Maj 2021
- Coś chcesz zamówić? - usłyszałam głos Yuki.
Otworzyłam oczy i natychmiast poderwałam głowę z łap położonych na stoliku. Zamrugałam, obserwując jak zamglone kształty układają się w sylwetkę stojącej nade mną wadery. Kelnerka spoglądała na mnie, oczekując odpowiedzi. Potarłam pysk łapą i wyprostowałam się.
- Kubek mocnej kawy. I jakieś mięso, na które nie trzeba długo czekać - powiedziałam, powstrzymując ziewanie. - Płacę Kamieniem Bonusowym - dodałam.
- Okej - odparła krótko ciemnoszara wilczyca i poszła do kuchni.
Tymczasem ja przeciągnęłam się i westchnęłam. Ostatnie dni ganiania za sprawunkami festynowymi wykończyły mnie. Cały czas gdzieś potrzebna była pomoc technika. A to szwankujący sprzęt przy scenie, innym razem załamane deski, później zniszczony bar, potłuczone szkło, zabłąkany wrath, całonocny pościg za złodziejem asortymentu ze sklepu, pożar kuchni... Dosłownie padałam na pysk po tym wszystkim. Teraz marzyłam już tylko o ciepłym posiłku, kawie i powrocie do jaskini.
Spojrzałam przed siebie. Po drugiej stronie zajmowanego przeze mnie stolika siedział Ting. W ciszy bawił się własnoręcznie złożonym "piekło niebo". Odkąd zaczęłam przygotowywać origami potrzebne mi do występu na scenie, papierowe zabawki okazały się być jego nowym obiektem szczególnego zainteresowania. Przynajmniej miał zajęcie na wieczory takie jak dzisiejszy: z zachmurzonym niebem, pozbawionym gwiazd. Uśmiechnęłam się pod nosem. "Chyba mam chwilę wolnego od jego głupiego gadania", pomyślałam.
Yuki wróciła, niosąc w pysku tackę z kubkiem parującego napoju i smażonym stekiem. Postawiła to przede mną i natychmiast odwróciła się, żeby odebrać zamówienie od innego wilka. Pociągnęłam łyk gorącej kawy, po czym zatopiłam zęby w pysznym kawałku mięsa. Wreszcie mogłam zaspokoić dokuczający mi od dobrych paru godzin głód.
Nagle usłyszałam siorbanie. Podniosłam wzrok, żeby dostrzec Tinga wypijającego niezdarnie moją kawę. Złapałam go wiatrem za pióra i odciągnęłam od kubka.
- Mówiłam, że jeśli coś chcesz, masz mówić - rzuciłam. - I tak mamy wszystko tu za darmo.
- Nie wiedziałem, że to takie dobre - Ting oblizał kły.
Wypuściłam głośno powietrze, podkreślając swoje niezadowolenie.
- Co to jest tak właściwie? - Odmieniec znów dorwał się do napoju.
- Kawa... - odparłam, rezygnując z dalszej walki. Po prostu zamówię kolejną. - Przygotowana, jak należy.
Odgrzebałam mimowolnie z pamięci wędrówkę przez góry i Tinga wyjadającego surowe ziarna kawy. Wreszcie poznał jej prawdziwy smak.
Wtem usłyszałam znajomy głos. Należał do Leah. Nieco ożywiona, szybko wypatrzyłam ją w pobliżu i zawołałam, żeby zwrócić jej uwagę.
- Cześć, Lind - Moja przyjaciółka podeszła do nas. - Witaj, Ting.
Strażnik Wichury dopił kawę i skinął głową.
- Witaj, Srebrzysta.
Wadera posłała mi niepewne spojrzenie. Chyba nie wiedziała, czy to użyte przez Odmieńca określenie jest czymś normalnym.
- Dawno cię nie widziałam, Leah - zaczęłam rozmowę, dając jej do zrozumienia, że ma nie zwracać uwagi na tamto.
- Prawda, trochę minęło od naszego ostatniego spotkania - przyznała wilczyca, kiwając ogonem. - Nie spodziewałam się was w restauracji.
- Zabrakło mi czasu na polowanie, a skoro mam Kamień Bonusowy postanowiłam coś przekąsić tutaj - wyjaśniłam, a mój towarzysz w międzyczasie złapał mrówkę biegającą po naszym stoliku.
- Dużo pracy mieliście ostatnio, co nie? - zapytała Leah. - Mogę się dosiąść?
- Pewnie - skinęłam na jeden z wolnych pieńków. - Za dużo, nawet jak dla mnie. Mam za sobą dzień, noc i prawie cały kolejny dzień roboty bez przerwy - streściłam, kręcąc głową i znów ugryzłam mięso.
- Noc też? Co się stało? - zainteresowała się puszysta wilczyca.
- Sprawa ze złodziejem przedmiotów dostępnych tylko podczas festynu - odparłam, nie powstrzymując ziewnięcia.
- A więc dlatego miałam wczoraj wolne... - mruknęła jakby do siebie Leah. No tak, jest tymczasowo sprzedawcą. - I dlatego masz takie wory pod oczami - Wadera pozwoliła sobie zaznaczyć to głośniej.
- Aż tak je widać? - westchnęłam, pocierając pysk.
- Mówiłem ci - wtrącił Ting, wpatrzony znów w swoją papierową zabawkę.
Dokończyłam ostatnie kawałki steku.
- Zamówić ci coś, Leah? - zapytałam przełykając.
- Nie, dziękuję - odparła. - Już jestem po kolacji.
- Nawet nie chciałabyś czegoś do... - urwałam, słysząc nagle swoje imię. Rozpoznałam głos, należał do Joela. Odwróciłam się i dostrzegłam po kilku sekundach tego właśnie basiora. Biegł w naszą stronę zdyszany. Zatrzymał się koło stolika i ledwo łapiąc oddech wymamrotał:
- Lind... Wreszcie cię znalazłem - Wyglądał, jakby miał zaraz wypluć płuca.
- Błagam, nie mów, że znów coś się pali - opuściłam nieznacznie uszy na myśl o dalszej pracy.
- Co? Nie, nie! - wydusił. - Chodzi o Punkt Szósty.
- Jaki "Puknt Szósty"? - zmieszałam się.
- Chyba mowa o konkurencji festynowej - oznajmiła Leah.
- Właśnie! - wykrzyknął Jo. - To ta o związanych łapach, do której się zapisałaś, Lind. Mamy drugiego uczestnika!
- O, świetna wiadomość - uśmiechnęłam się.
- Asgrim zgłosił się do mnie dzisiaj w tej sprawie - Joel uspokoił nieco oddech. - Tak więc... Jutro w południe przyjdź na polanę przy dwóch dębach.
- W porządku - skinęłam głową.
Po przekazaniu tych informacji, basior o jasnym futrze opadł na czwarte miejsce do siedzenia przy naszym stoliku.
- Macie może coś do picia? Gardło mi wyschło na wiór.
- Obecnie nie - spojrzałam ukradkiem na przewrócony kubek po kawie. - Ale mogę coś ci zamówić, Jo.
- Super - ucieszył się basior. - Proszę coś zimnego. Najlepiej sok.
- A ty, Leah? - zwróciłam się do przyjaciółki. - Też byś coś chciała?
- Skoro nalegasz... - mruknęła w odpowiedzi. - Zdecyduję się na mrożoną herbatę.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i wypatrzyłam nadchodzącą Yuki. "Sok, mrożona herbata i dwie kawy", powtórzyłam sobie w myślach, co zamówię.
***Następnego dnia***
Dotarłam na polanę przy dwóch dębach w samo południe. Okazało się, że zarówno Joel, jak i Asgrim, już tam byli. Drugi wilk wyglądał na szczególnie zniecierpliwionego. Jednakże to aninator zauważył mnie pierwszy i powiadomił drugiego uczestnika konkurencji o moim przybyciu.
- Cześć Jo, cześć As - przywitałam się.
- Cześć. Możemy wreszcie zaczynać? - zapytał animatora Asgrim, podrywając się z miejsca.
- Chyba tak - odparł Joel. - Jak tam, Lind, gotowa?
- Powiedzmy - zaśmiałam się lekko.
Właściciel futra w kolorze "budyniu" skinął głową i zmienił się w człowieka. Kazał nam stanąć obok siebie za sznurem leżącym na ziemi. Z tego miejsca mieliśmy wystartować. Wykonaliśmy jego polecenie. Znalazłam się po prawej stronie Asa. Nie przykuwałam szczególnej uwagi do tego, jak się ustawimy, chociaż miało to zaważyć które łapy będę mieć uwięzione.
- Zasady takie, jak zawsze. Żadnego używania magicznych mocy i tak dalej... - Joel nie ukrywał, że już znudziło mu się powtarzanie tych reguł wszystkim wilkom biorącym udział w konkurencjach. - Nie wolno wam także wychodzić za te grube sznury po bokach. To granice toru przeszkód - dodał.
- Jasne - powiedziałam. Też w sumie chciałam już przejść do rzeczy.
Mężczyzna kucnął koło nas na tych swoich tyczkowatych nogach i zaczął związywać nam łapy.
- Pokonacie cały tor przeszkód i karty są wasze.
Sprawnie przebierał zwinnymi, ludzkimi palcami i zanim zdążyłam mrugnąć okiem, skończył ostatni supeł. Spojrzałam na swoje lewe kończyny. Średniej grubości sznurek, którego użył animator, nie uciskał, ale był zaciśnięty na tyle mocno, by się nie przesuwał. Spróbowałam podnieść uwięzioną, przednią łapę. Prawa kończyna basiora o cynamonowym futrze poszła w jej ślady.
- Nie powinno się rozwiązać - oznajmił Jo. - Możecie zaczynać. Powodzenia - klasnął w ręce.
Niestety, żadnemu z nas nawet nie przemknęło przez głowę, żeby ustalić jak zaczniemy, ani jak się zorganizujemy.
As wystartował pierwszy, a na domiar złego, zaczął od kończyn, które były przywiązane do moich. Zupełnie nie byłam na to przygotowana (intuicja kazała mi zaczynać od wolnych łap), więc stało się to, co się stać musiało: natychmiast straciłam równowagę. Prawie przytuliłam pyskiem leśną roślinność.
- Ej, Lind - odezwał się basior, zatrzymany w miejscu. - Idziesz? - odwrócił głowę w moją stronę.
- Chciałabym - odparłam. - Tylko... - stanęłam znów stabilnie na czterech nogach. - ...zapomniałeś, że masz chwilowo więcej łap na głowie - mruknęłam.
- Heh. Wybacz, Lind - Asgrim zaśmiał się, żeby odwrócić uwagę od tego błędu. - Może zaczniemy od prawej strony, co? - zaproponował od razu rozwiązanie problemu.
- Okej - skinęłam głową z myślą, że teraz już sobie poradzimy.
Zapomniałam jednak, iż nie mamy związanych łap po tych samych stronach. Sytuacja się powtórzyła.
- Zamiast o "prawej stronie" trzeba było mówić o "związanej stronie" - stwierdziłam.
Tym razem As w porę zareagował i podtrzymał mnie, żebym znów nie straciła równowagi.
- Dobra... To po prostu naśladuj moje ruchy - powiedział basior. - Lustrzane odbicie, wiesz.
- Czemu akurat j a mam naśladować c i e b i e? - zgarnęłam grzywkę sprzed oczu.
- Tak nam pójdzie najlepiej - odparł pewny swoich słów.
- Nie wydaje mi się, stawiasz strasznie długie kroki - popatrzyłam na jego łapy.
- Poważnie? - zrobił to samo.
Podniosłam wzrok i spojrzałam przed siebie. Nawet nie zbliżyliśmy się do pierwszej przeszkody, którą był gruby pień, po którym mieliśmy przejść dalej. Wciągnęłam głośno powietrze.
- Wystarczyłoby próbować iść w miarę równo i nie szarpać drugiej osoby - oznajmiłam. - Jesteś w stanie to zrobić?
- Naturalnie. A co myślałaś?
- No to... Najpierw związane - zarządziłam.
Powoli wykonaliśmy pierwszy, normalny krok.
- I teraz wolne - jakoś udało się z następnym.
Krok za krokiem zbliżyliśmy się do pnia. Zdołaliśmy wdrapać się na niego i zaczęliśmy powoli przesuwać ku drugiemu końcowi. Ja miałam nieco problemu z poruszaniem się na śliskim, wilgotnym mchu, ale dzięki Asowi nie spadliśmy ani razu.
Za pniem znajdowały się trzy "płotki", które trzeba było przeskoczyć. Nie ulegało wątpliwości, że z tym może być znacznie trudniej.
- Skacz, kiedy powiem "już" - nakazał basior.
Nie miałam żadnej lepszej koncepcji, więc tylko skinęłam głową. Rozpędziliśmy się na tyle, na ile mogliśmy. Zgodnie z ustaleniem, wilk krzyknął w odpowiednim momencie:
- Już!
Odbiliśmy się od ziemi jednocześnie. Poszybowaliśmy nad pierwszą przeszkodą i nie zwalniając dotarliśmy do kolejnej. Udało nam się ją przeskoczyć tak samo, jak poprzednią. Jednakże przy okazji ostatniego płotka, z jakiegoś powodu nie skoczyliśmy już tak wysoko. Zahaczyliśmy nieznacznie tylnymi łapami o poprzeczkę i przewróciliśmy go. Popatrzyłam na Joela. Animator będący nadal w postaci ludzkiej, gestem poinformował nas, że mamy się nie wracać.
Liczyłam, że teraz będzie już tylko lepiej, jeśli chodzi o pokonywanie trasy ze związanymi łapami, jednak następny element toru przeszkód miał nas na nowo spowolnić. Stanęliśmy przed gałęziami zawieszonymi nad suchą ziemią. Nietrudno było się domyślić, że mamy się pod nimi przeczołgać.
Samo zbliżenie tułowia do podłoża nie było dla nas specjalnym problemem. Znacznie trudniej było nauczyć się na nowo w miarę sprawnie poruszać. Szczególnie dał nam się we znaki fakt, że As ma dłuższe łapy niż ja. Powolne przesuwanie się pod gałęziami w niewygodnej pozycji trwało stanowczo za długo. Nigdy dotąd nie czołgałam się tyle czasu, więc siłą rzeczy spięte mięśnie zaczęły mnie boleć.
Wreszcie wydostaliśmy się spod konarów i wyprostowaliśmy. Wyciągnęłam szyję, żeby zobaczyć ile jeszcze nam zostało. Zmrużyłam oczy. Chyba byliśmy już w połowie drogi.
<Asgrim?>
Uwagi: Literówki.
Wygrane karty: brązowe: Ryby, Medalion Rosnącej Potęgi, Eliksir Młodości, Róża Hery; srebrne: 2x Świat Mroku; złote: Xander