Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 7 marca 2016

Od Sierry "Niebieskie futro na niebieskim niebie" cz. 1 (cd. Kirke)

Zamachałam łapami rozpaczliwie, ale nie udało mi się uchwycić zadku jelenia. Ten tylko kopnął mnie złośliwie w pysk i umknął do lasu, prychając i zostawiając mnie z rozoranym policzkiem (trafił mnie "krawędzią" kopyta). Tak naprawdę to, że czułam na twarzy spływającą krew, to był najmniejszy problem. Gorzej, że od paru dni, jeśli nie tygodni, nic a nic nie jadłam. Bardzo frustrujące, ale prawdziwe - miałam nadzieję, że choć raz otrzymam jedzenie od zespołu polowań, ale dostałam tylko jedno, małe śniadanie.
Czerwona ciecz wpłynęła mi do pyska. Zignorowałam ją, chociaż tępy ból zalewał mi całą głowę. Ze złością kopnęłam kamyk, raniąc się w łapę, i ruszyłam dalej. Nie można mnie tak łatwo pozbawić obiadu, szczególnie w Zielonym Lesie.

***

Szrama na policzku chyba już zaschła, aczkolwiek dalej czułam tępe pulsowanie po uderzeniu jelenia. Czy raczej kopnięciu? To dalej nie miało dla mnie zupełnie żadnego znaczenia, szczególnie, że zwietrzyłam kolejnego rogacza. Nie był to ten sam, co zrobił mi krzywdę, ale tym razem postanowiłam być mądrzejsza i zaatakować moją zdobycz na pomocą noża, którym mogłam rzucić w ofiarę. Zadowolona ze swojego pomysłu, wyjęłam zza pazuchy dwa noże - chyba jeden jeleń to za mało! - i podążyłam za zapachem.
Dotarłam do dużej, trawiastej polany. Tak jak się spodziewałam, pasły się na niej jeleń oraz sarna. "Idealnie!" - pomyślałam i zaczaiłam się za krzakami. Jeleniowate zastrzygły uszami, ale się nie poruszyły, co przyjęłam z ulgą. Z mniejszą ulgą - a raczej z jej brakiem - przyjęłam trzask gałęzi pod moją nogą. Mój obiad się spłoszył i zaczął zmykać z polany, ale tym razem to ja byłam szybsza. Celnie rzuciłam w obie zwierzyny. Padły niemal natychmiast, co zadowoliło mnie (nie uśmiechało mi się za bardzo bieganie za obiadem) w stu procentach. Pozwoliłam mojemu ciału ruszyć ku jedzeniu, ku zapachowi świeżego mięsa.

***

Posiłek był bardzo sycący, więc po pożywieniu się położyłam się na trawie i po prostu patrzyłam w lekko pochmurne niebo, na którym rozpaczliwie usiłowało się umościć słońce. W tej jakże prostej czynności przeszkodziło mi jakieś niebieskie futro, które pojawiło się nad moją głową.
- O. - zakomunikowało mi i odsunęło się lekko. Dopiero teraz domyśliłam się, że do świeżo krwawiącej rany, kiedy szłam, przylepiło się wiele kolorowych, jesiennych liści...

<Kirke? Odpisz, prooszę :3>

Uwagi: brak

Od Yui "Nowy wymiar" cz. 7 (Cd. Suzanna)

Wraz z towarzyszką obserwowałyśmy ponury krajobraz rozciągający się przed nami. Co gorsza, w miejscu, które wręcz nadawało się do schowania cukrowej błyskotki, nie było niczego, poza kolejną dawką bólu i zmarnowanego czasu.
- Wygląda na to, że będziemy musiały poszukać gdzie indziej. - Usłyszałam niezadowolony głos Pestki.
- Nie możemy jeszcze spróbować tutaj? Nie wierzę, żeby takie miejsce zostawiło nas bez niczego.
- Przestań, tutaj niczego nie ma! - Wydawała się być zirytowana, więc zakończyłam temat. Sprawnie odnalazłyśmy wyjście z jaskini i ruszyłyśmy na poszukiwanie rozwiązania. Zrzuciłam z siebie bandaże i spojrzałam na grzbiet. Mogło być lepiej, ale mówi się trudno. Zmaterializowałam świeże opatrunki i owinęłam się nimi. Westchnęłam pod nosem i zerknęłam na kompankę. Prawdopodobnie się nad czymś zastanawiała, tylko nad czym?
- Zmienić ci bandaże?
- Co? Nie, jeszcze są w dobrym stanie. - Przeniosła wzrok na jeden z nich i odetchnęła... Jakby z ulgą?
- Co tam masz? - Podeszłam zaciekawiona.
- Rany, jakbyś nie wiedziała. - Wywróciła oczami i ruszyła pośpiesznie przed siebie. - Idziemy? - Posłusznie dołączyłam do niej, by kontynuować poszukiwania.
***
Skrzyżowanie. Najgorsza część drogi. Nigdy nie wiadomo, którędy iść, a powrót może być uciążliwy. Ścieżka na wprost nie wydawała się różnić niczym, co do tej pory widywałyśmy. Tak samo wyglądający, ponury krajobraz. Na lewo również nic nie wyglądało inaczej, niż dotychczas, natomiast ścieżka w prawo była zagrodzona starymi, spróchniałymi już drzewami. Zgodnie stwierdziłyśmy, by kierować się zablokowaną obecnie ścieżką. Podeszłyśmy do przeszkody. Po drugiej stronie, wsłuchując się, można było usłyszeć cichutki dźwięk wody. Spojrzałyśmy po sobie z mieszanymi uczuciami. Poczułam nagły przypływ pragnienia. Nie, to nie ma sensu. Nawet, jeśli w pobliżu jest źródło, nie ma szans, by nie było skażone. Wyczarowałam nam schody, po których mogłyśmy przejść na drugą stronę. Rozglądając się po okolicy, omal nie zleciałam z niestabilnej budowli. Pestka również wyglądała na zaskoczoną. Powód naszego zdziwienia? Otóż teren nie przypomina ani trochę poprzedniego. Nie przypomina również tego cukierkowego z początku. Był... zwyczajny. Zielona, krótka trawa, krzewy, nieco dalej zdrowe, solidne drzewa... A po wodzie śladu brak. Zapewne jest dalej, niż nam się wydawało...
Uradowane rzuciłyśmy się jak szczeniaki i zaczęłyśmy tarzać po trawie. Nareszcie coś normalnego! Krótko po wybuchu radości, zdołałyśmy opanować emocje.
- Cicho. - Mruknęła do mnie towarzyszka, rozglądając się i nasłuchując.
- Co jest?
- Zamilcz. - Powtórzyła i zawiesiła wzrok w krzakach. - Zostań tu i nie zrób żadnej głupoty. - Wydała mi polecenie i zakradła się w zarośla. Położyłam się niezadowolona i przymknęłam oczy, wsłuchując się we wszelkie odgłosy. Ćwierkanie pobliskich ptaków, szum spowodowany lekkim powiewem wiatru i... Stukanie kopyt? Otworzyłam gwałtownie oczy i ujrzałam Pestkę uganiającą się za sarną. Nie zastanawiając się długo, wbiegłam w krzaki i czekając na odpowiedni moment, wyskoczyłam przed zwierzę. Najwidoczniej nie byłam wystarczająco sprytna, gdyż sarna odskoczyła ode mnie i odbiegła w innym kierunku. Wadera posłała mi wściekłe spojrzenie, na co ja uśmiechnęłam się przepraszająco i rzuciłam w pogoń. Zatrzymałam czas i rozejrzałam, by znaleźć dogodne miejsce na zapędzenie w nie zwierzyny. Nie musiałam szukać daleko i po ponownym "uruchomieniu" czasu, dałam znać Pestce, gdzie się kierować. Bezproblemowo zagoniłyśmy ofiarę w kąt utworzony ze skał.
***
Sprawnie upolowałyśmy obiad. Nareszcie poczucie głodu przepędzone zostało sytością. Jeszcze tylko pragnienie... Całkowicie zapominając o celu, w jakim tu przyszłyśmy, wróciłyśmy na szlak, by odnaleźć wodę. Szłyśmy przez jakiś czas, aż nareszcie ujrzałyśmy jezioro. Radośnie przyśpieszyłyśmy kroku. Już kawałek, jeszcze chwila i...
- Witam, panienki. - Usłyszałam niski, męski głos. Obróciłam się w stronę dźwięku, w obawie o najgorsze. Nie pomyliłam się zbytnio. Za nami stał basior z pierwszej wizji, z pyskiem wykrzywionym w uśmiech. Obydwie cofnęłyśmy się nieco. Różnica była taka, że jak ja drżałam ze strachu, tak kompanka wpatrywała się w niego z zainteresowaniem.
- Jak mniemam, pewna... wadera zdążyła wam już powiedzieć. Znalazłyście niewłaściwy kamień. - Uśmiech momentalnie zniknął z jego pyska, a pozostałe oko zdradzało piekielną wściekłość. - Żaden z tych kamieni nie miał prawa znaleźć się w waszych wścibskich łapskach! - Warknął na nas, próbując zachować ostatki spokoju. - Ale to nieistotne. Oddaj kamień, a nic się nikomu nie stanie. - Wzrok przeniósł na Pestkę. Ta zmarszczyła brwi i napięła mięśnie.
- Ale my nie mamy żadnego kamienia! - Zawołałam z nadzieją, że to coś da.
- Nie wtrącaj się, jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek wrócić do swojego świata. - Posłał mi nienawistne spojrzenie, po czym ponownie zerknął na towarzyszkę.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. - Jej głos brzmiał spokojnie, nie wyglądało na to, by kłamała, jednak wilk stojący przed nami miał odmienne zdanie.
- Kłamiesz. - Jego chłodny głos brzmiał na coraz bardziej zniecierpliwiony. - Oddaj mi to, a... - w tym momencie się zamyślił, po czym powiedział coś, czego raczej obie się nie spodziewałyśmy. - zagwarantuję wam powrót do domu. - Uradowana miałam przytaknąć, jednak Pestka nie dała się tak łatwo wrobić.
- Na jakiej podstawie mamy ci ufać? - Zapytała, posyłając mu przenikliwe spojrzenie.
- A na jakiej podstawie macie mi NIE ufać? Nie mówcie, że wierzycie w te puste słowa cukrowej lali ze skrzydłami? - Wybuchnął śmiechem, jednak nie był on wesoły. Zadrżałam.
- Dlaczego zakładasz, że mamy w ogóle jakiś kamień? - Zadała kolejne pytanie bez zawahania. Z jej głosu nie dało się wyczytać żadnej emocji.
- Nie jestem głupi ani ślepy, w przeciwieństwie do waszej dwójki. Śledziłem was od samego początku. - Wyszczerzył zęby w okropniejszy uśmiech, niż ten z początku.
- Pestka? - Spojrzałam na nią wyczekująco. Ukrywała coś przede mną? Dlaczego mi nie powiedziała? Wadera milczała, nie odwracając wzroku od basiora. Widocznie odpowiedzi nie dostanę...
- Koniec pogawędki, drogie panie, czas ucieka. - Niespodziewanie pojawił się za wilczycą, zrywając jeden z jej bandaży. W nim zawinięta była niewielka rzecz o nieregularnym kształcie. Towarzyszka rzuciła się na basiora, chcąc odebrać mu opatrunek. Bez większego wysiłku, uniósł waderę za szyję i rzucił nią o pobliskie drzewo. Ta osunęła się, jednak zdołała wstać. Jak mógł jej to zrobić? Zdenerwowana wyczarowałam łuk. Napięłam cięciwę i nabierając odpowiedni kąt, szybkim ruchem wypuściłam strzałę. Basior schylił głowę, dzięki czemu uniknął strzały. W momencie, gdy miał spuszczony wzrok, wypuściłam kolejne dwie strzały. Wilk zwinnie je wyminął i ziewnął.
- Nuuda. Zero z wami zabawy. - Przysiadł przy drzewie, obserwując nas z uśmiechem. Pestka zakradła się do niego od tyłu i chwyciła za bandaż.
- Nieładnie, kochanie. - Zaśmiał się cicho i szarpnął materiał w swoją stronę, tym samym przyciągając waderę. Chwycił jej ciało i przycisnął do drzewa.
- Pobawmy się trochę... - Przycisnął łapą jej szyję. Wyczarował również sztylet, którym przejechał po jej boku. Wadera była już najwyraźniej wściekła. Spróbowała rzucić się na basiora, jednak bez skutku. Był za silny. Wyjęłam trzy ostatnie strzały i namierzyłam je na wroga. Jedna zdołała trafić go w grzbiet. Wściekły pozbył się uwierającego przedmiotu i przełamał go na pół. Spojrzał w moją stronę i niespodziewanie zjawił się za mną, zostawiając Pestkę przywiązaną do drzewa.
- Zaczynasz mnie irytować. - Burknął i zmaterializował spory kamień. Przywiązał go do mnie i rzucił w stronę jeziora. Zbiornik wodny o dziwo był o wiele głębszy, niż mogłoby się zdawać. Bardzo szybko opadłam na dno, bez możności wydostania się.
***
Nagle cały krajobraz zmienił się na ten wcześniejszy. Wszystko znowu było spalone i wyniszczone.
- Tak bardzo nie chciałyście już tam tkwić, że nabrałyście się na najłatwiejszą sztuczkę - iluzję. - Zaśmiał się głośno i spojrzał w stronę jeziora. - Twoja przyjaciółeczka nie powinna długo tam zostawać, jeśli nie chce zdechnąć od trucizny.

<Suzanna? Co będzie dalej? ^^>

Uwagi: brak