Sierpień 2022 r.
Potrząsałem jej prawą łapą, a ona obserwowała to w konsternacji.
- I tak się witacie?
- Tak. Głównie mężczyzna z mężczyzną, bo z kobietą raczej nie wypada, no ale zasada jest dokładnie taka - objaśniłem.
- Idiotyczne - podsumowała. Wzruszyłem ramionami, przestając poruszać jej łapą.
- Trochę.
Czekałem, aż ją zabierze, ale o dziwo tego nie robiła. Tylko dalej wpatrywała się w moją ludzką dłoń i swoją wilczą łapę. W półmroku była już ledwo widoczna. Siedzieliśmy już tak od kilku godzin, a jedynym źródłem światła zostawała wypalająca się już powoli świeca. Yuki okazała się być bardzo zainteresowana moimi opowieściami z Miasta. Zadawała sporo pytań. Przedstawiłem jej również nieco większy kawałek swojego życia prywatnego. Trochę o moich kumplach z ekipy, przy okazji powspominałem stare dobre czasy... Zacząłem nawet za nimi tęsknić.
Yuki zamknęła oczy, co od razu zobaczyłem. Nim jednak zapytałem, co robi, ta zaczęła lśnić bladożółtą poświatą, a ja odczuwałem nagły wzrost temperatury jej ciała. Obserwowałem to wybałuszając oczy, jednak nie zabrałem ręki. Nagle światło się wzmogło na tyle, że aż musiałem zmrużyć oczy. Kiedy poczułem, że ustało, zamrugałem, przyzwyczajając się do ponownego półmroku.
To co zobaczyłem sprawiło, że nieźle mnie zamurowało.
Przede mną już nie stał żaden psowaty, lecz piękna dziewczyna o gładkiej, jasnej cerze. W tym świetle niemal ją odbijała. Miała intensywnie zielone, dzikie oczy i bardzo długie rzęsy. Czarne włosy układały się kaskadami na jej ramionach i spływały aż na plecy, a z przodu... Odwróciłem głowę. Oglądanie jej naprowadziło mnie na nagie piersi... Ten widok mnie nieźle speszył. Poczułem się jak jakiś podglądacz. W zasadzie jedyne co miała na sobie to Medalion Nieśmiertelności...
- Przepraszam... - wymamrotałem. Wtedy też musiała to zobaczyć, bo zaczęła panikować. Wówczas wstałem i skoczyłem w kierunku narożnika mojej jaskini. Rzuciłem jej jakiś koc, który przytaszczyłem tu dobre kilka miesięcy temu, by nie marznąć zimą. Od razu się nim owinęła, starając się zasłonić ciało. Chyba zrozumiała, że dla ludzi nagość była krępująca...
- Um... Chyba mi się udało - podsumowała, chowając się aż po nos w kocu. Dopiero wtedy ostrożnie na nią zerknąłem. Była zawinięta jak w kokon. Trochę mi ulżyło... Choć nie zmieniało to faktu, że miałem w jaskini nagą kobietę.
- Tak, udało ci się... I nawet umiesz się posługiwać rękami - zaśmiałem się cicho. Czułem jak na moją twarz wstępuje rumieniec. Holender. Miałem nadzieję, że w tym świetle nie zobaczy go za dobrze.
- Czy obecność kobiet bez ubrań zawstydza mężczyzn? - Zapytała w końcu. Uśmiechnąłem się idiotycznie i skinąłem głową. - A jeśli ty byś się rozebrał, też powinnam się wstydzić?
- W sumie też... Jak doskonale wiadomo ludzie chodzą w ubraniach, więc musi być tego jakiś głębszy sens...
- Zastanawiałam się, czy się wstydzicie, czy jest wam po prostu zimno, ale... chyba chodzi o jedno i drugie - mruknęła, ukrywając się jeszcze bardziej - Strasznie mi zimno.
Zaproponowałbym, że ją przytulę, by ją ogrzać, ale chyba nie wypadało. No i nadal była dla mnie dość nieprzewidywalna. Z drugiej strony... Zdawała się być nieco pokorniejsza i spokojniejsza w tym wcieleniu. Taka... niewinna.
- Chcesz się zmienić znowu w wilka? - zapytałem ostrożnie.
- Nie... Cieszę się, że jestem człowiekiem. Później może mi się to już nie udać... - mówiąc to, wystawiła rękę poza koc i spojrzała na swoją dłoń. Powoli poruszyła palcami, co obserwowała w niemym zachwycie. Ja skupiłem się na jej twarzy. Nigdy nie dostrzegałem piękna zwierząt, nie w taki sposób. Podobali mi się ludzie, nie wilki. Inaczej bym się czuł jak zoofil. Ale... Yuki była naprawdę ładna. Piękna. Taka... inna. W życiu bym się nawet nie zastanawiał jak by wyglądała w formie ludzkiej. Teraz przypominała dwudziestolatkę. Młodziutka...
Nawet nie wiem dlaczego równie delikatnie dotknąłem jej dłoni. Złączyłem nasze opuszki palców, co też obserwowałem w milczącym podziwie. Zerknęła na mnie, ale jakby tego nie dostrzegałem. W jednej chwili poczułem, jak cała moja wena powraca. Miałem ochotę śpiewać i grać o miłości dwóch cieni w świetle świec... Czułem się, czułem się... jakby Yuki była moją muzą. Już napisałem przecież coś pod jej natchnieniem. Wyszło naprawdę dobrze. Teraz też brzmiało to niesamowicie... Lepiej niż większość moich pozostałych utworów. Przymknąłem oczy, układając sobie melodię w głowie, słowa...
- Wiesz, ostatecznie nie pokazałem ci piosenki, którą napisałem o tobie... A teraz mam pomysł na kolejną... - powiedziałem cicho.
- Możesz mi pokazać teraz - odparła nieśmiało.
- Brakuje mi mojej gitary. Bez niej nie będzie brzmieć tak dobrze... - rzekłem odrobinę zasępiony.
- Nie masz jej ze sobą?
- Nie - Powoli odsunąłem dłoń, ale ona znowu ją chwyciła. Splotła nasze palce razem. Trochę mnie to zdziwiło, ale wolałem nie komentować.
- To po nią pójdziemy. Już nawet przestało padać. Jest w Mieście, czyż nie?
- Tak... W moim mieszkaniu - Zaśmiałem się nerwowo. Uniosła brwi w lekkim zaskoczeniu.
- Masz swoje mieszkanie?
- Mam... Jeszcze nim dołączyłem do watahy to je miałem. Słyszałem, że wykupiliście jakieś własne, ale nawet nigdy tam nie byłem... - Podrapałem się po karku. - I chyba masz kolejny argument za tym, że jednak nie jestem takim nieudacznikiem jak ci się wydawało. Utrzymanie mieszkania to jednak praca, praca i jeszcze raz praca...
- Nie musisz już mi tego udowadniać, Joel - stwierdziła, czujnie mnie obserwując. Trochę się zawstydziłem.
- Jasne... - Mój wzrok znowu powędrował w stronę koca, którym była wciąż szczelnie owinięta. - Dam ci coś do ubrania, dobrze?
Pokiwała głową. Wstałem z ziemi i powędrowałem do skalnej półki, na której miałem ułożone kilka ubrań. Na drugiej, dominującej niestety stercie leżały brudne. Znaczyło to dla mnie tyle, że nie miałem zbyt wielkiego wyboru... Zacząłem przeszukiwać pierwszą z nadzieją znalezienia czegoś odpowiedniego dla Yuki.
Ostatecznie padło na jakiś T-shirt ze spranym nadrukiem z tropikalną plażą, dresowe spodnie, szarą bluzę z kapturem i... kalosze. Najbardziej krępujące było dla mnie wybranie bielizny. Na stanik nie miała co liczyć, ale zamiast majtek podarowałem jej najmniejsze bokserki jakie posiadałem... Jak nie będą pasować to będzie zmuszona iść bez. Skarpetki zostały mi tylko dziurawe, co skwitowała przechyleniem głowy.
- Przepraszam, po prostu zabieram tutaj najbardziej znoszone rzeczy jakie mam... - wytłumaczyłem. Następnie wręczyłem jej rzeczy i odwróciłem się plecami do niej. - Nie będę podglądać, przysięgam.
Czułem na sobie jej wzrok. Dla większej pewności zasłoniłem sobie oczy i tak czekałem. Słyszałem jak ściąga i odkłada koc, po czym przebiera ubrania, a na końcu stara się założyć.
Potrzebowała dobrych kilku minut do uporania się z całym zestawem. Wtedy się przemieściła, prawdopodobnie do lustra, okręciła i dopiero wówczas odchrząknęła oraz powiedziała:
- Jestem gotowa.
Odsłoniłem oczy, a później się do niej obróciłem. Koszulka była za duża nawet na mnie, więc na niej tym bardziej wisiała... Choć nie tak bardzo, jak przewidywałem. Spodnie pasowały perfekcyjnie, nie licząc nadmiaru materiału wciśniętego do kaloszy. Bluzę miała założoną nieco krzywo. Wstałem i ją poprawiłem.
- No, chyba może być - Uśmiechnąłem się. Włożyła ręce do kieszeni i odwróciła wzrok.
- To idziemy?
- Idziemy - Skinąłem głową i skierowałem się do wyjścia. Rozejrzałem się i doszedłem do wniosku, że nawet nie jest tak źle. Ta dziwna woda wsiąkała zaskakująco szybko...
- Możemy ruszać.
<C.D.N.>