Październik 2021r
- Hej, Navri! Pamiętasz mnie? - podbiegłem w stronę animatorki. Musiałem przyznać, że wilczyca przez ostatnie miesiące wyładniała. Jej biała sierść powiewała za sprawą chłodnego wiatru. Złote oczy samicy spoglądały na mnie z pomocą dziwnych szkiełek.
- Witaj – kiwnęła łbem na przywitanie – W jakiej konkurencji bierzesz udział tym razem?
Zmrużyłem oczy trochę zdziwiony.
- Skąd wiedziałaś, że po to przyszedłem?
Samica wzruszyła ramionami.
- Jestem animatorką, a ty zbierasz karty. Po co innego miałbyś przyjść do mnie?
- Och, racja... - spuściłem wzrok. Biała wadera potrafiła mnie mocno zawstydzić, a pod naporem jej złocistych oczu, czułem się bardziej niż niepewnie. No po prostu było w niej coś takiego... - Szukanie przedmiotu.
Navri skinęła krótko łbem i podeszła w stronę niewielkiej kupki jakichś szpargałów. Pogrzebała w niej chwilę, a gdy wybrała odpowiedni, wróciła do mnie i położyła go tuż przed moimi łapami.
- Co to? - zainteresowałem się, widząc dziwną rzecz. Była czarna i lekko połyskiwała. Miała dziwny kształt; z jednej strony rozszerzała się, a z drugiej stykała się małymi ząbkami z samą sobą. Jedna jej strona była identyczna jak druga.
- Spinka. Kobiety używają jej spinania włosów – wyjaśniła wilczyca.
- Spinania włosów? Po co im to? - zmarszczyłem brwi, nadal niewiele z tego rozumiejąc.
Navri wzruszyła ramionami i sięgnęła po chustę, leżącą nieopodal. Obserwowałem jej poczynania, nadal marszcząc brwi.
- Muszę ci nią zasłonić oczy, więc usiądź, proszę.
Jak niby ma zamiar mi to zrobić w tej formie? - pomyślałem, jednak wykonałem grzecznie jej rozkaz czy też prośbę. U wilczyc to i tak jedno i to samo.
Co by nie było, że podglądam, zacisnąłem dodatkowo powieki. Czułem, jak Navri wykonuje dziwne ruchy, zaciskając mi z tyłu pyska chustę. Jeśli wcześniej widziałem chociaż światło, to teraz przed moimi oczami nastała całkowita ciemność.
- Jest dobrze? – usłyszałem gdzieś za sobą głos wilczycy. Przytaknąłem, czując, że zaczyna mi się kręcić w głowie. Totalne utracenie wzroku nie podobałoby mi się za bardzo, ale było za późno, by zrezygnować.
Wilczyca nic więcej nie powiedziała. Słyszałem jedynie jej oddalające się kroki i czułem, jak wypełnia mnie przerażenie. Co jeśli nie wróci i zostanę tak na zawsze? Chciałem do niej podbiec, ale nie wiedziałem, gdzie jest. Prosić o zdjęcie tej głupiej chusty, przywrócenie wzroku.
Ciche kroki oddaliły się jeszcze bardziej.
- Navri!? - zawołałem już całkiem przestraszony.
- Słucham? - chłodny głos samicy nie przychodził z tak daleka, jak myślałem, że jest. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, nie mogłem powstrzymać odetchnięcia z ulgą. Wiedziałem, że zachowuję się jak przerażony szczeniak, ale... Lubiłem widzieć, dobra?
- Nieważne – mruknąłem, uspokajając oddech. Nie wiedziałem, czy wilczyca w ogóle mnie usłyszała, ale nawet jeśli, to pewnie i tak moje małe dramaty ją nie obchodziły.
Po dźwiękach wnioskowałem, że wilczyca chodzi dookoła, jakby nie mogła się zdecydować, gdzie chciała ukryć tę jej całą spinkę. Jeśli chodzi tak tylko dla niepoznaki, to i tak nie miałbym pojęcia, w którym momencie ją schowała. A gdzie to już całkiem.
Starałem się skupić, w którą stronę szła i kiedy, ale było to naprawdę trudne. Podobno, kiedy jeden zmysł zanika, reszta się wyostrza. Gówno prawda. Nadal nic nie wiedziałem i wątpiłem, by miało się to kiedykolwiek zmienić. Czyli, gdy przyjdzie co do czego, to będę miał – delikatnie mówiąc – przechlapane.
W końcu, po zdecydowanie zbyt długim czasie, Navri wróciła do mnie i zaczęła odwiązywać materiał zakrywający mi oczy.
Szybciej, proszę. Zabierz to – błagałem w myślach.
Gdy chusta opadła, odetchnąłem z ulgą i jako bardzo inteligentny samiec, otworzyłem szybko oczy. To nie był dobry pomysł.
Pomimo chmur zakrywających od kilku dni niebo, było jasno. A już na pewno znacznie jaśniej, niż gdy ma się oczy zakryte jakimś materiałem.
Mrugałem, starając się, jak najszybciej przyzwyczaić do jasności. Przy okazji przeklinając w myślach tę głupią konkurencję. No bo kto to widział, żeby zabierać nam, biednym, bezbronnym wilkom, wzrok?!
- Spinka znajduje się w promieniu... - wilczyca zmrużyła nosek, by po chwili wskazać łapą na jedno z drzew – Jak stąd do tego drzewa.
Skinąłem łbem, przyjmując to do wiadomości i schyliwszy nos do ziemi, podążyłem tropem wadery. Wychwytywałem woń z naprawdę wielu dni i było mi naprawdę ciężko je rozróżnić. Gdy po raz któryś z kolei podążyłem za złym zapachem, poddałem się i postanowiłem po prostu przejść się po niewielkiej polanie w poszukiwaniu tej głupiej spinki.
Szedłem krok za krokiem, przeczesując uważnym spojrzeniem teren. Na szczęście nie był on aż tak duży, ale i tak zajęło mi naprawdę dużo czasu.
- Mam! - zawołałem w pewnym momencie. Znajdowałem się właśnie koło jakiejś starej gałęzi, która najpewniej upadła tu podczas jakiejś burzy. Tuż pod nią pobłyskiwał delikatnie mały, czarny przedmiot.
Nie mogłem powstrzymać podziwu, jak wilczyca go dobrze ukryła. Przechodziłem koło tej gałęzi wiele razy, a jednak dostrzegłem go dopiero teraz.
Spróbowałem wygrzebać go łapą, jednak nie szło mi to zbyt dobrze. Była ona chyba trochę zbyt duża... Już zaczynałem tracić mą anielską cierpliwość, gdy spinka odskoczyła i poleciała w swoją stronę.
Uśmiechnąłem się triumfalnie i podszedłem do niej. Następnie wziąłem jej do pyska i nadal z szerokim uśmiechem podszedłem do wilczycy, która przygotowała już kilka stosów kart. Odłożyłem ten wspaniały przedmiot koło Navri i wskazałem na jedną z kupek. Byłem z siebie dumny. Skoro zdołałem wytropić spinkę do włosów, to nic nie było mi straszne.
Już wyobrażałem sobie minę Małej, gdy opowiem ją moje polowanie na czarne, błyszczące rzeczy. Oczywiście z idealnym dla sytuacji dramatyzmem.
Wygrane karty: brązowe: Jezioro, Pielęgniarz, Medalion Rosnącej Potęgi, Kolczyki Żywiołu; srebrne: Białe Królestwo, Wataha Nuit Solitaire; złote: Fermitate.
Uwagi: Zbyt wiele przecinków.