Październik 2019 r.
Dziś musiałam wrócić na lekcje polowania. Pewnie Yuki będzie chciała się na mnie powyżywać za nakablowanie na nią. Jakoś nie chce mi się wierzyć, by nagle stała się potulną i milutką nauczycielką. W końcu teraz jej stanowisko było zagrożone i znajdowała się pod obserwacją Alf.
Stałam teraz w jaskini jak zaczarowana obserwując dziesiątki małych, mieniących się w słońcu lusterek. Obracały się w ciszy, odbijając jasne plamy światła na ściany mieszkania. Były one zawieszone na sznurkach o sufit, jednak nie mogłam już wypatrzyć, o co dokładnie. Tata w końcu miał żywioł ziemi, mógł sobie z tym poradzić bez większego problemu. Skupiłam się jednak na tym, jak niesamowity efekt dawała taka nietypowa ozdoba. Odłamki luster musiały pochodzić z kolekcji mamy. Każde miało inny, niestandardowy kształt, każdy zdaje się, że nieco inaczej ukazywał mój poważny pyszczek. Chodziłam w tą i wew tę wyjątkowo uroczystym krokiem, z uwagą łapiąc każdy, nawet najmniejszy szczegół. Nie wiem, dlaczego to się tu znalazło ani kiedy, ale byłam z tego zadowolona. Wyglądało bardzo ładnie. Tajemniczo i pięknie za razem.
Z zadumania wyrwał mnie dopiero wróbel, który wpadł do środka, świergocząc głośno. Latał slalomem między sznurkami. Przypominało mi to skomplikowany taniec, pełen gracji i swobody. Przymrużyłam powieki, wyobrażając sobie, jak by to mogło wyglądać. Cichy szelest obracających się sukien, tupot obcasów o drewniany parkiet, harmonijna muzyka perfekcyjnie zgrana z tancerzami...
Wróbel zdążył wylecieć. Otworzyłam szerzej oczy, brutalnie wyrwana z zamyślenia. Musiałam iść przecież na lekcję. Jeśli się spóźnię, Yuki pewnie mnie zje. Po niej można było się wszystkiego spodziewać. Wolałam nie ryzykować zanadto, więc pospiesznie wyszłam z jaskini i zbiegłam po skałach, by znaleźć się jak najprędzej na polanie, na której przeprowadzane były zajęcia. W myślach powtarzałam sobie, żeby bez względu na sytuację zachować spokój i nie dawać nauczycielce satysfakcji. Nie ukazywać uległości.
Na miejscu był już Shen, tym razem bez żeńskiej części szczeniąt. Po Yuki nie było ani śladu. Przysiadłam nieopodal basiora. Całą swoją uwagę skupiłam na czarnym ptaku przypominającym kruka, który przeskakiwał z gałęzi drzewa na gałąź. Ptaki były fascynujące. Wiedziałam, że w bibliotece są książki z ich opisami, ale nie umiałam czytać. Tak bardzo chciałabym nabyć tę umiejętność i sama dowiedzieć się czegoś na ich temat... Niestety jedyną osobą z moich bliskich, która ponoć umiała czytać była mama. Nawet już jej dokładnie nie pamiętałam. Wspomnienia były rozmyte. Sohara podobno też trochę umiała, ale nie na tyle dobrze, by zdołała mnie czegokolwiek nauczyć.
- Idzie - szepnął Shen. Zwróciłam wzrok w tym samym kierunku, w który wpatrywał się mój kolega. Z cienia wyłaniała się znajoma smukła sylwetka. Oczy wadery błyszczały groźnie. Zadrżałam lekko. Nie zanosiło się na to, by miała dobry humor.
- Gdzie reszta? - prawie że warknęła.
- Pewnie się spóźni - odparł cicho.
- Jak zwykle - warknęła, po czym jej wzrok zatrzymał się na mnie. Widziałam, że chce coś powiedzieć, ale tylko groźba ponownego trafienia do Alfy ją powstrzymała.
- Nie ma sensu na nie czekać, zaczynajmy lekcję - Przeszła się dookoła nas - Dziś będzie polowanie na sarny.
Shen aż otworzył pyszczek ze zdumienia.
- We dwójkę nie damy rady!
- Będziecie mogli zwalić na... - Zastanowiła się chwilę - Moone, Torance i Aoki.
- To nie fair - próbował wybronić koleżanek Shen. Yuki była nieugięta. Wyglądało na to, że przez moją nieobecność niewiele się zmieniło. Pokręciłam głową z rezygnacją i położyłam swoją wciąż małą łapkę na znacznie większej łapie Shena na znak, by odpuścił. Nie było warto się z nią wykłócać. Z jego gardła wydobyło się coś na wzór warczenia zaadresowanego dla Yuki, ale widocznie rozumiejąc, co chciałam mu przez to przekazać, odpuścił i wstał. Nauczycielka już szła do miejsca, które porośnięte było już drzewami.
Nagle usłyszeliśmy zbliżające się piski przerażenia. Yuki kazała nam przystanąć i nasłuchiwać. Ukryliśmy się również w trawie, w taki sposób, jaki mi pokazał dosłownie przed chwilą Shen. Wyglądało na to, że jednak coś robili na tych lekcjach. Zastanawiałam się tylko dlaczego się czaimy, choć wyraźnie było słychać, że to wcale nie potencjalne pożywienie, a przerażona Torance.
- Ratunku! - pisnęła, dosłownie wpadając na Szczenięcą Polanę. Potknęła się i przetoczyła kilka razy, na końcu całkiem znikając w wysokiej trawie. Stawała się ona już żółto-ruda przez to, że nadeszła jesień. To dało jej idealny kamuflaż. Nie ruszała się, choć było słychać jej szybki oddech. Musiała biec dość długo. Za jakiś czas na Polanę weszła jeszcze Aoki i Moone, obie roześmiane. Szybszy oddech je jednak zdradził.
Wyczuwałam od Aoki dominację. To ona wydawała zawsze rozkazy. Shen również na nią patrzył, marszcząc brwi. Tak, zdecydowanie on również za nią nie przepadał. Nie znosiłam głupich wilków. Najchętniej bym jej skoczyła do gardła, by zastosować tak zwaną selekcję naturalną. Tu nie było miejsca na półgłówków.
- Moone! Aoki! - ryknęła groźnie nauczycielka. Po raz pierwszy byłam jej wdzięczna za to, co zrobiła. Momentalnie z wader uleciał śmiech, a wręcz się skuliły. Torance niepewnie wychyliła głowę z trawy.
- Tak? - zapytała Moone drżącym głosem.
- Macie mi natychmiast wytłumaczyć swoje spóźnienie!
Moone zerknęła na Aoki.
- Polowałyśmy na zająca, proszę pani - oznajmiła już odważniej ruda wadera.
- A tym zającem była Torance?
Aoki zacisnęła usta w wąską kreskę, wpatrując się morderczym wzrokiem w ściganą. W jej oczach była chęć zemsty. Czułam, że po raz kolejny pod moją skórą obudził się instynkt. Instynkt konieczności pomagania słabszym i bronienia ich przed napastnikami. Futro zjeżyło mi się na karku.
- Przepraszamy - mruknęła Moone.
- Przepraszajcie Torance, a nie mnie - warknęła i odsunęła się od spóźnialskich - Za karę zostajecie po lekcjach. Nie chcę słyszeć żadnych dyskusji.
I zaczęła ponownie truchtać w kierunku, gdzie jej zdaniem pasło się stado saren. Obejrzałam się raz jeszcze na Torance i tę nieprzyjazną jej ekipę. Wcale jej nie przeprosiły, tylko szturchnęły z pogardą jej bok. Odczekałam, aż się dostatecznie oddalą, po czym dołączyłam do Torance. Shen szedł za mną jak cień.
- Suki z nich - skomentował Shen, orientując się, że swoją obecnością chcę dodać Tori otuchy. Wydała z siebie coś na wzór prychnięcia i pokłusowała za Yuki. Zrobiliśmy to samo.
- Czują się chyba bezkarne - mówił dalej basiorek.
- Bo są bezkarne - odparła w końcu Tori. Ze złością kopnęła kamień. Akurat zagłębialiśmy się w las, więc ponownie praktycznie oślepłam. Miałam nadzieję, że to polowanie nie odbędzie się w ciemnościach. Nie chciałam kierować się wyłącznie zapachem.
Na szczęście sarny pasły się w niewielkiej kotlinie nieporośniętej drzewami. Było tam tylko kilka suchych krzewów.
- Musicie się zorganizować: kto będzie goniącym, kto atakującym, a kto zabijającym. Patrząc na wasze siły, potrzebujecie jedną osobę na zabijającego, dwie na goniącego i dwie na atakującego.
- Dobra, to ja będę wybierać - oznajmiła Aoki.
- Nie ma mowy - warknęła nauczycielka - Dziś tym zajmie się Shen.
Młody basior wydał z siebie cichy okrzyk zaskoczenia, ale sądząc po jego merdającym ogonie, cieszył się z tej decyzji.
- Więc... Najsilniejsza jest Aoki, więc będzie zabijającą. Najszybciej biega Navri i Moone, więc będą goniącymi, a ja i Tori atakującymi. Wszystkim pasuje?
Pokiwaliśmy zgodnie głowami. Nie miałam większego pojęcia o tych stanowiskach, więc zdecydowałam, że będę po prostu robić to, co Moone.
Shen dalej wydawał rozkazy. Był całkiem niezły w te klocki. Gdy w końcu byliśmy wszyscy na swoich stanowiskach, Yuki się ukryła w punkcie najlepszym dla stratega i oznajmiła, że będzie obserwować nasze każde działanie. Shen i Tori podskradali się najbliżej najstarszej i jednocześnie najbardziej oddalonej od swojego stada sarny. Ja i Moone z kolei usadowiłyśmy się w krzakach nieco dalej, by mieć bliżej do galopującego już zwierzęcia. Na samym końcu czaiła się Aoki.
W momencie wydania cichego, niepozornego gwizdania Shena, atakujący wyskoczyli zza krzaków, jak najgroźniej szczerząc kły. Reakcja sarny była dokładnie taka, jak przewidywaliśmy. Moone rzuciła się za spłoszonym zwierzęciem, więc zrobiłam to samo. Kłapała zębami po jej boku, więc zrobiłam to z drugiej strony. Sarna biegała w tę i wew tę, ale nie mogła nawet zwolnić, gdyż za nią biegł Shen i Torance. Moone kilka razy nadgryzła jej kopyta, ale ja sama tego nie próbowałam, gdyż wiedziałam, że moje zęby wciąż są na to za słabe.
Niespodziewanie rzuciła się Aoki, co sprawiło, że sarna się przewróciła. W końcu nic dziwnego, miała poobgryzane nogi po przeciwnej stronie, niż skakała. Kłusowałam jeszcze przez dłuższą chwilę dookoła umierającego stworzenia, nie mogąc uwierzyć, że powaliliśmy coś, co było przeszło trzykrotnie ode mnie większe. Za chwilę przybyła Yuki. Po raz pierwszy zobaczyłam, jak się uśmiecha nie całkiem ironicznie.
- Jestem z was dumna - oznajmiła - A teraz musicie to zanieść do zapasów watahy.
<C.D.N.>
Uwagi: Nie zapominaj o pisaniu op. od swoich pozostałych postaci!