Lipiec 2021r
– Jadłeś kiedyś naleśniki? Albo ciastka?
Nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. Nie masz o czym rozmawiać? Spokojnie, jedzenie to zawsze świetny wybór!
- Ciastka tak, ale naleśniki to zagadka. Smacznie brzmiąca zagadka – oblizałem się na żarty – A ty?
- Dzisiaj zjem – wzruszyła ramionami.
- Ej? - postanowiłem zmienić temat. Tori podniosła na mnie zaciekawiony wzrok – Jaki jest twój sekret?
Oczy samicy otworzyły się szerzej, a na pysk wkradło się dziwny... Strach? Wstyd? A może jeszcze coś innego? Sam nie wiedziałem, jak to nazwać.
- C-co?
- No, że Yuki cię nie zabiła, gdy się tak na nią rzuciłaś – wyjaśniłem – Chociaż możesz mi powiedzieć coś i o tym drugim.
Posłałem jej zniewalający uśmiech, ale ona była na niego odporna. Niestety.
Wilczyca odetchnęła z ulgą i pokręciła energicznie pyskiem.
- Chyba podziękuję. Yuki mnie adoptowała, gdy byłam szczeniakiem. Jest dla mnie trochę jak matka.
- Och – wyrwało mi się w czystym zdumieniu.
Między nami zaległa cisza. Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem, co takiego. Trawiłem jeszcze informację, którą przed chwilą mi podała. Niby było to logiczne, ale i tak się tego nie spodziewałem.
Tori patrzyła mi prosto w oczy. Czułem się bardzo dziwnie, gdy tak dokładnie się im przyglądała. Postanowiłem jednak nie odwracać wzroku, a zamiast tego odwzajemniłem spojrzenie.
Siedzieliśmy tak i patrzyliśmy się w sobie w oczy bez wyraźnego powodu. Wilczyca mówiła mi kiedyś, że lubi obserwować zmieniające się w nich barwy, a i dla mnie podobna obserwacja bywała przyjemna. Zwłaszcza gdy chodziło o jej jasnoniebieskie tęczówki.
- Przypomniałeś coś sobie? - usłyszałem nagle cichy, trochę niepewny głos. Zamrugałem oczami, zdezorientowany.
- Co?
- Noo... - Tori odwróciła wzrok i dotknęła łapą swojego łba – Czegoś o sobie, dzieciństwie przeszłości... Sam wiesz.
- Nie. Tylko to, co ci mówiłem.
- Szkoda – westchnęła.
- Szkoda, szkoda – powtórzyłem po niej.
Chciałem odzyskać pamięć, ale to był tak skomplikowany proces i tak długi... Wspomnienia wracały stopniowo i dość chronologicznie, a przynajmniej na to wyglądało. Aktualnie zatrzymałem się na czasach, gdy wraz z Tori rozpoczęliśmy naukę liter i liczb, ale choć widziałem oczami wyobraźni ten mozolny proces, nic z tego nie miało teraz dla mnie dużego sensu...
Wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się krzywo. Tori nie wydawała się zbyt przekonana moim zagraniem, ale nie ciągnęła tematu. Pewnie wyczuwała jakieś fale mojego nastroju czy coś i postanowiła go nie pogarszać. Nie wiedziałem, czy powinienem jej za to dziękować, czy nie. Po chwili postanowiłem zmienić temat i rzuciłem jakąś uwagę o świetlikach i już po chwili gadaliśmy jak najęci o nieco dziwnych i bardzo niezobowiązujących rzeczach.
W pewnej chwili podeszła do nas Yuki, a w pysku trzymała drewniany talerz z ciasteczkami w kształcie odcisków wilczych łap. Wyglądały one przeuroczo i bardzo pysznie. Podziwiałem Karou i Soharę za stworzenie czegoś takiego. Ja nie potrafiłbym zrobić nic tak pięknego – i pewnie smacznego – nawet z pomocą najlepszych składników, dobrego przepisu i ludzkich rąk.
- Nie patrz tak na nie. Czują się niepewnie – Tori zmierzyła mnie groźnym stworzeniem, a ja zmarszczyłem brwi.
- Kto?
- Ciastka – powiedziała jak gdyby nigdy nic. Wytrzeszczyłem na nią oczy, nie ogarniając do końca, o czym mówi.
- Co?
- Moje dzieci.
- Co?!
Wilczyca wymieniła zbiór imion, które rozpoczynały się od tej samej głoski. Z każdym kolejnym wskazywała na jedno z ciastek, a ja patrzyłem na nią jak na idiotkę.
- Tori... Dobrze się czujesz?
- Tak. Czemu miałabym się czuć źle?
- Nieważne... - pokręciłem łbem z niedowierzaniem, domyślając się w końcu, że to chyba miał być jakiś nieudany żart – Czyli to są twoje dzieci...?
Wilczyca kiwnęła energicznie głową. W tym samym czasie zbliżyła się do nas Yuki z drugim talerzem, który postawiła na stole przede mną. Podziękowałem krótko i gdy się oddaliła, wróciłem do tematu.
- To są twoje dzieci, które masz zamiar zjeść?
- Tak – powiedziała wilczyca, by po chwili się zreflektować - Co? Czekaj! To jednak nie są moje dzieci.
- Wyrzekasz się ich? Porzucasz je? Będą za tobą tęsknić!
Torance podniosła do góry łapy w geście poddania się.
- Będziesz okropną matką.
- Dzięki – mruknęła – A ty okropnym ojcem. Jestem tego pewna.
Uniosłem brew.
- Mówisz?
- Ja to wiem – powiedziała, jednak jej głos nie brzmiał tak pewnie, jak by sobie tego życzyła. By to zamaskować, ponownie się odezwała - Może lepiej zabierzmy się do jedzenia, co?
W odpowiedzi podniosłem jeszcze wyżej brew i parsknąłem śmiechem. Gdy się uspokoiłem, rzuciłem do mojej towarzyszki krótkie „Smacznego” i zacząłem jeść.
Och, jedzenie... Jakie to było pyszne! Konfitura była słodka i pachniała malinami, co współgrało wręcz idealnie ze smażonym ciastem. Ciężko jadło się jako wilk, ale smak, który odczuwałem w tej postaci o wiele intensywniej, mi to wynagradzał.
Gdy nasze talerze stały się puste, postanowiliśmy je odnieść do kuchni, za co podziękowała nam jedna z kucharek, która była w postaci człowieka. Niestety, nie wiedziałem, czy była to Sohara, czy Karou, bo nadal ciężko było mi się zorientować, gdy były w tej formie. Niby nie było to trudne, ale miałem z tym czasem problemy. Zwłaszcza kiedy było ciemno.
- Mam nadzieję, że pomożesz mi później wszystko uprzątnąć – powiedziała na pożegnanie Yuki, a ja miałem dziwne wrażenie, że to nie podpisywało się nawet pod aluzję prośby. Prędzej pod rozkaz...
- Jasne – mruknąłem i przewróciłem oczami, gdy czarna samica się odwróciła. Nie umknęło to jednak mojej towarzyszce, która szturchnęła mnie z rozbawieniem. Odwzajemniłem się jej z szerokim uśmiechem na pysku, a że nie potrafimy się zachować... Już po chwili przepychaliśmy się ze śmiechem, a Yuki patrzyła na nas z irytacją i lekkim pobłażaniem.
- Wspominałaś coś o byciu dojrzałą? - zmierzyła Tori zimnym spojrzeniem. Wilczyca w odpowiedzi jedynie prychnęła i pożegnawszy się krótko z kelnerką, ruszyła w stronę lasu.
- Wrócę – obiecałem i pobiegłem za przyjaciółką. Samica poruszała się bardzo szybko, więc gdy udało mi się z nią zrównać, byliśmy już na Wrzosowej Łące.
- A co to za romanse z moją adopcyjną matką? - spytała z udawaną powagą.
- Żadne. Próbowałem cię dogonić, kiedy tak uciekałaś – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- Jasne, jasne... Bo ci jeszcze uwierzę.
- No tak. Jestem cały twój – zbliżyłem się do wilczycy i zatrzymawszy ją, opatuliłem jej grzbiet jedną łapą.
- Może być, ale ja nie jestem twoja – strąciła moją łapę.
- Niech zgadnę: I nigdy nie będziesz? - przerwałem jej w pół słowa.
- Dokładnie! - zawołała i roześmiała się. Postanowiłem zrobić to samo, ale nie było mi do śmiechu. Bardziej miałem ochotę zawyć ze smutkiem.
- Niestety – mruknąłem cicho. Wilczyca zwróciła pysk w moją stronę i zmierzyła mnie dziwnym spojrzeniem.
- Coś mówiłeś?
- Nie – powiedziałem stanowczo, starając się, żeby nie wyczuła kłamstwa.
Jeśli jednak je wyczuła, nie skomentowała tego, a jedynie zmieniła temat. Pokonaliśmy resztę drogi do jej jaskini w wesołych nastrojach i dyskutując o głupotach.
- Chwila... Co my tutaj robimy? Twoja jaskinia jest tam – powiedziała w pewnym momencie wilczyca, wskazując przy tym w całkiem inną stronę.
- A no racja, ale jeśli jeszcze się nie domyśliłaś, odprowadzam cię do domu.
- Po co? Wiem, gdzie mieszkam.
- Bo tak.
- Nie masz lepszych argumentów?
- Nie.
Wilczyca prychnęła i przewróciła oczami, jednak nie wykłócała się dłużej. Na moje szczęście.
- To ja już będę iść – powiedziała Tori, gdy posiedzieliśmy sobie nieopodal jej jaskini. Wcześniej rozmawialiśmy jeszcze trochę, bo ani jej nie spieszyło się do środka, ani mi do sprzątania w restauracji.
- Spoko. To cześć – powiedziałem i już miałem się odwrócić, gdy Tori rzuciła się na mnie i przytuliła mocno. Trochę zaskoczony, odwzajemniłem uścisk – Hej, spokojnie.
Samica nie odpowiedziała, a zamiast tego delikatnie mnie polizała w pysk. Następnie odskoczyła i pobiegła do jaskini, wołając krótkie „hej”. A ja stałem totalnie oniemiały, próbując zrozumieć, co takiego się właśnie wydarzyło.
Czułem, jak łapy niosą mnie wprost do jej jaskini. Musiałem zapytać, wyjaśnić i zrozumieć. Po prostu musiałem. Nie wiedziałem, czy sobie to uroiłem, czy ona naprawdę... Nie, to było niemożliwe. Może miałem jakieś halucynacje?
- Idiotka! Jesteś cholerną idiotką! - usłyszałem krzyk, gdy zbliżyłem się do groty. Słowa samicy wywołały u mnie jeszcze większy rozstrój. Co się stało i co teraz się działo?
- Tori? - odezwałem się cicho, wchodząc do jaskini.
- Daruj sobie. To był błąd i więcej się nie powtórzy – syknęła w moją stronę wadera. Stała odwrócona, tak że nie widziałem jej pyska. Jednak jej drżący głos mi wystarczał. Ba, moim zdaniem to i tak było zbyt wiele.
- Co? Co było błędem?
Torance odwróciła się. Z jej jasnoniebieskich oczu płynęły łzy, a na pysku widniała cała gama emocji.
- To wszystko – wykonała kółko łapą.
- Nie rozumiem...
- Czego nie rozumiesz?! Przecież to jest proste i oczywiste! - krzyczała ruda, a ja nadal nie rozumiałem, co miała na myśli. Ba, dopiero zaczęło do mnie docierać, że może nie miałem halucynacji. Ale tylko może – Podobasz mi się, kretynie. A teraz wszystko zniszczyłam. Przyjaźń, relacje... Wszystko.
- C-co?!
Moje wnętrzności postanowiły chyba sobie poskakać i w tym momencie czułem się, jakbym miał za chwilę zwymiotować. Och, cóż za romantyzm! Normalnie godny szczeniaka, jak który się właśnie czułem.
- Przestań. Czuję twoje zmieszanie bardzo wyraźnie. Najlepiej będzie, jeśli sobie pójdziesz. To koniec przyjaźni. Zniszczyłam ją.
- C-co?! Nie! - wilczyca zmierzyła mnie zszokowanym spojrzeniem – Zaczynam wątpić w twoje zdolności. Naprawdę czujesz tylko to?
Tori przyjrzała mi się dokładnie.
- Przepraszam, ale chyba jestem zbyt roztrzęsiona, by używać magii. Możesz mnie zostawić w spokoju? Dziękuję.
- Nie mogę.
- Czemu?
- Bo jestem twój – oczy mojej przyjaciółki otworzyły się szerzej, a na mój pysk wkradł się uśmiech – Wiem, że jestem przystojny i mnie kochasz, ale... W tym momencie czuję się aż niezręcznie.
- Idiota – mruknęła samica i wykonała kilka skoków. Następnie wtuliła się w moją sierść.
- Też cię kocham – odwzajemniłem uścisk.
Staliśmy tak, opatulając się łapami. Oboje ciesząc się tą chwilą. Trochę zszokowani, ale szczęśliwi. Po tylu latach znajomości w końcu wyszły na jaw ten mały szczegół.
- Czyli jesteś moim partnerem? - odezwała się w pewnej chwili Tori, nadal wtulona we mnie.
- Tak, a ty jesteś moja. Na zawsze – powiedziałem, nawiązując do naszej wcześniejszej rozmowy. Tor roześmiała się cicho i przytuliła mocniej.
Byłem cholernie szczęśliwy, a jednak łeb pulsował delikatnym bólem, charakterystycznym do powrotu wspomnień. Czułem, że od tego wieczoru, będę szybciej sobie przypominał wszystko, co dotyczyło mojej przyja... Partnerki. A że była nieopodal przez większą część mojego życia... To jest całkiem inna historia.
Tak samo jak inną historią jest to, że Młoda już nigdy się ode mnie nie uwolni...
Uwagi: Brak.