Czerwiec 2019 r.
Chciałabym się już uczyć. Na razie moja ciotka, Sohara, po prostu leżąc z boku Szczenięcej Polany i obserwując mnie uważnie, pozwalała się bawić. Ja jednak nie chciałam się bawić. Zabawa jest idiotyczna i w zasadzie niczemu nie służy. Mogłabym przez ten czas zrobić tyle pożytecznych rzeczy. Nawet nie miałam z kim spędzać w ten sposób czas. Wszyscy moi rówieśnicy te godziny przesiadywali w szkole, uważając ją za największą głupotę. Ja jednak byłam całkowicie przeciwnego zdania. Tak wiele bym dała, aby być na ich miejscu.
- Nad czym tak myślisz? - zapytała ciocia nieco zmęczonym głosem. Odwróciłam w jej stronę pyszczek. Słońce świeciło wprost idealnie. Widziałam ją na tyle wyraźnie, by dostrzec jej podkrążone oczy. Znowu dzisiaj nie spała. Słyszałam, jak tata wiele razy pytał ją o to, co się dzieje, jednak nigdy nie odpowiadała. Ja również chciałam o to pytać, jednak co taki szczeniak mógł? Byłam jeszcze tylko dzieckiem, a moje przemyślenia zapewne były wprost idiotyczne.
W odpowiedzi tylko potrząsnęłam pyszczkiem i odwróciłam go w stronę, z której świeciło słońce. Zamknęłam ślepia i grzałam się we wczesnopopołudniowych promieniach. Ptaki ćwierkały nieśmiało, wiatr prawie niewyczuwalnie poruszał mym coraz to dłuższym futerkiem, a słodkie zapachy... drażniły mój nos. Kichnęłam. Ciocia się zaśmiała.
- A cóż to? Katarek?
Spojrzałam na nią spod przymrużonych powiek. Chciałam odpowiedzieć, że nie ma racji, jednak zbyt obawiałam się rozmów. Cały czas brzmiałam strasznie i mało kto prócz najbliższej rodziny rozumiał moje seplenienie. Reszta się tylko podśmiewała. Najgorsi byli ci, którzy chcieli się ze mną bawić. "Urocze Maleństwo" - tak na mnie wołali, próbując łaskotać lub proponując zabawę w chowanego. Ja jednak tego szczerze nienawidziłam. Szczególnie, że były to dla mnie wilki całkowicie obce, a traktowały mnie jak koleżankę. Dodatkowo nikt nie brał mnie całkowicie poważnie.
- Co chciałabyś porobić? - zagadywała dalej ciocia. Odwróciłam w jej stronę pyszczek z niezmienioną miną. Musiała widocznie wyglądać dość komicznie, bo wadera się roześmiała. Nie zareagowałam w żaden sposób. - Nie patrz tak, tylko odpowiedz.
- Chcee sie uszyc - wymamrotałam. Przez chwilę zastanawiała się, o co mi chodzi, po czym odparła:
- Masz rację. Możemy właściwie potrenować twoją mowę.
Sapnęłam z niezadowoleniem.
- Nie wzdychaj tak, sama przecież słyszysz, jak ci idzie. Jeśli się nauczysz mówić poprawnie, będzie ci dużo łatwiej.
- Cosi inego - upierałam się.
- Nie, nie, Navri. Masz się najpierw nauczyć tej podstawowej rzeczy, dopiero później możemy się zabierać za bardziej skomplikowane rzeczy. Na razie nie możesz się nawet porozumiewać z innymi, a co dopiero wyciągać jakąś wiedzę.
Czy ona mi właśnie zasugerowała, że nie wyciągam żadnej wiedzy? Oczywiście. Bo jestem tylko durnym szczeniakiem, który nie wie, co to kompromis i jak działa świat.
- Więc na początek powtarzaj za mną te słowa: wataha, jaskinia, wilk.
- Fataha, jaaskińia, wiiiil - powiedziałam po chwili ociągania się. Słysząc, jak tragicznie mi poszło, aż futro zjeżyło mi się na karku.
- Wataha - nalegała Sohara.
- Faataaa... - zająknęłam się. Ciocia patrzyła na mnie cierpliwymi ślepiami. Zamknęłam oczy i powiedziałam: - Fataha.
- Wataha.
- Fataaha.
Otworzyłam oczy. Nieznacznie drgnęły jej mięśnie pyska. Fakt, wypowiedziane przeze mnie słowo wciąż nie brzmiało tak, jak powinno.
- Wytknij język.
Spojrzałam na nią jak na głupią, lecz jej nieuległy wyraz wskazywał na to, że mam mimo wszystko wykonać polecenie. Wywróciłam oczami i wytknęłam język.
- Zruluj tak, jak ja.
Zrobiła z języka rulonik. Aż cofnęłam pysk zdumiona. Jak ona...? Spróbowałam powtórzyć, ale tylko go nieznacznie wyginałam na boki. Po kilku próbach furknęłam ze zdenerwowania. Nie lubiłam tego, że nie umiem zbyt dobrze mówić, a jeszcze bardziej udowadniania mi tego lub zmuszania do odzywania się. Szczególnie, kiedy okazywało się, że czegoś nie umiem.
- Nie denerwuj się tak. Potrenujesz trochę i raz dwa się nauczysz - pocieszała ciotka, jednak ja cały czas byłam do niej odwrócona plecami. Już wolałam tak leżeć w bezruchu, niż ponownie wystawić na pośmiewisko.
- Nie chcesz już?
Cisza. Zamierzałam ją teraz ignorować.
- Navri, jeśli tak będziesz podchodzić do każdej klęski tak samo, w życiu się niczego nie nauczysz. Musisz próbować. To, co robisz teraz jest po prostu niezdrowe - powiedziała z powagą. Ponownie prychnęłam. Oj, nauczę się, zobaczy. Tylko to głupstwo mi wyjątkowo nie wychodziło. Zawsze znajdzie się sposób, jak porozumiewać się z innymi bez pomocy słów. Szczególnie, że jakoś nie chciało mi się wierzyć w to, abym kiedykolwiek zdołała się nauczyć mówić wyraźnie.
Wolałam uczyć się magii, logiki, historii... no, wszystkiego, co tylko było w szkole. Brakowało mi jednak jeszcze kilku miesięcy, by móc udać się na zajęcia. Może dam radę jakoś naciągnąć zasady? Pytanie cisnęło mi się na usta, jednak przecież przyrzekłam sobie ignorować ciocię. Pewnie rzuciłaby w odpowiedzi hasło pokroju "najpierw naucz się mówić", więc do czego by to doprowadziło? Jednak jak to mówią: "kto pyta, ten nie błądzi", a próbować zawsze warto, ale z drugiej strony to może być droga do nikąd. Ignorowaniem jej na siłę zachowuję się tym bardziej jak dzieciak. Próbując udowodnić swoją dorosłość, to chyba zły krok.
- Mogee iś do szzzkoły wsześniejj?
- Mogę spróbować porozmawiać z Alfą, ale dopiero jak nauczysz się poprawnie mówić.
Wiedziałam, że tak będzie. Wzięłam głęboki wdech i czując dziwną, napierającą na moją pierś energię przemówiłam:
- Wwwataha.
Ciocia uniosła brwi zdumiona.
- Brawo! Teraz jaskinia.
- Jaskińia. Jaskińia. Jaskińia - poprawiałam się - Jaaaskiiiinia.
- Już lepiej! Wilk.
- Fiil.
- Wilk.
- Fiiiilllk - wymawiając ostatnią literę trochę się poplułam.
- Trochę lepiej. Spróbuj jeszcze raz.
- Filk.
- Wilk - powtórzyła, kładąc nacisk na pierwszą literę.
- Wwwil.
- Znowu ci uciekła ostatnia literka.
- Wwilk - powiedziałam. Uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- I co? Sama widzisz, że już robisz postępy. Kilka tygodni i możemy iść na rozmowę do Alfy. Może nauczyciele zezwolą na młodszą uczennicę, szczególnie, że jak twierdzisz, masz chęci.
Spojrzałam na nią z powagą. Może i miała odrobinę racji, jednak odniesiony przeze mnie sukces nie był dość duży, bym była z niego bardzo zadowolona. Ponownie ułożyłam łepek na łapkach i wpatrywałam się w błękitne niebo. Ciocia jeszcze kilka razy próbowała mnie nauczyć prawidłowo wymawiać pewne słowa, jednak każda próba kończyła się raczej średnio.
Po jakimś czasie zerwała się gwałtownie z wysokiej trawy, wyraźnie czegoś węsząc. Uniosłam głowę i popatrzyłam na nią, wypatrując tego, czego nie mogłam wyczuć przez swój mały i nie całkowicie sprawny przez młody wiek nosek. Nagle znieruchomiała, wpatrując się w punkt za kłodą, w której lubiła się ukrywać Moone. Podążyłam za jej wzrokiem. Musiałam aż wstać, gdyż byłam za niska, by przez nią zajrzeć na leżąco. Wypatrzyłam zbliżającą się szybkim krokiem sylwetkę chudego, beżowego wilka. Miał na głowie coś w rodzaju kaptura w białe groszki. Dziwny widok.
- Soharo! - wykrzyknął z pewnej odległości.
- Stało się coś?! - odkrzyknęła. Im bliżej był, tym więcej wątpliwości miałam, jakiej jest płci. Początkowo sądziłam, że to samica, ale zapach mówił co innego...
- Alfa cię wzywa!
Wypuściła powietrze.
- Shiryu, zajmiesz się moją bratanicą? Nie mogę zostawić jej samej.
Dopiero teraz zwrócił na mnie wzrok. Faktycznie, stojąc za kłodą niezbyt rzucałam się w oczy. Patrząc na niego, przymrużyłam powieki, oddalając się o kilka kroków. To rzeczywiście był basior. Jedyny samiec, jakiego lubiłam, był moim tatą. Żadnego innego nie tolerowałam i tolerować nie zamierzałam.
- Pewnie - odpowiedział, przeskakując przez kłodę niczym sarenka.
- Możesz poćwiczyć z nią mówienie. Ma z nim problem. To ja idę! - rzuciła ciocia, jednak mimo swojego zapewnienia, zamiast iść, pobiegła. Nigdy nie rozumiałam takich zapewnień. Mówi się jedno, robi się drugie.
Spojrzałam na basiora o imieniu Shiryu. Nie miałam najmniejszego zamiaru się z nim uczyć.
<Shiryu?>
Uwagi: Brak.