kwiecień 2020
Leżąc przy wejściu mojej jaskini, spoglądałam na rozgwieżdżone niebo.
Ostatnie gwiazdy próbowały błyszczeć mocniej od innych, aby patrzeć na
nie aż do wschodu. Nad horyzontem widać było już jasne promienie
słońca. Nie spałam całą noc, ponieważ moje posłanie było strasznie
niewygodne. Powinnam coś z nim zrobić, jednak nie teraz, teraz
podziwiałam wschód słońca. Może był zachwycający, lecz nawet w małym
stopniu nie dorównywał temu na prerii... w domu... Czasem nawet
tęsknię za tą niekończącą się wysoką trawą, wśród której bez problemu
można się schować. Przez tą idiotkę zostałam wygnana. Nie moja wina, że
zasłużyła na śmierć...
Wyszłam z jaskini, ponieważ dalsze próby zaśnięcia były skazane na
niepowodzenie. Wszyscy jeszcze spali. Przez chwilę miałam chęć obudzenia
Leah, lecz co byśmy miały robić? Włóczyć się bez sensu w tą i z
powrotem, tak jak ja zaraz będę robić? Ale nie jestem pewna, aby ją to
zaciekawiło.
Chodząc po lesie, dość blisko przy mieście, zastanawiałam się, co będę
dzisiaj robić. Zapowiadał się naprawdę bardzo nudny dzień. Ciepłe
wiosenne promienie opatuliły mój mały pyszczek. Przyjemne uczucie.
Szkoda tylko, że Leah nie lubi ciepła, bo ja wręcz kocham. Cieszę się,
że zima odeszła.
Usłyszałam jak ktoś biegnie. Szybko schowałam się w krzaki, które
znajdowały się obok mnie. Jakiś człowiek pędził głęboko w las, więc
postanowiłam zacząć go śledzić, i tak nie miałam lepszego zajęcia. Biegł
dość szybko i trochę nie nadążałam. Po chwili jednak stanął w miejscu i
rozejrzał się, jakby myślał, że ktoś za nim idzie...
Niespodziewanie zamienił się w basiora o złotych oczach i niesfornych
włosach. Najwyraźniej poczuł wielką ulgę. Dalej nie ujawniając się,
kroczyłam bezszelestnie za nim. Po lesie poruszał się, jakby znał te
tereny od dawna, choć nie widziałam go wcześniej. Pachniał także
inaczej niż my. Jego mocny zapach czuć z odległości kilku metrów.
Ostatnio Leah opisywała mi podobną woń. Mówiła, że ludzie, a
przynajmniej większość, pije codziennie rano kawę. Robiło mi się niedobrze...
Dotarliśmy do Wodopoju. Poczułam zapach Tori i Shena, i już wiedziałam
co się szykuje. Spojrzałam się w ich stronę, mieli niemile zaskoczone
mordki.
- Co tutaj robisz?! - pisnęła Torance, aż obcy basior podskoczył.
- Wędruję. - powiedział spokojnie, lecz widać było, że nie jest zadowolony.
- Nie masz wstępy na te tereny, tu jest wataha! - warknął Shen.
- Phi, jaka niby? Jakoś tu nie widzę stada, które mnie otacza... - rzekł oschle.
- Magicznych Wilków.
- Super nazwa. - prychnął.
- Masz coś do tego? - Shen podszedł do niego bliżej.
- Nie, bo mój ojciec do niej należał. - po grzbiecie przeszły mi ciarki.
- Naaz, ale chyba jesteś zbyt smarkaty aby wiedzieć kto to. - uniósł łeb.
- Możemy to sprawdzić.
- Proszę bardzo. - nadal utrzymywał oschły ton. Ruszyli z Wodopoju w
stronę jaskiń, a ja truptałam za nimi z pewnej odległości. Po chwili
warknął:
- Mogę wiedzieć chociaż jak was zwą?
- Torance i Shen, tyle powinno ci wystarczyć, a jak cię zwą?
- Desperado - wycedził przez białe zęby.
***
Po pewnym czasie znaleźliśmy się na miejscu, a Desperado odbył
rozmowę z Suzanną. Zapewne o dołączeniu i o tym Naaz czy jak mu tam
było. Po paru minutach skończyli, a basior zaczął krążyć bez celu - jak
ja dziś rano. Wspięłam się na jedno z drzew, mając nadzieję, że nie
spadnę na zadek jak ostatnim razem... Wilk kilka razy wracał w to samo
miejsce. Niczego nieświadomy zaczął się rozglądać. Ja próbowałam wspiąć
się wyżej, tak aby na pewno mnie nie zauważył. Niestety, zbyt
przeceniłam
swoją "umiejętność" wspinaczki. Spadłam na ścieżkę. Desperado nie
spostrzegł mojego nagłego pojawienia się i dopiero po chwili spojrzał
się na mnie. Byłam trochę zdziwiona i przerażona, że stoimy oko w oko,
choć po upadku nadal siedzę na ziemi.
- Cześć - powiedział pewnym siebie głosem. Spojrzałam na niego pytająco, nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Na ogół z bliska
wydawał się wyższy. - Szczeniaki nie umieją mówić, czy co? - zapytał z
pogardą.
- Nie jestem szczeniakiem. - warknęłam, próbując zabić go wzrokiem - Po prostu jestem niższa od innych, okej?
- Haha, bardzo śmieszne. - zaśmiał się ironicznie - Z taką wymówką nie kupisz w sklepie alkoholu.
- Czekaj... Co? - zdziwiły mnie jego słowa. - Czym niby jest alkohol, co?
- Piciu, przeznaczone dla DOROSŁYCH, szczeniaczku. - przedrzeźniał
mnie. Co on sobie myśli?! Że jak jestem niższa to szczeniak?! Posłałam
mu nienawistne spojrzenie. - Nie próbuj mnie zabić wzrokiem, nie uda ci
się, lecz jeśli mnie bardzo wkurzysz... - naśmiewał się ze mnie.
Musiałam coś zrobić...
- Drogi Desperado'sie, - rzekłam oschle - jeśli umiesz zabijać
wzrokiem - okej, jak sobie chcesz. Lecz nie będziesz bezkarnie nazywał
mnie szczeniakiem. Dla twojej wiadomości mam ponad dwa i pół roku. -
posłałam mu ironiczny uśmiech.
- Skąd wiesz jak mam na imię? A z resztą... - fuknął - Jak ty się nazywasz?
- Manahane - odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę Wrzosowej Łąki - Jesteś głodny?
- Chyba - powiedział obojętnie, a ja spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Jak nie to masz problem, ponieważ ja jestem. Umiesz polować?
- Raczej - odpowiedział a ja miałam go już dość. Czemu go tu nie zostawić? No dobra, nie będę taka...
Gdy dotarliśmy do Wrzosowej Łąki, zobaczyłam wilki przygotowane do
zbiórki. Gwałtownie zawróciłam, a Desperado spojrzał się na mnie.
- Co ty robisz? Przecież chciałaś coś upolować.
- Widzisz tamte wilki? - przystanęłam i spojrzałam się w tamta
stronę, a basior przytaknął - Szykują się na zbiórkę, na której powinnam
być, lecz mi się nie chce. Jestem ogólnie wojowniczką. Najwyżej na
trening pójdę wieczorem albo jutro.
- A co z jedzeniem? - zapytał, jakby zgłodniał. - Nie będziemy polować?
- Pójdziemy do spiżarni, po jakiegoś zająca... - przewróciłam oczami.
Szliśmy w milczeniu. Nawet nie zmierzałam na niego patrzeć. Do
milutkich nie należał i działał mi na nerwy. Wyprowadził mnie nawet z
równowagi!
- Jak tu trafiłaś? - spytał się mnie niespodziewanie. Zrobiłam wielkie oczy. - Okej, rozumiem. Tajemnica wagi państwowej.
- Po pierwsze, nie rozumiem większości rzeczy jakie powiedziałeś. A po drugie trafiłam przypadkiem.
- Przypadkiem, powiadasz? - Spojrzał na mnie jakby umiał wykrywać kłamstwo, ale chyba tak nie jest, prawda?
- Czemu pytasz? - zapytałam się grzecznie, jak na mnie...
<Desperado?>
Uwagi: "Niedobrze" piszemy razem. W niektórych zdaniach było za dużo przecinków, a w innych z kolei za mało. W tym drugim przypadku wykładałaś się w tej samej sytuacji - gdy w jednym zdaniu mowa była o dwóch czynnościach. Przykład: Dalej nie ujawniając się, kroczyłam bezszelestnie za nim.