Patrzyłam z przerażeniem w ślad za Cyndim. Ranię innych podświadomie. Jest coraz gorzej. Wybuchnęłam jeszcze większym płaczem. To wszystko moja i tylko i wyłącznie moja wina! Mam coraz bardziej dosyć samej siebie! Jak się oszpecić tak, żeby żaden basior na mnie już nie spojrzał? Popatrzyć sobie twarz? Wydłubać oczy? Nie, to bez sensu. Nie byłabym w stanie tego sobie zrobić. Poczłapałam smętnie do swojej jaskini. Miałam uczucie, jakbym miała zaraz zemdleć. To wszystko przez ten płacz. Nie marzyłam teraz o niczym innym, jak położyć się i spać. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Objęcia Morfeusza porwały mnie niemalże natychmiastowo...
<Cyndi?>
Zacieśnianie więzi
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)
sobota, 27 grudnia 2014
Od Wondersa "Jak dołączyłem do watahy" cz.1
Była zimna noc, byłem sam w norce, nie miałem nawet rodziny, przez otwór
padał śnieg, a na zewnątrz przechodziła mała wilczyca. Chciałem jej pomóc, ale pomyślałem: a co jeżeli ona jest zła? Więc jej nie pomogłem,
musiała sama zapolować na jelenie, nagle jeden z małych jeleni kopnął ją
w głowę, kiedy przekręciła łepek w stronę mojej norki miała na pyszczku
ranę otwartą, sączyło się z niej trochę krwi.
- Czy to Telleni? - wyszeptałem pod nosem
- Nie, to niemożliwe, ale miesiąc temu zaatakowały ją i jej rodzinę stado, zabiły jej rodziców i siostrę, chyba.
Wtedy pomyślałem, czy jej teraz nie pomóc. Może to nie ona? Skąd mam to wiedzieć?
Mała wilczyca przeszła później dwa kilometry (podążałem za nią) i wdrapała się na drzewo.
- Raczej nie ona, ona tak nie potrafi wdrapać się na drzewo sama.
Od razu zasnąłem, śnił mi się ten moment kiedy jej nie pomogłem, jak kopnął ją ten jeleń, byłem przerażony. Nigdy nie śniło mi się nic takiego
- AAA! O Boże... to był tylko sen. Jest już ranek, raczej jej nie ma.
Wyjrzałem z norki i faktycznie, nie było jej.
- Jestem głodny... Muszę iść po coś do jedzenia. Tylko gdzie jest jakiekolwiek jedzenie? Może w środku lasu coś jest? Przynajmniej jeden zając. Może mi sie poszczęści?
Nagle przede mną stanął basior w moim wieku
-Kim jesteś? - spytałem z przerażeniem
- Jestem Simbo, a ty?
- Wonders.
- Miło mi Cię poznać Wonders, masz rodzine?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć, bo... nie wiedziałem czy żyją.
- Nie.
- Ja też nikogo nie mam.
- Więc jedziemy tym samym wagonem.
- Na to wygląda.
- Szukam wilczycy o imieniu Telleni, może ją widziałeś? Ma tylko trzy miesiące.
Już miałem powiedzieć ''nie'' ale ją widziałem, trudno było mi skłamać
- Tak, poszła w tą stronę. - wskazałem łapką drzewo
- Ale tam jest krew, na pewno to była ona?
- Tak, to była ona. - spuściłem łepek w dół.
- A co jej się stało?
- Kopnął ją jeleń.
- DOROSŁY?!?
- Nie, taki średni.
- O Boże, o Boże, o Boże, O BOŻE! W CO JĄ KOPNĄŁ?!
-W głowe - odpowiedziałem przerażony
- POMOGŁEŚ JEJ!?
-Nie - odpowiedziałem naprawdę przerażony.
-COŚ TY NAROBIŁ!? ONA JEST JESZCZE SZCZENIAKIEM! JEST MŁODSZA OD CIEBIE, ONA TYLE PRZESZŁA A TY JĄ JESZCZE ZOSTAWIŁEŚ W POTRZEBIE!!
- Tak... Zostawiłem ją - przekręciłem łepek w lewo zamykając oczy.
- TY ĆWOKU!! - zaczął biec w moją stronę z wyszczerzonymi zębami.
- Ooo nie... TRZEBA UCIEKAĆ!
Uciekałem ile sił miałem w łapach, choć Simbo ciągle mnie doganiał, nagle ostro skręciłem w prawo, a Simbo wpadł prosto w krzaki
- Zgubiłem go... - wyszeptałem zasapany - Raczej na długo. Mam taką nadzieje.
- TY, WONDERS! LEPIEJ UCIEKAJ!
<C.D.N.>
- Czy to Telleni? - wyszeptałem pod nosem
- Nie, to niemożliwe, ale miesiąc temu zaatakowały ją i jej rodzinę stado, zabiły jej rodziców i siostrę, chyba.
Wtedy pomyślałem, czy jej teraz nie pomóc. Może to nie ona? Skąd mam to wiedzieć?
Mała wilczyca przeszła później dwa kilometry (podążałem za nią) i wdrapała się na drzewo.
- Raczej nie ona, ona tak nie potrafi wdrapać się na drzewo sama.
Od razu zasnąłem, śnił mi się ten moment kiedy jej nie pomogłem, jak kopnął ją ten jeleń, byłem przerażony. Nigdy nie śniło mi się nic takiego
- AAA! O Boże... to był tylko sen. Jest już ranek, raczej jej nie ma.
Wyjrzałem z norki i faktycznie, nie było jej.
- Jestem głodny... Muszę iść po coś do jedzenia. Tylko gdzie jest jakiekolwiek jedzenie? Może w środku lasu coś jest? Przynajmniej jeden zając. Może mi sie poszczęści?
Nagle przede mną stanął basior w moim wieku
-Kim jesteś? - spytałem z przerażeniem
- Jestem Simbo, a ty?
- Wonders.
- Miło mi Cię poznać Wonders, masz rodzine?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć, bo... nie wiedziałem czy żyją.
- Nie.
- Ja też nikogo nie mam.
- Więc jedziemy tym samym wagonem.
- Na to wygląda.
- Szukam wilczycy o imieniu Telleni, może ją widziałeś? Ma tylko trzy miesiące.
Już miałem powiedzieć ''nie'' ale ją widziałem, trudno było mi skłamać
- Tak, poszła w tą stronę. - wskazałem łapką drzewo
- Ale tam jest krew, na pewno to była ona?
- Tak, to była ona. - spuściłem łepek w dół.
- A co jej się stało?
- Kopnął ją jeleń.
- DOROSŁY?!?
- Nie, taki średni.
- O Boże, o Boże, o Boże, O BOŻE! W CO JĄ KOPNĄŁ?!
-W głowe - odpowiedziałem przerażony
- POMOGŁEŚ JEJ!?
-Nie - odpowiedziałem naprawdę przerażony.
-COŚ TY NAROBIŁ!? ONA JEST JESZCZE SZCZENIAKIEM! JEST MŁODSZA OD CIEBIE, ONA TYLE PRZESZŁA A TY JĄ JESZCZE ZOSTAWIŁEŚ W POTRZEBIE!!
- Tak... Zostawiłem ją - przekręciłem łepek w lewo zamykając oczy.
- TY ĆWOKU!! - zaczął biec w moją stronę z wyszczerzonymi zębami.
- Ooo nie... TRZEBA UCIEKAĆ!
Uciekałem ile sił miałem w łapach, choć Simbo ciągle mnie doganiał, nagle ostro skręciłem w prawo, a Simbo wpadł prosto w krzaki
- Zgubiłem go... - wyszeptałem zasapany - Raczej na długo. Mam taką nadzieje.
- TY, WONDERS! LEPIEJ UCIEKAJ!
<C.D.N.>
Od Alexandra "Jak dołączyłam [Moonlight]" cz. 2 (cd. Moonlight)
- To od teraz będzie twoja jaskinia. Nieopodal mieszkają inne wilki. - wyjaśniłem wskazując łapą na dużą wnękę w kamieniu.
- Super. - odparła zaglądając z zaciekawieniem do środka.
- A jak ci się podoba nasza cała wataha?
- Jest świetna. Chciałabym poznać jak najwięcej wilków. - uśmiechnęła się. - A ty? Jak się tak właściwie nazywasz?
- Alexander, samiec Alfa Watahy Magicznych Wilków.
Wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Serio? Nie wiedziałam, że jesteś Alfą... Przepraszam. - zaczerwieniła się. Roześmiałem się.
- Nic nie szkodzi. W każdym razie wkrótce Alfa się zmieni. Wtedy będziesz musiała ją traktować z należytym szacunkiem, nie mnie.
- Twoja córka lub syn?
- Nie... - uśmiechnąłem się. - Ja jestem Alfą tylko na zastępstwo. Wcześniejsza jest na... pewnej misji.
- Jakiej misji?
- Tego nie wiem. Miejmy nadzieję, że prędko wróci.
- A jak się nazywa? - zapytała. - Głupio by było, jakbym nie wiedziała, jak nazywa się Alfa watahy, do której należę.
- Kiiyuko.
- Ah...
- Coś jeszcze chciałabyś wiedzieć?
- Raczej nie.
- Dobrze. Do zobaczenia. - odparłem odchodząc w swoim kierunku.
<Moonlight?>
- Super. - odparła zaglądając z zaciekawieniem do środka.
- A jak ci się podoba nasza cała wataha?
- Jest świetna. Chciałabym poznać jak najwięcej wilków. - uśmiechnęła się. - A ty? Jak się tak właściwie nazywasz?
- Alexander, samiec Alfa Watahy Magicznych Wilków.
Wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Serio? Nie wiedziałam, że jesteś Alfą... Przepraszam. - zaczerwieniła się. Roześmiałem się.
- Nic nie szkodzi. W każdym razie wkrótce Alfa się zmieni. Wtedy będziesz musiała ją traktować z należytym szacunkiem, nie mnie.
- Twoja córka lub syn?
- Nie... - uśmiechnąłem się. - Ja jestem Alfą tylko na zastępstwo. Wcześniejsza jest na... pewnej misji.
- Jakiej misji?
- Tego nie wiem. Miejmy nadzieję, że prędko wróci.
- A jak się nazywa? - zapytała. - Głupio by było, jakbym nie wiedziała, jak nazywa się Alfa watahy, do której należę.
- Kiiyuko.
- Ah...
- Coś jeszcze chciałabyś wiedzieć?
- Raczej nie.
- Dobrze. Do zobaczenia. - odparłem odchodząc w swoim kierunku.
<Moonlight?>
Od Telleni "Jak dołączyłam do watahy?" cz.4 (cd. Alexander lub Sohara)
Sprawy potoczyły się jak potoczyły, trafiłam do wilczycy o imieniu...
Ice? Zaniosła mnie tam jakaś wadera starsza ode mnie, miała na imię
Sohara. Od razu ją polubiłam
- Oczywiście, że się nią zajmę. - powiedziała Ice
- Dziękuję, jest jeszcze malutka, ma trzy miesiące.
- Hmm... ciekawe, jak masz na imię mała?
Siedziałam cicho bo bardzo się bałam, cała się trzęsłam ze strachu.
- Wiesz co Ice, ona się chyba boi.
- Masz rację, Sohara. A jak ona ma na imię?
- Telleni.
- Ładne imię, a ma kogoś?
- Była sama.
- No... To zobaczę co mogę zrobić. Poczekasz trochę?
- No oczywiście.
Jak Sohara wyszła z jaskini poczułam się strasznie i chciałam do niej iść, ale Ice mnie zatrzymała łapiąc za kark.
- Ej, a ty dokąd? Musze cie zbadać.
Zaczęłam piszczeć jak najgłośniej mogłam
- Ice, z Telleni wszystko w porządku? - spytała Sohara
- Po prostu się boi, może przyjdź tu, przy tobie mniej się boi.
- No dobrze, to wejdę.
Po dziesięciu minutach wyszłam stamtąd razem z Soharą. Ice powiedziała że nic mi nie będzie, straciłam troszkę krwi, ale niezbyt dużo
- Spokojnie Telleni, nic Ci nie będzie.
- Sohara?...
- Tak? - spojrzała na mnie.
- Zostanę tu? Z tobą?
- Nie wiem... Nie obiecuje, trzeba się spytać Alexandra.
- A on jest miły?
- Tak, jest miły.
- A co jak mnie nie przyjmie? Co ze mną będzie?
- Nie wiem. - odpowiedziała Sohara smutna.
- Sohara! Gdzie jesteś? - zawołał basior.
- Telleni, to był głos Alexandra. Zaraz się spytam czy możesz zostać.
- Ooo, Sohara tu jesteś, szukaliśmy Cię.
- Ale kto?
- No ja, Dante, Wissy i Valka, podobno znalazłaś małą waderę. Czy to prawda?
- Tak.
- A gdzie ona jest? - zapytał.
- Za mną.
Wtedy Sohara odsunęła się odrobinę na bok, a ja siedziałam na ziemi baaardzo wystraszona.
- Kim jesteś, malutka? - spytał miłym głosem Alexander.
- T-Telleni.
- Nie ma się czego bać mała, jestem Alexander, samiec Alfa.
- Wujku, ona jest ranna. Ice powiedziała, że kopnął ją jeleń w średnim wieku, rozciął jej kawałek pyska.
Wujku? Czy tak zwracają się do niego inne wilki?
- No... Pewnie musiała sama polować, a tak w ogóle, gdzie ją znalazłaś?
- Przy najbliższym drzewie na klifie.
- W takim razie dała rade się wspiąć. To jest jakiś plus.
- Nie wiem co ją spotkało, ale na pewno coś złego, może kiedyś nam o tym opowie?
Alexander nic nie odpowiedział, tylko odszedł ode mnie.
- Hej! Gdzie idziesz? - zapytała Sohara.
- Do jaskini.
- A co z małą?
- Nic ''z małą'', Sohara. - odparł.
- Ale czy ona zostanie w watasze?
<Alexander? Sohara?>
- Oczywiście, że się nią zajmę. - powiedziała Ice
- Dziękuję, jest jeszcze malutka, ma trzy miesiące.
- Hmm... ciekawe, jak masz na imię mała?
Siedziałam cicho bo bardzo się bałam, cała się trzęsłam ze strachu.
- Wiesz co Ice, ona się chyba boi.
- Masz rację, Sohara. A jak ona ma na imię?
- Telleni.
- Ładne imię, a ma kogoś?
- Była sama.
- No... To zobaczę co mogę zrobić. Poczekasz trochę?
- No oczywiście.
Jak Sohara wyszła z jaskini poczułam się strasznie i chciałam do niej iść, ale Ice mnie zatrzymała łapiąc za kark.
- Ej, a ty dokąd? Musze cie zbadać.
Zaczęłam piszczeć jak najgłośniej mogłam
- Ice, z Telleni wszystko w porządku? - spytała Sohara
- Po prostu się boi, może przyjdź tu, przy tobie mniej się boi.
- No dobrze, to wejdę.
Po dziesięciu minutach wyszłam stamtąd razem z Soharą. Ice powiedziała że nic mi nie będzie, straciłam troszkę krwi, ale niezbyt dużo
- Spokojnie Telleni, nic Ci nie będzie.
- Sohara?...
- Tak? - spojrzała na mnie.
- Zostanę tu? Z tobą?
- Nie wiem... Nie obiecuje, trzeba się spytać Alexandra.
- A on jest miły?
- Tak, jest miły.
- A co jak mnie nie przyjmie? Co ze mną będzie?
- Nie wiem. - odpowiedziała Sohara smutna.
- Sohara! Gdzie jesteś? - zawołał basior.
- Telleni, to był głos Alexandra. Zaraz się spytam czy możesz zostać.
- Ooo, Sohara tu jesteś, szukaliśmy Cię.
- Ale kto?
- No ja, Dante, Wissy i Valka, podobno znalazłaś małą waderę. Czy to prawda?
- Tak.
- A gdzie ona jest? - zapytał.
- Za mną.
Wtedy Sohara odsunęła się odrobinę na bok, a ja siedziałam na ziemi baaardzo wystraszona.
- Kim jesteś, malutka? - spytał miłym głosem Alexander.
- T-Telleni.
- Nie ma się czego bać mała, jestem Alexander, samiec Alfa.
- Wujku, ona jest ranna. Ice powiedziała, że kopnął ją jeleń w średnim wieku, rozciął jej kawałek pyska.
Wujku? Czy tak zwracają się do niego inne wilki?
- No... Pewnie musiała sama polować, a tak w ogóle, gdzie ją znalazłaś?
- Przy najbliższym drzewie na klifie.
- W takim razie dała rade się wspiąć. To jest jakiś plus.
- Nie wiem co ją spotkało, ale na pewno coś złego, może kiedyś nam o tym opowie?
Alexander nic nie odpowiedział, tylko odszedł ode mnie.
- Hej! Gdzie idziesz? - zapytała Sohara.
- Do jaskini.
- A co z małą?
- Nic ''z małą'', Sohara. - odparł.
- Ale czy ona zostanie w watasze?
<Alexander? Sohara?>
Od Sohary "Jak dołączyłam do watahy? [Telleni]" cz.3 (cd. Ice lub Telleni)
Siedziałam tak i udawałam, że słucham bezsensownego gadania mojego brata (Wissy i Valka gapiły się na niego z zafascynowaniem), gdy nagle dostrzegłam jakiś podejrzany, jaśniejszy punkt na pobliskim drzewie. No nic, nie mając niczego innego do roboty podniosłam się z ziemi i potruchtałam pod konar.
- Hej, ty tam! Jak się nazywasz? - rzuciłam zadzierając głowę do góry próbując wypatrzyć, co tam się przede mną chowa. Zwierzątko poruszyło się trochę. Wyglądało na zbyt przestraszone, by zejść na dół.
- Słyszysz?
- Słyszę. - pisnęło cicho.
- Kim jesteś?
- Telleni.
Wyglądało na to, że był to wilk. Wytężyłam bardziej wzrok, próbując jak najwięcej zobaczyć przez gęste liście. Nic z tego... Zbyt gęsto.
- Zejdziesz tu do nas na dół? Chciałabym cię zobaczyć.
- Boję się... I główka mnie boli.
Hm... Najwyraźniej była to malutka wadera, bo mało jaki dorosły lub nastoletni (tak jak ja) mówi tak cicho i piskliwie. Nie używam już zdrobnień tak jak kiedyś, gdy byłam jeszcze małym szczenięciem. Dobrze, że potrafiłam się dobrze wspinać na drzewa. Wbiłam pazury w korę i sprawnymi ruchami podciągałam się do góry. Już za kilka sekund siedziałam na tej samej gałęzi co ona.
- A więc, Telleni nie jesteś stąd, mam rację?
- Tak...
- Ja nazywam się Sohara. Jesteś na terenach Watahy Magicznych Wilków. Skoro głowa cię boli, to chyba dobrze by było, jakbym cię zabrała do naszego lekarza. - uśmiechnęłam się.
- Nie wiem czy sama dojdę.
- W takim razie wskakuj na mój grzbiet i mocno się trzymaj. Możesz wbić nawet swoje pazurki.
- Ale to będzie cię boleć...
- A ile masz miesięcy?
- Zdaje się, że 3.
- No więc nie powinnaś mieć raczej zbyt długich pazurów. To po prostu dla twojego bezpieczeństwa. Nic mi nie będzie.
- Skoro tak mówisz... - mruknęła i wdrapała się na mój grzbiet. Tak jak myślałam, jej pazury nie były jeszcze zbyt długie, więc praktycznie ich nie poczułam. Ostrożnie zeszłam na dół, pilnując, aby małej Telleni nic się nie stało. Zaczęłam iść w stronę jaskini, w której przyjmowała Ice, ale reszta szczeniaków mnie zaczepiła.
- Gdzie byłaś? Szukaliśmy cię! - wykrzyknął Dante.
- Pomagam Telleni.
- To ta mała na twoim grzbiecie? - zapytał wpatrując się w skuloną waderkę.
- Tak... - pisnęła.
- Siemasz Tell! Jestem Dante! - wyszczerzył się. Jak zawsze zachowuje się tak jak na głupka przystało. Wywróciłam oczami.
- A teraz pozwólcie, że zaprowadzę ją do Ice, bo źle się czuje.
- Mam nadzieję, że do nas dołączy i że będziemy miały z kim się bawić! - zaśmiała się Valka. No tak, Wissy i Valka są najmłodsze z naszej całej watahy, bo ja i Dante niedługo wkroczymy w dorosłość i będą musiały się bawić tylko we dwie, a tak to będą miały kolejną koleżankę.
Za 3 minuty już byłam u Ice. Na szczęście była w swojej jaskini, więc nie musiałam jej daleko szukać.
- Dzień dobry, Ice. Mam tutaj dla ciebie małą pacjentkę... Mogłabyś się nią zająć?
<Ice? Telleni?>
- Hej, ty tam! Jak się nazywasz? - rzuciłam zadzierając głowę do góry próbując wypatrzyć, co tam się przede mną chowa. Zwierzątko poruszyło się trochę. Wyglądało na zbyt przestraszone, by zejść na dół.
- Słyszysz?
- Słyszę. - pisnęło cicho.
- Kim jesteś?
- Telleni.
Wyglądało na to, że był to wilk. Wytężyłam bardziej wzrok, próbując jak najwięcej zobaczyć przez gęste liście. Nic z tego... Zbyt gęsto.
- Zejdziesz tu do nas na dół? Chciałabym cię zobaczyć.
- Boję się... I główka mnie boli.
Hm... Najwyraźniej była to malutka wadera, bo mało jaki dorosły lub nastoletni (tak jak ja) mówi tak cicho i piskliwie. Nie używam już zdrobnień tak jak kiedyś, gdy byłam jeszcze małym szczenięciem. Dobrze, że potrafiłam się dobrze wspinać na drzewa. Wbiłam pazury w korę i sprawnymi ruchami podciągałam się do góry. Już za kilka sekund siedziałam na tej samej gałęzi co ona.
- A więc, Telleni nie jesteś stąd, mam rację?
- Tak...
- Ja nazywam się Sohara. Jesteś na terenach Watahy Magicznych Wilków. Skoro głowa cię boli, to chyba dobrze by było, jakbym cię zabrała do naszego lekarza. - uśmiechnęłam się.
- Nie wiem czy sama dojdę.
- W takim razie wskakuj na mój grzbiet i mocno się trzymaj. Możesz wbić nawet swoje pazurki.
- Ale to będzie cię boleć...
- A ile masz miesięcy?
- Zdaje się, że 3.
- No więc nie powinnaś mieć raczej zbyt długich pazurów. To po prostu dla twojego bezpieczeństwa. Nic mi nie będzie.
- Skoro tak mówisz... - mruknęła i wdrapała się na mój grzbiet. Tak jak myślałam, jej pazury nie były jeszcze zbyt długie, więc praktycznie ich nie poczułam. Ostrożnie zeszłam na dół, pilnując, aby małej Telleni nic się nie stało. Zaczęłam iść w stronę jaskini, w której przyjmowała Ice, ale reszta szczeniaków mnie zaczepiła.
- Gdzie byłaś? Szukaliśmy cię! - wykrzyknął Dante.
- Pomagam Telleni.
- To ta mała na twoim grzbiecie? - zapytał wpatrując się w skuloną waderkę.
- Tak... - pisnęła.
- Siemasz Tell! Jestem Dante! - wyszczerzył się. Jak zawsze zachowuje się tak jak na głupka przystało. Wywróciłam oczami.
- A teraz pozwólcie, że zaprowadzę ją do Ice, bo źle się czuje.
- Mam nadzieję, że do nas dołączy i że będziemy miały z kim się bawić! - zaśmiała się Valka. No tak, Wissy i Valka są najmłodsze z naszej całej watahy, bo ja i Dante niedługo wkroczymy w dorosłość i będą musiały się bawić tylko we dwie, a tak to będą miały kolejną koleżankę.
Za 3 minuty już byłam u Ice. Na szczęście była w swojej jaskini, więc nie musiałam jej daleko szukać.
- Dzień dobry, Ice. Mam tutaj dla ciebie małą pacjentkę... Mogłabyś się nią zająć?
<Ice? Telleni?>
Od Moonlight "Jak dołączyłam" cz. 1 (cd. Alexander)
Szłam w poszukiwaniu jakiegoś schronienia czy czegoś podobnego. Nagle wpadłam na jakiegoś wilka, to był basior
- Oj przepraszam.
- To ja przepraszam, szukasz czegoś?
- Schronienia...
- Może chcesz dołączyć, do mojej watahy?
- TAK! - krzyknęłam jak jakaś psychopatka.
- To znaczy... Tak chętnie - poprawiłam się.
- To choć - zaczął iść w jedną stronę.
Szliśmy trochę czasu, ale dotarliśmy.
<Alexander?>
- Oj przepraszam.
- To ja przepraszam, szukasz czegoś?
- Schronienia...
- Może chcesz dołączyć, do mojej watahy?
- TAK! - krzyknęłam jak jakaś psychopatka.
- To znaczy... Tak chętnie - poprawiłam się.
- To choć - zaczął iść w jedną stronę.
Szliśmy trochę czasu, ale dotarliśmy.
<Alexander?>
Od Telleni "Jak dołączyłam do watahy?" cz.2 (cd. Dante, Sohara, Valka lub Wissy)
Pod warstwą chmury było słychać tajemniczy głos, Rebecca powiedziała:
- Telleni, poczekaj tu.
- S-siostra... J-j-ja s-sie b-boje.
- Nie ma czego, dopóki jestem przy tobie.
Nagle ten sam tajemniczy głos się odezwał:
- KTO TAM JEST!!! GADAĆ!!!
Nagle mi się przypomniało, że ten głos wcześniej słyszałam
- Rebecca...
- Tak?
- To jeden z-z...
- Jeden z kogo?
- Tych... tych... wilków, co naszych rodziców... - przełknęłam z przestraszeniem ślinę.
Nagle Rebecca stała jak słup na chmurze, a ten głos był bliżej i bliżej.
- Rebecca... on tu idzie. Rebecca powiedz coś, REBACCA!
Gdy ugryzłam ją w łapę otrząsnęła się
- AAAAŁ!
- Przepraszam...
- Nic się nie stało... dobrze że to zrobiłaś.
Od razu po tym jak Rebecca odpowiedziała na samą góre chmury wdarł się wilk z resztą swoich kumpli.
- TO ONE! ŁAPAĆ JE!
- TELLENI! UCIEKAJ!
Rebecca złapała mnie za kark i odleciała w dół do gęstego lasu.
- Dobrze, tu nas nie znajdą. - wysapała.
- Jesteś pewna?
- Tak... jestem pewna - uśmiechnęła się do mnie.
- Idę po coś do jedzenia, zaczekaj tu.
Po czym Rebecca wyszła z nory, którą wykopała. Wkrótce nastała ciemna i zimna noc.
- G-gdzie jest R-rebecca? J-jest t-tu b-bardzo zi-zimno. - szepnęłam sama do siebie.
Obok przebiegło stado wilków które goniło Rebecce, rzuciła mi jedzenie, na którym wyryła jakiś napis.
Mam iść w głąb lasu? Ale po co? No ale tak kazała Rebecca to tak trzeba. - pomyślałam. Wychyliłam łepek, ale Rebecca znikneła razem z stadem w tumanach pyło i piasku.
- To głąb lasu jest w tą stronę. Raczej coś tam jest... chyba.
Gdy nastał dzień padłam pod drzewem jakbym umarła... Już mi się zdawało, że lecę w górę jako dusza, lecz było inaczej. Leciałam na grzbiecie białego wilka, nad jego głową było żółte kółko z dziurą w środku.
- Kim jesteś?
Wilk nic nie odpowiedział.
- Jestem Telleni, a ty?
- Kailes.
- Miło mi cię poznać Kailes
- Wiem kim jesteś,w jakim jesteś wieku, jaką masz rodzinę oraz kto zabił twoich rodziców.
- Wiesz kto to zrobił?
- Tak, to był Anastazy.
-Anastazy?
- Żądny krwi samiec Alfa bez współczucia, który ma serce dosłownie z kamienia.
- On jest zrobiony?
- Zrobił go Wilczed, był szalony, zjadł jagody Kamienta, stworzył go pod ich wpływem. To był niewypał.
- Dobrze, to powiedz mi jak dobrze mnie znasz.
- Masz na imię Telleni, jesteś waderą urodzoną pod wpływem magii. Twoja matka chciała mieć jeszcze jedną córeczkę, ale nie mogła zajść w ciąże. Poprosiła więc o miksturę, wypiła ją i po trzech miesiącach urodziłaś się ty, masz teraz dwa miesiące. Ojciec: Oliversi, Matka: Olejn, Siostra: Rebecca.
- A nie powinnam się urodzić się po dziewięciu miesiącach?
- Powinnaś, ale tak działa ten eliksir.
- Aha... A tak w ogóle, gdzie my lecimy?
- Do Watachy Ametystu, tam nauczą cie jak przetrchwać.
- Aaa... A muszę tam lecieć?
- Tak, musisz.
- No dobrze.
- Już jesteśmy, będziesz się uczyć z czwórką Wader: Alpen, Tessi, Wonder, Mensi oraz siódemką Basiorów: Ules, Wax, Moles, Perten, Toren, Kaun i Sedar.
- Raczej będzie fajnie - wybełkotałam pod nosem.
~Miesiąc później
Opuściłam to plemię razem z Wonder, Sedarem, Waxem i Alpen, cała reszta była nadal członkami watahy.
- Co teraz? - spytała Alpen.
-Raczej się rozejdziemy - odpowiedziałam.
-A musimy? - powiedział Sedar.
-Tak.. Tak musimy zrobić... - rzekłam.
Pożegnaliśmy się i po prostu... rozeszliśmy się
- Jestem zmęczona, może wejdę na to drzewo? Raczej nie dam rady, ale spróbować nie zaszkodzi.
Udało się wejść na drzewo z tamtą na skale siedział szczeniak lub dwa, może trzy, nie mam pojęcia nie byłam pewna, bo byłam bardzo obolała i rozkojarzona po polowaniu na jedzenie, w czasie poranka, gdy kopnął mnie w głowę młody jeleń.
<Dante? Sohara? Wissy?>
- Telleni, poczekaj tu.
- S-siostra... J-j-ja s-sie b-boje.
- Nie ma czego, dopóki jestem przy tobie.
Nagle ten sam tajemniczy głos się odezwał:
- KTO TAM JEST!!! GADAĆ!!!
Nagle mi się przypomniało, że ten głos wcześniej słyszałam
- Rebecca...
- Tak?
- To jeden z-z...
- Jeden z kogo?
- Tych... tych... wilków, co naszych rodziców... - przełknęłam z przestraszeniem ślinę.
Nagle Rebecca stała jak słup na chmurze, a ten głos był bliżej i bliżej.
- Rebecca... on tu idzie. Rebecca powiedz coś, REBACCA!
Gdy ugryzłam ją w łapę otrząsnęła się
- AAAAŁ!
- Przepraszam...
- Nic się nie stało... dobrze że to zrobiłaś.
Od razu po tym jak Rebecca odpowiedziała na samą góre chmury wdarł się wilk z resztą swoich kumpli.
- TO ONE! ŁAPAĆ JE!
- TELLENI! UCIEKAJ!
Rebecca złapała mnie za kark i odleciała w dół do gęstego lasu.
- Dobrze, tu nas nie znajdą. - wysapała.
- Jesteś pewna?
- Tak... jestem pewna - uśmiechnęła się do mnie.
- Idę po coś do jedzenia, zaczekaj tu.
Po czym Rebecca wyszła z nory, którą wykopała. Wkrótce nastała ciemna i zimna noc.
- G-gdzie jest R-rebecca? J-jest t-tu b-bardzo zi-zimno. - szepnęłam sama do siebie.
Obok przebiegło stado wilków które goniło Rebecce, rzuciła mi jedzenie, na którym wyryła jakiś napis.
Mam iść w głąb lasu? Ale po co? No ale tak kazała Rebecca to tak trzeba. - pomyślałam. Wychyliłam łepek, ale Rebecca znikneła razem z stadem w tumanach pyło i piasku.
- To głąb lasu jest w tą stronę. Raczej coś tam jest... chyba.
Gdy nastał dzień padłam pod drzewem jakbym umarła... Już mi się zdawało, że lecę w górę jako dusza, lecz było inaczej. Leciałam na grzbiecie białego wilka, nad jego głową było żółte kółko z dziurą w środku.
- Kim jesteś?
Wilk nic nie odpowiedział.
- Jestem Telleni, a ty?
- Kailes.
- Miło mi cię poznać Kailes
- Wiem kim jesteś,w jakim jesteś wieku, jaką masz rodzinę oraz kto zabił twoich rodziców.
- Wiesz kto to zrobił?
- Tak, to był Anastazy.
-Anastazy?
- Żądny krwi samiec Alfa bez współczucia, który ma serce dosłownie z kamienia.
- On jest zrobiony?
- Zrobił go Wilczed, był szalony, zjadł jagody Kamienta, stworzył go pod ich wpływem. To był niewypał.
- Dobrze, to powiedz mi jak dobrze mnie znasz.
- Masz na imię Telleni, jesteś waderą urodzoną pod wpływem magii. Twoja matka chciała mieć jeszcze jedną córeczkę, ale nie mogła zajść w ciąże. Poprosiła więc o miksturę, wypiła ją i po trzech miesiącach urodziłaś się ty, masz teraz dwa miesiące. Ojciec: Oliversi, Matka: Olejn, Siostra: Rebecca.
- A nie powinnam się urodzić się po dziewięciu miesiącach?
- Powinnaś, ale tak działa ten eliksir.
- Aha... A tak w ogóle, gdzie my lecimy?
- Do Watachy Ametystu, tam nauczą cie jak przetrchwać.
- Aaa... A muszę tam lecieć?
- Tak, musisz.
- No dobrze.
- Już jesteśmy, będziesz się uczyć z czwórką Wader: Alpen, Tessi, Wonder, Mensi oraz siódemką Basiorów: Ules, Wax, Moles, Perten, Toren, Kaun i Sedar.
- Raczej będzie fajnie - wybełkotałam pod nosem.
~Miesiąc później
Opuściłam to plemię razem z Wonder, Sedarem, Waxem i Alpen, cała reszta była nadal członkami watahy.
- Co teraz? - spytała Alpen.
-Raczej się rozejdziemy - odpowiedziałam.
-A musimy? - powiedział Sedar.
-Tak.. Tak musimy zrobić... - rzekłam.
Pożegnaliśmy się i po prostu... rozeszliśmy się
- Jestem zmęczona, może wejdę na to drzewo? Raczej nie dam rady, ale spróbować nie zaszkodzi.
Udało się wejść na drzewo z tamtą na skale siedział szczeniak lub dwa, może trzy, nie mam pojęcia nie byłam pewna, bo byłam bardzo obolała i rozkojarzona po polowaniu na jedzenie, w czasie poranka, gdy kopnął mnie w głowę młody jeleń.
<Dante? Sohara? Wissy?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)