- Powiem mu! Niech się dzieje co chce, ja i tak to zrobię! - myślałam
idąc na Wrzosową Łąkę - Albo, nie. On już pewnie kogoś ma.
Szłam jednak dalej. Dam przecież sobie radę. To tylko parę słów. Parę
słów i albo szczęście albo smutek. Które się wydarzy? Co się stanie?
Może go nie będzie... Szczerze, w głębi duszy modliłam się, by go nie
było. Weszłam na pole fioletowych kwiatów. Jakby mgiełek. Był tam. Leżał
na trawie (bardziej kwiatach), cały przykryty wrzosami i patrzył w
niebo. Wyglądał tak nieziemsko! Zrobiło mi się niedobrze. Chciałam
odejść. Już się odwróciłam.
- Patricia! - zawołał mnie swoim nieziemskim głosem. Wstał i podbiegł do mnie. To uczucie. Przywitaliśmy się normalnie.
- Kai, proszę wysłuchaj mnie. - powiedziałam spokojnie
- Ok. Słucham. - powiedział i usiadł
Spojrzałam na niego. Nie! Nie zrobię tego!
- Nie dobra nic. - odpowiedziałam zdenerwowana
- No powiedz. Proszę. - spojrzał na mnie
- Plobomasz di pie.... - powiedziałam
- Co? Nie rozumiem
- Pomomasz ni cie.... - powtórzyłam odrobinę wyraźniej
- Dalej nie rozumiem.
- Podobasz mi się! - krzyknęłam. Mój głos rozchodził się z wolna po rozległej łące.
<Kai? Co powiesz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz