Kwiecień 2018
Chociaż był kwiecień, ziemię na zewnątrz wciąż przykrywał śnieg. Ilekroć
został podtopiony przez ciepłe promienie słoneczne, wieczorny chłód,
nasilający się całą noc, zamrażał go z powrotem.
Siedziałam
niedaleko kominka, zajęta rysowaniem. Na obrazku byłam ja, Babcia, nasz
dom i ogród, niestety z niebieską trawą. Rysik zielonej kredki złamał
się, jak kończyłam liście na drzewie. Zwykle w takim momencie prosiłam
Babcie o naostrzenie mojego narzędzia pracy, jednak tym razem nie
chciałam odrywać mojej opiekunki od robótki. Dziergała z uśmiechem,
widocznie dobrze szlo. Po co zawracać jej głowę? Jako, że uważałam
siebie za bardzo zaradną, poradziłam sobie z problemem sama.
Jak
skończyłam swoje arcydzieło, zaczęłam składać inna kartkę, jeszcze
nieużywana, w samolot. Znaczy, to miał być samolot, jednak wyszedł
krzywy trójkąt. Jak ci starsi to robią? Zaczęłam obracać w łapach moje
"origami", kiedy Babcia zapytała:
- Już skończyłaś obrazek?
- Tak! - wykrzyknęłam i zerwałam się z miejsca, żeby pokazać jej moją kreacje. Starsza wilczyca przyjrzała się ilustracji.
- Już skończyłaś obrazek?
- Tak! - wykrzyknęłam i zerwałam się z miejsca, żeby pokazać jej moją kreacje. Starsza wilczyca przyjrzała się ilustracji.
- To ty i ja, prawda Lind?
- Tak! A tu jest domek - zapiszczałam zadowolona, pokazując łapką kwadrat z trójkątem na górze.
- Hm... - skupiła ponownie wzrok na rysunku. - Pływamy sobie? - zdziwiłam się słysząc te słowa.
- Nie! To trawa, Babciu- odparłam nieco zażenowana. Babciu, nie odróżniasz trawy od wody? Kolor wystarczy żeby cię zmylić?
Kiedy tak narzekałam w myślach na reakcje starszej wadery, ta zauważyła stan zielonej kredki. Zrozumiała co się stało i zaśmiała cicho.
- Jak zwykle nie chciałaś mnie zaczepiać? Lind, przecież nie będę zła na ciebie za to, że potrzebujesz pomocy - kręciła głową z pobłażaniem.
Tymczasem ja odłożyłam rysunek na ziemie i spuściłam smętnie wzrok. Nie wiedziałam jak jej to wyjaśnić, jak opisać moje nastawienie do takich błahych sytuacji.
Babcia wzięła zieloną kredkę i już chciała się zabrać za naostrzenie rysika, kiedy ktoś zastukał do drzwi. Odłożywszy pomalowany na zielono kawałek drewna, poszła do wyjścia mrucząc coś w stylu "Nareszcie". Odruchowo pobiegłam za moja opiekunką. Ledwo wychylając główkę zza niej, patrzyłam jak wpuszcza do środka dwa wilki - dużego i mniejszego. Większy miał szarobrązowe futro z kilkoma granatowymi pręgami. Jego podopieczny był prawie cały szary i wyglądał jakby cały świat nudził go na śmierć.
- Już się zastanawiałam co was mogło zatrzymać - powiedziała Babcia, przytulając dorosłego basiora.
- Przeszła nawałnica, ciociu - odparł tamten. - Musieliśmy przeczekać te parę godzin.
- Oczywiście, rozumiem. Z naturą nie ma żartów - zaznaczyła Babcia i zwróciła uwagę na mniejszego wilka. - Freeze, jak ty wyrosłeś - uściskała też tego na oko półtorarocznego basiorka. Nie wyglądał na zadowolonego z fizycznego kontaktu. Zrobił dziwna minę, ale nie protestował głośno. Odetchnął dyskretnie z ulgą, kiedy został wypuszczony z objęć.
- Kto tam się za tobą chowa, ciociu? - zapytał starszy wilk, spoglądając w moja stronę. Schowałam się i skuliłam jeszcze bardziej.
- To moja mała Lind, o której ci pisałam. Chodź, pokaz się mojemu siostrzeńcowi - zachęciła mnie Babcia.
Niepewnie wyślizgnęłam się zza niej i stanęłam przed dziwnym-dużym-siostrzeńcem i tym-nazwanym-Freezem. Większy oczywiście oczarowany, pogłaskał mnie po czuprynie. Zachwycał się jaka to ja nie jestem słodka i duża i biała itd.
Na moje szczęście Babcia zauważyła, że delikatnie mówiąc, trochę boje się jej siostrzeńca. Zaproponowała więc żeby Freeze poszedł ze mną do pokoju i poczytał mi coś. Chociaż ten szarawy wyglądał na nudziarza, taka perspektywa bardzo mnie ucieszyła. Babcia czyta mi tylko wieczorami, zresztą i tak nie zawsze ma na to siłę. Co prawda sama umiem trochę, ale chyba to jeszcze trochę za mało, żeby sprawnie śledzić samodzielnie np. historie księcia Virana.
- Książki, które zaczęłyśmy są na biurku. W środku znajdziesz zakładki - dodała Babcia na odchodnym.
Pobiegłam do mojego pokoiku. Freeze dołączył do mnie dopiero po chwili. Zauważyłam, że podczas chodzenia szura łapami i przygląda się wszystkiemu, jakby był w muzeum. Wskoczyłam na łóżko i czekałam, aż łaskawie wybierze książkę do czytania.
Wilk w końcu przejechał wzrokiem po pierwszym tytule i przewrócił parę stron.
- Co to jest? Kronika? - mruknął jakby do siebie.
- Król Orrin jest fajny - powiedziałam z nadzieją, ze weźmie ten rękopis. Niestety, zawiodłam się. Odsunął go na bok. Nie wiem, za cicho powiedziałam?
- Czyta się to jak podręcznik do historii. Nie macie czegoś normalnego dla szczeniąt? - szepnął, ziewając szeroko i popatrzył na kolejne tytuły. Czy jemu..? - Co jest twoje ulubione? - poprosił o podpowiedź, sprawiając, że zapomniałam o tym, co właśnie zauważyłam...
- Opowieści z Królestwa Spadających Gwiazd! - zapiszczałam radośnie.
- Brzmi lepiej - odparł.
Drgnęłam i zastygłam na chwilę w miejscu. Nie wydawało mi się. Jak mówił, z pyska poleciały mu kłęby pary. Powstrzymałam się od komentarza i czekałam aż zacznie czytać. Usiadł na krześle przy łóżku i otworzył książkę. Z bliska dostrzegłam ze na jego futrze tu pozostały płatki śniegu. Nie stopniały, chociaż w domu jest ciepło. Bez namysłu dotknęłam jego boku. Był lodowaty.
- Ale bajer - ucieszyłam się.
- Nie rusz - uciekł razem z krzesłem na bezpieczną odległość od łóżka. - Jeszcze ci przymarznie ta puszysta łapka. Zamruczałam niezadowolona.
- Czytaj - nakazałam.
Już bez słowa (jedynie z dziwnym spojrzeniem) odnalazł zakładkę i zaczął czytać.
- "Książę powróciwszy do zamku..." - zaczął takim beznamiętnym tonem, aż pomyślałam, że za chwilę zasnę. Na szczęście z czasem zmienił głos. Chyba jego też zafascynowały opisy krain, odwiedzanych przez księcia Virana.
Szczerze? Chyba wczuł się lepiej niż babcia. Zabawnie udawał głos księcia. Położyłam się na brzuchu i słuchałam, wciągnięta w historię jak rzadko kiedy. Fajnie się słucha czegoś, o czym wiesz, że to wszystko prawda. Jak dorosnę, będę jak książę Viran, myślałam. Albo nawet lepsza, bo nie będę się bać węży.
- Tak! A tu jest domek - zapiszczałam zadowolona, pokazując łapką kwadrat z trójkątem na górze.
- Hm... - skupiła ponownie wzrok na rysunku. - Pływamy sobie? - zdziwiłam się słysząc te słowa.
- Nie! To trawa, Babciu- odparłam nieco zażenowana. Babciu, nie odróżniasz trawy od wody? Kolor wystarczy żeby cię zmylić?
Kiedy tak narzekałam w myślach na reakcje starszej wadery, ta zauważyła stan zielonej kredki. Zrozumiała co się stało i zaśmiała cicho.
- Jak zwykle nie chciałaś mnie zaczepiać? Lind, przecież nie będę zła na ciebie za to, że potrzebujesz pomocy - kręciła głową z pobłażaniem.
Tymczasem ja odłożyłam rysunek na ziemie i spuściłam smętnie wzrok. Nie wiedziałam jak jej to wyjaśnić, jak opisać moje nastawienie do takich błahych sytuacji.
Babcia wzięła zieloną kredkę i już chciała się zabrać za naostrzenie rysika, kiedy ktoś zastukał do drzwi. Odłożywszy pomalowany na zielono kawałek drewna, poszła do wyjścia mrucząc coś w stylu "Nareszcie". Odruchowo pobiegłam za moja opiekunką. Ledwo wychylając główkę zza niej, patrzyłam jak wpuszcza do środka dwa wilki - dużego i mniejszego. Większy miał szarobrązowe futro z kilkoma granatowymi pręgami. Jego podopieczny był prawie cały szary i wyglądał jakby cały świat nudził go na śmierć.
- Już się zastanawiałam co was mogło zatrzymać - powiedziała Babcia, przytulając dorosłego basiora.
- Przeszła nawałnica, ciociu - odparł tamten. - Musieliśmy przeczekać te parę godzin.
- Oczywiście, rozumiem. Z naturą nie ma żartów - zaznaczyła Babcia i zwróciła uwagę na mniejszego wilka. - Freeze, jak ty wyrosłeś - uściskała też tego na oko półtorarocznego basiorka. Nie wyglądał na zadowolonego z fizycznego kontaktu. Zrobił dziwna minę, ale nie protestował głośno. Odetchnął dyskretnie z ulgą, kiedy został wypuszczony z objęć.
- Kto tam się za tobą chowa, ciociu? - zapytał starszy wilk, spoglądając w moja stronę. Schowałam się i skuliłam jeszcze bardziej.
- To moja mała Lind, o której ci pisałam. Chodź, pokaz się mojemu siostrzeńcowi - zachęciła mnie Babcia.
Niepewnie wyślizgnęłam się zza niej i stanęłam przed dziwnym-dużym-siostrzeńcem i tym-nazwanym-Freezem. Większy oczywiście oczarowany, pogłaskał mnie po czuprynie. Zachwycał się jaka to ja nie jestem słodka i duża i biała itd.
Na moje szczęście Babcia zauważyła, że delikatnie mówiąc, trochę boje się jej siostrzeńca. Zaproponowała więc żeby Freeze poszedł ze mną do pokoju i poczytał mi coś. Chociaż ten szarawy wyglądał na nudziarza, taka perspektywa bardzo mnie ucieszyła. Babcia czyta mi tylko wieczorami, zresztą i tak nie zawsze ma na to siłę. Co prawda sama umiem trochę, ale chyba to jeszcze trochę za mało, żeby sprawnie śledzić samodzielnie np. historie księcia Virana.
- Książki, które zaczęłyśmy są na biurku. W środku znajdziesz zakładki - dodała Babcia na odchodnym.
Pobiegłam do mojego pokoiku. Freeze dołączył do mnie dopiero po chwili. Zauważyłam, że podczas chodzenia szura łapami i przygląda się wszystkiemu, jakby był w muzeum. Wskoczyłam na łóżko i czekałam, aż łaskawie wybierze książkę do czytania.
Wilk w końcu przejechał wzrokiem po pierwszym tytule i przewrócił parę stron.
- Co to jest? Kronika? - mruknął jakby do siebie.
- Król Orrin jest fajny - powiedziałam z nadzieją, ze weźmie ten rękopis. Niestety, zawiodłam się. Odsunął go na bok. Nie wiem, za cicho powiedziałam?
- Czyta się to jak podręcznik do historii. Nie macie czegoś normalnego dla szczeniąt? - szepnął, ziewając szeroko i popatrzył na kolejne tytuły. Czy jemu..? - Co jest twoje ulubione? - poprosił o podpowiedź, sprawiając, że zapomniałam o tym, co właśnie zauważyłam...
- Opowieści z Królestwa Spadających Gwiazd! - zapiszczałam radośnie.
- Brzmi lepiej - odparł.
Drgnęłam i zastygłam na chwilę w miejscu. Nie wydawało mi się. Jak mówił, z pyska poleciały mu kłęby pary. Powstrzymałam się od komentarza i czekałam aż zacznie czytać. Usiadł na krześle przy łóżku i otworzył książkę. Z bliska dostrzegłam ze na jego futrze tu pozostały płatki śniegu. Nie stopniały, chociaż w domu jest ciepło. Bez namysłu dotknęłam jego boku. Był lodowaty.
- Ale bajer - ucieszyłam się.
- Nie rusz - uciekł razem z krzesłem na bezpieczną odległość od łóżka. - Jeszcze ci przymarznie ta puszysta łapka. Zamruczałam niezadowolona.
- Czytaj - nakazałam.
Już bez słowa (jedynie z dziwnym spojrzeniem) odnalazł zakładkę i zaczął czytać.
- "Książę powróciwszy do zamku..." - zaczął takim beznamiętnym tonem, aż pomyślałam, że za chwilę zasnę. Na szczęście z czasem zmienił głos. Chyba jego też zafascynowały opisy krain, odwiedzanych przez księcia Virana.
Szczerze? Chyba wczuł się lepiej niż babcia. Zabawnie udawał głos księcia. Położyłam się na brzuchu i słuchałam, wciągnięta w historię jak rzadko kiedy. Fajnie się słucha czegoś, o czym wiesz, że to wszystko prawda. Jak dorosnę, będę jak książę Viran, myślałam. Albo nawet lepsza, bo nie będę się bać węży.
Czas szybko mijał, w końcu czytanie przerwał tatuś Freeza, czyli siostrzeniec Babci. Wpadł do pokoju bez uprzedzenia i ogłosił:
- Za piętnaście minut obiad, maluchy! - Freeze aż podskoczył, wyrwany z transu lektury.
-
Ugh, dobrze, tato - mruknął, powracając do beznamiętnego tonu głosu.
Widać było, że chce spławić rodzica. Udało się. Starszy z uśmiechem na
pysku zostawił nas w spokoju.
Freeze odłożył książkę i spojrzał na mnie. Schyliłam się pod łóżko i wyjęłam stamtąd kawałek papieru.
- Umiesz składać samoloty? - zapytałam szarego.
- Naturalnie - odpowiedział.
- Nauczysz mnie? - poprosiłam wyciągając w jego stronę kartkę.
- Pewnie - odparł i wziął ode mnie świstek. Zauważyłam, że kiedy mówi do mnie, nie mówi już jak nudziarz.
Freeze
pochylił się nad skrawkiem papieru i pokazał mi krok po kroku co i jak.
Później rozłożył arkusz, żeby było widać, gdzie są zgięcia. Wydobyłam
spod łóżka nową kartkę dla siebie, żeby spróbować.
Wyszło. Nie
tak, jak oczekiwałam, bo nie był idealny, a jedno skrzydło krzywe, ale
przynajmniej wyglądał jak samolot. Mojej szczenięcej radości brakło
granic. Freeze patrzył na mnie, chyba dzieląc moją satysfakcję.
- Piąteczka? - wyciągnęłam łapę.
- Piąteczka - przybił.
Uwagi: Nieprawidłowo zapisana część op. Zapominasz o ogonkach przy "ę" na końcu niektórych wyrazów. "Półtorarocznego" piszemy razem.