Gdy
dowiedziałam się o wojnie, natychmiast pobiegłam na przyszykowania. Nie
wiem ile zrobię dla watahy... pewnie prawię nic, w końcu co może zrobić
taka wadera jak ja? Bez mocy i... Nie ważne. Wzięłam broń w pysk po
jakimś martwym wilku z watahy Asai i pobiegłam na teren bitwy. Widziałam
wiele martwych wilków z naszej watahy i watahy wroga. Biegnąc czułam na
łapach krew... to uczucie chodzenia po czerwonej wodzie dawało mi we
znaki, że biegnę na śmierć... ale kogo obchodzi moja śmierć? Co chwilę
ktoś umiera, a moja śmierć będzie najmniej dramatyczna...
- Riven... to może być mój ostatni dźwięk więc... - mówiłam
do niego w myślach smętnym głosem, ale mi przerwał i próbował
pocieszyć. Biegłam i dotarłam na teren bitwy. Co chwilę umierał jakiś
basior lub wadera, a Alfa starała się walczyć. Pobiegłam i zaczęłam
walczyć razem z nimi. Walka była zatarta. Dostałam wiele ran na pysku,
łapach... Poczułam smak krwi w pysku, ale nie odpuszczałam. Wnet
zobaczyłam Katsume, który udawał, że zabija naszych. Pobiegłam do niego.
-
Katsume! - zatrzymałam się przy nim i opuściłam broń która natychmiast
zniknęła - nie powinno Cię tu być! Asai Cię zabije jak się dowiesz,
że...
- Trudno. Nie mam zamiaru zabijać wilki z watahy mojej
przyjaciółki... - uśmiechnął się. Też się uśmiechnęłam i zaczęliśmy
razem walczyć ramię w ramię.
- Kirke! Co ty robisz?! Jak
mogłaś nas zdradzić?! - usłyszałam głos Sary, ale zignorowałam go i
skoczyłam na wilka z watahy Asai i sztyletem leżącym na ziemi oddałam mu
cios w serce tak, że krew wyprysnęła w mój pysk, a sztylet zniknął.
Poczułam smak zwycięstwa i nie przestałam atakować wilki. Rozdzieliłam
się z Kasume. Nasza walka była zatarta. Widziałam wokół wilki które
krzyczą, piszczą i konają z bólu. Mnie to nie dotyczyło. Miałam brudne
futro od krwi, ale nie umierałam. Walczyłam dla dobra watahy. Stanęłam
ramię w ramię ze swoimi i razem chroniliśmy swój teren. Czułam się
potrzebna. Jak umrę to mnie zapamiętają. Wybiegłam na pięć wilków i mimo
ran każdemu oddałam cios. Poczułam jak jakiś wilk biegnie na mnie.
Odwróciłam się i zobaczyłam jego gniew w oczach, pianę w pyskach i
ochotę zemsty za zabicie jego braci. Zostałam sparaliżowana. Jego wzrok
mnie wystraszył. Puściłam broń i czekałam na śmierć, zamknęłam oczy i...
nic. Otworzyłam oczy, a prze de mną stał przebity na wylot cieniem
Kasume.
- Kasume! - krzyknęłam i opadłam koło niego, ledwo żyjącego Kasume - Czemu to zrobiłeś...?
-
Ty... tylko ja mogę Cię zabić, pamiętasz? - powiedział cicho i z
uśmiechem. Wtedy zrozumiałam... On... on nie mówił tego tylko dla tego,
że mnie nienawidzi... no może na początku, ale on to mówił, bo...
- Kasume... proszę nie... nie rób mi tego... - zaczęłam płakać nad jego ciałem. Otarł mi krwawiącą łapą łzy.
-
Nie chce Cię takiej pamiętać, Kirke... - uśmiechnął się - zawszę będę
przy tobie Kirke, rozumiesz? Pamiętaj. Jak będziesz potrzebowała pomocy
pamiętaj, że jestem przy tobie nawet po śmierci... - Kasume przybliżył
ostatnimi siłami pysk do mojego i... pocałował mnie... Kasume mnie
kocha... zrozumiałam to teraz...
- Żegnaj... Pamiętaj Kirke... P... - nie dokończył słów... Umarł...
- Nie... - patrzyłam na jego wykrwawiające się ciało - NIE!!! - krzyknęłam z łzami i popatrzyłam na wilka który to zrobił.
- Ty... - wstałam i zaczęłam iść w jego stronę. On się cofał przerażony.
-
Sądzisz, że ty jesteś taki twardy zabijając Kasume? Czy ty naprawdę
sądzisz, że nikt za nim nie będzie płakał? - mój głos zrobił się
mroczniejszy, a ja uśmiechnęłam się mrocznie - wcale nie... - moja
sierść zaczęła robić się czarna, a moje oczy zrobiły się czerwone.
- Krzyknęłam na niego groźnie. Czułam wystraszony wzrok nawet swoich z watahy. Wyciągnęłam ze wszystkich cieni macki i zaczęłam dusić basiora który zabił mojego ukochanego...
- Wiesz co? - mój głos
brzmiał dojrzale i mrocznie - jesteś w błędzie jeśli uważasz, że twoje
moce są najlepsze... - ścisnęłam go mocniej i rozerwałam na pół.
Popatrzyłam na wszystkie wilki z watahy Asai. Dużo pobiegło w moją
stronę. Wszystkich przebiłam cierniami z cieni, a kiedy dokonałam zemsty
zrobiłam się normalna i straciłam przytomność. Upadłam na kałużę krwi.
Upadłam na kałużę krwi Kasumego. Upadłam koło niego i jego martwego
ciała.
*****
Obudziłam się w wilczym szpitalu w opatrunkach... rozglądnęłam się i widziałam więcej wilków.
- C... co się stało? - spytałam.
- Straciłaś przytomność... wiesz twój wyczyn z cierniami był niezły. Sądziliśmy, że nie masz mocy - odparł jakiś basior.
-
Więc... więc to nie był sen...? - poczułam jak łzy poleciały mi do
oczu. Kasume... on... on nie żyje... poświęcił się dla mnie. Ledwo
wstałam i podeszłam do wejścia do szpitala. Zaczęłam słyszeć wiwaty i
poszłam w stronę wiwatów. Dowiedziałam się, że Asai nie żyje. Ale jak?!
Kto ma taki talent, by to zrobić?! Ktokolwiek to zrobił nie powinien się
wychylać... Postanowiłam porozmawiać z Alfą na temat tego co się
wydarzyło. O śmierci nieśmiertelnej i o
jej planie, który nie wypalił. Wkurzyłam się na nią i wdałyśmy się w
kłótnie. Ta odeszła nawet bez dania mi powiedziała słowa. Gdy odchodziła
zrobiło mi się jej żal. Poszłam na zewnątrz i popatrzyłam w górę na
pełnie księżyca i zaczęłam wyć w stronę księżyca. Zobaczyłam przed sobą
ducha Kasume. Wyszeptał mi coś do ucha i pocałował po czym rozpłynął się
niczym moje łzy na niebie... nigdy nie zapomnę o nim... nigdy nie
zapomnę o tym, że dzięki niemu odkryłam moc...
Nigdy nie zapomnę o tym jak się poświęcił dla mnie...
<Nie pytajcie co Kasume jej powiedział. Dowiecie się z czasem :D>
Uwagi: Powtórzenia i przecinki. Wciąż znalazłam mnóstwo niedociągnięć... "Co chwilę umierał jakiś basior lub wadera, a Alfa starała się walczyć." - to trochę tak, jakby we watasze było ponad tysiąc wilków, a nie jedynie 30. Poza tym zastanawia mnie pewna rzecz... Jest tak, że główny bohater zabija bez żadnych uczuć. Wszyscy padają jak muchy. Nie sprawiają oporu, póki nie zjawi się boss lub miniboss. Wszyscy inni są beznadziejnie słabi, bez względu na rangę i poziom mocy. Była mowa, że jest ich więcej i są doskonale szkoleni, a wilki z WMW mają tylko wiedzę podstawową, która pozwala im się bronić, ale niekoniecznie atakować. Często czytam sceny z typu, że "walczyła dzielnie i zabijała kolejne wrogie wilki". Te wilki są tak bezmózgie, że nie sprawiają kłopotów? A wilki z WMW tak dobrze wyszkolone, że swoim sprytem i umiejętnościami przewyższają wszystkich wrogów?
Uwagi: Powtórzenia i przecinki. Wciąż znalazłam mnóstwo niedociągnięć... "Co chwilę umierał jakiś basior lub wadera, a Alfa starała się walczyć." - to trochę tak, jakby we watasze było ponad tysiąc wilków, a nie jedynie 30. Poza tym zastanawia mnie pewna rzecz... Jest tak, że główny bohater zabija bez żadnych uczuć. Wszyscy padają jak muchy. Nie sprawiają oporu, póki nie zjawi się boss lub miniboss. Wszyscy inni są beznadziejnie słabi, bez względu na rangę i poziom mocy. Była mowa, że jest ich więcej i są doskonale szkoleni, a wilki z WMW mają tylko wiedzę podstawową, która pozwala im się bronić, ale niekoniecznie atakować. Często czytam sceny z typu, że "walczyła dzielnie i zabijała kolejne wrogie wilki". Te wilki są tak bezmózgie, że nie sprawiają kłopotów? A wilki z WMW tak dobrze wyszkolone, że swoim sprytem i umiejętnościami przewyższają wszystkich wrogów?