Spojrzałam na niego. W jego oczach ujrzałam panujący ból i smutek.
Nie wiem ile czasu minęło odkąd zadał mi pytanie, ale później odezwałam
się do niego z innym pytaniem:
- Jak się czujesz?
- Da się przeżyć - odpowiedział nie patrząc mi w oczy. - Odpowiedz mi w końcu: gdzie ja jestem?
- Północny las Doñana w Andaluzjii, znalazłam cię 5 km stąd i
uratowałam ci życie. Bo wiesz tutaj uleczają wilki. Moje zadanie zostało
wykonane więc jesteś wolny.
- Pomogłaś mi? Ach... przecież ja... - wyglądał jakby próbował sobie coś przypomnieć.
Patrzyłam mu w oczy cały czas jakbym chciała z nich coś wyczytać.
Niestety nic nie widziałam, żadnej wizji - niczego. Skierowałam się w
kierunku drzew, mając nadzieję że uda mi się w końcu znaleźć jakieś
jedzenie. Już mi to obojętne czy będzie to dzik czy królik. Wymarzyłam
sobie sarnę.
- Poczekaj, stój! - usłyszałam za sobą głos poznanego przybysza
Szłam dalej. Nie mogłam się zatrzymywać, bo głód brał górę. A nie jadłam od 2 dni. Postanowiłam, że będę musiasła go ignorować. Też czasami potrzebuję
chwili spokoju, samotności. A jednak dogonił mnie. Wydawał się
rozkojarzony.
- Pomóc ci w czymś? - zapytałam stanowczym tonem. Nie mogłam pokazać mu że mogłabym być troskliwa...
<Mid?>
Zacieśnianie więzi
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)
czwartek, 18 grudnia 2014
Od Rose "Jak dołączyłam do watahy? [Rose] " cz. 7 (cd. Ajax)
Po chwili niezręcznej ciszy wreszcie powiedziałam:
- Czy specjalnie zwlekałam się z łóżka po to, żeby siedzieć z tobą jak kołek?
Ajax spojrzał w dół i trącił łapą niebieski, owalny kamyk.
- Myślałem, że ty coś zaproponujesz. Nie wiem, dzisiaj mam pustkę w głowie.
- Przez grzeczność nie powiem, że masz ją tam zawsze. - uśmiechnęłam się promiennie. Ajax wybuchnął śmiechem.
- No dobra, proponuj "pełna głowo".
- Hmmmm... Może pomożesz mi pomóc w bibliotece, bo mam niezły bałagan. Jakiś maluch wyciągnął wszystkie książki o egzekucjach i włożył je do zielników. - westchnęłam.
Basior kiwnął głową po czym ruszyliśmy ku niewielkim wzniesieniu, na którym mieściło się drzewo przerobione na bibliotekę. Kiedy pierwszy raz zajrzałam do niej moim oczom ukazał się okropny bałagan. Niedawno to porządkowałam, ale nadal trochę książek walało się po dębowym biurku. Kiedy weszliśmy do Wielkiej Sali oczy Ajaxa zrobiły się wielkie jak filiżanki.
- Ile tutaj tego jest... - sięgnął po pierwszą księgę na stole w czarnej oprawie.
- Co to jest? - wskazał łapą na stary obrazek przedstawiający... mnie jako szczenię. Szybko mu ją zarekwirowałam i odłożyłam album do mojej skórzanej torby.
- To rodzinna pamiątka, zresztą długa historia, mnóstwo pradziadków, cioć i siostrzenic. Trzy drzewa genealogiczne na kartkę wielkości A4.
- Co to jest "A4"? - wbiło mnie to pytanie w glebę.
- To rozmiar kartki, mniej więcej taki - wzięłam książkę i pokazałam mu. Kiwnął głową.
- To gdzie te zielniki i egzekudce? - ostatnie słowo wymówił niewyraźnie.
- Egzekucje. - poprawiłam go. - Uważaj, jestem purystką językową.
Uśmiechnął się, a ja wskazałam łapą wielką półkę po lewej stronie. Podszedł do niej i wyciągnął pierwszą z brzegu książkę.
- Jak powstała gilotyna? - przeczytał - To może być ciekawe, biorę.
Wybuchnęłam śmiechem.
<Ajax?>
- Czy specjalnie zwlekałam się z łóżka po to, żeby siedzieć z tobą jak kołek?
Ajax spojrzał w dół i trącił łapą niebieski, owalny kamyk.
- Myślałem, że ty coś zaproponujesz. Nie wiem, dzisiaj mam pustkę w głowie.
- Przez grzeczność nie powiem, że masz ją tam zawsze. - uśmiechnęłam się promiennie. Ajax wybuchnął śmiechem.
- No dobra, proponuj "pełna głowo".
- Hmmmm... Może pomożesz mi pomóc w bibliotece, bo mam niezły bałagan. Jakiś maluch wyciągnął wszystkie książki o egzekucjach i włożył je do zielników. - westchnęłam.
Basior kiwnął głową po czym ruszyliśmy ku niewielkim wzniesieniu, na którym mieściło się drzewo przerobione na bibliotekę. Kiedy pierwszy raz zajrzałam do niej moim oczom ukazał się okropny bałagan. Niedawno to porządkowałam, ale nadal trochę książek walało się po dębowym biurku. Kiedy weszliśmy do Wielkiej Sali oczy Ajaxa zrobiły się wielkie jak filiżanki.
- Ile tutaj tego jest... - sięgnął po pierwszą księgę na stole w czarnej oprawie.
- Co to jest? - wskazał łapą na stary obrazek przedstawiający... mnie jako szczenię. Szybko mu ją zarekwirowałam i odłożyłam album do mojej skórzanej torby.
- To rodzinna pamiątka, zresztą długa historia, mnóstwo pradziadków, cioć i siostrzenic. Trzy drzewa genealogiczne na kartkę wielkości A4.
- Co to jest "A4"? - wbiło mnie to pytanie w glebę.
- To rozmiar kartki, mniej więcej taki - wzięłam książkę i pokazałam mu. Kiwnął głową.
- To gdzie te zielniki i egzekudce? - ostatnie słowo wymówił niewyraźnie.
- Egzekucje. - poprawiłam go. - Uważaj, jestem purystką językową.
Uśmiechnął się, a ja wskazałam łapą wielką półkę po lewej stronie. Podszedł do niej i wyciągnął pierwszą z brzegu książkę.
- Jak powstała gilotyna? - przeczytał - To może być ciekawe, biorę.
Wybuchnęłam śmiechem.
<Ajax?>
Od Midnight'a "Misja cz.1" (cd. chętna wadera)
- Widzisz ich? - zapytał Rackie. - Na wzgórzu. 160 stóp. Na północnym
wschodzie.
- Atakujemy! - krzyknął dowódca. Zaatakowali centrum U.N.C.M.
Zjechałem na linie i zniszczyłem wieże zwiadowczą. Wszędzie była krwawa
rzeźnia. Batalion Światła był moim oddziałem. Byłem ich pułkownikiem.
- Niszcz drzwi! - nakazałem bojowo Nickowi. Z hukiem wyłamywanych zawiasów weszliśmy do sali, gdzie czekały na nas
uzbrojeni żołnierze armii naszego wroga i sam parszywy Diabeł.
- HAHAHAHA! Witajcie w moich
progach! - odparł pijąc swoje zaduszałe wino.
- Wal się! - krzyknął Nick.
-
Dobra, nie tak agresywnie... Teraz z nimi do lochu! - syknął ten podstępny
asshole.
- Nie! - wyszedłem z uścisku i rzuciłem flesz. Razem z Nickiem
uciekliśmy przez okno, gdy pozostali byli nadal oślepieni światłem. Na
zewnątrz Batalion świętował zwycięstwo.
Ale... Teraz nic nie było takie jak wcześniej. W pewnym momencie spadła
bomba,
która nas wszystkich odrzuciła w różne strony. Leżałem dobre 15 minut.
Nagle wstałem i
podszedłem do Nicka. Nie żył. Gdy podnosiłem głowę, po minutowej ciszy
po stracie przyjaciela, stwierdziłem, że znaleźli mnie. Biegłem ile sił
do stacji teleportowania. Zacząłem być ostrzeliwany ze wszystkich
stron. Dostałem w brzuch, w łapę przednią i tylną. Zacząłem padać na
siłach. TERAZ! Wystrzeliłem się. Jednak
strzał zepchnął mnie z kursu i trafiłem... Już nie wiem gdzie, bo
zemdlałem. Obudziłem się w jakiejś przychodni. Podeszła do mnie
jakaś wadera.
- Gdzie ja jestem? - zapytałem patrząc na nią.
<Jakaś wadera?>
Od Shadow'a "Czy to koniec watahy? cz.2"
- Jak, skoro
jestem związany? - zapytałem ze śmiechem. Nari stała i po prostu patrzyła, co
zrobię.
- No to my
cię rozwiążemy, a ty zatańczysz. Jeżeli tego nie zrobisz, dostaniesz od nas
karę. - oznajmił Dante, z którym już kiedyś rozmawiałem.
- Ok. -
odparłem. Maluchy podeszły i zaczęły mnie uwalniać. Gdy byłem już całkowicie
wybawiony wykonałem ich polecenie. Śmiały się jak nie wiem, bo zacząłem tańczyć
z liśćmi w łapach. Nawet Nari wybuchła głośnym śmiechem, gdy udawałem kurczaka
drąc się tekst jakiejś bezsensownej piosenki pozbawionej rytmu ani melodii, bo
tak naprawdę nie mam wcale talentu muzycznego.
Gdy już
skończyłem mój zwariowany "koncert" powiedziałem:
- No to co
dzieciarnia, baja i lulu?
- Jaka
bajka? - wystąpiła na przód i zapytała Soharka.
- No nie
wiem... A jaką byście chcieli?
- Ty wymyśl.
- odparła Valka.
- No
dobrze... Więc połóżcie się lub usiądźcie, a ja będę wam opowiadać.
Poczekałem,
aż maluchy wykonają moje polecenie, a później stwierdziłem, że mam już pomysł
na własną opowieść.
- A więc...
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami... A może jednak nie? No bo nasza
historia ma miejsce nad naszymi głowami, a konkretniej to na chmurach. Możemy
tam znaleźć legendarne Królestwo Pór Roku.
- Co to
takiego? - zapytała Serena.
- Nie
wiecie?
Szczeniaki
pokręciły przecząco głowami.
- No to
dokładniej dowiecie się co to jest od Kii, która o ile dobrze wiem, uczy was
historii. Przechodząc do rzeczy... Żyła tam sobie pewna nieziemsko piękna
wadera, w której zauroczy się każdy basior, którego tylko spotka. Była Wilkiem
Pogody. Miała poślubić księcia i zostać księżniczką, ale pewnego dnia zaginęła.
Mówiono, że ktoś ją widział w przyszłości, ponieważ potrafi podróżować w
czasie. Gdy w końcu jednak postanowiła wrócić, nikt o niej już nie pamiętał.
Stwierdziła więc, że dowie się, cóż takiego się wydarzyło, że każdy o niej
zapomniał raz na zawsze i czy da się to odwrócić. Wyruszyła dlatego ponownie na
Ziemię, by poszukać jakiegoś antidotum na swoich przyjaciół, którzy okrzyknęli
ją swoim wrogiem. Błądziła tak i błądziła, ale nie odnalazła nigdzie niczego,
co by mogło jej w jakimkolwiek stopniu. Pewnego dnia odnalazła starą czarownicę
i poprosiła ją o magiczny wywar zrobiony z różnych ziół i korzeni. Okazało się,
że ów czar to dzieło złego czarnoksiężnika. Nasza bohaterka serdecznie
podziękowała czarownicy i wróciła do Królestwa, lecz jakimś cudem nie mogła się
tam dostać. Zastała tam zwykłe, białe chmury. Stwierdziła, iż to wina wcześniej
wspomnianego czarnoksiężnika. Po miesięcznych poszukiwaniach w końcu go
odnalazła. Wcześniej musiała odbyć walkę ze strasznym smokiem, a dopiero później
porozmawiać z czarnoksiężnikiem, który o mało jej nie zabił. Gdy czarnoksiężnik
zmarł, okazało się jednak, że wadera ta nie może już wrócić do domu.
Zamieszkała więc na Ziemi i po dziś dzień sumiennie pomaga innym wilkom w
potrzebie.
Popatrzyłem na szczeniaki. Wszystkie, bez wyjątku, teraz spały.
- Wow... Gratulacje. Udało ci się je ujarzmić. - szepnęła z podziwem Nari, nie chcąc ich obudzić. Bardzo chętnie przyjąłbym od niej buziaka w nagrodę, ale musiałem się powstrzymać, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Udało mi się zyskać jej zaufanie. Dobrze jest.
- Dzięks... A teraz muszę już spadać. - rzekłem podnosząc się z ziemi, bo dobrze widziałem, że świt się zbliża.
Idąc w stronę jaskiń oślepiło mnie światło słoneczne jasnego poranku...
<C.D.N.>
Od Rose "Jak dołączyłam? [Karibu]" cz. 3 (cd. Karibu lub Ajax)
W końcu postanowiłam sprawdzić, czy jej stan się pogarsza. Cudem
zmierzyłam puls, normalny, no może troszeczkę przyśpieszony. Na
szczęście krwotok z tylnej, lewej łapy ustał. Wadera była tylko trochę
poobijana.
- Nic jej nie będzie - mruknęłam oglądając łapę wilczycy – Wyliże się.
Ajax kiwnął energicznie głową po czym zaczął kręcić się w kółko, co wyglądało dość śmiesznie.
- Chodź, zabierzmy to truchło do domu, a kiedy już się obudzi, to Alfa zdecyduje, co z nią zrobić. – nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, kiedy Ajax kręcił się w kółko, jakby goniąc swój własny ogon.
Basior pomógł mi przenieść waderę do jego jaskini. Kiedy odłożyliśmy nieprzytomnego wilka na derkę spojrzałam w górę i aż zaniemówiłam z zachwytu. Na suficie wisiało kilkanaście zawieszonych na sznurku szkiełek pomalowanych na różne kolory, które co chwila się o siebie obijały i przyjemnie brzęczały.
- Ale ładne – wydukałam – Sam to wszystko zrobiłeś?
Wilk kiwnął głową.
- Parę dni i gotowe.
<Ajax? Albo może Karibu? (dajmy jej dojść do głosu :D)>
- Nic jej nie będzie - mruknęłam oglądając łapę wilczycy – Wyliże się.
Ajax kiwnął energicznie głową po czym zaczął kręcić się w kółko, co wyglądało dość śmiesznie.
- Chodź, zabierzmy to truchło do domu, a kiedy już się obudzi, to Alfa zdecyduje, co z nią zrobić. – nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, kiedy Ajax kręcił się w kółko, jakby goniąc swój własny ogon.
Basior pomógł mi przenieść waderę do jego jaskini. Kiedy odłożyliśmy nieprzytomnego wilka na derkę spojrzałam w górę i aż zaniemówiłam z zachwytu. Na suficie wisiało kilkanaście zawieszonych na sznurku szkiełek pomalowanych na różne kolory, które co chwila się o siebie obijały i przyjemnie brzęczały.
- Ale ładne – wydukałam – Sam to wszystko zrobiłeś?
Wilk kiwnął głową.
- Parę dni i gotowe.
<Ajax? Albo może Karibu? (dajmy jej dojść do głosu :D)>
Od Ajaxa "Jak dołączyłam? [Karibu] cz.2" (cd. Karibu lub Rose)
W takich to sytuacjach zawsze panikowałem. Czemu teraz miałoby być inaczej?
- Co co teraz? Co teraz?! Może ma astmę?! – Krzyknąłem.
Rose siedziała cicho i na nią patrzyła.
- Może od razu ją zakopmy?
- Cisza Ajax – mruknęła – ona żyje.
- Jak chcesz..
Usiadłem i zaczęliśmy kontynuować patrzenie na nią. Wyglądała jak martwa, tyle, że żyła. Do tego jest ranna, nie zbyt fajnie...
<Karibu? Rose?>
- Co co teraz? Co teraz?! Może ma astmę?! – Krzyknąłem.
Rose siedziała cicho i na nią patrzyła.
- Może od razu ją zakopmy?
- Cisza Ajax – mruknęła – ona żyje.
- Jak chcesz..
Usiadłem i zaczęliśmy kontynuować patrzenie na nią. Wyglądała jak martwa, tyle, że żyła. Do tego jest ranna, nie zbyt fajnie...
<Karibu? Rose?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)