Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 29 sierpnia 2018

Od Asgrima "Fantastyczni idioci" cz. 1 (Cd. Valkoinen)

Oba opowiadania z serii były wymyślane na bieżąco przez autorki, które siedziały razem w pokoju i wymieniały się głupimi pomysłami.

Sierpień 2021r
Podszedłem do wysokiego wilka o niebieskim futrze. Miałem przyjemność wziąć udział w wielu konkurencjach, ale nigdy jeszcze nie zajmował się żadną z nich Dante. Dzisiejszego popołudnia nie mogłem powstrzymać ciekawości i łapy same zaniosły mnie w stronę stanowiska samca.
Szybko okazało się, że basior zajmuje się aktualnie konkurencją jednoosobową polegającą na znalezieniu ukrytego przedmiotu. Nie powiem, brzmiało to interesująco, ale nie czułem się chyba wystarczająco pewnie w tropieniu. Niby Tori – moja partnerka, w co nadal nie potrafiłem uwierzyć. Na samą myśl, czuję jak uśmiech wkrada się na mój pysk – uczy mnie polowania i innych tego typu bzdur, ale... To chyba jeszcze nie był ten czas...
Inną konkurencją był konkurs wiedzy o magicznych stworzeniach. To brzmiało już naprawdę interesująco i choć przeczuwałem, że z moją nikłą wiedzą na ten temat nie miałem szans, to naprawdę chciałem wziąć w tym udział.
Według Dana już jedna osoba zapisała się na listę oczekujących. Była to moja kochana Aokigahara, o której wiedziałem więcej niżbym chciał. A raczej o tym, jak się zachowywała, gdy Mała dołączyła do watahy. Cóż, choć wcześniej nie spotkałem jej ani razu, nie poznałem jej od tej dobrej i pozytywnej strony. Ba, ten mały rudzielec w niczym nie dorównywał temu mojemu i był jeszcze bardziej irytujący niż Pan Idealny...
Dan chyba wyczytał z mojego pyska, że nie jestem zbyt zadowolony z pomysłu, żeby dać się pokonać Aoki.
- Możesz też znaleźć kogoś na własną rękę – zaproponował z uśmiechem.
Skinąłem łbem, wzdychając z ulgą. Na szczęście.
Tylko kogo? - chciałem zapytać, jednak zanim otworzyłem pysk, wtrącił się czyiś niski i dość ciepły głos. Jak zwykle, gdy go słyszałem, nie wiedziałem, czy się uśmiechnąć, czy też jęczeć i wzywać pomocy.
- Cześć, Młody. Cześć... Animatorze...
Już po chwili biały samiec stał po mojej prawej stronie i mierzył nas spojrzeniem. Blizna na jego twarzy sprawiała wrażenie uśmiechu, ale w tym momencie basior nadal zachowywał powagę. Tak, słowem kluczem jest słowo „nadal”.
Przywitaliśmy go w sposób nieszczególnie wylewny, ale przecież nie byliśmy waderami, żeby się przytulać na powitanie. No i z tego co wiedziałem, żadnego z nas nie łączyła przyjaźń czy coś w tym stylu.
- Co to za zebranie?
Wymieniłem nieco zdezorientowane spojrzenia z Dante. Na pysk samca wkradł się jednak uśmiech.
- As pytał o konkurencje. Jak wnioskuję, ty również po to przyszedłeś.
- Nieee... Po prostu stęskniłem się za Asgrimem – wilk posłał mi oczko, a ja jęknąłem teatralnie – Na żadne konkurencje się nie pisałem. Ale jeżeli muszę...
Widziałem blask w jego jasnoniebieskich oczach i jak zwykle wywoływało u mnie to jednocześnie irytację oraz rozbawienie.
- Nikt cię do niczego nie zmusza – wzruszyłem ramionami.
- Oj, no przyznaj się, że bardzo tego chcesz. To jakie są te konkurencje?
- Poszukiwanie ukrytego przedmiotu i konkurs wiedzy o fantastycznych stworzeniach – wyjaśniłem krótko, a Dan skinął łbem w podziękowaniu. Chyba nie chciało mu się tego tłumaczyć kolejny raz w ciągu zaledwie kilku chwil.
- Konkurs? - powtórzył Valk. Jego głos chyba miał być obojętny, ale pobrzmiewało w nim zaciekawienie.
- Pokazuję uczestnikom kartki z rysunkami różnych istot, a oni muszą je odgadnąć. Za każdą przypasowaną poprawnie istotę zyskuje się jeden punkt. Wygrywa ten, kto pierwszy uzyska dziesięć punktów – wyjaśnił Dante. Oboje słuchaliśmy go z zainteresowaniem. To brzmiało naprawdę ciekawie...
- To co, bierzemy udział? - Valky zwrócił się w moją stronę.
- Nie boisz się porażki, staruszku?
- Nie – na pysk samca wkradł się pewny siebie uśmiech – Zwykle starsi odznaczają się rozleglejszą wiedzą.
- Właśnie... Zwykle. Jednak u ciebie mądrość i wiek chyba nie idą w parze.
- Masz rację. Moja inteligencja znacznie przerasta mój wiek.
- Chciałbyś – nagle przypomniałem sobie o Danie, który przysłuchiwał się naszej wymianie zdań z rozbawieniem – To chyba znalazłem swojego przeciwnika. Kiedy możemy wziąć udział?
Ostatnie pytanie było skierowane do Valky'ego. Mnie pasowałoby nawet teraz, więc wszystko zależało od niego.
- Teraz – głos wilka był stanowczy. W odpowiedzi wzruszyłem ramionami i skinąłem w stronę Dantego. Niebieski basior uśmiechnął się i zmienił w człowieka.
Podszedł w stronę stosu kartek i usiadł koło nich. Po chwili milczenia i stania jak totalni idioci, usiedliśmy naprzeciwko mężczyzny.
- Gotowi? - spytał, przekładając w połowie kartki.
Wymieniłem spojrzenia z Valky'm. Na moim pysku widniał wesoły uśmiech, a oczy mojego znajomego błyszczały pewnością siebie.
- Gotowi – zdecydowałem, zanim wilk zdążył się odezwać.
Dante odwrócił pierwszą kartkę, ukazując nam tym samym dziwne stworzenie. Przypominało ono splątane ze sobą węże, które błyszczały w naszą stronę ostrymi zębami, jakby specjalnie pozowały z uśmiechem. Był to zdecydowanie nieprzyjemny uśmiech, może nawet bardziej przerażający od srogiego spojrzenia Suzanny. Pewności nie miałem.
- Ja wiem! - zawołał samiec, a ja omal nie ogłuchłem. Jego przednie łapy uderzyły rozmachem o podłoże i gdybym nie cofnął swojego ogona, to trafiłby prosto w niego. Nie dość, że się drze, to jeszcze chce mnie obmacywać. I to niby ja jestem dziwny... - To są przecież węże! One się ze sobą po prostu poplątały!
Ledwo przełknąłem natychmiastowy komentarz. Zamiast tego kiwałem delikatnie łbem, jakbym rozważał niewyobrażalnie głupią odpowiedź mojego przeciwnika. Owszem, to wyglądało jak węże, ale było tam jeszcze ciało, z którego te okropne stworzenia wyrastały.
- Debilu, nie widzisz, że nie są to żadne węże?! - krzyknąłem, zbliżywszy się w stronę Valkoinena. Wilk zachwiał się ze strachu, czy też z zaskoczenia. Nie miało to znaczenia. Zemsta była słodka i tylko to się liczyło.
- No to może, panie geniuszu, powiesz mi, co to takiego jest? - powiedział, gdy się uspokoił.
Otworzyłem szerzej oczy. Kurde, tego się nie spodziewałem. Nie miałem pojęcia, co to było za stworzenie, ale na pewno nie były to żadne węże. Co do tego byłem pewien.
- Kto wymyśla takie głupie obrazki? - spojrzałem wymownie w niebo, by po chwili przenieść wzrok na Valka. Byłem ciekaw, czy się ze mną zgodzi.
- Wilki głosu nie mają – naszą rozmowę przerwał głos animatora. Zwróciliśmy w jego stronę lekko zdezorientowane pyski. Przecież on też był wilkiem... W każdym razie zazwyczaj. Teraz się wcale nie liczyło! - Nie mogę żadnemu uznać odpowiedzi. Jest to hydra.
Hydra... - stłumiłem prychnięcie – Dziwniejszych nazw nie mieli?
Czułem na sobie wzrok Valky'ego, więc zwróciłem w jego stronę pysk. Jeśli myślał o tym samym, co ja...
Gdy jego oczy zalśniły, na mój pysk wkradł się uśmiech. Tak, zdecydowanie, myśleliśmy o tym samym.
- No to teraz to – Dante nie zważał na nasze konspiracyjne spojrzenia i pokazał następną kartkę. Tym razem obrazek przedstawiał białego konia o tęczowej grzywie oraz długim, złotym rogu. Przypasowanie nazwy rasy nie było tym razem ani trochę trudne, ale milczałem wraz z białym basiorem. Mężczyzna w pewnym momencie dostrzegł ciszę oraz lekkie uśmieszki na naszych pyskach – Czemu siedzicie cicho?
- Mieliśmy się nie odzywać – odpowiedziałem, uśmiechając się jeszcze bardziej.
- Tęczowy jednorożec! - wtem usłyszałem czyiś krzyk. Valkoinen perfidnie wykorzystał nasz cichy układ, by zdobyć punkt... Co za menda.
- To nie jest fair – mruknąłem urażony – Ja też to wiedziałem przecież...
Dante wzruszył ramionami z uśmiechem.
- Według zasad jest sprawiedliwe.
Stłumiłem warknięcie. No poważnie? Przecież tak się nie robi! Więcej nie idę w żadne układy tego typu. Nikomu nie można ufać. Własną matkę by zabili, byleby podać nazwę tęczowego jednorożca...
Animator pokazał nam kolejny obrazek, na którym było coś w rodzaju lisa. Różnił się on jednak od tego zwykłego dużą ilością ogonów, które wyglądały interesująco, ale przy tym trochę... Ohydnie. Zimne barwy futra nie dodawały mu typowego, lisiego wyglądu. Oczy stworzenia spoglądały w naszą stronę i wydawały się wręcz palić. Na miejscu Dante, wolałbym nie tykać całej kartki w obawie przed poparzeniem. Oczywiście miałem na myśli to ogniste spojrzenie.
- Czy to jest coś w rodzaju... białego lisa? - spytałem, zanim ugryzłem się w język. Miałem nadzieję, że tym samym nie zniszczyłem mojej szansy na zdobycie punktu – Z dużą ilością ogonów...?
- Poważnie? - Valk prychnął z rozbawieniem, słysząc moje słowa.
- A co ci to przypomina? - zmrużyłem gniewnie oczy. Nadal byłem zdenerwowany tym, jak basior wystawił mnie do wiatru.
- Białego lisa z kilkoma ogonami – powiedział z dumą wilk, a ja parsknąłem śmiechem – Znaczy... No tak. Patrz, jakie ma oczy!
- To Kitsune Zenko – zlitował się nad nami animator.
- Co?! - z mojego i Valky'ego gardła wyrwał się zgodny okrzyk.
- Kitsune Zenko – powtórzył najstarszy wilk, a my wymieniliśmy ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. Komu nudziło się tak bardzo, że wymyślił tak dziwne nazwy?
Następny był ogromny gad ze skrzydłami. Jego realistycznie narysowane łuski były barwy granatowej, a długie kły zdawały się błyszczeć. Nie czekałem tym razem z odpowiedzią i od razu zawołałem:
- Smok latający!
- Smok! - usłyszałem głos Valka w tym samym czasie. Na Eydis, czy naprawdę przegrywałem z tym idiotą? Ach, no i jeszcze ta głupio-irytująca synchronizacja... Tragedia.
- Przykro mi, Valk. Zbyt mała precyzja. Punkt zdobywa As – Dante skinął łbem w moją stronę, a ja wydałem z siebie krótki okrzyk zwycięstwa. Wolałbym diametralne prowadzenie i pewną wygraną, ale remis też nie był zły.
Słyszałem, jak mój przeciwnik nabiera powietrza, by po chwili zacząć je powoli wypuszczać. Ktoś tu nie lubił przegrywać. Och, jak mi przykro... Dobra, jednak nie, ale liczą się chęci. Chyba.

Gra była strasznie trudna. Widziałem, że Dante pod koniec zaczynał tracić cierpliwość. Chyba według niego byliśmy ogromnymi ignorantami, ale... No trudno się mówi. Ważne było, że chociaż się świetnie bawiliśmy. Gdy któryś raz gadaliśmy bzdury o jakimś magicznym stworzeniu, stwierdziłem, że ten irytujący basior, który czasem zachowuje się jak upośledzona wadera, nie jest aż tak zły. Może nawet bylibyśmy się w stanie zaprzyjaźnić?
- To co, za jakiś czas dogrywka? - uśmiechnąłem się zaczepnie, trzymając w pysku zdobyte karty.
- Kiedy zechcesz. Obserwowanie twojej przegranej, to będzie wspaniały widok.
- Zobaczymy, kto przegra – prychnąłem i nie czekając na odpowiedź, odszedłem w swoją stronę. Na moim pysku dalej widniał uśmiech.

<Valky? Teraz twoja perspektywa ^^)

Uwagi: Brak.

Od Magnusa "We mgle" cz. 2

Październik 2020r.
Jako pierwszy pojawiłem się na miejscu zbiórki grup polowań. Usiadłem na skraju polany, przyglądając się skaczącym po gałązkach krzaku bzu wróblom. Pochmurne niebo zaczęło czernieć, zwiastując kolejne opady. Z głębi lasu dobiegło mnie ciche pohukiwanie.
Około kwadrans później usłyszałem, jak jakiś wilk biegnie w moją stronę. Zastrzygłem uszami i odwróciłem głowę w jego stronę.
Zbliżała się do mnie wadera o futrze w kolorze gorzkiej czekolady. Uwagę przykuwały błękitne skrzydła, wyglądające, jakby miały rozpłynąć się w powietrzu. Wilczyca była ode mnie sporo wyższa.
– Cześć – uśmiechnęła się.
– Witam – obrzuciłem ją wzrokiem, stwierdzając, że jest ode mnie młodsza, nawet jak na wilcze standardy.
– Na kogoś jeszcze czekamy? – zapytała.
– Dante. Zaraz powinien być – odparłem, z powrotem wracając do obserwacji wróbli.
– Nazywam się Bona – dodała po chwili, siadając obok.
– Magnus. Miło poznać.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że wadera patrzy na mnie wyczekująco. Musiałem się zamyślić.
– Słucham? – mruknąłem, spoglądając na nią.
– Nie słuchasz.
Z lekka zirytowało mnie to, że uznała, iż może przejść już na "ty". Kto ją wychował?
– Zamyśliłem się. – odwróciłem wzrok.
– Pewnie jesteś tu od niedawna? – spytała.
– Tak – odparłem beznamiętnym tonem.
– Od jak... – Bonie przerwało nadejście Dante, za co w duchu mu podziękowałem.
– Przepraszam za spóźnienie, musiałem pomóc Alfom – uśmiechnął się przepraszająco.
Kiwnąłem głową, a Bona stwierdziła, że "nie ma problemu". Omówiliśmy plan działania. Za dzisiejszy cel obraliśmy znajdujące się na południowym zachodzie stado saren, wytropione przez Dante dzień wcześniej. Rozpoczęliśmy wędrówkę na południe, w celu ominięcia Drzewa Wiedzy. Przez większą część drogi rozmyślałem o tym intrygującym bycie. Miałem wiele pytań dotyczących zarówno swojej przeszłości, jak i przyszłości. Rozważałem, czy warto podjąć ryzyko i ostatecznie się rozmyśliłem.
Po około godzinnym marszu dotarliśmy na granicę Zielonego Lasu. W pobliżu można było dostrzec już złociste korony. Spomiędzy masywnych pni wyglądały dwa tęczowe unipegi, przyglądające nam się z zainteresowaniem.
– Dziwne... – Dante rozejrzał się. – Nigdzie nie czuć ich zapachu, a mógłbym przysiąc, że jeszcze wczoraj tu były.
– Szukajmy dalej – zaproponowała Bona.
Przez dłuższy czas kręciliśmy się po okolicy. Deszcz pojawił się tak nagle, jak zniknął i zaczął tworzyć głębokie kałuże. Zdążyłem potknąć się trzy razy i wpaść do wody, doszczętnie przemakając.
W końcu natrafiliśmy na pojedynczy trop. Zbłąkana sarna była tak zdezorientowana, że darowaliśmy sobie gonitwę. Dante po prostu rzucił się na nią i rozszarpał jej gardło, nim zdążyła zareagować. Chwilę jeszcze pokręciliśmy się w okolicy, ale nie znaleźliśmy ani śladu po stadzie.
Basior trochę zmartwił się, Bona nie powiedziała nic. Skierowaliśmy się do Jeziora i złowiliśmy dwie ryby, w drodze powrotnej chwytając jeszcze starego zająca, wyglądającego tak żałośnie, że z pewnością długo już by nie pożył. Wróciliśmy do watahy sporo spóźnieni. Żaden z łupów nie trafił do spiżarni. Wszystkiego było za mało.
Powróciłem do swojej jaskini i wziąłem się za urządzanie swojego lokum. Posłanie przeniosłem pod lewą ścianę, obok wyjścia, tak, by jak najlepiej ochronić się przed wiatrem z zewnątrz i umieściłem na nim brązowy koc. Przyniosłem z Lasu przemoczony chrust, którego chciałem po wyschnięciu zrobić ognisko, a także kilka desek, z których w około godzinę godziny udało mi się zbić prowizoryczne, niezbyt stabilne biurko, które umieściłem przy prawej ścianie. Do wnęk w skale włożyłem książki i większość zabranych z domu drobiazgów. Po lewej stronie biurka znalazła się skrzynka na narzędzia i apteczka. Dostrzegłem też półkę w skale nad wejściem, do której nie miałem jak się w chwili obecnej dostać. Postanowiłem w najbliższym czasie zdobyć w Mieście w drabinę i wykorzystać dodatkową przestrzeń jako schowek.
Zadowolony ze swojego dzieła, usiadłem na legowisku. Obraz przez moimi oczami zaczął znajomo migać, zwiastując nadchodzący atak migreny. Westchnąłem i wlepiłem wzrok w zegar, czekając na rozpoczęcie swojego patrolu.
To będzie długa noc.

<C.D.N.>

Uwagi: "Pojedynczy" piszemy przez "n".