Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

czwartek, 31 marca 2016

Od Kirke "Kiedyś nadejdzie starcia czas" cz.7

Gdy dowiedziałam się o wojnie, natychmiast pobiegłam na przyszykowania. Nie wiem ile zrobię dla watahy... pewnie prawię nic, w końcu co może zrobić taka wadera jak ja? Bez mocy i... Nie ważne. Wzięłam broń w pysk po jakimś martwym wilku z watahy Asai i pobiegłam na teren bitwy. Widziałam wiele martwych wilków z naszej watahy i watahy wroga. Biegnąc czułam na łapach krew... to uczucie chodzenia po czerwonej wodzie dawało mi we znaki, że biegnę na śmierć... ale kogo obchodzi moja śmierć? Co chwilę ktoś umiera, a moja śmierć będzie najmniej dramatyczna...
Riven... to może być mój ostatni dźwięk więc... - mówiłam do niego w myślach smętnym głosem, ale mi przerwał i próbował pocieszyć. Biegłam i dotarłam na teren bitwy. Co chwilę umierał jakiś basior lub wadera, a Alfa starała się walczyć. Pobiegłam i zaczęłam walczyć razem z nimi. Walka była zatarta. Dostałam wiele ran na pysku, łapach... Poczułam smak krwi w pysku, ale nie odpuszczałam. Wnet zobaczyłam Katsume, który udawał, że zabija naszych. Pobiegłam do niego.
- Katsume! - zatrzymałam się przy nim i opuściłam broń która natychmiast zniknęła - nie powinno Cię tu być! Asai Cię zabije jak się dowiesz, że...
- Trudno. Nie mam zamiaru zabijać wilki z watahy mojej przyjaciółki... - uśmiechnął się. Też się uśmiechnęłam i zaczęliśmy razem walczyć ramię w ramię.
- Kirke! Co ty robisz?! Jak mogłaś nas zdradzić?! - usłyszałam głos Sary, ale zignorowałam go i skoczyłam na wilka z watahy Asai i sztyletem leżącym na ziemi oddałam mu cios w serce tak, że krew wyprysnęła w mój pysk, a sztylet zniknął. Poczułam smak zwycięstwa i nie przestałam atakować wilki. Rozdzieliłam się z Kasume. Nasza walka była zatarta. Widziałam wokół wilki które krzyczą, piszczą i konają z bólu. Mnie to nie dotyczyło. Miałam brudne futro od krwi, ale nie umierałam. Walczyłam dla dobra watahy. Stanęłam ramię w ramię ze swoimi i razem chroniliśmy swój teren. Czułam się potrzebna. Jak umrę to mnie zapamiętają. Wybiegłam na pięć wilków i mimo ran każdemu oddałam cios. Poczułam jak jakiś wilk biegnie na mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam jego gniew w oczach, pianę w pyskach i ochotę zemsty za zabicie jego braci. Zostałam sparaliżowana. Jego wzrok mnie wystraszył. Puściłam broń i czekałam na śmierć, zamknęłam oczy i... nic. Otworzyłam oczy, a prze de mną stał przebity na wylot cieniem Kasume.
- Kasume! - krzyknęłam i opadłam koło niego, ledwo żyjącego Kasume - Czemu to zrobiłeś...?
- Ty... tylko ja mogę Cię zabić, pamiętasz? - powiedział cicho i z uśmiechem. Wtedy zrozumiałam... On... on nie mówił tego tylko dla tego, że mnie nienawidzi... no może na początku, ale on to mówił, bo...
- Kasume... proszę nie... nie rób mi tego... - zaczęłam płakać nad jego ciałem. Otarł mi krwawiącą łapą łzy.
- Nie chce Cię takiej pamiętać, Kirke... - uśmiechnął się - zawszę będę przy tobie Kirke, rozumiesz? Pamiętaj. Jak będziesz potrzebowała pomocy pamiętaj, że jestem przy tobie nawet po śmierci... - Kasume przybliżył ostatnimi siłami pysk do mojego i... pocałował mnie... Kasume mnie kocha... zrozumiałam to teraz... 
- Żegnaj... Pamiętaj Kirke... P... - nie dokończył słów... Umarł... 
- Nie... - patrzyłam na jego wykrwawiające się ciało - NIE!!! - krzyknęłam z łzami i popatrzyłam na wilka który to zrobił.
- Ty... - wstałam i zaczęłam iść w jego stronę. On się cofał przerażony.
- Sądzisz, że ty jesteś taki twardy zabijając Kasume? Czy ty naprawdę sądzisz, że nikt za nim nie będzie płakał? - mój głos zrobił się mroczniejszy, a ja uśmiechnęłam się mrocznie - wcale nie... - moja sierść zaczęła robić się czarna, a moje oczy zrobiły się czerwone. 

 https://lh3.googleusercontent.com/-s37Eg2z879Q/Vilo5BcBXEI/AAAAAAAAArk/VSzCaADzj-4/w767-h572/the_legendary_shadow_wolf_by_sacredtears210-d3krpqh%2B%25281%2529-1.png

- Krzyknęłam na niego groźnie. Czułam wystraszony wzrok nawet swoich z watahy. Wyciągnęłam ze wszystkich cieni macki i zaczęłam dusić basiora który zabił mojego ukochanego...
- Wiesz co? - mój głos brzmiał dojrzale i mrocznie - jesteś w błędzie jeśli uważasz, że twoje moce są najlepsze... - ścisnęłam go mocniej i rozerwałam na pół. Popatrzyłam na wszystkie wilki z watahy Asai. Dużo pobiegło w moją stronę. Wszystkich przebiłam cierniami z cieni, a kiedy dokonałam zemsty zrobiłam się normalna i straciłam przytomność. Upadłam na kałużę krwi. Upadłam na kałużę krwi Kasumego. Upadłam koło niego i jego martwego ciała.  

*****

Obudziłam się w wilczym szpitalu w opatrunkach... rozglądnęłam się i widziałam więcej wilków.
- C... co się stało? - spytałam.
- Straciłaś przytomność... wiesz twój wyczyn z cierniami był niezły. Sądziliśmy, że nie masz mocy - odparł jakiś basior.
- Więc... więc to nie był sen...? - poczułam jak łzy poleciały mi do oczu. Kasume... on... on nie żyje... poświęcił się dla mnie. Ledwo wstałam i podeszłam do wejścia do szpitala. Zaczęłam słyszeć wiwaty i poszłam w stronę wiwatów. Dowiedziałam się, że Asai nie żyje. Ale jak?! Kto ma taki talent, by to zrobić?! Ktokolwiek to zrobił nie powinien się wychylać... Postanowiłam porozmawiać z Alfą na temat tego co się wydarzyło. O śmierci nieśmiertelnej i o jej planie, który nie wypalił. Wkurzyłam się na nią i wdałyśmy się w kłótnie. Ta odeszła nawet bez dania mi powiedziała słowa. Gdy odchodziła zrobiło mi się jej żal. Poszłam na zewnątrz i popatrzyłam w górę na pełnie księżyca i zaczęłam wyć w stronę księżyca. Zobaczyłam przed sobą ducha Kasume. Wyszeptał mi coś do ucha i pocałował po czym rozpłynął się niczym moje łzy na niebie... nigdy nie zapomnę o nim... nigdy nie zapomnę o tym, że dzięki niemu odkryłam moc...
Nigdy nie zapomnę o tym jak się poświęcił dla mnie...

<Nie pytajcie co Kasume jej powiedział. Dowiecie się z czasem :D>

Uwagi: Powtórzenia i przecinki. Wciąż znalazłam mnóstwo niedociągnięć... "Co chwilę umierał jakiś basior lub wadera, a Alfa starała się walczyć." - to trochę tak, jakby we watasze było ponad tysiąc wilków, a nie jedynie 30. Poza tym zastanawia mnie pewna rzecz... Jest tak, że główny bohater zabija bez żadnych uczuć. Wszyscy padają jak muchy. Nie sprawiają oporu, póki nie zjawi się boss lub miniboss. Wszyscy inni są beznadziejnie słabi, bez względu na rangę i poziom mocy. Była mowa, że jest ich więcej i są doskonale szkoleni, a wilki z WMW mają tylko wiedzę podstawową, która pozwala im się bronić, ale niekoniecznie atakować. Często czytam sceny z typu, że "walczyła dzielnie i zabijała kolejne wrogie wilki". Te wilki są tak bezmózgie, że nie sprawiają kłopotów? A wilki z WMW tak dobrze wyszkolone, że swoim sprytem i umiejętnościami przewyższają wszystkich wrogów?

Alfie "Światłość w ciemności świeci" cz. 1

Już od samego początku moje życie było pełne smutku. Byłam w watasze wilków... już nawet nie pamiętam jej nazwy. Byłam szczęśliwą wilczycą. Żyłam beztrosko, myślałam, że już tak będzie zawsze, ale nie wiedziałam co jeszcze mi zgotuje los...
Pewnego późnego wieczora, kiedy moi rodzice myśleli, że już śpię, wyszłam z jaskini. Pobiegłam nad jezioro. Kochałam to miejsce. Woda była tak przejrzysta i czysta, wokół rosły wysokie drzewa, z korony drzew, było słychać śpiew ptaków. Zawsze przychodziłam to we dnie, jednak nie wiedziałam, że wieczory mogą być tak piękne. Zimny, nocny wiatr podmuchiwał lekko kołysząc od czasu do czasu moją gęstą sierść. Była cisza, słychać było jedynie szum wody i głuche huczenie starej sowy. Niebo miało kolor granatowy, tysiące gwiazd mrugało niczym stado świetlików. Nie wyobrażałam sobie piękniejszego miejsca.
Nagle usłyszałam wycie wilka. Nie przypominało to jednak głosu żadnego z mojej watahy, co najgorsze, zbliżał się. Po chwili zobaczyłam czarną sylwetkę wilka o czerwonej grzywie i lśniących kłach. Zaczął warczeć. Pojawiło się jeszcze wiele innych, podobnych wilków, które mnie otoczyły i krążyły wokół mnie. Domyśliłam się, że wilk którego zobaczyłam na początku jest Alfą. Nie wiedziałam co robić.
- A kto tu nas odwiedził? - zapytał drwiąco
- Nie ważne kto, wygląda apetycznie... - powiedział inny wilk.
Prześlizgnęłam się pod jakimś wilkiem i zaczęłam uciekać.
- Jaka ja jestem cholernie głupia! - wykrzyknęłam. Właśnie zdałam sobie sprawę, że to nie jest teren mojej watahy. To jest pułapka!
Mimo tego, że całkiem szybko biegłam, stado wrogich wilków z łatwością mnie dogoniło. Uciekałam w kierunku watahy co było wielkim błędem, ale jeszcze w tedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Zdążyłam jeszcze krzyknąć najgłośniej jak potrafiłam "Ratuuunku! Wroga wataha!!!".
Moi rodzice poznali ten głos. Oboje wyruszyli mi na ratunek. Nastał wielki chaos. Cała wataha drżała. Samice uciekały z dziećmi do kryjówek, samce przystąpili do ataku.
Samiec Alfa popatrzył na mnie surowo. Wrogi wilk chwycił mnie w zęby. Moja matka chciała mnie uratować, udało jej się, ale sama zginęła...
Tego dnia wszystko się zmieniło. Wataha na pewno nie chciała już widzieć głupiego szczeniaka, który sprowadził na nią wielkie kłopoty, prawdopodobnie nawet ją zniszczył. Postanowiłam uciec i zostać samotnikiem. Tak dorastałam. Nauczyłam się walczyć, nie miałam sobie równych. Czasem przydawało mi się to, gdy myśliwi chcieli mnie upolować, bo nigdy nie widzieli takiego stworzenia, lub podczas pojedynków gdzie mogłam wygrać jakieś przedmioty. Zwykle przyjmowałam lekarstwa, ponieważ miałam słabą odporność i skłonność do alergii, dlatego często chorowałam. Nauczyłam się także szybko biegać oraz pływać.
Podczas zajęć nigdy nie pomyślałam tak szczerze o swoim życiu. Gdzieś tam, w głębi duszy czułam się samotna. Bardzo samotna. Pragnęłam się do kogoś przytulić, znaleźć bratnią duszę, wystarczyłaby mi nawet zwykła rozmowa o pogodzie. Cokolwiek. Ale nic z tego, byłam nieufna.
Pewnej nocy byłam już bardzo zmęczona. Położyłam się w swojej norze i prawie natychmiast zasnęłam. We śnie ukazała mi się matka. Powiedziała: "Dość już tej żałoby. Nie możesz żyć przeszłością. Idź, dołącz do Watahy Magicznych Wilków, tam odmieni się twoje życie...". Obudziłam się. Był wczesny poranek. Słońce dopiero wschodziło. "Wataha Magicznych Wilków?" - od razu zadałam sobie to pytanie "muszę ją odnaleźć".
Przewidziałam, że to będzie długa podróż i prawdopodobnie już nigdy tu nie wrócę, więc wzięłam z nory torbę, którą wygrałam na jednym z pojedynków i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Zioła, jedzenie, puste, małe miseczki i bransoleta mojej matki... Podarowała mi ją gdy umierała. Założyłam ją na łapę. Poczułam jej obecność. Dodała mi siły. Zorientowałam się, że jedzenie nie wystarczy mi na długo, więc poszłam jeszcze do lasu pozbierać owoce leśne. Umyłam się w jeziorze, wytrzepałam z resztę kropelek z mojej sierści i napiłam się wody ze strumyka. Stwierdziłam, że nie wiadomo jakie warunki na mnie czekają, więc wlałam sobie wody do słoika, tak na wszelki wypadek.
Ruszyłam w drogę. Maszerowałam przez trzy dni, każdy dzień był taki sam, ale byłam wytrwała. Wiedziałam, że nie mogę protestować na wolę mojej matki. Ukazywała mi się każdej nocy, powtarzała ciągle te same słowa. Ale jak jeszcze daleko mam iść? Tego nie wiedziałam.
Następnego dnia zobaczyłam niezwykłą wilczycę. Miała grzywę, tak dawno nie widziałam wilka z grzywą! To musiał być magiczny wilk.
- A więc Alfie, jesteś na miejscu!

CDN

Uwagi: "Wprawdzie" piszemy razem. Wrzosowa Łąka, tak więc powinnaś ją pisać z wielkich liter.  "W wataszy"... skąd to się w ogóle wzięło? "W watasze" jak już. Można stawiać do max. 3 wykrzykników, a nie 5. "Następnego dnia zobaczyłam dwa niezwykłą wilczycę." - cooo?