Rozglądam się nerwowo. Chwilę potem ruszam pędem wprost na Desari,
próbuję ją stąd zabrać. Używam kilku mocy, by sobie pomóc. Kilka metrów
dalej zatrzymuję się. Słyszę cichy głos w zaroślach. Stawiam uszy
zaciekawiony skradając się do nich. Pojawia się para oczu, lecz zaraz
znikają. Czekam chwilę, po czym ruszam dalej z ciałem wadery.
Docieram do jaskini. Rozpalam ogień, samicę kładę pod jedną ze ścian.
Siadam blisko ognia wpatrując się w niego. Spoglądam co jakiś czas na
wilka - nadal nic.
Mija kilka godzin. Cały czas podtrzymuję palenisko tak, aby nie zgasło.
Zapada powoli noc. Jaskinia rozjaśnia się. Spoglądam jeszcze raz na
Desari. Zero reakcji. Postanawiam pilnować schronienia przez całą noc.
Podchodzę cicho do wyjścia i uzbrajam się w cierpliwość. Patrzę na
księżyc. Przypominam sobie o mojej nodze. Zdejmuję prowizoryczny
opatrunek. Widzę napuchniętą ranę. Mniej krwawi, ale infekcja nie
ustępuje. Potrzebna mi jest natychmiastowa pomoc, ale wolę zostać tu i
chronić innych. Nie mam już rodziny, więc chyba nie mam po co i dla kogo
żyć. Chyba.
<Des?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz