Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 3 października 2015

Od Shiro "W poszukiwaniu watahy"

"Patrz, jaki słodki z niej szczeniaczek!"
"Nasza mała dziewczynka..."
"Mam młodszą siostrę?"
"Zaopiekuj się nią dobrze."

"Musiałam zasnąć" - Była to moja pierwsza myśl po przebudzeniu się. Znów śniłam o swojej rodzinie. Niestety nie znam jej. Czasem miewam niewyraźne wspomnienia z okresu, z którego praktycznie nic nie powinnam pamiętać. Czy te wydarzenia miały miejsce? Może to tylko moja wyobraźnia? Nie wiem. Wstałam powoli, prostując łapy i ruszyłam przed siebie z pustym brzuchem. Zimą ciężko mi cokolwiek upolować i od jakiegoś czasu nic nie jem. Westchnęłam. "Gdybym tylko znalazła jakieś schronienie...".
Właśnie zbliżał się wieczór. Musiałam znaleźć miejsce, w którym mogłabym się zatrzymać na noc. O dziwo, niedaleko mnie znajdowała się wielka jaskinia. Bez zastanowienia ruszyłam w jej stronę i wpadłam do środka. Dopiero wtedy zrozumiałam, że mógł być tu jakiś nieprzyjaźnie nastawiony zwierzak. Nie ucieszyła mnie ta wizja i postanowiłam wejść głębiej, by sprawdzić, czy nic mi nie grozi. Niestety we wnętrzu groty leżał wielki niedźwiedź. Nie zapadł jeszcze w sen zimowy i bardzo szybko mnie dostrzegł. Spanikowałam i odruchowo zaczęłam uciekać. Misiek podniósł się ociężale i szybko mnie dogonił. Po jakimś czasie ucieczki dopadło mnie zmęczenie i stopniowo zaczęłam zwalniać. "Nie zwalniaj, nie zwalniaj!" - powtarzałam sobie w myślach, sapiąc ze zmęczenia. Mieszkaniec jaskini wciąż miał sporo siły i wyraźnie uparł się, by mnie dogonić. Co prawda był dalej ode mnie, jednak z łatwością mógł mnie w każdej chwili dogonić, jakbym zwolniła jeszcze trochę. Wtedy zauważyłam przed sobą dróżkę prowadzącą w prawo. Skoczyłam w nią z nadzieją, że uda mi się schować między gałęziami, jednak zanim zdążyłam obrócić głowę wpadłam na obcego wilka. Była to biała wadera z niebieskim księżycem i gwiazdką na tylnej łapie.
- Dokąd tak pędzisz? - spytała zaciekawiona
- Grota, niedźwiedź, za mną, pomóż! - Był to jeden z niewielu razy, gdy prosiłam o pomoc. Na szczęście waderze nie były potrzebne dodatkowe wytłumaczenia mojej poplątanej wypowiedzi i odsunęła mnie do tyłu. Skuliłam się gdzieś za gałęziami, a wilczyca odstraszyła wroga używając swoich mocy i po chwili wróciła do mnie.
- Nic ci nie jest?
- Nie, nie. D-Dz-Dzię... Nieważne! - Niestety nie udało mi się podziękować.
- Powiedz, należysz do jakiejś watahy? - zapytała.
- Nie, uciekłam.
- Rozumiem. - pokiwała głową.
- A ty do jakiejś należysz? - tym razem ja zadałam pytanie.
- Tak, jesteś właśnie na jej terenach. - potwierdziła.
- Aha... A-a mogę dołączyć? - Kiedyś musiałam znaleźć stałe schronienie.
- Mogę zaprowadzić cię do Alfy, ona zadecyduje.
- Okej, prowadź! - zawołałam i ruszyłam szybkim krokiem za waderą. Kilka minut później doszłyśmy do miejsca, gdzie było pełno jaskiń. Kierowałyśmy się w stronę jednej z nich. Inne wilki obserwowały nas zaciekawione, jednak po chwili znalazły sobie inne zajęcia.
Stanęłam przed młodą wilczycą (przynajmniej z wyglądu) i obserwowałam ją z dołu, gdyż była ode mnie znacznie wyższa. Ona jedynie spojrzała na mnie krzywo i zadała kilka pytań. Odpowiedziałam na nie, nie spuszczając wzroku z, rzekomo, Alfy i czekałam na "wyniki". Po krótkiej ciszy, wadera zwróciła się do mnie:
- Powiedz, po co nam w watasze mały bachor bez wykształcenia?
- W sumie to nie wiem, po prostu szukam miejsca, w którym dożyję chociażby dorosłości. - Na moją odpowiedź Suzanna, gdyż tak jej na imię, zerknęła na mnie i znów zapadła głucha cisza. Po krótkiej wymianie spojrzeń poprosiła kogoś, by zaprowadził mnie do bezpiecznego miejsca i dał pożywienie. Nie było go dużo, chociaż co się dziwić, jest zima. Podziękowałam i zabrałam się za jedzenie. W pewnym momencie dopadło mnie nagłe wyczerpanie i nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Rano, ta sama wadera, która mnie wczoraj obroniła, obudziła mnie i powiedziała, że zostałam przyjęta na okres próbny. Uśmiechnęłam się do siebie i znowu zasnęłam. Właśnie zaczęłam nową przygodę!

Uwagi: Nie rób takich przerw w tekście! "Jakby" piszemy razem.

Od Sory "Postanowiłam się ogarnąć i pójść do miasta..."

Nie wiem który dzień siedzę sama w jaskini. Może trzy? Może tydzień? Przestałam liczyć. Tsume wyjechał na kolejną misję, mój syn prowadzi własny tryb życia, a przyjaciółki chyba zapomniały o tym, że istnieję. Nie mam ochoty na nic. Nie kąpałam się już długi czas, a jem jedynie to, co zostało w spiżarni. Zapewne wyglądam jak g*wno, ale tak też się czuję. Nikogo nie obchodzi to co się ze mną dzieje, a przynajmniej takie mam wrażenie. Coraz częściej zadaje sobie pytanie "Czy Tsu dalej mnie kocha?". Kiedyś dostawałam od niego masę listów. Nawet kiedy był daleko, czułam to znajome ciepło. Miałam świadomość, że mimo wszystko jest tu ze mną jakąś częścią siebie. Teraz czuję pustkę...
***
Obudziły mnie promienie słońca wpadające do tej zatęchłej nory, której jest mój dom. Otworzyłam zaspane ślepia i przeciągnęłam się, ziewając. Przez kolejne (nie mam pojęcia ile) myślałam nad swoim nędznym życiem. Chyba powinnam pójść do pracy, tylko... czy jeszcze ją mam? Zaniedbywałam ją dość długo, więc równie dobrze mogli mnie wyrzucić i zastąpić kimś innym. Przydałoby się to chyba sprawdzić. Podniosłam się do pozycji pionowej i podeszłam do zakurzonego lustra stojącego przy legowisku. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Sierść brudna, posklejana i skołtuniona, grzywka rozczapierzona na wszystkie cztery strony świata, podkrążone oczy, lekko wystające żebra. Postanowiłam się ogarnąć i pójść do miasta, żeby dowiedzieć się, czy nadal jestem modelką. Chociaż, gdyby mnie teraz zobaczyli, nawet by mnie nie poznali. Sama siebie nie poznawałam. Jak to się stało, że wiecznie wesoła, kochająca i szalona Sora stała się nikim innym jak wrakiem wilka?
Zjadłam śniadanie, składające się z martwego królika i wyszłam z jaskini zmierzając się do gorących źródeł. Przechodząc obok innych wilków widziałam ich krzywe spojrzenia kierowane w moją stronę. Nie bardzo mnie to jednak obchodziło. Po paru minutach znalazłam się w miejscu, gdzie z małych zbiorników wodnych unosiła się para. Dawała przyjemne ciepło. Zanurzyłam się w wodzie i dokładnie obmyłam z wszelkiego brudu. Zajęło mi to może godzinę. Po kąpieli wróciłam do siebie. Zmieniając postać w człowieka wyciągnęłam z szafy lekką i przewiewną białą sukienkę. Założyłam ją na siebie, a włosy spięłam w niedbałego koka. Oglądając się w szarej tafli lustra stwierdziła, że wcześniej idealnie pasująca sukienka, którą dostałam od mojego partnera na rocznicę, teraz wisi na mnie jak na wieszaku. No nic, czasem tak się zdarza. Chwyciłam torebkę leżącą na ziemi i po raz kolejny zmieniając postać ruszyłam do miasta. Na granicy lasu natknęłam się na mojego syna.
- Mamo, dokąd idziesz? - zapytał Toboe. Zmierzył całą moją sylwetkę, po czym zmarszczył brwi. No tak, nie widział mnie jakiś czas. Mam nadzieję, że nie zauważył jakichkolwiek zmian w moim wyglądzie, czy zachowaniu. Muszę przynajmniej udawać, że jest tak, jak było zawsze. Nie chcę, żeby się zamartwiał.
- Idę do miasta, skarbie. - powiedziałam, zakładając na twarz maskę optymizmu, jaki na ogół u mnie widział. - Może mam ci coś przynieść?
- Nie, dziękuję, chociaż... mam ochotę na pączka z jagodami. A w jakiej sprawie tam idziesz?
- Muszę wstąpić na chwilę do studia i pogadać z szefem.
- A stało się coś? - dopytywał.
- Ależ skąd! - zaśmiałam się sztucznie. - Niedługo wrócę. Porozmawiamy wieczorem... i kupię pączki.
- Dobrze, mamo.
Ruszyłam przed siebie. Usłyszałam jeszcze z oddali:
- Kocham cię!
Skąd miałam wiedzieć, że były to ostatnie słowa, jakie usłyszałam od niego.
***
Już jako człowiek szłam ulicami zatłoczonego miasta. Przechodnie byli wszędzie. Cały chodnik był zapchany tak, że gdybym coś upuściła i chciała to podnieść zostałabym stratowana przez to gigantyczne stado. Zamiast zadręczać się własnymi myślami, zaczęłam przyglądać się mijanym ludziom. Widziałam starszego pana z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, niosącego gazetę pod pachą, starszą panią z pieskiem, młodą kobietę mniej więcej w moim wieku z wózkiem, jakiegoś biznesmena w drogim garniturze. Mogłabym tak wyliczać w nieskończoność. W pewnym momencie, na drugim końcu ulicy zauważyłam dziwnie znajomą mi postać. "Kto to?" myślałam gorączkowo. Na pewno już gdzieś ją widziałam. Niestety była ona do mnie odwrócona tyłem i nie mogłam sobie przypomnieć, kim jest. Postanowiłam przejść przez jezdnię, żeby odpowiedzieć sobie na to nurtujące mnie pytanie, kiedy usłyszałam głośny pisk opon. Obejrzałam się w tamtą stronę. Dosłownie sekundę później samochód uderzył we mnie z taką siłą, że poleciałam kilka metrów dalej. Poczułam przeszywający ból w okolicach klatki piersiowej. Miałam plamy przed oczami. Kierowca wysiadł i podbiegł do mnie. Mówił coś, ale słyszałam co piąte słowo. Jedyne co udało mi się zrobić, to obrócić głowę w stronę znajomej, nieznajomej postaci. Zniknęła. Zaraz potem nastała całkowita cisza, a świat spowiła ciemność. Moje serce powoli zwalniało rytm, aż do momentu, gdy całkowicie się zatrzymało, a ostatni oddech opuścił moje płuca.

Uwagi: Lustro no dobra, mogła przytargać z Miasta... Ale szafa? Szafa w jaskini? Po trzech kropkach stawia się Spację! Zjadasz przecinki.