Sierpień 2022 r.
Była noc. Rzadko kiedy zdarzało się, żeby o tej porze na terenach było tak pusto. Cicho jak makiem zasiał, cicho tak, że aż dzwoniło mi w uszach... Yuki w pewnym momencie potknęła się o wystający korzeń, ale nie upadła na ziemię. Kiedy obróciłem się do niej, żeby zapytać czy wszystko w porządku, po prostu bez słowa chwyciła mocno moją dłoń i dała znak głową, żebym się nie zatrzymywał. Tak też zrobiłem. Szliśmy za rękę. Dziwne uczucie. Ja dwa kroki przed nią, ona stąpając po moich śladach i bacznie obserwując to, co miała pod nogami. Pewnie nie przywykła do tego, że nie widziała nic w ciemnościach. Wilki mają na ogół dość dobry wzrok, nawet o tej porze...
Powietrze było wilgotne. Dość ciężkie. Nie wydawało się, aby wymieszało się z jakimiś toksynami z opadów. Ba, określiłbym je nawet jako dość orzeźwiające... Słodkie i energetyzujące. Może tylko mi się zdawało? Po raz kolejny spojrzałem na wlokącą się za mną kobietę. Miała zwieszoną głowę, ale nadal widziałem jasny rąbek jej cery widoczny we wcięciu jej koszulki. Nawet w świetle księżyca mogłem bez wahania powiedzieć, że jest idealnie gładka. Pogłaskałem kciukiem jej dłoń, przez co uniosła głowę i spojrzała na mnie ciut zmieszana. Chyba nikt jej tak nigdy nie robił.
- Spokojnie, po prostu sprawdzam czy dłonie też masz tak idealnie gładkie... - wyjaśniłem z uśmiechem. Zaczerwieniła się i odwróciła głowę. Wtedy zobaczyłem drobny przebłysk tej Yuki, jaką znałem wcześniej. Gniewną i oburzoną za razem.
- Wiesz... będąc człowiekiem widzę twój rumieniec. Nie ukryje się pod futrem - Zaśmiałem się.
- Zamknij się i po prostu idź - mruknęła, ponownie wpatrując się w swoje stopy. Chwilę wcześniej potknęła się o jakiś drobniejszy kamyczek. Pokręciłem głową z rozbawieniem i spełniłem jej polecenie.
Kiedy trafiła nam się jakaś skarpa, szedłem jako pierwszy i bez większego kłopotu zeskakiwałem. Yuki wciąż była niepewna swojej sprawności w formie ludzkiej, więc wyciągnąłem do niej zachęcająco ręce.
- Możesz skoczyć. Złapię cię.
- Na pewno? - zapytała z wahaniem w głosie.
- Na pewno. Tylko nie bierz rozbiegu. Patrz, podam ci rękę - wyciągnąłem do niej dłoń. Po chwili namysłu postanowiła się nachylić, chwycić ją i dopiero wtedy zsunąć się z zaspy. Nie była aż tak wysoka, więc złapałem ją bez problemu, zatrzymując w swoich objęciach.
- Widzisz? Nic się nie stało.
Nie odpowiedziała. Dalej tak stała. Kiedy chciałem ją już puścić, ku mojemu zdumieniu sama postanowiła się wtulić. Ukryła twarz w moim ramieniu i po prostu tak staliśmy. Skarpa nas skutecznie zasłaniała przed najczęściej uczęszczanym terenem w watasze.
- Yuki...? - zapytałem nieśmiało. Wówczas się ode mnie odsunęła, udając, że nic się nie stało. Westchnąłem cicho. Miałem nadzieję, że ta wadera ma w sobie choć odrobinę czułości.
- Jesteśmy już blisko - dopowiedziałem. Skinęła głową i tym razem ona mnie wyprzedziła. Dogoniłem ją.
- Obraziłaś się?
- Nie. Po prostu nie chcę się ślimaczyć.
Zmarszczyłem brwi, bo przecież to ona sama się zatrzymała. To popierało moją tezę o tym, że kobiety są dziwne i nijak da się je zrozumieć.
Pozostałą część trasy przeszliśmy w milczeniu. No, może prawie, nie licząc okazjonalnego "uważaj na korzeń" czy "schyl się, gałąź!". Po drodze nie spotkaliśmy dosłownie nikogo. Wszyscy prawdopodobnie nadal tkwili w jaskiniach, bojąc się wyjść na zewnątrz. Ziemia była podmokła od dziwacznej deszczówki. Nie tak ciężka jak od zwyczajnej, tylko połyskująca i miękka. Nie mogłem w żaden sposób tego wytłumaczyć. Trochę jakbyśmy chodzili po jakiejś gąbce. Wątpiłem, aby mi się to zdawało. Buty mieliśmy pokryte niebieskim nalotem... Zupełnie jakby były brokatowe. Obrzydlistwo.
Od samego Miasta dzielił nas tylko dziurawy druciany płot. Yuki nie wyglądała na zaskoczoną, kiedy go ujrzała. Prawdopodobnie niejednokrotnie go widywała podczas patroli. Przeszedłem jako pierwszy, dając jej instrukcje jak to zrobić, aby się nie podrapać. O dziwo zrobiła to z zaskakującą gracją. Najwyraźniej już przyzwyczajała się do swojego ludzkiego ciała. Uśmiechnąłem się triumfalnie, chwyciłem znowu za jej dłoń i pociągnąłem w dół zbocza prowadzącego do Miasta. Tam również było cicho, ciemno i pusto... No, może nie licząc bladego światła latarni.
Wciągnąłem powietrze i wypuściłem z nieukrywaną satysfakcją.
- Tak dawno tu nie byłem... Tęskniłem za tymi rzędami blokowisk.
- Blokowisk?
- Bloki. Takie budynki. Jak ten, widzisz? - mówiąc to, wskazałem na jedno z osiedli. Chwilę błądziła wzrokiem, a później skinęła głową.
- Mieszkasz tam?
- Nie. Nieco dalej - odparłem
- Mhm... - mruknęła. Rozglądała się dookoła. Dłoń się jej odrobinę spociła, czułem napięcie jej mięśni. Nie czuła się zbyt komfortowo.
- Nic się nie stanie. Jesteś człowiekiem, a ludzie tutaj są normą - powiedziałem spokojnie. W duchu niezmiernie się cieszyłem na myśl o odwiedzeniu swojego mieszkania. Będę mieć sporo półek do odkurzenia i podłogę do zamiatania, ale przynajmniej w końcu położę się na łóżku... Muszę też sprawdzić jak tam woda w kranie. Po tak długiej przerwie różnie z nią bywa.
- O, już widać moją kamienicę - stwierdziłem nagle, wskazując na szarawy, ciut zniszczony budynek. Teraz był zalany niebieskimi zaciekami...
- To już nie jest blok? - zapytała zmieszana.
- Nie. Kamienica to taki starszy blok, ładniejszy i mniejszy.
- Ile masz lat? - wypaliła nagle.
- Proszę...? - zdziwiłem się. Nie wiedziałem skąd jej się wzięło w ogóle takie pytanie.
- Skoro kamienica jest starsza niż blok to musisz mieć wiele lat, skoro ją wybudowałeś...
- Nie, nie... Nie wybudowałem - zaśmiałem się cicho - Mieszkanie można kupić. Budową zajmuje się ekipa budowlana.
- Coś jak nasi myśliwi...?
- No, można powiedzieć. Tylko to nie jest z czystego obowiązku, ale z chęci zarobku. Płatna praca.
- Słyszałam, że wilki z naszej watahy też pracują za pieniądze, ale na utrzymanie tego mieszkania...
- No to zasada jest identyczna. Ja również pracowałem właśnie z tego powodu... I mam trzydzieści lat.
- Trzydzieści...? - powtórzyła zdumiona.
- Ludzie inaczej starzeją się niż wilki... Przy okazji ty też możesz powiedzieć, ile sobie liczysz. Tak żeby był remis. Powiem, że wyglądasz na ludzkie dziewiętnaście, a wilcze... - zamyśliłem się, wykonując w głowie szybkie obliczenia - ...około trzy. Może ciut mniej. Wiem, że masz ten naszyjnik, więc podejrzewam, że to nie jest twój prawdziwy wiek...
- Mam... osiem lat - mruknęła.
- I jak rozumiem dzięki temu medalionowi stale wyglądasz na te trzy? I nigdy się to nie zmieni?
- Tak... dzięki niemu również goją się wszystkie moje rany - dopowiedziała. Akurat dotarliśmy pod wejście do klatki kamienicy. Nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi. Jak zwykle były otwarte. Niemal od razu wyczułem, że znowu czyjś pies postanowił oznaczyć swój teren... Zapach skisłego moczu nie był zbyt przyjemny, szczególnie dla kogoś, kto nawet w formie ludzkiej ma minimalnie lepszy węch od przeciętnego mieszkańca Miasta. Yuki pozostawiła to na szczęście bez komentarza.
Poprowadziłem ją po schodach na pierwsze piętro, gdzie miałem swoje mieszkanie. Dopiero wtedy przypomniało mi się, że chyba zostawiłem klucz u wujostwa... Miałem ochotę przekląć pod nosem, ale najpierw postanowiłem sprawdzić pod drzwiami, gdzie zazwyczaj je upychałem. Na szczęście moja pamięć mnie zawiodła. Musiałem go podrzucić wujostwu przy innej okazji. Wygrzebałem przedmiot ze szparki, podniosłem się z podłogi i przekręciłem klucz w zamku.
<C.D.N.>