Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 12 lipca 2017

Od Leah "W świecie mroku" cz.4 (cd. Nergal)

Styczeń 2020
Nergal spał jeszcze długo. Praktycznie co godzinę zaglądałam czy już się nie obudził. Otrzymałam od Alfy torbę z lekami, zakupionymi w Mieście. Miałam przekazać je dla Nergala, gdy się obudzi.
Minęły dwa dni. Było popołudnie, po skończonym polowaniu poszłam do jaskini basiora. Już miałam wejść, gdy nagle z wnętrza jaskini wyleciał nietoperz. Praktycznie na mnie wleciał. Pisnęłam. Nie boję się takich takich zwierzątek, ale każdy na moim miejscu zrobiłby to samo.
- Nie dość, że jestem ranny to chcesz, bym jeszcze ogłuchł?! – usłyszałam śmiech Nergala. Weszłam do jaskini i patrzyłam przez chwilę jak kaszle krwią. Spojrzał na mnie.
- Jak się czujesz? – spytałam, zerkając na lepką substancję na podłodze.
- Bombowo. – zażartował.
Humor dalej mi nie dopisywał, spojrzałam na niego wrogo. Chciałam zdjąć torbę z grzbietu, ale okazało się, że przez incydent z nietoperzem, spadła na ziemię, przed jaskinią. Wyszłam po nią. Rzuciłam nią o ziemię.
- Możesz usiąść? – spytałam basiora.
- Co tylko panienka sobie zażyczy. – uśmiechnął się w sposób, którego nawet nie jestem w stanie określić. Spojrzałam na niego spode łba.
Zajęłam się opróżnianiem zawartości torby. Nalałam wody do wcześniej wyjętej miski.
- Czyli to jednak ty… - spytał, ale mu przerwałam.
- A kogo się spodziewałeś? Biorąc pod uwagę, że jesteś obcy, nic o tobie nie wiemy i ten rozpiernicz, co zrobiłeś w Mieście, większość wilków ci nie ufa. – powiedziałam, wyjmując kilka tabletek z plecaka. – Połknij to. – dodałam.
- Jak długo byłem nieprzytomny? – spytał, po połknięciu leku.
- Niecałe dwa dni. – odparłam.
- Że co?! No nieźle…
Na chwilę trochę się zadumał, potem nagle spojrzał mi w oczy. Odwróciłam wzrok. Co on sobie myśli?
- Wyjaśnisz mi, dlaczego zabiłeś te wilki? – spytałam.
- Nie ma takiej potrzeby, to ciebie nie dotyczy. – uciął krótko. To mnie nie dotyczy, tak?
- Owszem, dotyczy, od chwili, gdy ci pomogłam, a potem sama posprzątałam ten bajzel, to dotyczy również mnie! – Zaczęłam się denerwować. On tego nie rozumie. To już teraz moja sprawa, zdecydowałam się mu pomóc i teraz to dokończę!
Wstał. Zbliżył swój pysk do mojego.
- Nie przypominam sobie, bym prosił cię o pomoc. Tak w ogóle, czemu mi pomogłaś? Jestem mordercą, więc dlaczego ktoś taki jak ty zechciał pobrudzić sobie łapy, by pomóc takiemu śmieciowi jak ja? Dodatkowo przeze mnie musiałaś pobrudzić się krwią moich wrogów… Więc dlaczego? Wystarczyłoby, gdybyś mnie tam zostawiła. – powiedział twardo.
- Dlatego, że każdy zasługuje na drugą szansę. – odparłam równie chłodno co on.
Odsunęłam się, nie przestając na niego patrzeć.
- A ty nie jesteś wyjątkiem. – dodałam, odwracając wzrok.
Nagle syknął z bólu. Usiadł, cicho jęcząc.
- Wszystko dobrze? – Spytałam. Natychmiast do niego podeszłam.
-Tak… Tak… - odparł. – Już mi lepiej. – położył się na ziemi i znowu kaszlnął krwią.
- Na pewno? – Spojrzałam na niego twardo. Spryciarz, chyba widzę, że coś się dzieje. Jak już zdecydowałam się u pomóc, to raczej szybko nie zostawię go w spokoju.
- Tak. – odparł z naciskiem.
Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił. Powiedz coś. No powiedz!
- Jesteś głodny? – spytałam, w duchu dziękując, że tak szybko coś wymyśliłam.
- Skoro nie jadłem nic od dwóch dni – odpowiedź jest raczej jasna. – powiedział, zerkając na mnie podejrzliwie.
- Poczekaj tu. – rzekłam, spoglądając na niego z góry.
- Ciekawe, gdzie miałbym pójść. – usłyszałam jeszcze, wychodząc z jaskini.
Czemu mu pomagam?! Odpowiedź którą podałam, nie wyczerpywała tego pytania, była tylko częściowa. Więc dlaczego to robię? Potwierdziły się moje przypuszczenia, że jest po prostu mordercą. Mordercą jakich wiele na świecie. Mogłam wybrać sobie kogokolwiek innego – więc, czemu on?
Weszłam do spiżarni. Przez chwilę zastanawiałam się, co wziąć dla Nergala. Zdecydowałam się na dwa zające, które i tak nie należały już do tych świeżych. Wrzuciłam je sobie na grzbiet i wyszłam z jaskini. Zauważyłam ruch w krzakach, jakieś dziesięć metrów ode mnie. Po chwili dostrzegłam, że to wilk. Czarny basior chyba mnie jeszcze nie zobaczył. Natychmiast skoczyłam do tyłu, chowając się w mroku jaskini. Po kilku sekundach zaczął iść w kierunku innych jaskiń. Chwilę odczekałam, po czym udałam się za nim. Po kilkunastu minutach zatrzymał się przed jaskinią Nergala. Skierował wzrok ku jej półmrokowi. Wytężył wzrok.
- Mam cię… – Powiedział prawie bezgłośnym szeptem. Nagle gwałtownie zawrócił i zaczął pędzić na południe. Po kilku sekundach odpuściłam pościgu. Basior był o wiele ode mnie szybszy. Zawróciłam.
- Proszę. – powiedziałam, rzucając przed niego zające. – Nergal…
- Co? – Spytał. Szybko opowiedziałam mu o zdarzeniu. Jego mina nie wyrażała nic pozytywnego.
- Teraz chyba możesz mi opowiedzieć? – spytałam, patrząc na niego przenikliwie.

<Nergal?>

Uwagi: Brak daty i dopisku na końcu.

Od Leah "Śmiertelnie ważne obowiązki" cz. 2 (cd. Suzanna)

Kwiecień 2020 r.
Kolejna nieudana próba samotnego polowania. Po nocy. Naprawdę trochę przesadzam. Nie mogę złapać nawet ryby, a uganiam się za zającem. Dysząc ciężko przeszłam z biegu do truchtu. Natrafiając na polanę, usiadłam pod drzewem. Patrzyłam w gwiazdy. Zmieniłam się w człowieka, spoglądając na fioletowy kwiat, rosnący przede mną. Jak ktoś normalny może żyć przy takiej temperaturze powietrza? A podobno to nie koniec, ma być jeszcze cieplej. Chyba przeniosę się na ten czas do Śnieżnego Lasu. Gdyby teraz tak powiał wiatr…
Jak na zawołanie zimny podmuch uderzył w mój pysk. Lodowaty wiatr wył w koronach drzew. Poczułam nagle dziwne uczucie… Świadomości? Coś wdarło się do mojej głowy, wiedza, pojawiająca się znikąd. Nagle całym moim umysłem zawładnęła jedna myśl – śmierć. Bez uprzedzenia wszystko co wokół siebie widziałam zaczęło umierać. Kwiaty więdły, drzewa próchniały, zwierzęta upadały. Śmierć. Śmierć. Śmierć.
Uchyliłam powieki. Wszystko było nietknięte. Zielona trawa błyszczała w świetle księżyca. Stado zajączków po drugiej stronie łąki szukało pożywienia. Fioletowy kwiatek przede mną lśnił od rosy.
Zmieniłam się w wilka, tym samym płosząc zające. Co to było? Może to ze mną jest coś nie tak? Dlaczego widziałam jak wszystko umiera? Gorączkowe myśli plątały się nieubłaganie. Zerknęłam na kwiatek. Podeszłam do roślinki i położyłam się przed nią. Przez resztę nocy wpatrywałam się w jej płatki, by się uspokoić. Przynajmniej tak mi się wydawało. Zasnęłam po jakimś czasie.
***Kilkanaście godzin później***
Przyglądałam się bursztynowym liściom, których ogromny baldach rozpościerał się nad naszymi głowami. Podejrzewam, że wczorajsze zdarzenie było objawieniem nowej mocy. Ale pewności nie mam. Muszę poczekać na powtórkę z przedstawienia.
Wtem, zza pnia Pomarańczowego Drzewa wyłoniła się Alfa. Spojrzała na nas trudnym do określenia wzrokiem.
- Fermitate umarł! – krzyknęła donośnie. – Sprawował władzę w Watasze Magicznych Wilków przez okres około trzech lat. Niestety wilki z Watahy Czarnego Kruka w dużej mierze szybko przemijają. Ich życie jest znacznie krótsze od naszego… Pogrzeb odbędzie się jutro wieczorem. Prosiłabym o obecność. Ponadto wtedy zdecydujemy, kto ma zostać nowym samcem Alfa. Obawiam się, że nie zdołam pełnić tej funkcji sama. – na chwilę się zatrzymała. – Ponadto chciałabym wiedzieć, czy jest tu ktoś, kto zechciałby się udać do naszego mieszkania w Mieście i nieco posprzątać. Jest mocno zaniedbane…
Nastała cisza. Rozejrzałam się. Wszyscy milczeli. No jasne, część wilków w ogóle nie może się tam udać, a reszta ma mnóstwo na głowie.
- Ja się zgłaszam. – powiedziałam, patrząc na Alfę.
- Dobrze. Na dziś to koniec. Możecie się rozejść! – powiedziała Suzanna. Wilki zaczęły odchodzić, więc udałam się w stronę Miasta.
Po drodze znowu poczułam tajemniczy, lodowaty podmuch wiatru. Tym razem napadła mnie inna myśl, bardziej złożona. To będzie naprawdę nudny dzień. Nie miałam pewności, czy zdanie nie było wypowiedziane na głos. Wiatr się urwał. Jak gdyby nigdy nic ruszyłam dalej.
Wchodząc do wspólnego domu, rozglądałam się wokoło. Jednym słowem – brudno. Niewyobrażalny chlew tak kłuł w oczy, że niemal od razu rzuciłam się po szczotkę do zamiatania. Naprawdę, można było tu częściej sprzątać.
***
Wycierałam właśnie kurz na lodówce, gdy usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Wyjrzałam z kuchni, by zobaczyć kto to. Do domu weszła Allive i Suzanna.
- Dzień dobry! – powiedziałam.
- Dzień dobry! Przyszłyśmy sprawdzić czy nie potrzebujesz pomocy. – odparła Allive.
- No… Przydałoby się. Trzeba jeszcze opielić i podlać ogródek, zamieść w sypialniach i wyrzucić śmieci. Nawet nie chce myśleć ile już mają. Śmierdzą jak spocony słoń! – zaśmiałam się.
- A więc, wezmę na siebie to zadanie. Żegnajcie! – powiedziała Allive, śmiejąc się.
- Żegnaj! – odpowiedziałam, udając smutek.
- Pójdę zamieść. – Mruknęła Alfa. Chyba nie ma zbyt dobrego humoru. Pewnie z powodu śmierci Fermitate. No tak, ja też powinnam być żałobnym nastroju.
Po skończonej robocie, poszłam powłóczyć się trochę po Mieście. Udałam się w stronę centralnego parku. Po drodze nie spotkałam nic interesującego – ludzie, domy, sklepy… Sklepy. Strasznie mi żal, że nie mogę nic kupić. Wchodząc do parku, zauważyłam znajomą twarz. Nikt inny, jak Artur, we własnej osobie. Śledzi mnie czy co?
Natychmiast zawróciłam, ale oczywiście musiał mnie zauważyć i zaczepić.
- Dzień dobry! – powiedział wścibski człek.
- Dzień dobry. – odparłam.
+++Pół godziny później+++
Oczywiście, zamiast powiedzieć po prostu, że nie mam czasu rozmawiać, przez ponad dwadzieścia minut męczyłam się rozmową. W końcu udało mi się wymknąć. Było już późno, więc wróciłam do watahy. Przechodząc przez Wrzosową Łąkę omal się nie przewróciłam, przez silny zapach kwitnących kwiatów. Był piękny… ale taki mdlący.
Był późny wieczór. Wchodząc do swojej jaskini, mimo prowizorycznego umeblowania, cały czas czegoś tu brakowało. Mój dom ział pustką. Ale czemu? Czego mi tu brakuje?
- Rodziny. - Szeptem odpowiedziałam na myśl. Na to, niestety nic nie poradzę. Moja rodzina znajduje się wiele kilometrów na północ stąd.
Położyłam się na posłaniu. Znowu gapiłam się bezcelowo w sufit. Jutro muszę iść na zbiórkę, na polowanie i do ludzkiej pracy. Trochę tego jest... Powoli zamknęłam oczy.
+++Następnego dnia, wczesnym wieczorem+++
Wyszłam ze szpitala w wyjątkowo złym humorze. Sprzątanie łazienek nie jest przyjemnym zajęciem, nawet wtedy, gdy trzy małe smarkacze nie robią mi ciągle psikusów. Żebym tylko nie zaczęła zrzędzić jak stara woźna.
Wybiegłam z miasta. Wykonałam długi skok, jednocześnie zmieniając się w wilka. Muszę biec na pogrzeb Fermitate... Nie muszę nawet udawać żałobnego nastroju. Znowu napadła mnie szara obojętność.
Wbiegłam truchtem na Cmentarz. Czułam się jakoś niewyraźnie. Dopiero po chwili zauważyłam, że przyszłam jako jedna z pierwszych. Spojrzałam na wilki. Było ich może... pięć. Trochę poczekamy.
<Suzanna?>

Uwagi: Brak daty i dopisku na końcu.