Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 4 lipca 2017

Od Leah "Nowy Świat" cz. 2 (cd. Manahane)

Luty 2020 r.
Otworzyłam oczy. Patrzyłam przez chwilę w sklepienie jaskini. Zwlokłam się z posłania, z zamiarem udania się na zbiórkę. Nie mogłam za bardzo określić własnego humoru… Byłam nieco znudzona monotonią życia. Śniadanie było jakieś bez smaku… Widoki nie były takie ciekawe. Świat wokół zdawał się być szary. Powolnym krokiem wlokłam się na trening. Po drodze napotkałam Alfę. Odetchnęłam i spróbowałam zamaskować ,,kamienny’’ humor.
- Leah, czy mogłabyś zająć się nową? – spytała Suzanna.
- Co dokładnie mam zrobić?
- Oprowadź ją po terenach watahy i zapoznaj z naszymi zwyczajami.
- Dobrze. – powiedziałam, zawracając.
Przez dłuższy czas szukałam jej jaskini. Prychając z irytacją, sprawdzałam każdą wolną. Zajrzałam do ostatniej. Ale… Co w niej robi szary lis z liliową grzywką? Przyjrzałam się dokładniej małej istotce. Nie… To nie lis. To wilk. Mały wilk! Szczeniak? Nie, zapach mówi co innego. Obojętność zaczęła ustępować ekscytacji. Niesamowite…
- Witaj w Watasze Magicznych Wilków! Suzanna wyznaczyła mnie, abyś mogła zapoznać się z zasadami, obowiązkami i atmosferą panującą tutaj!
Uśmiechałam się promiennie do wadery. Chyba ją obudziłam, bo spojrzała na mnie wzrokiem mogącym zabić wołu. Podeszła do mnie bez słowa.
- Jestem Leah. – powiedziałam, nie przestając się uśmiechać.
- Manahane. – mruknęła.
Jej niski wzrost fascynował mnie. Sięgała może do wysokości moich łap. Ale nawet jak na tak mały wzrost miała długie łapy, więc pewnie dobrze biega.
- Na początek zwiedzimy tereny. Najpierw Zielony Las. Tu odbywa się większość polowań. Można stąd dostać się na Cmentarz, nad Wodospad, do Pomarańczowego Drzewa, na Wrzosową Łąkę, do Śnieżnego Lasu oraz do Miasta. Czasami można też trafić do Tajemniczych Podziemi. – zamyśliłam się. – Jesteś głodna?
- Trochę. – odparła.
- To chodź, upolujemy coś. – uśmiechnęłam się do niej.
Jedząc wspólnie złapane dwa zające, przyglądałyśmy się Wodospadowi. Opowiadałam Hane o panujących tu zwyczajach. Wzrost nadrabiała charakterkiem. Zadawała pytania w odpowiednich momentach, pytania których bym się po niej nie spodziewała. Bardzo interesująca osoba…
***
- A to jest Rzeka Przyjaźni i Śnieżny Las. – powiedziałam, wskazując swoje ulubione miejsce w watasze. – Chodź! – dodałam, wskakując do wody. Przepłynęłam akwen, tym samym dostając się do Śnieżnego Lasu. Spojrzałam na Mani. Nie ruszyła się z miejsca.
- Dziękuje, zostanę po tej stronie. – powiedziała, patrząc z niechęcią na śnieg.
- Nie to nie. – odparłam.
Z lubością wskoczyłam w biały puch. Skacząc, nadepnęłam na mały, twardy przedmiot. Rozkopałam śnieg, by zobaczyć co to.
- Niemożliwe… Amulet Przyjaźni! – bardzo ucieszyłam się znaleziskiem. Tym bardziej, że tym razem odnalazłam je sama.
Następnym punktem w programie było zaznajomienie Manahane z członkami watahy. Niektórzy witali się z nią chętnie, inni byli raczej sceptyczni. Tak czy inaczej krótko opisywałam jej każdą osobę.
- Tamta to Allive, jest strażniczką terenów oraz tancerką, a dalej Aurelliah, zajmuje się tym samym…
Zapoznawanie Hane z resztą naszych zwyczajów, zajęło mi resztę dnia. Słońce zachodziło.
- Jesteś wojownikiem, tak? – spytałam Manahane.
- No tak. – powiedziała.
- Wojownicy, mordercy i szpiedzy muszą pojawiać się na jednej zbiórce dziennie. Odbywają się rano i wieczorem. Chodź. I tak muszę tam iść. – potruchtała w moją stronę.
- A na czym taka zbiórka polega?
- To po prostu trening. – posłałam jej uśmiech. – Trzeba trzymać kondycję.
Przyszłyśmy ostatnie na zbiórkę. Większość przychodzi rano, więc oprócz nas, na łące była tylko Suzanna i Kai.
- W szeregu zbiórka! – wykonaliśmy rozkaz. – Dzisiaj przećwiczymy przede wszystkim umiejętności wspinaczki oraz kamuflażu. Na początek musicie wejść na te drzewa, zdjąć zawieszone na gałęziach chorągwie, zejść i położyć je tutaj. Tylko jedna uwaga – wchodzimy jako wilki, a nie ludzie. – zerknęła na mnie znacząco.
Wejście na drzewo nie uznałabym za duży problem, gdyby nie to że miało przynajmniej dziesięć metrów wysokości. Ponadto najniższa gałąź była jakiś metr nad moją głową. Spróbowałam tam wskoczyć. Udało się, nawet zrobiłam to z dużą łatwością. Następne gałęzie znajdowały się blisko siebie, więc dość szybko się z tym uporałam. Kai był pierwszy, ja druga, a Mani ostatnia.
Łączka była blisko Gór, dlatego następnym zadaniem było wejście na wyznaczone wzgórze. Zbocza pagórków były bardzo strome i niepewne. Minęło dobre pół godziny, zanim wszyscy zaliczyliśmy szczyt.
Trening sztuki kamuflażu był o tyle łatwy, że słońce już zachodziło i widoczność nie była zbyt duża. Można by nazwać to zabawą w chowanego – Alfa czeka pewną ilość czasu, a my w tym czasie mamy się jak najlepiej ukryć. I tak przez następne dwadzieścia minut. Potem biegaliśmy jeszcze wokół łączki, dokładnie to dwadzieścia pięć razy. A do małych nie należała. Kiedy Alfa oświadczyła, że na dzisiaj to już koniec, z westchnieniem ulgi usiadłam, opierając się o drzewo.
Kierowałam się z Manahane w stronę jaskiń. Prowadziłyśmy niezobowiązującą rozmowę. Nagle przypomniałam sobie o refleksjach z ostatnich dni.
- Manahane…
- Tak?
- Dość niedawno dołączyłam do watahy i... jak by to ująć... Nie mam za bardzo nikogo bliższego. Zdajesz się być sympatyczna i pomyślałam... Może się zakumplujemy czy coś...?

< Manahane? >

Uwagi: Brak.

Od Karou "Impreza godna zapomnienia" cz. 1 (cd. Chętny)

Luty 2020
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Jess!
Głos najlepszej przyjaciółki. Przyjęcie niespodzianka? Potem oślepiający błysk. Szesnaście zapalonych na torcie świeczek. Prześliczny błękitny płomień, zupełnie jak moje włosy. Chyba nie przypadek. I to dziwne uczucie... Niby tak dobrze mi znane, a jednak zupełnie obce. Jakby coś siedziało wewnątrz mnie i próbowało się wydostać przy okazji doprowadzając mnie do obłędu. Przecież tak często go doświadczam. Jednak było inne niż zawsze. Przyszło szybciej, niespodziewanie... Nowa jaźń?
Chyba byłam się w lesie. Chyba, bo bałam się otworzyć oczy. Leżałam na boku i wsłuchiwałam się w tak kojący śpiew ptaków. Nieruchomo. Zanim ruszyłabym się z miejsca, chciałam spróbować przypomnieć sobie cokolwiek pamiętając, że sny najlepiej pamięta się tuż po przebudzeniu. Błagałam się w myślach o chociaż pierwszych kilka sekund. Niestety na próżno, to przecież nie był żaden głupi sen. Wytrwale próbowałam tylko z jednego powodu - życie ze świadomością, że masz w umyśle dziurę po pamięci, której nigdy nie odzyskasz, bo należy do innej osobowości, będącej defacto częścią ciebie, nie jest wcale komfortowa.
Do tego ten pulsujący ból w brzuchu... Czułam, że nawet jeśli spróbowałabym się ruszyć, on szybko by mnie powstrzymał. Z każdą chwilą czułam się coraz gorzej. Może miało to związek z ciepłą i gęstą cieczą w której leżałam, a której ilość stale się zwiększała. W chwili gdy dotarła do moich ust, a ja poczułam jej metaliczny posmak już ledwo byłam w stanie myśleć.
Zrobiłam się senna i zamierzałam już poddać się temu pięknemu stanowi, zapomnieć o wszystkim. Nie tylko o okropnej ranie, ale też o rzeczach jakie spotkały mnie przez całe życie. Nikogo więcej nie skrzywdzę... Ale przecież nie mogłam tak po prostu umrzeć bez żadnej walki! Muszę żyć, udowodnić sobie, że dam sobie radę! Przecież są ludzie którym na mnie zależy, nie mogę ich zawieść. Tyle rzeczy jeszcze chciałam zrobić, powiedzieć im ile dla mnie znaczą...
Otworzyłam oczy. Wszystko było lekko rozmazane. Przyjrzałam się temu co byłam w stanie zobaczyć z obecnej pozycji. Wokół widziałam pełno drzew. Ich korony były tak gęste, że prawie całkowicie odcinały promienie słoneczne przez co panował tu dziwny półmrok. Jedynym miejscem z którego dało się zobaczyć niebo było to gdzie leżałam. Centralnie nade mną znajdował się okrągły prześwit. W oddali płynął strumień, a z niego piło... coś. Przypominało granatowego jelenia. Nie miałam wtedy siły zastanawiać się czym było.
Drgnęłam lekko pierwszy raz od odzyskania przytomności i już poczułam negatywne skutki zbyt późnego zrywu. Byłam cała odrętwiała, nie mogłam się poruszać. Ostatkiem sił zdołałam unieść głowę, która niemal od razu opadła z całym impetem na ziemię. Jedyne, co udało mi się osiągnąć to zwinąć się w kulkę i pisnąć cicho. Ostatni raz zamknęłam oczy wiedząc, że już nie zdołam ich otworzyć. Chciałam przywołać w myślach obraz jakiegoś miłego miejsca w którym chciałabym umrzeć, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Kompletna pustka. Znikąd rozbrzmiały krzyki, potem czyjeś słowa, ale ich znaczenie już do mnie nie docierało. Uznałam, że to pewnie halucynacje. Że słyszę głosy najbliższych które zapadły mi w pamięć. Wiem tylko, że brzmiały jakby dobiegały z daleka. Odbijały się w mojej głowie echem, coraz bardziej niewyraźne w końcu stając się tylko ciągiem liter. Potem ostatni raz wypuściłam powietrze czekając na zbliżającą się nieuchronnie śmierć. Już słyszałam jej kroki. Ziemia drgała coraz mocniej. Czułam jej zimny oddech kiedy się nade mną pochylała.
A przynajmniej tak mi się wydawało.
***          ***          ***
Pierwszym co do mnie dotarło były przyciszone głosy. Bardzo wiele głosów. Następnie zdałam sobie sprawę, że ból w brzuchu niemalże całkowicie minął. Mniej więcej na wysokości rany czułam łagodny ucisk, najpewniej pochodzący od jakiegoś bandaża. Leżałam na twardej skale, nie dało się słyszeć też żadnych typowo szpitalnych dźwięków. Zmartwiłam się tym, więc zanim dałam komukolwiek do zrozumienia, że już jestem przytomna upewniłam się, że odzyskałam pełną sprawność ruchową.
Poruszyłam wszystkimi palcami po kolei. Wyczułam coś dziwnego, jakbym nie mogła ich do końca zgiąć. Kiedy postanowiłam wstać, ktoś odezwał się głośno:
- Kim ona jest?
- Zespół polowań odnalazł ją w bardzo ciężkim stanie. Ledwo udało nam się ją odratować. - Poinformowała go jakaś dziewczyna. Mimo wyraźnego zmęczenia słychać było, że jej głos był wyniosły. Zapewne była kimś ważnym.
Chwila... Czy ja usłyszałam "Zespół polowań"? Świetnie, chyba dotarłam do jakiejś tubylczej osady. Jak daleko od domu się znalazłam?
Uznałam, że nie ma co dłużej czekać. Zerwałam się gwałtownie przez co wszyscy natychmiast ucichli. Zanim cokolwiek ujrzałam oślepiło mnie światło, którego źródło znajdowało się przede mną. Zmrużyłam oczy. Kiedy wzrok przywykł do ciemności  dostrzegłam na oko ponad tuzin wpatrujących się we mnie wilków.
Krzyknęłam jednocześnie cofając się szybko, aż uderzyłam plecami w ścianę jaskini. Gwałtowny ruch spowodował ból w brzuchu i najpewniej otwarcie rany. Teraz także plecy były obite.
Miałam chwilę czasu aby im się przyjrzeć. Niektóre miały dziwne kolory: niebieski, żółty, czerwony... Wyglądały też na szczuplejsze niż zwykłe psowate.
- Wilki... Czemu akurat wilki?! - Syczałam do siebie.
- A dlaczego nie wilki? - Niska, miedzianobrązowa wadera mówiąca głosem, jaki słyszałam wcześniej, podeszła do mnie spokojnie.
- Z... Zostaw mnie. - Zaczęłam się jąkać. - W...Wilki nie mówią...
- A więc słów, które wypowiadasz nie można już nazwać mową?
O czym ona...? Spojrzałam w dół na siebie.
Na długie łapy pokryte czarną sierścią tuż przy ziemi przechodzącą w niebieski. Na dziwne, świecące jasno wzory na całym moim ciele. Na długi ogon, który leżał wokół mnie, powyginany żałośnie.
- Nie... - Spróbowałam powiedzieć, jednak z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.
Przewróciłam się i zaczęłam cofać znowu, aż natrafiłam na płytką wnękę skalną w którą udało mi się wcisnąć.
Teraz, zyskawszy względne poczucie bezpieczeństwa otoczona z trzech stron ścianą mierzyłam wszystkich wzrokiem. Oni w kompletnym bezruchu robili dokładnie to samo. Zauważyłam też, że wzory na moim ciele zaczęły coraz mocniej świecić, a im mocniej świeciły, tym bardziej byłam zdenerwowana. A może było na odwrót...
- Uspokój się. Razem spróbujemy dowiedzieć się...
- Nie podchodź do mnie! - Ryknęłam coraz bardziej przerażona i wściekła zarazem. Wtedy właśnie znaki rozjarzyły się tak mocno, że niektórzy zasłonili oczy, a wadera cofnęła się o kilka kroków.
Uczucie z urodzin powróciło, ale tym razem bardzo dobrze mi znane.
- Dhalia... - Zdążyłam jedynie z ulgą powiedzieć w stronę wilczycy zanim znaki znikły, a przed moimi oczami znowu zapanowała ciemność.

<chętny z gromadki gapiów?>

Uwagi: Nie wszystkie litery w tytule muszą być wielkie. W tym przypadku powinien być napisany w sposób, na jaki poprawiłam. Masz problem z przecinkami - niektóre zdania bez nich brzmią całkowicie bezsensownie. Momentami przeskoki w czasie/osobowości są na tyle chaotyczne, że ciężko się połapać co się dzieje.