Czerwiec 2023 r.
Sytuacja zaczynała się robić bardzo niebezpieczna. Już dawno pojawił się pomysł przeprowadzki, ale odkładaliśmy ją najbardziej jak się tylko dało z głupią nadzieją, że zacznie się poprawiać. Ostatnimi czasy jednak odnajdowaliśmy coraz więcej zmutowanych zwierząt, co nie wróżyło nic dobrego. Wilki, którym zakazaliśmy wychodzenia, zaczynały się buntować. Rosło niezadowolenie, zawitał głód. Wyglądało na to, że przestawaliśmy mieć jakieś inne wyjście. Początkowo planowaliśmy pieszą wędrówkę, ale po tak długim zwlekaniu obawialiśmy się, że to na nic ze względu na osiąganą niewielką prędkość: chmury i tak nas dopadną, deszcz nas zaleje i sami obrośniemy tymi grzybkami. Może nawet umrzemy.
Nie dało się zbadać źródła takich anomalii pogodowych. Nawet gdy Pabalu próbował coś wywróżyć, na niewiele to się ostatecznie zdawało. Podobnie sytuacja się miała z Kai'm. Nic nie widzieli. Tak jakby przyszłość watahy czy nawet tych terenów kompletnie nie istniała na linii czasu. Zupełnie jakby te chmury dodatkowo zaburzały zdolność jasnowidzenia. Najgorsze było uczucie, że jednocześnie nie mogliśmy przekazać tej informacji stadu jako powód braku szczegółów co do dalszego planowania naszych losów, bo byłoby tylko gorzej. Mogłaby powstać panika, że wszyscy niebawem zginiemy, skoro nie ma nas na linii czas, choć w rzeczywistości to mogą być zwykłe zakłócenia magiczne. Kilka wilków zgłosiło mi trudności z używaniem czarów. To musiało coś oznaczać.
Przełomowy był moment, kiedy przypomniałam sobie o tym, że kiedyś mama powiedziała mi o przysłudze, jaką nam są winne smoki. Odblokowaliśmy też ich podziemia w trakcie powodzi, co tym bardziej upewniało mnie w przekonaniu, że warto spróbować sił z ustaleniem czegoś z nimi. Smoki mają to do siebie, że dotrzymują danych obietnic. Po krótkiej naradzie z Hitamem postanowiliśmy, aby jednak o to zapytać. Wystarczyło poczekać na mniej wietrzny dzień i udać się do Smoczych Podziemi. Istniała dość duża szansa, że pomogą nam w przemieszczeniu się w jakieś bezpieczniejsze miejsce.
Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Wraz z obstawą aż trzech obrońców udaliśmy się na negocjacje. Hitam był znacznie spokojniejszy ode mnie. Kilka razy wspominał, że dla wilków urodzonych na terenach Watahy Czarnego Kruka normalnym niegdyś było codzienne obcowanie mniej lub więcej z jakimiś mistycznymi zwierzętami, nierzadko również i groźnymi. Ja jeszcze nie miałam okazji przeżyć czegoś podobnego i sama nie wiedziałam czego się mam spodziewać.
Ostatecznie to ja odnalazłam wejście do Tajemniczych Podziemi, o czym natychmiast dałam znać całej reszcie kompanii. Jako pierwszy wskoczył do środka Dante, przebadał grunt, po czym dał znak pozostałym, aby również skoczyli. Dół był głęboki na niecałe dwa metry metry. Można było albo tam wylądować jednym susem, albo ześlizgnąć się po pochyłej ziemi. Ja wybrałam tę drugą opcję. Bałam się od zawsze takiego skakania.
Jak się okazało woda miała znacznie wyższy poziom, niż kiedy byłam tam ostatnio. Nadal panowały tam ciemności, a jedyne źródło światła stanowiły kryształowe kwiaty (co dawało dość imponujący efekt), ale zalana do ponad połowy sala nie wróżyła niczego dobrego. Szczególnie że nawet w trakcie powodzi nie wyglądało to aż tak tragicznie. Wtedy przynajmniej ta woda gdzieś uciekała. Teraz całkowicie stała. Przed zatopieniem uratowała nas wyłącznie moc Dante, który zatrzymał falę. Nie dało się przejść wąskimi skalnymi chodnikami, jak to było wcześniej, bo wszystko zostało zalane. Zerknęłam nieco zmartwiona i zdezorientowana za razem na Hitama, który bywał kiedyś na kontrolach w Tajemniczych Podziemiach. Jego pysk jednak nie wyrażał większych emocji. W milczeniu oglądał salę. Krystaliczna woda, którą zatrzymał Dante, sięgała nam aż po czubki uszu. Mogliśmy przez nią przejrzeć i zobaczyć to, co zostało zalane oraz to, co znajdowało się na samym dnie, czy też raczej "niższym dnie". Jak się okazywało Tajemnicze Podziemia miały również więcej pięter, które mogliśmy ujrzeć dopiero wtedy. Wysłalibyśmy wilki z żywiołem wody na zwiady gdybyśmy tylko lepiej się orientowali we właściwościach tej substancji... Choć na dobrą sprawę tak naprawdę nigdy nikt nie wpadł na zamiar przebadania tego dokładniej.
W pewnym momencie moją uwagę przykuł jakiś błyszczący zarys w środku wody. Nawet po wytężeniu wzroku nie mogłam określić co do dokładniej mogłoby być. Wyglądało jak jakiś większy kamień. Był tam od zawsze, czy dopiero się pojawił? Nie umiałam na to odpowiedzieć. Zbyt rzadko tam bywałam.
- Co o tym sądzisz? - zapytałam cicho Hitama, mając na myśli całą tę podziemną jaskinię.
- Zastanawiam się, czy nasze tajemnicze ulewy nie są cięższe od zwyczajnych i dlatego spływają na niższe poziomy - odparł powoli. Z chłodnym zaciekawieniem wodził wzrokiem po hali. Najwyraźniej też uważał to za dość nietypowe zjawisko.
- Jezioro nam nie wylało, podobnie jak nie zalało nam plaż - dodał za chwilę. Pokiwałam głową. Miał rację. Z relacji członków watahy jasno wynikało, że woda wsiąkała, czy też wyparowywała, bardzo szybko. Nawet z kamieni. Oddziaływała co prawda na podłoże, ale kałuże powstawały z dość dużym trudem.
- Ta woda ma zdolności lecznicze. Tak mówiła Kiiyuko - dorzucił Dante, który nadal szedł przodem i utrzymywał wodę tak, aby nas nie zalała. Poruszał się jednak wolno...
- Dan, powiedz mi... Masz trudności z utrzymaniem tego zaklęcia? - zapytałam nagle. Obrócił w moją stronę głowę, ale szybko wrócił do patrzenia przed siebie.
- Trochę tak... - odpowiedział cicho. Dostrzegłam kątem oka wzrastający niepokój Tarii. Chyba pomyślała, że zapytałam dlatego, że czuję, iż zaraz zaklęcie padnie.
- A wy? Macie ostatnimi czasy z tym kłopoty? - zwróciłam się do pozostałych. Po chwili wahania odpowiedzieli twierdząco. Westchnęłam cichutko. Moje obawy się potwierdzały. Cokolwiek było w tym deszczu, utrudniało nam korzystanie z żywiołów.
- Tutaj jest jeszcze gorzej - dodał Dante nieśmiało.
- Dasz radę dojść do końca korytarza? - zapytał nagle Hitam.
- Tak, jasne... Ale gdyby był wyższy poziom to raczej bym nie podołał wyzwaniu - Zaśmiał się nerwowo. Sytuacja wyglądała niewesoło. Kątem oka dostrzegłam zmartwienie na pysku Hitama, ale nie skomentował tego.
Resztę trasy przebyliśmy w milczeniu. Grunt stopniowo się wznosił, a korytarz zwężał. W końcu woda nas już na reszcie nie otaczała, ale za to musieliśmy się przepychać między szczelinami w skałach. Dante był z nas najwyższy i najszerszy, dlatego miał największy problem. Hitam za to musiał się nieźle nagimnastykować, aby zmieścić skrzydła. Właściwie na niewiele się to zdało. W pewnym momencie Dante zarządził odwrót, bo - jak sam twierdził - jeszcze jeden krok i się zaklinuje, a jego zaklęcie mogłoby sprawić zawalenie się skały nad nami. Zawróciliśmy. Dopiero gdy znaleźliśmy się znowu na takiej przestrzeni, żeby się obrócić, postanowiliśmy co dalej. Byłam z nich wszystkich najdrobniejsza. Zaraz po mnie była Taria. Zdecydowali o tym, abyśmy poszły we dwie. Miała moc ognia, więc mogła utrzymać na mnie zaklęcie odporności na wysokie temperatury, jakie czekały nas na końcu korytarza. Ruszyłyśmy ponownie w trasę. Na dobrą sprawę nie miałam z tym większego kłopotu - mieściłam się we wszystkich szczelinach, a otarłam jedynie raz prawy bok. Nie wymagał opatrywania. Nie osiągałam co prawda zabójczych prędkości, ale lepsze to niż nic. Od czasu do czasu porozumiewałyśmy się z Tarią oraz krzyczałyśmy ustalone hasło, żeby oczekujące na nas basiory miały pewność, że nic nam nie jest. Echo niosło się na tyle, że słyszeli wszystko doskonale i mogli nam odpowiadać.
<C.D.N.>