Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 13 marca 2019

Od Cess "Rogate korzenie" cz. 1

Marzec 2023
Nigdy nie byłam typem melancholika. Głębokie przemyślenia, siedzenie godzinami w miejscu, oglądanie zachodu słońca, cała ta nostalgia - nienawidziłam tego. Nie było mi to po prostu na rękę, nie dawało żadnych korzyści i przyjemności. O wiele lepsze było sprawdzanie siebie, ćwiczenie umiejętności, ruch i emocje. W moim przypadku w większości te negatywne. Zgryźliwość i oschłość jest wystarczającym powodem trzymania się innych ode mnie na dystans. Dość spory należy wspomnieć. Sam dystans jest u mnie czymś niezbyt często spotykanym. Komentarze na temat mojego wyglądu są dla mnie, jak pociski przeszywające mnie na wylot. Każdy boli bardziej od poprzedniego, a rany po nich zostają na lata. Dlatego staram się przykryć pod zasłoną wrednej i opryskliwej wadery. 
Są jednak dni, w których nachodzą mnie refleksje. Sprawiają one, że przez długi czas towarzyszy mi uczucie pustki i goryczy. Czasem są one tak silne, że w takich momentach najbardziej chciałabym nie czuć zupełnie nic. Zakłopotanie piszczy mi w głowie, a ja nie mogę nic zrobić. Kompletnie nic. 
Tak było też i tego dnia. Lało niemiłosiernie. Ciężka smuga deszczu, przez którą nic nie było widać, szumiała jeszcze głośniej niż zwykle. Uwięziona byłam w swojej jaskini. Ciasnej, pustej i niewygodnej. Nie znajdowało się w niej nic prócz mnie, dosłownie nic. Nie potrafiłam czytać - więc książki były mi zbędne. Nie umiałam rysować, śpiewać, konstruować. Niczym konkretnym się nie interesowałam. Nie posiadałam przydatnych przedmiotów, prywatnych i osobistych rzeczy. Nawet posłanie już dawno zostało zmiecione przez wiatr na zewnątrz. Łzy same cisnęły mi się na oczy. Nie miałam nic. Nie miałam historii, przyjaciół, rodziny. To wszystko zniknęło wraz z nadejściem burzy i zawaleniem się ruin zamku. Ile razy starałam się to odbudować, naprawić swoje błędy, naprawić siebie. Jednak to wszystko szło na marne. Zataczałam błędne, niekończące się koło pełne porażek. Tak pewnie będzie i tym razem, choć naprawdę mam nadzieję, że sprawy potoczą się inaczej. 
Spojrzałam na ową smugę deszczu. Podeszłam bliżej wyjścia z jaskini. Mogłabym rzec, że widziałam w niej swoje odbicie. Tak, to byłam ja. Zniekształcona kreatura pokroju wilka. Wielkie czerwone oczy i rogi zaprzeczały naturze wilka. Odstające długie uszy i naprawdę długi ogon, były kolejnym powodem, dla którego w ogóle nie przypominałam swoich towarzyszy w watasze. Znaki na mojej łapie i ogonie - nie znaczyły kompletnie nic. Kolczyki w uchu były kompletną głupotą. Warknęłam na siebie ze złości, gdy swój wzrok przeniosłam znów na rogi, a konkretnie na ten prawy - ten złamany w pół. Nawet nie pamiętałam w jakich okolicznościach go straciłam… A nie, jednak pamiętam. Było to tak dawno. Czemu ja miałam rogi? Czemu los tak mnie skrzywdził? Nie byłam nawet pierworodną, a co dopiero basiorem! Rogi posiadały właśnie pierworodne basiory! Z tej właśnie przyczyny wilki starsze ode mnie, pozbyły się jednego rogu. Na dowód mojej przypadłości. Dlatego, że nie byłam pierworodnym basiorem… Za to, że byłam kimś innym… 
Moja cierpliwość sięgała zenitu. Im dłużej wpatrywałam się w niewyraźny obraz mojej sylwetki i mojego wyglądu, tym bardziej działało mi to na nerwy. Nie mogłam wytrzymać. Byłam jakimś potworem. Istotą bez korzeni. Odmieńcem wśród innych, odmieńcem wśród odmieńców… Wściekła ruszyłam z impetem w stronę mojego odbicia w smudze ulewy. Nie myślałam dużo.
Zapomniałam, że z jaskiń wychodzić nie wolno. Nie przejmowałam się tym jednak i wyskoczyłam na zewnątrz. Niewiele myśląc ruszyłam w stronę jaskiń, w których akurat znajdowały się inne wilki. 
Weszłam do pierwszej napotkanej na swojej drodze jamy. Zupełnie bez uprzedzenia, przekroczyłam próg wejścia. Siedziały w niej trzy wilki - dwie wadery i jeden basior. Spoglądali na mnie zdziwieni, a ja kompletnie nie rozumiałam o co im chodzi. Odważnie i praktycznie bez zająknięcia się spytałam: 
- Co widzicie, gdy na mnie patrzycie? - ich wybałuszone oczy, wpatrywały się teraz we mnie ze zdziwieniem. Sama moja obecność była dla nich zaskoczeniem, a co dopiero nietypowe pytanie. 
- Demon z głębin… - mruknął basior o cynamonowym futrze. Mrużąc oczy, dokładnie zmierzył moją sylwetkę. - Ale nie najbrzydszy! - podniósł brew, wyraźnie oczekując mojej reakcji. Ruda wadera siedząca obok, spojrzała na niego z wymalowanym na twarzy grymasem. Mordercze spojrzenie przeszywało go na wylot, a ona doprawiła do tego szturchnięcie samca. Najwyraźniej nie spodobał jej się komentarz w moją stronę. Skierowała wzrok na mnie.
- Ciekawe pytanie… - zaczęła, oglądając mnie. - Jesteś chyba w porządku. Wybacz, nigdy się nie zastanawiałam. Jakby nie było, nie znamy się zbyt dobrze. - mruknęła ledwo wyraźnie i wysiliła się na niemrawy uśmiech. 
Zakręciłam się w miejscu zdenerwowana. Potwór z głębin? Skąd takie przypuszczenie? Może mam ogon i płetwę, ostre zęby i czerwone ślepia, rogi… Prawdę mówiąc, basior miał rację. Jednak czy mówił to szczerze? „Ale nie najbrzydszy”? Może widział gorsze… 
- Nigdy cię nie widziałam… - rzekł ktoś. Zlękłam się wadery, o której obecności zapomniałam. Słaba samica mrużyła oczy podejrzliwie. Czułam się głupio, bardzo głupio. Uśmiechnęłam się lekko do nich. 
- Przepraszam za najście… - burknęłam, patrząc na swoje łapy. - Jeśli wiecie lub jeszcze nie, jestem Cess. Jeszcze raz przepraszam… - powiedziałam wychodząc z ich jaskini. Nie obchodziły mnie zbytnio jak się nazywali lub kim byli. Nie byłoby to z mojej strony w porządku. Nadal osłupieni przyglądali mi się, gdy wyszłam z jamy. Nie do końca wiedziałam o co im konkretnie chodzi. Zignorowałam to i ruszyłam w stronę kolejnych wilków. 
- Mogę zadać pytanie? - zwróciłam się do rudawego basiora, idącego wzdłuż wejść jaskiń, tak aby uniknąć mocniejszego przemoczenia się. Spojrzał na mnie swoimi brązowymi ślepiami i kiwnął głową. - Co zobaczyłeś, gdy zwróciłeś na mnie teraz uwagę? 
- Widzę waderę, trochę inną, ale pełną wyjątkowego uroku, jeśli mogę być szczery. - uśmiechnął się, sprawiając, że zgłupiałam. Uniosłam brew. 
- Widok rogów, czerwonych oczu, czy nawet długiego ogona nie wzbudza w tobie odrazy? Czy nie przerażają cię te ostre zęby? - w tym momencie wyszczerzyłam się, pokazując kły. 
- Uwierz mi, niektórzy z Watahy Czarnego Kruka mają większe kły. - zaśmiał się nie złośliwie.
- Ale co z resztą? Nie wyglądam jak normalny wilk.
- To tylko drobne detale. Też masz cztery łapy, masz pysk, masz uszy - ciągnął dalej. - Temu nie możesz zaprzeczyć - dodał. Ja jednak nie chciałam dać za wygraną. 
- Dwumetrowy ogon nie jest drobnym detalem. - zmrużyłam oczy. Basior wyciągnął nieznacznie szyję, żeby spojrzeć na ogon.
- Nie zwróciłem na niego szczególnej uwagi. Sharp też ma rybi ogon, trzy razy większy. - stwierdził, a potem przeniósł wzrok z powrotem na mnie.
- Czyli nie jest ze mną, aż tak źle? - skrzywiłam się znacznie, oczekując odpowiedzi, najlepiej pozytywnej. 
- Nie powiedziałbym. - poprawił szalik. Odetchnęłam z pewnego rodzaju ulgą i zwróciła się do niego: 
- Jestem Cess, a ty?
- Crane. Pamiętam jak miałaś na imię. - mrugnął okiem, a ja odwróciłam na chwilę wzrok, starając się zachować powagę. 
- Skąd znasz moje imię? - przeraziłam się trochę.
- No... Długo już jesteś w watasze, co nie? - odpowiedział naturalnym głosem.
- W zasadzie to tak, ale wątpię, żeby było o mnie głośno. - ściszyłam głos, jakbym obawiała się, że ktoś nas usłyszy. 
- Głośno bywa ostatnio o tym, że prawie zalałaś umyślnie watahę.
- Ach no tak... To tornado... - zawstydziłam się i gdybym nie miała futra, byłoby widać soczyste rumieńce. 
- Według mnie wyglądało całkiem ciekawie. - powiedział, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Podobało mu się? Myślałam, że każdy pragnął za to mnie zakopać żywcem. 
- Tak, było... - przyznałam - Woda jest moją mocną stroną, chyba jedyną. A twoja?
- Sam chciałbym znać swoje mocne strony - westchnął. 
- Posiadasz jakieś moce, czy ich też nie znasz? - powiedziała już w lepszym humorze.
- Coś niby mi się rysuje, ale nie wiem o nich dużo - pokręcił głową. 
- Gdybym wiedziała jak, to chętnie bym tobie pomogła odkryć to i owo. - przekręciłam głowę. Chciałabym mu pomóc. 
- Nie, szkoda twojej fatygi…
- Naprawdę, nie byłoby problemu! W końcu jakoś byśmy doszli co w tobie drzemie. - zaśmiała się mimowolnie.
- Nie chcę nawet myśleć ile by to zajęło. - śmieje się.
- Mi opanowanie poruszania wodą zajęło kilka miesięcy. - zamyśliłam się - Najczęściej zawozili nas nad jezioro i zostawiali przez kilka dni na jego środku na tratwie. Albo użyjesz mocy, albo zostaniesz póki nikt ci nie pomoże. - prychnęłam, przypominając sobie tamte momenty. 
- Hm... wymuszanie nauki ... Dobrze, że mój ojciec na to nie wpadł…
- Naprawdę skuteczny sposób! 
- Chwila, jakim cudem, ty nie jesteś w ogóle mokra? - skrzywił się i zmierzył mnie. 
- Słucham? - zdziwiłam się i nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam. - Przecież pada!
- Masz absolutnie suche futro.. - spojrzał na moją sierść, obchodząc mnie dookoła. Obejrzałam się na siebie i zrozumiałam, że basior miał rację. 
- A to ciekawe... Pierwszy raz zdarza mi się „rozstąpić deszcz” - pokręciłam się kilka razy wokół. Byłam zdumiona. - To pewnie wina emocji, grają one ważną rolę przy odkrywaniu swoich zdolności. - nadal jakby nakłaniałam go do podjęcia wyzwania w odkryciu jego mocy.
- Emocji? Ja zwykle staram się panować nad sobą - wzdycha ciężko.
- Mi to zbytnio nie wychodzi, ulegam presji... Tak samo było dzisiaj, gdy wściekła wyskoczyłam z jaskini.
- Ktoś cię sprowokował? - uniósł brew. 
- Moje odbicie... - przyznałam cicho.
- U... - patrzył na mnie ze współczuciem. - Teraz rozumiem skąd te nagłe pytanie od wejścia. 
- W przeszłości miałam dość dużo nieprzyjemności i jakoś zraziłam się do siebie. - mruknęłam niechętnie.
- Tak? - podszedł mnie bliżej. - Przykro to słyszeć...
- Córka Diabła na mnie wołano. - spojrzałam na niego - Zaszczytny tytuł to to nie jest...
- No nie... ale prędzej pomyślałbym, że odnosi się do czyjegoś charakteru, niż do wyglądu. Brzmi raczej jak taki typ obelgi. - wykrzywił się jeszcze bardziej. Wyglądał trochę komicznie. 
- Charakter też mam dość ciężki i paskudny. - westchnęłam - Cała jestem taka nie taka…
- E tam, każdy ma swoje za uszami! - uśmiechnął się pokrzepiająco.
- A ty co tam za swoimi masz? - spojrzałam prowokująco wprost w jego oczy. 
- Nie chcesz wiedzieć - przybrał niby groźny ton, oczywiste, że w żartach.
- A co jeśli chcę? - uśmiechnęłam się.
- Nie wiesz o co prosisz. - nie odpuszczał i tym razem.
- Właśnie chcę się tego dowiedzieć - zbliżam się do niego - Nie daj się prosić!
- Strzegę swoich sekretów bardzo zazdrośnie! - udaje, że zaczyna krążyć jak do ataku.
- A ja tajemnic, jak matka młode! - naśladuje go, krążąc w ten sam sposób.
- Skąd mogę mieć pewność? - nie zatrzymuje się ani na chwilę.
- Nie mam w zwyczaju kłamać. - warknęłam cicho i się zaśmiałam.
- A ja nie ufam waderom, którym tego samego dnia podałem imię. 
- Ja za to jestem bardzo ufna, bo podałam tobie imię pierwsza! - zakrzyknęłam oburzona.
- Może to był twój błąd? - zmarszczył brwi, warcząc.
- A może jednak nie? - zmniejszyłam odstęp między nami, nadal krążąc.
- Chcesz się przekonać? - odsłonił swoje kły.
- Ząbki mam większe i ostrzejsze - chwalę się swoim uzębieniem - więc uważaj! - Wycofał się nieznacznie, uważnie obserwując moje ruchy. - Zatem zdradź swój sekret, jeśli życie tobie miłe - zażartowałam.
- Wybacz, ale zmuszony jestem odmówić.. - zrozumiałam, że z nim nie wygram. Drugi raz już to zrobił, nie dał mi dopiąć swego. Stanęłam w miejscu.
- Nie nalegam, więc już więcej, chyba, że mamy się pogryźć. - uniosłam długie uszy ku górze - Szanuje twoją decyzję. - kłaniam się lekko. Robi to samo. 
- Jestem niezmiernie wdzięczny. - nie ukrywał, że podobały mu się te żarty. Sama nie mogłam temu zaprzeczyć.
- Więc rezygnujesz też z odkrywania swych mocy? - chciałam się upewnić jeszcze raz. 
- Samo przyjdzie, kiedy ma przyjść! - skwitował.
- Jeśli jednak zechcesz pomocy, to chętnie wyślę cię na środek jeziora - puściłam mu oczko
- Ja zaś podziękuję! - przełknął ślinę na moje słowa. Zaśmiałam się głośno i szczerze.
- Wybacz mi, lecz powinnam udać się dalej i więcej nie marnować twego czasu! - popatrzyłam na swoje łapy, a następnie znów na niego. 
- Jak chcesz. Do zobaczenia! - powiedział, a ja ruszyłam dalej. Chcę usłyszeć zdanie innych, choć mi to już w zupełności nie przeszkadza co myślą. Zrobię to dla czystej ciekawości. Crane poprawił mi humor, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna...

<C.D.N.>

Uwagi: Brak daty. Zdarza ci się zmieniać czas z przeszłego i teraźniejszy.