Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 6 lutego 2015

Od Etera "Pierwszy dzień" cz. 3


Znowu coś się w moim życiu zadziało, od kilku dni budzę się w środku nocy i wychodzę na spacery. Niektórych to zaczyna przerażać, ale się tym nie przejmuje, i im powtarzam:
- Moje życie, moja sprawa.
Oni dalej swoje w końcu poszedłem trochę na dłuższy spacer, wychodziłem na 5-10 minut. Tym razem wyszedłem i nie wróciłem na noc, gdy nad ranem wróciłem, każdy się na mnie patrzył jak na obcego. Zdziwiło mnie to, przecież nie muszę każdemu mówić gdzie idę, o której godzinie itp. Zawsze ktoś do mnie podchodził i się pytał
- Gdzie byłeś?
- Po co byłeś?
- Z kim byłeś?
To wkurzające... Nie chcę być kontrolowany, jestem niezależny, chcę być wolny. Tak, cieszę się że mam watahę, ale bez przesady. Po kilku dniach znowu wyszedłem, znalazłem się nad jakimś strumieniem, ktoś podszedł od tyłu i mnie chciał złapać i chyba wepchnąć do wody, ale byłem szybszy. Złapał mnie, ja go za łapę i przewróciłem go przez plecy i to ja go wrzuciłem do wody, a nie on mnie. Wypłynął na brzeg i się na mnie wydarł:
- Jak?! Skąd?! Skąd wiedziałeś że tu byłem?!
- Przepraszam, że cię wrzuciłem, to jest już odruch, gdy ktoś mnie tak złapię od razu się bronię, tak mnie nauczyli.
- Nic się nie stało, to miał być tylko żart, ale jak widzę do niektórych to lepiej nie żartować.
- Lubię żarty, ale...
- Rozumiem.
- A tak w ogóle to ty jesteś z naszej watahy?
- Nie, nie jestem, ale mam swoją watahę.
- Aha, jestem Eter,a ty?
- Ja mam na imię Assassin.
- Ja się idę przejść dalej, idziesz za mną?
- Tak, chętnie się przejdę.
Szliśmy przez las. Nagle zobaczyłem, że coś jest na drzewie. Niestety, nie latam więc nie mogłem tego dosięgnąć, na całe szczęście Assassin jest wilkiem natury, poprosił (jakoś) drzewa aby zdjęły to z gałęzi, zgodziły się gdy już mieliśmy ten medalion z wiszącego drzewa. Był ładny, błyszczący, zabrałem go. Po powróceniu na tereny watahy każdy się gdzieś śpieszył, szykowali się jak do wojny. Spotykałem się z nowym kolegą, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Gdy byłem już w swojej watasze, zapytałem:
- Co się dzieje?
Kiedy powiedzieli, że szykujemy się na wojnę, zapytałem:
- Z kim?
- Z Watahą Gwiezdnych Wilków.
Wtedy zrozumiałem, że to wataha Assassina. Nie chciałem z nim walczyć, przecież to mój przyjaciel...
Wyruszyliśmy na wojnę, mnie nie było. Zaczęli wojnę, nagle ja i Assassin weszliśmy na sam środek pola bitwy, nakazali przerwę i każdy wilk przestał skakać drugiemu do gardeł. Ja zacząłem jako pierwszy mówić:
- Czy musimy walczyć? Co się stało kiedyś, to teraz legenda.
Assassin mówił teraz:
- Po co ten rozlew krwi? Nie żyjmy przeszłością, żyjmy teraźniejszością, cieszmy się życiem.
Ja dalej ciągnąłem:
- Prosimy was abyście przestali, możemy się jakoś dogadać. Dlaczego nie możemy rozwiązać tego pokojowo, a nie wojną?
Teraz Assassin podszedł do swojej watahy a ja do swojej, ja powiedziałem:
- Proszę cię, przestańmy się zabijać.
Assassin mówił do swojej watahy:
- On ma racje, Proszę was, was wszystkich, pokój jest szczęściem, wojna jest żałobą, nienawiścią i przegraną. A ja znowu mówiłem ale już do wszystkich
- Nie ważne czy wy, czy my wygramy, wojna jest przegraną dla wszystkich, pokój jest wygraną dla każdego.
Assassina wataha zapytała nas
- Skąd mieliście tyle odwagi aby wyjść tu razem i nam to powiedzieć?
- Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. - powiedziałem
Ze zdziwieniem się na nas patrzyli. Poi wojnie przypomniałem sobie o medalionie, pobiegłem do Assassina i dałem mu ten medalion (a raczej połowę, pogłówkowałem nad nim i odkryłem że on ma 2 części, nazwałem go Medalionem Przyjaźni). Ja miałem 1 część, a on 2.

Uwagi: "W ogóle" piszemy osobno i przez "ó". Zdziwiło mnie to, że wilk, którego spotkał Eter nazywa się Assassin, a za chwilę został nazwany Frivusem. Pilnuj przecinków i literówek. Spróbuj pisać mniej chaotycznie i bardziej zrozumiale, bo nie wiem, jak takie błędy mam poprawiać.

Od Percy'ego "Ucieczka" cz. 13 (cd. Desari)

Patrzę na nią zaskoczony. Nigdy bym jej "nie osądzał" o posiadanie takiego stroju. Wygląda pięknie, ale jestem w stanie ułożyć usta w uśmiech. Ten gest chyba powie wszystko. Wstaję z niewygodnego siedzenia. Stoimy chwilę w milczeniu. Odgarniam jej kilka pasm włosów w tył. Dziewczyna łapie mnie za rękę i ciągnie do wyjścia. Przez głowę przelatuje mi mój obraz i chęć zmiany stroju na coś innego, lecz porzucam te myśli.
Wchodzimy do środka klubu. Od razu po oczach biją mi neonowe lasery, a od muzyki można ogłuchnąć. Nie jestem przyzwyczajony do takiej atmosfery, nie to co Desari. Dziewczyna czasami spogląda na mnie przez ramię, wyraźnie ciekawa mojej reakcji. Rozglądam się czasami i wpatruję w twarze ludzi. Są roześmiane, w rękach lądują kolejne drinki, przez co są jeszcze bardziej szczęśliwi.
Siadamy przy barze. Zamawiamy alkohol o wymyślnych nazwach. Czekamy chwilę na napoje. Barman stawia kieliszki, w których znajduje się dziwna ciecz o niebieskim kolorze. Piję łyk. Mocny drink, lecz chce się więcej. Zauważam, że zmienił kolor na zielony. Unoszę brwi zdziwiony. Stawiam naczynie na blacie i patrzę na tłum. W naszą stronę zmierzają dwie dziewczyny, a pomiędzy nimi idzie wcześniej spotkany facet. Obejmuje je, a jego ręce kierują się na tyłki kobiet.
- Kim oni są? - szepczę do Desari.

<Des? Sorr, że takie krótkie...>

Od Kazumy "Może lepiej się poznamy?"

Usiadłam w wejściu do swojej jaskini ciemną nocą i patrzyłam przed siebie. Nudy męczyły mnie z dnia na dzień coraz bardziej. Na samą myśl o tym, że moja kochana siostra, Kiiyuko ma partnera i jest w ciąży zbierało mi się na wymiociny. Dzieci... najgorsza rzecz jaka może tylko istnieć. Niczego to nie umie, jak tylko przeszkadzać innym. A i tak wszyscy chcą je mieć. Eh... Naprawdę nie rozumiem tych wszystkich idiotycznych par, które marzą o potomstwie. Usłyszałam cudze kroki zbliżające się do mnie coraz bardziej i bardziej.
- Cześć... - uśmiechnął się basior, który właśnie się pojawił w moim polu widzenia. Czego znowu on chce? Postanowiłam olać kołka, więc najzwyczajniej w świecie milczałam. Był dla mnie niewidzialny. Brzydactwo z niego takie, jakich wiele na tym świecie. Odpycha od siebie samym wyglądem, a i tak myśli, że jest fajny i przystojny, i że żadna wadera mu się nie oprze. Debil... Bezmózg... Idiota... Pedał...
- Jak masz na imię? Ja jestem Pearl. - zapytał nadal głupio się szczerząc. Czy mu to się nigdy nie znudzi?
- Bo wiesz... Wydajemy się być do siebie dość podobni. I ty, i ja lubimy niszczyć życie innym, i ty i ja nie lubimy tłoku. - mówił okrążając mnie dokoła, próbując uwieść samym spojrzeniem. - Wiem, bo obserwowałem cię już od dłuższego czasu. Może ja i ty razem...
- Razem co? Czy ty czegoś ode mnie oczekujesz? - warknęłam pod jego adresem. Jeszcze chwila i nie wytrzymam. Niech lepiej się zamknie, bo gorzko pożałuje...
- ...lepiej się poznamy? Pasujemy do siebie. - dokończył nadal patrząc w moje świecące oczy, które teraz zwężyły się w cienką kreskę. Me oczęta mówiły same za siebie, że ma zaledwie kilka setnych sekund na ucieczkę. On jednak nie zauważył najwidoczniej tego znaku i nie ruszył się ani o centymetr. Wzięłam nagły zamach łapą i uderzyłam z całej siły durnia, tak że ten zachwiał się i zatoczył kilka kroków w tył. Po jego obszernej piersi pociekła świeża krew, sącząca się z głębokiej rany.
- Jeśli nie chciałaś, to wystarczyło powiedzieć... - wyszeptał wytrzeszczając oczy. Ledwie mówił i stał. Zanosiło się na to, że zaraz upadnie, a później się wykrwawi. Muszę mu pomóc, bo... za długo to potrwa. Wzięłam kolejny zamach łapą i ze świstem powietrza zadałam kolejny cios, nie zwracając uwagi na to, że basior piszczy niczym niewinny szczeniak i błaga o litość...

*****
- Hej, Kazuma! Widziałaś gdzieś Pearla?! - wrzasnęła spanikowana Jamaya gnając do mnie przez Mroczny Las. Potykała się o kamienie, lecz wyglądało na to, że bardziej od zdrowia własnych łap zależy jej na tym żałosnym szczeniaku.
- Widziałam. - mruknęłam tylko. Ta cała pseudo zła wadera też działała mi nieźle na nerwy... Udaje złą, lecz nadal pomaga innym, jest miła i kulturalna... A i tak uważa się za wcielenie istnego zła. Taaa... Te jej tęczowe kolorki są naprawdę przerażające. Przedszkolak by się nie przestraszył.
- Gdzie?! - wysapała zatrzymując się przede mną. W mojej głowie narodził się nowy szatański plan, jak by tu ją uciszyć...
- Chodź, to ci pokażę. - syknęłam obracając się w lewą stroną, ruszając powoli w swoją stronę. Jamaya najwidoczniej była zdumiona faktem, że jednak ja zgodziłam się z dobrej woli jej pomóc. Po chwili wahania ruszyła w ślad za mną.
***
- Tam jest. - powiedziałam wskazując kierunek łapą. - Widziałam, jak tam wchodził.
- A nie czasem stamtąd nie można już wrócić? - zmartwiła się. - A może pójdę po innych?
- Nie, no co ty. To tylko plotki. Ja tam byłam i jakoś wróciłam. Tchórz z ciebie. - skłamałam.
- Ja tchórzem? - zmarszczyła brwi ze złością.
- Owszem.
- Pójdę. Zobaczysz. - warknęła wchodząc na pierwsze deski Mostu Nieskończoności, stając się lekko rozmazana przez warstwę niebieskich oparów, które unosiły się tam zawsze, bez względu na to, czy to dzień czy noc. Deski lekko się zakołysały, ale Jamaya dalej próbowała udawać, że wcale się nie boi. Kiepsko jej to wychodziło.
- No to idź i go poszukaj.
- A ty?
- A po co ja? Ty idź. Mi na nim nie zależy. - odrzekłam marszcząc nos na znak, że rzeczywiście uważam go za nic nieznaczącego robala.
- No dobra... - mruknęła niezadowolona i z ociąganiem zniknęła mi z oczu. Uśmiechnęłam się szatańsko pod nosem. Pearla tam nie ma, nigdy nie było, ani nie będzie, bo nie za bardzo ma jak, a Jamaya utknie tam już na wieki. Zapewne umrze z głodu, a mnie to ani trochę nie boli. Czuję się z tym dobrze, nawet lepiej, niż wcześniej. Zawróciłam do swojej jaskini, by uciąć sobie drzemkę, jakby nigdy nic się nie stało.