Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 15 października 2016

Od Sohary "Powrót Purpurowego Huraganu" cz. 2

Uwaga! Opowiadanie zawiera sceny drastyczne.

Wielokrotnie potykając się o przedmioty leżące na ziemi, a których wcześniej nie dostrzegłam, wybiegłam z budynku, minęłam ogródek i potknąwszy się o niziutki płotek wywróciłam się na żwirową ścieżkę. Zdarłam sobie kolana, łokcie i policzek. Zaczęłam cicho łkać, choć wiedziałam, że rany już się goją. To raczej z nerwów, niż ze strachu. Jeszcze nigdy nie byłam świadkiem czegoś tak okropnego. Cokolwiek się tam działo, z całą pewnością do normalnych nie należało. Powinnam o tym komuś powiedzieć?
Zaczęłam się czołgać, byle dalej od przerażającego domu. Rozpaczliwa chęć ratowania siebie, choć miałam świadomość, że pewnie nikogo tam nawet nie ma. Byłam brudna i zapłakania. Po drodze upuściłam też gdzieś swój plecak. Ot, taka silna i odważna Sohara. Co się ze mną dzieje? Nigdy nie stresowałam się rzeczami tego typu. Może to przez to napięcie i ciężkość wyczuwalną w powietrzu? Nie chodziło tylko o smród ciała będącego już na dość wysokim poziomie rozkładu. Chodziło o coś, czego nawet nie umiałam ubrać w słowa. Możliwe, że czarna magia.
Skuliłam się pod pobliskim drzewem i przycisnęłam kolana do piersi. Zaczęłam się lekko kołysać i szeptać różne rzeczy do samej siebie, byleby się nieco opanować. Raz po raz spoglądałam to na budynek, to na ścieżkę. Miałam wrażenie, że ten dom ma oczy i się we mnie wpatruje. To nie było zdecydowanie przyjemne. Zacisnęłam powieki, próbując przestać płakać i wrócić do trzeźwego myślenia. Zastanawiałam się, czy warto iść po plecak, gdyż było tam wiele bardzo ważnych rzeczy... jednak poczucie, że tym razem spotka mnie tam coś zdecydowanie złego było silniejsze. Roztrzęsiona podniosłam się spod drzewa i nawet nie myśląc o otrzepywaniu ubrań rzuciłam przelotne spojrzenie na dom, po czym szybkim krokiem ruszyłam w kierunku, w którym powinnam natrafić na Watahę Magicznych Wilków.
Będąc w połowie drogi chyba straciłam przytomność, bo zrobiło mi się ciemno przed oczami. Kiedy je otworzyłam, spostrzegłam, że jestem... na balu maskowym. Miałam na sobie piękną, brązowo-czarną suknię z którejś z zeszłych epok, a przede mną wirowały dziesiątki równie wytwornych par w rytm muzyki klasycznej. Czułam się co najmniej dziwnie. Zdenerwowana zaczęłam gładzić materiał sukni, by czymś zająć roztrzęsione ręce. Czy jest tu gdzieś toaleta? Nigdzie nie było okien, tylko lustra, lustra, lustra... Nie wiem nawet, czy mamy dzień, czy noc.
Zaczęłam się uważniej przyglądać sali. Nad nami wisiał wspaniały, kryształowy żyrandol. Podłoga była czysta, niesamowicie lśniąca i beżowa. Może marmurowa? Ściany były pokryte misternie zdobionymi tapetami z motywem kwiatów. Gdzieniegdzie stały również złote świeczniki, w które powkładane były dziesiątki świec. Rzucały one blade światło na tancerzów. Nie słyszałam nigdzie rozmów. Wszyscy się do siebie tylko uśmiechali. Damy w maskach do dżentelmenów w maskach. Wyglądało to cudownie i przerażająco za razem. Chciałam zapytać, gdzie jestem, jednak wszyscy byli tak zajęci sobą i słodką muzyką, że żal było mi to rujnować. Stałam pod ścianą i patrzyłam na to zjawisko tak uważnie, że nie dostrzegłam, kiedy podszedł do mnie wysoki, ciemno ubrany mężczyzna i wyciągnął w moją stronę rękę. Odruchowo mu ją podałam, starając się zamaskować zdumienie pod powłoką stoickiego spokoju. Maska, którą miałam na twarzy musiała mi to również znacznie ułatwiać. Ucałował delikatnie moją dłoń, po czym przemówił:
- Można prosić szanowną panią do tańca?
- Ja... - urwałam - Tak, naturalnie.
Delikatnie pociągnął mnie za trzymaną rękę, następnie chwycił mnie jedną w pasie i zaczęliśmy poruszać się identycznie jak wszyscy inni. Nie znałam tego tańca, więc myliłam kroki, lecz on zdawał się nawet tego nie zauważyć. Popatrzyłam z niedowierzaniem na jego skupioną twarz. Była w dużej mierze przykryta misternie zdobioną czarno-złotą maską, jednak widziałam bardzo wyraźnie jego orzechowe oczy, które śledziły mój każdy ruch. Zawstydzona spuściłam wzrok. Jego spojrzenie nie było tak puste jak pozostałych ludzi. Miało w sobie coś z prawdziwego zafascynowania.
- Przepraszam, my się znamy? - wymamrotałam, obserwując jedną ze swoich rąk, która jak się okazało była idealnie czysta i gładka. Dlaczego? Przecież wpadłam w kilka pajęczyn i czołgałam się po ziemi i trawie. Ktoś mnie umył?
- Ależ skądże - odpowiedział nieznajomy. Spoglądając na niego ukradkiem dostrzegłam, że lekko się uśmiecha. Ogarnęła mnie złość. Spróbowałam mu się wyrwać, jednak nic z tego.
- Przepraszam pana, ale muszę już stąd iść... Muszę wrócić do domu.
- Tutaj nie ma już czegoś takiego jak "dom" - oznajmił ze spokojem, zaciskając nieco mocniej dłoń na mojej. - To jest twoje miejsce.
- Nieprawda! - krzyknęłam, szarpiąc się z mężczyzną, jednak ten chwycił mnie jeszcze mocniej - Ratunku! Niech ktoś mi pomoże!
Wszyscy zdawali się nie słyszeć. Miotałam się jak dzika, próbując wpaść na którąkolwiek z par by wyrwać ich z transu, jednak za każdym razem zgrabnie odsuwali się. Nieważne, ile bym próbowała, i tak kończyło się na niczym.
- Puść mnie... - mruknęłam ze złością, po raz kolejny próbując się od niego odsunąć.
- Moja droga, wiedz, że od więzów krwi nie uciekniesz... Prędzej czy później wszystko skończy się tragicznie.
Puścił mnie, a ja nieprzygotowana na to straciłam równowagę i upadłam.
***
Kiedy otworzyłam oczy, zorientowałam się, że leżę na piasku. Zbolała powoli podniosłam się z ziemi i rozejrzałam dookoła. Byłam w tym samym miejscu, w którym straciłam przytomność po raz pierwszy. Była noc. Wyglądało na to, że bal maskowy był tylko snem... Obejrzałam samą siebie. Znowu byłam brudna, w szarym podkoszulku i dresowych spodniach. Zadrżałam, czując chłodny podmuch wiatru. Otuliłam się rękoma i w zamyśleniu spuściłam wzrok. O co w tym chodzi? Rzadko miewam tak realistyczne sny. Musiał mieć jakieś głębsze przesłanie. I jeszcze ten głos mężczyzny... był tak głęboki i delikatnie zachrypnięty. Byłam niemalże absolutnie pewna, że był mi dziwnie znajomy...
Poczułam na swojej odkrytej skórze zimne krople wody. Spojrzałam do góry, by sprawdzić, czy to nie czasem spadło z drzewa, jednak w tej samej chwili lunął deszcz. Wspaniale. Obejrzałam się po raz kolejny. Wracać do watahy, czy lepiej schronić się w budynku? Nawet jeśli przemienię się w wilka mogę złapać jakieś choróbsko. Wiedziałam, że w tych okolicach nigdzie nie znajdę jaskini. Może przycupnę pod drzewem? Błysk i grzmot pioruna. Nie, to jednak nie będzie dobry pomysł. Wciąż kręciło mi się lekko w głowie. Chwiejnym krokiem ruszyłam w kierunku przerażającego domu. Będąc w tym stanie nie byłam gotowa na logiczne myślenie... a ponadto wizja spędzenia tam reszty nocy już nie zapowiadała się tak źle, jak przed upadkiem. Gdy tylko minęłam próg drzwi i poczułam wszechobecny smród, zmieniłam zdanie, jednak teraz już nie było sensu zawracać.
Usiadłam na drewnianej podłodze w werandzie i patrzyłam na deszcz. Nie miałam najmniejszego zamiaru zapuszczać się ponownie w głąb tego budynku. Oparłam się głową o belkę podtrzymującą dach i skuliłam się, starając się zatrzymać jak najwięcej ciepła. Oczy same mi się zamykały, jednak za każdym razem budziłam się, potrząsając głową. Strach pomyśleć, co by się stało, gdybym nie była w pełni gotowości w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa.
Po już którejś godzinie wpatrywania się w pojawiające się kałuże, usłyszałam niepokojące stukanie w domu. Znieruchomiałam i wstrzymałam oddech. Zaczęłam nasłuchiwać. Znowu usłyszałam pukanie. Odruchowo sięgnęłam do plecaka po jakiegoś gnata, ale zapomniałam, że już go nie posiadam. Przeklęłam w duchu i obróciłam za siebie. W środku było ciemno. Znowu pukanie, jednak teraz zaczęło brzmieć trochę jak wchodzenie bądź schodzenie po schodach. Zamarłam. Co jeśli te zwłoki, które znalazłam w piwnicy w jakiś sposób ożyły? Powoli wstałam, napinając wszystkie mięśnie. Próbowałam cokolwiek zobaczyć, ale to wszystko na nic. Mimo doskonałego wilczego wzroku widziałam wyłącznie nieprzeniknioną ciemność. Znowu pukanie. Już chwilę potem zobaczyłam zarys ludzkiej sylwetki wyłaniający się z piwnicy. Była owinięta płachtą ciemnego materiału. Zatrzymała się, stojąc w cieniu tak, że wciąż nie widziałam jej twarzy.
- Czego dziewczę tu szuka? - wychrypiała. Brzmiała jak zwykła staruszka... Od razu na myśl przyszła mi ta naga kobieta w piwnicy. Nie wyglądała na tak starą... ale jednak istniał cień szansy, że była to właśnie ona.
- Ja... - urwałam - ...chciałam przeczekać deszcz.
- A dzieweczka wie, że tutaj nikt nie może wchodzić? - jej głos przybrał groźniejszy ton. Zamarłam. Mogłam się tego spodziewać. Po co w ogóle tutaj przychodziłam?
- N-nie...
- Więc niech dziewczyna się wynosi! - krzycząc to, trzasnęła o kruchą podłogę laską, której do tej pory w ogóle nie widziałam. Wtedy wychyliła swoją głowę za cienia i ujrzałam jej trupio bladą twarz pokrytą przebarwieniami oraz jej całkowicie czarne oczy, a raczej coś, czym zostały wcześniej zastąpione. Włosy zdawały się być tak delikatne, że kruszyły się przy jej każdym ruchu. Pod materiałem dostrzegłam jej nagą pierś oraz ciało pokryte cienkimi przecięciami, przez które musiała mieć spuszczoną krew. Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy wrzask, a ja pędem rzuciłam się w ulewę.
Przez pierwszy kilometr szaleńczej ucieczki sądziłam, że martwa kobieta mnie goni, jednak po jakimś czasie doszłam do wniosku, że jej nigdzie nie widzę i że musiała zostać w budynku. Z łomoczącym sercem ze zdenerwowania i zmęczenia usiadłam na kamieniu. Ciężkie krople deszczu uderzały o moją głowę, jednak ja nic sobie z tego nie robiłam. Było mi zimno, ale mówi się trudno - najwyżej będę chora. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.
Spróbowałam uspokoić oddech, zwieszając głowę i odgarniając przemoczone włosy do tyłu. Po drodze zgubiłam gdzieś również okulary, więc gorzej widziałam. Będę musiała iść do Miasta i zakupić nowe... Pora wracać w końcu do watahy. Wstałam na równe nogi, zmieniłam się w wilka i ruszyłam w kierunku, gdzie powinnam natrafić na stado.
Nie mogłam się jednak pozbyć wrażenia, że ktoś mnie śledzi i był znacznie bardziej ludzki od wcześniej zobaczonych zwłok. Może to była zwykła iluzja, a ja dałam się nastraszyć? Co się stało z dawną nieustraszoną Soharą? Co jeśli to moja prawdziwa twarz, a ja w rzeczywistości jestem strachliwą dziewczyną, która tylko zgrywa twardziela?

<C.D.N.> 

Uwagi: Kilka literówek.