Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 18 września 2015

Od Mizuki "To tylko ja" cz.1

Kilka dni po moim "wypadku" obolała wstałam i otrzepałam się z kurzu, moja prawa tylna łapa nadal była złamana, więc musiałam chodzić na trzech łapach. Powolnym krokiem wyszłam z jaskini, na zewnątrz padał deszcz, lecz nie miał on dla mnie żadnego znaczenia. Postanowiłam pójść na spacer. Ostatnio w watasze czułam się co najmniej dziwnie, czułam niewyobrażalny ból, lecz nie był on związany z moimi ranami. Wewnętrznie czułam niewyobrażalną pustkę, nie czułam szczęścia, miłości czy innych ciepłych uczyć był tylko ten... smutek. Od kilku dni nie wymieniłam z żadnym wilkiem nawet słowa bo kto by chciał ze mną rozmawiać? Szłam przed siebie aż doszłam do Wschodniego Klifu, stanęłam na samej krawędzi, czując silny wiatr wiejący od morza, za to deszcz sprawiał wrażenie jakby miał padać bez końca. Położyłam się na zimnych i mokrych skałach, a moje łapy bezradnie zwisały z klifu. Czy ja w ogóle jestem komuś potrzebna? Zadawałam sobie takie i inne pytania w duszy, jednak na żadne nie znałam odpowiedzi. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć, gdy dołączyłam do watahy moje życie zmieniło się na lepsze, jednak był to tylko krótkotrwały efekt. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki za sobą, jednak nie obchodziły one mnie. Właściwie to wszystko przestało mieć dla mnie znaczenie.
- Cześć, laleczko co tu robisz? - Usłyszałam za sobą głos.
Nie należał on do nikogo z watahy, niechętnie obróciłam łeb i ujrzałam czarno-czerwonego skrzydlatego basiora. Nie interesowało mnie kim on jest, ponownie obróciłam głowę kładąc ją na łapach.
- Kim jesteś? - zadał kolejne pytanie
Zignorowałam go, patrzyłam tylko w dół jak woda uderz o klif. Lekko zdenerwowany basior zadawał następne pytania. W pewnym momencie wstałam i bez słowa przeszłam koło basiora.
- Ej, ty, stój! - krzyknął basior, przewracając mnie na ziemię.
Po upadku na ostre skały część z moich ran ponownie się otworzyła. Nie były to poważne obrażenia, więc wstałam i bez słowa ruszyłam dalej. Basior zamilkł gdy zobaczył że mimo cieknącej krwi z moich ran jestem na dal w stanie chodzić. To było dziwne, mimo upadku nie czułam żadnego bólu, szłam dalej zamyślona. Po chwili bardzo blisko mnie uderzył piorun i odrzucił mnie kilka metrów w bok. Upadłam po czym straciłam przytomność. Obudziłam się jakiś czas później w nieznanej mi jaskini, obok mnie leżał ten co najmniej dziwny basior. Chciałam krzyknąć na całe gardło, jednak basior zamknął mi pysk swoimi dużymi łapami.
- Zamknij się! Jeśli cię znajdą będziemy mieli problemy - powiedział basior zdejmując swoje łapy z mojego pyska.
Po chwili zauważyłam że moje rany są opatrzone.
- Kim jesteś? I gdzie ja jestem? - Powiedziałam niemalże szeptem
- Shadow, w watasze Asai, a teraz siedź cicho, bo jak nas nakryją będziemy mieli kłopoty - odparł.
Jego słowa odbiły mi się echem. Przecież wataha Asai jest wrogiem Watahy Magicznych Wilków! Już chciałam zacząć krzyczeć na niego, jednak on rozpoczął rozmowę pierwszy.
- Wybacz, ślicznotko że cię tu przyniosłem jednak musiałem opatrzyć twoje rany, bo wykrwawiłabyś się na śmierć - powiedział uśmiechając się złośliwie
Ślicznotko!? Jak on w ogóle ma czelność mówić tak na mnie?
- Możesz chodzić? - ponownie zaczął rozmowę
- Tak - powiedziałam, wstając
- Odprowadzę Cię do granicy, dalej będziesz musiała radzić sobie sama - powiedział ponownie patrząc na mnie tymi swoimi obrzydliwymi ślepiami.
Nie odpowiedziałam tylko kiwnęłam głową na to, że zrozumiałam. Wyszliśmy z jego jaskini i ujrzałam, że jego tereny watahy były całkowitym przeciwieństwem naszych, ziemia była jałowa, a wszędzie nie było nic oprócz porozrzucanych głazów. Szybkim ruchem Shadow pobiegł i schował się za jakiś głaz, po chwili cicho gwizdną na znak, że mam do niego dołączyć, tak też zrobiłam. Ledwo zdążyłam schować się z głaz, a obok nas przeszła patrol, wzięłam głęboki wdech i wstrzymałam oddech. Gdy patrol przeszedł, wypuściłam powietrze i wzięłam głęboki wdech. Dalsza część drogi była spokojna gdyby nie fakt, że Shadow co chwilę prawił mi komplementy, było to strasznie upierdliwa sytuacja. Gdy wreszcie doszliśmy do granicy moich i jego terenów basior zadał mi dziwne pytanie:
- Nie wyglądasz na najszczęśliwszą kochaniutka, co powiesz na to by dołączyć do naszej watahy? - powiedział, stając w miejscu, złośliwie się uśmiechając
Gdy usłyszałam to pytanie myślałam, że się przesłyszałam, nie wahałam się ani chwili z odpowiedzią:
- Jaja sobie robisz? To jest oczywiste że odpowiedź brzmi: nie! Ciesz się że Cię nie zabiłam, bo jesteś moim wrogiem i nic tego nie zmieni! - powiedziałam z wściekłością w oczach
- Dobrze wiem, że tego nie zrobisz.
- Czemu niby!? - krzyknęłam, rzucając się na przeciwnika, jednocześnie powalając go na ziemię. Wilk leżał bezradnie pod uściskiem moich silnych łap i tylko głupio się uśmiechał, wtedy spojrzałam w jego oczy i ujrzałam w nich identyczny ból i cierpienie co w moich. Moja cała złość wyparowała. Zeszłam z basiora i poszłam w kierunku mojej jaskini.
Nikt pewnie nawet nie zauważył, że mnie nie ma, myślałam w głębi siebie, co dodatkowo mnie raniło. Jednak moje myślenie nie było słuszne, nim zdążyłam dojść do jaskiń, podbiegła do mnie Ice.
- Gdzieś ty się szlajała? Wszyscy cię szukają - powiedziała zdenerwowana
- Wybacz - rzekłam, po czym Ice zaciągnęła mnie do swojej jaskini i obejrzała wszystkie moje rany.
- Coś ty z sobą zrobiła? - Spytała, patrząc na świeże rany.
- Spadłam kawałek z klifu - powiedziałam kłamiąc. Wiem było to złe, jednak nie mogłam powiedzieć jej prawdy.
- Ech, co my z tobą mamy! - powiedziała, wzdychając
Po niedługiej chwili wróciłam do swojej jaskini i położyłam się spać. Ostanie o czym pomyślałam przed zaśnięciem było: Zobaczymy, co przyniesie czas.

Uwagi: "W ogóle" piszemy przez "ó". "Krótkotrwały" piszemy razem. "Dół" piszemy przez "ó". Wataha Magicznych Wilków to nazwa! Przestań powtarzać w kółko "powiedział" i "powiedziała". Poćwicz nad przecinkami.

Od Kiiyuko "W poszukiwaniu szczęścia" cz.4 (cd. chętny)

 Trzecie op. na wrześniowy Tematyczny Weekend!
- Ma ktoś urządzenie do strojenia gitary? - zapytała Li Vane.
- Urządzenie do strojenia... czego? - odpowiedziałam w osłupieniu.
- No, gitary... - mruknęła dziewczyna, unosząc instrument do góry. Dopiero po chwili zorientowałam się, o czym mówiła. Patrzyłam z zainteresowaniem na gitarę elektryczną, zupełnie jakby była niezwykle magicznym i zaskakującym przedmiotem. Co prawda wiedziałam, do czego służy i jak się nią posługiwać, ale i tak zastanowiło mnie to, jak jakieś urządzenie może stroić instrument. A może jednak? W końcu straciłam pamięć i mogłam wielu rzeczy nie wiedzieć. Może po prostu zapomniałam.
- No cóż, nie jestem człowiekiem, więc nawet nie mam pojęcia, jak się czymś takim posłużyć. - uśmiechnęłam się do niej serdecznie. - Może ktoś inny ma coś takiego? - zwróciłam się do pozostałych wilków. Ci popatrzyli na siebie, jakby namyślali się, co odpowiedzieć.
- Kiiyuko, ależ ty potrafisz zmieniać się w człowieka... - powiedziała ze spokojem stojąca za mną Astrid.
- Och, naprawdę? - uradowałam się. Chyba naprawdę wiele rzeczy musiało mnie ominąć, począwszy od tego, że niegdyś byłam tutejszą Alfą, a skończywszy właśnie na tej wiadomości.
Zastanawiające było jeszcze, kto jest obecnie Alfą. Mój zaufany przyjaciel? Może po prostu już nie miałam ochoty zajmować się nowicjuszami i wolałam imprezować? Zapewne tak właśnie było. Nie doszły do mnie słuchy, bym się z kimkolwiek hajtnęła.
- Naprawdę, naprawdę. Możesz nawet sprawdzić. - machnęła nonszalancko łapą.
- Ok! - wykrzyknęłam i po chwili zesztywniałam. Jak mogłam się o tym upewnić? Najczęstszym sposobem na uaktywnienie zaklęć było chyba zamknięcie oczu, skupienie się i wyobrażenie danego zjawiska, jakie chciało się wywołać. Zrobiłam więc tak, jak podawała większość wskazówek, które uroiłam sobie w moim wyczyszczonym umyśle. Gdy uchyliłam powieki, górowała nad głowami innych wilków, które bacznie mnie obserwowały. Wyciągnęłam przed siebie łapy... a raczej jasne i delikatne dłonie, zwieńczone smukłymi palcami. Udało się! Uniosłam najpierw jedną, później drugą nogę. Byłam zachwycona swoim nowym ciałem. Mój wzrost nie był większy, niż ten osiągalny przez ludzką formę Li Vane, ale i tak dostatecznie zadowalający, że nie robiłam sobie z tego powodu wywodów. Wilki nie spuszczały mnie z oczu nawet wtedy, gdy poprawiłam sobie niesforną grzywkę, przeczesując palcami włosy. Zaśmiałam się lekko, gdy włoski połaskotały moją skórę. Ciało wilka było mniej czułe na zmysł dotyku, dlatego nowe odczucie wydało mi się niezwykle fascynujące.
Li Vane zdawała się nie zauważać mojego radosnego zaskoczenia, bo była do reszty pochłonięta do reszty samodzielnym strojeniem gitary. Dante i Astrid również zmienili się w ludzi, gdyż przyjęli do wiadomości, że reszta przebywających tam wilków zrobiła chwilę temu to samo, ponieważ używanie rąk do wszelkich prac przygotowawczych były dużo łatwiejsze, niźli przy użyciu nieudolnych łap. Patrząc na tą dwójkę zaczęłam odnosić wrażenie, że są parą. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Chyba nie zauważyli, że ich obserwuję. Wiązali teraz balony, siedząc na jeszcze ciepłym piasku, który już niebawem miał się drastycznie ochłodzić, bo jesień była sprawcą niższych temperatur powietrza, szczególnie wieczorem i nocą. Rozmawiali między sobą, śmiejąc się co jakiś czas. Byli naprawdę uroczą parą.
Gdy stałam tak zamyślona, dopiero "obudziła mnie" Li Vane, która niespodziewanie postukała mnie palcem po ramieniu. Odwróciłam się w jej stronę.
- Coś się stało?
- Nie, tylko tak sobie pomyślałam... Skoro masz żywioł energii, to mogłabyś spróbować ruszyć wzmacniacz? - wyjaśniła nieśmiało.
- Ja mam żywioł energii? - zdziwiłam się.
- Tak... - mruknęła.
- Super!
Li Vane dalej patrzyła na mnie z oczekiwaniem. Otrząsnęłam się i odpowiedziałam:
- I jasne, mogę spróbować coś z tym zrobić.
Zbliżyłam się do drewnianej skrzyni, z jednej strony pokrytej czarną, drobną siateczką, którą Li nazywała wzmacniaczem. Przyłożyłam dłoń do jednej ze ścianek i postąpiłam w podobny sposób, co w przypadku przemiany do ludzkiej formy. Już po chwili poczułam lekkie mrowienie w żyłach, przechodzące do czubków moich palców. Gdy zaczęło się nasilać, odsunęłam dłoń, by nie uszkodzić urządzenia.
- I jak? - zapytałam, strzepując iskry sypiące z się z moich palców. Czarnowłosa dziewczyna podłączyła jakiś kabelek do jednego z wejść i zagrała akord na gitarze. Z wzmacniacza wydobył się głośny dźwięk, który na nieszczęście natychmiast skierował się w moją stronę. Zakryłam rękoma uszy. Li Vane patrzyła na mnie z przestrachem.
- Wszystko w porządku? Nie bolą cię uszy? To nie było celowe, przepraszam...
Wzięłam ręce i opuściłam je swobodnie wzdłuż ciała. Zaśmiałam się ciepło.
- Tak, jest ok. Zaraz przestanie boleć. Może już wracajmy do przygotowań? - mówiąc to odwróciłam się w kierunku innych obecnych. Miło było patrzeć, jak wszyscy się ze sobą dogadują i nie mają żadnych problemów z komunikacją. - Już niedługo słońce zajdzie, a wtedy reszta watahy zacznie się schodzić.

<Ciąg dalszy może napisać chętny, a raczej dwóch chętnych. Jedna wersja niech nosi tytuł "Przygotowania do imprezy", a druga "Oczekiwanie na zabawę". Mogą opowiadać o zdarzeniach tego dnia w innym miejscu lub z perspektywy innej osoby, która dołączy do nich dopiero później. Do dokończenia możecie dać op. komukolwiek, bądź tak jak ja: do dwóch osób. Chcę, aby jak najwięcej osób zaangażowało się do pisania. :)>

Od Yuki „Podróż” cz.2 (cd. Shayle)

Biegłam przez las w poszukiwaniu ofiar. Przez ten pośpiech byłam zmęczona, więc zwolniłam. Usłyszałam za sobą szelest. „Dopadnę cię” pomyślałam i wskoczyłam w krzaki. Zaczęłam się skradać w tamtą stronę. Poczułam zapach… dziwny zapach. Usłyszałam wzdychanie. Przygotowałam się i skoczyłam. Ku mojemu zdziwieniu był to wilk, a raczej szczeniak. Naskoczyłam mu na grzbiet.
- Ej!!! - krzyknął szczeniak. Jeśli ona chodziła za mną to znaczy, że mnie śledziła. Pewnie od Asai, żeby mnie opierniczyć za nieprzychodzenie do Śnieżnego Lasu
- Czemu mnie śledzisz? - Zapytałam wściekła. Położyła uszy po sobie i zrobiła słodkie oczka. Eh, jak ja nie lubię siebie. Puściłam ją, a ona od razu wstała i zaczęła uciekać. Ruszyłam w pogoń. Nie była dosyć szybka, dlatego dogoniłam ją. Miałam już skoczyć, jak niespodziewanie wskoczyła na drzewo. Nie zorientowałam się i walnęłam w pniak drzewa. Zachichotała, wyszłam na głupka. Czuje taki gniew, że zaraz mogłabym ją rozszarpać na kawałki. Szybkim ruchem wstałam i zaczęłam się wdrapywać na drzewo. Nie szło mi to zbyt dobrze, ale po paru minutkach weszłam w wprawę. A ona stała i się gapiła. Popatrzałam jej prosto w oczy przestraszyła się. Co, aż tak brzydko wyglądam? Zaczęła biec po drzewach. Wkurzyłam się nie na żarty. Czas odblokować ciężki kaliber. Żeby tylko nie zawiodło. Zaczęłam się teleportować. I przeteleportowałam się przed nią. Poczułam jak jej głowa puknęła o moją głowę.


<Shayle?>

Uwagi: powtórzenia wyrazów. Śnieżny Las to nazwa! "Sklapnęła uszy"? Coś jest chyba tutaj nie tak... Poćwicz nad przecinkami. Niektóre zdania wyglądają na niedokończone.