Marzec 2023
- W takim razie mogę wymyślić coś za ciebie - oznajmiłam, uśmiechając się szeroko. - Może... "Jasnowłosa"? - znów miałam ochotę parsknąć śmiechem jak wariatka.
Ting pokręcił głową, mrużąc oczy. Nie podzielał mojego szalonego entuzjazmu, ale nie wracał w swój ulubiony kąt jaskini. Zmiana formy była na tyle niecodziennym zjawiskiem, by dalej siedział obok "ludzkiej Lind".
Znów zaczęłam oglądać swoje długie kciuki człowieka. Zginały się w tylko jednym miejscu, a mimo tego sprawiały, że uchwyt był tysiąc razy mocniejszy. Zaczęłam przebierać palcami. Parę razy zacisnęłam i rozluźniłam pięści, obracając dłońmi. Dziwnie było nagle mieć absolutną kontrolę nad czymś takim.
- W jednej książce pewną księżniczkę nazywano "Jasnowłosą" - mruknął Ting, patrząc na jasne kosmyki opadające mi na ramiona.
- Mówisz? - zmrużyłam oczy i zbliżyłam palce do oczu.
Ludzkie pazury przypominały coś na kształt pojedynczych łusek. Może ma to jakieś konkretne zastosowanie? Zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, poczułam, że czyjaś łapa pociągnęła mnie za włosy.
- Hej, co ty robisz?! - spytałam Odmieńca, który był sprawcą bólu.
- Są straszliwie gładkie... - usłyszałam.
- Nie da się zaprzeczyć - odparłam sucho i wyrwałam się z uchwytu szponów.
Poprawiłam narzutę, którą się okrywałam. Chłód nocy znów zaczynał mi doskwierać. To, czym się owinęłam, z pewnością nie wystarczy na dłuższą metę. Rozumiem, że ludzie mogli stracić część futra, w końcu niektórzy żyją w gorącym klimacie, ale skąd pomysł, żeby całe? Jeśli chcę się zmieniać częściej, powinnam znaleźć jakieś porządne ubrania. Pozostawało tylko pytanie skąd je wziąć. Odpowiedź zawitała w mojej głowie naprawdę szybko:
Na początek pożyczę coś od innego wilka zmieniającego się w człowieka. A później... E tam, będzie czas żeby myśleć o "później".
Spojrzałam w stronę ulewy na zewnątrz. Najchętniej wybrałabym się do kogoś jeszcze tej nocy, ale nie było to możliwe. Nabrałam w płuca nieco wilgotno-słodkiego powietrza. Zdałam sobie sprawę, że nadal dziwnie się czułam, pozbawiona wyostrzonych, wilczych zmysłów. Byłam trochę jak oszołomione szczenię we mgle. Ledwo rozróżniałam zapach Tinga od swojego, ledwo rozpoznawałam kształty przedmiotów znajdujących się w mojej jaskini. A co do zmysłu słuchu... odnosiłam wrażenie, że prawie ogłuchłam. Odnalazłam dłonią swoje ludzkie uszy. Z jakiegoś powodu były zlokalizowane nie u góry głowy, a po bokach. Do tego miały zupełnie okrągłe czubki. Co jeszcze ciekawsze, prawie nie mogłam nimi poruszyć.
Następnie dotknęłam płaskiej, ludzkiej twarzy. Za jej linię wystawał nie za wielki, trójkątny nos. Był zimny i zupełnie suchy. Przejechałam palcami po delikatnych policzkach. Poczułam pod opuszkami niezwykle delikatną pozostałość po sierści. Postanowiłam spróbować dotknąć językiem zębów. Wiedziałam, iż będą tępe, ale nie oczekiwałam, że aż tak!
Spojrzałam w stronę ulewy na zewnątrz. Najchętniej wybrałabym się do kogoś jeszcze tej nocy, ale nie było to możliwe. Nabrałam w płuca nieco wilgotno-słodkiego powietrza. Zdałam sobie sprawę, że nadal dziwnie się czułam, pozbawiona wyostrzonych, wilczych zmysłów. Byłam trochę jak oszołomione szczenię we mgle. Ledwo rozróżniałam zapach Tinga od swojego, ledwo rozpoznawałam kształty przedmiotów znajdujących się w mojej jaskini. A co do zmysłu słuchu... odnosiłam wrażenie, że prawie ogłuchłam. Odnalazłam dłonią swoje ludzkie uszy. Z jakiegoś powodu były zlokalizowane nie u góry głowy, a po bokach. Do tego miały zupełnie okrągłe czubki. Co jeszcze ciekawsze, prawie nie mogłam nimi poruszyć.
Następnie dotknęłam płaskiej, ludzkiej twarzy. Za jej linię wystawał nie za wielki, trójkątny nos. Był zimny i zupełnie suchy. Przejechałam palcami po delikatnych policzkach. Poczułam pod opuszkami niezwykle delikatną pozostałość po sierści. Postanowiłam spróbować dotknąć językiem zębów. Wiedziałam, iż będą tępe, ale nie oczekiwałam, że aż tak!
Teraz już rozumiem dlaczego ludzie nie potrafią ugryźć surowego mięsa. Zawsze muszą je upiec... Hmph... To by znaczyło, że są zależni od żywiołu, nad którym nie panują w pełni. To trochę żałosne.
Odgarnęłam zasłaniające mi pole widzenia włosy i zajęłam się po raz kolejny oglądaniem długich nóg. Chyba najwyższy czas je wykorzystać i wstać. Położyłam obie stopy na zimnym podłożu i opierając plecy o ścianę jaskini, spróbowałam wyprostować kolana. Nie przyniosło to niestety oczekiwanych efektów, głównie dlatego, że poślizgnęłam się i wylądowałam twardo na ziemi. Zamruczałam niezadowolona i spróbowałam jeszcze raz; tak samo. Poszło odrobinę lepiej, ale kiedy byłam w połowie drogi do stania prosto, straciłam równowagę i ponownie wróciłam do punktu wyjścia. Zmarszczyłam czoło i wypuściłam głośno powietrze.
- Pomóc ci, Pierzasta? - spytał Ting, nadal obserwujący sytuację. - W takim tempie nie wstaniesz do jutra.
- Dam sobie radę - rzuciłam w odpowiedzi.
- Nie dasz sobie rady - odparł.
Nie odpowiedziałam mu nic więcej. Złapałam się po raz kolejny ściany, gotowa na kolejną próbę. Odmieniec podszedł bliżej i wyciągnął w moją stronę łapę.
- Złap się lepiej mnie.
- Mówiłam, że nie potrzebuje pomocy - oznajmiłam niezbyt miłym tonem. Czułam się urażona przez jego zachowanie.
- Potrzebujesz - mruknął Strażnik Wichury z naciskiem. - No już, Pierzasta! - potrząsnął lekko uniesioną łapą.
Spojrzałam niechętnie na jego "dłoń". Po sekundzie zdecydowałam się jednak przyjąć pomoc, byleby mieć to już z głowy. Oplotłam palce wokół "ręki" Odmieńca.
- Teraz trochę cię pociągnę do góry, a ty wyprostujesz się na nogach. Musisz zrobić to płynnym, energicznym ruchem. Nie opieraj się o ścianę - poinstruował.
- Jak to zrobić? - nie do końca potrafiłam sobie wyobrazić, o czym mówi.
- Po prostu kucnij - Ting zaprezentował, jaką pozę powinnam przyjąć zanim wstanę. Uginając kolana zbliżył tułów do ziemi, jak robił to już często.
Nadal trzymając się łapy mojego towarzysza, zrobiłam, co kazał. Była to o wiele stabilniejsza poza wyjściowa.
- A teraz wyprostuj kolana - pociągnął mnie za rękę do góry, na tyle, na ile pozwalał mu jego wzrost.
Wystrzeliłam do góry. Nie minęła sekunda, a już stałam na prostych nogach. Nagle podłoże było tak daleko, a wszytko na nim znacznie mniejsze. Szczególnie Ting. Zakręciło mi się w głowie, ale jakimś cudem nie upadłam. Wyszczerzyłam tępe, ludzkie zęby w uśmiechu. Fala euforii powróciła. Tymczasem Odmieniec skrzyżował ręce na piersi i odsunął się kilka kroków, patrząc na mnie z uznaniem.
Wtedy znów przypomniałam sobie o zimnie, które teraz sięgnęło moich nóg. Jak stałam prosto, narzuta nie zasłaniała nawet kolan. Szczególnie marzły mi stopy, dodatkowo okradane z ciepła przez skalne podłoże. Przeszło mi przez myśl, iż może już czas wrócić do formy wilczej. Postanowiłam, że najpierw spróbuję ruszyć się z miejsca na tych długich nogach i dopiero wówczas pomyślę o zmianie zwrotnej. Nie zastanawiając się, czy aby na pewno to działa tak samo, jak chód wilka, spróbowałam wykonać krok. Niestety, nie miałam jeszcze dość wprawy w odpowiednim rozkładaniu ciężaru ciała na dwie nogi. Niechybnie uderzyłabym twarzą o skałę, gdyby mój towarzysz w porę nie zareagował. Znany ze swojego nadnaturalnego refleksu, doskoczył do mnie i podtrzymał, chwytając za ramiona. Byłam całkiem zdziwiona, że mojej skóry nie rozciął nawet jeden szpon Odmieńca.
- Ugh, Pierzasta w tej formie jesteś co najmniej dwa razy cięższa - rzucił.
- Chyba trochę przesadzasz - odparłam obruszona, niezgrabnie siadając na ziemi.
- Nie ma za co tak w ogóle - dodał Ting. - Właśnie uratowałem twój ludzki nos przed złamaniem.
- Co? Nie może być aż tak kruchy... - dotknęłam swojej twarzy.
- Ludzie często się łamią - westchnął Odmieniec. - Ale zwykle nie podczas pierwszych prób chodzenia.
- Przypominam, że ja nie jestem człowiekiem - oznajmiłam, marszcząc brwi. - Wilkołakiem z resztą też nie...
Odgarnęłam zasłaniające mi pole widzenia włosy i zajęłam się po raz kolejny oglądaniem długich nóg. Chyba najwyższy czas je wykorzystać i wstać. Położyłam obie stopy na zimnym podłożu i opierając plecy o ścianę jaskini, spróbowałam wyprostować kolana. Nie przyniosło to niestety oczekiwanych efektów, głównie dlatego, że poślizgnęłam się i wylądowałam twardo na ziemi. Zamruczałam niezadowolona i spróbowałam jeszcze raz; tak samo. Poszło odrobinę lepiej, ale kiedy byłam w połowie drogi do stania prosto, straciłam równowagę i ponownie wróciłam do punktu wyjścia. Zmarszczyłam czoło i wypuściłam głośno powietrze.
- Pomóc ci, Pierzasta? - spytał Ting, nadal obserwujący sytuację. - W takim tempie nie wstaniesz do jutra.
- Dam sobie radę - rzuciłam w odpowiedzi.
- Nie dasz sobie rady - odparł.
Nie odpowiedziałam mu nic więcej. Złapałam się po raz kolejny ściany, gotowa na kolejną próbę. Odmieniec podszedł bliżej i wyciągnął w moją stronę łapę.
- Złap się lepiej mnie.
- Mówiłam, że nie potrzebuje pomocy - oznajmiłam niezbyt miłym tonem. Czułam się urażona przez jego zachowanie.
- Potrzebujesz - mruknął Strażnik Wichury z naciskiem. - No już, Pierzasta! - potrząsnął lekko uniesioną łapą.
Spojrzałam niechętnie na jego "dłoń". Po sekundzie zdecydowałam się jednak przyjąć pomoc, byleby mieć to już z głowy. Oplotłam palce wokół "ręki" Odmieńca.
- Teraz trochę cię pociągnę do góry, a ty wyprostujesz się na nogach. Musisz zrobić to płynnym, energicznym ruchem. Nie opieraj się o ścianę - poinstruował.
- Jak to zrobić? - nie do końca potrafiłam sobie wyobrazić, o czym mówi.
- Po prostu kucnij - Ting zaprezentował, jaką pozę powinnam przyjąć zanim wstanę. Uginając kolana zbliżył tułów do ziemi, jak robił to już często.
Nadal trzymając się łapy mojego towarzysza, zrobiłam, co kazał. Była to o wiele stabilniejsza poza wyjściowa.
- A teraz wyprostuj kolana - pociągnął mnie za rękę do góry, na tyle, na ile pozwalał mu jego wzrost.
Wystrzeliłam do góry. Nie minęła sekunda, a już stałam na prostych nogach. Nagle podłoże było tak daleko, a wszytko na nim znacznie mniejsze. Szczególnie Ting. Zakręciło mi się w głowie, ale jakimś cudem nie upadłam. Wyszczerzyłam tępe, ludzkie zęby w uśmiechu. Fala euforii powróciła. Tymczasem Odmieniec skrzyżował ręce na piersi i odsunął się kilka kroków, patrząc na mnie z uznaniem.
Wtedy znów przypomniałam sobie o zimnie, które teraz sięgnęło moich nóg. Jak stałam prosto, narzuta nie zasłaniała nawet kolan. Szczególnie marzły mi stopy, dodatkowo okradane z ciepła przez skalne podłoże. Przeszło mi przez myśl, iż może już czas wrócić do formy wilczej. Postanowiłam, że najpierw spróbuję ruszyć się z miejsca na tych długich nogach i dopiero wówczas pomyślę o zmianie zwrotnej. Nie zastanawiając się, czy aby na pewno to działa tak samo, jak chód wilka, spróbowałam wykonać krok. Niestety, nie miałam jeszcze dość wprawy w odpowiednim rozkładaniu ciężaru ciała na dwie nogi. Niechybnie uderzyłabym twarzą o skałę, gdyby mój towarzysz w porę nie zareagował. Znany ze swojego nadnaturalnego refleksu, doskoczył do mnie i podtrzymał, chwytając za ramiona. Byłam całkiem zdziwiona, że mojej skóry nie rozciął nawet jeden szpon Odmieńca.
- Ugh, Pierzasta w tej formie jesteś co najmniej dwa razy cięższa - rzucił.
- Chyba trochę przesadzasz - odparłam obruszona, niezgrabnie siadając na ziemi.
- Nie ma za co tak w ogóle - dodał Ting. - Właśnie uratowałem twój ludzki nos przed złamaniem.
- Co? Nie może być aż tak kruchy... - dotknęłam swojej twarzy.
- Ludzie często się łamią - westchnął Odmieniec. - Ale zwykle nie podczas pierwszych prób chodzenia.
- Przypominam, że ja nie jestem człowiekiem - oznajmiłam, marszcząc brwi. - Wilkołakiem z resztą też nie...
Wilkołaki... Podobno moja przyszywana rodzina to wilkołaki. A jednak pomimo tego nigdy nie widziałam żadnego z nich w formie ludzkiej... Ciekawe dlaczego.
<C.D.N.>
Uwagi: brak daty.