Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 25 marca 2017

Od Sohary "Powrót Purpurowego Huraganu" cz. 4

Jesień 2018 r.
- Był tam! Przysięgam! - wykrzyknęłam zrozpaczonym głosem, choć z minuty na minutę traciłam wiarę w to, czego tak właściwie byłam świadkiem.
- Najpierw się uspokój, a następnie dokładnie nam wytłumacz, co i kogo tam widziałaś oraz czego chciał.
Wgapiałam się w niego tępym spojrzeniem. W mojej głowie cały czas słyszałam głos nieznajomego: "Potrzebujesz choć krzty zrozumienia i prawdy. Ja ci mogę je zaoferować.". Co miał wtedy na myśli? Czego ode mnie oczekuje? Im dłużej zastanawiałam się, jak ubrać w słowa to zdarzenie, tym większe poczucie miałam, że to jedna z rzeczy, które wolałabym zachować dla siebie. Jeśli okaże się, że jestem obłąkana i go sobie zmyśliłam, niech przynajmniej sama będę musiała sobie z tym radzić. Takie schorzenie mogłoby mi przeszkodzić w pełnieniu obowiązków na służbie... choć i tak już mnie wyrzucili.
- Wiesz co... chyba jednak faktycznie miałam zwidy - uśmiechnęłam się gorzko.
- Nawet jeśli to zwidy, może zdradzisz, co widziałaś? Poczujesz się wtedy lepiej - poradził Lary.
- Nie, dzięki. Nawet już dokładnie nie pamiętam. Może straciłam przytomność i mi się to przyśniło - skłamałam. Oni jednak wciąż na mnie patrzyli zmartwionymi spojrzeniami. Westchnęłam.
- Nic się nie dzieje, naprawdę - powiedziałam, jednak te słowa przeszły mi przez gardło z większym trudem, niż sądziłam. - Chyba pójdę do siebie.
Już chciałam wstawać, jednak Jayson zatrzymał mnie poprzez położenie swojej silnej ręki na moim ramieniu. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Nie ma mowy. Zostajesz tu na noc. Jeżeli naprawdę ktoś cię śledził lub atakował, a ty starasz się to przed nami ukryć, lepiej, jakbyś się tutaj zatrzymała. Rano osobiście cię zaprowadzę do domu, czy tam watahy.
Zadrżałam, wbijając paznokcie w swoje ramię. Jayson pozostawał do tej pory w słodkiej niewiedzy o moim miejscu zamieszkiwania. Zdawał sobie jedynie sprawę z tego, że większość czasu spędzam w postaci wilczej.
- A co jeśli Kołodziejczuk tutaj wpadnie i mnie zobaczy? - zapytałam, mając na myśli zastępcę szefa. Lubił nas kontrolować. Zaglądał do naszej bazy w najmniej oczekiwanych momentach.
- Zabiorę cię do mojej kajuty - oznajmił. Używaliśmy tego określenia do nazywania pokoi przydzielonych osobom należącym do WhyPaw-u. Spojrzałam na Lary'ego. Skinął głową na znak, że podziela zdanie Jaysona.
- Niech będzie - stwierdziłam zrezygnowana. Jayson wyciągnął rękę, bym mogła za jego pomocą wstać. Kiedy stanęłam na równe nogi, uśmiechnął się do mnie. Nie odpowiedziałam tym samym. Miałam mętlik w głowie. Czy to był zbieg okoliczności, że po takim czasie znowu objawił mi się ów nieznajomy? O co do cholery mu chodziło? Jaka prawda? Kim on w ogóle był i skąd mnie znał? Przyjaciel rodziców? Nie, na to mi nie wyglądało.
Nawet nie wiem kiedy Jayson doprowadził mnie do swojego tymczasowego mieszkania. Było nieznaczne: zawierało jedno wąskie łóżko o rozrzuconej w nieładzie kołdrze, metalowy stojak pełniący funkcję szafki nocnej i ciemną komodę zapewne wypełnioną odzieżą. Na niej leżało kilka zeszytów, jakieś zdjęcia, którym się nie przyglądałam przez chęć zachowania prywatności Jay'a, oraz typowy dla niego bałagan. Na podłodze leżało kilka plecaków, ubrań, czy komiksów.
- Jeśli chcesz, możesz się już położyć, ja muszę wracać na służbę. Musimy ogarnąć te papiery.
Skinęłam niemrawo głową, siadając na łóżku. Plecak położyłam w nogach. Nie było mi jakoś szczególnie wygodnie, jednak zawsze lepsze od kamiennej podłogi mojej jaskini. Przeszło mi przez myśl, by zmienić się w wilka i ułożyć na ziemi, jednak coś mi mówiło, że Jayson poleci mi i tak zająć jego łóżko. Zatrzymał się w drzwiach.
- Aha, jakbyś znalazła jakieś gazetki z ładnymi paniami bez ubrań, proszę, lepiej ich nie dotykaj - przestrzegł z uśmiechem na twarzy, po czym zniknął za drzwiami. Zamknął je na klucz. Odruchowo przeleciałam wzrokiem po leżących dookoła łóżka magazynach, jednak nigdzie nie znalazłam tych, o których wspomniał. Westchnęłam, zdjęłam okulary, po czym ułożyłam się na łóżku, zakrywając ręką oczy. Nabrałam ochoty na kolejnego papierosa, jednak nie chciałam zadymić partnerowi mieszkania... Właśnie, dotychczas byliśmy dla siebie partnerami po fachu. Czy teraz mogę go nazywać partnerem o znaczeniu miłosnym? Potrząsnęłam głową, pocierając oczy. Pocałunek nic nie znaczy. Skoro nawet już razem nie pracujemy, to chyba pozostaje nam mówić o sobie wyłącznie jako o przyjaciołach. Chyba jeszcze nigdy nie próbowałam zdefiniować tego, co tak naprawdę nas łączy.
Zdjęłam rękę z twarzy i ułożyłam ją wzdłuż ciała. Zaczęłam się wpatrywać w sufit. Był nieco niewyraźny przez brak okularów, ale jakoś nieszczególnie mi to przeszkadzało. Na nowo zaczęłam sobie zaprzątać głowę mężczyzną w masce. Analizowałam każde, nawet najmniejsze wspomnienie z nim związane, lecz wciąż nie dowiedziałam się niczego nowego.
"Moja droga, wiedz, że od więzów krwi nie uciekniesz... Prędzej czy później wszystko skończy się tragicznie. Tutaj nie ma już czegoś takiego jak "dom". To jest twoje miejsce. Potrzebujesz choć krzty zrozumienia i prawdy. Ja ci mogę je zaoferować.".
***
Musiałam przysnąć, bo ocknęłam się dopiero słysząc szczęk przekręcanego klucza w zamku. Oparłam się na łokciu i pospiesznie założyłam okulary. Do kajuty wszedł uśmiechnięty Jayson.
- I jak się spało? - zapytał, wodząc wzrokiem to po mojej twarzy.
- Która jest godzina? - zmieniłam temat. Wskazał na zegarek elektryczny stojący na komodzie. Było już grubo po północy. Zamknął na klucz drzwi.
- Możesz spokojnie spać dalej - oznajmił, zbierając komiksy porozrzucane obok łóżka. Kolejne były ubrania. Wszystko to odłożył gdzieś na bok. Ku mojemu zaskoczeniu, zmienił się w wilka i położył w miejscu, które przed chwilą doprowadził do jako takiego porządku. Jego futro było ciemniejsze od mojego, poprzetykane pojedynczymi siwymi włosami. Wyglądało na to, że na nim wiek również pozostawiał swoje piętno. Uszy były czarne, tak samo jak i jego łapy. Oczy błyskały złotem. Nie mogąc się powstrzymać, pogładziłam swoją ludzką ręką jego wilczy łeb. Spojrzał na mnie pytająco, jednakże nie doczekawszy się odpowiedzi, oddał się tej przyjemności. Czynność ta była na tyle monotonna, że prędko odpłynęłam.
***
Obudziło mnie zapalenie światła w pomieszczeniu. Odruchowo przewróciłam się na drugi bok, mrucząc z niezadowoleniem.
- Pobudka!
Sapnęłam jeszcze kilka razy, a następnie powoli się podniosłam z łóżka. Zbadałam spojrzeniem, dlaczego nie obudziły mnie nieśmiałe promienie słońca wdzierające się do jamy. Rozwiązanie było wyjątkowo proste. W kajutach nie było okien.
- Zbierajmy się już. Za niedługo powinienem się stawić na stanowisku, a Lary nie może mnie zbyt długo kryć.
- Może po prostu wrócę sama...? - zasugerowałam zachrypniętym głosem. Założyłam okulary.
- Nie ma mowy. Po prostu się ruszaj i idziemy.
Posłusznie wzięłam plecak, poprawiłam ubranie i wyszłam z pomieszczenia za Jaysonem. Wyjście z budynku okazało się być wyjątkowo proste - choć mijaliśmy kilku agentów, to nikt nie wiedząc, że zostałam dnia poprzedniego wyrzucona, nie zwrócił na mnie większej uwagi. Twierdzili zapewne, że udaję się z Jay'em pobiegać. Gorzej, jeśli zarząd sprawdzi monitoring. Wolałam nie wiedzieć, jaką karę by dali mojemu... byłemu partnerowi. Zawieszenie?
Kiedy stalowe drzwi prowadzące wprost na zewnątrz z misternej sieci podziemnych korytarzy WhyPaw-u się przed nami otworzyły, a my stanęliśmy już wśród jesiennej scenerii natury, odważyłam się zapytać:
- Nie boisz się, że cię wyrzucą za przemycanie mnie?
Przez chwilę milczał. To, co powiedział za chwilę, przyprawiło mnie o przyspieszenie pulsu:
- Jesteś dla mnie ważniejsza niż praca. Pamiętaj, nigdy cię nie opuszczę. Prędzej czy później nasze drogi znowu się spotkają.
Unikając mojego spojrzenia, ruszył przez las. Zrobiłam to samo. Widziałam, że uważnie obserwował każde drzewo, jakby za nimi czaił się mój napastnik.
- Kocham cię, Haro - oznajmił po jakimś czasie.
Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć, po czym przypomniałam sobie te wszystkie momenty razem spędzone. Nie tylko misje, ale i również tak błahe i bezsensowne sytuacje, jak głaskanie jego wilczej wersji po ciepłym futrze. Do oczu pocisnęły mi się łzy, ale szybkim mruganiem powiekami udało mi się je powstrzymać. Nie chciałam się stać beksą.
- Ja ciebie też, Jay.
Sięgnął po moją dłoń. Teraz szliśmy do Watahy Magicznych Wilków, trzymając się za ręce. Czułam się trochę nieswojo, ale mimo wszystko obecność Jaysona była dla mnie dziwnie kojąca. Uspokajała mnie. Czułam się bezpieczna. W końcu.
Spojrzał na mnie.
- Soharo, czy zostaniesz oficjalnie moją dziewczyną?
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
- Oczywiście, Jaysonie.
Szliśmy dalej. Czułam, że często na mnie ukradkowo zerkał, jednakże udawałam, że tego nie dostrzegam. Miał w końcu do tego pełne prawo. Nie chciałam go tak zostawiać. Związki na odległość są do niczego. Chciałam z nim porobić coś więcej, prócz chodzenia.
- Jestem głodna - stwierdziłam, widząc poroże jelenia ukrytego w dali za krzakami. Jay patrząc w tym kierunku co ja, trochę zmarkotniał.
- Dawno nie polowałem...
- To ci przypomnę, co i jak.
Niechętnie przystał na tę propozycję. Zmieniliśmy się w wilki i snując się za krzakami, zbliżaliśmy się do zwierzęcia. Miało połamane rogi, przy tym było nieco podstarzałe. Kulało na jedno kopyto, a jedno oko było porządnie załzawione. Stado musiało zostawić tego słabeusza. Nic nie stało na przeszkodzie, by go unicestwić. Skoczyłam jako pierwsza. Był kompletnie na to nieprzygotowany. Przywarłam do jego grzbietu, starając się drapać i gryźć najmocniej, jak tylko potrafiłam. Jednocześnie uważałam na zranioną rękę, czy może już teraz łapę. Jayson kłapał szczękami przy jego nogach.
Po jakimś czasie spędzonym na walce, jeleń padł na ziemię. Zabraliśmy się za jedzenie. Mięso okazało się być niekoniecznie tak smaczne, jak byśmy tego oczekiwali, więc udaliśmy się na poszukiwania kolejnych potencjalnych ofiar. Łącznie upolowaliśmy trzy jelenie. Zostało mi wiele mięsa do zatrzymania na później w jaskini. Na dworze było dość chłodno, by się nie zepsuło przez kilka dni. Nim spostrzegliśmy, było już po południu.
- Niech to... wygląda na to, że dostanę ochrzan - stwierdził Jay, patrząc na wysokość słońca. Byliśmy raptem kilka, może kilkanaście kilometrów od Watahy Magicznych Wilków, więc oświadczyłam:
- Możesz już wracać. Było miło, ale nie chcę, by cię wyrzucili już na dobre.
- Niech ci będzie. Ale najpierw... - Przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. O mało nie utraciłam równowagi, więc oparłam się o konar drzewa. Kiedy już powoli zaczynało nam brakować powietrza, niechętnie wypuścił mnie z ramion.
- Pamiętaj, jeśli chcesz się ze mną spotkać, przychodź... w to miejsce - mówiąc to, rozejrzał się po okolicy. Obok leżał niebieskawy kamień. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego nietypowy kolor. - Obok tej skały. Możemy się widywać co dziesięć dni w południe. Co ty na to?
- Zgoda.
Uśmiechnął się smutno i odszedł. Pozostałam sama.

<C.D.N.>

Uwagi: Jak już wcześniej pisałam - prosiłabym o częstsze wysyłanie opowiadań od tej postaci!

środa, 15 marca 2017

Od Navri "Biały lisek" cz. 1 (cd. chętny szczeniak)

Kwiecień 2019 r.
Udało mi się uciec od tatusia. Sądziłam, że to będzie doskonały pomysł, a ja przeżyję wspaniałą przygodę i będę miała co wspominać. Każdy dzień o schemacie wstać, jeść, leżeć, znowu jeść, sprawiać wrażenie, że coś robię, a następnie pójść spać, był nużący. Rutyna mi nieszczególnie co prawda przeszkadzała, jednakże czegoś wciąż było mi brak. Zaśmiałam się w duchu sama do siebie. Mam zaledwie trzy miesiące, a już rozważam sens istnienia.
Już od dłuższego czasu leżałam na kamieniu i wpatrywałam się we własne odbicie we wodzie. Nie całkiem wiedziałam, jak nazywa się to miejsce. W każdym razie często przychodziłam tutaj z tatą, aby się napić. Przymknęłam ślepka, próbując się skupić na tym, co widziałam. Wciąż mój własny wygląd pozostawał dla mnie zagadką. Wiadome mi jest tylko, że jestem zaskakująco niewielka nawet jak na szczeniaka i mam jasne futerko. Na pozostałe szczegóły nie pozwala mi słaby wzrok. Wszystko widzę jak przez mgłę, barwy są wyblakłe, a w najmniejszym cieniu jestem w stanie kompletnie oślepnąć. Westchnęłam cicho, otulając się swoim puszystym, śnieżnobiałym ogonem. Chciałabym być już duża. Może wtedy widziałabym wszystko, jak należy...
- Co to? - usłyszałam przyciszony głos - Jakiś mały, biały lisek?
- Nie, to jest...
- Cześć, lisku! - wrzasnął jakiś szczeniak. Gwałtownie się odwróciłam, jednak była dla mnie tylko rudawą, zamazaną plamą. Jako, że musiała biec w moim kierunku, a ja się odsunęłam, poślizgnęła się i wpadła do wody. Zaczęła głośno piszczeć.
- Aoki, trzymaj się! Już lecę! - odkrzyknęła odrobinę większa, czarna wadera. Wzięła rozbieg i zgrabnie wskoczyła do stawku. Z pewnej odległości obserwowałam, jak łapie mniejszą od siebie koleżankę i ciągnie do brzegu. Kaszlała, więc musiała się zachłysnąć wodą. Cofnęłam się o kilka kroków. Nie lubiłam obecności innych.
Już prawie zdołałam zniknąć za krzakami, kiedy dobiegł do moich uszu śmiech jednej i drugiej wadery. Śmiały się z własnej głupoty?
- Navri! - drgnęłam, słysząc moje imię. Skąd mnie znała? - W końcu możesz się z nami bawić, prawda? - zapytała czarna wadera, wyłaniając się zza kamienia. Widziałam ją niewyraźnie, bo stałam akurat w cieniu. Nie wiedziałam kompletnie, co odpowiedzieć. Drugi ze szczeniaków niezdarnie się wychylił. Prawdopodobnie też się uśmiechała.
- Ten lisek ma na imię Navri?
- Nie, Aoki. To jest mały wilczek - poprawiła ją czarna wadera.
- Wilk? Przecież ma takie strasznie długie uszy. Może jest tak naprawdę króliczkiem?
- Navri, to ja, Moone - zwróciła się do mnie czarna wadera, ignorując teorie koleżanki - Widziałam cię jak byłaś jeszcze taka... maleńka - mówiąc to, pokazała łapą najbliżej leżący kamyk. Zmarszczyłam nos. Aż taka mała to ja na pewno nie byłam.
- Czekałyśmy, aż będziemy mogły się pobawić! - dorzuciła Aoki, machając radośnie ogonem. Zmierzyłam je tylko chłodnym spojrzeniem, unosząc wysoko pysk. - Będzie super, zobaczysz!
Odwróciłam wzrok. Nie miałam żadnych przyjaciół, a jednak odczuwałam chęć uwolnienia się z tego towarzystwa. Nie robiły niczego złego, ale były naprawdę natrętne...
- Navri, proszę! Będziemy się świetnie bawić! - prosiła dalej Aoki. Zachowywała się gorzej, niż ja, choć wyglądała na starszą. Westchnęłam.
- Dobszze - powiedziałam, przeciągając wyraz w miejscu, gdzie chyba powinna się znajdować inna litera. Młode wadery popatrzyły na mnie w zdumieniu. Uniosłam łuk brwiowy.
- Ale śmiesznie mówisz - stwierdziła ruda. Przymrużyłam oczy. Nienawidziłam, kiedy wypominali mi to rodzice. Kiedy powiedział o tym ktokolwiek inny, poczułam jeszcze większe poirytowanie, jednak zdołałam to w miarę dobrze zamaskować.
- To w co się bawimy? Berek? Chowanego? - zaproponowała Moone. Za chwilę jej oczy zrobiły się okrągłe, gdyż musiała doznać olśnienia:
- A może pobawimy się w odkrywców lub poszukiwaczy skarbów?
- Odkrywców?! - emocjonowała się Aoki - A na czym to będzie polegać?
- Będziemy chodzić po terenach watahy... i szukać jakichś ciekawych rzeczy! - mówiąc to, zerknęła w moim kierunku. Cały czas się uśmiechała, jednak ja pozostawałam całkowicie niewzruszona.
- Chodźmy, chodźmy!
- Navri, może być? - zapytała Moone. Skinęłam beznamiętnie głową i zaczęłam iść w losowym kierunku. Nie wspomniałam im ani słowem o tym, że uciekłam tacie. W końcu co może się stać?
- Możemy zbierać trawę? - zadała pytanie Aoki.
- Nie, mówiłam, żeby były to ciekawe rzeczy - zaśmiała się Moone - Coś błyszczącego, ładnego... coś, co wygląda nietypowo.
Rozmawiały razem dalej, jednak ja już ich nie słuchałam. Próbowałam nie wpadać na drzewa. Tata zawsze powtarzał, że to nie ja na nie wchodzę, tylko one na mnie. Wiedziałam, że żartował, jednak on chyba o tym nie wiedział. Znałam prawdę. Naprawdę miałam słaby wzrok, a te drzewa w rzeczywistości stały w miejscu.
W końcu potknęłam się o korzeń, którego zwyczajnie nie zauważyłam. Zaryłam pyszczkiem w ziemię. Poczułam w ustach piasek.
- Navri! - krzyknęła Aoki. Usłyszałam, że galopuje w moim kierunku. Powoli podniosłam się na równe łapy.
- Zdarłaś sobie kolana - stwierdziła zmartwiona Moone. Spuściłam pyszczek. Długo mrużyłam oczy, żeby cokolwiek zobaczyć. Dopiero kiedy gorąca, czerwona ciecz zaczęła się rozprzestrzeniać po moim białym futerku, zwróciłam uwagę na to, że coś się dzieje. Piekło. Nie bolało, ale piekło.
- Krew! - pisnęła Aoki.
- Nie jest wcale tego aż tak wiele - powiedziała niepewnie Moone - To tylko otarcie, ale Navri jest jeszcze malutka. Chyba musimy to oczyścić i wstrzymać się z zabawą, póki krew trochę nie zakrzepnie.
- Racja! - potwierdziła Aoki - Mówili o tym w szkole.
Szkoła. Trochę im zazdrościłam tego, że już mogły do niej uczęszczać. Ja byłam jeszcze na to za młoda. Chciałabym się już uczyć. Nawet, jeśli większość szczeniaków podobno notorycznie wagarowała. Wspominała o tym ciocia Sohara.
Niespodziewanie poczułam napływające do oczu łzy. To odruch bezwarunkowy? Chyba tak.
- Nie płacz - powiedziała zmartwiona Aoki.
- Chyba pójdę po kogoś dorosłego - wymamrotała Moone. Nie czekając na naszą reakcję, oddaliła się. Zapanowało milczenie. Aoki w końcu się do mnie przytuliła, powtarzając, żebym nie płakała. Przecież nie płakałam. To łzy same poleciały. Nie czułam za grosz bólu czy żalu o przewrócenie się.
- Navri? - usłyszałam znajomy głos. Gwałtownie odwróciłam pyszczek w tamtym kierunku. Po niewyraźnym zarysie sylwetki poznałam, z kim mam do czynienia. Podszedł tak cicho, że nawet go nie usłyszałam. Za nim szła Moone, jednak ona robiła dużo więcej hałasu.
- T-tato? - powiedziałam, czując się dopiero teraz bardzo głupio.
- Szukałem cię od rana! - stwierdził z żalem w głosie. Nie był zły. Tego akurat byłam pewna. - Dziecko, coś ty zrobiła sobie w łapki?
Zbliżył się do mnie, by przyjrzeć się zadrapaniom. Wyglądał na bardzo zatroskanego.
- Przewróciła się - powiedziała Aoki, gdy tata nie doczekał się ode mnie odpowiedzi. - O korzeń.
Pokiwał w zamyśleniu głową.
- Chodźmy nad wodę. Trzeba to umyć. Na szczęście na służbie zawsze mam przy sobie apteczkę z Miasta, jednak chyba nie mam w zestawie wody utlenionej - mówił, jednak chyba żadna z nas całkowicie nie miała świadomości, o czym dokładnie.
Gdy doszliśmy na miejsce, tata najpierw obmył ranę, a następnie założył opatrunki. Nad stawkiem świeciło słońce, więc teraz widziałam w miarę wyraźnie. Uważnie go obserwowałam, chłonąc każdy ruch. Chciałam się też nauczyć, jak pomagać innym. W ogóle chciałabym posiąść jak największą wiedzę. Spojrzałam na Moone i Aoki. Większą wiedzę, niż tą posiadaną przez nie. Chcę być lepsza.
- I jak? - zapytała Moone.
- Lepjjej - odparłam. Po raz kolejny język mi się zaplątał. Czarna wadera nie wytrzymała i prychnęła śmiechem. Tata na nią spojrzał karcącym spojrzeniem. Doskonale wiedział o moich problemach z mówieniem. Zerknął na mnie, by sprawdzić, jak na to zareagowałam, jednak mój pyszczek pozostawał niewzruszony. Obserwowałam szczeniaki spokojnymi oczyma. Tata westchnął i zwrócił się do mnie:
- Navri, proszę, jeśli chcesz iść się spotykać z koleżankami, najpierw mi o tym mów, dobrze? Nie chcę się znowu denerwować, że coś ci się stało.
W zamyśleniu skinęłam głową.
- Możemy już iść się dalej bawić? - zaproponowała nieśmiało Moone.
- Idźcie - odpowiedział z uśmiechem tata. Wstał z trawy. - Ja muszę wrócić do poszukiwania Suzanny. Znowu się gdzieś zapodziała. Bawcie się dobrze!
Powoli odszedł. Długo jeszcze patrzyłam w kierunku, w którym po raz ostatni go widziałam.

<Aoki? Moone?>

Uwagi: Brak.

poniedziałek, 13 marca 2017

Od Shiryu "Czyżby Zapomniany" Cz. 7 (CD Zirael)

Styczeń 2019
- Gdzie ja do jasnej jestem ? - rozległ się głos wadery w ciemności.
Płynęliśmy na chyboczącej tratwie wzdłuż jakiejś rzeki. Im się zbliżaliśmy szum wydawał się coraz bardziej głośny.
Problem był w tym, że byliśmy ciasno związani bardzo silnymi linami, jeżeli linami można to nazwać.
W oddali było widać zarys sylwetki znanego basiora spoglądającemu spokojnie w naszą stronę.
Tylko księżyc lekko oświetlał wodę na której sunęliśmy coraz szybciej.
- Jaki ja byłem głupi! Mogłem się domyślić, że ten niedorozwinięty basior przyjdzie po nas. Dlaczego nie posłuchałem się ciebie i nie zgłosiliśmy tego Alfie! - Byłem wściekły na siebie za moją lekkomyślność.
- Spróbuj w tej chwili się nad sobą nie użalać, tylko wymyśl albo zrób coś byśmy się z tej tratwy się uwolnili - Odpowiedziała wadera dość stanowczym głosem, dodając po chwili - Radzę ci się pośpieszyć, bo z czego co słyszę to jesteśmy blisko wodospadu.
- Mam pomysł, lecz chyba nie jest on... A dobra, i tak mamy zaraz zginąć, więc nic lepszego nie wymyślę w ciągu czterech minut - Miałem to już gdzieś. Byłem na tyle spanikowany i zdesperowany, że nawet mój logiczny tryb myślenia nic tu nie zdziała - Niedaleko nas jest bardzo duży wystający korzeń, złapiesz go jak będzie koło nas. Ja muszę się zmienić w lwa by liny przerwały. Potem ciebie trzeba odwiązać.
- Dobra, nie wiem ile ja to utrzymam, ale spróbuje jak najdłużej - Odgarnęła Lea
Po chwili pojawiła się gałąź. Krzyknąłem do Ariz, by chwyciła korzeń.
Zmieniłem się w lwa. Liny zerwały się gdy odwiązywałem waderę nie wytrzymała. Puściła korzeń.
Z kilka sekund później lecieliśmy w dół. Gdy spadaliśmy, całe życie przeleciało mi przed oczami. Czułem, że w coś uderzyłem. Zanurzając się głębiej i głębiej. Bez mojej woli zamieniłem swą normalną postać. Uświadomiłem sobie coś. Nie mogę tak opuścić tego świata utopić się przerzednąć. Za dużo rzeczy mnie tu trzyma. Dobra wataha, kochana Zirael, marudliwa Alfa, przygody z Miniru, i jeszcze ślady po ugryzieniu. Resztką sił i powietrza wypłynąłem na powierzchnie. Nagle przypomniała mi się Zirael. Nabrałem powietrze w płuca. Zanurzyłem się. Wziąłem szybko waderę na grzbiet. Płynąłem resztką sił do brzegu. Stając na stałym lądzie uświadomiłem sobie, że mam złamaną  tylną łapę. Odłożyłem delikatnie Ariz na piasku. I sam padłem na ziemie ze zmęczenia. Obudził mnie ptak. Pewnie chciał sprawdzić czy żyję.
Wstałem obolały na cztery łapy. Zimny, lecz orzeźwiający poranek postawił mnie na nogi. Wadera spała. Złowiłem cztery ryby. Byłem na tyle głody, że wpałaszowałem nie mało się dławiąc. Postanowiłem się rozejrzeć po okolicy. Nie przypominało to watahy. Lecz coś na stylu tej opuszczonej jaskini. Ujrzałem coś niebywałego. Ten sam kwiat którego widziałem w jaskini. Pudrowy róż z mocnym odcieniem granatu w środku. Przypomniała mi się Ariz. Ona tam spała, a trzeba wrócić. Lecz coś mnie zatrzymało. Coś naprawdę niezwykłego. Osłupiałem. Nie mogłem oderwać od tego oczu. Było to połączenie konia z orłem. Coś naprawdę niezwykłego. Jego piękna kruczoczarna sierść, a jednocześnie pióra odbijały się w blasku słońca. Koński ogon był jednak bardziej wyblakły, lecz z zielonym pasemkiem. Patrzyłem na niego niczym zahipnotyzowany. On również wykazywał zainteresowanie. Skrzywił lekko łepek w bok. Potruchtał do mnie. Przypatrzył się i odleciał, niedaleko  po prostu zatrzymał się w powietrzu. Rzuciłem mu jeszcze rybę i wyruszyłem w stronę Zirael.

<Zirael?>

Uwagi: Już w przypadku op. Zirael pisałam, co z tymi datami - wpisujesz datę, o której toczy się akcja opowiadania, a nie aktualny miesiąc i rok na stronie! Zapomniałaś o imieniu Zirael na końcu opowiadania, a ono również jest ważne. Chyba Ci zjadło wszystkie myślniki. Po kropkach stawia się Spację! Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie! Przy niektórych zdaniach pomylił Ci się szyk lub rzeczy typu stopniowanie (np. zamiast bardziej głośny powinniśmy mówić głośniejszy). Radzę poczytać co nieco o przecinkach. Kompletnie nie rozumiem następującego zdania: "Nie mogę tak opuścić tego świata utopić się przerzednąć.". Najpierw była mowa, że złowił cztery ryby, a później wszystkie zjadł, a następnie rzucił kolejną hipogryfowi (?). Skąd ta piąta ryba, skoro jej nie wyławiał?
I ekhem, pragnę przypomnieć, że Shiryu ma złamaną łapę, a później nagle sobie chodził bez problemu... Nigdzie nie było wzmiance o bólu. Poza tym w momencie złamania powinien o tym wiedzieć, a nie uświadomić sobie dopiero po wypłynięciu na brzeg.

czwartek, 9 marca 2017

Od Moone „Kiedy zaśpiewa słowik” cz. 2 (c.d. Dante)

Zima 2018
Któregoś dnia spóźniałam się na lekcje logiki. Biegłam nie patrząc czy ktoś idzie i nagle w połowie drogi usłyszałam przewracające się książki. Odwróciłam się i zauważyłam jak jakiś wilk próbuje podnieść stertę książek. Podeszłam do niego,
- Mogę pomóc? - spytałam się.
Gdy pomogłam mu pozbierać książki to zamienił on się w inne stworzenie. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, ale później zorientowałam się, że to ta sama osoba. Przedstawił się, nazywał się Dante. Dowiedziałam się, że książki nie były dla niego, lecz dla jego partnerki. Z moim nowym przyjacielem poszłam do jego domu odwiedzić jego partnerkę, która była w ciąży. Bardzo chciałam zobaczyć małego szczeniaczka, chociaż widziałam już noworodka, ale już tego za bardzo nie pamiętam, gdyż urodził się dzień później od moich narodzin. Chciałabym, żeby to była dziewczynka. Mogłabym być jej przyjaciółką. Będąc już tam w jaskini zauważyłam wilczycę, przy której leżało małe, białe stworzonko. Dante podbiegł do niej i zauważył, że jego partnerka urodziła szczeniaka-albinosa. Przez chwilę rozmyślał nad czymś, a ja podbiegłam zobaczyć wilczątko.
- Mogę się z nią pobawić? - wypytywałam podekscytowana.
Jednak uciszali mnie, żebym nie obudziła maleństwa. Położyłam się obok niego i przypatrywałam się. Jednak nie robił nic innego jak spał i oddychał. Dante położył się obok partnerki. Wszyscy usnęliśmy. W nocy obudziłam się. Porozglądałam się jeszcze po jaskini i wyszłam z niej. Poszłam do lasu. Nie chciałam aby oni się dowiedzieli, że co noc nawiedza mnie demon. Tej nocy jednak Sagope do mnie nie przyszedł. Kolejnego ranka wróciłam do nich. Wskakując do ich jaskini witałam się. Obudziłam tym wszystkich. Malucha też.
- Czemu przychodzisz tak wcześnie? - spytała się mama szczeniaka.
- Przecież nie jest już rano! Pora wstawać! - wykrzyknęłam – Chciałam się coś jeszcze spytać.
- Tak?
- A jak będzie się nazywać moja nowa koleżanka?
- Najprawdopodobniej Narvi.
W głowie powtarzałam sobie ciągle te imię, żeby nie zapomnieć. Niestety, mam troszkę słabą pamięć do imion. W ich jaskini zachowywałam się jak bym była w swojej. Trochę nieładnie.
- A czy przypadkiem nie miałaś iść do szkoły? - wtrącił Dante.
Tak, właśnie. Znowu zapomniałam o szkole. Dlatego pożegnałam się i pobiegłam w stronę jaskini, gdzie miały odbywać się lekcje wilczej historii. Na szczęście zdążyłam, chociaż było już tam kilka wilków. Usiadłam sobie na kamieniu. Po chwili przyszedł nauczyciel, Kai.
- Dzień dobry, witajcie na kolejnych lekcjach. Dziś opowiemy sobie o powstaniu magicznego wilka. - odparł Kai.
Pomyślałam sobie, że my nie będziemy musieli opowiadać, tylko on, ale okazało się, że nie. My też musimy. Trochę mnie to przeraziło, przecież jestem nieukiem i nigdy nie opowiadałam czegoś. Basior rozdał nam książki przyniesione z biblioteki i mieliśmy otworzyć na stronie, gdzie są obrazki z różnymi zwierzętami i wilkiem z inną łapą. Nauczyciel wskazał na mnie, żebym opowiedziała jak mogło wyglądać stworzenie magicznego wilka.
- Pewnego dnia... eee... - jąkałam się a wszyscy się na mnie patrzyli - … był sobie wilk, który urodził się ze skrzydłem zamiast łapy. Koniec.
Po chwili podszedł do mnie Kai. Spytał się, czemu tak krótko. Nic nie odpowiedziałam. Kontynuował lekcję.
- Jedną z legend jest o stworzeniu magicznego wilka jest to, że gdy bóg stwarzał różne zwierzęta to przy stwarzaniu trzeciego wilka popełnił mały błąd. Zamiast lewej przedniej łapy miał skrzydło nietoperza. Inne zwierzęta go omijały, gdyż bały się go. Jednak miał on partnerkę nie zwierzę, lecz nimfę. Wtedy urodziły się wilczki z magicznymi mocami. Jednak one ukrywały się przed ludźmi.
Przynajmniej czegoś się dowiedziałam. Ale myślałam też, co robi Narvi. Kiedy się w końcu ze mną pobawi...

<Dante...?>

Uwagi: Jak już wcześniej ustaliłyśmy - przydałoby Ci się robienie dokładniejszego riserczu podawanych prze siebie informacji. Ponadto komentarz "odparł" używany jest w takim samym wypadku jak "odpowiedział", czyli ktoś musiał już wcześniej skierować do danej osoby wypowiedź. Kwestia zaczynająca dialog nigdy nie może być komentowana jako "odparł", bo nie miał na co. To trochę jak odpierać nieistniejący atak.

niedziela, 5 marca 2017

Od Kai'ego "Powrót" cz. 3 (cd. Sierra)

Wiosna 2018 r.
- Tobie tym bardziej mogła stać się krzywda - powiedziała przez wyraźnie zaciśnięte gardło. Cała się trzęsła.
- Miałem mniejsze szanse na poniesienie w tym strat, a poza tym, to chyba normalne, że troszczę się o życie moich przyjaciół - mruknąłem cicho. Sierra zaczęła truchtać w moją stronę. Trudniej było mi łapać oddech, serce biło jak szalone. Nie wygląda to dobrze...
Nagle wadera przytuliła swój pysk do mojej piersi. Otworzyłem szerzej oczy, zdumiony.
- Dziękuję - wydyszała wymęczonym z nerwów głosem.
- Nie ma za co - odpowiedziałem bez namysłu. Chciałem o coś zapytać, chciałem się zastanawiać nad tym, dlaczego to zrobiła, ale uczucie ciepła pochodzące z jej bliskości zaczynało szybko znikać. Znowu było mi przeraźliwie zimno. Przed oczami zaczęły mi się pojawiać białe plamy. Ból zaczął ustawać, a ja usuwać się w błogą nieświadomość... to znak, że zaraz utracę przytomność. Może i nawet na zawsze.
- Sierra...
- Tak? - zapytała, nie odrywając się ode mnie.
- Słabo mi... Mogłabyś pójść po pomoc? Ktoś mógłby przynieść Błękitny Napój...
Raptownie się odsunęła, wpatrując się w ranę z której sączyły się strumienie krwi.
- Tak, tak... już idę. Tylko najpierw musimy jakoś to... zatamować. Żebyś nam tu się w międzyczasie nie wykrwawił.
Gorączkowo rozejrzała się dookoła. W końcu wypatrzyła długi, zdający się być wytrzymałym, liść. Zmieniła się w człowieka, co o mało mnie nie zwaliło z łap. Nigdy nie widziałem jej jeszcze w tej postaci. Może gdybym sam umiał przemieniać się w tę formę i umiał oceniać urodę ludzi, mógłbym ją uznać za całkiem atrakcyjną. Z jakiegoś powodu moją uwagę na dłużej przykuły jej włosy. Wyobrażałem sobie, że w tej postaci ma inną fryzurę... choć sam nie umiałem zdefiniować, jaką dokładnie.
Zerwała liść, co jej zajęło dobrą chwilę, gdyż jego łodyga była wyjątkowo mocna, po czym ściągnąwszy pasek od swoich spodni, zrobiła mi prowizoryczny opatrunek. Nie było to zbyt wygodne, ale przynajmniej lało się mniej krwi, więc nie narzekałem.
- Siedź tutaj spokojnie, nie zasypiaj. Ja pójdę po kogoś, kto nam pomoże.
Skinąłem głową. Sierra pospiesznie zniknęła za krzakami. Zostałem sam. Próbowałem skupić swoją uwagę na czymś, co zniweluje poczucie, że to koniec. Szum strumyka, trawy i korony drzew jest zbyt uspakajający. Zwróciłem swój nieprzytomny wzrok na dwellinga, który dryfował na tafli stawu Wodospadu. Trzeba będzie jakoś usunąć ciało, żeby nie zatruwać wody. Chwyciłem w zęby jego leżący nieopodal ogon i pociągnąłem. Miałem za mało siły i o mało nie upadłem. Nie powinienem się przemęczać... Z drugiej strony chciałem zapobiec ewentualnemu zakażeniu wody. Nigdy nie wiadomo, gdzie wcześniej chodził ten dwelling i czy jego krew nie jest toksyczna. W końcu w Wodospadzie wilki brały rutynową kąpiel... Trzeba będzie to w jakiś sposób skontrolować.
Wtedy zza krzaków wyłoniła się Sierra, już w postaci wilka. Choć nadal wyglądała dość mizernie, przynajmniej jej futro było czyste. Trochę przerzedzone... ale powinno się zregenerować w przeciągu kilku tygodni.
- Jakaś wadera o pudroworóżowym futrze kręciła się w okolicy. Powiedziała, że wie, gdzie masz jaskinię. Powinna przyjść za kilka minut.
- Zirael? - zapytałem zachrypniętym głosem.
- Nie wiem, nie pytałam o imię.
Pokiwałem w zamyśleniu głową. Dopiero teraz ponownie do mnie wróciło wspomnienie Sierry przyciskającej swój łeb do mojej piersi. Czy aż tak zależało jej na mnie? Poczułem ukłucie w sercu. Może po prostu brakowało jej bliskości drugiego wilka po prawdopodobnie długiej tułaczce w samotności? Zerknąłem na nią. Wadera uparcie wpatrywała się w ziemię.
- Gdzie biegłeś, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni? - zadała w końcu pytanie. Wziąłem głęboki oddech. Przez chwilę układałem w myślach odpowiedź, po czym oznajmiłem tylko:
- Miałem za zadanie śledzić tamtą waderę.
Mruknęła ze zrozumieniem. Nie mogłem wyczytać z jej pyska tego, o czym pomyślała i jak się poczuła. Cały czas wyglądała dziwnie neutralnie. Zastanawiałem się, czy warto jej mówić o tym, co odkryłem podczas śledzenia czarno-czerwonej wadery. Czy to, co nas łączyło faktycznie można było już nazwać prawdziwą przyjaźnią? Czy może Sierra tylko czeka, aż otrzyma możliwość wbicia mi noża w plecy? Zdążyłem już zauważyć, iż była samicą wyjątkowo nieobliczalną. Są rzeczy, które lepiej zachować dla siebie... Jednak chciałem się z kimkolwiek podzielić tym, co odkryłem.
- Chciałbym ci coś powiedzieć... Tylko obiecuj mi, że nikomu nie powiesz.
Spojrzała na mnie zaskoczona, po czym skinęła głową.
- Wadera, której śledzenie mi polecono okazała się być Achitą, moją córką.
Sierra wydała z siebie zdławiony odgłos.
- To ty miałeś szczeniaka?
- Nawet dwa - zaśmiałem się bez cienia radości - Draven jak się okazało należał do tej samej watahy, co ona. Z tym, że jemu całkowicie odbiło.
- Och - mruknęła. Chyba nie mogła zebrać swoich myśli w słowa. Wodziła wzrokiem po krzakach. Zdecydowanie unikała mojego spojrzenia. - Przykro mi.
Niespodziewanie krzaki zaszeleściły. Zza zarośli wychylił się smukły pysk Zirael, która trzymała w zębach szklaną buteleczkę wypełnioną błękitnym płynem. Spoglądała to na mnie, to na dwellinga, a kiedy pojęła, co tutaj się mogło stać, wytrzeszczyła szeroko oczy. Sierra wstała i odebrała od niej Błękitny Napój. Wróciła i ułożyła buteleczkę obok mojej łapy.
- Możesz już wracać. Poradzę sobie - syknęła Sierra. Posłałem skruszone spojrzenie różowej waderze, która już chwilę później ponownie zniknęła w krzakach.
Samica o ciemnym futrze obluzowała zapięcie paska i ostrożnie ściągnęła z mojego boku opatrunek, na co zareagowałem cichym syknięciem. Liść ten musiał mieć jakieś właściwości znieczulające. Albo Sierra o tym wiedziała, dlatego się na niego zdecydowała, albo po prostu był to zwykły przypadek. Zmieniła się w człowieka. Tym razem wystraszyła mnie tym znacznie mniej. Zerknąłem na ranę. Krew już zaczęła krzepnąć.
- Błękitny Napój nie czasem działa tylko na drobne urazy? - zapytała Sierra, obracając w dłoni buteleczkę.
- To prawda, jednak na taką ranę powinien zaradzić przynajmniej w połowie. Z tym, że trzeba użyć aż trzech kropel. Utraconej kończyny nie odtworzy. Ponadto działa wyłącznie na świeże rany, które mają poniżej dwóch dni.
Nie odpowiadając ni słowa, odkręciła butelkę i według mojego polecenia wlała do rany trzy niewielkie krople. Poczułem się tak, jakby wszystkie mięśnie dookoła się napięły, nawet te już nieistniejące. Tak, jakby niewidzialna siła ciągnęła za futro i skórę za razem. Rana powoli zaczęła się zmniejszać przez tkanki budujące się na naszych oczach.
- Trochę jakby oglądało się przyspieszony film - powiedziała cicho Sierra, również zapatrzona w to zjawisko. Futro też zaczęło odrastać, jednak było dużo krótsze i rzadsze od pozostałego na moim ciele.
Kiedy cały proces trwający niespełna minutę się zakończył, ból zaczął stopniowo zanikać. Zostało tylko kilka drobnych zadrapań, które przypominały ślady po pazurach kota. Sierra wydała z siebie cichy okrzyk zdumienia. Niepewnie przejechała palcami po moim nowym futrze, jednak nie spotykając się z moim sprzeciwem, jej ruchy nabrały większej stanowczości.
- Niesamowite - wyszeptała.
Wydałem z siebie cichy pomruk poparcia. Zabrała rękę, założyła pasek i przemieniła się na nowo w postać wilka. Uniosła wysoko podbródek, patrząc na mnie z wyższością.
- Skoro teraz już jest wszystko w porządku, koniec tego dobrego.
- Oczywiście - zaśmiałem się cicho.
- Teraz pan "zrobię to sam, nie potrzebuję pomocy, pokonam każdego" musi sprzątnąć te zwłoki, nim szczeniaki tutaj przyjdą i zejdą na zawał.
- Właściwie, to przydałyby się takie na zajęcia... chociażby obrony. Mogłyby opracować system chronienia się przed dwellingami. Mogłoby się to przydać całej watasze, szczególnie, że nikt jeszcze tego nie dokonał. Wystarczą oględziny pazurów, skóry, poszukiwanie słabych punktów, skład poszczególnych substancji...
- Kai, przystopuj trochę. Sądzisz, że te dzieciaki zdołają tego dokonać? - prychnęła.
- Kto wie, może między nimi są jacyś geniusze - odpowiedziałem z uśmiechem. Westchnęła.
- Po prostu pomóż mi go stąd wyciągnąć.
Nie musiała powtarzać dwa razy. Wspólnymi siłami zdołaliśmy wyciągnąć dwellinga. Właściwie z zasklepioną raną zdołałbym teraz zrobić to w pojedynkę, ale nie chciałem sugerować Sierze, że jest słaba. Rozumiałem jej zmęczenie po długiej podróży. Lepiej by było, gdyby wierzyła w swoje możliwości i stopniowo wracała do formy.

<Sierra? Kurczę, jakoś mi nie idzie ostatnio pisanie. Przepraszam, jeśli jest napisane dziwnym stylem, a niektóre sytuacje są pozbawione sensu.>

sobota, 4 marca 2017

Podsumowanie lutego

Dobra. Nie wiem, co napisać. Serio. Chyba coś jest ze mną nie tak.
Spróbujmy może tak: luty był tak samo mało aktywny, jak styczeń czy kilka poprzednich miesięcy. Pisało na dobrą sprawę tylko kilka osób, do których prawdopodobnie przemówiła wiadomość od Yuko, która próbowała Was zmotywować do działania poprzez prywatną prośbę o aktywność. Tak, o wszystkim wiedziałam.
Wciąż czekam na "to coś", co sprawi, że wszyscy się ockną i wezmą w garść... Rozumiem, jest rok szkolny, sama nie piszę wcale tak dużo, ale rozumiecie, że moje opowiadania są bardzo zajmujące, prowadzę kilka stron i mam inne zajęcia. Wy pewnie też, ale... skoro się zobowiązaliście do aktywności na tej stronie, to warto byłoby tego dotrzymać. Teraz mam zawieszony jeden z blogów (mianowicie CK - jeśli ktoś chciał dołączyć, to możecie się wpisać na listę chętnych, wtedy może wróci do życia), więc może uda mi się naskrobać trochę więcej opowiadań... Pożyjemy, zobaczymy. Tak czy inaczej powtórzę raz jeszcze - możecie pisać opowiadania do moich postaci.
Trochę niżej macie tak jakby docelowe ilości opowiadań. Sądzę, że się połapiecie, o co chodzi. Co miesiąc będę Wam podwyższać poprzeczkę pod względem ilości op., do których możecie dążyć w danym miesiącu. Niektórym takie cele pomagają (np. mnie), stąd taki pomysł. Może to sprawi, że się lepiej zgramy i zaczniemy pisać tak, jak należy. ;D
Aha, właśnie: w styczniu zapomniałam opublikować wyniki wyborów na wilka roku. Poniżej macie rozpiskę. Zwycięzcy nie otrzymali co prawda żadnej nagrody, ale za to na profilu ich postaci pojawił się specjalny dopisek. :)

Aktualnie: 15/30 (cel osiągnięty w 50%)
Łącznie: 15/30 (wszystkie cele osiągnięte w 50%)
Docelowa liczba op. na marzec: 45
◀ 30 op. = wprowadzenie fabuły
◀ 40 op. = dodanie nowej playlisty na watasze
◀ 50 op. = wymiana nagłówków
◀ 60 op. = wymiana bannera
◀ 70 op. = aktualizacja 2 zakładek
◀ 80 op. = wykonanie 3 ilustracji
◀ 90 op. = aktualizacja 2 zakładek
◀ 100 op. = wymiana magicznymi przedmiotami z innymi blogami (CK/BK, WPR, WCW, WNS)
◀ 110 op. = wykonanie 3 ilustracji
◀ 120 op. = aktualizacja 3 zakładek
◀ 130 op. = wykonanie 3 ilustracji
◀ 140 op. = aktualizacja 2 zakładek
◀ 150 op. = zmiana menu
Co muszę już zrobić za Waszą aktywność?: na razie nic~

♔ WADERA ROKU ♔
I miejsce: Yuko
II miejsce: Sarah
III miejsce: Kirke

♕ BASIOR ROKU
I miejsce: Serill
II miejsce: Kai
III miejsce: Nirvaren

Zapraszam na moje trzy (właściwie prawie cztery) inne blogi:
(o ile ktoś ma sporo czasu i będzie nadal aktywny i tu, i tam)
Sposób na szkołę każdego dnia: Blog opowiada o codziennym życiu zwyczajnych, polskich uczniów szkoły podstawowej i gimnazjum. Jeśli ktoś chce odpocząć od siekanki japońskich animu&mango czarodziejek, magicznych wilczków, czy idealnych biszi boiów i kałai dziewczynek, jest to idealna odskocznia. PILNIE POSZUKIWANI NOWI CZŁONKOWIE!
Czarne Królestwo: To same uniwersum, co Wataha Magicznych Wilków, jednak w innym klimacie, bardziej zbliżonym do średniowiecza. Królestwo to dopiero budująca się kraina, którą możesz wspomóc swoją postacią. Wszyscy członkowie są wyjątkowo ze sobą zżyci. Uroki mniejszych blogów. PILNIE POSZUKIWANI CHĘTNI DO DOŁĄCZENIA!
Sekrety Magii: Tu akurat nie można dołączyć. Są tam moje opowiadania. Jeśli ktoś chce się bliżej zaznajomić z moją twórczością poprzez czytanie mojej ukochanej opowieści, którą plotę już od dzieciaka, to serdecznie zapraszam. Czekam również na komentarze z Waszymi opiniami na temat tej historii.
Aktualnie powstaje jeszcze jeden projekt. Ktoś może już go widział, ktoś może nie... W każdym razie zdradzę tyle, że wracamy na stare śmieci. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Ponadto zapraszam do korzystania z zapoznania oraz innych przygód. Przypominam również o konkursach.

Wilki, które brały czynny udział w pełnionym stanowisku:
RADA ŻYWIOŁÓW
Obecni na zebraniu: -
Kto napisał op.: -

POLOWANIA
Rano: -
Popołudnie: -
Wieczór: -
Dodatkowo op. o polowaniu dla watahy napisała Zirael, dzięki czemu dla członków należy się łącznie 10 pkt. Jako, że jest nas aktualnie więcej, zostaną one przydzielone dopiero po napisaniu kolejnego op. o polowaniu dla wszystkich.

SZPITAL
Kto napisał op.: -

WOJSKO I PATROL
Kto napisał op.: Sierra

ROZRYWKOWE I INNE
Kto napisał op.:

SZKOŁA
Kto napisał op. (z nauczycieli): -

PRACA W MIEŚCIE
Kto napisał op.: Sierra

*****************************
Leniwe Alfy:
Suzanna: 0 (+0 = 0)
---------------------------------------------
Zirael: 6 (+2 = 8) <-- Beta
Sierra: 3 (+0 = 3) <--- Gamma
Shiryu: 1 (+2 = 3) <--- Delta
Aokigahara: 0 (+3 = 3)
Sarah: 0 (+2 = 2)
Moondance: 1
Miniru: 1 (+0 = 1)
Dante: 1 (+0 = 1)
Kai: 0 (+1 = 1)
Moone: 0 (+1 = 1)
Navri: 0
Sohara: 0 (+0 = 0)
Yuki: 0 (+0 = 0)
Serill: 0 (+0 = 0)
Renethrain: 0 (+0 = 0)

Za zostanie Betą dostaje się 15 SG i 40 pkt., Gammą 10 SG i 30 pkt., a Deltą 5 SG i 20 pkt.

Okres próbny ukończyli:
Sierra: 3 (4)
***
Navri: 0
Moondance: 1

Skreślone są te, które nie przeszły. Wilki, które napisały poniżej 3 op. i są dość długo na watasze zostają wyrzucone, a te mające powyżej 4 op. są już pełnoprawnymi członkami. Zaznaczone na fioletowo mają drugą szansę.
Tak, ilość napisanych op. podczas okresu próbnego też ma znaczenie! 

Dodaję po 6 pkt. umiejętności i 3 pkt. mocy każdemu wilkowi (jak to zawsze czynię po podsumowaniu) za kolejny miesiąc członkostwa.