Pergamin spoczął na podłodze, bogato ozdobionej kamieniami szlachetnymi w kolorach czarnym, ciemnym niebieskim i jasnym błękicie. W rogach jaskini prześwitywał kolor czerwony, a po ścianami i w kątach stały różne kamienne szafy, stoły, biblioteczki. Widać było też duże wgłębienie w skale, wyłożone owczą wełną i przykryte prześcieradłem (przemyconym z Miasta) i poduszkami w kolorach posadzki. Sklepienie, wysoko osadzone, rozświetlały poruszające się powoli ogniste kule, migoczące jak świece. Tymczasem na środku tego mieszkania leżał pergamin. Jedna z najcenniejszych rzeczy, jaką posiadam.
Stanęłam przed spisem tajemnic leżącym przed szklanym podestem. Podniosłam papier i położyłam na nim. Litery widniejące na przedmiocie zaczęły migotać i zmieniać się, tak aby stać się jednym.
Tajemnicą Magii Żywiołów.
***
Uniosłam delikatnie łapę do góry. Zapłonął na niej czarny ogień - dmuchnęłam weń, a stał się zwyczajny. Patrząc na tańczące płomienie, zanuciłam:
Terra, genitrix vitae, excitare, veniens affer mihi vires. Adimplebis me mundi naturae uires expertus revixit.
Kiedy śpiewałam cicho, ziemia pode mną zadrgała, a moje płomienie zadygotały, zgasły po chwili. Wokół moich kończyn zaczęły się owijać rośliny, kwiaty weszły mi w grzywę, a na grzbiecie poczułam korę. Zacisnęłam lekko uniesioną wcześniej łapę - zapłonęła ona łagodnym, zielonym światłem. W tym momencie poczułam przypływ mocy, przypływ życia - tak to można ująć. Wokół mnie unosił się lekki zapach ziemi, a ja uderzyłam świecącą pięścią w posadzkę. Ta nagle pokryła się gęstymi zaroślami, kiwającymi się w rytm mojej pieśni.
- Terra, genitrix vitae, excitare, veniens affer mihi vires. Adimplebis me mundi naturae uires expertus revixit. - powtórzyłam.
W tym momencie z ziemi wystrzelił potężny pień drzewa, w porę podtrzymany przez moc moją i tajemniczych notatek. Od razu można było zauważyć, co to było.
- Yggdrasill - wyszeptałam z zachwytem. Pierwszy raz podczas rytuału udało mi się przywołać legendarne drzewo życia, co było nie lada wyczynem, szczególnie patrząc na moje marne zdolności. Drzewo życia, które mogło otworzyć przede mną wszystkie dotychczas zamknięte drzwi, blokujące mój umysł, cierpiący w ciasnocie mojej czaszki.
- W istocie, młoda damo. - w mojej głowie rozległ się gruby, męski głos, całkiem melodyjny i przyjemny. Wydawał się wpełzać w całe moje ciało, przeglądać wszystkie zakamarki mojego umysłu. - Czegóż ode mnie oczekujesz?
- Wiedzy - odpowiadam bez wahania. Wiem, że tak powinna brzmieć odpowiedź, i czuję, że roślina jest zadowolona z niej, jakby spełniła ona w stu procentach jej oczekiwania.
- Wiedzy. - zamruczało z rozkoszą drzewo. Wysunęło swoją świadomość ku mojej i stopiło je w jedno. Przez dłuższy czas czułam, jak nadmiar wrażeń, doświadczeń i upragnionych informacji zalewa mnie strumieniami, przytłaczając jednocześnie. Nie umiałam sobie z tym poradzić, więc Yggdrasill częściowo się odsunął i rzekł:
- Wkrótce będziesz gotowa. Wrócę. - z tymi słowami drzewo zniknęło pod ziemią, zostawiając mnie z bardzo niemądrą miną oznaczającą tylko jedno - nic nie zrozumiałam, a cała domagałam się wyjaśnień. Na próżno próbowałam ponownie wezwać tę niesamowitą roślinę przez wiele godzin, przez co ostatecznie zrezygnowałam i cofnęłam cały czar - nagle poczułam się niemal naga. Naga bez kory, pędów, a przede wszystkim - tej niesamowitej mocy, którą dało mi całe wydarzenie. Pogładziłam delikatnie swoje nieszczęsne futro, wytarmoszone i pogniecione, po czym wstałam i ruszyłam powoli ze zwiniętym pergaminem ku skrzyni. Nie skupiłam się w porę, aby usłyszeć cichy gwizd podziwu i głos:
- Oho. Mag?
<Ktosiu tajemniczy wielce?>
*Ziemio, matko życia, przebudź się, przybądź, przywołaj moce me. Napełnij mnie siłą i energią natury, aby świat życia ponowny poczuł smak.
Uwagi: brak