nigdy nie pomyślałbym, że to jesteś ty.
Po jego ostatnich słowach zatkało mnie, pozwoliłam grzywce opaść mi na oczy. Była zła, smutna i załamana jednocześnie.
- Idiota.
-Że co?
- Jesteś idiotą, bracie - Powiedziałam nadal patrząc w podłogę - Jeżeli wierzysz w takie rzeczy, nie mogę cię inaczej nazwać.
- Ale ty nic nie rozumiesz! - Krzyknął
- Ja nic nie rozumiem? Głupi jesteś? Myślisz, że jestem wilkiem, który ma pokonać zło, czyż nie? Głupku, życie to nie jest jakiś film, w którym jedna osoba pokonuje całe zło z całego świata. Zastanów się nad tym co do mnie mówisz. Nie pisnąłeś ani słowa wcześniej, a potem pozwoliłeś jakimś posranym duchom wejść w moje ciało. Nienawidzę cię, rzygam tobą i tym całym miejscem. Jak mogłeś mnie tak potraktować!? Własną siostrę! Zresztą teraz to bez znaczenia, i tak cię nienawidzę - Podniosłam głowę i ostatnie zdanie powiedziałam mu prosto w pysk.
Powoli wyszłam z jaskini zostawiając za sobą zszokowanego brata i tych idiotów, którzy nawet się nie odezwali.
- Zaczekaj! - Wykrzyknął mój brat, biegnąc w moim kierunku
- Zostaw mnie! - wydarłam się
Uderzyłam łapą o ziemie i nagle pojawiły się trzy czarne duchy wilków, broniły mnie.
Poszłam dalej, a mój brat zaczął walczyć z duchami. Silne bestie z tych duchów. Pobiegłam przez las, zatrzymałam się dopiero w miejscu, w którym byłam pewna, że nikt mnie nie znajdzie. Postanowiłam spróbować przywołać te duchy jeszcze raz. Jak postanowiłam tak zrobiłam, jednak pojawił się tylko jeden. Byłam śpiąca, więc wydałam mu telepatycznie polecenie, by nikomu nie pozwolił się do mnie zbliżyć, kiedy będę spać. Duch, a może raczej cień? Pokłonił się delikatnie na przednich łapach i usłyszałam w myślach:
- Yes, my lady!
Padłam jak zabita, nawet nie pamiętam kiedy usnęłam. Kolejne głosy w mojej głowie dyskutowały o jakiś ważnych rzeczach, jednak nie rozumiałam ani słowa. Nagle do dźwięku doszedł obraz, były to te ludzkopodobne istoty. Kiedy jedna z nich spojrzała w moją stronę, zobaczyłam jakieś wspomnienia. Należały one najpewniej do tej istoty. Był w nim biały zamek z trzema wysokimi wieżami, wokół płynęła rzeka. Ciche i spokojne wspomnienie zmieniło się w ułamku sekundy na okropne i pełne krwi. Cały las i zamek stały w ogniu. Przez pole biegli uzbrojeni wojskowi z miotaczami ognia. Zwierzęta i magiczne stworzenia uciekały jednak każde z nich ginęło stając w płomieniu. Ciągłe wybuchy bomb były okropne. Ziemia się trzęsła, las stał w ogniu, w koło słychać było wrzaski i błagania o litość przerywane co chwile strzałem i ciszą. Cisza ta była jeszcze gorsza od samych wrzasków, zwiastowała ona bowiem śmierć istoty. Obróciłam się za siebie i spostrzegłam ogromne skupisko demonów. Jednak sama wyglądałam jak jeden z nich. To krwawe spojrzenie, ciemne futro, ostre kły i ogromne pazury były przerażające.
- Czas na małą zabawę! - Krzyknął jeden z nich
Wszyscy zaczęli się śmiać i w mgnieniu oka każdy znalazł się przy ludziach. Ludzie bronili się z całych sił, jednak nie dało powstrzymać się ich potęgi. Ludzie byli rozrywani na strzępy, demony odgryzały im głowy, ręce i nogi. Krwawa walka trwała całą noc. Kiedy słońce wstało, moim oczom ukazał się widok potworny. Setki ciał leżało w kałużach krwi. Demony zebrały się razem i ogłosiły zwycięstwo. Nagle przed demonami pojawiła się ta postać, którą cały czas widzę.
- Dziękujemy wam za pomoc, a teraz zgodnie z obietnicą znikajcie stąd!- powiedziała.
- Ani nam się śni, podoba nam się tu - Zaśmiał się przywódca - Czy wam się to podoba czy nie, zostaniemy tu!
- A co z naszym paktem? - zapytała zdenerwowana
- Nie wiesz, że jesteśmy demonami? Dla nas takie rzeczy znaczenia nie mają! - Krzyknął, po czym rzucił się na nią z pazurami i pozbawił ją życia. Demony nie zaprzestały na ludziach, wybijali wszystko na swojej drodze. Zajęli zamek i tam się osiedlili. Tak zakończyło się wspomnienie.
- Teraz już wiesz co się stało, dlatego prosimy Cię, pomóż nam - powiedziała postać kłaniając się przede mną
Zaraz po niej wszystkie tak zrobiły. Istoty były strasznie irytujące, miałam dość już tego snu, dosyć tego świata. Dlaczego te stworzenia zwabiły akurat mnie? Dlaczego musiałam biec za tymi jeleniami i iść przez tą pustynie lodową? W obecnej chwili miałam tak dużo pytań a żadnej odpowiedzi. A istoty, które znajdowały się obok mnie zdawały się nigdy nie dać mi spokoju, dopóki im nie pomogę. Postanowiłam się zgodzić, choć najpewniej i tak nie wiele zdziałam.

CDN

Uwagi: "Porządek" piszemy przez "rz". "Niemożliwe" piszemy razem. Piszesz zbyt długie zdania. "Stąd" piszemy razem, przez "s" i "ą". "Wiesz" a "wież" to dwa kompletnie różne słowa! Wciąż masz problem ze stawianiem przecinków.

Od Onux'a 'Światło w ciemności' cz.1 (cd. Kirke)

Każdy ma czasem takie sny w których nagle tracimy wszystko co udało nam się zdobyć przez całe życie, jednak moje sny nie są tylko snami, po których wilki budzą się z łzami w oczach, moje zamieniają się w rzeczywistość. Jednak ja już do tego przywykłem, każdego dnia otacza mnie mrok i ciemność. Pytanie tylko czy ty dasz radę zatańczyć z ciemnością? Szczerze w to wątpię, ale jeśli myślisz że dasz sobie radę, życzę ci szczerze powodzenia! - Onux

Ciemność, to jedyne co teraz posiadam. Błąkałem się w tym mroku odkąd tylko pamiętam. Od zawsze zadawałem sobie pytanie: Dlaczego ja? Jednak nikt mi nie potrafił odpowiedzieć, ani rzeka ani księżyc.
Pozostało mi tylko się z tym pogodzić. "Hmm, jak łatwo to powiedzieć" - pomyślałem. Błąkałem się bez celu po terenach. Sądząc po temperaturze panowała już noc, jednak dla mnie to już nic nie znaczyło. Nie mogłem zawrócić bo za mną był tylko strach, złość i nienawiść. Wizja przyszłości nie zanosiła się dużo lepiej. Zarówno przede mną jak i za mną było tak samo:
- Mrocznie - powiedziałem na głos
Nie pamiętam, który to już dzień czy noc tak szedłem. Miałem już tego dość, całe moje zmęczenie powaliło mnie na ziemię. Chciałem się poddać, leżeć w śniegu aż do momentu w którym bym zginął, może to właśnie w śmierci znalazł bym spokój.
"Nie, nie mogę tego zrobić!" - powiedziałem w myślach
Jeśli bym się poddał przestałbym być sobą. Nigdy się nie poddałem i teraz też tak było. Ostatnimi siłami podniosłem się. Zacząłem iść dalej. Moja droga nigdy nie była prosta, a życie nigdy nie było dla mnie łaskawe. Podczas gdy normalne szczeniaki bawiły się i śmiały skacząc po drodze pełnej kwiatów, ja szedłem po drodze wysypaną kamieniami w zupełnych ciemnościach i w dodatku całkowicie sam. Z moich myśli wyrwał mnie znowu ten sam smak: ciepłej metalicznej krwi. Zacząłem się nią dławić i kaszleć. Mój kaszel z dnia na dzień stawał się coraz gorszy. Była to wina: odwodnienia, silnego głodu lub tej rany na brzuchu która teraz zaczęła dziwnie pachnieć. Próbowałem wyjąć zębami ciało obce które się tam znajdowało, jednak tylko pogarszałem swój stan. Kula musiała tam zostać, przynajmniej na razie. Kolejne uderzenie bólu. Zwinąłem się aż w pół. Wiele wilków nienawidzi bólu, jednak dla mnie był jak przyjaciel, który mówił mi, że nadal żyję. Zimny powiew wiatru, sprawił że poczułem się jeszcze gorzej. Jednak powiew wiatru przyniósł pewien nowy zapach.
- Niemożliwe! To wilk - powiedziałem radowany
Zacząłem biec w kierunku zapachu, moja rana zaczęła krwawić jeszcze bardziej, ale wtedy nie miało to dla mnie znaczenia. Zapach stał się bardzo wyraźny, zatrzymałem się jakieś trzy metry od jego źródła. Musiałem wyglądać wtedy koszmarnie, jednak to już było bez znaczenia. Zaświecił się pierwszy promień światła w mojej ciemności a jego źródłem był ten wilk.
- Proszę, pomóż mi - wydukałem po czym straciłem przytomność
Pomimo, że straciłem przytomność wszystko słyszałem. Wilk którego poprosiłem o pomoc głośno zawył i po chwili u jego boku stały kolejne trzy wilki.
- Co się stało, Kirke!? - zapytał jeden lekko zdyszany
Dalej już nic nie słyszałem, znów popadłem w mrok, jednak tym razem czułem się szczęśliwy.
"Bardzo zaciekawiła mnie ta Kirke, ciekawe jaką osobą się okaże" myślałem głęboko pogrążony w ciemnościach.

<Kirke? Co będzie dalej?> 

Uwagi: Przecinki~ "Odkąd" piszemy razem, przez "ą" i "d". Myśli nie zapisujemy tak samo jak wypowiedzi!

niedziela, 24 kwietnia 2016

Bianco "Zanim dołączyłam tutaj..."

Urodziłam się w miejscu, gdzie tylko ptaki były i moi rodzice oraz rodzeństwo. Znajdowało się ono w lesie, gdzie ziemia była połączona z piaskiem i drzewa wyrastały z jeziora powstałego z wodospadu. Była obok niego niewielka jaskinia, gdzie mieszkałam. Była w środku trochę nierówna i wilgotna, ale podłoże było okryte liśćmi. Moja siostra, która była ode mnie o dwa lata starsza, ściany udekorowała kwiatkami i liśćmi lilii. Wyglądała pięknie i lubiłam się w niej bawić. Gdy miałam trzy lata to urodziły się bliźniaki i miałam teraz siostrę i dwóch braci. Kilka miesięcy później las stracił zielony kolor, poszarzał. Kłębki dymu wiły się po całym lesie. Ptaki pouciekały. Chciałam to sprawdzić, ale mama się na to nie zgodziła.
- Musimy się na to przygotować. Może być to stworzenie potężniejsze od nas. - powiedział tata.
- Przygotujemy się tak, aby przetrwać. - odparła siostra.
- Ale zajmie nam to bardzo długo, a czasu jest niewiele, bo się tu udusimy! - wykrzyknęłam.
Spojrzeli na mnie i na siebie mówiąc: "Czas to pieniądz!". W ciągu niecałego miesiąca byliśmy przygotowani. Wyruszyliśmy o świcie i zobaczyliśmy stertę drzew powalonych, a wśród nich ogromnego smoka. Gdy chrapał, to z jego nozdrzy wydobywał się czarny dym, który zatruwał las. Braciszkowie nie zwarzając na wielkość smoka, rzucili się na niego. Nie bolało to poczwarę, lecz tylko ją obudzili. Była bardzo zdenerwowana i zaczęła ziać ogniem. Moją siostrę straciłam jako pierwszą, bo nie potrafiła latać. Spłonęła. Smok podniósł się i obracając się zmiótł moich rodziców daleko od miejsca zamieszkania poczwary. Tata, mając skrzydła, przyleciał i używając swojej mocy próbował zamrozić smoka. Ja mu w tym chciałam pomóc, ale to nic nie dało, bo on zaczą płonąć, szybko lód się roztopił i nie miałam żywiołu lodu. Spalił mojego tatę koszmarnym ogniem. Zostałam ja i bracia. Sprowadziłam chmury burzowe, żeby odgonić smoka. Była to bardzo zła decyzja. Podjęłam ją w pośpiechu, a jej skutkiem było zmiażdżenie moich braci i wygonienie smoka. Płakałam przy nich bardzo długo. Nie wybaczę sobie tego do końca życia! Siedziałam smutna w jaskini patrząc się w ciemność nocnego nieba. Rok później pamiętając o rodzinie, chciałam dołączyć do watahy. Znalazłam ją bardzo daleko od miejsca z dzieciństwa. Nazywała się Wataha Magicznych Wilków. Pytając Alfę, prosiłam o dołączenie, a odpowiedź była dla mnie radująca. Byłam szczęśliwa, że dołączyłam do tej watahy, ponieważ brakowało mi rodzeństwa i rodziców. Płakałam za nich wielkimi łzami, a tu nagle się raduje, bo mam kolejną rodzinę. Zwiedzałam piękne tereny, śpiewałam z ptakami, co było moim ulubionym zajęciem. Szłam lasem podobnym do moich dawnych wspomień, widziałam szczeniaki bawiące się w śniegu, zakochanych i radosnych. Wyglądało to pięknie, a ja jedyna na chmurze sobie leżałam. W lesie, o którym wspominałam, biegały sobie stworzonka i dźwięk dawał powiew wiatru świerzy. Stanęłam i rzekłam: "Vita veluti ventos.*". Moje futro, włosy i ogon zaczęły pięknie falować i troszeczkę się świecić, co było przewidziane z powodu mojego żywiołu. Chciałabym tak stać bez końca, ale czas szybko miną i musiałam iść spać do mojej nowej jaskini.

*Vita veluti ventos.  (jęz. łaciński) - Życie jest jak powiew wiatru.

Uwagi: Lepiej pisać "lubiłam", niż "lubiałam". "Świeży" piszemy przez "ż".

Od Rey "Nowa znajomość" cz. 1 (cd. Sohara)

Pewnego ranka gdy się obudziłam pomyślałam, że warto było by poznać kogoś nowego. Poszłam do lasu poszukać jakiejś wadery z którą mogłabym się zaprzyjaźnić. Szłam dobre pół dnia po lesie, ale nie znalazłam nikogo kto by chciał pogadać. Gdy szłam zamyślona nagle wpadłam na jakąś waderę:
- Oj, przepraszam - powiedziałam zawstydzona.
- Nic się nie stało... Jestem Sohara.
- Ja nazywam się Rey... miło mi cię poznać - powiedziałam uśmiechnięta.
- Kiedy dotarłaś do naszej watahy? Jeszcze nigdy cię tu nie widziałam.
- Chyba jakieś trzy, cztery tygodnie temu poznałam Ishi, która mi zaproponowała dołączenie do watahy.
- To fajnie... A jak tu dotarłaś? - zapytała.
- Długa historia, ale Ci ją opowiem...
Zaczęłam jej opowiadać o rodzicach potem o Kle, a na końcu doszłam do siostry i Kerniego. Powiedziałam jej również o tym co mi mówiła siostra.
- Hm... Dużo w życiu przeszłaś - powiedziała po cichu.
- A ty... jak tu się dostałaś? - zapytałam.
- Wolę o tym nie mówić...
- Przepraszam, jak cię uraziłam...
- Nie nic się nie stało - uśmiechnęła się.
- Może pójdziemy na klif? Bardzo fajne miejsce.
- No pewnie chodźmy! Kto będzie tam ostatni, to zgniłe jajo!
- Nie mogę biec... Moja łapa jeszcze nie wyzdrowiała - powiedziałam po cichu.
- Zapomniałam. Chodźmy powoli - uśmiechnęła się.
Już dobrze znałam drogę na klif, więc zaprowadziłam tam Sohare. Gdy doszłyśmy i usiadłyśmy na brzegu urwiska zaczęłyśmy rozmowę:
- Aaa... Masz jakąś moc? - zapytałam.
- Tak, potrafię przenosić się w czasie.
- Naprawdę!? Ja umiem tylko wzniecać ogień.
- To też coś! Cały czas przy sobie masz broń, i to taką której nie trzeba dźwigać - zaśmiała się.
- Heh... W sumie lepsze to niż nic - uśmiechnęłam się.
- Ja umiem też się teleportować.
- Wow, też bym chciała tak umieć. Nie musisz nigdzie chodzić wystarczy, że pomyślisz o tym miejscu i już tam jesteś.
- Jaki piękny zachód słońca... Dawno takiego nie widziałam.
- Piękny, ale zbliża się noc, musimy wracać do watahy.
- Niestety... Musimy już iść, po ciemku nie za dużo widać - zaśmiała się.
- Chodźmy.
Szybkim krokiem wróciłyśmy do jaskini. Po drodze znalazłyśmy krzaki z borówkami. Zjadłyśmy trochę i poszłyśmy dalej.
- To co, widzimy się jutro? - zapytała Sohara.
- No pewnie, a czemu nie.
- To do jutra, pa!
- Do zobaczenia - pożegnałam się i odeszłam.
Weszłam do jaskini położyłam się w swoim ulubionym miejscu i zasnęłam.

<Sohara?>

Uwagi: Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. "Choć" a "chodź" to nie jedno i to samo. Ze spraw czysto technicznych... Sohara urodziła się w WMW, więc właściwie nie ma czego opowiadać, jak tu się dostała... tym bardziej, że należy do watahy od 5-ciu lat i zna wszystkie tereny.

sobota, 23 kwietnia 2016

Zapoznanie, maj 2016

 NIEAKTUALNE
Widząc, że coraz mniej osób zaczyna nowe serie z innymi osobami, wpadłam na pomysł, by jakoś to wynagrodzić. Dla jasności - wcześniej wspomniany bonus + 3 pkt. do wszystkich umiejętności i + 1 pkt. do mocy liczy się tylko za pierwsze op., ale oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby kontynuować serię dalej. Ba! To jest nawet wskazane. Temat na op. jest absolutnie dowolny.
Abym zaliczyła op. do tej oto okazji, wystarczy napisać pod skończonym op. "ZAPOZNANIE, MAJ 2016". :)

Kiiyuko → Lithium Vane
Kai → Bianco
Tsume → Mizuki
Desari → Vanessa
Dante → Toboe
Sohara → Kirke
Valka → Sierra
Vane → Tsume
Astrid → Kazuma
Kazuma → Rey
Yusuf → Yuki
Suzanna → Yusuf
Toboe → Kai
Yuki → Alfie
Mizuki → Valka
Yui → Shayle
Shayle → Kiiyuko
Kirke → Zone
Vanessa → Yui
Sierra → Astrid
Sarah → Triajie
Zone → Dante
Alfie → Suzanna
Rey → Sohara
Triajie → Sarah
Bianco → Desari

Od Rey "Miłosne zagrywki wroga" cz.1

Wczesnym rankiem postanowiłam, że muszę w końcu wstać i iść dalej. Szłam powoli przez las, cały czas mówiłam do siebie "Proszę, niech nikt mnie nie zaatakuje". Gdy wyszłam z lasu zobaczyłam Wrzosową Łąkę, stąd droga była już prosta. Zdecydowałam, że muszę wyleczyć chorą nogę. Skierowałam się w stronę szpitala. Gdy w końcu tam weszłam podeszła do mnie pielęgniarka:
- Co Ci się stało? Masz szczęście, że doszłaś tu przed zmrokiem... Późnym wieczorem rzadko ktoś ranny przeżywa.
- Zaatakował mnie wilk... nie chcę o tym rozmawiać... Czy można coś z tą łapą zrobić? - podniosłam łapę i skierowałam ją w stronę pielęgniarki.
- Hmm... Poczekaj, pójdę po lekarza
Usiadłam na ziemi i czekałam aż oni łaskawie tu przyjdą:
- Co się pani stało? - zapytał stary wilk.
-Ktoś mnie zaatakował i od razu mówię, NIE CHCĘ o tym rozmawiać!
- Dobrze... Pokaż mi swoją łapę.
Po raz kolejny podniosłam łapę i skierowałam w kierunku tej dwójki. Lekarz zaczął oglądać ranę, a potem ją dotykać! Boże, jak to bolało. Tak czy siak próbowałam ukryć ból i moją skwaszoną minę.
- Myślę że trzeba będzie amputować...
- ŻE CO!? - krzyknęłam.
- Ha ha ha, żartuję!
- Dobre mi żarty... To co pan zrobi z tą łapą?
- Trzeba będzie ją przemyć i zabandażować. Siostro, zajmiesz się tym? - zapytał stojącą obok pielęgniarkę.
- Dobrze, panie doktorze! - wzięła wodę i zaczęła płukać moją ranę. Później wzięła bandaż i zaczęła owijać nim moją ranę.
- Gotowe! Teraz musisz dużo odpoczywać - powiedziała z uśmiechem.
Odeszłam od niej. Gdy chciałam wyjść ze szpitala, ale zauważyła mnie i powiedziała:
- Gdzie się wybierasz? Już do łóżka!
- Eh... No dobra...
Odwróciłam się i położyłam na najniżej umiejscowionym łóżku. Cały czas zadawałam sobie pytania: Gdzie jest siostra? Co z Kernim? I co znaczyły jego ostatnie słowa? Postanowiłam, że na razie nie będę zawracać tym sobie głowy. Gdy w końcu zasnęłam zauważyłam siebie leżącą obok Kerniego. Mówił on do mnie... Później gdy on odszedł i ja zamknęłam oczy, podszedł do mnie i powiedział coś. Nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi... Po za tym nie mogłam wierzyć we wszystko co widzę w snach. Obudziłam się rano. Pielęgniarka podeszła do mnie i podała mi coś w stylu miski z wodą. Napiłam się z niechęcią. Gdy tylko pielęgniarka odeszła wstałam, żeby wydostać się z jaskini. "Udało mi się! Jestem wolna!" Zaczęłam biec. Gdy zaczynałam przyspieszać zaczęła mnie strasznie boleć łapa. Nie zwracałam na to uwagi biegłam dalej, aż w końcu... wywróciłam się. Poturlałam się aż pod jaskinię Alfy. Tuż obok mieszkania Ishi było drzewo, do którego dobiłam z hukiem. Popatrzyło się na mnie kilka wilków, w tym Ishi, która wyszła z jaskini.
- Nic Ci nie jest, Rey? - zapytała Ishi.
- Nie, nic... - wstałam powoli.
- Uważaj jak biegniesz! A po za tym co Ci się stało w nogę?
- A... Nic... po prostu jakiś wilk mnie zaatakował - powiedziałam po cichu.
- Wilk? Opowiesz mi tą jakże ekscytującą opowieść? - zachichotała.
- No pewnie - uśmiechnęłam się i podeszłam do Ishi.
Zaczęłam jej opowiadać jak to było z siostrą i z Kernim. Ishi słuchała mnie z powagą. Gdy skończyłam jej opowiadać moją "jakże ekscytującą opowieść" Ishi powiedziała do mnie:
- To widać że dużo się u ciebie działo... Ja już muszę iść, ale dzięki za wspólnie spędzony czas. Do zobaczenia!
- Pa!
Poszłam w głąb lasu. Szłam do miejsca gdzie ostatnio spotkałam Kerniego. O dziwo był on tam... Siedział dokładnie w tym samym miejscu gdzie ostatnio.

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifPzeXEH29MdNYqB_BpJY9esv_onWKNajpRvBuEZ3Ydo_kCsPB-2px7JYNb5Vua0VcLJuuP5YQKdG7FQg3jDPxcRuQk-okfbjdgegqQlAQBiTwY2op8iKq1-p5iXcgoTxHLdyyOCXr_0Jj/s400/West.png

- A ty co tu robisz?
- O, witaj Rey. Jak z twoją łapą?
Popatrzyłam się na niego z lekkim niedowierzaniem.
- Zrobiłeś mi to i jeszcze śmiesz się mnie pytać co ze mną?!
- Spokojnie... Sory za wczoraj, poniosło mnie...
Nadal patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Postanowiłam się opanować
- Nic mi nie jest. Nie odpowiedziałeś mi wciąż na pytanie: CO TY TU ROBISZ?!
- Czekam na ciebie - powiedział do mnie, jakby chciał zacząć ze mną flirtować.
- Na mnie? Nie chcę Cię znać po tym, co mi zrobiłeś!
- Przyniosłem coś dla ciebie.
Podał mi różę którą wzięłam do pyska i odłożyłam na bok.
- Czy ty myślisz że jestem taka naiwna i tam Ci się uwieść?
- No nie wiem.
Zaczęłam powoli od niego odchodzić. Kerni zaczął iść za mną:
- Gdzie się wybierasz? Choć ze mną nad wodospad...
- Z tobą? Nigdy w życiu! - krzyknęłam do niego.
- No cóż, to pójdę sam...
- Nie możesz tam iść! To nie jest twój teren!
- A co niby może mi się stać?
- Mogę wtedy Cię zaatakować. Nie chciałbyś tego! - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie boję się ciebie... Co mi taka mała wadera może zrobić? - zaśmiał się.
- Mała wadera?! - rzuciłam się na niego.
- Spokojnie!-zachichotał - A po za tym nie musisz się tak na mnie rzucać.
- Nie masz prawa iść tam! Wilki Cię zaatakują i zginiesz!
- Dobrze, to nie pójdziemy nad wodospad - zaśmiał się.
- Nie ma żadnego MY! Okay? - zdenerwowałam się.
Odsunęłam się od niego. Kerni wstał i popatrzył mi się prosto w oczy. Poczułam, że między nami iskrzy. Po minucie ciszy powiedziałam do niego:
- Jednak nie jesteś taki zły...
- Zaczynasz mi mówić komplementy?
- Nie zaczynaj, bo się to skończy tak jak ostatnio! - krzyknęłam.
- No dobra... To może pójdziemy na klif?
Chwilę musiałam się zastanowić. W sumie na klifie spotyka się samych samotników... Zgodziłam się i poszliśmy. Doszliśmy tam dopiero wieczorem. Usiadłam na brzegu klifu, Kerni podszedł do mnie i powiedział:
- Wiem, że ty tylko udajesz groźną... Nie chcesz, żeby inni poznali w tobie strach.
Zaczęło mocno walić mi serce. Czy w końcu pojawił się ktoś kto mnie rozumiał?

/C.D.N/

Uwagi: Wrzosowa Łąka to nazwa miejsca, więc należy ją zapisywać z wielkich liter. Przed "że" powinno się stawiać przecinek. Alfa to tytuł, więc powinnaś go zapisywać z wielkiej litery. "Jakże", "chciałbyś" i "niedowierzanie" piszemy razem.

czwartek, 14 kwietnia 2016

Od Suzanny "Kiedyś nadejdzie starcia czas" cz. 8

Szaleńcze krzyki. Wycie wilków. Hałas niosący się po całej okolicy był słyszalny nawet w mojej jaskini. Otworzyłam oczy. Coś się znowu działo. Wiedziałam. Coś po prostu mówiło mi od samego początku, że to nie koniec. Podniosłam się z ziemi i leniwie powędrowałam aż do wyjścia z jaskini. Spojrzałam w dół, przeciągle ziewając. Wciąż byłam zmęczona po wczoraj. Tyle nerwów, krwi, ofiar... Ten cały obłęd teraz jakoś mną nie poruszał. Czy to źle?
- Co się dzieje?! - krzyknęłam do wilków w dole. Kilka z nich zadarło łby i popatrzyło w moim kierunku. Byli dla mnie jedynie małymi punkcikami, na których rozróżniałam tylko kolory, więc przez dość słaby wzrok nie potrafiłam sprecyzować, kim dokładnie były.
- Wrócili!! - odkrzyknął jeden z nich, a jego głos poniósł się echem po dolinie. Obserwowałam jeszcze przez chwilę spanikowane wilki, ale to, że niektóre z nich wciąż się spokojnie przechadzały dało mi do zrozumienia, że sprawa nie jest tak poważna, jak poprzednio. Choć nie widziałam swojego pyska, to i tak wiedziałam, że mam bardziej podkrążone oczy niż zwykle. Ponownie ziewnęłam. Tym razem rzeczywiście się nie wyspałam. Ciągłe natłoki myśli nie pozwoliły mi zasnąć, a kiedy w końcu straciłam świadomość z tego, co się dzieje i popadłam w czarną nicość, musiały mnie obudzić te oto dzikie wrzaski. Słońce chyliło się ku horyzontowi. Wcześniej zaszyłam się w najciemniejszym kącie jaskini, by móc zasnąć w dzień. Teraz zaczynała się noc. Dziwne uczucie, ale zdawałam sobie z tego sprawę, że gdybym tylko mogła, przeszłabym na nocny tryb życia. Jednakże spraw do załatwienia w dzień było dużo więcej, dlatego w moim przypadku to było absolutnie niemożliwe.
Zaczęłam schodzić po skałach. Po drodze spoglądałam to pod łapy, by się o nic nie potknąć, to na biegające wilki. Wszystkich zwłok już się pozbyto, ale jednak ślady krwi lub wypalona trawa wciąż została w takim stanie, w jakim była wczoraj. W pewnym momencie moim oczom ukazał się mały pochód wchodzący na Wrzosową Łąkę. Przybywali z północnej części Zielonego Lasu. Tak jak myślałam. Musieli być z Watahy Asai... choć w sumie nie wiem, czy wciąż tak powinniśmy ich nazywać, skoro ta stara prukwa w końcu zdechła. Ciemne sylwetki niosły trzy płonące fioletowym ogniem pochodnie. Ku mojemu zaskoczeniu było tam raptem kilka wilków. Spodziewałam się całego oddziału. Z wrażenia aż zatrzymałam się na ścieżce i obserwowałam to, jak się zbliżają. Szli wyraźnie w moim kierunku. Czego mogą chcieć? Nie byli uzbrojeni. Kiedy wkroczyli w końcu w centralny punkt Wrzosowej Łąki, postanowiłam do nich podejść. Kiedy przedzierałam się między pachnącymi trawami zwieńczonymi fioletowymi kwiatami, wyprzedzili mnie rozpędzeni wojownicy z watahy z Dante na przedzie.
- Czego od nas chcecie?! - odważnie zapytała Sierra. Grupka ciemnych wilków się zatrzymała.
- Chcemy uzgodnić coś z waszą Alfą. Nie zrobimy jej niczego złego. - Powiedział jeden. Ich pyski oświetlane przez fioletowy ogień były okropnie poważne. - Proszę się odsunąć.
- Jak możemy wam ufać? - warknął Dante. Zwolniłam kroku, przyglądając się tej sytuacji z daleka.
- Nie możemy pozwolić, aby w podejmowanie ważnych decyzji dla obu watah mieszały się obce wilki - napierał jeden z nich.
- Doprawdy? Dziwne, bo u nas wszyscy są wspólnotą i decyzje podejmujemy razem - oświadczyła Zone.
- Niestety, ale mamy ustanowione takie warunki. Jeżeli ich nie spełnicie, będziemy zmuszeni wywołać kolejną wojnę - odezwał się drugi z wilków Asai. Weszłam między swoich wojowników.
- Mogę zachować przy sobie chociaż mojego obrońcę i wezwać Betę? Skoro to takie ważne, to chciałabym zadecydować wspólnie z moją zastępczynią. - oznajmiłam w końcu. Czarne wilki wymieniły się spojrzeniami, na co ten stojący na samym tyle delikatnie skinął głową.
- Zgadzamy się na twoje warunki. Reszta musi odejść. - Oświadczył na nowo pierwszy wilk. Ja również dałam znak głową swoim podwładnym, aby odeszli. Został tylko Dante, który po chwili zrozumiał, że musi prędko biec po Yuko. Tak więc zrobił. Zostałam sama z obstawą wrogiej watahy. - Wy powinniście zrobić tak samo.
- Uczynimy tak dopiero, gdy wybierzemy ustronne miejsce do prowadzenia dialogu - po raz pierwszy odezwał się wilk, który stał z tyłu. Reszta ustąpiła mu miejsca, dzięki czemu stanął tuż przede mną. Popatrzyłam mu w lśniące złotem oczy. Zdawały się nie mówić nic wyraźnego. A przynajmniej ja nic w nich nie widziałam. Nagle moje serce zabiło szybciej. Zrozumiałam. To może być ich nowy przywódca. Przełknęłam ślinę, nerwowo spoglądając na resztę wilków. Raczej nie mieli wobec mnie wrogich zamiarów. Najbardziej przerażało mnie jednak to, że jestem niemalże całkowicie bezbronna. Musiałam jednak zachować zimną krew.
- Mam przez to rozumieć, że najpierw muszę odnaleźć jakieś spokojne miejsce, w którym nikt się nie napatoczy?
Wilki skinęły głowami. Tylko gdzie ja mogłabym ich zaprowadzić? Pod Pomarańczowe Drzewo? Nie, tam kręci się zbyt wiele wilków. Przyszło mi do głowy tylko jedno miejsce.
- W takim razie zapraszam do mojej jaskini.
Odwróciłam się i ruszyłam z powrotem w kierunku swojego mieszkania. Pochód z fioletowymi pochodniami podążył w ślad za mną. Chwilę później do mojego prawego boku podbiegła Yuki, a do lewego Dante.
- Gdzie idziemy? - szepnęła wadera. Wyglądało na to, że Dan zdążył jej wytłumaczyć wystarczająco dużo szczegółów, by pojąć, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. - Musimy uważać. Nie ufam im.
- Do mojej jaskini.
Nie pytała już o nic więcej, tylko raz na jakiś czas odwracała wzrok w ich kierunku, mrużąc przy tym oczy. Poszukiwała kogoś. A może się bała, że kogoś między nimi ujrzy. Kogoś znajomego. To, że miała z nimi sporo wspólnego zauważyłam już na początku. Jednak nie chciałam wtrącać się do jej życia, dlatego nie pytałam. Czarne wilki zdawały się to całkowicie ignorować. Po kilku minutach stanęliśmy przed moją przestronną jaskinią. Odczekałam, aż czwórka z sześciu wilków się rozejdzie. Zostały tylko dwa - zapewne nowy samiec Alfa watahy Asai i jego obrońca. Albo Beta. W sumie nie wiem, jaką oni mają tam hierarchię. Podobno dość często się zmieniała. Weszliśmy do środka. Ściany i wszelakie śmieci tam rzucone oświetlał fioletowy płomień. Ja i nowy przywódca wrogiej watahy usiedliśmy na przeciwko siebie i popatrzeliśmy sobie w oczy. Ktoś, kto nie zauważyłby stojących w cieniu pozostałych trzech wilków mógłby to uznać za romantyczną randkę. Jednak ten pochodzący od pochodni nie był jedynym płomieniem, który odbijał się w moich oczach. Czaiła się w nich również iskierka nienawiści. Zaatakowali moją watahę i wymordowali część wilków. Niech nie myślą, że zapomnę.
- Nazywam się Fermitate i jak już pewnie zdążyłaś się domyślić, jestem nowym przywódcą Watahy Czarnego Kruka.
Wataha Czarnego Kruka? Po raz pierwszy słyszę tą nazwę. Wyglądało na to, że "wataha Asai" tak naprawdę nie nazywa się tak, jak początkowo sądziliśmy. Aż dziw, że dopiero teraz spostrzegliśmy, że powinniśmy się tym zainteresować nieco wcześniej.
- Przybywam w ramach negocjacji. Jeżeli nie będą one dla ciebie atrakcyjne i odmówisz, wówczas będziemy zmuszeni ponownie przystąpić do walki - kontynuował basior.
- Rozumiem. Jakie w takim razie zamierzacie postawić warunki? - zapytałam drżącym z nerwów głosem. Zaczęłam odczuwać dziwny impuls, aby go uderzyć.
- Odstąpicie nam część swoich terenów.
Z wrażenia aż uniosłam brwi. Czy on właśnie zapytał, czy oddam mu tereny, które zdobyliśmy ciężką pracą? Które już od lat należą do nas? Które są naszym domem? Basior chyba też się speszył, bo spuścił wzrok. I dobrze. Niech się wstydzi. Nie oddam mu tego tak za nic. Ba! Przecież zniszczyli naszą własność, a teraz chcą jeszcze wynagrodzenia? Ciekawe za co.
- Nie mogę tego zrobić. Dlaczego wam na tym zależy?
- Nędza. Nie mamy czego jeść, czego pić... każdy dzień jest walką o przeżycie - wyszeptał. Moje serce aż zabiło szybciej. Sama już nie wiem, czy ja jestem naprawdę zła w tej całej historii, czy może tylko tak mi się zdaje. Najwidoczniej właśnie teraz targnęło mną sumienie. - Straciliśmy Asai. Bez niej nasza klęska jest pewna.
Popatrzył mi w oczy. Wyrażały wyraźny ból i błaganie o pomoc. "On może być świetnym aktorem" - skarciłam się w duchu, ale myśl, że to prawda nie dawała mi spokoju. Chęć uderzenia samca znacznie osłabła. Te ich spowite mrokiem tereny... nawet nie przeszło mi przez myśl, że to dla nich jest więzieniem. A mimo to nie odchodzili. Podobno miała na to wpływ jakaś klątwa, choć szczerze wątpię, skoro posiadają własną wolę. Oni mogli czuć się po prostu przywiązani.
- Może załatwimy to jakoś inaczej? - zapytałam drżącym głosem.
- Teoretycznie możemy... - oznajmił niepewnie.
- A więc słucham. Może to będzie dla nas lepszym wyjściem.
- Możemy połączyć waszą watahę z naszą. Będziemy mieli wspólne tereny.
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę. Nie wiedziałam, co o tym mam w ogóle myśleć. Kątem oka zauważyłam, że Yuki wykonała niecierpliwy ruch. Chyba niezbyt przypadł jej du gustu ten pomysł. Wtedy przyszła mi do głowy pewna myśl. Coś, czego nikt z nas do teraz nie rozgryzł.
- Powiedz mi najpierw... co doprowadziło twoją watahę do takiego, a nie innego stanu?
Zapanowała cisza. Chwilę później odezwał się wilk, który dotychczas służył nam za latarnię. Dostrzegłam, że teraz pochodnia nie była w jego pysku, tylko lewitowała nad ziemią.
- To było dawno. Miesiąc po pojawieniu się Kiiyuko na tych terenach - zmierzył nas swoimi czerwonymi ślepiami - Jesteście zbyt młodzi, aby to pamiętać, ani tym bardziej zrozumieć. Asai poszukiwała nowego domu wraz ze swoim przybranym synem. Dołączyła się do niej jeszcze brygada kilku osłabionych wilków. Ich jedyną szansą na przeżycie było zażycie tej samej mikstury, która uczyni ich silniejszymi. To jednak sprawiło, że ich serce przestało odczuwać znaczną część emocji i drastycznie zmieniło charakter. Wtedy obrała sobie za nowe miejsce zamieszkania terytorium tuż przy Watasze Magicznych Wilków... która wtedy jeszcze nie miała żadnej nazwy. Do waszej watahy dołączało znacznie więcej wilków, niż do naszej, co spowodowało, że musieliśmy się wycofać i przypadły nam gorsze, już umierające tereny. Wiedzieliśmy, że to skończy się dla nas niezbyt dobrze, ale żadne tereny w okolicy nie były wolne. Asai jednak stwierdziła, że zbudujemy własną kulturę, wojsko, a nawet budynki. Z tym ostatnim było jednak najciężej, bo właściwie nie doszło do skutku, prócz ciasnego zamku naszej przywódczyni. Uczyliśmy się, jak żyć z klątwą. Opanowaliśmy to na tyle, że potrafiliśmy powrócić choć częściowo do tego, kim byliśmy wcześniej. W Watasze Czarnego Kruka od zawsze obowiązywała równość, więc każdy nowy członek musiał wypijać miksturę. Mimo to było nas coraz więcej. Właśnie ta równość powodowała, że każdy czuł się jak u siebie w domu. Jednakże nasze sposoby na utrzymanie terenów przy życiu przestały skutkować, aż w końcu popadły w ruinę. Co prawda już wcześniej próbowaliśmy zdobyć siłą wasze tereny, jednak nie z najlepszym skutkiem. Dopiero teraz doszliśmy do wniosku, że najlepsza jest rozmowa.
Na nowo zapadła cisza. Na dworze było już całkiem ciemno, więc fioletowa pochodnia była jedynym źródłem światła.
- Ja... nie wiem co powiedzieć - oznajmiłam cicho.
- Wierzysz mu? - zapytała ostro Yuki. Ja jednak ją zignorowałam.
- Dajcie mi czas na zastanowienie się...
- Jest jakiś haczyk, prawda? - dopytywała Yuki. Samce spojrzeli po sobie, po czym Fermitate odpowiedział:
- Zgadza się.
Z sykiem wypuściłam z płuc powietrze. Ciekawe cóż takiego wymyślili... Już sądziłam, że to będzie łatwiejsza decyzja. Jak widać - myliłam się.
- Suzanno, wtedy będę musiał cię pojąć za żonę. - Po tych słowach uśmiechnął się lekko. Jedyne co ja poczułam, to zawroty głowy. Gdyby Dante mnie nie podtrzymał, pewnie zaryłabym czołem w ziemię.
- J-jak to? - zapytałam słabo.
- Takie są zasady: jeżeli watahy chcą połączyć swoje tereny, obecna Alfa lub jej potomstwo musi pobrać się z tym należącym do Alf drugiej z watah.
- J-jasne... - wydukałam, stając już prosto. Łapy mi się trzęsły, a serce łomotało - Przemyślę to.
- Dobrze więc. Przyjdziemy jutro o tej samej porze i poprosimy o odpowiedź.
- Zgoda - skinęłam głową. Goście wymaszerowali z jaskini, a ja, Dante i Yuki siedzieliśmy przez kolejne kilka minut w bezruchu w kompletnych ciemnościach.
- Tego się nie spodziewałem... serio - oświadczył Dan. Yuki tylko prychnęła.
- Nikomu o tym nie mówcie, ok? - poprosiłam. Przyjęli polecenie. - Ogólnie... co o tym sądzicie?
- Że to nie jest dobry pomysł - odpowiedziała bez zastanowienia Yuko.
- Dlaczego? Wolisz kolejną wojnę?
- No jasne! Przecież i tak wygramy. Zawsze wygrywaliśmy. Nie ma czego się bać. Wystarczy tylko znowu postawić na czele wojsk Kiiyuko... no albo mnie.
- Czy ty mi coś sugerujesz? - mruknęłam niezadowolona.
- Że jesteś kiepską przywódczynią? Tak.
- Dzięki.
- Dziewczyny, wiecie co? - wtrącił Dan - Skoro nawet ja uważam tę kłótnię za co najmniej głupią, to już coś znaczy.
Zapanowała cisza. W powietrzu aż było czuć tę napiętą atmosferę.
- Kto by pomyślał... Jest szansa, że lada dzień będę miała męża, którego tylko raz widziałam na oczy - wymamrotałam.
- A ja zawsze powtarzam, że miłość nie istnieje i najlepszym wyjściem jest walka o swoje - westchnęła wadera.
- Bo nie istnieje - odpowiedziałam. Dan milczał.
- W takim co mi radzicie zrobić?
Cisza. Mogłam się tego spodziewać. Dobrałam sobie zastępców, nie ma co. Yuki uważa nawalankę za najlepsze wyjście, a Dan zapewne nic nie mówi, sądząc, że jest za głupi, by podjąć jakąkolwiek sensowną decyzję. Wygląda na to, że sama będę musiała nad tym posiedzieć i rozpatrzyć wszystkie możliwe opcje. Jakiś czas później wszyscy rozeszli się w swoje strony. Ciekawe, czy nie dawało im to spokoju tak samo, jak mnie.
***
Następnego dnia o zmroku stałam na jednej z większych skał i wypatrywałam przybycia Fermitate. Kilka przechodzących wilków spoglądało na mnie lub pytało, na co czekam, ale nie odpowiadałam. Tak już od przeszło dwóch godzin. Po prostu stałam tak w bezruchu i czekałam. Byłam strasznie poddenerwowana. Podjęłam decyzję, jak dla mnie najbardziej słuszną. Raz kozie śmierć. Może się uda. W końcu ich ujrzałam. Znowu mieli fioletowe pochodnie. Im bliżej byli, tym bardziej moje serce łomotało w piersi.
- Dobry wieczór - przywitał się młody basior. - Podjęłaś już decyzję?
Skinęłam głową i zeskoczyłam z kamienia.
- W takim razie możesz nam ją przedstawić - uśmiechnął się lekko. Słowa ugrzęzły mi w gardle, ale w końcu udało mi się przezwyciężyć strach i odpowiedzieć...

<C.D.N.>

Od Alfie "Światłość w ciemności świeci" cz. 3

Obudziłam skraju Zielonego Lasu. Usłyszałam dochodzący z oddali szum rzeki i radosny śpiew ptaków.
- Co... co ja tu robię? - zapytałam zaskoczona szukając odpowiedzi we własnych wspomnieniach, jednak na marne. Dotknęłam łapą swojej głowy, przewróciłam się. Ból głowy nie dawał mi spokoju, byłam zaskoczona, że w ogóle zasnęłam.
- No tak... musiałam mocno się walnąć w głowę... ale co ja tu robię? Nie przypominam sobie, abym kładła się spać w lesie, ani żebym w ogóle tu przychodziła.
Ledwo wstałam, potknęłam się o swój długi ogon i runęłam w przód. Zdmuchnęła pasmo swoich fioletowych włosów opadających na oko i wstałam. Ból niespodziewanie minął.
Nagle usłyszałam szelest krzaków, schowałam się za drzewem, zobaczyłam leśnego zająca.
"Niezły kąsek jak na śniadanie" - pomyślałam, po czym ustawiłam się w pozycji bojowej. Już miałam na niego wskoczyć, kiedy zobaczyłam małe zajączki wesoło kicające wokół swojej mamy. Zrobiło mi się żal tych małych zwierzątek. Stwierdziłam, że zjem po drodze owoce leśne, a zające zostawię w spokoju.
W prawdzie już dawno nie czułam smaku mięsa w swoim pysku, udawałam przed wilkami, zawsze zjadałam jakieś owoce, żal mi było tych wszystkich niewinnych zwierząt, które giną tylko dla przyjemności drapieżników. "Przecież te jelenie także mogą mieć jakąś rodzinę?" - zawsze usprawiedliwiałam się tymi słowami.
Postanowiłam wrócić do domu, a raczej do swojego nowego "pokoju".
Nuciłam sobie piosenkę, którą grały na ostatnim koncercie wilki-piosenkarze z watahy. Nawet nie pamiętałam na jaką okazję, ale ta nuta bardzo mi się spodobała i nieodwracalnie wpadła mi w ucho.
Nawet nie zauważyłam, a już byłam na Wrzosowej Łące. Bardzo lubiłam tu malować obrazy, miałam zawsze jakąś wenę. Zawsze zrywałam świeże kwiaty wrzosu, które kładłam w swojej jaskini. Nie obeszło by się bez tego i tym razem.
Nagle zobaczyłam coś w oddali. Przypominało to... wilka? Ale nie z mojej watahy. Byłam tego pewna!
- Zaraz, zaraz... czarna sylwetka, czerwona grzywa... - próbowałam rozpoznać któregoś z jej przyjaciół - Nie... to niemożliwe... to niemożliwe! To nie może być Xander!

Uwagi: Aktualnie nie ma w WMW żadnych wilków na stanowisku "piosenkarz".

środa, 13 kwietnia 2016

Od Zone "Sen" cz. 3 (cd. Yui)

Gdy nastał ranek czekałyśmy, na Xarę, ponieważ nie wiedziałyśmy co teraz zrobić. Kiedy wróciła pokazała nam książkę gdzie była mapa. Ta prowadziła do jaskini, gdzie miałyśmy się ukryć. Chciałam się coś zapytać Xary, ale dała nam mapę i wskazała, że mamy iść. Więc poszłyśmy.
- Wiesz co, Yui?
- Co?
- Mam trochę już dość tego ukrywania się.
- No ja też. - powiedziała i zamilkła.
Podróż była dość długa, ponieważ szłyśmy aż do popołudnia. Niedaleko był mały lasek. Spojrzałyśmy się w niego, bo coś słyszałyśmy. Okazało się że to była sarna. Na początku spoglądałyśmy na nią, a później na siebie.
- Jestem głodna, a ty? - Zapytałam się Yui
- Tak.
- To może się podzielimy sarną, bo jesteśmy obie głodne?
- Okej.
Gdy zdecydowałyśmy ze się podzielimy, jedna z nas poszła ją upolować.
A tą wilczycą byłam ja. Po pięciu minutach wróciłam z sarną. Zaczęłyśmy ją jeść. Kiedy już skończyłyśmy, poszłyśmy szybkim tempem do jaskini, która była już bardzo blisko. Położyłyśmy się i wtedy powiedziałam.
- Dobranoc Y... - Nie zdążyłam powiedzieć, zasnęłam.
***
Kiedy się przebudziłam, zobaczyłam, że leżało w kącie jakieś stworzenie. Krzyknęłam. Gdy Yui się przebudziła zapytała...
- Co się stało?
- Ktoś tam leży! - spanikowałam.
- Gdzie?
- No tam w kącie!
- Zone uspokój się, zaraz zobaczę kto to.
Yui podeszła do tego stworzenia i próbowała go obudzić. To stworzenie się przebudziło. Yui się cofnęła i przyglądała mu się. Była to Xara.
- Widzisz? To tylko Xara.
- Oj, przepraszam że cię zbudziłam. - powiedziała opuszczając pysk na dół.
- Spokojnie, nic się nie stało.
Wyszłam z jaskini, żeby zobaczyć jaka jest pogoda. Dzisiaj był deszczowy dzień, wiec nie miałyśmy co upolować, ponieważ wszystkie zwierzęta się schowały. Poszłam do kąta i siedziałam czekając aż minie deszcz. Byłam głodna. Długo nie wytrzymałam i powiedziałam:
- Ej, może pójdę czegoś poszukać do jedzenia?
- To świetny pomysł.- powiedziała Yui.
- Zgadzam się z Yui. - odrzekła Xara.
- Zostańcie tu.
Powiedziałam i odleciałam szukając jedzenia. W lesie żadnego zwierzęcia nie było. Szukałam dalej. Podleciałam do stawu szukając ryb, ale były tylko dwie. Tak czy inaczej wzięłam te ryby i poszłam je zanieść Yui i Xarze.
- Proszę.
- Dziękuje, a ty czemu nie jesz? - zapytały Yui i Xara w tym samym momencie.
- Ponieważ nie ma więcej ryb, ale mną się nie przejmujcie jakoś sobie poradzę.
- Okej.
Gdy już zjadły, poszłyśmy się przejść. Deszcz już nie padał i było sucho. Pochodziłyśmy sobie w różne miejsca. Wróciłyśmy do jaskini.
- Co teraz? - zapytałam.
- Nie wiem.

< Yui? przepraszam za powtórzenia>

Uwagi: Przede wszystkim powtórzenia wyrazów. We większości przypadków mogłaś je po prostu pominąć, a w pozostałych zastąpić zaimkami (jej, jego, ona, tej, tamtej itd.). Kolejną sprawą są przecinki. "Tempo" piszemy przez "em".

Od Yui "Sen" cz. 2 (cd. Zone)

Wieczór. Niechętnie doczłapałam się do najbliższego kamienia i ułożyłam na nim wygodnie. Wciąż byłam zła na siebie za swoją nieuwagę. Dlaczego musiałam się potknąć? Dlaczego musiałam wpaść na kogoś, mimo jej ostrzeżenia? Jakim prawem w ogóle zostałam przeklęta i przez kogo?! Gdybania niczego nie zmienią, na pewno nie teraz. Ocknęłam się w całkiem innym miejscu, niż ostatnio. Znajdowałam się w ciasnej grocie. Przynajmniej była oświetlona... Na jednej z jej ścian wisiała krzywo przymocowana półka, uginająca się pod ciężarem grubych, zakurzonych ksiąg. Skąd się tu wzięły? Nieważne, mam inne problemy. Gdzie ja jestem? Zsunęłam się ostrożnie z głazu, próbując ustać na łapach. Ta sama wadera, którą widziałam ostatnio, podbiegła i przytrzymała mnie.
- Ostrożnie, twoje ciało z początku jest ociężałe. Przyzwyczaisz się. Powinno ci zaraz przejść.
- Gdzie my jesteśmy? I skąd się tu w ogóle wzięłam? Czy za każdym razem pojawiam się w innym miejscu? Skąd wiedziałaś, gdzie mnie szukać? - Wylałam z siebie potok słów, zadając to kolejne pytania.
- Zadajesz sporo pytań. Jak każdy... - Milczała przez chwilę w zamyśleniu, które przerwałam, szturchając ją łapą.
- Nie zadałam ich bez powodu. - Spojrzałam na nią wyczekująco.
- Jesteśmy w jedynym, w miarę... bezpiecznym miejscu. Nie, nie pojawiasz się za każdym razem gdzie indziej. Przeniosłam cię. Nawet jeśli świadomością jesteś w świecie rzeczywistym, twoje ciało zostaje po części tutaj. Jest wtedy niewidoczne dla wszystkich zmor, ale wolałam nie ryzykować. Swoją drogą... Usłyszałaś moje ostrzeżenie, prawda? - Tym razem ona wlepiła we mnie wzrok.
- T-tak, ale... No wiesz... - Odchrząknęłam i odwróciłam łeb w drugą stronę. - Dotknęłam kogoś. Przez przypadek, przysięgam!
- Gratuluję. - Warknęła na mnie, a na jej pysku wymalował się zawód. - To nie są żarty! Jeśli się nie pospieszymy, możemy już nie zdążyć znaleźć tego kogoś. Te tereny nie są tak małe, jak może się wydawać. W rzeczywistości są duże. Bardzo duże. Ten wilk, którego dotknęłaś może być dosłownie wszędzie...
- No to się rozdzielimy i jej poszukamy, będzie szybciej! - Spanikowałam. Naraziłam niewinną waderę na niebezpieczeństwo. Tylko pogratulować. Och, no tak, nawet to zostało zrobione.
- Nie ma mowy. Zginiesz szybciej, niż myślisz. Jesteś zbyt słaba, żebyśmy mogły się rozdzielić. - Jakim prawem tak stwierdziła? Poradziłam sobie z jedną bestią. Dlaczego miałabym nie poradzić sobie z innymi?
- Nie jestem słaba! Dałam sobie radę z jednym z nich. - Dumnie uniosłam głowę, spoglądając na wilczycę. Ta jedynie wybuchła głośnym śmiechem.
- Jednym? Brawo! Szkoda, że był on wyjątkiem, błąkającym się samotnie. Żadna z tych istot nie oddziela się od stada, wyjątkiem są wygnańcy. Grupy zwiadowcze zazwyczaj liczą od trzech do siedmiu osobników. Nie chcesz nawet wiedzieć, co się dzieje w ich gniazdach. Jesteś tak samo uparta jak wszyscy inni! - Krzyczała na mnie wściekle. Wygłupiłam się. No tak, ona wie o tym miejscu więcej, niż ja...
- Przepraszam... - Wydukałam pod nosem.
- Nieważne. - Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. - Idziemy. RAZEM. Nawet nie próbuj działać według własnych zasad. Musimy ją znaleźć, zanim dotrze do gniazda, albo coś jej się stanie... - W tym samym momencie wybiegła z kryjówki, a ja zaraz za nią.

Sprawdziłyśmy najbliższe okolice, jednak Zone nigdzie nie było. Co, jeśli już coś jej się stało? Byłoby to tylko moją winą. Miałabym na sumieniu niewinnego wilka... Odpędzając od siebie ponure myśli, rozglądałam się uważnie. Wzrok zdążył się przyzwyczaić do wszechobecnych ciemności, dostrzegając coraz więcej szczegółów. Zapuściłyśmy się w dalsze tereny. Faktycznie, przestrzeń była tu spora. Nie minęło wiele czasu, gdy towarzyszka gwałtownie się zatrzymała, przez co wpadłam na nią.
- Chyba znalazłyśmy naszą zgubę. - Wzrok miała spuszczony w dół. - Jest jeszcze nieprzytomna, dopiero zasypia.
- Na pewno? Jeśli jest ranna?
- Nie jest. Pomóż mi ją przenieść. - Obydwie podniosłyśmy nieruchome ciało Zone i skierowałyśmy się do kryjówki. Z dali dobiegały nas te okropne ryki. Po plecach przeszły mi ciarki i niepewnie spojrzałam na waderę. Obydwie miały ciemne futro, więc kamuflaż nie powinien być dla nich problemem, ale co ze mną? Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że cała aż świecę od tego jasnego koloru.
- Co teraz?!
- Nie wrzeszcz! - syknęła na mnie. - Bierz ją, zaraz do was dołączę. Pobiegnij tym tunelem - Wskazała łapą na szczelinę w skale. Nie była zbyt szeroka, ale nie powinnam mieć problemów z przedostaniem się. Posłusznie wbiegłam do wyrwy i biegłam tak szybko, na ile pozwalało mi ciało Zone, które wlokłam za sobą.
Zatrzymałam się, zmęczona szaleńczą ucieczką i odłożyłam towarzyszkę obok siebie. Ta, jak na sygnał, zerwała się na równe łapy i rozejrzała szybko.
- Gdzie ja jestem?!
- Nie żartowałam z tym snem. - Westchnęłam cicho, przeżarta poczuciem winy. Dlaczego my?
- A-ale jak to?! Co z nami teraz będzie?!
- Proszę, nie panikuj... - Łatwo mówić. Jeszcze przed chwilą reagowałam podobnie... - Słuchaj, nie mamy czasu, musimy uciekać! - Zawołałam do niej, po czym rzuciłam się w ponowny bieg. Zone bez zbędnych pytań rozłożyła skrzydła i poleciała za mną. Oczywistym jest, że mnie wyprzedziła. Nie chcąc zostawać w tyle, pozwoliłam, by ciemna chmura delikatnie uniosła mnie w górę. W mig wyprzedziłam waderę, przejmując dowodzenie. Wpadłyśmy zdyszane do kryjówki. Opowiedziałam na szybko to, co sama wiem i w milczeniu oczekiwałyśmy ostatniej kompanki. Ta wbiegła do nas z kilkoma ranami. Nie należały one do najlżejszych, ale wadera nie wydawała się tym przejmować. Po złapaniu oddechu, przybrała skwaszoną minę i spojrzała w naszą stronę.
- Która użyła magii. - To nawet nie było pytanie. Stwierdziła to tak, jakby miała magiczny radar w nosie...
- J-ja - wymamrotałam pod nosem nieco speszona. - Co w tym złego? - Wilczyca westchnęła zniecierpliwiona.
- Nie rób tego więcej. Te potwory wyczuwają magię. Takim sposobem doprowadziłaś ich wprost do kryjówki. Od następnego snu zmieniamy położenie, tu już nie jest bezpiecznie.
- Te bestie są jakieś idealne?! Potrafią latać?!
- Niektóre rodzaje. - Odparła obojętnie, chwytając w pysk jedną z tych przestarzałych ksiąg.
- A jest coś, czego NIE potrafią?! - Nie wierzę, że mogą być aż tak silne... - Wadera nie odpowiedziała, jedynie otworzyła książkę i przekartkowała ją na szybko, zatrzymując się na jednej z środkowych stron.
- Spójrzcie obydwie. Potwory, które mogłyście zobaczyć, to tylko jeden z gatunków. Jest ich dość sporo, chociaż niektóre należą do wymarłych. Te, które spotkałyśmy, to Posłańcy Demona. Mnożą się w niesamowitym tempie, nie ma szans na ich wybicie.
- Jak z nimi walczyć? - Zapytała Zone, wpatrując się w książkę.
- Dobre pytanie. Są szybkie i silne. Mają dobry wzrok. Magię wyczuwają z daleka, jednak da się je pokonać. Trzeba celować w serce, nic innego ich nie zabije. Oczywiście można ułatwić sobie robotę. Jeśli zdołasz trafić go czymkolwiek w kark, powinien być osłabiony na jakiś czas. Każdy z potworów ma takie słabe miejsce, chociaż nie u wszystkich wiadomo, gdzie ono jest. Tyle powinno wam póki co wystarczyć. Odpocznijcie sobie, niedługo powinno świtać.
- Przy okazji, jak masz na imię? - Zapytała Zone. Właśnie, nigdy się o to nie pytałam... Wadera milczała przez chwilę, po czym jednak odpowiedziała:
- Mówcie mi Xara. Idę... Po coś, zostańcie tu.
- Po coś? - Zone posłała jej podejrzliwe spojrzenie. Xara uśmiechnęła się niewinnie i wybiegła z nory. - Ta cała sytuacja mi się nie podoba...
- A komu by się podobała? Chcę już ranek... - Jak na zawołanie, w tym samym momencie obraz zaczął mi się rozmazywać. Położyłam się ostrożnie, oczekując wybudzenia.

Ziewnęłam i przeciągnęłam się leniwie. Otworzyłam oczy, na które padały promienie światła, więc je przymrużyłam. Gdy przyzwyczaiłam wzrok do jasności, rozejrzałam się. Obok mnie leżała Zone, wpatrująca się we mnie.
- Szalona noc... - Stwierdziła, chociaż nie wyglądała na zadowoloną. W sumie, kto by się cieszył z tej sytuacji...
- Nie da się ukryć. - Westchnęłam bezradnie. - Co teraz?
- Nie mam pojęcia...

<Zone?>

Uwagi: brak

wtorek, 12 kwietnia 2016

Od Yui "Jak dołączyłam" cz. 2 (cd. Triajie)

- Skoro należysz teraz do watahy, może oprowadzić cię po terenach? Co prawda byłaś już na nich, ale na pewno nie widziałaś jeszcze wszystkich miejsc! - Zawołałam radośnie, oczekując jej reakcji. Wadera potaknęła i wspólnie ruszyłyśmy zwiedzać okolicę. Przeszłyśmy się do Zielonego Lasu, nad Wodospad, Plażę, Jezioro, do Parku i do Żółtego Lasu.
- Całkiem zapomniałam zapytać, jak masz na imię?
- Triajie, ale możesz mówić mi Tri.
- Triajie... Nietypowe imię. Miałaś wcześniej jakąś watahę?
- Nie przepadam za takimi pytaniami... - Mruknęła niezadowolona.
- Nieważne, nie było pytania. Masz może ludzką postać? - Spróbowałam z innym tematem.
- Jasne!
- Ooo, to może przejdziemy się do miasta? Dawno mnie tam nie było...
- Z chęcią. Znam tam kilka ciekawych miejsc, które możemy odwiedzić.
- Prowadź! - Podeszłyśmy nieco bliżej wyznaczonego miejsca i sprawnie przemieniłyśmy się w ludzi. Towarzyszka zmieniła się w blondynkę z włosami za ramiona i jasnej karnacji. Moja postać była nieco bardziej zaniedbania. Farba zaczęła ustępować miejsca mojemu naturalnemu kolorowi włosów, a bluzka zahaczyła się o gałąź i rozdarła. Z tego też powodu skierowałyśmy się do sklepu, gdzie obydwie kupiłyśmy nowe ciuchy i dodatki. Następnie poszłyśmy do knajpki, najeść się czegoś. Przechadzałyśmy się chwilę po mieście, aż postanowiłyśmy odwiedzić najbliższy klub karaoke. Bawiłyśmy się w najlepsze, śpiewając zabawne piosenki. W końcu, trochę zmęczone, skierowałyśmy się w stronę watahy.
- Długo jesteś w tej watasze? - Zapytała mnie w drodze powrotnej.
- Czy ja wiem... Nie powiedziałabym. Trafiłam tu jakiś czas temu i udało mi się zostać. - Uśmiechnęłam się sama do siebie. - A co z Tobą? Może opowiesz coś o sobie?

<To jak będzie? c: Wybacz, że tak krótko!>

Uwagi: Trochę krótkie to op... ale skoro nie masz weny, to jakoś to wybaczę.

Od Rey "Moja siostro!" cz.5

- Mey, powiedziałem Ci już, że masz stąd odejść! - wykrzyknął.
- Hola, Hola... Czemu na nią krzyczysz?!
- Ona miała odejść z naszej watahy i nigdy tu nie wracać! Po za tym kim ty jesteś, że ją tak strasznie bronisz? - zapytał, patrząc na mnie.
- Jestem jej siostrą! Nie masz prawa się na nią tak wydzierać!
- Ojoj, siostrunie się znalazły. Jak Cię zwą?
- Jestem Rey i nic Ci do tego wiem kim jesteś. Masz na imię Kerni.
- To też Ci Mey powiedziała? A mówiła Ci, co robię jak się zdenerwuję!? - krzyknął.
- Zabijesz nas?! Wiem, że chcesz to zrobić!!!
Nagle zrobiło się cicho... Jak by nikogo nie było
- Bystra jesteś... Przydałabyś się w mojej watasze.
- Chyba śnisz! Mam lepszą watahę od twojej.
- Nie to nie... Teraz muszę coś zrobić...
- Ani się waż jej dotknąć! - odepchnęłam go jak najmocniej potrafiłam.
- Chcesz walczyć? Hah! Alfa kontra nikt? Proszę bardzo!
Zaczął mnie okrążać na znak, że szykuje się do walki. Nagle podrapał mnie w łapę. Gdy podniosłam się chwyciłam go za ogon, zaczęłam się kręcić. W pewnej chwili puściłam jego ogon, a on dobił głową w drzewo.
- Tak się chcesz bawić?
- Twój ruch...
Zadał mi drugi cios w tą samą łapę tak samo jak było wcześniej. Upadłam nie mogłam się podnieść.
- Tak się kończy zabawa z Alfą! Mey masz stąd iść, bo spotka cię to samo co twoją siostrę!
- Mey, uciekaj... - powiedziałam resztką sił.
Mey jak najszybciej pobiegła przed siebie nie zwracając uwagi na mnie. Moja łapa zaczęła mocno krwawić. Próbowałam wstać, ale nie mogłam.
Kerni stał obok mnie, po chwili ciszy powiedział:
- Warto było zadzierać ze mną? Twoja siostra Cię zostawiła. Pomyśleć sobie, że ty ją przed chwilą broniłaś... Po co Ci to było? - popatrzył się na mnie.
- Widziałam, że jak tego nie zrobię, ona umrze...
- A może teraz to ty umrzesz? Nikt Cię tu nie znajdzie!
- Są osoby które będą mnie szukać...
- Wiesz... zadziorna z ciebie wadera. Na pewno nie chcesz dołączyć do mojej watahy? - zapytał z uśmiechem.
- Czy ty sobie żartujesz!? Po tym co mi zrobiłeś?
- Nie to nie... Niestety musimy się pożegnać, piękna... - powiedział
Kerni wstał i pobiegł. Nie rozumiałam o co mu chodziło z tym "Musimy się pożegnać, piękna". Czy on mnie uważa za jakąś pierwszą lepszą? Byłam strasznie zmęczona i zasnęłam.

Uwagi: Odnoszę wrażenie, że nie uznajesz przecinków. Cudzysłowie nie tworzymy za pomocą dwóch przecinków! "Stąd: piszemy razem, przez "s" i "ą". Co robi wilk po skończonej walce z rozoraną łapą? Zasypia. Wybacz, ale to mnie nieco rozbawiło. xd

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Od Triajie "Jak dołączyłam" cz. 1 (cd. Yui/Kazuma)

Chyba trzeba mieć dwa życia, aby przeżyć cztery dni bez jedzenia i picia. O tak, byłam bardzo głodna, a nic nie mogłam znaleźć do upolowania. Znalazłam tylko zająca, ale był jakiś wyjątkowo szybki, a ja już nie miałam siły za nim biec. Więc nawet, jeśli znajdę coś do upolowania, to jak to upoluję, skoro nie dam rady? Bo teraz już w ogóle nie mam siły na nic. Muszę odpocząć.
Znalazłam sobie duże wgłębienie pod wystającymi korzeniami dęba i tam się położyłam. Chyba usnęłam. Tak, usnęłam. Obudziła mnie obca wadera. Łatwo się przebudziłam, chyba więc to nie był sen, tylko drzemka.
- O co chodzi? - Spytałam, kładąc uszy i wstając.
Wadera nie odezwała się, tylko również położyła uszy. Warknęłam.
- Powtarzam po raz drugi i ostatni raz: co ode mnie chcesz? - Powtórzyłam. Nic. zero reakcji związanej z mową. Tylko lekkie poruszenie tylną łapą. Zaśmiałam się, ale tylko w myślach.
- To moje tereny - powiedziała w końcu wadera. Uff. Jakaś małomówna.
- Dobrze - powiedziałam, podnosząc głowę i się jej przyglądając. - Ale chyba potrafisz zrozumieć, że ktoś nie wie, że wchodzi do lasu kogoś?!
- Tak szczerze mówiąc... Nie - powiedziała wadera.
- Nie... - powtórzyłam. - Dobrze, w takim razie ja nie rozumiem, dlaczego mnie obudziłaś.
Wadera nie odpowiedziała. ZNOWU nie odpowiedziała. Warknęła ostatni raz i odeszła.
Nic mnie to nie obchodzi. Za to przyszła inna. Po jakiś kilku minutach. Znowu mnie obudziła.
- To znowu ty? - Spytałam, a to dlatego, że jeszcze nie spojrzałam na waderę.
- Ja? Czyli? Nie rozumiem.
- Jak nie rozumiesz, to to ktoś inny.
- Tak, chyba. Jestem Yui. A kim był ten wilk, którego widziałaś wcześniej?
- Szaro-czarna, z zielonym ogonem i...
- Wiem! To ciotka mojej mojej Alfy! - Krzyknęła wadera.
- Więc... więc masz watahę... - zastanowiłam się. - Ja chyba chcę dołączyć. Mogę?
- Nie mam pojęcia, z takim pytaniem do niej się kieruj.
- Nie wiem, jak zareaguje...
- To ja jej powiem. Przekonamy ją - powiedziała pewnie Yui.
- OK.
Poszłyśmy do Alfy. Długo rozmawiałyśmy, ale w końcu się zgodziła. W przeciwieństwie do jej ciotki nie jest tak bardzo agresywna dla mnie. A jednak, trochę jest.
Bardzo się cieszę. Mam zapewnioną dobrą przyszłość.

<Yui? Albo Kazuma?>

Uwagi: Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. "Alfa" jako tytuł obejmowany przez wilka zapisujemy z wielkiej litery. Zaraz, zaraz... czy ty mianowałaś Kazumę na Alfę? Przecież Alfą była jej siostra, Kiiyuko, a teraz to stanowisko przejęła jej córka, Suzanna... Nie mam pojęcia, jakim cudem doszłaś do takiego wniosku, aby ją mianować na przywódczynię. o.O Musiałam poprawić kilka dobrych zdań, ale przez to op. ma już nieco mniejszy sens... Błędy zdarzają się każdemu, fakt, ale rzeczywiście nigdy nie widziałam takiej pomyłki.

Od Rey "Moja Siostro!" cz.4

Gdy obudziłam się rano, szybko wstałam, żeby móc przygotować się na spotkanie z siostrą. Dokładnie o dwunastej wyszłam przed jaskinię, gdzie czekała moja siostra.
- Hej! - powiedziałam ze smutkiem.
- Cześć... Coś się stało?
- Nie nic... miałam zły sen.
- Opowiesz mi go? - zapytała.
- No dobra. Widziałam ciebie, stało Ci się coś złego... - powiedziałam po cichu.
- Ale co mi się stało?
- Nic okropnego, po prostu się przewróciłaś...
- Aha... Dobra, idziemy na Górę?
- No pewnie! - uśmiechnęłam się i pobiegłam za siostrą.
Gdy biegłam na górę, rozmyślałam nad tym, że źle zrobiłam okłamując siostrę. Mey dziwnie się zachowywała, była smutna... Gdy dotarłyśmy na górę usiadłyśmy na skale i zaczęłyśmy rozmowę:
- Rey... Ja muszę Ci coś powiedzieć... - powiedziała z niepewnością.
- Co się stało?
- No bo ja muszę odejść...
- Ale Mey, dlaczego? Dopiero co odnalazłam swoją siostrę, a mam ją już stracić?
- Niestety... Zostałam wygnana z watahy i kazano mi odejść najdalej jak się da - powiedziała.
- Dlaczego Cię usunęli? Nie rozumiem o czym ty teraz do mnie mówisz.
- Może ty nie pamiętasz... Ale nasi rodzice byli Alfami...
- ALFAMI!? Ale niby... jak? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Wiem, że to się wydaje dziwne, ale tak było... Pewnego słonecznego dnia gdy ty i rodzice poszliście na spacer zaatakowano was...
- Tyle to ja wiem, byłam tam.
- Dobra, opowiem Ci co było wcześniej. Gdy urodziłyśmy się my nasi rodzice mieli nas oddać do innej watahy. Arsi, Alfa wrogiej nam watahy porwał naszych rodziców, bo nie oddali im nas...
- Skąd ty niby to wszystko wiesz? Nie wiem, czy mogę Ci uwierzyć w tę historię - odpowiedziałam z niechęcią.
- Siostrze nie uwierzysz?
- Dobra, wierzę Ci... Ale wytłumacz mi z jakiego powodu Cię wygnali?
- Gdy Kerni usłyszał, że kiedyś byłam córką Alf, kazał mi odejść...
- Kerni? Jaki znowu Kerni? - zapytałam.
- Alfa naszej watahy... Przepraszam, on tu idzie, muszę już iść.
- Ja sobie z nim porozmawiam! - powiedziałam stanowczo.
- Nie! Nie idź, on Ci zrobi krzywdę!
Krzyknęła do mnie ale było już za późno. Od razu zobaczył Mey, szybko podbiegł do nas i powiedział...

C.D.N

Uwagi: Odnoszę wrażenie, że nie uznajesz przecinków. Skąd wilki wiedzą, która jest godzina? Góra to nazwa miejsca, więc powinno się ją zapisywać w wielkiej litery.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Od Rey "Moja Siostro!" cz. 3

Gdy Mey wstała, szturchnęła mnie, żebym popatrzyła na to co ona:
- Myśliwi...
- Mey, to nie myśliwi, przyszli zrobić "Przegląd" wilków.
- Ale... po co? - zapytała.
- Sprawdzają czy urodziły się nowe młode. Często jest tak że zabierają wilki i przywożą je do innych parków - odpowiedziałam.
- Nie rozumiem ludzi, i nigdy nie zrozumiem.
Zajęłyśmy się rozmową, przez to nie zauważyłyśmy, że myśliwi już celowali do nas. Spoglądnęłyśmy w ich stronę, na szczęście nie było zbyt mało czasu na ucieczkę. Pobiegłyśmy do Alfy i szybko oznajmiłyśmy:
- Myśliwi są tu - powiedziałam stanowczo.
- Gdzie? Niech zgadnę... w lesie?
- Tak. Ostrzec innych? - zapytałam.
- Powiedz tym, których spotkasz w lesie, żeby dla swojego bezpieczeństwa wrócili na dwie godziny do jaskiń - odpowiedziała.
Pobiegłyśmy do lasu i zaczęłyśmy krzyczeć:
- Do jaskiń! Myśliwi idą! - wykrzyczałam.
- Zostańcie w jaskiniach przynajmniej na dwie godziny! - krzyknęła Mey.
Po dwóch godzinach wszystko się uspokoiło. Wszyscy wrócili do swoich zajęć.
Ja z Mey postanowiłyśmy przejść się na spacer:
- Dobrze, że myśliwi w nas nie trafili - powiedziała Mey.
- No... Nie wiadomo co by z nami zrobili.
- Wywieźliby nas... Daleko stąd - powiedziała po cichu.
- Robi się późno. Dziś muszę spać z watahą, tak jak prosiła mnie Suzi.
- Widzimy się jutro?
- No pewnie! Przyjdziesz po mnie? - zapytałam.
- Ok, będę około dwunastej - odpowiedziała.
- To pa - powiedziałam po cichu.
- Do jutra!
Rzuciłam się Mey na ramiona. Pobiegłam szybko do jaskini. Gdy poszłam spać przyśniła mi się siostra. Ktoś ją zaatakował... ja stałam nad nią i płakałam. Zaczęłam wyć na znak że umarła. Obudziłam się w środku nocy i powiedziałam do siebie:
- Nie... To nie może być prawda.
Spróbowałam zasnąć, cały czas się wierciłam bo nie mogłam znaleźć odpowiedniej pozycji do spania. Gdy w końcu zasnęłam zobaczyłam pięknego Wilka. Skojarzyłam sobie go z kimś... Jak on się nazywał? Nie pamiętam. Pomyślałam sobie: Kto by mnie pokochał? Zakręciła mi się łezka w oku. Inne wilczyce już się upodobały innym, nie chce im przeszkadzać...

Uwagi: Nie tworzymy cudzysłowie za pomocą dwóch przecinków! Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. Nie zapominaj o stawianiu przecinków. "Stąd" piszemy razem, przez "s" i "ą". WMW nie mieści się w żadnym parku narodowym, a ludzie raczej tam nie zaglądają... Zwykle to faktycznie są myśliwi, ale rzecz jasna nie są tam mile widziani. A dlaczego? Głównie dlatego, żeby nie wydało się, że w Zielonym Lesie mieszkają tajemnicze istoty zwane magicznymi wilkami...

sobota, 2 kwietnia 2016

Alfie "Światłość w ciemności świeci" cz 2

Ujrzałam więcej "podobnych" wilków. Przecież każdy był innym. Każdy miał jakiś swój żywioł, moc, historię... niesamowite! W końcu znalazłam kogoś podobnego do mnie. Nie miałam już wątpliwości. To jest Wataha Magicznych Wilków.
Podeszłam bliżej. Wprawdzie nie wiem czego oczekiwałam. Pragnęłam tylko zwykłej rozmowy z jakimkolwiek wilkiem. To by mi wystarczało.
Jakiś wilk mnie zobaczył. Jego reakcja była natychmiastowa.
- Obcy wilk! - krzyknął.
- Łapać go! - odpowiedział inny i zapanował chaos.
- Nie mam złych zamiarów! - spróbowałam załagodzić sytuację.
Wilki już same nie wiedziały komu wierzyć. Oczywiście znalazło się kilka śmiałków i postanowiło mnie zaatakować. Jeden z nich podszedł bliżej. Był gotowy do ataku. Dźgnął mnie pazurem w pysk. Oddałam mu tym samym i uciekłam.
Nie mogłam pozostać na terytorium watahy. Wilki za mną pobiegły, chciały pewnie mnie zabić, ale byłam szybsza. Schowałam się w lesie. Zaczęłam płakać.
- Mogłam się domyślić, że tak właśnie będzie... - mówiłam do siebie płaczliwym głosem - przecież ja jestem im obca.... mamo? Dlaczego kazałaś mi tu przyjść? - zaczęłam głośno szlochać.
Nie wiedziałam, że śledzi mnie wilk. Byłam zrozpaczona. Nagle go ujrzałam. Automatycznie wstałam i przetarłam łapą łzy. Byłam gotowa do ataku w każdej chwili.
- Co, przyszedłeś mnie dobić, tak? - powiedziałam z pogardą.
- Taa... znaczy nie! Znaczy tak! Zaraz... co?
Zdziwiłam się i stanęłam normalnie.
- Znaczy co...? - zapytałam.
- Nie... nie chcę Cię bić... wprawdzie chciałbym Cię przeprosić...
- Za to że mnie uderzyłeś, czy za to, że mnie śledzisz?
- Za to dźgnięcie... mam nadzieję, że nic Ci nie jest?
- Nie ukrywam, że bolało, ale przeżyłam już gorsze rany.
- A jak Ci na imię?
- Alfie... - odpowiedziałam nieśmiało. Nie byłam pewna czy dobrze robię, ale jego lśniące oczy mnie zahipnotyzowały - A ty?

CDN

Uwagi: "Chaos" piszemy przez "ch".

piątek, 1 kwietnia 2016

Od Yuki "Mroczny zamek" cz.4

- Przynieś mi kurczy liść z zielnika na dachu czarnej wieży, ale uważaj, liść ten jest pilnie strzeżony przez kruki i wrony - powiedział. Zaczęłam szukać czarnej wieży. Gdy znalazłam pierwsze lepsze schody - od razu nadzieja powróciła. Pobiegłem na górę schodów, które OCZYWIŚCIE musiały być kręcone. Gdy weszłam na górę zobaczyłam pustkę. Czułam wiatr. Byłam na dachu jednej z wież. Na drugim końcu zamku była czarną wieża. Zauważyłam czarny klucz blisko krańca dachu. Do klucza była przyklejony kartka z napisem "czarna wieża". Uważając na każdy krok, zbliżyłam się do krańca dachu i zabrałam w pysk klucz. Od razu się cofnęłam i zeszłam z schodów. Zaczęłam znowu błądzić po pokojach. Wchodziłam do pokoi, wychodziłam... Minuty mijały, aż w końcu znalazłam czarne schody. Od razu na nie weszłam. A schody kręcone... Gdy weszłam na górę schodów zobaczyłam czarne drzwi. Włożyłam klucz i przekręciłam szyją tak, aby zamek się zwolnił. Drzwi się otworzyły a ja usłyszałam trzepot skrzydeł. Moim oczom ukazało się miliony wron i kruków. Nad
wieżą latały kruki i wrony, a na samym dachu wyrastał ogromny dąb z czarnymi liśćmi. Podeszłam do drzewa i już chciałam urwać liść, kiedy wielki kruk wylądował przede mną. Przyglądał się mnie bardzo uważnie. Naglę parę wron wylądowało za mną. To nietypowe zachowanie ptaków mnie niepokoiło. Po chwili jedna z wron dziabnęła zakrwawiony bandaż wyrywając go. Próbowałam wydać jakiś odgłos, ale nie mogłam. Czułam strach że te wrony mnie zeżrą. Moje oczy były rozszerzone. Naglę inna wrona wyrwała inny bandaż. Po chwili cała gromada wron zaczęła wyrywać bandaże. Ja stałam nieruchomo jak słup soli, jakbym nie wiedziała o tych wronach. Skrawki bandażu latały po całej wieży. Po paru minutach wrony odleciały zostawiając mnie. Gdy spojrzałam nie miałam ŻADNYCH ran. Jak bym wyzdrowiała. Ale czułam dziwny ból głowy. Zauważyłam kątem oka, że wielki kruk pochylił głowę. Odwróciłam głowę w jego stronę. W dziobie trzymał kruczy liść z czymś na nim. Położył liść i popatrzał na mnie. Zdezorientowana popatrzyłam na liść.
Na nim leżał srebrny medalion z piórami wron i kruka. Największe pióro było krucze. Zbliżyłam się do liścia i lekko pochyliłam szyję spoglądając na kruka. Stał i się przyglądał. Złapałam liść i medalion w pysk i uniosłam głowę. Odwróciłam się i weszłam w klatkę schodową. Gdy już zamknęłam drzwi odetchnęłam z ulgą. Przeteleportowałam się do "Sali tronowej". Rycerz zapytał:
- Masz już to, co miałaś przynieść? - położyłam przed nim liść z medalionem
- Dzięku... a po co przyniosłaś kruczy medalion? - zdziwił się
- Wielki kruk mi go podarował... chyba... - odpowiedziałam
- Jeżeli Król kruków ci go dał, pilnuj go niczym oka w głowie, ponieważ jeżeli coś się złego z nim stanie, kruki się zemszczą - powiedział i podniósł swój miecz, doprowadzając mnie do tronu, na którym był klucz. Chwyciłam "kruczy medalion" i go założyłam na szyi, a potem podeszłam i zabrałam klucz w pysk.
- Do wiedzenia - powiedziałam (to nie było w moim stylu) i poszłam w podskokach. Gdy byłam koło drzwi wejściowych, pełna nadziei włożyłam klucz w zamek i przekręciłam, jednak nadzieja znikła, ponieważ klucz nie chciał do końca zaskoczyć, co świadczyło o tym że klucz nie był do tych drzwi. Usłyszałam nagle głos co powiedział "Jeżeli drzwi nie chcą się otworzyć musisz odnaleźć inną drogę ucieczki". "Ale jaka droga ucieczki?" spytałam sama w myślach. Nagle ten sam głos powiedział "Twoja droga ucieczki nie jest zbyt łatwa, musisz przejść przez terytorium wroga, terytorium Gallery". "O jaką Gellere mu chodziło?" rozmyślałam. Spojrzałam na medalion, a on zaczął promieniować, po czym głos się odezwał "Galler'a potrafi się przemieniać w wilki, które były tobie bliskie, tym samym podstępnie psuć twoją psychikę i żywić się twoim cierpieniem". "TEN MEDALION GADA" odskoczyłam, gdy o tym pomyślałam. "Chwila chwila.... tamta wadera przemieniła się najpierw w moją matkę, a później w Ripple. Tamta wadera jest Galler'ą" od razu poszłam w stronę wejścia do piwnicy. Gdy znalazłam się w pokoju z zegarem, dłuższa wskazówka była koło liczby dziewięć, a krótsza na liczbie cztery. Weszłam do piwnicy. Nie było tu żadnej żywej duszy. Nawet te kobiety gdzieś znikły. Czułam się samotna. Weszłam do pokoju ze schodami. Zaczęłam z chodzić na dół. Poczułam nieprzyjemny odór gnicia, który się nasilał za każdym schodkiem. Gdy zeszłam na dół zobaczyłam dziwne stworzenie.

http://www.silenthillmemories.net/music/osts/pics/silent_hill_sounds_box_booklet_08.jpg

Odwróciło głowę w mą stronę, Poczułam na mnie jego wzrok, choć nie miało to oczu. Zimny dreszcz przeleciał po mym grzbiecie. Dziwny skręt w brzuchu świadczył o tym, że zaczęłam się bać. Słyszałam o tych stworzeniach - bezlitosne, krwiożercze, dzikie, jadowite i demoniczne. Jak hieny kradną zdobycze, zabijają śpiące wilki, męczą psychicznie, zatruwają i czekają na śmierć i jeszcze to, że atakują w stadach. Częsty widok na terenach mojej starej watahy. Zaczęło się skradać w mą stronę wydając przy tym dziwne dźwięki. "Muszę się bronić" pomyślałam "ale jak?". Byłam usztywniona przez strach. To coś nazywało się jak roślina - Ambrozja. Nagle zwierze ruszyło do ataku.

<C.D.N... Jak polsat :'D>

Uwagi: Wypowiedzi z małych liter, pisanie wyrazów prawidłowo, a później z błędem, Spacje przed przecinkami, literówki w prostych wyrazach, np. "nię", "przyglądywał", złe końcówki, np. "oczą", błędy ortograficzne, np. "króków", "puźniej", powtórzenia, brak przecinków, wszystko walnięte w jednym akapicie - a to wszystko w op. Yuko! Dziewczyno, mam wrażenie, że ty po tej przerwie znacznie cofnęłaś się w rozwoju... ;__; Mam już dość wrażeń po Twoim poprzednim op... a tutaj kolejne, z jeszcze większą porcją byków! Tradycyjnie w akurat Twoich op. nie poprawiam powtórzeń, żebyś je po prostu zobaczyła. O czasowniku "odkluczyć" palnęłam Ci nawet wykład... a to najwyraźniej poszło na nic. Powtórzę, a może Ci się przypomni - TAKI WYRAZ NIE ISTNIEJE W PRAWIDŁOWEJ POLSZCZYŹNIE! Zauważyłam również, że źle używasz wyrazu "jak". Ostatnio w ogóle jest plaga osób, które nie potrafią z tego korzystać... Np. "chciałam wstać, jak na mnie wpadł". Powinno być "chciałam wstać, kiedy na mnie wpadł"... Tak samo jest ze zdaniem "potrafi się przemieniać w wilki, co były tobie bliskie", w którym powinno użyć zamiast "co", "które". "Zapytał się"? Znaczy zapytał siebie? Ostatnimi czasy takie formy również mnie zastanawiają, bo wiem, że nie mają większego sensu. "To coś nazywało się jak roślina - Ambrozja." - ale że co? Kto? Ten potwór się przedstawił, a ja o niczym nie wiem? Dziwne jest jeszcze to, że medalion najpierw tłumaczył jej jak głupiej, czym są Gallery, na co ta zareagowała spowolnionym łączeniem faktów, a później Yuko sama oznajmiła, że dużo o nich wie i to był codzienny widok w jej dawnej watasze. To w końcu zna się na tym, czy nie? Ja już zgłupiałam. Następnym absurdem jest to, że nie potrafi tutaj odczytywać godzin, a podczas polowania wykonuje dość skomplikowane (jak na osobę, która matmy nigdy się nie uczyła) obliczenia.
Ponadto... gratuluję, pobiłaś rekord ilości błędów! I nie ciesz się, bo to nie wróży niczego dobrego. ;_;

Od Yuki „Głodna znaczy zła” cz. 1

Od ilu dni muszę oszczędzać na jedzeniu? Od dwóch? Trzech? Czy pięciu? Czy wilk musi cierpieć z głodu bo inne wilki są leniwe i nie chce im się ruszyć d*pska by coś upolować? Dlaczego w tej watasze po prostu są egoistami niedbającymi o watahę i gnijącymi w swoich jaskiniach, którzy marzą o pieniądzach i przetrzymują jedzenie tylko dla siebie nie myśląc o innych. Ile wilków już głoduje?  Prawie cała wataha! Wataha liczy trzydzieści jeden członków i nie dość, że grubo ponad połowa to, niektóre wilki wciąż mają całą spiżarnie mięsa! Czyż to nie obrzydliwe? Być aż tak egoistycznym? Nawet ja bym takiego czegoś nie zrobiła! Tak. Ja nie pozwolę by wilki cierpiały, bo polującym nie chce się ruszyć więc postanowiłam wyjść na polowanie. Był przepiękny ranek. Wilgoć unosiła się w zimnym powietrzu. Trawa mokra od rosy łaskotała moje łapy i przenosiła chłód zawarty w rosie na nie przez co zrobiło mi się zimno. Teraz jest najlepsza chwila na polowanie na kozice. Skały są od rosy więc kozice mogą się śliznąć (nie licząc mojej zdolności do teleportowania się). „Najpierw muszę policzyć ile wilków głoduje” pomyślałam. „Kazuma odpada, bo niema przewodu pokarmowego, tak samo jak nowi”. Naliczyłam się dwadzieścia osób. Pewnie myślicie skąd wiem, że głodują. A ma się "znajomości". Muszę sobie ustalić cel. Hmm… każdy dostanie dwadzieścia kawałków mięsa. Jedna kozica - wykarmienie dwóch wilków. Dwadzieścia podzielić na dwa równa się dziesięć. Na pewno nie uda mi się zapolować na dziesięć kozic więc upoluje pięć, a jeżeli mi się nie uda to będzie problem. Ruszyłam w stronę Gór. Po paru minutach dotarłam. Zaczęłam się wspinać zachowując się jak najciszej i zważając na każdy mój ruch i czynniki zewnętrzne. Nagle usłyszałam stukanie. Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku. Zobaczyłam ranną kozicę z widocznymi ranami na tylnej nodze. Wyglądało jakby zaatakował ją jakiś wilk lub potwór. Zaczaiłam się na biedne zwierze i w pewnym momencie skoczyłam. Kozica skapnęła się co się dzieje pół sekundy przed śmiercią. Popatrzałam na zakrwawioną kozicę. Aż kusiło by przekąsić sobie zwierzę. W ostatniej sekundzie powstrzymałam się. Ostrożnie rozerwałam kozicę na pół i schowałam jedną część. Zabrałam w pysk połowę kozicy i przeteleportowałam się do jaskini Alf. Kiiyuko głodowała, a nie chce by był pogrzeb emerytowanej Alfy. Położyłam ostrożnie połówkę kozicy na podłodze i wyryłam na niej napis „smacznego”. Oczywiście się podpisałam, bo inaczej pomyślałaby, że to jakiś spisek i kozica jest zatruta. Przeteleportowałam się do kryjówki, w której leżała druga część kozicy - tylna. Zaniosłam ją do najbliższej jaskini i po kryjomu położyłam ją na zimnej ziemi. Nikogo tu nie było, lecz wiedziałam, że to jaskinia jakiegoś basiora po zapachu sierści, która była tu WSZĘDZIE. Uciekłam z miejsca zdarzenia. Jeszcze osiemnaście wilków.Przeteleportowałam się w góry i zaczęłam węszyć. Po godzinie szukania znalazłam starą kozicę. Gdy przygotowywałam się do skoku kozica zobaczyła mnie i zaczęła uciekać. Zaczęłam gonić ją co chwile potykając się o jakiś kamyk lub o swoje łapy. Byłam od niej hen hen daleko i kozica już chciała triumfować, gdy zniecierpliwiona przeteleportowałam się nad nią i chwyciłam jej kark ściskając jak najmocniej z gniewu. Kozica zaczęła się szarpać. Zdenerwowała mnie na maksa. Najlepiej by było gdyby połamała sobie wszystkie kości… Nie będzie wtedy z nią problemu. Nagle usłyszałam chrzęst. Kozica wydała z siebie ryk i znieruchomiała. Zdezorientowana puściłam zdobycz. Lekko ruszyłam jej kopytem i zauważyłam, że jest cała połamana. W końcu idzie jak po mojej myśli. Kozica jeszcze żyła, więc jest nadzieja na dobrą zabawę. Zaczęłam rozrywać ciało biednego stworzenia. Gdy rozerwałam jej klatkę piersiową zaczęła tryskać krew. Kozica ryczała, stękała i wydawała z siebie dziwne ryki. W końcu ucichła, a strumień tryskającej krwi się skończył. Rozniosłam dwie części do jaskiń następnych członków powstrzymując się od jedzenia. Nie będę już opisywała dwóch innych polowań bo były podobne do zwykłych - wytropienie, gonitwa, zaatakowanie, zabicie i rozdzielenie na pół i zaniesienie do jaskiń. Jeszcze dwanaście członków.

<C.D.N.> 

Uwagi: Mnóstwo literówek. Znowu jest "tylnia łapa", chociaż istnieje tylko "tylna łapa"... Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. "Obrzydliwe" piszemy przez "rz"! "Skąd" piszemy razem i przez "s". "Alfa" to tytuł, więc powinien być on zapisany z wielkiej litery. "Góry" to nazwa miejsca, więc to również zapisujemy z wielkiej litery. "Momencie" piszemy przez "en". "Triumfować" - jeśli masz problem z tym wyrazem, lepiej sprawdź w internecie pisownię, inaczej wychodzi z tego jakiś poplątaniec liter. "Chromotanie"? A co to znaczy? "W końcu" piszemy oddzielnie.