Wraz z towarzyszką obserwowałyśmy ponury krajobraz rozciągający się
przed nami. Co gorsza, w miejscu, które wręcz nadawało się do schowania
cukrowej błyskotki, nie było niczego, poza kolejną dawką bólu i
zmarnowanego czasu.
- Wygląda na to, że będziemy musiały poszukać gdzie indziej. - Usłyszałam niezadowolony głos Pestki.
- Nie możemy jeszcze spróbować tutaj? Nie wierzę, żeby takie miejsce zostawiło nas bez niczego.
- Przestań, tutaj niczego nie ma! - Wydawała się być zirytowana, więc
zakończyłam temat. Sprawnie odnalazłyśmy wyjście z jaskini i ruszyłyśmy
na poszukiwanie rozwiązania. Zrzuciłam z siebie bandaże i spojrzałam na
grzbiet. Mogło być lepiej, ale mówi się trudno. Zmaterializowałam świeże
opatrunki i owinęłam się nimi. Westchnęłam pod nosem i zerknęłam na
kompankę. Prawdopodobnie się nad czymś zastanawiała, tylko nad czym?
- Zmienić ci bandaże?
- Co? Nie, jeszcze są w dobrym stanie. - Przeniosła wzrok na jeden z nich i odetchnęła... Jakby z ulgą?
- Co tam masz? - Podeszłam zaciekawiona.
- Rany, jakbyś nie wiedziała. - Wywróciła oczami i ruszyła pośpiesznie
przed siebie. - Idziemy? - Posłusznie dołączyłam do niej, by kontynuować
poszukiwania.
***
Skrzyżowanie. Najgorsza część drogi. Nigdy nie wiadomo, którędy iść, a
powrót może być uciążliwy. Ścieżka na wprost nie wydawała się różnić
niczym, co do tej pory widywałyśmy. Tak samo wyglądający, ponury
krajobraz. Na lewo również nic nie wyglądało inaczej, niż dotychczas,
natomiast ścieżka w prawo była zagrodzona starymi, spróchniałymi już
drzewami. Zgodnie stwierdziłyśmy, by kierować się zablokowaną obecnie
ścieżką. Podeszłyśmy do przeszkody. Po drugiej stronie, wsłuchując się,
można było usłyszeć cichutki dźwięk wody. Spojrzałyśmy po sobie z
mieszanymi uczuciami. Poczułam nagły przypływ pragnienia. Nie, to nie ma
sensu. Nawet, jeśli w pobliżu jest źródło, nie ma szans, by nie było
skażone. Wyczarowałam nam schody, po których mogłyśmy przejść na drugą
stronę. Rozglądając się po okolicy, omal nie zleciałam z niestabilnej
budowli. Pestka również wyglądała na zaskoczoną. Powód naszego
zdziwienia? Otóż teren nie przypomina ani trochę poprzedniego. Nie
przypomina również tego cukierkowego z początku. Był... zwyczajny.
Zielona, krótka trawa, krzewy, nieco dalej zdrowe, solidne drzewa... A
po wodzie śladu brak. Zapewne jest dalej, niż nam się wydawało...
Uradowane rzuciłyśmy się jak szczeniaki i zaczęłyśmy tarzać po trawie.
Nareszcie coś normalnego! Krótko po wybuchu radości, zdołałyśmy
opanować emocje.
- Cicho. - Mruknęła do mnie towarzyszka, rozglądając się i nasłuchując.
- Co jest?
- Zamilcz. - Powtórzyła i zawiesiła wzrok w krzakach. - Zostań tu i nie
zrób żadnej głupoty. - Wydała mi polecenie i zakradła się w zarośla.
Położyłam się niezadowolona i przymknęłam oczy, wsłuchując się we
wszelkie odgłosy. Ćwierkanie pobliskich ptaków, szum spowodowany lekkim
powiewem wiatru i... Stukanie kopyt? Otworzyłam gwałtownie oczy i
ujrzałam Pestkę uganiającą się za sarną. Nie zastanawiając się długo,
wbiegłam w krzaki i czekając na odpowiedni moment, wyskoczyłam przed
zwierzę. Najwidoczniej nie byłam wystarczająco sprytna, gdyż sarna
odskoczyła ode mnie i odbiegła w innym kierunku. Wadera posłała mi
wściekłe spojrzenie, na co ja uśmiechnęłam się przepraszająco i rzuciłam
w pogoń. Zatrzymałam czas i rozejrzałam, by znaleźć dogodne miejsce na
zapędzenie w nie zwierzyny. Nie musiałam szukać daleko i po ponownym
"uruchomieniu" czasu, dałam znać Pestce, gdzie się kierować.
Bezproblemowo zagoniłyśmy ofiarę w kąt utworzony ze skał.
***
Sprawnie upolowałyśmy obiad. Nareszcie poczucie głodu przepędzone
zostało sytością. Jeszcze tylko pragnienie... Całkowicie zapominając o
celu, w jakim tu przyszłyśmy, wróciłyśmy na szlak, by odnaleźć wodę.
Szłyśmy przez jakiś czas, aż nareszcie ujrzałyśmy jezioro. Radośnie
przyśpieszyłyśmy kroku. Już kawałek, jeszcze chwila i...
- Witam, panienki. - Usłyszałam niski, męski głos. Obróciłam się w
stronę dźwięku, w obawie o najgorsze. Nie pomyliłam się zbytnio. Za nami
stał basior z pierwszej wizji, z pyskiem wykrzywionym w uśmiech.
Obydwie cofnęłyśmy się nieco. Różnica była taka, że jak ja drżałam ze
strachu, tak kompanka wpatrywała się w niego z zainteresowaniem.
- Jak mniemam, pewna... wadera zdążyła wam już powiedzieć. Znalazłyście
niewłaściwy kamień. - Uśmiech momentalnie zniknął z jego pyska, a
pozostałe oko zdradzało piekielną wściekłość. - Żaden z tych kamieni nie
miał prawa znaleźć się w waszych wścibskich łapskach! - Warknął na nas,
próbując zachować ostatki spokoju. - Ale to nieistotne. Oddaj kamień, a
nic się nikomu nie stanie. - Wzrok przeniósł na Pestkę. Ta zmarszczyła
brwi i napięła mięśnie.
- Ale my nie mamy żadnego kamienia! - Zawołałam z nadzieją, że to coś da.
- Nie wtrącaj się, jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek wrócić do swojego
świata. - Posłał mi nienawistne spojrzenie, po czym ponownie zerknął na
towarzyszkę.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. - Jej głos brzmiał spokojnie, nie
wyglądało na to, by kłamała, jednak wilk stojący przed nami miał
odmienne zdanie.
- Kłamiesz. - Jego chłodny głos brzmiał na coraz bardziej
zniecierpliwiony. - Oddaj mi to, a... - w tym momencie się zamyślił, po
czym powiedział coś, czego raczej obie się nie spodziewałyśmy. -
zagwarantuję wam powrót do domu. - Uradowana miałam przytaknąć, jednak
Pestka nie dała się tak łatwo wrobić.
- Na jakiej podstawie mamy ci ufać? - Zapytała, posyłając mu przenikliwe spojrzenie.
- A na jakiej podstawie macie mi NIE ufać? Nie mówcie, że wierzycie w te
puste słowa cukrowej lali ze skrzydłami? - Wybuchnął śmiechem, jednak
nie był on wesoły. Zadrżałam.
- Dlaczego zakładasz, że mamy w ogóle jakiś kamień? - Zadała kolejne
pytanie bez zawahania. Z jej głosu nie dało się wyczytać żadnej emocji.
- Nie jestem głupi ani ślepy, w przeciwieństwie do waszej dwójki.
Śledziłem was od samego początku. - Wyszczerzył zęby w okropniejszy
uśmiech, niż ten z początku.
- Pestka? - Spojrzałam na nią wyczekująco. Ukrywała coś przede mną?
Dlaczego mi nie powiedziała? Wadera milczała, nie odwracając wzroku od
basiora. Widocznie odpowiedzi nie dostanę...
- Koniec pogawędki, drogie panie, czas ucieka. - Niespodziewanie pojawił
się za wilczycą, zrywając jeden z jej bandaży. W nim zawinięta była
niewielka rzecz o nieregularnym kształcie. Towarzyszka rzuciła się na
basiora, chcąc odebrać mu opatrunek. Bez większego wysiłku, uniósł
waderę za szyję i rzucił nią o pobliskie drzewo. Ta osunęła się, jednak
zdołała wstać. Jak mógł jej to zrobić? Zdenerwowana wyczarowałam łuk.
Napięłam cięciwę i nabierając odpowiedni kąt, szybkim ruchem wypuściłam
strzałę. Basior schylił głowę, dzięki czemu uniknął strzały. W momencie,
gdy miał spuszczony wzrok, wypuściłam kolejne dwie strzały. Wilk
zwinnie je wyminął i ziewnął.
- Nuuda. Zero z wami zabawy. - Przysiadł przy drzewie, obserwując nas z
uśmiechem. Pestka zakradła się do niego od tyłu i chwyciła za bandaż.
- Nieładnie, kochanie. - Zaśmiał się cicho i szarpnął materiał w swoją
stronę, tym samym przyciągając waderę. Chwycił jej ciało i przycisnął do
drzewa.
- Pobawmy się trochę... - Przycisnął łapą jej szyję. Wyczarował również
sztylet, którym przejechał po jej boku. Wadera była już najwyraźniej
wściekła. Spróbowała rzucić się na basiora, jednak bez skutku. Był za
silny. Wyjęłam trzy ostatnie strzały i namierzyłam je na wroga. Jedna
zdołała trafić go w grzbiet. Wściekły pozbył się uwierającego przedmiotu
i przełamał go na pół. Spojrzał w moją stronę i niespodziewanie zjawił
się za mną, zostawiając Pestkę przywiązaną do drzewa.
- Zaczynasz mnie irytować. - Burknął i zmaterializował spory kamień.
Przywiązał go do mnie i rzucił w stronę jeziora. Zbiornik wodny o dziwo
był o wiele głębszy, niż mogłoby się zdawać. Bardzo szybko opadłam na
dno, bez możności wydostania się.
***
Nagle cały krajobraz zmienił się na ten wcześniejszy. Wszystko znowu było spalone i wyniszczone.
- Tak bardzo nie chciałyście już tam tkwić, że nabrałyście się na
najłatwiejszą sztuczkę - iluzję. - Zaśmiał się głośno i spojrzał w
stronę jeziora. - Twoja przyjaciółeczka nie powinna długo tam zostawać,
jeśli nie chce zdechnąć od trucizny.
<Suzanna? Co będzie dalej? ^^>
Uwagi: brak