Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

czwartek, 30 sierpnia 2018

Od Valkoinena "Fantastyczni idioci" cz. 2 (CD. Asgrim)

Oba opowiadania z serii były wymyślane przez autorki, które siedziały razem w pokoju i wymieniały się głupimi pomysłami.

Sierpień 2021
Ukłoniłem się i rozejrzałem po sali. Twarze były bardzo znajome, jednak z imienia rozpoznałem tylko jedną osobę, Cess. Siedziała w jednym z dalszych rzędów, gdy nasz wzrok się skrzyżował pokiwała delikatnie głową z uznaniem. Skierowałem się za czerwoną kurtynę, zawieszoną wysoko nade mną, na dole była lekko zawinięta. Poczłapałem bardzo wolnym krokiem zwanym u mnie jako krok "jestem bardzo elegancki i dostojny" do przebieralni. Gaja podeszła do mnie i pogratulowała występu. Niedawno jeszcze taka młoda, teraz rosła w oczach. Pokłoniłem się nawet bardziej teatralnie niż na samej scenie. Wadera zaśmiała się swoim jeszcze dziecięcym głosikiem i ruszyła do wyjścia z małą torbą. Zdawało mi się, że jest starsza, niż zawsze podejrzewałem, jednak nie wypadało mi o to pytać.
Podszedłem do lustra i przyglądnąłem się mojemu "strojowi". Nie był on do końca przebraniem. Coś takiego to chyba nieprzebranie. Wyglądałem... dziwacznie, powiedziałem w duchu tylko dlatego, żeby nie powiedzieć jak debil. Na sierści namalowane miałem szare pasy w odstępie jednej łapy. Codziennie przed występem Gaja rysowała mi coś takiego na ciele. Wydawać by się mogło, że nasza praca nie jest wymagająca, jednak musimy już godzinę przed występem być na miejscu. Wyglądało to jak jeden ze śmieci, które czasem znajduję w lesie. Ludzie porzucają tego pełno w lesie, nigdy nie wiesz, co znajdziesz. Ostatnio znalazłem przed wejściem do smoczych podziemi jakiś dziwny medalion. Moja babcia kiedyś nosiła podobny. Dowiedziałem się, że to jakiś medalion ognistych smoków, cokolwiek to znaczy. Dzisiaj po pracy chciałem go dokładniej zbadać. Zastanawiałem się, czy ktoś go czasem nie zgubił.
Wziąłem do mojej ogromnej łapy malutką, różową buteleczkę i wylałem trochę jej zawartości na ciało. Szybko zmazałem wszystkie ślady. Co prawda nie było to tylko wylanie płynu na ciało. Rzuciłem na siebie ponownie okiem. W takim stanie mogłem już wyjść.
Z wielkim uśmiechem na pysku wyszedłem z małej jaskini. Spojrzałem na ślady moich łap na piasku. Były bardzo mocno wgłębione, jakbym ważył więcej, niż naprawdę. Sączyła się z nich woda, a ja tylko wzruszyłem na to obojętnie ramionami. Co prawda to nie był jeden z cieplejszych dni tego miesiąca, ale kiedyś na pewno wyschnę.
Przed moimi oczami ukazał się basior ze średnio ciemnym futrem. Obok niego stał drugi. Jego futro było już nieco bardziej unikalne, nawet o wiele bardziej. Niebieski bardzo do niego pasował. Jak to ja oczywiście bardzo miło powitałem moich dwóch szanownych kolegów. Kiwnęli tylko głowami, a tak, chyba właśnie przeszkodziłem im w rozmowie.
Nie kontynuowali jej dalej, tylko czekali, aż ja coś powiem. Także jak to ja, musiałem coś genialnego odpalić. Nie byłbym sobą, gdybym coś takiego nie powiedział.
- A to co za zebranie? - Spytałem jakoś w tym stylu. Na pewno byłem bardziej elokwentny niż zazwyczaj, a przynajmniej się starałem taki być. Jak mi wyszło, to już druga, zupełnie inna, odmienna sprawa.
Po dłuższej rozmowie obydwoje, a bardziej ten wredny As wkopał mnie w konkurencję o jakiś magicznych stworzeniach. Był całą sprawą bardzo zaciekawiony, a ja nie mając na dzisiaj nic do roboty oprócz wisiorka. Stwierdziłem, że nawet może być. Oczywiście musiał, ale to musiał mi trochę podokuczać. Nie byłby inaczej sobą. Taki młody, a taki cwaniaczek.
- To co? Bierzemy udział? – Zwróciłem się w jego stronę. Mogłem przyrzec, że dostrzegłem błysk w jego oczach.
- Nie boisz się porażki, staruszku? - Uniósł tylko jeden kącik wargi w górę. Pokpiwał sobie ze mnie w żywe oczy!
- Nie. - Byłem bardzo pewny tego, że moja ogromna wiedza rozmiecie go na łopatki. Padnie i nie wstanie. - Zwykle starsi odznaczają się rozleglejszą wiedzą – powiedziałem dumny z siebie.
- Właśnie, zwykle... jednak u ciebie wiek i mądrość chyba nie idą w parze.
- Masz rację, moja inteligencja znacznie przerasta mój wiek. - Wypiąłem pierś przed siebie i byłem jak prawdziwa wadera.
- Chciałbyś – skomentował krótko i spojrzał na samca obok. Bardzo grzecznie stał obok. - To chyba znalazłem swojego przeciwnika.
Spojrzałem na niego jeszcze raz dogłębniej. Czy ja aby na pewno chcę brać w tym całym zadaniu udział? Pomyślałem prawie na głos. Nie chciałem przecież go pogrążyć. Biedny pewnie jeszcze nie wie na co się pisze.
- Kiedy możemy wziąć udział? – Spytał przebierając łapami, a ja prawie wykrzyczałem, że natychmiast. Moja duma i honor jednak mi na to nie pozwoliły. Wziąłem głęboki wdech, zanim się odezwałem. Może nawet kilka.
- Teraz – powiedziałem z nonszalancją i ogromnym spokojem jak na mnie.
Basior tylko niby obojętnie wzruszył ramionami. Samiec, który ciągle przysłuchiwał się naszej rozmowie zamienił się w człowieka. Szczerze mówiąc brzydziły mnie te istoty. Tylko śmiecą lub cmokają do mnie. Tacy durni, a uważają, że to ja nie mam mózgu. Zbiorą trujące grzyby i uchachani próbują mnie nakarmić. Ja z zadowoleniem zawsze odmawiałem. Patrzyłem ciekawie jak chowają to do swoich toreb. Później nie przychodzili. Nie smakowały grzybki?
- Gotowi? - Tym razem z odpowiedzią wyrwał się Młody.
Drugi samiec, którego imienia nigdy nie pamiętałem (jego istnienia również) spojrzał na nas wyczekująco.
No to zaczynamy.
Basior wyciągnął pierwszą kartkę z uśmiechem. Co tu dużo mówić, przecież nawet ludzkie szczenię by to odgadło. Kilka węży wpadło w pułapkę, zaplątały się ze sobą przypadkowo. Chyba że po prostu się ze sobą wspaniale bawiły przyjaźnie przytulając. W końcu każdy gatunek bawi się w inny sposób, chociaż większość na siebie skacze, a oni robią chyba co innego.
- Ja wiem! - Krzyknąłem zdzierając sobie gardło i klepiąc obydwoma łapami o podłoże. - To są przecież węże! One się ze sobą po prostu poplątały!
Mogłem przyznać, że zauważyłem kątem oka mały ruch ciała basiora. Może się hamował? Przemknęło mi pytanie. Kiwał twierdząco głową, może nawet nieświadomie, ale zdawało mi się, że potakuje na moją niewiarygodnie mądrą odpowiedź.
- Debilu, nie widzisz, że to nie są żadne węże?! - Krzyknął na mnie, a ja o mało co nie poleciałem z zaskoczenia w tył i na ziemię. Na szczęście tylko się zachwiałem. Ten wilk jest okropny!
- No to może panie geniuszu powiesz mi co to takiego jest? - Wiedziałem, że nie wie. Byłem tego prawie pewny.
Wilk zamknął pysk. Już chciał mnie dalej zjechać z góry do dołu. Jednak on na pewno nie znał odpowiedzi na te pytania.
- Kto wymyśla takie głupie obrazki? - Spytał, patrząc na mnie i szukając w moich oczach uznania. Gdyby nie fakt, że właśnie ze sobą rywalizowaliśmy, to śmiało bym przyznał mu rację.
- Wilki głosu nie mają – powiedział animator. Chyba sam nie do końca pamiętał, że jest wilkiem. - Nie mogę żadnemu uznać odpowiedzi. Jest to hydra.
Zgodnie z jego słowami wilki nie mają głosu. Porozumieliśmy się z Asem wzrokiem i obydwoje zamieniliśmy się w posągi.
- No to teraz to. - Wyciągnął coś jeszcze dziwniejszego. Mieliśmy siedzieć cicho i właśnie to robiliśmy. - Czemu siedzicie cicho?
Żaden nie zamierzał nic mówić. Patrzeliśmy się tylko po sobie.
- Mieliśmy się nie odzywać – odrzekł Asgrim z bestialskim uśmieszkiem.
- Tęczowy jednorożec! - Wykrzyczałem, korzystając z nieuwagi rywala.
Obydwoje ze zdziwieniem spojrzeli się na mnie.
- To jest nie fair – powiedział urażony. - Ja też to wiedziałem przecież.
- Według zasad jest sprawiedliwe – powiedział prowadzący.
Asowi najwyraźniej nie spodobało się moje zachowanie. Jednak chciałem, chociaż teraz coś odgadnąć, w głębi serca wiedziałem, że nie znam się na tym. To mogła być jedyna okazja, żebym coś zgadnął.
Basior od karteczek znowu zaczął coś tam mieszać w ludzkich łapach. Chociaż na miano łap to one nie zasługują. Pokazał lisa, albinoskiego lisa. Był bardzo... dziwny. To znaczy wszystkie lisy są nie fajne, ale ten chyba wygrywał. Dostał jednak plusa za bycie białym. Tak jakoś podświadomie go dostał, nawet tego nie planowałem. Miał kilka ogonów, jakby poobcinał innym i przykleił sobie. Miałem wrażenie, że nieruchome oczy na kartce niemal mrugały w moją stronę. Bardziej przypuszczałem opcję drugą, po prostu chciały mnie spalić.
- Czy to jest coś w rodzaju... białego lisa? - Spytał geniusz odkrywca. Miałem ochotę wstać i krzyknąć "klękajcie watahy, oto wasz geniusz się ukazał" – Z dużą ilością ogonów... ? - Stawał się coraz bardziej odkrywczy.
- Poważnie? - Prychnąłem w jego kierunku i o mało nie pokiwałem z niedowierzaniem łbem.
- A co CI to przypomina? - Jego oczy zamieniły się w kreseczki. Nadal był na mnie wkurzony, chyba nawet się wcale temu nie dziwiłem. Też byłbym na jego miejscu wkurzony. Chyba nawet o wiele bardziej.
Oczywiście obrazek przypominał mi to, co jemu. Jednak prawdziwa nazwa tego zwierzęcia gwizdała w moich myślach. Chyba chciała, żebym do niej przyszedł. Jednak zupełnie nie wiedziałem, gdzie ona może być.
- Białego lisa z kilkoma ogonami – wilk parsknął, a ja nie zrozumiałem czemu. Przecież wpadł na to samo. - Znaczy... No tak. Patrz, jakie ma oczy.
- To Kitsune Zenko – powiedział basior, który teraz stał przed nami jako człowiek. Mógłbym się założyć, że sam tego wcale nie wiedział. Musiał wyczytać to wszystko z kartki.
- Co?! - Z naszych gardeł wyrwał się równy okrzyk jak wojskowych.
- Kitsune Zenko – powtórzył człowiek. No gościu, to było przecież pytanie retoryczne.
Wymieniliśmy z Asem zgodne spojrzenia, ale nie wiedziałem, na co ja się zgadzam. Na następnej kartce była ogromna gadzina, taką znalazłem przed wejściem na smocze podziemia, ledwo uszedłem z życiem, kiedy zionął ogniem nad moją głową. Prawie przypalił mi uszy! Pochwyciłem medalion i zacząłem uciekać. Smok gonił mnie jeszcze trochę po wyjściu, po czym z powrotem powrócił do swoich podziemi.
Patrząc na moją niedawną przygodę, to zgadnięcie tego nie było trudne. Naprawdę, tym razem nie żartowałem, wiedziałem. To był smok. Zwykły najzwyklejsze smoczysko.
- Smok latający! - Krzyknął równo ze mną.
- Smok! - Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że było już trochę za późno. Chyba powinienem powiedzieć latający.
- Przykro mi Valk. Zbyt mała precyzja. Punkt zdobywa As. - Dante skinął głową do Asa. To był jakiś spisek! As krzyknął głośno, nawet chyba aż za bardzo. O mało nie ogłuchnąłem.
Nabrałem powietrza po jego okrzyku, ledwo słyszałem! Kilka kartek potem zakończyliśmy grę. Wiedziałem, że Dante miał nas bardzo szybko dość. Pewnie miał nas za ogromnych debili. Jednak miałem wrażenie, że on wcale lepiej by sobie w tym nie poradził.
Stwierdziłem, że najbardziej wkurzający basior, jakiego w życiu poznałem, może nie jest taki zły. Może kiedyś bylibyśmy w stanie się zaprzyjaźnić? Nie denerwował mnie przynajmniej tak jak wcześniej.
- To co, za jaki czas dogrywka? - Wiedziałem, że będzie chciał! Najszczerzej mówiąc, całkiem przyjemnie się bawiłem. Cokolwiek bym nie mówił, właśnie tak było.
- Kiedy zechcesz. Obserwowanie twojej przegranej to będzie wspaniały widok. - Uśmiechnąłem się, ukazując rządek białych kłów.
- Zobaczymy, kto przegra.
Każdy z nas poszedł w swoją stronę. Byłem naprawdę zadowolony. Teraz tylko medalion.

<As, ale nie kończ za szybko>

Wygrał Asgrim!
Asgrim: brązowe: Sarny, Wojownik, Bibliotekarz, Medalion Rosnącej Potęgi, Róża Harmonii; srebrne: Woda, Powietrze, Świat Mroku; złote: Valixy i Leonard
Valkoinen: brązowe: Wodopój, Jezioro, Róża Hery, Niebieski Agrest; srebrne: Gamma, Xeral

Uwagi: Nie można "przykiwnąć", tylko "kiwnąć". Za dużo przecinków.

Od Asgrima "Zamek z duszą" cz. 1

Listopad 2021r
Był już późny wieczór, gdy postanowiłem trochę połazić po terenach. Zwykle jako wieczorne łażenie wystarczał mi zwykły patrol, ale tego dnia byłem zbyt zamyślony i nie odczuwałem jakiegoś wielkiego zmęczenia. Jeśli miałem grzecznie i normalnie zasnąć, to potrzebowałem jakiegoś wysiłku fizycznego. Chociaż minimalnie podobnego do tego sprzed jeszcze kilku tygodni.
Świat się kończył – tęskniłem za polowaniami, których lekcje ostatnio zostały zawieszone. Zajęcia u Młodej pomagały mi się zmęczyć i choć nie byłem nigdy w nich jakoś szczególnie wybitny i wątpię, by kiedykolwiek miało się to zmienić, to... Z każdym upolowanym zwierzątkiem czułem się lepszy, silniejszy i szczęśliwszy. Lubiłem ze wstydem i jednoczesną dumą wspominać o moich początkach, a teraz czekała mnie cała zima bez tego. No serio, jakiego trzeba mieć pecha, by zrezygnować z czegoś, co właśnie zaczęło sprawiać przyjemność?
Wiedziałem, że to nie była wina Tori, a jednak miałem do niej niewielki żal. Tak, powinienem go skierować raczej do jakiś bogów pogody, natury, zwierząt jadalnych, ale nawet w nie wierzyłem. Jeśli jednak gdzieś tam są, to mogliby zesłać płodność na jakieś jelonki czy kozice. Ewentualnie na mnie. Też bym się nie obraził.
Czy to zabrzmiało jakbym chciał zjeść własne szczeniaki? Cholera. Nie to miałem na myśli. Uwielbiam szczeniaki, naprawdę! Są takie zabawne i pozytywne! O wiele lepsze od tych wszystkich dorosłych nudziarzy.
W każdym razie, tego wieczora nie brakowało mi energii, którą nie wiedziałem, w jaki sposób spożytkować. Z braku lepszych pomysłów łaziłem po gdzieś po jakichś lasach i cholera wie, jak to się w ogóle nazywało. Ważne, że będę potrafił wrócić.
W pewnym momencie dostrzegłem dość sporej wielkości budynek. Ze względu na późną porę nie widziałem go zbyt dobrze, a drzewa wokół niego nie ułatwiały mi zadania. Co mógłbym powiedzieć, jeśli nie to, że zbliżyłem się, czując niemal pulsującą ciekawość?
Starałem się iść ostrożnie i cicho. Nie wiedziałem, co to była za budowla, jednak na pewno nie została stworzona przez wilki, a z takimi trzeba się obchodzić ostrożnie. Każda rasa miała własne zabezpieczenia, a ja zbyt kochałem życie, by pchać się jak największy idiota prosto w nieznane terytorium.
Budynek z bliska wydawał się nieco mniejszy, ale nadal z łatwością pomieściłby cały oddział Watahy Magicznych Wilków i pewnie zostałoby w nim sporo miejsca. Posiadał on wysokie i zapewne grube mury. Spomiędzy cegieł, którymi był wyłożony, wychylały się różne rośliny, a wiele ścian było zakrytych pędami - jak sądziłem – bluszczu. Musiałem przyznać, że robił ogromne wrażenie na takim wilczku jak ja.
Zadarłem wyżej łeb i dostrzegłem małe, wąskie wnęki, które chyba miały być oknami. Wątpiłem, bym był w stanie się przez nie przecisnąć, a przecież nie należałem do grubych wilków.
- To wygląda jak jakiś zamek – mruknąłem do siebie, przypominając z sobie typ budowli, który był bardzo popularny u ludzi wiele, wiele lat temu. Za czasów mojego prapraprapraprapra... Nawet nie chcę myśleć, ile jeszcze „pra-” dziadka. W każdym razie były to bardzo dawne czasy i dziwiło mnie, że odnalazłem go w tak dobrym stanie.
Gdy tylko o tym pomyślałem, zauważyłem, że w kilku miejscach w ścianach ziały piękne dziury, a coś co chyba miało być schodami, było w tym momencie zbiorem wielu kamieni i prochu.
Ciekawe jak wygląda w środku – pomyślałem i wykonałem kilka kroków w stronę zamku. Nie było to zapewne mądre, zwłaszcza po moim cichym wykładzie o niebezpieczeństwach, ale na wilki! To byli ludzie, którzy nie dość, że nie mieli na swoje użytki magii, to jeszcze nigdy nie dbali o takie drobnostki jak odpowiednie zabezpieczenia. W skrócie: Byli tumanami i chyba nigdy się to nie zmieni.
Nagle poczułem dużą kroplę, która wpadła prosto na mój pysk. Tuż po niej spadła następna, tym razem na moją łapę. Kolejna na grzbiet... Już po chwili nie byłbym w stanie opisać każdej kropli, która uderzała w moje ciało. Deszcz lunął niespodziewanie, ale chyba jednak nie było to tak dziwne zjawisko, biorąc pod uwagę porę roku. Chyba.
Czułem na sobie lodowate, ogromne krople. Wiatr z każdą chwilą się wzmagał, a ja bez namysłu umknąłem w stronę najbliższego schronienia – do zamku.
Nigdy nie byłem dobry w skakaniu i nieźle dało mi się to we znaki, gdy cudem podciągnąłem się na podest tuż przed ogromnym wejściem, w którym kiedyś musiały być drzwi. Dobra, może nie było jakieś bardzo wielkie, bo w formie ludzkiej musiałbym się schylić, ale w tamtej chwili byłem wilkiem i wszystko wydawało się większe, jasne?
W miejscu, w którym się znajdowałem, nie było żadnej ochrony, a mi robiło się coraz zimniej. Chociaż sierść zmieniała się już na cieplejszą, zimową, nadal nie była odpowiednia na takie ulewy.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie na bezlistne drzewa, które teraz uginały się od silnego wiatru. Niebo rozświetliło się za sprawą błyskawicy, a zaledwie kilka chwil potem nadszedł głośny grzmot. Było to na tyle niespodziewane, że podskoczyłem i z cichym piśnięciem wycofałem się do wnętrza zamku. Zapowiadało się na to, że spędzę tutaj noc...

C.D.N.

Uwagi: Brak.