Moja wizja zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Pozostawiła w moim
sercu dziwną samotność a w głowie mętlik. Jednak nie miałam zamiaru się
zatrzymać. Nie tu, nie teraz. Nie w chwili kiedy zaszłam tak daleko. Nie
poddam się ani teraz, ani nigdy. Straciło dla mnie sens czy jak pokonał
Valkę, to sama zniknę. Nie obchodziło mnie, co pomyślą o mnie inne
wilki. Być może znienawidzą mnie na zawsze, albo... wręcz przeciwnie. W
tamtej chwili nie myślałam o tym nawet przez sekundę. Biegłam ile sił w
łapach, przedzierając się przez gęsty las. Idealną nocną ciszę
przerywały tylko trzaski gałęzi pod moimi łapami i sporadyczne
pohukiwanie sów. Moje ciało z sekundy na sekundę biegło szybciej i
szybciej. Byłam niczym lokomotywa, która nabierała coraz większej
prędkości. Myślałam teraz tylko o jednej jedynej rzeczy... na zapachu
Valki. Czas płynął, a ja przedzierałam się przez coraz to nowsze tereny.
Co dziwniejsze biegłam już tak kilka godzin, a nie czułam żadnego
zmęczenia. Przez połączenie mojej mocy z mocą Emilii moje ciało straciło
wszelkie ograniczenia. Mogłam biec jeszcze szybciej, mogłam wymagać od
siebie znacznie więcej, a jednak coś mnie ograniczało. Nie byłam pewna
co to ale coś definitywnie było nie tak. Zapach Valki od jakiegoś czasu
czułam tak samo. Tak jakbym biegła w miejscu. Zatrzymałam się koło
wielkiego i starego dębu. Przyjrzałam się bliżej. Drzewo wyglądało,
jakby ktoś je żywcem wyjął z horroru. Gałęzie były powykrzywiane w
nienaturalne kształty, dziupla, z której nieustannie patrzyły na mnie
czerwone oczy oraz ta mgła otaczająca absolutnie wszystko, co znajdowało
się za mną i za drzewem. Straszniejsza jednak była ta głucha cisza
wypełniająca każdy centymetr tej przeklętej ziemi. Spojrzałam w górę.
Całe niebo przykrywały teraz ciemne burzowe chmury. Czas w tym miejscu
stał jakby w miejscu. Żadnego podmuchu wiatru ani dźwięku. Tylko ja i to
martwe drzewo oraz... to "coś" co siedziało ukryte w dziupli. Szybko
wróciłam wzrokiem do tej dziury w drzewie. Jednak... tego już tam nie
było. Zaczęłam się nerwowo obracać. Podążałam wzrokiem to w górę to w
dół i w lewo i w prawo jednak istota rozmyła się w powietrzu. Zaczęłam
węszyć, ale... właśnie "ale"! Nie czułam absolutnie nic. Nie wiem, gdzie
byłam, ale jednego byłam pewna: to już nie był mój świat. Miałam tego
dosyć, wzięłam głęboki wdech i ze wszystkich sił wezwałam mojego
ukochanego i jedynego demona: Emilię. Jednak pierwszy raz nie przyszła.
Wołałam jeszcze parę razy, nie dało to jednak efektów. Gdy miałam
krzyknąć jeszcze raz, przed moimi oczami pojawił się biały jak śnieg z
czerwonymi oczami kot.
- Zamknij się wreszcie! Przez wieki panowała tu moja ukochana cisza, a teraz przychodzisz tu ty i wszystko psujesz!
- Najmocniej przepraszam... mam jednak jedno pyta... - Nie zdążyłam dokończyć, a kot zniknął.
- Pewnie chcesz wiedzieć, gdzie jesteś...
Obróciłam się w stronę głosu i zobaczyłam, że ten mały wredny kot leży mi jak gdyby nigdy nic na plecach!
Miałam już coś powiedzieć, ale znowu zniknął.
- Co tutaj robisz? Jaki jest tego sens? Jak się stąd uwolnić? - Ciągnął dalej, a głos dobiegał z różnych stron.
- Odpowiedź może być zarazem łatwa, jak i trudna do zrozumienia, wszystko
zależy od tego, jak rozumiesz otaczający Cię świat. Może przecież się
okazać, że to, co miałaś za prawdziwe, było kłamstwem... a to, co
uważałaś za nierealne i niemające prawa istnieć przebywa teraz koło
ciebie. Być może to, co widzisz teraz to tylko sen... a może nie. Można
tak rozmawiać godzinami tylko pytanie po co? Jaki jest tego sens? I czym
jest czas? Większość z was błędnie odpowiada na ostatnie pytanie. Czas
nigdy nie jest i nie będzie nieskończony i kompletny. Czasem powstają
bardzo ciekawe wyrwy w czasie - Mówiąc ostatnie zdanie, zaczął się
śmiać.
Powoli zaczynałam rozumieć. Miejsce, w którym byłam: nie było niczym innym jak błędem w czasoprzestrzeni.
- Pewnie myślisz, że znalazłaś się tu przypadkiem? Nic bardziej mylnego.
Nic nie dzieje się przez przypadek. Począwszy od narodzenia aż po
śmierć. Każdy dzień i każda sekunda jest zaplanowana. Także to miejsce
zostało przez kogoś stworzone, nie powstało przez tak zwany "przypadek".
- W takim razie kto je stworzył? - Zapytałam, gubiąc się już we wszystkim.
- Dobre pytanie... sam dokładnie nie pamiętam. Jednak powstałoby nikt nie mógł dostać się na "jego" tereny.
- Ale co ty tutaj robisz?
Chwile po moim pytaniu, kot pojawił się tuż przy mnie.
- Ja? W sumie nic. Jestem kotem Schrödingera. Mogę być zarazem wszędzie,
jak i nigdzie. A skoro "mogę" to, czemu z tego nie korzystać? Wybrałem
miejsce, gdzie nikt mnie nie znajdzie i z dala od denerwujących istot.
Jednak wiesz co? Rozmowa z tobą jest całkiem interesująca. Większość
istot niemal natychmiast traciło tu rozum. Pomimo tego, że tłumaczyłem,
gdzie są, ich umysły nie potrafiły tego zaakceptować. Nie rozumieli, a
może po prostu nie chcieli zrozumieć. Mam wrażenie, że jako jedyna
jesteś otwarta i potrafisz zrozumieć rzeczy normalnie niepojęte dla
innych. Dlatego uważam, że jesteś wyjątkowa. Właśnie dlatego Cię nie
zabije, a pozwolę żyć u mojego boku jako istota widmo... na wieczność!
(Valka?)
Uwagi: "Emilii", a nie "Emili". Zapominasz o "ę" na końcu niektórych wyrazów (np. Valkę, Emilię). Cały czas źle zapisujesz wypowiedzi. Oglądałaś się Alicję w Krainie Czarów?