Listopad 2019 r.
Od rana czułam się dziwnie osaczona
przez wilgotne, listopadowe powietrze. Miałam dziwaczne wrażenie,
że tego dnia coś się wydarzy, ale nie wiedziałam co. Nie byłam
jednak na tyle głupia, by ignorować swoje przeczucia. Kiedy wokół
ciebie jest pełno wilków władających bezproblemowo magią,
stajesz się ostrożniejszy i słuchasz jedynie własnego instynktu,
najbliższych osób.
Dla mnie najbliższą osobą w tym
dziwacznym świecie była Zirael, która mnie uratowała przed
męczeńską śmiercią kilka miesięcy temu. Jako, że byłam
jedynie durnym psem, młoda samica została przydzielona do bycia
moją „opiekunką”. Wiedziałam, że wilczyca nie była z tego
tytułu jakoś bardzo zadowolona, ale nie dawała mi tego odczuć.
Nie musiałam być niczym ten sławny, ludzki detektyw Sherlock Hala
– czy jak mu tam było – żeby wiedzieć, że Zirael wolałaby
cieszyć się młodością, a nie zajmować szczeniakiem.
Starałam się nie być szczególnie
męcząca, ale chyba mi to jakoś nie wychodziło. Ostatnio samica
stwierdziła, że jestem chyba dość długo w watasze i przychodziła
raz na parę dni sprawdzić co u mnie.
Może nie była wzorową opiekunką,
ale była jedyną dorosłą postacią, która jako-tako się mną
interesowała.
No, dobra. Był jeszcze jeden z
nauczycieli, Kai, z którym również czułam taką specyficzną
więź. Ta dwójka była dla mnie jak przybrani rodzice, którzy
ciągle gdzieś znikają, nie mają dużego wpływu na moje
dorastanie, a których kocham... To chyba nie było dobre porównanie.
Zresztą nieważne.
Tego dnia pierwszą lekcją
były polowania, które bardzo lubiłam. Podobało mi się podążenie
za zapachem zwierzyny i szukania śladów. Kiedy wszystkich innych
bardziej interesowało szkolenie się na goniących lub atakujących,
mnie najbardziej ekscytowało tropienie. A jako, że byłam trochę
słabsza fizycznie od reszty szczeniaków, to właśnie ja byłam
wysyłana na takowe zwiady.
I do diabła! Byłam w tym
dobra lub przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. No w porządku,
nie potrafiłam jeszcze od razu poznać zwierzęcia po zapachu, ale
się uczyłam. Do niedawna nawet nie wiedziałam o istnieniu wielu z
nich. A co dopiero smaku ich mięsa... Ta, karma nigdy temu nie
dorówna.
Z rozmarzeniem szłam na
Szczenięcą Polankę – miejsce naszych zbiórek przed każdą
lekcją. Mam nadzieję, że nikt mnie wtedy nie widział, bo szłam z
łbem uniesionym nieco wyżej niż zwykle, kołysałam lekko ogonem
na boki i...
Nie zapominaj o oczach,
które się aż rozpływały. - roześmiał się As.
Poważnie? - parsknęłam
głośno śmiechem. No, teraz to serio wszystkie wilki wokół będą
mieć mnie za nienormalną.
Ale...Ty wiesz, że nie
jesteś ani trochę normalna? - zapytał cicho samiec. W jego głosie
brzmiała skrucha i rozbawienie. Jak on to połączył?
Dzięki. - mruknęłam i
przewróciłam oczami.
Weszłam na naszą polanę i
praktycznie od razu zauważyłam drobną sylwetkę Yuki. Wadera
siedziała na polanie i patrzyła się gdzieś w dal.
Samica była naprawdę
surową nauczycielką, poza tym dość wredną. Wśród szczeniaków
zasłużyła na miano najbardziej znienawidzonej ze wszystkich
nauczycieli. Dobra, może nie była idealna, a czasami nawet trochę
przerażająca, ale na swój sposób ją lubiłam. Było widać, że
naprawdę zależy jej na tym co robi, a przez jej ciągłe uwagi
wiedziałam co robię źle. Zresztą miałam nadzieję, że kiedyś
nie będzie się miała do czego przyczepić. To mnie motywowało.
Wahałam się czy powinnam
teraz przyspieszyć czy zwolnić. Chciałam dojść do niej jak
najszybciej, cieszyłam się na myśl o jej zazwyczaj milczącej
obecności, ale... Podbiec do jednej z najbardziej przerażających
wilków z watahy jak gdyby nigdy nic? To znowu sprawiało, że miałam
ochotę na długie odwlekanie spotkania. Najlepiej wieczne.
Jednak jesteś dziewczyną –
stwierdził w zamyśleniu As.
Zmarszczyłam brwi. Co to
miało znaczyć? Oczywiście, że jestem samicą.
Podobno wadery są bardzo
niezdecydowane. Myślałem, że jesteś wyjątkiem, a tutaj taka
niespodzianka – wyjaśnił mój przyjaciel. Zaśmiałam się cicho
na jego słowa.
Czyli wychodzi na to, że
jestem normalna? - odpowiedziałam starając się, żeby mój głos
zabrzmiał najbardziej niewinnie jak to możliwe.
Zapomnij – mogłabym
przysiąc, że w tej chwili na jego pysku widniał szeroki uśmiech.
Pokręciłam głową z
uśmiechem i wróciłam do prawdziwego świata, tego w którym
zbliżałam się do czarnej sylwetki nauczycielki polowań.
- Dzień dobry –
przywitałam się, kiedy do niej podeszłam. Yuki drgnęła lekko na
dźwięk mojego głosu i zwróciła pysk w moją stronę. Zielone
oczy zlustrowały mnie od łap po czubek uszu.
- Witaj – odpowiedziała.
Zmarszczyłam brwi na tak miłe powitanie, coś musiało się za tym
kryć. Nie chciałam jej w razie czego przerwać, więc czekałam, aż
wadera dokończy wypowiedź jakimś wyzwiskiem.
Ku mojemu jeszcze większemu
zdziwieniu, Yuki nie odzywała się. Siedziała ze wzrokiem utkwionym
we mnie. Czułam jak pod jej natarczywym spojrzeniem robi mi się
słabo.
- Co pani się tak patrzy? -
zapytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Przez głowę
przebiegło mi tysiąc wyzwisk, jakimi teraz mogła mnie obrzucić
siedząca naprzeciwko samica. Może głupio się przyznać, ale
czekałam na nie z niecierpliwością.
- Przepraszam, pogrążyłam
się w myślach.
Całkowicie skołowana
odeszłam na bok, jednocześnie trawiąc słowa wypowiedziane przez
nauczycielkę. Nie mogłam uwierzyć w to co powiedziała. Yuki,
akurat Yuki, miałaby przeprosić takie „psie ścierwo” jak ja? O
Losie, ta wadera miałaby przeprosić kogokolwiek? Nie mieściło mi
się to w głowie. To wszystko musi mi się tylko śnić. Tak, to na
pewno jedynie sen, z którego wolałabym się obudzić.
Czy jeśli pacnę się mocno
w łeb łapą, to się obudzę? - pomyślałam.
- Torance? - wzdrygnęłam
się, kiedy czarna samica, wywołała moje imię. Spojrzałam w jej
stronę ze strachem. Czekałam, aż ta zmora zamieni sylwetkę, na
jedną z tych właściwą moim snom. Prędzej czy później musiało
się to stać. Tylko, proszę, niech to nie będzie ten biało-czarny
basior!
- Tak?
- Czy... Szukasz jeszcze
opiekuna?
Niepewnie wyjąkałam
potwierdzenie, nie do końca rozumiejąc co ta wadera miała na
myśli.
- Chciałabyś mieć
opiekuna? - Yuki powtórzyła zadane pytanie, lekko je zmieniając.
- Tak – odpowiedziałam
nie wiedząc do czego zmierza ta rozmowa. Biorąc pod uwagę, że to
sen to spodziewałam się wszystkiego. Na przykład tego, że nagle
zmienię się w królika, którego moi rówieśnicy będą próbowali
upolować. - A co?
- Mogłabym być twoją
opiekunką?
Słyszałam o osobach, które
całkowicie zamurowało, kiedy ktoś im coś powiedział. Zawsze
sądziłam, że to ogromne wyolbrzymienie. Jak to możliwe, że
zwykłe zdanie, zazwyczaj jakieś mało ważne, może kogoś
unieruchomić do takiego stopnia? Jednak w tej chwili całkowicie
mnie zamurowało.
To chyba nie jest sen... -
pomyślałam spanikowana.
Dopiero po pewnej chwili
ogarnęłam, że siedząca niedaleko samica czeka na moją odpowiedź.
- Zastanowię się...
- Jak się namyślisz,
przyjdź do mojej jaskini wieczorem.
Skinęłam lekko głową,
czego nauczycielka chyba nie spostrzegła, ponieważ zwróciła z
powrotem pysk nieco w górę. Siedziałam w odległości paru metrów
od samicy jeszcze parę minut. W końcu się poderwałam do góry i
odeszłam na drugą stronę polany. Przeciągnęłam się tam lekko i
położyłam na pokrytej żółtą trawą i liśćmi ziemię. W żebra
wbijał mi się jakiś zabłąkany żołądź, ale ani myślałam
się ruszyć. W mojej głowie ciągle rozbrzmiewała przeprowadzona
przed chwilą rozmowa. Nie wiedziałam co powinnam o tym sądzić. Od
początku marzyłam, żeby ktoś się mną zaopiekował, uznał za
swoje szczenię, ale w moim wyobrażeniu był to pewien starszy
nauczyciel, który jest moim idolem. Nawet przez myśl mi nie
przeszło, żeby to była Yuki. Losie, dlaczego mi to robisz?
Powinnam się zgodzić i być
dalej sama czy męczyć się z Yuko jako opiekunką? Moje serce w tym
momencie rozerwało się na dwa kawałki i – niestety – każdy
chciał czegoś innego. Miałam wrażenie, że decyzja tak naprawdę
wcale nie należy do mnie. Musiałam się zgodzić, nie miałam
innego wyjścia. Yuki nie może być aż taka straszna, no nie?
Dobra, mój żołądek chyba jednak twierdził, że jest. Poczułam
jak zaczyna mi się robić niedobrze. Ten dzień jest okropny...
- Hej, Tori! Tutaj!
Czyiś głos wyrwał mnie z
rozmyślań. Dobry humor zaczął wracać. Aoki i Moone, moje
koleżanki, siedziały kawałek dalej i cicho o czymś rozmawiały.
Kiedy spostrzegły mój wzrok zawieszony na ich sylwetkach podniosły
głowy. Aoki zamachała łapą ponaglająco, a następnie zamerdała
dwa razy ogonem na boki. Miało to oznaczać, że jeśli się nie
pospieszę, to samice wbiją mi zęby w okolicach ogona. Uśmiechnęłam
się na to wesoło i podeszłam do wader.
- Nareszcie jesteś. Coś
się stało, że tak siedzisz sama? Dlaczego po nas nie przyszłaś,
przyszłybyśmy tutaj razem! - paplała Aokigahara. Jej
niebiesko-zielone oczy błyszczały w podekscytowaniu. Wiedziałam,
że nie muszę jej odpowiadać na pytania. Zadała je jedynie z
grzeczności. - Nie
zgadniesz, co się stało, jestem pewna! Moone, powiedz jej!
- Nie masz ostatnich lekcji.
Alfa i pan Kai je odwołali. Muszą coś zrobić, a nie znaleźli
nikogo na zastępstwo. No wiesz, wataha jest trochę mała, więc...
- tłumaczyła czarna wadera. Jej głos był spokojny jak zawsze, ale
w jej oczach zobaczyłam malutkie iskierki. Jak na nią było to
niesamowite. Opanowana Moone w końcu pokazała jakieś emocje?
Powinnam iść z nią do lekarza?
Minęła chwila zanim
ogarnęłam sens wypowiedzianych przed chwilą słów. Dwa różne
uczucia nagle zaczęły mnie roznosić od środka. Nie wiedziałam
czy się cieszyć czy nie. Hej, w końcu to dzień (prawie) wolny! Z
drugiej strony... Ja się przecież lubię uczyć!
- Mamy magię? - zapytałam
cicho. Ten przedmiot był dla mnie całkowicie niezrozumiały. Nie
byłam w najmniejszym stopniu magiczna, więc nie wiem, czemu
musiałam uczęszczać na te lekcje. To przecież nie miało sensu!
Aoki poważnie skinęła
głową, tylko po to by się roześmiać widząc moją niezadowoloną
minę. Wiedziała, że nienawidzę tych zajęć. Sama je bardzo
lubiła. Wierzyła, że niedługo pozna swój żywioł. W to, że ten
będzie naprawdę mocny i powali nim wszystkich. Skromnością to ona
nigdy nie grzeszyła...
W tym momencie na polanę
radośnie wbiegł Shen. Skrzydlaty samiec uśmiechał się wesoło,
dopóki nie zobaczył mnie i moich koleżanek. Bardzo nas nie lubił,
chociaż nawet nie wiem dlaczego. Swego czasu o coś się pokłócił
się z Aoki i Moone, ale jeśli chodzi o mnie... Wydawało mi się,
że nie toleruje po prostu mojego psiego pochodzenia. To moim zdaniem
bardzo niesprawiedliwe, przecież nie mam wpływu na to, jaka się
urodziłam!
Basior zmierzył nas
pogardliwym spojrzeniem, głośno prychnął okazując tym swoje
niezadowolenie i obrócił się szybko. Usiadł niedaleko Yuki i
spróbował ją o coś zagadać. Wadera jednak całkowicie go olała.
Ha, jak mi przykro...
Po jakimś czasie doszła do
nas ostatnia uczennica – Navri. Dopiero wtedy Yuki wróciła do
naszego świata. Oznajmiła nam, że tym razem pójdziemy w Góry, co
mnie bardzo ucieszyło – lubiłam tamte tereny. Zwierzę, które
mieliśmy upolować nie nastawiło mnie jednak zbyt pozytywnie.
- Kozicę górską? -
powtórzyłam po nauczycielce. Yuki zmierzyła mnie chłodnym
spojrzeniem.
- Tak, Torance. Kozicę
górską. Masz jeszcze jakieś durne pytanie w zanadrzu? - wysyczała.
Chwilę odczekała żebym mogła się odezwać (oczywiście nie
skorzystałam z tej okazji) i dopiero po niej kontynuowała.
Byliśmy koło podnóży
Gór, kiedy nauczycielka zaczęła rozdawać nam nasze role. Miałam
być tropiącą, tak samo jak Shen. Bardzo mnie to ucieszyło.
Kochałam tropienie! Shen sprawiał jednak wrażenie bardzo
niezadowolonego. No tak, zawsze chciał być goniącym, ale na jego
nieszczęście to samice były od niego szybsze, a nie na odwrót.
Wspinaliśmy się z każdą
chwilą coraz wyżej. Normalnie nie przepadałam za wysokością, ale
lubiłam wspinaczkę. Co było ze mną nie tak?
Szłam z nosem przy samej
ziemi. Starałam się napotkać na jakąkolwiek woń, która
wskazałaby na to, że niedawno tędy przechodziło tędy jakieś
zwierzę. W końcu coś znalazłam. Ulotny zapach jakiegoś
stworzenia.
- Mam coś! - zawołałam,
żeby wzbudzić zainteresowanie Shena węszącego kawałek dalej.
Samiec zerwał się i podszedł, żeby obwąchać moje znalezisko.
- Jeleń – stwierdził w
końcu – Mamy upolować kozicę górską, nie jelenia.
Obrócił pysk w stronę
nauczycielki czekając na jakiś znak zgody.
- Upolujmy go –
odpowiedziała jedynie. Dopiero po tych słowach zaczęło się
prawdziwe polowanie.
Następny poranek nie różnił
się od innych. Wilgotne powietrze zdawało się tworzyć wielką
bańkę, w której przebywałam razem z resztą watahy. Nie lubiłam
tej pory roku. Niby było zimno, ale nie na tyle, by spadający od
czasu do czasu śnieg się utrzymał. Brakowało mi ciepłego słońca,
które tak przyjemnie ogrzewało moje futro wiosną lub późnym
latem. Nie było kwiatów o pięknych zapach, ani kolorowych liści,
które tańczyły spadając z drzew. Świat wokół mnie był zimny i
ponury. Wszechobecne błoto brudziło moją sierść na brązowo.
Może gdyby kolor był żywszy podobałby mi się bardziej niż moje
rudo-białe futerko.
Wejdziesz kiedyś do tej
wody? - niespodziewanie z zamyślenia wyrwał mnie głos Asa.
Podskoczyłam ze strachu, by po chwili prychnąć z niezadowoleniem.
Oczywiście, że musiał mnie wystraszyć! - Oj, Młoda, nie fochaj
się.
- Dlaczego zawsze mówisz na
mnie „Młoda”? Z tego co wiem to nie jesteś ode mnie starszy –
wymamrotałam marszcząc brwi. Ciekawa sprawa, dlaczego dopiero teraz
go o to zapytałam?
A właśnie, że jestem! -
zawołał wyjątkowo głośno, na co mimowolnie się skrzywiłam.
Basior szybko przeprosił za te swoje darcie pyska.
- Tsa, ciekawe o ile... -
mruknęłam, kiedy głowa przestała mnie chociaż trochę boleć.
O miesiąc – odpowiedział
z taką dumą w głosie, jakby mi oznajmiał, że... Ee... Nie mam
pomysłu, co mógłby mi oznajmiać.
W odpowiedzi jedynie
westchnęłam i postanowiłam w końcu wskoczyć do tej okropnej
wody. Nie to, że nie lubię pływać czy się kąpać. Kocham to!
Gdybym mogła spędziłabym całe życie w wodzie, ale nie tak
lodowatej jak ta.
Zamknęłam oczy i stałam
tak nad powierzchnią wody nie wiadomo ile. W końcu zmusiłam się,
żeby cofnąć się o parę kroków. Już wcale nie myśląc zaczęłam
biec i wskoczyłam. Lodowata woda otoczyła mnie przyprawiając na
krótki szok termiczny. Szybko się wynurzyłam i zaczęłam pływać.
Moje ciało przyzwyczaiło się do temperatury szybciej niż
sądziłam. Bardzo mnie to cieszyło.
Po jakimś czasie w końcu
wylazłam na brzeg i się otrzepałam. Tsa, teraz to dopiero było
lodowato! Zaczęłam biegać w kółko, żeby się choć trochę
rozgrzać. Nie wiem czy było to mądre z mojej strony, czy też nie.
Ważne, że działało przez pierwsze chwilę, do czasu aż zaczęłam
biec tak szybko, że czułam jak zimne powietrze ochładza dodatkowo
moją sierść. Zignorowałam to jednak i pobiegłam na Szczenięcą
Polanę, żeby tylko nie spóźnić się na lekcję.
Od początku lekcji
polowania, czyli od momentu, w którym przypomniałam sobie moją
wczorajszą rozmowę z Yuki, bacznie obserwowałam moją
nauczycielkę. Była niczym egzotyczne zwierzę, do którego bałam
się podejść, żeby tylko mnie nie zaatakowało. Wykonywałam
wszystkie polecenia Yuko jednocześnie starając się nie wychylać.
Byłam cichsza i spokojniejsza niż zazwyczaj, ale nie wzbudziło to
niczyich podejrzeń. Reszta uczniów zdawała się mnie tego dnia nie
zauważać. Moone i Aoki nie przyszły na pierwszą lekcję. Chyba
pierwszy raz nie próbowały zabrać mnie ze sobą. Czy w końcu
zrozumiały, że nie chciałam opuszczać lekcji? Miałam taką
nadzieję. Wracając, Shen ciągle gdzieś odlatywał myślami, a
Navri jak zawsze żyła w swoim świecie maksymalnego skupienia.
Jeszcze nigdy mnie to aż tak nie cieszyło.
Polowania upłynęły bardzo
spokojnie. Uczyliśmy się dzisiaj głównie nowych ruchów, więc
wyzwisk pod adresem uczniów nie brakowało. Może nie było żadnych
ciekawych akcji, a jedynie żmudne ćwiczenia, które musieliśmy
opanować do perfekcji, ale mi się podobało. Lubiłam takie lekcje
– w końcu wtedy nie czułam się jak największa pokraka, bo
wszystko było dla mnie nowe, tak samo jak dla reszty szczeniaków.
Po zakończeniu lekcji Yuki
wszystkich wygoniła oprócz mnie. Cholera, pamiętała! Bałam się
jej reakcji na to, że nie przyszłam wczoraj do jej jaskini, tak jak
obiecałam. Bałam się, że na mnie nakrzyczy lub coś mi zrobi. Nie
wiem, może trzęsłam się ze strachu.
- Namyśliłaś się?
Pytanie było wypowiedziane
spokojnym, może pobrzmiewającym trochę smutkiem tonem. Nie tego
się spodziewałam. Najszybciej jak mogłam zebrałam swoje myśli do
kupy i zaczęłam zastanawiać się, co powinnam odpowiedzieć
waderze.
Z jednej strony chciałam
powiedzieć „nie” naiwnie licząc, że znajdzie się ktoś komu
będę bardziej ufać. Z drugiej bardzo wiedziałam, że nikt mnie
nie chce. Mało wilków chciało przygarnąć jakiegokolwiek
szczeniaka, który nie jest jego własnym, a co dopiero takiego jak
ja? Nie byłam magiczna, nie mogłam przynieść nikomu dumy z
postępów z magii. Nawet nie wiem, co tutaj robiłam.
- Tak, ee...proszę pani –
odpowiedziałam zaciskając oczy. Nie chciałam widzieć jej wyrazu
pyska, nie teraz.
- Jaką decyzję podjęłaś?
- drążyła temat nauczycielka.
Nie wiedziałam jak ułożyć
pasującą odpowiedź. Słowa były, ale zanikały w bardzo szybkim
tempie. Nie potrafiłam uchwycić żadnego z nich.
- Zgadasz się?
Skinęłam głową w
odpowiedzi i uciekłam. Nie potrafiłam wyjaśnić swojego
zachowania, było zbyt absurdalne, nawet na mnie.
Po chwili przystanęłam i
schowałam się gdzieś w krzaki. Chciałam być sama. Niestety, ale
nie wiadomo skąd pojawiła się moja nowa opiekunka. Nie słyszałam
jej przybycia, wadera świetnie się skradała. Wystraszyłam się
jej przybycia, ale starałam się tego nie okazać. Spojrzałam
prosto w jej zielone oczy i czekałam. Wadera długo milczała, ale
kiedy przemówiła jej głos był lekko ochrypły. Odchrząknęła i
kontynuowała. Chciała, żebym poszła wraz z nią do Suzanny
uregulować wszystkie sprawy i przekonać ją, żebym mogła w ogóle
zostać pod opieką młodej nauczycielki.
Zgodziłam się i ruszyłam
za czarną samicą w stronę Jaskini Alf. Czułam się jakbym szła
na ścięcie. Zaczynałam trochę żałować swojej decyzji, jednak
nie chciałam by idąca przede mną Yuki to odczuła. Nie chciałam
jej urazić i bynajmniej nie chodziło o moje bezpieczeństwo, a
samopoczucie czarnej wadery.
Może nie będzie tak źle?
Weszłam do jaskini jako
pierwsza i szybko się rozejrzałam za sylwetką naszej Alfy. Suzanna
leżała na ziemi nad jedną z książek z biblioteki. Nie
zareagowała na nasze przybycie, chociaż bardzo dobrze wiedziałam,
że je zarejestrowała.
- Dzień dobry.
Wadera podniosła wzrok nad
grubego tomiska i zmierzyła nas wzrokiem.
- No chyba sobie żartujesz.
Przytargałaś te szczenię w jakim celu? Nie dostaniesz praw. Idź
stąd i nie zawracaj mi więcej głowy.
Spojrzałam na moją
niedoszłą opiekunkę. Nie miała praw, nie mogła mnie adoptować?
To po co ta szopka? Yuki mierzyła wzrokiem Suzannę, dopiero kiedy
wyczuła na sobie mój wzrok odwzajemniła spojrzenie. W jej oczach
widziałam złość i ból, który starała się ukryć. To było
takie... Losie, dlaczego musisz mi to robić? Nikt mnie nigdy nie
chciał i nie będzie chciał. Zostanę sama na zawsze, chyba że
stojąca nieopodal czarna wadera będzie mogła mnie adoptować.
Czułam jak na myśl o tm wszystkim oczy zaczynają mnie piec, a
gardło zapycha jakieś dziwne coś.
- Ale... - zaczęłam
czując, że w moich oczach pojawiają się łzy - Nikt mnie nigdy
nie chciał i nie będzie chciał. Zirael na mnie nie zależy, wiem
to. W końcu znalazł się ktoś, chociażby tak przerażająca
postać jak pani Yuki, a pani... Pani... - nie potrafiłam skończyć
tego zdania. To coś w moim gardle się powiększyło całkowicie
uniemożliwiając mi mówienie.
- Yuki nie jest najlepszym
przykładem opiekuna – powiedziała tylko Alfa.
Nie rozumiałam tego, jak
mogła być „nie najlepszym” opiekunem? A Zirael, moja obecna
opiekunka na pół etatu jest dobrym przykładem? Czułam, że w tej
roli ta chłodna i agresywna wilczyca sprawdziłaby się o wiele
lepiej.
- Co ona takiego zrobiła?
Zabiła swojego podopiecznego czy co? - prychnęłam cicho i
kontynuowałam - Proszę pani, ja sobie nie daję rady w tym nowym
świecie. Nie wiem jak mam żyć, a ona - wskazałam trzymającą się
kawałek dalej postać – mogłaby...
- Planowała zabójstwo na
wilku, który był u nas w gości. Zabiła jego towarzyszkę.
Te dwa zdania wypowiedziane
przez Suzannę skutecznie zatrzymały mój słowotok. Czy ona
naprawdę to zrobiła? Spojrzałam na czarną samicę spodziewając
się jakieś reakcji, skruchy czy czegokolwiek innego. Nic z tego,
Yuki stała i przysłuchiwała się bez słowa mojej wymianie zdań z
Alfą.
- Dodam jeszcze, że wilki
te w niczym nie zawiniły. Owszem, były poszukiwane, ale za
ucieczkę, a nie zbrodnię, a za to nie jest wyznaczana żadna
większa kara. Yuki nie miała pojęcia również, że basior którego
zraniła był królewskim synem. To mogłoby zniszczyć nasze
stosunki z Białym Królestwem i istnienie Watahy Magicznych Wilków
w ogóle – jej głos zamieniał się w coraz głośniejsze
warczenie pod adresem Yuko.
Ponownie spojrzałam w
stronę niedoszłej opiekunki. Z łatwością spostrzegłam
konsternację i szok na jej pysku.
- Proszę, to się więcej
nie powtórzy. Przypilnuję ją - nie zwróciłam szczególnej uwagi
na to, co mówiła Suzanna. Miałam cel i nie mogłam go porzucić.
- Yuki mi już pokazała, że
nie słucha nikogo i niczego. Nie zrobi tego tym bardziej gdy poprosi
ją o to szczeniak.
- Zrobię. Będę grzeczna,
przysięgam.
Alfa zmierzyła chłodnym
spojrzeniem Yuki. Wiedziałam co chciała jej przekazać. „Nie
odzywaj się”.
- Twoje przysięgi nie są
nic warte – odwarknęła.
- Ta jest bardzo dużo warta
– odpowiedziała Yuki – Tori, możesz wyjść na chwilę?
Chciałabym porozmawiać sama z naszą Alfą.
Skinęłam głową i
wyszłam. Musiałam pokazać, że słucham się Yuko, że ta potrafi
się mną zająć. Położyłam się na trawię kilkadziesiąt metrów
od jaskini. Nie miałam zamiaru podsłuchiwać. Czekałam spokojnie
na Yuki, która powinna niedługo wyjść. Nawet nie wiem, kiedy
zasnęłam.
Obudziło mnie poczucie, że
jestem obserwowana. Otworzyłam oczy i ujrzałam Yuko.
- I co? Mogę zostać pod
twoją opieką? Zgodziła się? Proszę, powiedz, że się zgodziła!
- zaczęłam obsypywać ją pytaniami.
<Yuko?>
Uwagi: Brak daty! Zrobiłaś kilka głupich błędów (dokładniej brak przecinka, literówka i o ile dobrze pamiętam użycie złej formy).