Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 7 września 2015

Od Kiiyuko "W poszukiwaniu szczęścia" cz. 2 (cd. chętny)

 Pierwsze op. na wrześniowy Tematyczny Weekend!

- Mamo! Mamo! Przyniosłem ci kwiatki! - piszczał radośnie basiorek, z bukietem kolorowych kwiatów w pyszczku. Popatrzyłam na niego i lekko się uśmiechnęłam. Nie był to jednak uśmiech radości, a raczej osoby, która patrzyła na coś, czego sama nie mogła nigdy mieć.
- Kiiyuko, coś się stało? - zapytał Rafael, który szedł przez cały czas u mojego drugiego boku.
- Nie, wszystko w porządku... - szepnęłam. Czułam, jak moje serce przyspiesza, coraz prędzej przepompowuje krew płynącą w żyłach. Wiedziałam, że od dłuższego czasu borykam się z depresją, a nagły przypływ szczęścia dawał niezbyt przyjemny efekt.
Nie było z nami Suzi. Nie było jej, bo nie była mi ona potrzebna do pełni szczęścia. Dlaczego? A no dlatego, że miałam ją na co dzień. Wiedziałam, że z dnia na dzień mnie zostawi, że będzie zawsze. Wiedziałam, że oczekuje na mój powrót we watasze, którą założyłam blisko cztery lata temu. Dlatego nie było jej tutaj teraz. Bo tutaj miałam coś, czym nie mogłam się poszczycić na co dzień. Podniosłam łeb i zobaczyłam w oddali kilka malujących się ciemnych sylwetek. Zmarszczyłam brwi, gdyż wiedziałam, że o nikim ani o niczym więcej nie marzyłam. A może jednak? Może mam jeszcze jakieś niespełnione marzenia, tylko o tym nie wiem? Czy jest to możliwe, aby był tutaj ktoś jeszcze prócz mnie? Przyspieszyłam kroku, by jak najprędzej rozwiązać tę zagadkę.
- Kii, kochanie, gdzie tak pędzisz? - dopytywał się mój partner. Ignorowałam to pytanie, brnąc dalej na przód. Mój synek aż biegł w ślad za nami na tych swoich króciutkich łapkach, bo inaczej już dawno zostałby porzucony na pastwę losu. Sylwetki stawały się coraz wyraźniejsze: widziałam dwóch ludzi i jednego malucha.
- Kim jesteś?! - zakrzyknęłam, by dowiedzieć się jak najprędzej, z kim mam do czynienia. Postać średniego wzrostu przemieniła się w swoją wilczą formę i również zaczęła iść w moją stronę. Miała kruczoczarną sierść i była wyższa ode mnie, zapach wskazywał na to, że była to...
- Des?! - wykrzyknęłam zaskoczona, ale mimo wszystko jednak nadal zachowując zimną powagę. W moim sposobie bycia przez ostatni czas zaszły kolosalne zmiany.
- Kiiyuko? A ty co tutaj robisz? - zapytała wadera, gdy stałyśmy już pyskiem w pysk. Również w swoim tonie głosu nie zdradzała żadnych emocji.
- Czasami chciałabym pobyć sama, z własnymi myślami, a tutaj było to możliwe aż dosłownie. - wyjaśniłam.
- Mamo, kto to jest? - powiedziały chórem szczeniaki. I mój Michael i... Właśnie, kim był ten drugi? Popatrzyłam pytająco na Desari. Miała syna?
- Nathanielu, proszę, bądź miły dla Kiiyuko. - zwróciła się do niego.
- Desari, powiedz mi, proszę... Miałaś syna o imieniu Nathaniel? - wyszeptałam poruszona. Moje serce teraz waliło jak oszalałe. Wadera popatrzyła na mnie w głębokim skupieniu, jakby zastanawiała się, czy warto mi odpowiadać, czy też nie.
- Tak.
To wystarczyło. Patrzyłam na małą, puchatą kulkę, jak się okazało będącą synem Desari. Mimowolnie poczułam, jak łza spływa po moim policzku. Zapewne basior, który teraz do niej podszedł i również patrzył na nas wszystkich zdezorientowany, był jej partnerem. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę, iż ja i moja właściwie już przyjaciółka jesteśmy do siebie podobne. Nie wiedziałyśmy o sobie wszystkiego, ale nasz życiorys najwyraźniej mimo pozorów był niemalże taki sam. Zmusiłam się do sztucznego uśmiechu, jaki okazywałam dotychczas wszystkim we Watasze Magicznych Wilków. Miałam go już opanowanego do perfekcji.
- Możesz mnie przedstawić nowo przybyłemu? Nie wydaje mi się, abym go znała.
- To jest Kovu, ojciec Nathaniela... - powiedziała. Było widać, że wyjątkowo ją boli to, że musi to mówić. Aż cisnęło mi się na usta pytanie, czy Percy wiedział o tym, ale nie chciałam jej dobić bardziej myślą o ukochanym, który zmuszony był odejść.
- Mamo? Mogę się pobawić z Nathanielem? - zapytał po chwili milczenia Michaelek.
- Mów mi Nati! - oznajmił mały, wypinając dumnie pierś. Mój synek się zaśmiał.
- A mi Mike!
Lekko się uśmiechnęłam. Skinęłam na brązowego basiorka, a ten radośnie pomachał ogonkiem i już chwilę później tarzał się z nowym kolegą w wysokiej trawie, symulując bitwę. Cała Dolina Cudów i Marzeń była teraz skąpana w pomarańczowym świetle, tak samo jak niebo, które z żółtego przechodziło do różu i błękitu, aż w końcu do granatu posypanym srebrnymi gwiazdami. Tutaj wszystko zdawało się być niezwykłe. Nawet księżyc, który już był widoczny. Mieliśmy pełnię. Des również obserwowała z uwagą nasze dzieci, tak samo jak i ja.
- Tęsknisz za Michaelem, prawda? - zapytała po chwili.
- Owszem.
Westchnęłam.
- Chociaż ciężko to nazwać tęsknotą, bo Michael jest wilkiem, którego nigdy nie miałam okazji poznać naprawdę. Wiedziałam tylko, jak wygląda, a reszta pozostaje tylko i wyłącznie moim domysłem...
- Podobnie jak ja i Nathaniel... Bardzo szybko go straciłam... Nawet nie wiem, jaki jest teraz... i czy w ogóle żyje.
- Całkowicie cię rozumiem...
Zapanowała cisza. Niebo stało się już kompletnie ciemne, a my nadal stałyśmy. W tej samej chwili kątem oka dostrzegłam dziwną postać przyglądającą się nam zza drzewa. Była to blada dziewczyna z długimi, prostymi włosami.
- DoCuMa? - szepnęłam. Dziewczyna szybko się cofnęła i bezszelestnie uciekła, śmiejąc się cicho.
- Słucham? - zapytała Desari.
- Chyba musimy już... iść... - odpowiedziałam. Wadera odwróciła głowę w stronę wciąż roześmianych szczeniaków. Wiedziałam, że nie chce wracać i walczyła z poczuciem obowiązku a własnymi pragnieniami. Nasi partnerzy również ich obserwowali z uśmiechami na pyskach, lecz kawałek dalej. Poczułam w sercu dziwną pustkę. Rzekomo kraina ta miała przynosić wieczne szczęście i radość, ale ja z jakiegoś powodu nie czułam niczego z tego rodzaju. Nie czułam kompletnie nic. To było naprawdę przerażające. Zero wzruszenia, brak radości... Z zamyślenia wyrwała mnie Des, która już wyczarowała portal i skinieniem łapy wskazała, bym ruszyła jako pierwsza. Nie odpowiadając zrobiłam to, co nakazała.
Nie powitało mnie tak jak zwykle wychodząc stamtąd przygnębiające wrażenie niedosytu, tylko dosłowny upadek na trawę. Leżałam i nie mogłam się podnieść. Desari chwilę później również przeszła przez biały portal, a następnie go zamknęła i popatrzyła na mnie. Uniosła brwi w zdumieniu.
- Kiiyuko...? - zapytała, ale nie skończyła, bo już się podniosłam. Łapy miałam mocno roztrzęsione, a serce łomotało jak oszalałe. Samo wrażenie było tak przeraźliwie uderzające w duszę, że zaczęłam płakać. Tak zupełnie bez powodu. Des obserwowała mnie, nie wiedząc chyba, co zrobić. Nie dziwiłam się jej. Dopiero po chwili zorientowałam się, dlaczego łzy popłynęły po moich policzkach: już wcześniej podświadomie ujrzałam rozmazaną, lecz lśniącą na błękitno postać. Rafael. Już mam zwidy... Oszalałam do całej reszty... Pisnęłam i pobiegłam przed siebie. Nie potrafiłam wytłumaczyć w żaden logiczny sposób moich działań. Nie widziałam prawie nic, przez fakt, że był środek nocy, a ja nie miałam zbyt dobrego wzorku. Łzy nie ułatwiały sprawy.
Biegłam, choć nie wiedziałam dokąd. Nie potrafię przed tym uciec. Nie ucieknę przed wyrzutami sumienia, nieodwrotnego bólu i ciężaru na sercu. Nie ma na to lekarstwa. Zabiłam go. Straciłam syna. To już nie miało żadnych nadziei, że wrócą. W dodatku zaczęłam mieć dziwne widzenia. Jeśli jednak to rzeczywiście był duch, to przyszedł, by mi przypominać o tym, że jestem zimnokrwistą morderczynią. Że jestem potworem. Że nikt mnie już nie pokocha.
Nie widząc wystającego korzenia, upadłam. Leżałam tak przez kilka chwil odrętwiała, z pyskiem mokrym od łez. Później podniosłam się, nadal się trzęsąc. Moim oczom ukazało się niezwykłe niebo, na którym spadały dziesiątki gwiazd, niektóre z nich wpadały do jeziora, które rozciągało się kilka metrów ode mnie. Tafla wody mimo pozorów była gładka jak lustro i odbijała wszystko inne. Zaintrygowana, powstrzymując łzy podeszłam bliżej. Ujrzałam siebie. Nie rozmazaną, jak we większości przypadków bywało, a całkowicie wyraźną. A może to nie była woda, a rzeczywiście lustro? Wyciągnęłam łapę przed siebie, by to sprawdzić i zamoczyłam ją w chłodnej wodzie. Zemdlałam.

***
- Kiiyuko! - usłyszałam zniekształcone głosy. Chcąc się jak najprędzej dowiedzieć, któż tak krzyczał imię swojej przyjaciółki, otworzyłam delikatnie oczy. Ujrzałam przed sobą obce pyski.
- Otworzyła oczy! - zakrzyknęła jakaś biało-niebieska wadera. Zmarszczyłam brwi.
- Gdzie ja jestem...? - mruknęłam.
- W wilczym szpitalu.
Mój wzrok podążył po kolejnych obcych pyskach. Nikogo z nich nawet nie byłam w stanie skojarzyć.
- Kim jest Kiiyuko? - zapytałam po chwili. Wadera wytrzeszczyła oczy.
- Jak to, kto? Nie wiesz, że to twoje imię?
- A, no tak. - zmarszczyłam jeszcze bardziej brwi, udając, że już zrozumiałam, o czym mowa. Od kiedy się tak nazywałam? Niczego takiego sobie nie przypominałam. Cóż, może jest jeszcze więcej rzeczy, o których nie zdaję sobie sprawy. Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- A wam jak na imię?
Jeden z wilków stracił przytomność, choć nie miałam pojęcia dlaczego.
- Ja jestem Astrid. - powiedziała zmartwiona wadera, która zaczęła ze mną rozmowę najwcześniej ze wszystkich.
- Nie pamiętasz nas? - zapytała smętnie czarna wadera.
- Jak to nie pamiętam? Nie znam was. - rzekłam zdezorientowana. Na przód przepchnął się jakiś szaro-czarno-czerwony basior, który natychmiast przyłożył łapę do mojego czoła, zupełnie jakby mierzył mi gorączkę.
- Wszystko ok, czuję się wspaniale. Nie wiem, po co to całe zamieszanie. - zaśmiałam się.
- Straciła pamięć. - oświadczył basior, zabierając łapę z mojego czoła. Wszyscy patrzyli na mnie osłupieni. Panowała martwa cisza. Chyba nie spodziewali się takiej diagnozy. Szczerze powiedziawszy, to ja też. Wcześniej byłam kimś innym? A może to moi przyjaciele z watahy? W jednej chwili posmutniałam.
- Jesteście moimi przyjaciółmi, prawda? I zapomniałam o was?
Popatrzyli na siebie, jakby bez słowa naradzali się, co mają mi odpowiedzieć.
- Można tak powiedzieć... - oznajmiła biało-szara wadera. - Ja jestem Mizuki, to jest Kai, tu Desari, dalej Yusuf, Sora, Sohara, Yui, Ice, Kazuma i Suzanna.
Mizuki wskazywała na kolejne to wilki, a te dawały znak o sobie skromnym skinieniem głowy. Na szczęście nie dokuczał mi problem związany z brakiem umiejętności zapamiętywania wielu imion na raz, więc zapamiętałam je i skojarzyłam z poszczególnymi osobami niemalże od razu. Wstałam z prowizorycznego leżyska.
- Mogę wiedzieć, w jakiej watasze się znajdujemy?
- Wataha Magicznych Wilków... - wyjaśniła niepewnie Sora.
- Super nazwa! A dużo jest tutaj wilków?
- No, dość sporo...
- To świetnie! Wszystkich znałam?
- Zdaje się, że tak. - wtrąciła Sohara.
- W takim razie dziś wieczorem urządzimy dyskotekę, co wy na to? - uśmiechnęłam się radośnie. Patrzyli na mnie w coraz większym osłupieniu. Suzanna aż z wrażenia zatoczyła się w bok i oparła o wejście do jaskini.
- Wszystko ok? - zapytałam.
- Tak, tak... - powiedziała cicho. Była w głębokim szoku.
- Na pewno? - Podeszłam bliżej.
- Na pewno.
Położyłam jej łapę na ramieniu.
- W takim razie jestem z tego powodu bardzo zadowolona i spodziewam się was o zachodzie słońca... E... Ktoś mógłby mnie oprowadzić? Nie bardzo wiem, gdzie co się znajduje i bardzo bym chciała, aby ktoś mi pomógł w przygotowywaniach.
Wilki popatrzyły po sobie. W końcu łapę podniosła Kazuma. Wilki popatrzyły na siebie po raz pierwszy mocno zszokowane. Uśmiechnęłam się do niej.
- Mogę oprowadzić, ale nie będę w niczym więcej pomagać. - warknęła.
- Spoko, czaję. To jak, idziemy?
- Tsa... - mruknęła i wyszła z zatłoczonej jaskini, ja zaraz za nią. Po kilku sekundach zatrzymałam się i popatrzyłam na widoki rozciągające się dookoła. Wilczy szpital znajdował się na jakimś wzgórzu, więc wszystko z tego punktu było idealnie widać. Tereny były zachwycające... Nigdy w życiu nie widziałam tak oszałamiających widoków.
- Łał... - powiedziałam. Kazuma prychnęła.
- Idziesz, czy dalej będziesz stała jak ten kołek w miejscu?
- Jasne, idę już, idę. - odpowiedziałam pospiesznie, a później tak jak zadeklarowałam, podążyłam za popielatą waderą. Wyglądała na wyjątkowo nieszczęśliwą. Nie lubiłam, gdy wilki były tak pokaleczone i wychudzone jak ona.
- Em... Może ci pomóc wyciągnąć ten drut kolczasty z ogona? - zapytałam niepewnie. Wadera popatrzyła na mnie rozgniewana.
- Nie.
- Dlaczego? Musi cię naprawdę kaleczyć.
- Ale nie kaleczy.
- Jak to nie? Przecież widzę. - rzekłam, nie spuszczając jej ogona z oczu. 
- To... - wadera się zawahała. Patrzyłam na nią z zainteresowaniem. - ...pokuta za moje grzechy.
- Pokuta? Jakie grzechy?
- Nie ważne... - zakaszlała. Była przeziębiona? - Nic już nie jest ważne. Wiem, że niebawem stąd odejdę i już nic nie będzie miało dla mnie znaczenia.
- Dlaczego masz odejść? Nie podoba ci się tutaj?
Wadera posłała mi wymuszony uśmiech. A może to była próba okazania radości po długim czasie bycia nieszczęśliwą?
- Sama już nie wiem. Po prostu jestem śmiertelnie chora i wiem, że już powoli czas na mnie.
Popatrzyłam na nią zmartwiona, ale ona kontynuowała swoją przemowę:
- Pamiętam, jak rok temu mnie tędy oprowadzałaś. Nie podobało mi się tutaj. Teraz... teraz czuję do ciebie dziwną litość. Nie mam pojęcia dlaczego.
- A może jesteśmy siostrami? - zażartowałam. - Ja też często odczuwam nastroje, których nie potrafię wyjaśnić.
Wadera nie odpowiedziała.
- Mogłabyś mi opowiedzieć nieco o "starej mnie"?
Znowu cisza. Kazuma się zastanawiała, co odpowiedzieć.
- Urodziłaś się w Królestwie Pór Roku. Miałaś młodszą siostrę. Byłaś Wilkiem Pogody. Z czasem sama zadecydowałaś o przeniesieniu się na Ziemię i tak trafiłaś tutaj.
- Och! To naprawdę fascynujące! - podekscytowałam się. Kazuma po raz kolejny posłała mi ten swój skwaszony uśmiech.
- W każdym razie potrafię ci powiedzieć tyle, że byłaś wilkiem miliard razy lepszym wilkiem ode mnie.
- Dlaczego tak uważasz? Nikt nie jest zły i nie powinnaś tak myśleć o sobie. Nie ma rzeczy, której by się nie dało naprawić.
- Tak tylko ci się wydaje...
- Ale... - nie skończyłam, bo wadera zatkała mi pysk łapą.
- Dotarłyśmy do Wodopoju, dalej strumyk prowadzi do Wodospadu, w którym możemy wziąć kąpiel, Jezioro i ujście rzeki na Plaży.
- Będę mogła to wszystko zobaczyć?
- Tak, ale dopiero po tym, jak cię oprowadzę. - wywróciła oczami, jakby to było oczywiste.
- A, ok.
***
Po wyjątkowo skromnym oprowadzaniu, stwierdziłam w końcu, że urządzę wcześniej obiecywaną dyskotekę na Plaży Wschodniej. Wydawała się być najbardziej obiecująca. Usiadłam na piasku i zaczęłam się zastanawiać, jak mogłabym to wszystko przyozdobić i rozkręcić imprezę. Może by tak kogoś zapytać o pomoc? - pomyślałam, a chwilę później stwierdziłam, że to całkiem niezły pomysł i pobiegłam w stronę terenu, na którym według Kazumy znajdowały się jaskinie innych wilków. Spotkałam trzy wilki idące w tym kierunku. Najwyraźniej szara wadera musiała im już powiedzieć o tym, gdzie koniec końców miało się rozpocząć świętowanie bez żadnej okazji.
- Cześć! Może wiecie co zrobić, aby było bardziej kolorowo? Jakieś balony, sempertyny, konfetti, cokolwiek? Jedzenie, muzyka? Bo wiecie, robię imprezę i nie wiem, jak się do tego zabrać. Pomożecie?

 <Chętny? Tylko pamiętajcie, że Kii straciła pamięć i ma inny charakter. Zdążyła poznać na nowo tylko Mizuki, Kai'ego, Desari, Yusuf'a, Sorę, Soharę, Yui, Ice, Kazumę, Suzannę i Astrid. Zapomniałam wspomnieć, że za op. na Tematyczny Weekend dostaje się 2 razy więcej pkt. i SG za op.>