Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 20 czerwca 2018

Od Lind "Festyn trwa, my pracujemy" cz. 1 (cd. chętny)

Opowiadanie festynowe: bonus x2 więcej pkt. umiejętności i doświadczenia, 2x więcej SG za op.

Kwiecień 2021
Kiedy Joel i Aurelliah zakończyli swój występ w pięknym stylu, a "głośniki" wydały z siebie ostatni, wysoki dźwięk, cała widownia (w tym i ja) zeskoczyła ze swoich miejsc i zaczęła klaskać. Zdyszani tancerze kłaniali się i nie zamierzali zejść ze sceny, dopóki nie pojawił się Kai. Ten basior miał podsumować ich występ i zapowiedzieć następny punkt programu na ten wieczór. 
- Co tak cicho, wilki? - odezwał się konferansjer do stojącego mikrofonu, dyskretnie sugerując tancerzom pozostanie na deskach amfiteatru jeszcze przez chwilę - Za taki występ naszym artystom należą się prawdziwe brawa. No dalej - machnął łapą na widownię. 
Wykonaliśmy jego polecenie, oklaski znów rozbrzmiały, ze zdwojoną siłą. Jo i Aurelliah z uśmiechem kłaniali się dalej, dopóki Kai nie zaakceptował naszej owacji i nie wypuścił ich ze sceny. Kiedy zajęliśmy znów miejsca, basior zaczął zapowiadać następny występ: 
- Już za chwilę stanie przed wami nie mniej wyczekiwany... - w tym momencie urwał, ponieważ zagłuszyło go wyjątkowo drażniące brzęczenie mikrofonu. Kiedy ten nieprzyjemny dźwięk wreszcie ustał, basior sprawdził, czy urządzenie nagłaśniające jeszcze się do czegoś przyda. 
- Raz, dwa. Raz, dwa, próba - powiedział, zbliżając pysk do mikrofonu, jednak prawdopodobnie już tylko ja go usłyszałam. Wtem zgasły również reflektory, oświetlające scenę. Widzowie siedzący razem ze mną zaczęli pomrukiwać niezadowoleni. Kai westchnął i podszedł do końca sceny, żeby oznajmić donośnym głosem: 
- Wystąpiły pewne problemy techniczne. Naprawa sprzętu może trochę potrwać. Koncert Brunatnych Lilii odbędzie się jutro.
Po tych słowach zszedł ze sceny, zapewne, żeby zaczepić jakiegoś technika. Okazało się jednak, że Joel już pędził w stronę amfiteatru w ludzkiej postaci, z drabiną w rękach. W międzyczasie wielu widzów zdążyło wstać. Kilku spośród siedzących w moim rzędzie, zbierało się do opuszczenia Wrzosowej Łąki, narzekając na głos. Przywołałam skrzydła z wiatru i przeleciałam nad tymi wilkami, żeby dostać się szybciej do Joela.
- Co się stało? - zapytałam, patrząc na "basiora" wspinającego się ku metalowemu rusztowaniu z reflektorami.
- Jeden z głównych przewodów się przepalił - odparł Jo, podwijając rękaw. - Unieruchomił cały obieg prądu. 
- Dasz radę to naprawić? - wylądowałam i podeszłam bliżej. 
- Raczej szkoda zachodu - namierzył wadliwy kabel. - Łatwiej będzie po prostu wymie... - mężczyzna zachwiał się i zaraz potem zaczął przechylać na bok razem z całą drabiną. 
Natychmiast użyłam swojej mocy, żeby złapać basiora w ludzkiej postaci. To, na czym stał, poleciało na trawę samo, bez niego.
- Uf... Dzięki, Lind - westchnął Joel, opadając powoli na ziemię. - Czemu nie wzięliśmy podwójnej drabiny? 
- Bo te mieli tylko niższe, Dan o tym coś wspominał - mruknęłam.
- A, już pamiętam - stanął na wlasnych dwóch, długich nogach. - Trzeba podłączyć nowy kabel. 
- Który można wziąć? - skierowałam się za scenę, gdzie zostawiliśmy tydzień temu zapasowe części do elektrycznego sprzętu i podobne śmieci z miasta. Brązowowłosy mężczyzna dołączył do mnie i kucnął nad plątaniną kabli.
- Ten się nada - opowiedział po kilku minutach szperania i przyglądania się końcówkom "przedłużaczy".
Pokiwałam głową i poszłam po leżącą w trawie drabinę. Pomagając sobie wiatrem, ustawiłam ją znów pod metalowym rusztowaniem. Pozostający w ludzkiej postaci basior przewiesił sobie przez ramię kabel i po raz kolejny wspiął się na górę. Tym razem asekurowany przeze mnie, mógł spokojnie zająć się przełączaniem sprzętu. Wkrótce było po wszystkim, a wadliwy kabel, będący powodem zmiany grafiku, zastąpił nowy. W połowie drogi na ziemię, Joel zmienił formę z powrotem na wilczą i zeskoczył na ziemię. Reflektory znów działały.
- No to jak, mamy chwilę wolnego? - zapytałam z uśmiechem.
- Liczyłbym to w minutach - odparł basior z przekorą. - Non stop ktoś potrzebuje technika o tej porze. 
Wtem usłyszałam miarowe uderzenia łap o ziemię. Ktoś biegł w naszą stronę.
- Możesz mieć rację... - odwróciłam się, żeby spojrzeć na część Zielonego Lasu, gdzie mieściła się restauracja. Pędził stamtąd Magnus. Zwolnił dopiero będąc kilka metrów od nas. 
- Coś się stało, prawda? - zapytałam.
- Tak - wysapał basior o grafitowym futrze. - W re... stau... racji... mięso... jelenie ukradli...
- Co? - zapytaliśmy z Jo niemal jednocześnie.
- Ktoś wykradł zapas jeleniego mięsa z restauracji - wydusił Magnus. - Cały.
- Jak to w ogóle możliwe? - zdziwiłam się.
- Pewnie to było coś dużego, choćby zabłąkany wyvern - westchnął Joel. - Musiał zwęszyć łatwy łup. 
- A miało to wystarczyć do końca tygodnia - pokręciłam głową.
- Miało. Teraz tajemnicze coś rozkazało nam zapolować jeszcze raz - podsumował basior o jasnym futrze. 
Słysząc te słowa, Magnus westchnął dosyć głośno. Na chwilę zawiesiłam na nim wzrok.
- Wygląda na to, że musimy poradzić sobie we trójkę - pomyślałam na głos. Od rana nikt z nas nie widział Danny'ego. - Do rzeczy; proponuję tradycyjny atak na zwierzynę, gdzie ja będę goniącym, ty Magnus atakującym, a Joel zostanie zabijającym. Ktoś ma inne propozycje? - popatrzyłam po kolegach z pracy.
- W tym składzie lepiej zastosować plan podwójnego natarcia - odezwał się właściciel grafitowego futra. - Jeden goniący i dwóch zabijających. Atakują z ukrycia jedną ofiarę. Z dwóch stron - opisał pokrótce manewr. 
Zupełnie zapomniałam, że Magnus jako jedyny z naszej trójki jest z grupy polowań i z definicji zna się na rzeczy lepiej niż my.  
- Hm, brzmi to... znacznie lepiej - przyznałam. Tak czy inaczej, na pewno ciekawiej.
Spojrzałam na Joela, czekając na jego reakcję. 
- Więc teraz musimy tylko wytropić jakieś stadko i przygotować zasadzkę - oznajmił muzyk. - Chodźcie - ruszył w kierunku Zielonego Lasu. 
*** 
- Spróbuję zagonić chociaż kilka łani od tej strony - wskazałam kierunek. - Jeśli nie będą chciały współpracować, dam wam sygnał. 
- Wszystko jasne - przytaknął Jo. - Skok na pierwsze zwierzę, atakujemy nogi i gardło. 
- Jak się uda, ja też wam pomogę - zapewniłam. - Nie powinno być więcej problemów, niż ostatnio.
Po tych słowach, podążyłam za znalezionym wcześniej tropem stada. Kiedy wyraźnie poczułam zwierzynę, przyspieszyłam do biegu. Wkrótce zatoczyłam koło wokół parzystokopytnych pasących się miedzy drzewami. Ustawiłam się od przeciwnej strony i wskoczyłam pomiędzy niczego nie spodziewające się łanie. Zwierzyna rzuciła się do ucieczki, a ja podążyłam za nimi, żeby nadzorować ich dotarcie do celu. W pewnym momencie udało mi się znaleźć bardzo blisko parzystokopytnych smakołyków. Zdałam sobie wówczas sprawę, że gdybym chciała, dałabym radę sama złapać którąś z nich. 
Samice nie miały pojęcia, że biegną akurat tam, gdzie chciałam żeby biegły. Szybko dotarły do miejsca zasadzki. Pierwsza z nich trafiła prosto pod kły Magnusa i Joela. Jak na wilki, które wolą formę ludzką, poradzili sobie świetnie. 
Tymczasem ja skoczyłam na kolejne zwierzę i bez problemu powaliłam je na ziemię. Reszta stada zniknęła pomiędzy gęsta roślinnością Lasu. 
- Dobra robota - pochwaliłam kolegów. 
- Dwie w cenie jednej, nieźle - powiedział Joel. 
Nadszedł czas, żeby wziąć się za transport tych przysmaków do restauracji. Pierwsze zwierzę ciągnęłam sama, pomagając sobie wiatrem, a moi koledzy z pracy postanowili wykorzystać swoje ludzkie formy i ich chwytne "dłonie" przy przenoszeniu drugiego. 
W kuchni nieopodal restauracji zastaliśmy tylko Karou. Zapewne Sohara w międzyczasie serwowała napoje przy barze. Wadera o czarnym futrze przejęła od nas mięso z wyraźną ulgą. Wydawała się być zdenerwowana nagłym brakami.
Po zostawieniu pierwszej zwierzyny w kuchni, zawróciliśmy, żeby wrócić do części Lasu niezagospodarowanej w ramach festynu i upolować coś jeszcze. 
- Lind, wzięłaś już udział w jakiejś konkurencji festynowej? - zapytał mnie po drodze Jo.
- Jeszcze nie. Jakoś nie zastanawiałam się nad tym - odparłam. - Co to w ogóle daje?
- Za wykonanie konkretnego zadania otrzymujesz kilka kart - wyciągnął na chwilę jedną z kieszeni. - Kompletne kolekcje można wymienić na nagrody.
- Karty mówisz? - przejrzałam się tej należącej do niego. Była srebrna. - Wygrałam kilka w losowaniu...

<chętny?>


Uwagi: Literówki. Joel nie umie zbyt dobrze polować, Magnus zapewne podobnie, choćby przez jego niezdarność w formie wilczej.

Od Crane'a "Historia bezimiennego szczenięcia"


Kwiecień 2021

- Siedź tu i nie ruszaj się. Powiem ci, kiedy będziesz mógł wyjść. Dobrze? - wilk wlepił wzrok w swoje najmłodsze szczenię.
- Dobrze - przytaknął młody. Chciał być dobrym synem, więc posłuchał.  Jednocześnie ufał, że tata wie co robi i wróci po niego. Postanowił czekać w ciemnej jamie. Przysłuchiwał się szelestom kroków oddalających się bliskich. Czekał. 
Najpierw minuty, później godziny, w końcu dni. Dwa dni. Nie wiedział, co się dzieje, jak i dlaczego ryki i wycia, które pojawiły się nagle, stopniowo cichną. Zabroniono mu ruszać się z miejsca, więc nie wychylał się z nory.
Młody wilk nie miał pojęcia, że ten cały chaos, to niebezpieczeństwo, zaczęło się od tego jednego, "zmęczonego podróżą" wilka.
Spotkał go tydzień wcześniej.
Tajemniczny basior podszedł do szczenięcia, siedzącego na uboczu, zajmującego się płoszeniem ryb w strumieniu. Mały wilk uderzał miarowo w taflę wody białą łapą. Przerwał dopiero zauważywszy cień nieznajomego. Szczeniak spojrzał w górę, ledwo mógł objąć wzrokiem wysoką sylwetkę. 
- Sam tu jesteś, młody? - zapytał nieznajomy basior.
- Tutaj tak - odparło spokojnie szczenię.
- A gdzie są twoi rodzice?
- Są wyżej w górach. Nad wodospadami.
- Są tam inne wilki? 
- Tak, dużo innych wilków - wyjaśnił puszysty maluch.
- Jak tam dotrzeć? Powiesz mi? Szukam schronienia na chociaż jedną noc. 
- Szlakiem idzie się cały dzień - szczeniak wstał. - Ale jest jeszcze przejście ukrytym tunelem - spojrzał między skały u podnóża góry. 
- Pokaż mi, którędy mam iść.
Po dwóch dniach bez wody, jedzenia, młody wilk bardzo chciał wyjść na powierzchnię. Był pełen wątpliwości, zwłaszcza, że od dawna nie czuł już nawet zapachu swoich bliskich. Czyżby mieli już nie wrócić? 
Szczeniaka zewsząd otaczała cisza i pustka. Wyglądało na to, że został całkiem sam. Postanowił złamać nakaz rodzica i wydostał się z jamy. Nogi pokierowały go najpierw nad strumień, gdzie mógł ugasić palące przełyk pragnienie. 
Kiedy wyciągnął pysk z wody, zaczął wypatrywać jakiegoś znaku życia. Pomiędzy krzewami, pod drzewami, na skałach, a także na łące, było pusto. Ani wilka znajomego, ani obcego. Ani członka rodziny, ani innego podwładnego Alfy. Żadnych psowatych, żadnych parzystokopytnych. Żadnych smoków, żadnych ludzi. 
Wtedy nosa młodego wilka dobiegł zapach padliny, a jego żołądek przypomniał boleśnie o zaległościach w zapasach. Szczeniak znów odłożył wszystko na dalszy plan i podążył wyłapanym w powietrzu śladem. Ledwo starczyło mu sił na dotarcie do zajęcy, których nie dokończyły lisy. Po marnym posiłku, młody wilk przez chwilę nie ruszył się z miejsca. Zaczął się zastanawiać, co powinien teraz zrobić. Został sam. Oznaczało to, że dawne zagrożenie zniknęło. Jednak teraz zrobiło się miejsce na nowe. Przecież ten szczeniak wciąż nie wiedział, jak sie bronić, jak polować, jak walczyć. Podjął decyzję, że wróci na razie do jamy. Co przyniosą kolejne dni, jeszcze się zobaczy. 
- Sam tu jesteś? 
- Teraz już tak.
Szczenię zwinęło się w kłębek na dnie nory. Zbyt zimna noc przyszła zbyt szybko. 
Mały wilk nie bał się, czuł się tylko zagubiony i samotny.
Był zbyt młody, żeby wszystko zrozumieć.
*** 
Wyszedłem z jaskini. Osobnik z drugiej watahy, do którego należała, jeszcze nie wrócił. Nic tu po mnie, pomyślałem.  
Skierowałem wzrok ku północy. Nad Zielonym Lasem poruszały się snopy światła reflektorów. Festyn trwał w najlepsze. Przypomniałem sobie, że dziś wieczorem jest występ grupy tancerzy z Watahy Magicznych Wilków. Może warto by było się tam udać? Choćby żeby bić brawo z innymi i przyjrzeć się jeszcze raz nowym członkom stada.

Uwagi: Łatwo można się pogubić, co się w ogóle dzieje.