Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 24 sierpnia 2016

Od Valki "Upadłe bóstwo, czy po prostu demon?" cz. 6 (cd. Mizuki)

- I mówisz, że nazywasz się Nirvaren? - zapytałam znużonym głosem. Mały energicznie pokiwał głową - I że chcesz się pobawić?
- Tak! - wykrzyknął. Uniosłam jedną brew. Wyjątkowo dobrze czułam się w skórze Desari.
- Daj mi spokój. Mam ważniejsze sprawy na głowie - mówiąc to, machnęłam łapą. On jednak nie ruszył się z miejsca, tylko dalej merdał radośnie ogonem. Uniosłam wyżej podbródek. Przeszkodził mi w szkoleniu zaklęć związanymi z białą magią.
"Zabij go" - usłyszałam syk w swojej głowie. Nie mogłam tego zrobić. Nie chciałam. Był taki młody. Musiał dołączyć niedawno. Nie było sensu, by się na nim mścić za cokolwiek.
- Za tymi drzewami jest polana. Za nią jest mały strumyk i mnóstwo lian. Często przychodzą tam inne szczeniaki, by się bawić.
- Ty też pójdziesz? - zapytał. Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, nim odpowiedziałam znużona:
- Nie. Muszę zbierać zioła na leki.
- Pomóc ci?
- Dam radę sama.
Czy on naprawdę musi być tak irytujący? Choć ruszyłam w kierunku miejsca, gdzie było najwięcej ziół leczniczych pod pozorem, że rzeczywiście będę wypełniać obowiązki mojej byłej nauczycielki, młody nie rozumiejąc najwyraźniej moich słów, nie zamierzał odpuścić. W końcu nie wytrzymałam i wykonałam ostry zwrot w jego kierunku. Chciałam tylko wydać mu kolejne ostrzeżenie, jednak jakimś cudem cisnęłam w niego kulą many. Osłupiała patrzyłam, jak przeleciał kilka metrów i gruchnął o jedno z drzew. Bezwładnie opadł na ziemię. Stracił przytomność. Mój puls przyspieszył. Nie chciałam mu przecież zrobić krzywdy. Do moich oczu napłynęły łzy i spłynęły po policzkach.
"Wchodził ci niepotrzebnie w drogę... uciszyłaś go. Nawet jeśli znajdą się jacyś świadkowie, nie zostaniesz obwiniona o ten czyn, tylko Desari. Nic złego się nie stało...". Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę, jak wielki błąd popełniłam, słuchając głosu w tyle głowy. Rujnowałam życie nie tylko sobie, ale i innym. Zerwałam z szyi Medalion Nieśmiertelności i cisnęłam nim gdzieś w krzaki.
"Co ty robisz? Zgłupiałaś? Teraz idź po to..."
Koniec tego dobrego! Nie chcę tak żyć! Odczep się ode mnie! Już i teraz!
"Chcesz dalej tkwić w tym swoim dołku życiowym? Całkiem opuszczona przez innych?"
Wszystko jest lepsze, od rujnowania własnej i cudzej przyszłości.
"Skoro tak twierdzisz... Wygląda na to, że od teraz zostaniesz moją kukiełką. Skoro po dobroci nie chciałaś..."
Wtedy moim ciałem targnęła niewidzialna siła, która sprawiła, że na drżących łapach podeszłam do krzaków, wyciągnęłam medalion i włożyłam go na szyję. Gdy się obróciłam, tuż przede mną stała... Mizuki. Popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym bez słowa poszła dalej. Ja zrobiłam to samo, jednak w przeciwną stronę.
Co planujesz?
"Zniszczyć tą dobroć wśród twoich przyjaciół... boli mnie ta wszechobecna radość i szczęście. To wszystko jest tak niemożliwie plastikowe, że aż żal by było nie uświadomić ich wszystkich, że to wszystko jest tylko iluzją, gdyż każdy przeciwko każdemu spiskuje"
Moje serce zaczęło łomotać jak młotem. Miałam wrażenie, że zaraz pęknie. Wewnętrzny głos był ode mnie silniejszy, nawet nie było po co walczyć - i tak skończy się porażką. Czułam się coraz słabsza i słabsza... miałam wrażenie, że moja dusza zaraz zaśnie, kiedy obudził mnie jakiś głos.
- Kim jesteś?
Wbrew temu, co sądziłam z łatwością udało mi się zatrzymać i popatrzeć na obcego wilka. Zmarszczyłam brwi i uniosłam podbródek. Byłam znacznie od niej wyższa... Ona sama wyglądała na wilka w nieco podeszłym wieku.
- Czego tutaj szukasz?
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie - odrzekła, wywracając oczami.
- Jestem Desari. Teraz wymagam tej samej informacji od ciebie.
- Faanstaasia.
Uniosłam jedną brew. Imię było mocno nietypowe, ale nie skomentowałam tego w żaden sposób. Wyglądało na to, że jest całkiem obcym wilkiem... a wewnętrzny głos nie chciał się jej pozbyć lub zwyczajnie nie umie rozmawiać z wilkami. Może była kluczem do pozbycia się go? Kto wie?
- Czego tutaj szukasz? - ponowiłam pytanie. Ta po chwili zamyślenia, gwałtownie uniosła głowę, zarzucając jednocześnie swoimi długimi, brązowo-różowymi włosami przeplatanymi srebrnymi nićmi starości.
- Ja... poziomek.
- Poziomek? Na co ci poziomki?
- Na tort urodzinowy dla mojej wnusi.
- Wilk i tort? - zapytałam zniesmaczona. Choć zdawałam sobie sprawę z tego, że tutejsze wilki mają różne dziwne pomysły, to akcji z wypiekami nie było jeszcze nigdy - Nie jesteś stąd, prawda?
- Nie... ale nasz przywódca niedługo obchodzi urodziny i chciałabym jeszcze pozbierać trochę wrzosów. Można?
Naprawdę zaskoczyło mnie to pytanie. Nie byłam Alfą, by o tym decydować, ale z drugiej strony staruszka wyglądała niewinnie. Poza tym Desari chyba była na tyle wysoko, że miała prawo decydować o takich sprawach chociażby ze względu doświadczenia. Ja jestem w porównaniu do niej nikim... ale po chwili wahania skinęłam głową. Uśmiechnęła się szeroko i potruchtała dalej. Obserwując ją jeszcze przez jakiś czas dostrzegłam coś w rodzaju rozległego poparzenia na jej boku. Dziwne. Naprawdę dziwne. Wątpię, aby tak wyglądała gojąca się rana, gdyż ta była niemalże czarna, a może i nawet ciemnoszara. Nie miałam ochoty jej gonić, ale głos w mojej głowie ponownie się odezwał:
"Wyczuwam od niej jakąś dziwną energię. Idź za nią i dowiedz się, skąd może się brać"
W duchu poczułam złość, ale wiedziałam, że jeśli nie wykonam polecenia, on zrobi to za mnie. Rozważałam zmianę postaci, ale nie bardzo wiedziałam, czyją postać mogłabym przyjąć, by nie wzbudzić większych podejrzeń członków watahy i łatwiej ją przekonać do mówienia. Koniec końców stwierdziłam, że to nie ma większego sensu i poszłam będąc wciąż w skórze Desari. Znalezienie jej wcale nie było takie trudne - jej jasnoróżowe akcenty na ciele zdecydowanie wyróżniały się na tle lasu.
- Zaprowadzić cię na Wrzosową Łąkę?
Energicznie pokiwała głową, więc zrobiłam, co obiecywałam. Kiedy byłyśmy już na miejscu, wydała z siebie cichy okrzyk zachwytu. Ze szczególnym uwielbieniem wpatrywała się w kierunku szczytu Góry. Bez entuzjazmu popatrzyłam w tę stronę, lecz nic fascynującego tam nie dostrzegłam. To pewnie taki typ osoby, który zachwyca się byle czym. Obserwowałam to, jak zbiera kwiaty i wkłada je do koszyka na jej grzbiecie. Kiedy już miała pełen, chciała zapewne wrócić do swojej watahy, ale ja ją zatrzymałam.
- W zamian za tą przysługę zaprowadzisz mnie do swojego przywódcy.
Popatrzyła na mnie przerażonymi oczami. Chyba tego się nie spodziewała. Zadrżała kilka razy.
- Może być inna równowartość...? Na przykład zrobię coś dla watahy...?
Wyglądało na to, że trafiłam w czuły punkt. Uśmiechnęłam się kwaśno, co raczej przypominało jakiś grymas niezadowolenia. Tak, zdecydowanie coś było nie w porządku z tym jej przywódcą, a ona chciała koniecznie to zataić. Tylko dlaczego?
- Nie, nie może. Inaczej natychmiast pójdę do Alfy, a warto wiedzieć, że nie obchodzi się dobrze z takimi, jak ty - pogroziłam jej, choć nie do końca wiedziałam, jakie dokładnie rządy sprawuje młodsza nawet ode mnie Alfa. Wadera zadrżała po raz kolejny, po czym szybko pokiwała głową. Wyglądała tak, jakby miała się zaraz rozpłakać.
Teraz wszystko zupełnie jakby uleciało z mojej głowy. Póki głos nie sprawował nade mną władzy, czułam się całkowicie wolna i potężna. Kiedy ruszyłyśmy za to, poczułam dreszczyk emocji zmieszany z zadowoleniem, że udało mi się nią zmanipulować tak, że wykonuje moje polecenie. Może sprzyja temu postać, którą przyjęłam. Zdecydowanie Desari wzbudzała respekt.
Jakiś czas później wyszłyśmy poza tereny watahy. Dziwnie czułam się, nie znajdując się ani w Watasze Magicznych Wilków, ani nawet na terenach byłej Watahy Czarnego Kruka. Faanstaasia cały czas mruczała pod nosem coś z typu "pan nie będzie zadowolony, oj nie będzie", a udawałam, że tego nie słyszę, bo tak pewnie zrobiłaby Desari. W duchu zżerała mnie ciekawość, ale wiedziałam, że to pierwszy krok do piekła, więc w razie czego wolałam ją trzymać na wodzy.
Około południa wadera zatrzymała się. Nieco łapy mnie bolały po tak długim marszu, ale nie chciałam marudzić. Nie spuszczałam wzroku z małej samicy, która nadal się trzęsąc jak osika wydała mi krótkie polecenie:
- Poczekaj. Pójdę po Akimitsu. Aramis zaraz do ciebie przyjdzie.
I poszła. Stałam tak przez dobrą chwilę sama, w duchu przeklinając to, że pewnie wystawiła mnie na wiatr, ale niespodziewanie zza krzaków wyłonił się wyglądający młodo basior.
- Jestem Aramis - powiedział niepewnie.
- Desari - odpowiedziałam. Nie miałam pojęcia, co tu się wyprawia i dlaczego wszystko jest tak źle zorganizowane, ale nie powiedziałam o tym ani słowa. Staliśmy tak w niezręcznej ciszy, aż w końcu nie oznajmił:
- Pewnie jesteś spragniona. Zaprowadzić cię do źródełka z pitną wodą?
Już chciałam powiedzieć, że odmówię, ale zdałam sobie sprawę z pragnienia. Nawet jeśli to byłby jakiś podstęp, to i tak dysponuję większą mocą niż przeciętny wilk, a ponadto posiadam Medalion Nieśmiertelności. Skinęłam na Aramisa głową i pozwoliłam, by poprowadził mnie do źródełka. Nachyliłam się, by się napić, a on zrobił to samo. Na nowo zapanowała kompletna cisza. Została przerwana dopiero przez niski, lekko zachrypnięty głos ciemnoczerwonego samca, który stanął na najwyższym kamieniu przy tym skromnym wodopoju.
- Jestem Akimitsu. Jeżeli chcesz odbyć rozmowę z naszym przywódcą, zapraszam za mną.
On również nie wyglądał na zadowolonego moją obecnością, ale bez słowa protestu poprowadził mnie między blisko posadzonymi drzewami. Wyczułam pewną dziwną rzecz - nigdzie nie była wyczuwalna silna woń moczu, więc zapewne nie zamieszkiwali tych terenów od dawna. Zaczęliśmy iść pod górkę. Dopiero kiedy weszliśmy na szczyt wzgórza dostrzegłam, że tuż za nim rozciąga się olbrzymia łąka porośnięta w całości czerwonymi makami. Wyglądało to naprawdę fantastycznie. Starszy basior przystanął tylko na ułamek sekundy, po czym ruszył dalej, a ja tuż za nim. Kiedy byliśmy już na dole, okazało się, że kołyszące się na wietrze maki były tak samo wysokie, jak ja sama. Gdyby patrzyło się na to z góry, nikt nawet by nie spostrzegł, że jakiś wilk przemieszcza się wśród tych dzikich kwiatów.
Już zaczynałam tracić nadzieję w to, że spełnią obietnicę, kiedy gdzieś za krzakami ujrzałam ciemną, przygarbioną sylwetkę wilka.

<Mizuki? Jak Ci idą poszukiwania Valki?>

Uwagi: brak

Od Serill’a “Pora pożegnać wspomnienia” cz. 3 (C.D. Yuki)

- A nic - odpowiedziała na moje pytanie i uśmiechnęła się. Jednak widziałem, że ten uśmiech nie był do końca szczery, tylko raczej wymuszony. - Po prostu nic…
Zastanowiłem się nad tym chwilę. Jak to, jest tu tak długo i nie jest zbytnio lubiana? Wygląda na sympatyczną waderę, więc tym bardziej… Zaciekawiło mnie to. W każdym bądź razie chwilowo odpuścić sobie maltretowanie jej pytaniami o złą reputację.
- Można gdzieś tu się napić? - spytałem.
- Tak, a co?
- Pić mi się chce.
- W takim bądź razie… Tu blisko jest Wodospad. Chcesz się wybrać?
- Tak.
- W takim razie chodź za mną! - powiedziała i ruszyła przez las. Pobiegłem za nią. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Teren był cudowny. Długi wodospad wpadał do jeziora tak czystego, że mógłbym zobaczyć w nim swoje odbicie. Szybko napiłem się przejrzystej wody. Była bardzo smaczna. Yuki usiadła obok mnie.
- Ładnie tu - stwierdziłem zgodnie z prawdą.
- Potwierdzam.
- Czysta woda. Nigdy tak przejrzystej nie widziałem.
- Naprawdę?
- Wiesz, przez ostatnie lata piłem wodę z dość brudnych źródeł.
Zapanowała niezręczna cisza. Postanowiłem wrócić do poprzedniej rozmowy.
- Naprawdę jesteś tutaj tak długo?
- W sensie?
- Aż od szczeniaka? I nie masz dobrych przyjaciół?
- No niby nie…
- Ale dlaczego?
Odpowiedziało mi milczenie.
- Ej. Dlaczego za tobą nie przepadają? Wyglądasz na miłą, naprawdę. Na razie nie zrobiłaś nic, co mogłoby mnie do ciebie zniechęcić, dosłownie nic. Więc pierwsze wrażenie masz bardzo dobre - powiedziałem i wziąłem głęboki wdech. Zdecydowanie nie lubiłem szybko mówić. Teraz spojrzałem na waderę. Wydawała się być zdziwiona moimi słowami, ale bezpodstawnie… Przynajmniej według mnie.
- Eh, no… dzięki? - powiedziała.

<Yuki? I co teraz :P>


Uwagi: Ten przecinek w tytule jest zbędny.

Od Yuki "Pora pożegnać wspomnienia" cz. 2 (c.d Serill)

Patrzałam z wysokiego drzewa jak czarnoszary basior zabija łanie. Nie powiem, ma dobrą taktykę. Szczerze nie podoba mi się takie zabijanie, ale jak kto woli. Ja szczerze wolę by ofiara czuła cierpienie. Wilk zaczął jeść. Był aż tak głodny by jeść w miejscu zdarzenia? Raczej się zaciąga zdobycz do jaskini, ale jak mówiłam "jak kto woli". Położyłam łeb na łapy i westchnęłam.
Po chwili samiec odszedł zostawiając po sobie napoczętą łanię. Skoro zostawił to można skorzystać. Gdy basior odszedł zeskoczyłam z gałęzi i zaczęłam jeść. Po sobie pozostawiłam tylko trochę kości i niesmaczne rzeczy. Może mogłabym z kimś pogadać? Bo w końcu dawno z kimś dorosłym nie rozmawiałam. Poszłam w tą samą stronę co tamten wilk. Mam nadzieje, że mnie jeszcze nie zna.
Zobaczyłam w oddali sylwetkę basiora. Tylko bym nie wypadła jak jakaś bardzo dziewczęca wadera... Podbiegłam do wilka i się przywitałam
- Cześć - już zapomniałam jakie to uczucie mówić przyjaźnie...
- Em... Hej? - powiedział zdziwiony
- Widziałam jak zabijasz łanie - rzekłam - masz dobrą technikę - uśmiechnęłam się. Ta rozmowa będzie wyglądała sztucznie...
- Yhym... - mruknął, a ja zrozumiałam jak czują się wilki które ze mną przyjaźnie rozmawiają. Ucichłam, ale dalej szłam razem z basiorem. Po chwili zdecydowałam się spróbować ponownie zagaić rozmowę.
- Podoba ci się wataha?
- Tak, a dlaczego pytasz?- zaciekawił się
- A tak sobie... - zaśmiałam się nerwowo - Jak się nazywasz?
-Serill, a ty? - przedstawił się
- Yuki - odrzekłam - Od kiedy tutaj należysz?
- Od paru miesięcy.
- Ja jestem tu od szczeniaka - uśmiechnęłam się - pamiętam jeszcze partnera Kiiyuko i jego pogrzeb... - uśmiech z mojego pyska zniknął.
- Jesteś tu naprawdę dług...
- A co mi da to jeżeli wszyscy za mną nie przepadają? - przerwałam mu - No, ale jak im się nie dziwić... - Serill popatrzał na mnie pytająco
- Co chcesz tym powiedzieć? - nie rozumiał
- A nic - spróbowałam się uśmiechnąć, lecz jedyne co z tego wyszło to sztuczny uśmiech - Po prostu nic...

<Serill? Yuki zaczyna się użalać nad sobą :v>

Uwagi: Przecinki, źle zapisane kolory...

Od Nirvarena "Mała przyjaźń" cz. 2 (cd. Miniru)

- Hej, śpisz? - spytałem się śpiącej Miniru.
- Tak - odrzekła zmęczona wadera 
- Aha - To nie będę ci przeszkadzać - po tych słowach wyszedłem z jaskini
Księżyc był w pełni. Emanował jasnym światłem. Nie mogłem zasnąć, a chciałem jeszcze dzisiaj pokazać na co mnie stać. Przez krótką chwilę siedziałem myśląc co mogę robić. Zauważyłem żabę. Wpadłem na głupi pomysł. Chwilę się zastanawiałem, czy mógłbym go wykonać. W końcu postanowiłem, że to zrobię. W myślach powtórzyłem sobie plan. "Po pierwsze: położyć żabę na moim grzbiecie. Po drugie: Krzyczeć tyle ile mam sił w moim szczenięcym gardle. Po trzecie: Czekać na efekt". Plan był tak banalny, że nie mógł się nie udać. Wziąłem żabę w łapy i przygotowałem się na krzyk. Zacząłem wrzeszczeć.
- Ratunkuuuuu!!! Napadli mnie!!!
Usłyszałem głośny nagły wdech i szybki tupot łap. Miniru stała już na zewnątrz.
- Co się dzieje!? Kto wzywał pomocy? Nirvaren?! CO TY TU ROBISZ?! To ty wzywałeś na ratunek?! Czemu nie śpisz?! - Pytała się zdziwiona i widocznie zdenerwowana wadera.
- Jak widzisz jestem przygwożdżony przez tą słodką żabkę. Tak, to ja wzywałem na ratunek. A nie śpię dlatego, że nie mogę. A pomoc wzywałem, bo mi się strasznie nudziło - odpowiedziałem
- Mogłeś chociaż być w swojej jaskini i tam się strasznie nudzić. A nie przeszkadzać innym spać.
- Nie mogłem być w jaskini, bo Yuki coś robiła i mnie wygoniła, bo mógłbym coś spaprać i jej wszystko zepsuć.
- To trochę tłumaczy. Ale nadal nie wiem dlaczego darłeś się po nocy.
- A to dlatego, że chciałem byś coś zobaczyła, a ty spałaś, więc jakoś musiałem cię obudzić. To chcesz to zobaczyć? Jak nie pójdziesz to włączę super irytujący tryb. Długo nie będzie.
- Chyba muszę. Idę w imię nieprzerwanego, miłego snu.
Poszliśmy w stronę wodospadu. Nad naszymi głowami latały sowy i nietoperze. W krótką chwilę byliśmy nad sadzawką. Wszedłem na skałę, a Miniru brodziła na mieliźnie. Stałem około dwa metry nad wodą.
- Miniru! Patrz! - krzyknąłem do wadery, która natychmiastowo się obróciła.
W tej chwili skoczyłem do wody. Gdy moje ciało wpadło do niej poczułem, jak świeża, lekko zimna woda otula mnie. W czasie gdy mój pysk się zanurzył, moje uszy dostały szoku. Nigdy nie słyszałem takiego hałasu. Chciałem wypłynąć uciekając od tego szumu, ale nie mogłem. Moja tylna łapa zaplątała się w glony na dnie. Wychylałem pysk na powierzchnie i krzyczałem o pomoc. Z szumu przebiło się kilkukrotnie moje imię. Płynęła do mnie Miniru. Z metr przede zanurzyła się w wodę. Podpłynęła do dna i próbowała rozerwać glony trzymające moją łapę. Musiała kilka razy się wynurzyć, by nabrać powietrza. Ja w tym czasie opadałem powoli z sił. Wynurzanie było dla mnie męką. Myślałem, że utonę. Nagle poczułem, że nic mnie już przy dnie nie trzyma. Ostatkami sił wypłynąłem na brzeg. Upadłem na chłodny piasek. Odwróciłem głowę w stronę wody. Miniru płynęła do brzegu.
- Dziękuję za uratowanie mnie - wycisnąłem z siebie te kilka słów, po tak długim ratunku.

<Miniru? Będziesz na niego wściekła za to co zrobił?>
 
Uwagi: Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie.