Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 30 czerwca 2015

Od Suzanny "Koronacja"

Dwa dni później, po owym zamieszaniu z Jasperem, obudziłam się z uśmiechem na pysku zupełnie zapominając o nieszczęściach, które mnie wtedy spotkały. Miałam urodziny, co oznaczało również to, że od momentu koronacji przejmę stanowisko rodziców, czyli zostanę nową Alfą Watahy Magicznych Wilków. Raczej nie można tego uznać za oznakę chciwości, ale jednak mimo wszystko moje serce niezmiernie się radowało. Wstałam z dobrym humorem, z nie gorszym wzięłam kąpiel we Wodospadzie. Woda była bardzo przyjemna, a temperatura idealna. By mieć ładniejszy zapach do wody rozpyliłam najpiękniejsze kwiatki, jakie rosły w pobliżu.  Taplałam się tak dobre kilkanaście minut, a może kilkadziesiąt, bo w końcu uwielbiałam długie mycie się, by mieć stuprocentową pewność, że jestem czysta. Gdy w końcu udało mi się przekonać samą siebie do wyjścia (a o to było trudno) wytrzepałam się i podążyłam dalej patrząc w niebo. Nie było nawet śladu po okropnej burzy, która miała miejsce jeszcze 3 dni temu. Co prawda po błękitnym oceanie, który mamy nad głową majaczyły się drobne, białe chmurki, ale i tak dzień był śliczny. Warto było czekać do takiej pogody.
Trochę zgłodniałam, więc poprosiłam Tsume, by zorganizował polowanie na śniadanie dla całej watahy. Nieco zdziwiony basior kompletnie nowym rozkazem, którego nigdy nie wydawały stare Alfy pokiwał tylko głową i poszedł wezwać całą ekipę. Wydaje mi się, że to najlepsze rozwiązanie, by oszczędzić trochę czasu reszcie watahy, bo w końcu zespół do polowań powinien się tym zajmować.
Nieco wygłodniała podążyłam do swojej jaskini, wzięłam w pysk kiedyś znaleziony na terenach dzwoneczek i zaczęłam obchód po innych jamach. Musiałam obudzić każdego wilka, żeby nie zaspał na śniadanie! Tak jak podejrzewałam nikt nie wiedział po co to, ale z czasem się przyzwyczają, bo pobudki nie są wcale aż tak wcześnie, bo o 9. Tych, którzy wstaną wcześniej nie obowiązuje budzenie. Jakie było ich zdumienie, gdy wychodząc z jaskini zobaczyli, że zespół od polowań znosi wedle mojego rozkazu zabitą zwierzynę na polanę w centrum watahy, czyli kilka metrów od naszych mieszkań. Po chwilowym zaskoczeniu wszyscy wzięli się za jedzenie, w tym również i ja.
Po spożytym posiłku udaliśmy się nad Wodospad, by tam się umyć od krwi, od której byliśmy ubrudzeni po jedzeniu. Większość wilków postanowiło się umyć od razu całkowicie i właśnie dlatego ja zrobiłam to wcześniej, by nie musieć robić tego z innymi. Później każdy miał czas wolny, bo moja "koronacja" miała być dopiero po godzinie 22, ponieważ właśnie wtedy przyszłam na świat.
Ja przez ten czas leżałam z wywalonym brzuchem i próbowałam bez sensu się opalić, choć jak wiadomo wilki nie potrafią tego zrobić przez gęste futro, którym są porośnięte. W końcu wyczerpana samym nic nie robieniem podążyłam do Biblioteki. Tam za dębowym biurkiem siedziała czarna wadera. Pech chciał, że niestety nie znam wszystkich wilków, bo nie miałam zbytnio pamięci do imion. Miałam do tego prawo, bo przecież przez tą watahę przewijało się tyle wilków, że palców by nam nie starczyło. Z tego, co mówiła mama łącznie było ich ponad 200.
- Dzień dobry, w czymś pomóc? - zapytała z uśmiechem skrzydlata wadera widząc moje zagubienie.
- Em... tak... masz może do polecenia jakąś dobrą książkę?
- Kryminał? Fantasy? Biograficzną?
- Może fantastyczną... byleby bez obrazków. - oznajmiłam po krótkim namyśle.
- Bez obrazków? - zaśmiała się. - Wyróżniasz się spośród innych, bo większość bierze książki z ilustracjami.
Uśmiechnęłam się.
- Miło mi to słyszeć. Lubię się wyróżniać z tłumu. A obrazków nie lubię, bo wolę sobie wyobrazić daną rzecz lub zdarzenie własnymi oczami, a nie oczami ilustratora.
- Ja tak samo.
- Mam takie głupie pytanie... - rzekłam po chwili wahania.
- Słucham.
- Jak się nazywasz? Nie poznałam jeszcze dobrze wszystkich członków. Kojarzę cię z widzenia, lecz imienia nie mogę sobie przypomnieć.
- Jestem Lithium Vane.
- Lithium Vane? - zapytałam, żeby się upewnić. Zaraz pewnie i tak zapomnę jak się nazywała.
- Tak, skrótem Lith lub Li Vane. - zaśmiała się widząc moją wyjątkowo głupią minę.
- To dzięki, już pójdę. - rzekłam wychodząc. - Do zobaczenia.
- Pa! - odparła Lith. Szłam tym razem do Parku w watasze, by tam na spokojnie przeczytać wypożyczoną książkę. No może nie całą, ale chociaż część.
***
Po jakimś czasie czytania spojrzałam w górę, by uświadomić sobie, gdzie znajduje się słońce i oszacować godzinę. Było dość wysoko, a mój żołądek domagał się posiłku, więc stwierdziłam, że pora urządzić porę obiadową. Jak postanowiłam, tak zrobiłam, ale z taką różnicą, że tym razem musiałam wilki zganiać nie tylko z jaskiń, ale i także z pozostałych terenów, na których pełniły swoje stanowisko.
 ***
Do wieczora raczej nic szczególnego się nie działo, aż do wcześniej wspomnianej przeze mnie 22. Wtedy poszłam pod gałęzie Pomarańczowego Drzewa, żeby tam spotkać mamę. Członkowie watahy już powoli również zaczęli się schodzić, by obejrzeć ceremonię. Byłam pierwszym wilkiem, który urodził się we watasze i obejmował władzę. Coś czuję, że nieprędko pozbędą się mnie z tego stanowiska...
- No Suzi, jak się czujesz przed staniem się kimś ważniejszym od nas? - zapytała zatroskana mama.
- Hm... chyba dobrze. Jakoś żyję. - odparłam z uśmiechem.
- To teraz nie pozostaje nam nic innego jak czekać, aż wszyscy się pojawią. - powiedziała po chwili patrząc na zbierający się tłumek wokół drzewa. Lekko się denerwowałam, ale starałam się nie okazywać tego po sobie. Zrobiłam zaledwie dwa kroki na przód, by sprawdzić, ile osób jest z drugiej strony, gdy nagle poczułam, że w coś wdepnęłam. To coś było... chropowate? Spojrzałam w dół i ujrzałam czarną bransoletkę ze sznurków z wplecionymi w nią ładnymi, błyszczącymi "kamykami". Podniosłam ją prędko. Byłam całkowicie pewna, że to właśnie ona - Bransoletka Życzeń. Nie potrzebowałam żadnych upewnień, czy potwierdzeń, po prostu włożyłam ją na łapę i miałam wrażenie, że od teraz wszystko będzie się układać po mojej myśli, bo przedmiot ten zapewniał spełnienie wszelkich marzeń i życzeń. Kilka wilków dostrzegło moje znalezisko i rozpoznawszy przedmiot zaczęło klaskać. Ja nie wiedząc co zrobić po prostu się ukłoniłam i wróciłam do rodzica.
- To kiedy ta koronacja czy coś?
- Zaraz... Poczekajmy jeszcze z 5 minut. - odparła mama.
- Jasne. - odrzekłam siadając na ziemi. Bawiłam się nową bransoletką, ale mama była zbyt przejęta tym, co miało nastąpić zaraz, by to zauważyć. Spokojnie odczekałam umówione kilka minut, a wtedy biało-różowa wadera powstała i uniósł łapę dając znak, żeby wszyscy umilkli. Niezwykłe, że ja już za kilka minut będę miała taką samą możliwość.
- Witam. Jak wszystkim wam tutaj zebranym wiadomo, dziś mamy zaszczyt uroczyście przekazać rządy nowej, młodej Alfie - Suzannie.
Rozległy się gromkie brawa, sama nie wiem, czy szczere, czy nie. Wolałam sobie tym nie zawracać głowy. Wstałam więc i ponownie się ukłoniłam.
- Dziś także chciałabym wyznaczyć nową Betę, Gammę i Deltę, które będą pełnić swoje stanowiska.
Znowu brawa.
- Najpierw lecz zajmijmy się mianowaniem na Alfę. Proszę powstać.
Wilki wykonały polecenie. Nawet ciotka Kazuma zrobiła to co trzeba dramatycznie wywracając oczami. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Wilkom odbijały się w oczach ciepłe płomyki porozstawianych wcześniej świec, które miały nam służyć za uroczyste oświetlenie. Niby takie nic, a i tak wyglądało to pięknie.
- Czy ty, Suzanno, ślubujesz pełnić sprawiedliwe rządy we Watasze Magicznych Wilków?
- Obiecuję.
- Czy ślubujesz działać dla dobra innych, a nie tylko dla własnych zysków?
- Obiecuję.
- A czy ślubujesz bronić wszystkimi swoimi siłami zdrowia i życia wszystkich członków i honoru słabszych?
- Obiecuję. - odparłam z powagą po raz ostatni.
- Takie są obietnice Suzanny i żywimy nadzieję do tego, że będzie je sumiennie wypełniać. Proszę o zawieszenie na szyi nowej Alfy Kryształowy Medalion - znak władzy we Watasze Magicznych Wilków.
Desari ze świecącymi ze wzruszenia oczami zawiesiła na mojej szyi ciężki, ale również piękny medalion. Funkcjonował on u nas dopiero od niedawna i Rafael bądź Kiiyuko nosili go tylko w przypadkach oficjalnych, ale wiedziałam, że to bardzo słusznie, że został zrobiony. Był niezwykle piękny i przypominał rozkwitającego kwiata, który nawet zdawał się mieć niesamowicie piękną woń. Nie wiedziałam tylko, kto go zrobił i do kogo mogłam posłać wyrazy podziwu. Mama wygłosiła jeszcze krótką przemowę na temat bycia Alfą, a następnie rzekła:
- A teraz przejdźmy do wcześniej obiecanego przeze mnie wyboru Bety, Gammy i Delty.
Wszystkie wilki wytężyły maksymalnie słuch, mając pewnie cichą nadzieję, że to oni zostaną wybrani.
- Zacznijmy od tyłu... Deltą zostaje... - tu dała dramatyczną pauzę. - ...Nari!
Zaskoczona wadera mile zaskoczona natychmiast przytuliła partnera, który był tak samo zachwycony co ona i chwalił ją za włożony w to wysiłek.
- Gammą z kolei... Lithium Vane!
Wcześniej odwiedzona przeze mnie wadera aż pisnęła z zachwytu. Czyżbym przynosiła szczęście?
- A Betą i zastępcą Suzanny... uwaga, uwaga... Astrid!
Wszystkie wilki zaczęły jej klaskać, a ona sama odtańczyła szalony taniec radości. Zabawnie mi było na to patrzeć. Kiiyuko powiedziała jeszcze przekrzykując śmiechy:
- Zebranie uważam za zakończone!

Od Suzanny "Łzy beznadziei" cz. 6 (cd. Rafael)


Siedziałam skulona w kącie lochu i kołysałam się w przód i w tył. Byłam przerażona. Zaschnięte łzy czułam cały czas na swoich płonących policzkach, ale byłam już na tyle odwodniona, że nie mogłam płakać dalej. W głowie brzmiało mi tylko jedno pytanie: Co z tatą?. Bałam się okropnie nie tylko o niego, ale i także o siebie. Może i byłam nieśmiertelna, ale niestety nasz wróg jest inteligentny, więc i na to znalazłby lekarstwo, a raczej - trutkę. Wtedy ciężkie, skrzypiące drzwi lochu rozwarły się na oścież, a w nich stanął Jasper we własnej osobie. Nienawidziłam go. Nie cierpiałam. Chciał mi w końcu umyślnie zniszczyć rodzinę.
- Suzi... - przemówił ze spokojem. Nie miałam siły walczyć, więc powiedziała tylko cicho:
- Nie zbliżaj się do mnie... jeśli chcesz mnie zabić, to zrób to szybko.
- Wcale nie chcę cię zabić.
- A czego ode mnie chcesz? Oberwać ze skóry? Sprowadzić na swoją stronę? Po prostu powiedz...
- Chcę cię wypuścić. - rzekł uśmiechając się lekko. Podniosłam na niego wzrok.
- To ma jakiś haczyk, prawda?
- Nie ma.
Zmarszczyłam brwi zdezorientowana. To było niemożliwe, żeby tak nagle zmienił swoje poglądy i chciał mnie uratować. Gdyby chciał się pozbyć tylko mojego taty, to by mnie tutaj wcale nie zabierał. Czerwono-czarny basior podszedł bliżej mnie.
- Suzi... To ja, Rafael. Zamienili mnie na ciała z Jasperem. Nie chcę ci zrobić krzywdy.
Skuliłam się pod ścianą jeszcze bardziej, zupełnie jakbym chciała od niego uciec, ale jednak miałam świadomość z tego, że nie mam gdzie.
- Nie wierzę ci.
- To uwierz... nie mam pojęcia, jak miałbym ci to udowodnić, ale to ja... twój tata... - powiedział podchodząc bliżej mnie.
- To wymyśl coś. - odrzekłam nieco ostrzej. Wracała do mnie waleczność, odwaga i krnąbrność z być może i nawet większą siłą niż wcześniej. Złe traktowanie straży wobec mnie przesiadującej w celi przynosi właśnie takie niechciane skutki. Basior zatrzymał się i popatrzył na mnie w zamyśleniu.
- Może zadaj mi jakieś pytanie, a ja będę musiał na nie odpowiedzieć?
- No ok... Będzie jedno.
- A więc słucham.
Zamyśliłam się przez chwilkę. O co mogłabym pytać...? Ah, tak. Już wiem.
- Kiedy kończę 2 lata?
- Za dwa dni.
Skrzywiłam się. Niech to szlag. To było za proste. Muszę wymyślić coś trudniejszego.
- Słuchaj... na to akurat Jasper może też by potrafił odpowiedzieć. Mogę zadać inne pytanie?
- Możesz, oczywiście. - odparł ze spokojem.
- Jak się nazywa mój ulubiony zespół muzyczny?
Jasper uważający się za Rafaela skupił się najbardziej jak tylko może.
- Wulkanoid? - zapytał niepewien swego.
- Pudło! - krzyknęłam rzucając się w stronę drzwi, które zapomniał zamknąć. Biegłam na oślep przed siebie, zdając się na instynkt. Gdzieś tu musi być wyjście, no musi! Błądziłam ciemnymi korytarzami zatrzymując się co chwilę, bo musiałam zawracać, ponieważ niekiedy okazywało się, że to była ślepa uliczka. Po kilku minutach zagubienia stwierdziłam, że jestem już na tyle zmęczona, że muszę stanąć w miejscu. Zdyszana, zasapana, usiadłam na posadce. Korytarz był tak wąski, że tuż przy ramionach miałam dwie ściany. Przypominało to raczej wielki labirynt, niż wnętrze siedziby tej obrzydłej Asai.
 Zamknęłam oczy i uspokoiłam swój oddech. Skup się Ishi, skup no wreszcie... gdzie mogłabyś znaleźć wyjście? - myślałam. Skąd ta ksywka? Hm... Sama nie wiem. Jakoś tak mi wpadła do głowy. A może to kwestia tego, że poznana w mieście Suzi tak się do mnie zaczęła zwracać? W tej chwili poczułam pod powiekami dziwne mrowienie i pojawiła mi się wizja. Przedstawiała ona przyspieszona drogę do wyjścia z cuchnącego zamczyska. Otworzyłam oczy i wiedziałam już, gdzie mam iść. To tak przeczuciem, bo nie widziałam wcale aż tak długo każdego fragmentu drogi, ale mimo tego zobaczyłam właściwie wszystko.
Podniosłam się z podłogi i szybko zaczęłam iść drogą, jaką wskazała mi intuicja. Skręcałam wiele razy, ale tym razem nie trafiłam już na żaden ślepy zaułek. Moje nieopisane szczęście (którego nie ujawniłam na zewnątrz) pojawiło się w chwili, gdy wyszłam z budynku. Co z tego, że na terenach Asai wcale nie świeciło słońce, a niebo było krwistoczerwone. Przede mną była jeszcze długa droga do domu, ale i tak już czułam tą wolność. Tym razem ruszyłam biegiem trasą, jaką sobie upatrzyłam podczas oglądania wcześniejszej wizji.
Gdy byłam już prawie na granicy tej parszywej krainy poczułam zapach innego wilka - znajomego mi czerwono-czarnego basiora. Nie zatrzymywałam się, nie przyspieszałam, nie zwalniałam... po prostu pozwalałam, by mnie stopniowo doganiał. Minęłam granicę i kilka terenów Watahy Magicznych Wilków, gdy basior stanął centralnie przede mną, zmuszając tym samym do tego, bym się zatrzymała. Zahamowałam w ostatniej chwili, by na niego nie wpaść.
- Wiem, że wciąż mi nie wierzysz, ale nie jestem Jasperem... to tylko jego ciało i... - w tym momencie go mocno przytuliłam.
- Wiem tato, wiem... Nie nikt inny prócz ciebie mówi na "Vocaloid" "Wulkanoid".
Tata chyba naprawdę mocno się wzruszył, bo drżącym głosem powiedział:
- Mam taką mądrą córkę... to skarb.
Uśmiechnęłam się lekko słysząc tak miłe słowa. Chwilę później jednak uświadomiłam sobie pewną rzecz.
- Em... Czyli że Jasper jest teraz w twoim ciele?
- Tak...
- A dlaczego tak swoją drogą chciał się z tobą zamienić na miejsca? Wątpię, aby marzył o tytule Alfy. Przecież w końcu mamy nie zaatakował.
- Ty to masz łeb! - powiedział tata puszczając mnie z niedźwiedziego uścisku. - Możliwe, że Jasper jest zazdrosny, bo podoba mu się Kiiyuko.
- No oczywiście... czyli istnieje możliwość, że do niej poszedł i teraz podszywa się pod ciebie i wciska jakieś bajeczki na temat mojego zniknięcia. - podsumowałam.

<Rafi?>

Od Kiiyuko "Łzy beznadziei" cz.5 (cd. Suzanna)

Odkąd Rafael powiedział mi "niedługo wrócę" minął już cały dzień, nie licząc tych kilku godzin. Nie mogłam ich szukać, bo nawet jeśli bym chciała, to i tak się nie uda, gdyż deszcz zmył cały zapach. Mocno podenerwowana oczekiwałam na powrót Rafaela wraz z Suzi. Gdzie oni mogą się podziewać? Urządzili sobie piknik? Nie... to jest niemożliwe, bo w takim deszczu raczej to powieść się nie mogło. Dreptałam podenerwowana po całej jaskini nie wiedząc czego mam się spodziewać. Siadałam - niewygodnie, chodziłam - źle, kładłam się - miałam ochotę wstać, stałam - chciałam leżeć. W nocy nawet nie mogłam usnąć, a jak już mi się to udało, to dręczyły mnie koszmary.
Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk chlupotania - najprawdopodobniej ktoś biegł w stronę mojej jaskini wdeptując w kałuże, które pozostawił deszcz. Wychyliłam głowę na zewnątrz, by zobaczyć, kto mnie zaszczyca swą obecnością. Był to nie kto inny jak...
- Rafael?! Gdzie ty byłeś?! A Suzi?!
Rafael mnie czuje objął, po czym przemówił patrząc mi głęboko w oczy:
- Asai i jej armia nas zaatakowała. I niestety, ale... Suzi nie przeżyła.
Zamurowało mnie.
- N-nie p-przeż-żyła? - wydusiłam mówiąc tak cicho, że aż szeptem. W moich oczach zebrały się gorzkie łzy.
- Niestety nie... - powiedział przytulając mnie do siebie. Zaczęłam płakać na dobre. Miała zostać już za 2 dni nową Alfą.
- Moja córeczka! Moja kochana córeczka! - płakałam bez pamięci. - To już drugie dziecko, jakie straciliśmy! Drugie! Najpierw Michael... teraz Suzi... i co my teraz zrobimy?
- Michael...? - zapytał nieco zdezorientowany. Na chwilę przestałam płakać, oderwałam się od niego i popatrzyłam na jego pysk zamglonymi oczami.
- Nasz synek... Michaelek...
- Wybacz, ale mnie też trochę poturbowali i mam zaniki pamięci.
- Ale... jak to? Nie pamiętasz Michaelka?
- Niestety nie... - odparł. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
- Umarł przy porodzie... byłby starszym bratem Suzi. - spuściłam wzrok i wpatrywałam się w ziemię. Rafael odpowiedział milczeniem. W jego oczach zobaczyłam coś... dziwnego. Coś nie jego. Coś wprost dziwnego. Nie odzywałam się już ani słowem pogrążona w czarnej żałobie do końca dnia.

<Suzi?>

Od Rafaela "Łzy beznadziei" cz.4 (cd. Suzanna/Kiiyuko)

Obudziłem się w jakimś zatęchłym lochu. Próbowałem się podnieść, ale ból, który przeszył całe moje ciało był tak silny, że z powrotem opadłem na posadzki. Nie miałem siły na nic. Najdrobniejszy ruch sprawiał mi wielką trudność. Byłem zmęczony, jakby ktoś wypompował ze mnie całą energię. Zamknąłem oczy. Nagle do moich uszu doszedł czyjś głos. Na początku był on niewyraźny, później coraz bardziej zrozumiały.
- Tato! Tatusiu ocknij się!
Ktoś mnie wołał. To była Suzi. Momentalnie uchyliłem powieki i spojrzałem na sylwetkę mojej córki, która stała nade mną, a w jej oczach widziałem smutek i przerażenie.
- Jak się czujesz? - zapytała z troską.
- W porządku - uśmiechnąłem się słabo. Nic ci nie zrobili
Wadera pokręciła jedynie głową zaprzeczając. Odetchnąłem z ulgą. Chociaż jej nic nie jest.
- Jak długo leżałem nieprzytomny?
- Jeden dzień. - powiedziała cicho.
Przechodzący koło nas strażnik przystanął na chwilę.
- O..widzę, że nasza śpiąca królewna się obudziła. - parsknął szyderczym śmiechem.
Na ten dźwięk moje mięśnie mimowolnie się napięły.
- Szykuj się Rafaelu. - mruknął i odszedł.
Spojrzałem w oczy wilczycy. Majaczyły w nich łzy. Bała się. Zebrałem w sobie wszystkie siły i podniosłem się z ziemi. Potem przytuliłem moją małą dziewczynkę, szepcząc jej na ucho.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę im cię skrzywdzić. - mówiłem kołysząc jej drobnym ciałem.
Cela w której się znajdowaliśmy została otwarta, a w wejściu pojawił się nie kto inny, jak Jasper oraz jego władczyni, Asai.
- Nie ważcie się jej tknąć. Zrobicie to, a pożałujecie. - warknąłem zasłaniając Suzi.
- Na razie ty nam wystarczysz Rafaelu. - odparła lodowatym tonem czarna wadera.
Podeszło do mnie dwóch strażników zagradzając mi drogę jakiejkolwiek ucieczki.
- Kocham cię. - szepnąłem do Suzi rzucając jej ostatnie tęskne spojrzenie, po czym razem z resztą wyszedłem z lochu.
***
- Co macie zamiar ze mną zrobić? - zapytałem bez ogródek. Poddałem się. Idąc do komnaty, w której aktualnie się znajdowałem, pogodziłem się z tym, że najprawdopodobniej zginę. Zastanawiałem się tylko, czy Asai ma taką moc, żeby pozbawić życia nieśmiertelnego.
- Niespodzianka. - uśmiechnął się Jasper, przykuwając kajdankami moje łapy w kapsule, tak abym nie mógł się ruszyć.
Przewróciłem oczami i czekałem na koniec. Jednak ten nie nastąpił.
- Okej, teraz ja.
Ze zdziwieniem przyglądałem się, jak dwa inne wilki przykuwają również jego do drugiej, identycznej kapsuły. Asai stała w rogu patrząc na cały ten cyrk. Jasper wydawał się być tym wszystkim strasznie podekscytowany. Dlaczego?
- Teraz uważaj Rafaelu, bo trochę zaboli. - parsknął w moją stronę.
Skinął głową do jednego z wilków stojących obok, który uruchomił jakąś dziwną maszynę. Drzwi kapsuły sie zamknęły. Poczułem dziwne mrowienie w łapach, a potem taki ból, że aż ciężko to opisać. Krzyczałem, a w moich oczach pojawiły się łzy. Ze wszystkich sił próbowałem się wyrwać, ale kajdanki na łapach nie drgnęły. Po raz kolejny potem straciłem na chwilę przytomność. Ocknąłem się dopiero, gdy było już po wszystkim. Wyszedłem z kabiny "pijanym" krokiem. Miałem mroczki przed oczami, nie miałem pojęcia, co się tak właściwie wydarzyło. Dopiero, gdy z kapsuły obok wyłonił się... JA?!
Stanąłem jak wryty. To je mnie DWÓCH?!
- O CO DO CHOLERY CHODZI?! - wrzasnąłem wstrząśnięty.
- Spójrz w lustro księżniczko. - powiedział drugi ja.
Podszedłem niepewnie do brudnego, popękanego lustra w końcu pokoju. Spojrzałem w jego taflę i zobaczyłem...

<Córcia, bądź mamuśka? :P>

Od Suzanny "Łzy beznadziei" cz. 3 (cd. Rafael)


Skuliłam się za ciałem taty. Dlaczego ten wariat zamierza nas zabić?! Co my mu takiego zrobiliśmy?! Basior o imieniu Jasper zdawał mi się być znajomy. Tak... bardzo znajomy. Zupełnie jakbym w moim krótkim życiu już go raz spotkała na swojej drodze... Wtedy doznałam olśnienia - to przecież ten sam wilk, który naskoczył na mnie krótko po moich narodzinach! To jedna z niewielu rzeczy, które wbiły mi się w pamięć z tamtego czasu. Zaczęłam warczeć pod jego adresem.
- O... jakie to urocze... widzę, że mała też ma charakterek.
- Nie jestem mała!
- To jak wolisz, dziecko? - syknął zanosząc się kpiącym śmiechem.
- Nie, jestem młodzież. - warknęłam.
- Młodzież? To naprawdę zabawne, zasmarkany bachorze! - śmiał się coraz bardziej. W moim tacie chyba narastała złość, bo też postanowił się wtrącić do dialogu:
- Moja córka nie jest zasmarkanym bachorem, a ty masz się stąd natychmiast wynosić!
- Ojoj, bo co mi zrobisz? - nabijał się dalej. Wraz z tą wypowiedzią mój tata nie wytrzymał i po prostu rzucił się na przeciwnika. Ja, by nie oberwać odsunęłam się kilka kroków w tył. Nie byłam wyszkolona w dziedzinie walki, więc wolałam się nie wtrącać. Tak właściwie to nie znałam jeszcze swojego żywiołu, więc próba starcia z rosłym basiorem mogłaby się skończyć tragicznie. Czarny basior odepchnął tatę i usiłował trafić łapą z długimi pazurami, podobnymi do stalowych, w jego klatkę piersiową. Nie udało się to jednak, a tata wykorzystując nieudany cios kłapnął zębami zaraz przed jego pyskiem. Przez cały czas warczeli na siebie i rzucali takie spojrzenia, jakby zaraz mieli się porozrywać na strzępy.
- Uciekaj, póki daję ci do tego jeszcze okazję. - syknął tata.
- Nigdy w życiu! - odpowiedział mu tym samym tonem Jasper. Wówczas tata teleportował się tuż za nim, zaatakował ostrymi zębami jego grzbiet i z trudem uniósł ciało basiora do góry, a następnie rzucił nim o najbliższe drzewo. To, jako że stało tuż nad urwiskiem wyrwało się wraz z korzeniami, dając znak pierwszym szarpnięciem w dół, że zaraz spadnie do dołu. Jasper wciąż ogłupiały od ciosu zadanego przez niebiesko-czarnego przeciwnika, zorientował się, że coś jest nie tak dopiero przy drugim szarpnięciu, tym razem już oznajmującym, że leci wraz z drzewem do morza falującego kilka metrów niżej.
Pierwszą rzeczą jaką zrobił tata, gdy Jasper zniknął nam zupełnie z oczu, było przytulenie mnie do swojej ciepłej pierwsi. W tej samej chwili rozpoczęła się burza, na którą zanosiło się od ostatniego pół godziny. Jak się okazuje, burza ta miała zwiastować nadchodzącą wiosnę, bo nawet nie zauważyłam, gdy kilkadziesiąt minut temu temperatura wzrosła do około 3 stopni powyżej zera. W duchu radowałam się z dwóch rzeczy - z deszczu, którego bardzo brakowało mi przez zimę oraz z pokonania tego całego Jaspera. Niestety zapomnieliśmy o jakże ważnym przysłowiu - "nie chwal dnia przed zachodem słońca", bo nasza radość i ulga była zbyt prędka. Chwilę później z przerażeniem zobaczyliśmy ciemną sylwetkę wdrapującą się na skraj klifu. To był Jasper. Zaczepił się podczas spadania o wystający korzeń innego drzewa, a teraz wchodzi z powrotem do nas na górę wspinając się po nim. Grube strugi wody lały mu się po grzbiecie, a łapy ślizgały po błocie, gdy się do nas zbliżał. Wyglądał okropnie. Jego psychopatyczny błysk w oku przyprawiał mnie o dreszcze.
- Teraz już nie macie szans! - rzekł przekrzykując deszcz. - Odwróćcie się no tylko! Popatrzcie!
Ze strachem zrobiliśmy co nam nakazał. W krzakach okalających sam klif można było dostrzec więcej ciemnych sylwetek, najpewniej sojuszników Jaspera. Poczułam całym swoim sercem, że nie mamy szans. Tata też chyba zdawał sobie z tego sprawę, ale mimo tego nie tracił nadziei i nie poddawał się. Oderwał się ode mnie, po czym dając okrzyk bojowy rzucił na nich zaklęcie zamrażające. Problem polegał na tym, że nie trafił przez mylący deszcz, a koledzy natrętnego wroga rzucili się w naszą stronę z pazurami wyciągniętymi na pierwszy plan. Tata po raz kolejny się do mnie szybko przytulił i nie puszczał, by ochronić mnie przez bolesnymi ciosami. Czułam ostre szarpnięcia, które miotały jego nieruchomym ciałem. Zachciało mi się płakać. Znowu. Dlaczego ja muszę być zawsze taka bezbronna? Dlaczego nigdy nie mogę zrobić niczego w obronie innych?! W tej samej chwili uścisk taty osłabł, a on sam upadł na ziemię. Z przerażeniem patrzyłam na to zdarzenie. Gdy chwilowe osłupienie już mi minęło, wrzasnęłam na całe gardło:
- CO MU ZROBILIŚCIE?!
Byłam naprawdę wściekła. Przez deszcz nie było na szczęście widać moich łez. Wilki wybuchnęły równie psychicznym śmiechem, jaki miał Jasper. Razem tworzyły uroczy chór hien.
- SŁYSZYCIE?! - krzyczałam dalej. Oni jednak ignorując moją wściekłość śmiali się jeszcze głośniej. Niespodziewanie oberwałam w głowę czymś twardym. Najpierw nastała jasność, a następnie przerażającą ciemność, która zwiastowała utratę przytomności.

<Rafi?>

Od Suzanny "Beztroska" cz. 2 (cd. Toboe)

Szłam tak z moim najlepszym kolegą przez ciemny, bliżej nieokreślony las. No nie powiem, prezentował się wprost przerażająco... Pościel złożona z gęstej mgły próbowała uśpić mrok panujący za jej powłoką, co nie do końca się udawało, gdyż raz na jakiś czas wychylały się zza niej ciekawsko uporczywe gałęzie drzew, na pierwszy rzut oka przypominające wydłużone kościste ręce, zdające się mieć ochotę nas porwać. Idąc między szeregami takich drzew, z każdym krokiem wydawało się coraz bardziej, że każdy z grubych pniaków ma oczy i śledzi drobne, wilcze sylwetki wygłodniałym spojrzeniem.
- A co jeśli się zgubimy? Ja już wolę wracać. - mówił Toboe starając się iść jak najbliżej mnie, więc o mało co nie deptał moich łap.
- Ej no, daj spokój... nic nam się przecież nie stanie. - zaśmiałam się krótko.
- Łatwo ci mówić... ty przynajmniej jesteś nieśmiertelna, a ja nie.
- A co to za różnica? Mam cię bronić?
- No... nie wiem... Fizycznie ty jesteś starsza.
- A ty powinieneś być psychicznie, ale jakoś tak nie jest.
- Ha, ha, ha... bardzo śmieszne... Koń by się uśmiał. - mruknął niezadowolony Toboe. Jak widać mało kto rozumie i tym bardziej akceptuje mój nietypowy humor.
- Chłopie, rozchmurz się!
- W takich warunkach o to trudno. - wraz z końcem tych słów do naszych dobiegł nieprzyjemny dźwięk łamanej gałązki dobiegający zza krzaków.
- C-co to było? - wykrztusił przerażony basiorek teraz już trzęsąc się jak osika. W jednej chwili ja również straciłam całą dotychczasową odwagę.
- Nie mam pojęcia. - odparłam drżącym głosem. Próbowałam jakoś zamaskować strach, lecz nie było to wcale aż takie łatwe. Być może był to tylko maleńki lisek, ale ja i tak nie mogłam uspokoić oszalałego serca i urywanego oddechu.
- Uciekamy? - szepnął Toboe rozglądając się dookoła, czy nie czasem tam czai się jakiś zębaty potwór.
- Jasne.
- To w nogi! - krzyknął Toboe i jako pierwszy rzucił się biegiem na oślep przed siebie. Ja ruszyłam zaraz za nim i mimo że miałam dłuższe łapy, to nie potrafiłam dogonić basiorka. Wyglądało na to, że albo ja mam kiepską wprawę, albo on jest prawdziwym sprinterem, choć bardziej prawdopodobna jest możliwość pierwsza.
- Toboe, zwolnij! - krzyczałam wielokrotnie za nim, lecz zdawał się mnie nie słyszeć, bo przyspieszał jeszcze bardziej. Z trudem więc nadal próbowałam go dogonić, ale i tak i tak po jakimś czasie zupełnie zniknął mi z oczu. Zrezygnowana stanęłam w miejscu i wykrzykiwałam na cały las jego imię. Nic. Kompletna cisza. Do moich oczu pozbierały się łzy wielkie jak grochy. Jestem brudna, zmęczona i teraz jeszcze zgubiłam Toboe... to wszystko tylko i wyłącznie moja wina.
- Toboe! - krzyknęłam po raz ostatni zachrypiałym już głosem. Dłużej już nie miałam siły podnosić głosu przez przerastającą mnie bezradność.
- Gdzie jesteś? - szepnęłam sama do siebie kładąc się na brudnej ziemi i pozwoliłam by łzy swobodnie leciały po moich policzkach. Nie cierpię płakać, ale jednak czasami mimowolnie to się dzieje. Jestem idiotką... może go przecież coś zaatakować.
- Zu! - usłyszałam nagle znajomy, piskliwy głosik. Natychmiast postawiłam z nadzieją uszy, ukradkiem otarłam łapą oczy, a wstając obróciłam się w stronę znajomego szczeniaka.
- Gdzieś ty był?! - krzyknęłam na powitanie.
- Nigdzie! To ty powinnaś szybciej biegać! - wtedy urwał i przyjrzał mi się. - Masz czerwone oczy... płakałaś?
- Nie.
- Przyznaj, martwiłaś się o mnie. - zaśmiał się Toboe.
- Nieprawda.
- No już nie udawaj.
- Nie udaję. - nie ustępowałam. Nie mogłam mu się przyznać, bo jeszcze by się poczuł przesadnie doceniony. - Możemy już iść?
- Możemy... - odparł mój przyjaciel ruszając powoli naprzód, a ja w ślad za nim. Tym razem mogłam mu bez problemu dotrzymać kroku, a nawet wyprzedzić. Siorbnęłam kilka razy nosem... że też musiałam się akurat wtedy poryczeć! Teraz nie mam w co wytrzeć zapełnionego nosa.
- Przyznaj, płakałaś.
- Nie. To tylko... katar. Reakcja alergiczna na wilgoć.
- Jesteś pewna?
- Absolutnie. I przestań się tak dopytywać, bo jeszcze pomyślę, że chcesz się zamienić na miejsca z moją mamą.
- Nie, dzięki.
W tym momencie poczułam uderzające zimno okalające moje łapy. Spojrzałam w dół. Jak się okazało ja i Toboe właśnie brodziliśmy we wodzie. Najwidoczniej mgła była tak gęsta, że nawet nie poczuliśmy, kiedy do niej wchodzimy.
- To jest jakiś... staw? Jezioro? - zapytał nieco zaskoczony Toboe, bo najwyraźniej miał identyzne spostrzeżenia co ja.
- Na staw to trochę za małe... więc jezioro.
- Nie mówiłaś, że mam zabrać kalosze.
- No bo nie wiedziałam, że tu jest jezioro, kołku. - mruknęłam. - Zawracamy?
- Ok. - odparł Toboe. Obróciłam się w przeciwnym kierunku do głębin, by skierować się do brzegu. Wtedy usłyszałam głośne chlupnięcia wody kilka metrów za sobą.
- Tob, idziesz popływać, czy jak? Nie wygłupiaj się i wracajmy, bo mi zimno.
- Ale to nie ja... - wydukał przerażony basiorek.
- Jak nie ty, to kto? - odrzekłam odwracając się w jego stronę i przyglądając mu się z maksymalnym skupieniem i uwagą.
- To coś... - wskazał łapką na coś w guście wystającego kamienia z wody znajdującego się kilkanaście metrów od nas. Tego wcześniej z całą pewnością tam nie było... Kamień się poruszył. Był bardzo duży: miał około 5 metrów szerokości, bądź więcej, a z długością i wysokością miałam dość spory problem, bo nie wynurzył się całkowicie... Patrzyłam osłupiała na potwora niezdolna do ruchu.

<Tob? Jesteśmy nad Opuszczonym Jeziorem, a ten potwór to Chardyb. Możemy jeszcze spotkać Scylliwa. A no i dalsze części tego op. będą się działy nadal za czasu, gdy Suzi ma ok. 1,5 roku, a Toboe prawie rok.>

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Rafaela "Łzy beznadziei" cz.2 cd. Suzanna

- To podaj choć jeden przykład pomocy z twojej strony! - nie wytrzymałem i wydarłem się.
Złość wzięła nade mną górę. Suzi aż się skuliła słysząc mój krzyk. Bardzo rzadko podnosiłem na nią głos. Widziałem łzy w oczach mojej córki. Nie lubiłem gdy płakała, a wręcz nie cierpiałem. Ten widok mnie ranił. Mimo wszystko jednak musiałem jakoś do niej dotrzeć, nie ważne w jaki sposób. Młoda wilczyca spuściła pysk i szlochając pobiegła przed siebie. Chciałem pobiec za nią, przytulić, ale musiałem pozostać twardym. Zwyczajnie duma mi na to nie pozwalała. Dziecko nie będzie mną manipulowało!
Nagle koło mnie pojawiła się zmartwiona i przestraszona Kii.
- Rafael, gdzie ona poszła?! - krzyknęła.
Chciała biec za nią, ale zatrzymałem ją, gdy już chciała rzucić się w pogoń.
- Przejdzie jej i wróci. - mruknąłem i wróciłem do jaskini.
***
Kiedy moja złość się ulotniła, jej miejsce zastąpiły smutek i wyrzuty sumienia.
- Może za bardzo na nią nawrzeszczałem? Może powinienem być delikatniejszy? Przecież mimo wszystko...to jeszcze dziecko . - myślałem przecierając od czasu do czasu pysk. Moja partnerka siedziała jak na szpilkach wyczekując naszej córki. Spojrzałem na nią. W oddali słychać było zbliżającą się burzę.
- Rafi... - powiedziała zmartwiona patrząc pusto w przestrzeń.
Usiadłem koło niej i przyciągnąłem ją do siebie. Wadera ufnie wtuliła się w moje futro.
- Idź po nią. Boję się, że coś może jej się stać. - wyszeptała ciągnąc nosem.
- Dobrze. - potarłem jej grzbiet. - Niedługo wrócę.
***
Szwendałem się po lesie, szukając zapachu Suzi.
Po paru minutach krążenia w kółko znalazłem trop. Niebo rozbłysła pierwsza błyskawica, a za nią pojawił się grzmot. Pędem udałem się drogą zapachu. Miałem jednak dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Przedzierając się przez chaszcze dotarłem na klif, gdzie leżała młoda wilczyca. Przystanąłem na chwilę i patrzyłem na nią. Nie wiedziałem co mam zrobić. W końcu zdecydowałem się do niej podejść.
- Suzi. - powiedziałem cicho, na co ta odwróciła głowę w moją stronę. - Idziemy do domu.
Wadera podniosła się z ziemi. Ze spuszczonym łbem i niepewnym krokiem ruszyła w moją stronę. Kiedy stała już na przeciwko mnie, zamknąłem ją w niedźwiedzim uścisku.
- Przepraszam. - szepnąłem i pocałowałem ją w czoło.
- Ja ciebie też tatusiu. - powiedziała mocno mnie obejmując.
Ulżyło mi gdy o powiedziała. Szczerze...po drodze też zaczynałem tworzyć różne scenariusze, tego, co mogłem zastać, ale na całe szczęście nic jej się nie stało.
Kiedy mieliśmy wracać, z gęstwiny wyłoniła się ponura postać jakiegoś wilka. Nie należał on do naszej watahy, a mimo to, go znałem.
- No proszę, proszę...kogo ja widzę. - uśmiechnął się cwaniacko.
Odwróciłem się w jego stronę zasłaniając swoim ciałem moją córkę i jeżąc sierść na grzbiecie.
- Czego tutaj chcesz Jasper? - warknąłem.
- Ja? - zapytał.
Potem zaniósł się psychopatycznym śmiechem i podszedł do mnie.
- Ja chcę tylko waszej śmierci.

<Suzi?>

Od Yui "Yui-chan" cz. 1

Niedawno stwierdziłam, że od zawsze byłam sama. Nie do końca było to prawdą, jednak nie kłamałam. Po prostu źle ułożyłam swoją 'myśl'. Przez krótki okres w życiu miałam swój dom, z którego się cieszyłam... Lepiej będzie, jeśli to opowiem:

Mimo tego, że jestem wilkiem, to świetnie sobie radzę w ludzkim ciele, w sumie nigdy nie miałam z nim problemów. Potrafię posługiwać się pałeczkami, chodzić bez utraty równowagi, czytać i pisać, liczyć, rysować i wiele więcej od samego początku. Dodatkowo wyglądam jak typowa nastolatka i zachowuję się jak typowa nastolatka. Dlaczego nigdy nie miałam z tym problemów? - To nie do końca tak, że od zawsze byłam tylko wilkiem. Przy moich narodzinach stało się coś... nietypowego. Zamiast małego szczeniaka na świat przyszła sama dusza i rozdzieliła się na pół. Jedna połówka przemieniła się w małą waderę, a druga w ludzkie dziecko. Większość była przerażona, jednak niektórzy znali te zjawisko, gdyż sami je przeżyli i/lub wielokrotnie widzieli. Szamanka stwierdziła, że w wieku 15 lat części duszy złączą się i będę mogła zmieniać się w obie formy gdy tylko będę chciała, jednak na czas oczekiwania wyślą moją ludzką formę do domu dziecka w Japonii, by ktoś "mnie" przygarnął. Niestety wilczą formę również to czekało. Rodzice byli zbyt przerażeni tym faktem i postanowili oddać mnie do adopcji. Gdy już troszkę podrosłam, zaczynałam rozumieć, ze to miejsce nie jest moim domem. Nie czułam się z tym dobrze, więc uciekłam i zaczęłam żyć na własną "rękę". Dobrze wiedziałam, że gdzieś na świecie jest moje drugie "ja" i postanowiłam je odszukać. Po wielu miesiącach błąkania się po świecie nareszcie trafiłam do Japonii do Kioto. Urocze miasto z wieloma zabytkami. Pewnego dnia trafiłam do szczęśliwej rodziny z małą dziewczynką. Nie wiem jak, ale czułam, że to ja. Ona chyba tak samo, w końcu rozumiała moją mowę. Wybłagała rodziców o przygarnięcie "zagubionego szczeniaka". Mimo, że byłyśmy jednością, to naprawdę zaprzyjaźniłam się z ludzką Yui. Można powiedzieć, że byłyśmy bliskimi przyjaciółkami... Żyłyśmy sobie spokojnie aż do piętnastych urodzin, gdy nadszedł czas połączenia. Rano, od razu po pierwszym spotkaniu zmieniłyśmy się w kawałki duszy, które się złączyły i stworzyły wilka, z ludzką formą, którą mogłam wydobywać z siebie kiedy tylko chciałam. Jednak był problem... Z początku nie panowałam nad moimi przemianami, były całkiem przypadkowe. Po dwóch tygodniach męczarni stwierdziłam, że ucieknę z domu i wrócę do życia jako wilk. Po drodze spotkałam kilka osób, dzięki którym nauczyłam się panować nad transformacjami, jednak nigdy nie wróciłam do tamtego domu. Ciekawe, co czuje moja wewnętrzna Yui? Mimo jednego ciała, nadal mamy osobne uczucia, osobne wspomnienia i osobnych przyjaciół. Szkoda mi jej, chociaż nadal uważam, że to był słuszny wybór. Po złączeniu poznałam siebie i swoje zwyczaje o wiele lepiej, niż przedtem. Niestety nie miałam zielonego pojęcia, gdzie może być moja stara wataha, dlatego zaczęłam żyć sama, aż znalazłam nowy dom.
Tak właśnie wygląda moja przeszłość. Teraz jest troszkę jaśniejsza, jednak to nie wszystko, co chciałam o niej powiedzieć.

Od Vicky "Bohater" cz. 1 (cd. chętny basior)

Biegłam powolnym truchtem. Nagle usłyszałam ryk i zobaczyłam jakiegoś demona który zaczął mnie ścigać. Poszarpał moje zgrabnie ułożone futerko, które było już spocone.Zmęczył mnie i pokaleczył zdawało Mi się że sekundy dzielą mnie od śmierci, ponieważ leżałam już wyczerpana na ziemi.Nagle straszliwy demon runął jak długi na ziemię, i zauważyłam tylko wilka. Wilk podszedł do mnie i pomógł Mi wstać. Byłam i tak bezradna więc to bez znaczenia co wilk ze mną zrobi. Gdy wstałam ogarneło mnie oczucie mdłości, a gdy spróbowałam coś powiedzieć było jeszcze gorzej...-zwymiotowałam. Wilk przerzucił mnie przez grzbiet i gdzieś zaniósł. Zmęczona zasnełam, obudziły mnie głosy
-mam nadzieję że nie będzie problem - odezwał się pierwszy głos
-kto wie... - odpowiadział inny wilk
-Bez przesady, dobrze że ją tu przyniósł.- dokończył kolejny rozmówca. Kłótnie trzech wilków przerwał nagle głos
-Cicho, alfa idzie. Otworzyłam oczy, znajdowałam się w szpitalu. Wkoło mnie stało kilka wilków, nie chciałam być zamieszaniem. Witaj w watasze Magicznych wilków, jestem alfą - zwrócił się do mnie wilk. -Ja już mogę pójść, nie róbcie ze mnie problemu - odrzekłam -Ależ nie chętnie, Cię przyjmiemy. -Naprawdę?, bedę wam bardzo wdzięczna. -Możesz już wyjść z szpitala, poproszę jakiegoś wilka żeby Cię oprowadził. Acha miałam się zapytać jak Ci naimię? -Wspaniale, moję imię brzmi Vicky. Alfa zawołała jakiegoś wilka który mnie oprowadził po watasze. Gdy skończyliśmy, wyszłam na plażę. Po drodze zobaczyłam wilka który mnie uratował.
-Ty ty mnie dzisiaj uratowałeś? - zapytałam basiora -Dokładnie tak - zaśmiał się basior. Jak cię zwą? -Vicky, a Ciebie? - zapytałam. Ja mam naimię...

<Jakiś basior?>

1100 postów

Świętujemy! Mamy 1100 postów!!!
Każdy wilk otrzyma po bonusowe 11 pkt. (jak będzie 1200 postów - 12 pkt., 1300 postów - 13 pkt. itd., więc naprawdę watro)!

Cieszę się, że w czerwcu nastąpił taki skok w ilości pisanych przez Was op., bo jak można zobaczyć w kronice - w kwietniu i maju pisało tylko kilka osób. ;/

Od Kiiyuko "Dołączenie?!" cz. 2 (cd. Midnight lub Yusuf)

To mój ostatni dzień bycia Alfą główną, już jutro władzę obejmie nasza córka... Nie mam pojęcia, czy poradzi sobie z tak wielkim wyzwaniem, ale żywię nadzieję do tego, że jednak mu podoła. Suzi obecnie przebywa w Wilczej Szkole i spędza czas na nauce: miała przez prawie całe dotychczasowe życie przyśpieszony kurs wszystkich przedmiotów przez duuużo szybsze dorastanie, niż wszystkie pozostałe szczeniaki. Przez to będzie się wciąż uczyła, nawet jak stanie się już dorosła, tyle że w innej formie i na wyższym poziomie - będą to indywidualne zajęcia. Całe szczęście, że nie ma większych problemów z nauką, bo wtedy pojawiłby się dość spory kłopot.
Rafael kilka minut temu wyszedł na zwiady, gdyż zostaliśmy poinformowani, iż jakiś uzbrojony wilk szlaja się po naszych terenach. Nie wiedzieć dlaczego natychmiast skojarzyło mi się to z Midnight'em... Odszedł jakiś czas temu, gdyż stwierdził, że woli żyć w samotności... czyżby nagle zmienił zdanie?
- Kiiyuko! Mid się znalazł! - zakrzyknął niespodziewanie mój partner wyłaniając się zza krzaków. Za nim niepewnie wylazł biały basior.
- Cóż za niespodzianka... - mruknęłam unosząc brwi. Podeszłam bliżej do nich obu. - Co cię tu sprowadza?
- Serce... mógłbym porozmawiać z Shaylin?
- Niestety, ale niedawno odeszła z watahy.
Mid wyglądał na zszokowanego. Wtedy dostrzegłam czerwoną smugę na jego grzbiecie.
- Znowu się z kimś pobiłeś?
- Niekoniecznie... To tylko draśnięcie.
Przyjrzałam się dokładniej dwucentymetrowemu skaleczeniu.
- Tak właściwie to masz rację. Nic ci się nie powinno stać, co nie wyklucza faktu, że powinieneś się skierować do swojego starego kumpla - Yusufa.
- To on nie odszedł? - uradował się Mid.
- No nie. Wolał zostać i dalej płatać figle innym członkom. - wywróciłam oczami.
- A co u waszej córki?
- Cóż... jutro obejmie moje stanowisko. Ja i Rafi zostaniemy emerytami. - uśmiechnęłam się lekko. Nadal jakoś to nie mogło do mnie dotrzeć.
- Naprawdę?! To ile ona już ma?!
- Niecałe 2 lata... Ale jak wiesz starzeje się szybciej od pozostałych dzięki Eliksirowi.
- Ah, tak... zapomniałem. To gdzie mógłbym znaleźć Yusufa?
- Najpierw powiedz mi, czy chcesz ponownie dołączyć do watahy, bo inaczej nie dam ci do niego skierowania, a on miałby prawo, by ci nie udzielić pomocy.
Basior się zamyślił. Po kilku sekundach odpowiedział:
- Chcę. Wiem, że sprawiałem trochę problemów. Wybaczycie i przyjmiecie mnie ponownie?
- Przyjmiemy. Yusuf ostatnio był widziany nad Wodospadem.
- Dziękuję wam bardzo. - powiedział Mid kłaniając się nisko, a następnie radośnie rozpoczął poszukiwania starego przyjaciela.

<Mid? Yusuf? Nie miałam weny. ;-;>

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Syriusza "Co ja tu robię?" Cz. 3 (cd. Rafael)

Wyszedłem z Rafaelem z jaskini. Zaczął oprowadzać mnie po terenach. Sporo tego było. Po jakimś czasie łeb zaczął mnie boleć. Domyśliłem się, że to jakieś moje wspomnienia powracają do mnie. Miałem rację.
***
 "Dwa czarne szczeniaki bawiły się przed jaskinią. Były to dwa basiory. Jeden starszy i jeden młodszy. Pojedynkowali się. Starszy wygrywał za każdym razem, a młodszy domagał się rewanżu. Po jakimś czasie do szczeniaków podeszła wadera. Zapewne ich matka. 
- Syriusz, Regulus ojciec was wzywa.
Po chwili wadera odeszła, a szczeniaki pobiegły szukać ojca. Znaleźli go w lesie.
- Ojcze, wzywałeś nas? - Spytał się młodszy.
- Owszem. Od dzisiaj będę uczyć was polowania.
Starszy z braci parsknął śmiechem, a ojciec spiorunował go wzrokiem.
- Syriusz, skoro uważasz to za zabawne, upoluj tamtego zająca. - Basior wskazał łapą zająca, stojącego pod krzakiem."
***
Otworzyłem oczy. Ujrzałem, że Rafael patrzył na mnie zaskoczony.
- Co się stało? - Spytałem.
- Straciłeś przytomność.
- Wspomnienie do mnie powróciło.

Od Mizuki "Prawdziwa historia pełna krwi" cz. 4

Po całym dniu biegu przywódca wilków zarządził postój a ja odzyskałam przytomność. W pierwszej chwili chciałam zerwać się i uciec, lecz doszłam do wniosku że lepiej zaczekać na lepszą okazję. Pilnowały mnie dwa basiory, widać było że byli bardzo znużeni. Postanowiłam zaczekać aż usną. Nie musiałam długo czekać, gdy tylko usnęli po cichu wstałam i zrobiłam parę kroków. Po chwili jednak usłyszałam znajomy głos, należał on do wilka który mnie uratował.
-Gdzie panienka się wybiera?- powiedział, mimo że znałam jego głos to się wystraszyłam i już chciałam zacząć piszczeć ale wilk szybkim ruchem złapał mnie za pysk. -Chyba nie chcesz ich obudzić?- powiedział wilk patrząc się na strażników
-Puszczaj mnie!- powiedziałam szeptem odpychając basiora łapą- wiedź że prędzej czy później i tak z tond ucieknę!
-Nie radzę ci tego robić, mamy 10 tropicieli którzy z łatwością cię wytropią i..- przerwałam basiorowi w samym środku zdania
-Masz rację, ale jeśli pozbędę się zapachu nie znajdziecie mnie tak łatwo- powiedziałam robiąc minę zwycięscy
-Jak chcesz to zrobić?- spytał zdziwiony
-Pięć minut drogi z tond znajdują się mokradła, jeśli upaćkam się w błocie mój zapach zniknie- powiedziałam jeszcze bardziej pewna siebie
-Słuchaj mam do ciebie prośbę, pójdź z nami w jedno miejsce a tam odpowiedzą ci na wszystkie pytania- powiedział
-Dlaczego miałabym ją wypełnić?- powiedziałam odchodząc
-Nie zapomnij że uratowałem ci życie- dodał
Po tych słowach zatrzymałam się nieruchomo, on miał rację jestem mu winna przysługę, tak przecież wychowali mnie rodzice.
-Niech ci będzie- dodałam od niechcenia
-Dobrze, a teraz idź spać rano ruszamy.
Z samego rana ruszyliśmy dalej, byłam zmuszana do biegnięcia przez kilka godzin bez przerwy. Wilki zawiązały mi liny na brzuchu, szyi i pysku, każdą linę trzymał inny wilk. Powiedzieli że to niby po to żebym nie uciekła. Pomimo tego że byłam zmęczona wpadłam na pomysł jak posprawiać wilkom trochę kłopotów. Skoro wilki trzymały za linę to: jeśli przyśpieszę oni też, jeśli zwolnię oni też. Postanowiłam wykorzystać sztuczkę jak upaść by nie zrobić sobie krzywdy. Upadłam na ziemię a oni za mną, kilka wilków które biegły za nami nie zdążyły się zatrzymać i wpadły w nas. W wyniku upadku wszystkie liny pękły. Gdyby nie to że nienawidziłam tych wilków pewnie wybuchłabym śmiechem, a tak z opanowaniem wstałam i otrzepałam się z kurzu i pyłu. Ich przywódca był mega zdenerwowany.
-Co to niby miało być!?- wykrzyknął do nas
Wszystkie wilki spojrzały się na mnie, wtedy ich przywódca podszedł do mnie. Dopiero wtedy zorientowałam się jaki on jest wielki i potężny
-Co ty wyprawiasz?- spytał
-Po prostu się pot kłam- powiedziałam odwracając wzrok
-Niech wam będzie, zarządzam 30 minutową przerwę- dodał odchodząc

<C.D.N.>

Od Youmiko "Nazywam się Youmiko..." cz. 1

Szłam wiele godzin. Moji rodzice przeszli przez tęczowy most (umarli). Jako jedyna z całej mojej watahy przeżylam porzar. W pierwszy dzień głodowałam. Próbowałam znaleść coś do jedzenia lecz nieudało mi się. Idąc dalej napotkałam basiora. Próbował mnie zabić. Schowałam się w krzakach. Na szczęście udało mi się uciec. Na następny dzień znalazłam padlinę. Czymprędzej wziełam się do jedzenia. Byłam tak głodna że bym zjadła konia z kopytami heh. Szłam i szłam, na dodatek był mróz. znalazłam jakąś opuszoną lisią norkę. Pomyślałam sobie że czemu by się w niej nie zdrzemnąć. Mój sen okazał się być koszmarem. Widziałam momęt kiedy drzewa się waliły, cały las płoną. Na moją matkę spadło drzewo. Szybko zawróciłam i krzyczałam " Mamo!" z łzami w oczach. Matka resztkami sił wykrztusiła
- Youmiko pamiętaj że cię kochamy. Trzymaj ten naszyjnik. On będzie cię chroniłłł....-
i umarła. Z płaczem uciekałam. W tym momęcie się obudziłam. Był środek nocy. Wyszłam z lisiej nory i szłam dalej i dalej. Nastał świt. Idąc zaówarzyłam waderę. Zrozumiałam że jestem na terenach Watachy. Ucieszyłam się namyśl że bym mogła tu zostać. Jednak dręczyła mnie myś " co jeśli mnie nieprzyjmą? Co jeśli mnie zabiją? ".
Zdobyłam się na odwagę i się zapytałam Wadery.
Nie otrzymałam odpowiedzi lecz myślę pozytywnie...

<C.D.N.>

Od Mizuki "Pierwsze spotkanie" cz. 4 (cd Shayd)

Pobiegłam jak najdalej było to możliwe, czemu on chcę się zaprzyjaźnić akurat ze mną jest przecież tyle innych wader. Ja się nie nadaję na bycie przyjaciółkom, ale z drugiej strony był on zupełnie jak Ren, tak samo głupi i rozgadany. Właśnie dlatego nie chciałam by podzielił jego los. Nie chciałabym znowu stracić przyjaciela. Dalej już tylko szłam i myślałam nad słowami Rena i Shayda. Idąc tak minęłam kilka wilków.
-Widzisz to ona- powiedział szeptem jeden do drugiego
-Lepiej może z tond chodźmy- powiedział drugi wilk gdy zobaczył że na nich się patrzę.
Wróciłam do jaskini i mimo że było bardzo wcześnie ucięłam sobie drzemkę. Przyśnił mi się Ren i chwila w której widziałam jak ginie. Obudziłam się i zaczęłam płakać, na szczęście szybko przestałam. Wyszłam z jaskini, była już późna noc. Poszłam na spacer i wtedy wyczułam energię Shayd'a. Czaił się w krzakach, po chwili wyskoczył ja tylko się cofnęłam a on spadł na ziemię.
-Nie potłukłeś się?- spytałam upokarzająco
-Nie, ale dzięki za troskę- powiedział wstając
-Kiedy ci się w końcu to znudzi?

<Shayd?>

sobota, 27 czerwca 2015

Od Suzanny "Łzy beznadziei" cz. 1 (cd. Rafael)

Tydzień temu zorientowałam się, że mogę się zmieniać w człowieka. To pierwsza odkryta przeze mnie moc... no dobrze, prócz tego jeszcze wcześniej zaobserwowałam u siebie ponadludzką głupotę i idący z nią w parze talent do irytowania innych. Czyżby było to moje nowe hobby? Sama nie wiem, ale teraz właśnie wlepiałam nos w wystawę sklepu elektronicznego. Oj, jakbym ja tylko mogła wymusić kilka groszy od rodziców, by kupić sobie laptopa, Simsy, no i oczywiście mój najnowszy obiekt mojego zainteresowania - tablet graficzny! Rzeczywiście mama wysłała mnie dziś na zakupy do miasta, bo miała serdecznie dość mojego ględzenia na temat tego, że chciałabym wreszcie jakieś porządne kartki do rysowania, ołówki, kredki, farby czy cokolwiek z tego typu, bo znacznie przejadło mi się ciągłe bazgranie nie wiadomo czego w piasku, co nie przypomina niczego konkretnego. Chciałam profesjonalizmu! No tak właściwie to... czegokolwiek, czym mogłabym się pochwalić przed innymi!
- Hej, ty! Możesz przestać wreszcie chuchać w tą szybę?! - krzyknęła jakaś blondynka stojąca na środku chodnika, która raptownie wyrwała mnie z zamyślenia. - Zasłaniasz mi wystawę!
- Ta... jasne... już się robi. - mruknęłam niezadowolona. Miałam ochotę jej porządnie dołożyć. Dziewczyna wpatrywała się uważnie w wystawę zza swoich okularów-kujonek. Skupiała się głównie na opakowaniu najnowszej gry - The Sims 4. Gdy jej zamyślenie prysnęło, od razu weszła do środka. Ja stałam dalej ogłupiała bardziej niż zwykle. Weszłam bez namysłu za nią i idąc szturchnęłam w ramię.
- Em... wiem że okropnie to głupio zabrzmi, ale jak masz na imię?
- A co cię to? - zmarszczyła brwi.
- No bo... nie bardzo mam przyjaciół. Ja jestem Suzi.
Blondynka posłała mi krzywy uśmiech.
- Czyli widzę, że moja imienniczka.
- Serio? - zaśmiałam się krótko. - Suzi i Suzi?
- Tsa...
- Zamierzasz kupić The Sims 4? - zapytałam patrząc na pudełko, które dzierżyła pod pachą.
- No... czemu pytasz?
- Bo ja też chciałabym sobie kupić, no ale... - tu się ugryzłam w język. Nie mogłam jej przecież powiedzieć, że nie mam komputera!
- No ale co?
- Ale... rodzice mi nie pozwalają. - wydukałam w ostatniej chwili.
- A to dlaczego?
- A nie wiem... Mają różne dziwne humorki.
- No w sumie fakt. Moi mają tak samo. - zaśmiała się. Ta Suzi mogła być w moim wieku... to znaczy w tym samym wieku, na jaki w tej chwili wyglądam. - Może chciałabyś kiedyś do mnie wpaść? No wiesz, żeby sobie pograć. Zlituję się nad tobą, bo skoro nie masz jak grać... wydajesz się być całkiem spoko. Do jakiej szkoły chodzisz?
To pytanie mnie zamurowało. "Do szczenięcej szkoły Watahy Magicznych Wilków"? Niee... to się w głowie nie mieści. Wyśmiałaby mnie i od razu wysłała do wariatkowa. Pospiesznie powiedziałam:
- A do takiej jednej poza miastem... no wiesz. Jestem ze wsi, a do miasta przychodzę dość rzadko.
- Aaa... rozumiem... - potakiwała podchodząc do kasy i płacąc banknotem za grę. Chwilę później (a przynajmniej wydawało mi się, że to jest chwila) tocząc niewiele znaczące rozmowy zorientowałam się, że jesteśmy już na skraju Parku w Mieście. Jak długo mogłyśmy tak chodzić?!
- Em... Suza... Mogłabyś mi powiedzieć, która jest godzina? - zapytała się Suzi. - Zaczyna się powoli ściemniać i robi się zimno.
Przełknęłam ślinę i ze zgrozą spojrzałam na swój zegarek wskazówkowy, który nie nosiłam jak każdy normalny człowiek na lewym nadgarstku, tylko na prawym.
- 17:08... Tata kazał mi być o 16:00 w domu. Będzie wściekły. - oświadczyłam z bijącym sercem. Dopiero w tej chwili poczułam uderzające zimno i poprawiłam sobie na szyi szalik, by dawał więcej ciepła.
- To jak musisz, to idź...
- Ok, to do zobaczenia! - rzuciłam na szybko i ruszyłam najszybciej jak tylko potrafię, co nie było proste, gdyż moje krótkie nogi nie osiągały zawrotnych prędkości. Zmęczona byłam już po kilku metrach, a prawe biodro zaczęło w tym samym momencie niemiłosiernie boleć, ale mimo wszystko biegłam dalej. Torba z zakupami nieprzyjemnie podskakiwała spowalniając mnie jeszcze bardziej. Łypałam nierówno lodowate powietrze, co było dość sporym błędem, bo kolka natychmiast dała o sobie znać, a do watahy zostały mi jeszcze 2 kilometry! Niech to! Kilka razy o mało bym się nie wywróciła na zamarzniętych kałużach, co mogłoby się skończyć tragicznie, bo nawet skręceniem kostki.
Z olbrzymim wysiłkiem doczołgałam się do jaskini, by tam (jak się spodziewałam) spotkał mnie karcący wzrok ojca.
- Gdzieś ty była? Mama cię szuka.
- Ja... em... nigdzie... - wysapałam. Otworzyłam pysk, by położyć torbę z zakupem przed jego łapami.
- Mów szybko, żeby się nie okazało, że się zaznajomiłaś z jakimś ludzkim chłopakiem...
- Nie chłopakiem, tylko dziewczyną.
Tata popatrzył na mnie z wielkim zdziwieniem.
- Jak to dziewczyną? Wolisz dziewczęta? Toż to wstyd dla Alfy!
Zaśmiałam się ironicznie.
- Nie... to tylko koleżanka, tato. Gadałyśmy sobie o Simsach...
- Czym?
- The Sims. Seria gier... No właśnie, tak a propos... nie myślałeś może nad zakupem... laptopa bądź komputera? - uśmiechnęłam się i zamrugałam słodko oczami próbując go delikatnie przekonać.
- A na co nam to? Od czego są książki?
- No ja wiem, książki, książki... Ale dzięki laptopowi można grać w gry! Surfować po internecie! Rysować przy użyciu tabletu graficznego?
- Że co proszę? Jaki znowu tablet graficzny? Co to takiego? Kolejny szajs, na który usiłujesz nas naciągnąć? - zezłościł się tato.
- Jaki znowu szajs?! Ty na wszystko, czego ja chcę mówisz, że to szajs! - krzyknęłam z oburzeniem.
- Jesteś wilkiem, powinnaś nauczyć się polować, czarować... a tobie tylko ludzka elektronika w głowie! Już wystarczy, że pozwoliliśmy ci rysować przy użyciu takich narzędzi, jakich używa człowiek! O żadnym komputerze nie ma mowy!
- Wy mnie nie rozumiecie!! NIGDY!! - wrzasnęłam. Obraz już zaczął mi się zamazywać od napływających łez.
- No powiedz mi, czy masz prawo wymagać od nas takich rzeczy, chociaż ty nic nam nie dajesz?! Nie pomagasz w obowiązkach, nic a nic!
- Próbuję!
- Nic nie próbujesz! Nic tylko siedzisz i się lenisz!!
- Wcale że NIE! - odkrzyknęłam próbując chronić resztek swojego honoru.
- To podaj choć jeden przykład pomocy z twojej strony! - to był już cios poniżej pasa. Zamilkłam. Miał rację. Nic nie wymyślę i tak. Nie mając już na nic siły pobiegłam przed siebie, gdzie tylko mnie zmęczone łapy poniosą, by pobyć choć przez chwilę sama.
Trafiłam na Wschodni Klif. Niewiele brakowało, a bym spadła w dół. Całe szczęście, że zatrzymałam się w porę. Położyłam się na ziemi pozwalając, żeby jedna łapa zwisała mi bezwładnie w dół, a po policzkach spływały słone łzy beznadziei. Wtedy usłyszałam, że ktoś biegł cały czas w ślad za mną...

<Tatusiu? ;p>

Od Ripple "Zabawa na śniegu" cz.3 (cd. Toboe)

Gdy dotarłam do jaskini, byłam śpiąca. Gdy następnego dnia się obudziłam, widziałam jak roślinki rosną. Wyszłam na dwór, zobaczyłam jak inne szczeniaki bawią się na łące. Zauwarzyłam tam też Toboe'go. Był taki uroczy! Tak słodko tarzał się w topniejącym śniegu...
- Ale słodziak... - zakochana sobie myślałam.
Był taki zabawny, uśmiechnięty, no i... rozgadany!
- Takiego basiorka miałam w marzeniach...- byłam tak zapatrzona na niego, że aż spadłam z kamienia, o którego się opierałam. W końcu się odwarzyłam i podeszłam. Troszkę się jąkałam, no ale próbowałam gadać normalnie.
- Cześć, jestem Ripple. Co robisz?
- Hej, ja Toboe. Bawię się. Chcesz dołączyć?
- Jasne!
W końcu mam pierwszego znajomego, potem przyjaciela, a gdy się uda, nawet chłopaka...

<Toboe?>

Od Blue "Terytorium wilków" cz. 3

Kiedy Astrid zaprowadziła mnie do Alf, bardzo się cieszyłam, że po raz pierwszy mam szansę pozostać w jakiejś watasze na dłużej. Gdy weszłam do jaskini Kiiyuko moja pewność siebie zmalała. Wadera nie była w zbyt dobrym nastroju, jednak na moje szczęście zgodziła się żebym dołączyła do stada.
Byłam w niebo wzięta! Tylko coś mi tu nie pasowało... Wydawało mi się, że w jaskini ktoś jeszcze jest. Z mojego myślenia wyrwała mnie  Alfa, która powiedziała mi, żebym się pospieszyła, bo Astrid czeka na zewnątrz. Gdy wyszliśmy na powietrze Alfa poprosiła Astrid żeby ta mnie oprowadziła, po czym szybko wróciła do jamy. Była trochę zdenerwowana. Pomyślałam, że może tak naprawdę ona sobie mnie tu nie życzy, a przyjęła mnie tylko ze względu na Astrid. Podzieliłam się tą obawą z waderą, ale ona tylko się zaśmiała.
- Nie bądź głupia. Kii przyjmuje każdego wilka i jeszcze chyba nigdy się nie zdarzyło, żeby nie udzieliła pomocy innym. Jeśli już miałaby cię wywalić, to tylko z jakiegoś oczywistego powodu. Na przykład gdybyś złamała jakąś ważną zasadę obowiązującą na naszym terenie.
- Dobra już. Przekonałaś mnie. Może najpierw pokażesz mi moją jaskinię? - spytałam wilczycę.
- Jasne. Kto pierwszy przy tamtej skale! - krzyknęła nagle Astrid wskazując łapą przed siebie.
Szybko rzuciłam się do biegu. Nie usłyszałam już, jak w jaskini rozległ się głos Alfy.
- W takim wypadku pilnuj jej Kai. Jeśli ma złe zamiary i wpadnie przy jakimś wilku w furię - to może się to dla niego źle skończyć. Teraz żałuję, że ją przyjęłam.

***

Tego dnia zwiedziłam z wilczycą zielony las i wodopój. Potem Astrid musiała iść na polowanie, w którym (po długich namowach wadery) również zgodziłam się uczestniczyć. Upolowaliśmy sarnę, więc mogłam się wreszcie porządnie posilić się i odzyskać siły. Miałam jednak wrażenie, że nie wszyscy cieszyli się z mojej obecności. Były jednak takie wilki, które podchodziły do mnie i wdawały się w dyskusję. Starałam się być miła, chociaż nie zawsze mi to wychodziło. No cóż. Taki był mój charakter. Astrid szybko wyczaiła, że nie lubię zbytnio tłumów. Odprowadziła mnie do mojej nowej jaskini i obiecała, że postara się  znaleźć dla mnie czas, jeszcze w tym tygodniu (był piątek). Gdy poszła, ułożyłam się w kącie i próbowałam zasnąć. Nie byłam przyzwyczajona spać w pomieszczeni, więc postanowiłam udać się na małą przechadzkę do lasu. Po 5 minutach dotarłam na dość dużą polanę. Był już środek nocy, więc na niebie migotały gwiazdy. Ułożywszy się pod drzewem, szybko odpłynęłam w krainę marzeń. Rano obudziła mnie Alfa.
- Witam, witam! Gdzie to się  śpi? - powiedziała wesoło.
- Nie jestem przyzwyczajona spać w jaskini, więc przyszłam tutaj. - odpowiedziałam, ziewając przy okazji. Alfa się zaśmiała.
- Przyszłam, bo chciałam omówić z tobą jeszcze kilka spraw, ale zapomniałam, że za chwilę mam spotkanie. Może przyjdziesz na 12 do parku? Byłyście tam chyba wczoraj z Astrid, co nie?
- Nie, ale dowiem się gdzie to jest. Może już pani iść. - powiedziałam.
- Nie musisz mówić do mnie pani. Po prostu Kiiyuko. Dobrze. Ja już muszę idę, bo pewnie już na mnie czekają. Miłego dnia! - powiedziała wadera kierując się w stronę jaskiń.
- Wzajemnie. - odpowiedziałam i znów położyłam się na trawie.

piątek, 26 czerwca 2015

Od Mizuki "Prawdziwa historia pełna krwi" cz.3

Po tych słowach coś mi w sercu pękło... Moje oczy z niebieskich zrobiły się czerwone, dookoła mnie zaczął unosić się lód tworząc osłonę całkowitą. Lód przyjął formę zaostrzonych sopli lodu, po chwili sople te zabiły wszystkie basiory znajdujące się w moim polu rażenia. Tym atakiem sprowadziłam na siebie nieszczęście. W cieniu nocy zobaczyłam mnóstwo czerwonych oczu, wtedy wiedziałam że moje oczy były tak samo pełne nienawiści jak ich. Wilki zaczęły iść w moją stronę, było ich około 20. Przez chwilę wmurowało mnie w ziemię, jednak po chwili zaczęłam uciekać. Dobiegłam do klifu i wtedy ujrzałam tereny mojej watahy stojące w płomieniach. Gdy się odwróciłam ujrzałam trzy basiory. Cofnęłam się do samej krawędzi klifu, kilka kamieni spadło na ziemię wtedy zdałam sobie sprawę że jestem jakieś 20 metrów nad ziemią.
- Księżniczko chyba nie jesteś na tyle głupia by skoczyć? - powiedział jeden basior uśmiechając się pod nosem
- Odsuńcie się albo skoczę! - wykrzyknęłam przez łzy.
Dwa z basiorów cofnęło łapę, ale ten trzeci stał nieugięty.
- Sprawiasz nam wiele problemów - powiedział
Najchętniej bym ich zabiła, jednak nie miałam już siły. Moje łapy zaczęły drżeć i strasznie kręciło mi się w głowie, mój oddech przyśpieszył. Nim się spostrzegłam runęłam na ziemię, która zaczęła pękać. Zaczęłam spadać, jednak jeden z tych basiorów rozłożył swe wielkie skrzydła i złapał mnie w locie. Wylądował obok swoich towarzyszy i położył mnie na ziemi. W mgnieniu oka obok nich zjawiły się wszystkie wilki. Mój oddech był strasznie szybki, ja byłam nie przytomna jednak i tak wszystko słyszałam.
- To hiperwentylacja - powiedział wilk, który mnie uratował
- Same z nią problemy - powiedział ich przywódca - No Romeo, masz nowe zadanie, weź swoją Julię na plecy i chodź.
Jeden z wilków wybuchnął śmiechem.
- Masz jakiś problem!? - Spytał się śmiejącego wilka pokazując kły
- Obaj przestańcie, nastaje wschód słońca. Musimy dojść na miejsce za 48 godziny, więc może ruszycie tyłki? - powiedział ich przywódca
Wilk wziął mnie na plecy i pobiegł za resztą.

<C.D.N.>

Uwagi: "Chodź" a "choć" to nie to samo słowo!

Od Blue "Samokontrola" cz.1 (cd. Kai lub ktoś chętny)

Słońce powoli sięgało zenitu, ale Kiiyuko dalej nie było widać. Już od godziny siedziałam w parku i zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam, wstępując do tej watahy. Wszyscy tutaj byli tacy rodzinni i podejrzliwi w stosunku do obcych. Już kilka razy tego dnia widziałam w krzakach jakiegoś wilka. Z pewnością mnie sprawdzał. W pewnym momencie miałam zamiar krzyknąć do niego "nic mi nie jest", ale oderwał mnie od tego pomysłu jakiś zając, co wybiegał zza pobliskiego krzaka. Musiałam go pewnie przestraszyć. Dziwiło mnie to, że uczepili się akurat mnie. W końcu słyszałam, że niedawno dołączyło kilka nowych wilków, a w takim wypadku nie zdziwiłabym się, gdyby mnie w krótkim czasie wywalili. W końcu już kilka osobników musiało stąd odejść przez brak dyscypliny. W życiu nie słyszałam, żeby wywali kogoś przez takie coś! Każdy tutaj musi objąć jakieś stanowisko i na ślepo słuchać się Alfy. W mojej watasze tak nie było. Wszyscy zawsze chodziliśmy razem, a polować musiał każdy od 2 roku życia. Nie było wyznaczonych ról. Oczywiście był wilk Alfa (mój wujek), ale on przeważnie decydował tylko przy najważniejszych sprawach. W reszcie decydowało głosowanie. Poza tym tam każdy mógł być sobą, a tutaj każdy oczekiwał ode mnie tego, że się zmienię. Nagle usłyszałam za sobą szelest. Spojrzałam w tamtym kierunku. Nikogo tam nie było. Zdziwiona rozejrzałam się wkoło. Ujrzałam jakiś ruch przed sobą w krzakach. Wstałam i podeszłam trochę bliżej.
- A mi się podobasz taka jaka jesteś - Usłyszałam głos koło swojego prawego ucha i aż podskoczyłam z zaskoczenia.
- Mógłbyś się tak nie skradać?! - Krzyknęłam oburzana - I skąd w ogóle ci przyszedł do głowy taki tekst?
Wilk spojrzał na mnie ze zdziwieniem po czym zaczął się śmiać. Spojrzałam na niego ze złością po czym się obróciłam i poszłam dalej uliczką.
- Ej! Czekaj! - krzyknął basior po czym mnie dogonił - Pokornie przepraszam mademoiselle.*
Przekręciłam oczami zatrzymując się przy tym.
- O co ci chodzi?! Ja tu czekam już chyba od godziny na Alfę, a w tym czasie ktoś mnie szpieguje i potem zjawiasz się ty.
- Wiem, że czekasz na Kii, ale tak się właśnie składa, że ona mnie tu przysłała, bo aktualnie jest zajęta. Po drugie nie było to szpiegowanie, a raczej towarzyszenie na odległość.
- Dla mnie nie ma różnicy między tym, a tym - spojrzałam na niego ze złością.
- Dobra, zapomnijmy już o tym. Tak w ogóle to chyba się jeszcze nie przedstawiłem... Jestem Kai. DJ i patrol naziemny. A ty jesteś Blue. Czyż nie?
- Ta... Alfa ci powiedziała? - powiedziałam od niechcenia.
- Przeczytałam w twoich myślach... - odpowiedział trochę zmieszany.
- Że co?! - krzyknęłam. - Kto ci pozwolił grzebać w moich myślach!!!
Przez chwilę wydawało mi się, że go zbiję. Spojrzałam mu głęboko w ślepia. Wykrzywił się w grymasie bólu. Przewalił się.
- Proszę! Przestań... - powiedział z trudem. Znowu użyłam tej strasznej mocy. Łzy napłynęły mi do oczu. Z trudem przestałam. Przed oczami stanął mi widok cierpiącego Echo**. Zaczęłam uciekać. Nie wiedziałam gdzie, byle najdalej od wszystkich, których mogłam jeszcze skrzywdzić.
W myślach powiedziałam jeszcze "Nie chciałam tego zrobić" i miałam nadzieję, że Kai to usłyszy. Biegłam lasem przez długi czas. Nie miałam zamiaru wracać ani do Kai'ego ani do reszty watahy. Nagle dotarłam do granicy lasu. Ku mojemu zdziwieniu (i przerażeniu) przed sobą ujrzałam miasto. Nigdy jeszcze nie byłam wśród ludzi i tylko raz widziałam jak matka wchodziła w postaci człowieka do niedużego miasteczka. Gdy wróciła nie była w zbyt dobrym nastroju. Ja również potrafiłam zmieniać postać, ale w mojej watasze było to w pewien sposób zakazane. Gdy zaczęłam przywoływać myśli o mojej rodzinie, w pewnym momencie zachciało mi się płakać. Usiadłam pod drzewem i zaczęłam szlochać.
- Wiem, że nie chciałaś tego zrobić. - Gdy to usłyszałam zerwałam się na równe nogi (łapy). Kawałek dalej stał Kai.
- Jaki jest twój żywioł? - spytał i podszedł do mnie.
Nie miałam siły, więc odparłam krótko:
- Nie wiem. - Basior przyjrzał mi się uważniej.
- Gdy mnie zaatakowałaś...
- Wiem, przepraszam cię... ja... ja nad tym nie panuję - przerwałam mu w połowie zdania.
- Nie o to chodzi. Gdy mnie zaatakowałaś nie potrafiłem użyć mojej mocy. Mogłem się teleportować lub użyć czegoś innego do powstrzymania cię... ale nie potrafiłem... Wiedziałem jakie mniej więcej masz zdolności, bo myślałaś o tym. Czy ty masz zdolność, no wiesz, że potrafisz stworzyć tarczę która cię chroni przed mocami innych?
- Nic mi o tym nie wiadomo - powiedziałam już trochę wkurzona jego gadaniem. Kai chyba to wyczuł, bo zmienił temat.
- Lubię przychodzić tu w nocy. Ładnie to wtedy wygląda - tyle świateł i w ogóle. Czasami brakuje mi tego, że nie potrafię zmienić się w człowieka...
- A ja z chęcią pozbyłabym się tej mocy...
- A jaką pracę sobie wybrałaś? - spytał Kai
- Co? Jaką pracę? - wyrwał mnie z zamyślenia basior.
- No... zawód. Każdy wilk który potrafi się przemienić w człowieka musi sobie wybrać pracę... w mieście...
- I co się robi w tej... pra... - spojrzałam z zakłopotaniem na basiora.
- Ty nie wiesz co to praca? - spytał zdziwiony.
- No nie... bo ja jeszcze nigdy nie byłam przy ludziach... w mojej rodzinie zmiana w człowieka była zabroniona, a poza tym bałabym się, że nie zapanuję nad sobą...
Kai spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
- No to mamy problem - powiedział po czym wstał. - Chodź, zaprowadzę cię do pewnej osoby, która może będzie potrafiła ci pomóc.

*Mademoiselle - po francusku panienka, panna
**Echo - brat Blue, który został w Watasze Wilków Miłości (poprzedniej watasze Blue)

<Ktoś chętny?>

Uwagi: czasami zapominasz o przecinkach.

Od Mizuki "Co tu robisz?" cz.5 (cd. Nari)

- Nie mogę odpowiedzieć, bo naraziłabym Cię na niebezpieczeństwo - powiedziałam patrząc w ziemię
- Nie narazisz mnie na niebezpieczeństwo, proszę powiedź mi - nalegała Nari.
- Wybacz ale nie mogę, poza tym czas już na mnie - powiedziałam po czym oddaliłam się.
Dlaczego Nari aż tak bardzo chcę to wiedzieć? Czy to ją uszczęśliwi? Wręcz przeciwnie - raczej zasmuci. Szłam dalej myśląc o Nari i o mojej przeszłości pełnej krwi, rozpaczy i cierpienia. Byłam wówczas zła i smutna za razem, gdybym tylko była silniejsza może udało by mi się go uratować! Myśli te nie dawały mi spokoju. Byłam tak zamyślona że nawet nie zauważyłam że doszłam do Wodospadu. Lecz skoro już tam byłam postanowiłam wziąć szybką kąpiel. Biorąc pod uwagę fakt, że nie na widzę ciepłej wody to delikatnie zmroziłam ją moją mocą lodu. Po niedługiej kąpieli wyszłam z wody i otrzepałam się. Następnie zdecydowałam, że pójdę na chwilę do Tajemniczego Podziemia, by zaszyć się w jakieś miejsce i zaznać odrobinę samotności, ciszy i spokoju. Położyłam się na ziemi obok wody i rozmyślałam. Nim się zorientowałam nastała noc, lecz ja chciałam jeszcze zrobić sobie nie za długi trening. Zaczęłam więc biegać dookoła niektórych miejsc, a następnie używać ognia w różne sposoby. Po treningu poszłam do jaskini i poszłam spać. Obudziłam się jakąś godzinę przed wschodem słońca i poszłam do Zielonego Lasu i upolowałam trzy zające. Gdy je zjadłam kręciłam się jeszcze tu i tam, w pewnym momencie spotkałam Nari. Powoli zaczęłam rozmyślać czemu gdziekolwiek idę zawsze ją spotykałam. Nie mogła mnie przecież śledzić bo bym wyczuła jej energię, musiałam uznać to za zwykły przypadek.

 <Nari?> 

Uwagi: Porównaj sobie te wypowiedzi (powyżej Twoja wersja, poniżej prawidłowa) i znajdź błędy:
-Nie narazisz mnie na niebezpieczeństwo, proszę powiedź mi-nalegała Nari

- Nie narazisz mnie na niebezpieczeństwo, proszę powiedź mi - nalegała Nari.

Od Idonny "Jak dołączyłam" cz.1 (cd. Kiiyuko)

Jak zawsze szłam sobie w wilczej postaci, słuchając muzyki. No, może nie było tak jak zawsze. Przed chwilą zostałam wygnana z watahy - zupełnie nie wiem dlaczego. Mówili coś o sprowadzeniu koni, podszywaniu się pod Alfę... Ale mnie to zbytnio nie obchodziło. Nie pałałam sympatią do tej watahy. Najwyżej znajdę sobie nową. Postanowiłam iść dalej, jak zawsze słuchając muzyki.
- Kim jesteś? - spytał jakiś głos. Spojrzałam na waderę, która stała przede mną. Zmierzyłam ją wzrokiem.
- Kimś. - odpowiedziałam krótko.
- Co robisz na moich terenach? - zadała kolejne pytanie.
- Twoje tereny? A więc jest tu wataha?
- Tak, jest.
- Wolno dołączyć?

<Kiiyuko?>

Uwagi: "Alfa" to zwrot grzecznościowy - pisz więc ten wyraz z wielkiej litery.

Od Shayd'a ''Pierwsze spotkanie'' cz.3 (cd. Mizuki)

Wilczyca, która się mną zaopiekowała była dość specyficzna. Taka oschła, ale jednocześnie w głębi duszy czułem, że jest przyjazna. W końcu mi pomogła, zawsze mogła zostawić mnie samego, pewnie bym zdechł, jednak ona mnie ocaliła. Wadera powiedziała mi jak dojść do jaskini Alfy tej watahy, ostrzegła też, że Kiiyuko z rana nie lubi odwiedzin. Mogłem zostać z waderą lub pozwiedzać tereny watahy. Czułem się nieco zmęczony, jednak postanowiłem przejść się po najbliższych terenach watahy.
Powietrze było rześkie, wychodząc z domu gdzie medytowała wadera, natknąłem się na dwóch osobników, dokładnie basiora i waderę, którzy wesoło o czymś dyskutowali. Kiedy nieznajomi zobaczyli mnie spojrzeli po sobie zdziwieni. Basior, który wydawał mi się o wiele starszy i silniejszy ode mnie spytał:
- Czego tutaj szukasz? - jego głos był stanowczy, budzący strach. Odwróciłem wzrok skupiając się na płynącym po niebie obłoku.
- Mam zamiar wybrać się do Alfy waszej watahy i prosić o przyjęcie - Mruknąłem cicho. Wilk przypatrywał mi się po czym powiedział.
- Kiiyuko już wstała, wiesz jak trafić? - Wydawało się, że basior pragnie, żebym zniknął mu z oczu. Skinąłem jedynie głową po czym ruszyłem do jaskini Alfy, chcąc mieć już to wszystko za sobą. Sam nie wiem co ja tutaj robię, nie wiem nawet czy tu pasuję. Może moim przeznaczeniem było zdechnąć w tym lesie? Jestem zmiennokształtny, wataha się mnie przez to pozbyła, według nich jestem zagrożeniem. Chwila doznaję chyba olśnienia, przecież Desari, która mnie uratowała także jest zmiennokształtna, czy inni o tym wiedzą? A może ukrywa to? Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi.
Przez moją nie uwagę wpadłem na jakąś waderę, zatoczyłem się i podniosłem łeb, żeby spojrzeć na wilczycę.
- Przepraszam - Wydukałem po czym wyprostowałem się dumnie. Samica zmierzyła mnie surowym spojrzeniem i powiedziała niebywale oschle.
- Uważaj jak łazisz - Spojrzałem na nią zdziwiony, przecież to był wypadek, nie musi być od razu taka niemiła. Rozejrzałem się w około, raczej nie byłem bliski znalezienia jaskini Alfy. Brawo Shayd, jak zawsze musisz być beznadziejny.
- Jeszcze raz przepraszam, zamyśliłem się i nie patrzyłem gdzie idę - Powiedziałem chcąc zdobyć przychylność wadery, która nawet na mnie nie patrzyła - Jestem tutaj nowy i nie za bardzo orientuje się jeszcze we wszystkim, szedłem właśnie do jaskini nie jakiej Kiiyuko, chyba się zgubiłem - Stwierdziłem nieco skrępowany, nie lubiłem swojej niezdarności. Zawsze zdarzało się tak, że to ja byłem tą ofiarą losu, gubiłem się, nie wychodziły mi polowania, nawet nie umiałem opanować swoich przemian w człowieka.
- Pokażę ci gdzie to jest, za mną - Rozkazała wadera i ruszyła przodem. Milusia, zupełnie jak Desari.
- Tak w ogóle jestem Shayd - Przedstawiłem się doganiając waderę i wyrównując z nią krok. Nie odpowiedziała, nawet na mnie nie spojrzała. Westchnąłem cicho, doszliśmy już do jaskini Alfy.
- Nietrudno ją znaleźć, mogłeś sam się domyślić, że to ta - Rzuciła wadera niby od niechcenia i ruszyła w swoim kierunku.
- Dzięki nieznajoma - Powiedziałem uśmiechając się lekko. Miała trudny charakter, jednak była intrygująca.
Wszedłem do jaskini, rozejrzałem się wokoło. Była ładna. Dostrzegłem idącą w moim kierunku waderę, jak przypuszczałem to Alfa Kiiyuko. Ukłoniłem się, w poprzedniej watasze zawsze robiłem to przed osadzonymi wyżej w hierarchii wilkami.
- Witaj czego tutaj szukasz? - Usłyszałem jej melodyjny głos, wyprostowałem się nieco onieśmielony jej dostojnością.
- Ja...emm...nooo....błąkałem się po lesie i no... spotkałem wilczycę Desari... pomogła mi i powiedziała, że jeśli chcę dołączyć to muszę się udać tutaj - Jąkałem się co było w moim stylu, już chyba czasem taki jestem, przy jednych potrafię być opanowany, a przy innych już nie.
- Czy na pewno chcesz dołączyć? Wydajesz się być niezdecydowany, roztargniony, jakby coś cię trapiło - Zauważyła wilczyca, westchnąłem ciężko i postanowiłem opowiedzieć jej co nieco o sobie.
- Moja poprzednia wataha mordowała zmiennokształtne wilki, zamordowali całą moją rodzinę, teraz polują na mnie, uciekłem i szukam schronienia jednak boje się, że oni wkroczą tutaj...nie chcę nikogo narażać na niebezpieczeństwo - Spuściłem głowę czując się źle ze swoją przeszłością.
- Tutaj nic ci nie grozi, jeśli jesteś zdecydowany by dołączyć to witam - uspokoiła mnie Alfa, uśmiechnąłem się i odpowiedziałem.
- Dziękuję bardzo za przyjęcie, jestem Shayd - Przedstawiłem się krótko, a z mojego pyska nie schodził uśmiech.
- Miło cię poznać Shayd, jestem Kiiyuko - Była taka miła, podziękowałem jeszcze raz za wszystko i postanowiłem przejść się w końcu po watasze. Wychodząc z jaskini wpadłem na tą samą waderę, która mnie tu zaprowadziła
- I znów się spotykamy - Stwierdziłem puszczając jej oczko. Samica wywróciła oczami, z jej pyska uleciało warknięcie. Ruszyła w swoim kierunku, pobiegłem za nią - Ej no, nieznajoma nie bądź taka! Chce się tu z kimś zaprzyjaźnić!
- Na pewno nie ze mną - Warknęła. Zagrodziłem jej drogę uśmiechając się nonszalancko
- A właśnie, że z tobą, no dalej mała to nie takie trudne - Zachęciłem ją, wilczyca jedynie odepchnęła mnie lekko łapą.
- Nie jestem ''mała'' tylko Mizuki - Powiedziała znów nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Zaśmiałem się ruszając ponownie za nią.
- Niezły początek Mizuki, ja już ci się przedstawiłem, ale możliwe, że zapomniałaś: jestem Shayd - Po raz kolejny wadera wywróciła oczami.
- Świetnie Shayd, pamiętam twoje imię, jednak chciałabym, żebyś zostawił mnie teraz w spokoju! - Krzyknęła biegnąc gdzieś. Postanowiłem nie denerwować jej bardziej, od samego początku była nie w humorze, nie wiem czy to moja wina, czy już taka jest. Intrygująca Mizuki, zapowiada się ciekawie.

<Mizuki? Chyba nieźle zaczęliśmy, nie?> 

Uwagi: poćwicz pisanie cząstki "nie". Porównaj sobie te wypowiedzi (powyżej Twoja wersja, poniżej prawidłowa) i znajdź błędy:
-Niezły początek Mizuki, ja już ci się przedstawiłem, ale możliwe, że zapomniałaś: jestem Shayd-Po raz kolejny wadera wywróciła oczami. 
- Niezły początek Mizuki, ja już ci się przedstawiłem, ale możliwe, że zapomniałaś: jestem Shayd - po raz kolejny wadera wywróciła oczami. 

czwartek, 25 czerwca 2015

Od Mizuki "Prawdziwa historia pełna krwi" cz. 2

Obydwoje staliśmy przed sobą około 5 minut. W końcu Ren powiedział:
- Mizuki, czemu się powstrzymujesz? Wiesz co masz robić - powiedział patrząc mi w oczy.
On miał rację, w końcu to tylko zwykła walka. Ruszyłam na niego, a on na mnie. Ren od samego początku walczył na poważnie, jednak ja tak nie potrafiłam. Przez to zostałam dość silnie poturbowana, wtedy doszłam do wniosku, że muszę zacząć walczyć na serio. Zwiększyłam swoją siłę i szybkość. Wtedy Ren nie nadążał z obroną przed moimi atakami, jednak ja nie zwolniłam. Oprócz zwykłej walki postanowiłam użyć moich żywiołów. Za pomocą lodu stworzyłam dwa swoje klony. Jeden z nich wybił go w górę, drugi podskoczył i wykopnął go jeszcze wyżej. Wtedy ja skoczyłam na niego i szybkim ruchem łap sprawiłam, że spadł na ziemię robiąc przy tym wielki hałas. Na szczęście przeżył, miał on jednak połamane wszystkie kości w łapach. Wylądowałam obok niego i powiedziałam:

- Wybacz Ren - powiedziałam szeptem, a po moim pysku spłynęła łza.
Przez to że Ren nie mógł się już poruszyć, zostałam ogłoszona zwycięzcą, jednak nie cieszyłam się z tego. Po naszej walce ogłoszono, że ja i Ren zdaliśmy egzamin. Po chwili na ring wbiegło kila medyków z noszami. Zabrali oni Rena do szpitala, został on tam cały miesiąc. Czasami po kryjomu tam chodziłam w odwiedziny, jednak Ren mówił, że lepiej by było, gdybyśmy nie byli już przyjaciółmi. Bardzo zabolało mnie to. Teraz już wiem dlaczego tak powiedział, jednak wtedy byłam taka głupia. Mój mistrz zawsze powtarzał: "Ból zazwyczaj przychodzi bez ostrzeżenia, dopiero później poznajemy jego przyczynę" - wtedy go nie rozumiałam. Po zdaniu tego egzaminu stwierdziłam, że muszę stać się silniejsza i obalić ten głupi przepis, który nakazywał wytępienie uczuć każdemu szczeniakowi. Dlatego każdą noc spędzałam na treningu. Po trzech miesiącach moje ataki stały się jeszcze szybsze i potężniejsze. W tę noc jak zwykle trenowałam, gdy poczułam ten zapach wrogów. Zaatakowali oni wioskę kiedy wszyscy spali. Szybko udałam się do naszego lasu i włączyłam alarm. Wtedy wilki z całej watahy zerwały się na równe łapy i w mgnieniu oka wszyscy byli gotowi by odeprzeć atak wroga. Liczebność wrogów przekraczała dwukrotnie naszą liczbę wilków. Stanęłam do walki. Jednak gdy większość watahy padła, Ren złapał mnie za kark i zawlókł z dala od watahy. Czekała tam na mnie moja rodzina, ale las w którym byliśmy zaczął się palić, wtedy Ren kazał mi biec dalej. Nim się obejrzałam nie widziałam nikogo z mojej rodziny. Zaczęłam się martwić, jednak Ren zapewnił mnie, że żyją. Sama później wyczułam ich energię. Stałam zamyślona, po chwili zobaczyłam strzały lecące w moją stronę, zamknęłam oczy gdy je otworzyłam ujrzałam przede mną Rena. Z jego pyska zaczęła cieknąć krew.
- Mizuki, uciekaj zanim cie dorwą - powiedział po czym runął na ziemię.
- Ren! - wykrzyczałam przez łzy
Po chwili w moją stronę zaczęło biec kilka basiorów. Uciekałam, a z moich oczu leciały krwawe łzy. Basiory w końcu mnie dopadły, jeden z nich szepnął mi do ucha:
- Zginiesz tak samo łatwo jak twój przyjaciel - po tych słowach wszystkie basiory zaczęły się śmiać

<C.D.N.>

Uwagi: Piszesz za długie zdania, pomijasz przecinki... A w momencie gdy Ren obronił Mizuki, momentalnie przed moimi oczami pojawiła się scena z Naruto i Sasuke z rozdziału 27. :I

Od Astrid "Szkoła..." cz. 9

Nadszedł ten dzień. Dzień oddania dyplomów. Jak ten czas szybko zleciał, nie dawno szukałam uczelni, a tu BACH! I mam dostać dyplom ukończenia studiów. Cieszę się niezmiernie. Najpierw jednak chciałabym uregulować sprawy z dziewczynami i Sethem.

* Jakiś czas później... *

Setha nie udało mi się znaleźć, a o dziewczynach poznałam zadziwiającą prawdę. Otóż wiedziały one o naszym siedlisku (naszym czyli WMW) i wiedziały kim jestem. Skąd? Obie widzą przyszłość. To jest ich nieodłączny dar jako wróżek. Tak, są wróżkami. Kiedy się o tym dowiedziałam zamurowało mnie. Na dodatek (!) są przyrodnimi siostrami od innych ojców. Ciekawe, nie powiem...

* Podczas apelu *

Serce biło mi jak oszalałe. Połowa "klasy" już dostała swoje świadectwa. Ja nie. Nadal czekałam, a te czekanie było straszne. W końcu nadeszła ta chwila.
- A teraz... - zaczęła mówić dyrektorka - Po świadectwo przyjdzie... - zawiesiła głos jak w jakimś głupim teleturnieju.
- Astrid Wolf. - powiedziała do mikrofonu.
Powinnam tam do niej iść, ale zamiast tego wrosłam w ziemię. Gdyby nie Seth, który delikatnie mnie popchał nie poszłabym po świadectwo. Ruszyłam w tamtą stronę i... BUM! Wywaliłam się na nierównym betonie. Wszyscy w śmiech. Kiedy przestali się śmiać wiatr zawiał mi sukienkę (dalej całowałam beton) i pokazałam wszystkim moją pupę. OPS! Wstyd masakryczny. Wstałam jednak, wzięłam świadectwo. Kiedy apel się skończył uciekłam. Już nie byłam powiązana ze światem ludzi. Jednak na niedługo, nie długo będzie czas znaleźć pracę...

Uwagi: nie wiedzieć czemu całe op. skojarzyło mi się z jakimś anime. ;_;

Od Mizuki "Prawdziwa historia pełna krwi" cz. 1

Urodziłam się w watasze, która była podoba do wielu innych jedyne co nas wyróżniało to to, że nie było u nas Alf, tylko rodzina królewska. Byłam najstarszą księżniczką, był jeszcze młody książę: mój brat. Żyłam wówczas dość beztrosko, aż do 6 miesiąca życia, wtedy wówczas poszłam na półroczne szkolenie na wyparcie emocji. Podczas ów szkolenia każdy wilk tracił większość emocji, byliśmy również szkoleni na zabójców. Oprócz mnie na szkoleniu było 5 innych wilków: dwa basiory i trzy wadery. Zostaliśmy podzieleni na dwa zespoły trzy osobowe. Każdym zespołem rządził "mistrz" to on oceniał wszystkie nasze zdolności, w tym przywódcze. W moim zespole była wadera Asami i basior Ren. Asami była cichą i skromną czarną wilczycą o niezbyt wysokich umiejętnościach, lecz z wysokim IQ, za to Ren był dość utalentowanym, ale strasznie głupim biało-niebieskim basiorem. Do tego zestawu dochodziłam ja - biało-szara wadera z wysokimi umiejętnościami i ze zdolnościami przywódczymi. Szkolenie odbywało się albo w terenie, albo w sali treningowej. Na sali treningowej oceniano szybkość, zwinność i siłę fizyczną za to w terenie oceniano zdolności do walki i psychiczne. Zawsze przodowałam ze zdolnościami fizycznymi i zdolnościami do walki, jednak nie miałam zbyt dobrych not z psychiki. Po dwóch miesiącach zaczęliśmy chodzić na misję. Polegały one na likwidacji wilków, które zdradziły naszą watahę lub naszych wrogów. Podczas całego szkolenia bardzo zbliżyłam się do Rena, staliśmy się najbliższymi przyjaciółmi. Wreszcie nadeszła ostatnia część szkolenia. Podczas niej miałam się zmierzyć z każdym wilkiem po kolej, w tym celu powstały trzy rundy, walczyliśmy sam na sam. Podczas nich wszystkie chwyty były dozwolone i nie było żadnych ograniczeń. Była tylko jedna zasada: nie zabijaj przeciwnika. Zwycięzcę wybierał sędzia, był nim wilk który mógł jeszcze stać. Z moimi umiejętnościami doszłam do ostatniej rundy, niestety moim przeciwnikiem okazał się mój najlepszy przyjaciel Ren! Nie mogłam z nim walczyć, chciałam się poddać. Jednak wiedziałam, że cała wataha patrzy na nas z góry i jeśli to zrobię zawiodę moich rodziców oraz całą watahę, lecz z drugiej strony Ren był kimś dla mnie bardzo ważnym. Byłam między młotem a kowadłem. Nie wiedziałam co powinnam zrobić.

<C.D.N.> 

Uwagi: pomijasz większość przecinków.

Od Nari "Co tu robisz?" cz. 4 (cd. Mizuki)

- Myślałam, że będziesz spała w jaskini - powiedziałam.
- A to źle, że spałam tutaj? - zapytała.
- Nie skąd.
- A ty co tu robisz? - zadała mi pytanie.
- Lubię tą plażę i ten ciepły piasek w łapach, więc przyszłam.
Zastanawiałam się o co chodziło z tym wilkiem o podobnych znakach na plecach do jej. Trochę mnie to ciekawiło. Nie jestem ciekawska, no dobrze jak już to tak trochę, odrobinę. Spojrzałam Mizuki w oczy. Wydawały mi się inne niż przedtem. Po kilku sekundach odwróciła łeb.
- Może byśmy się gdzieś przeszły? - zapytałam przerywając chwilę ciszy.
- Chyba wolałabym tutaj zostać... - odpowiedziała wadera.
- Dlaczego?
- Wolałabym teraz być sama...
- No dobra - odparłam. - No, ale proszę, chodź się przejść.
Spojrzała na mnie. Nadal te oczy były inne.
- Dlaczego tak chcesz abym z tobą poszła? - zadała pytanie.
- Polubiłam cię i chcę się czegoś więcej o tobie dowiedzieć. No i nie lubię być sama.
- Nie lubisz samotności?
- No nie, chociaż czasem lubię - odparłam.
- Skoro tak bardzo chcesz, to chyba jednak z tobą pójdę.
- Wiedziałam, że się dogadamy.
***
Mizuki i ja wybrałyśmy się na dość krótki spacer. Zatrzymałyśmy się nad Wodospadem.
- Mizuki, chciałam cię o coś zapytać. O ile w ogóle się nie obrazisz za to pytanie. O co chodzi z tym wilkiem o podobnych znakach na plecach co twoje?

<Mizuki? Nie wiedziałam jak odpisać xd> 

Uwagi: pominęłaś kilka przecinków.

środa, 24 czerwca 2015

Od Rafaela "Co ja tu robię?" cz. 2 (cd. Syriusz)

Siedziałem w jaskini i przeglądałem jedną z wielu ksiąg, które walały się po kątach. Wszystkie zawierały akta wilków należących do naszej watahy. Był tam również spis tych, co odeszli. Kiiyuko wyszła z Suzi na lekcję polowania. Trzeba było przyznać, mała szybko się uczy.
***
Nagle w wejściu stanęła Sora z jakimś basiorem u boku.
- Rafi, ktoś do ciebie. - powiedziała.
Szepnęła coś jeszcze do szarego i poszła.
- Kim jesteś? - zapytałem, zamknąłem księgę i podszedłem do niego.
- Jestem Syriusz.
A, więc Syriuszu, skąd pochodzisz?
- Nie wiem, jedyne co pamiętam, to moje imię oraz rodzina, która mnie wygnała. - powiedział.
Nie wiedziałem, co powiedzieć, dlatego też pokiwałem tylko głową.
- Rozumiem, że chciałbyś dołączyć do naszej watahy.
- Owszem. Nie mam się gdzie podziać, a wędrówka samemu jest dla mnie dość ryzykowna.
- Mhm...dobrze. Wejdź do środka, nie będziemy stać w wejściu.
Basior podreptał za mną do wnętrza groty. Razem uzgodniliśmy wszystkie szczegóły, takie jak stanowisko i ogólne zasady panujące u nas. Niedługo potem wróciła Kii z naszą córeczką.
- Hej kochanie. - przytuliłem ją i zmierzwiłem małej grzywkę. - Pozwól, że ci przedstawię...to jest Syriusz. Dołączył do nas dzisiaj. Pójdę teraz pokazać mu nasze tereny i jego jaskinię, trochę to zajmie, więc wrócę wieczorem. - powiedziałem i wyszedłem razem z szarym.

<Syriusz?>

Uwagi: pisz częściej op. ._.

Od Yuki „Nowy wilk” cz.2

Obudziłam się w wielkiej norze. Z ziemi wyrasta wiele stalagmitów zgrubiałych i rurkowych. Stalagnaty łączą ziemie z czaszą. Koncha jest cała pokryta stalaktytami, drapieżcami, stalaktytami kulistymi i naciekami tarczowymi. W norze jest bardzo zimno. Pomyślałam:
- Chyba tamta wadera mnie tutaj przytargała żebym skonała. 
Zauważyłam smukłą sylwetkę podążającą w moją stronę. Zatrzymała się obok mnie i gadając, nie ze mną, lecz z jakimś basiorem leżącym obok mnie. Gadali o jakimś wilku, który jak usłyszałam zabił im szczeniaka. Wyczułam krew AB Rh+ (znam grupy krwi, bo chodziłam do specjalnej szkoły). Nie była to moja krew, może tego basiora. Widać było, że są małżeństwem. Chwile potem wadera do mnie podeszła i próbowała mnie obudzić z fałszywego snu (udawałam, że śpię). Spróbowałam udawać, że się obudziłam.
- Witaj. Cieszę się, że się obudziłaś. Spałaś prawie tydzień! - Wyraziła się wadera - Myślałam, że umarłaś
- Kim pani jest i gdzie ja jestem? - zapytałam się obcej wadery.
- Jestem Sasha, a to mój mąż NightMare - opowiedziała wadera - Jesteś na terenach watahy Asai.
- A czy koło watahy Asai była Wataha Krwawych Wilków? - zapytałam się
- Chyba była jakaś tam Wataha Krwawych Wilków, lecz wiadomo była za słaba – powiedziała Sasha - główna Alfa nie była obrończynią słabszych, jak na siebie mówiła. Była WREDNĄ S*KĄ, uważała że jest najsilniejsza, władała poddanymi jak psami, była półkrwi: jej matka była psem, a ojciec zdziczałym husky z krwią wilka… a tak wogule - oczy Sashy wypełniły się łzami - ZABIŁA MI SZCZENIAKA – i zaczęła szlochać –TA WREDNA SARA… NIGDY JEJ NIE UFAŁAM… JAKBYM MOGŁA COFNĄĆ CZAS TO… GDY BYŁA SZANSA TO BYM JEJ NIE POMOGŁA - krzyczała co parę chwil przerywając szlochem.

<C.D.N>

Uwagi: prosiłabym o pisanie bez "buziek" z typu XD ani żadnych innych. "W ogóle" piszemy osobno i przez "ó". "Wataha Krwawych Wilków" to nazwa, więc piszemy z wielkich liter.

Od Astrid "Terytorium wilków" cz. 2 (Cd. Blue)

Środek zimy, wszędzie śnieg. W okolicach 4 nad ranem obudziłam się z drgawkami na cielę. Otworzyłam oczy jak rażona piorunem. Rozejrzałam się po ciemnej jaskini. Moje ciało dalej drgało, nie mogłam tego powstrzymać. Było to dziwne, ale prawdziwe. Poczułam, że muszę wyjść. Nie wiem co mi kazało to zrobić, ale uczucie było mocne i wbrew woli mu uległam. Opuściłam jaskinię. W oczy wpadł mi blady blask księżyca w pełni okazałości. Noc była o dziwo bezchmurna. Spojrzałam w górę i przyjrzałam się białym punktom lśniącym na niebie. Jak w transie przemierzałam tereny watahy. Nie wiem co się dalej stało, ale obudziłam się pod wysoką brzózką. Był już ranek. A dokładniej okolice dziewiątej. Spojrzałam zdezorientowana w przestrzeń. Próbowałam przypomnieć sobie jak się tutaj znalazłam. To nie była wina Dolores, tego byłam pewna. Skąd ta pewność? Nie czułam mdłości, które były nieodłączną częścią Do. Byłam jednak spragniona. Ruszyłam ku wodopojowi. Spojrzałam jeszcze przelotnie w niebo, ujrzałam znikający księżyc. Zawyłam. Mój głos rozniósł się echem po skąpanym w śniegu terenie watahy. Nie wiem czemu to zrobiłam, poddałam się instynktowi. Po prostu. Postąpiłam jeszcze parę kroków do przodu i... rzuciła się na mnie wilczyca. Chciało się jej widocznie bić. Chociaż w sumie... W miarę dałam radę oswobodzić się od agresywnych chwytów owej wilczycy.
- Hej spokojnie. Chciałam się tylko napić. - powiedziałam lekko zdyszana. Wadera zmierzyła mnie wzrokiem. Oddałam spojrzenia. Wadera była czarna, miała bandaże na łapach. Wyglądała dość interesująco, przynajmniej dla mnie.
- Wiesz, że jesteś na terenach WMW? - spytałam podchodząc do wodopoju. Wzięłam parę łyków zimnej wody i znowu wróciłam do wadery, która siedziała w całkowitym zamyśleniu.
- Jak masz na imię? - próbowałam dalej zaintonować rozmowę.
- Blue. A ty? - odparła samica.
- Ja? Astrid. Chcesz może dołączyć do WMW? - spytałam ją.
- WMW? - zapytała tylko.
- Wataha Magicznych Wilków. - powiedziałam.
- Jesteś Alfą? - dalej pytała. Te pytanie jednak mnie zamurowało. Skąd taki niby pomysł?! Ja się nie nadaję do tego!
- Nie no co ty! Alfą jest Kii i Rafi, a i jeszcze jest mała Suzi. - powiedziałam szybko - To chcesz? Zaprowadzę cię do nich.
- Chcę. Prowadź. - powiedziała. No to zaprowadziłam. Blue weszła do jaskini Alf, a ja usiadłam i czekałam klepiąc lekko ogonem o śnieg. W końcu wróciła. Oczy jej się skrzyły z radości.
- I? - spytałam.
- As, oprowadź proszę Blue. - dobiegł mnie głos zdenerwowanej Kii od strony jaskini.
- Okay... Blue to chodź. - powiedziałam ruszając. Wadera jednak nie podążyła za mną.
- Co jest? - zapytałam samicę.

<Blue?> 

Uwagi: brak

Od Yui "Jak dołączyłam?"

Był dosyć mroźny zimowy poranek. Jak zawsze włóczyłam się po nieznanych terenach szukając schronienia. Od zawsze jestem sama i świetnie sobie radziłam, chociaż z każdym dniem czuję, że robi się coraz gorzej. Zima to najgorszy czas mojego krótkiego życia. Wszystkie rośliny są pod grubą warstwą śniegu i muszę zużywać sporo magii, by znaleźć coś jadalnego. Codziennie muszę zmieniać miejsce, by nie zostać zaatakowana przez dzikie zwierzęta czy inne wilki. Latem, jesienią i wiosną nie sprawia mi to problemów, jednak podczas tej pory roku często zostaję w jednym miejscu, gdyż ciężko znaleźć dość ciepłą kryjówkę, by przeżyć noc. Przez takie przesiadywanie prawie zawsze wpadam w kłopoty, z których ciężko się wydostać, eh, ten mój "fart"...
Dzisiejszego dnia w końcu wyruszam na poszukiwanie nowej jaskini, za długo już jestem na terenie obcej watahy. O dziwo jeszcze mnie nie zauważyli... Okej, nie czas na przemyślenia, muszę iść. Hmmm, nie wiem ile będę szła, więc lepiej zrobię zapasy....

<PO KILKU GODZINACH ZBIERANIA JADALNYCH ZIÓŁ>
Dobra, jestem gotowa! Na szczęście bezproblemowo doszłam do jaskini na nowym, obcym terenie. Zdaje się, że te okolice też należą do jakiejś watahy. Byłam już w wielu miejscach, jednak przyznam, że tu jest najpiękniej! Pewnie nie zostanę tu zbyt długo. Tak zadbane tereny muszą mieć wielu strażników... Dobra, lepiej się rozejrzę za drogą ucieczki na wszelki wypadek. Słyszę szelesty. Pewnie dochodzą z tyłu. Prawdopodobnie pochodzą od jakiegoś wilka... Pójdę jeszcze kawałek.

(Po kilku minutach)
Nic się nie zmieniło, nadal jestem śledzona...
- Wiem, że tu jesteś, pokaż się. - powiedziałam spokojnym, lecz stanowczym i dość chłodnym tonem. Chwila, słyszę coś. To chyba... zrobiłam szybki unik. Strzała, wiedziałam.
- Tak chcesz się bawić? Skoro nalegasz.... - rzekłam lekceważąco. W jednej chwili pode mną pojawił się cień, który z dużą prędkością podążał za odgłosami w krzakach, by po chwili usłyszeć głos basiora (Dla tych, co nie załapali - został on przywiązany sznurem z cienia do drzewa).
- Ch*lera! - krzyknął wściekły
- Mówiłam, żebyś wyszedł, nie siedziałbyś teraz przywiązany do drzewa. Ciesz się, nie lubię zabijać. Tak swoją drogą, jak masz na imię?
Milczał.
- Chyba nie jesteś zbyt chętny do rozmowy... Inaczej - powiedz, dlaczego mnie atakowałeś?
- Jak to dlaczego? Jesteś na terenie NASZEJ watahy, nie tolerujemy obcych.
- Waszej watahy, powiadasz? A... a mogłabym d-dołączyć? Muszę kiedyś znaleźć stałe schronienie.
- Nie ma mowy, nie potrzebujemy więcej wilków.
- Hmm, no dobra, w takim razie cię tu zostawiam, pa! Oh, ostrzegam, tak łatwo nie pozbędziesz się tych sznurów, są z cienia, hihi. - mówiąc to, zaczęłam powoli oddalać się w przypadkową stronę.
- Ej, czekaj!
-Taak? - uśmiechnęłam się zwycięsko, ten jednak zamilknął.
- Hmmm?
- Zabiorę cię do Alfy, jeśli mnie rozwiążesz. To ona zadecyduje, czy możesz dołączyć.
- Świetnie! To prowadź. - powiedziałam wesoła i uwolniłam niezbyt zachwyconego basiora. Idziemy już kawałek i dochodzimy do miejsca gdzie roi się od wilków. Wszystkie krzywo na mnie patrzą, jakbym powyrzynała im rodzinę... Jednak to mnie nie zniechęci! Po każdej stronie znajdują się jakieś jaskinie.... Też bym taką miała? No nic, zaraz się okaże. Na samym końcu widać jaskinię, do której się kierujemy. Zgaduję, że to tam znajduje się Alfa. Miałam rację.

(Po krótkiej rozmowie)
- Czyli, czyli mogę... dołączyć?
- Raczej tak, nie widzę przeszkód. Witaj w domu!
Witaj w domu... ten zwrot brzmi tak ciepło... Czas zacząć nowy rozdział w życiu!

<Przepraszam właściciela wilka, jeżeli opowiadanie się nie podoba>

Uwagi: to nie roleplay. Nie pisz wypowiedzi o treści "...". Czy w jakiejś książce spotkałaś się z czymś takim? No i po co te "gwiazdki"? Piszesz językiem nadającym się do typowego RP.