Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 9 sierpnia 2017

Od Leah "Zamierzam wrócić" cz. 2 (C.D. Lind)

Maj 2020 r.
Byłam w drodze do Biblioteki, z zamiarem wypożyczenia nowych książek. Polowanie już się zakończyło, byłam na porannej zbiórce... W zasadzie mam wolne na resztę dnia.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Westchnęłam z zadowoleniem, obserwując opasłe tomy. Zaczęłam rozglądać się za czymś ciekawym. Wpadł mi w oko bardzo stary, duży słownik. Dobrze byłoby nauczyć się jakichś języków. Zdjęłam książkę z półki i przewróciłam kartkę. Był to niejaki shin'a'in, znany też jako starosigmański. Trudny, ale ciekawy.
Skierowałam się z książką w stronę czytelni. Przejście jednak zagradzała nieco mniejszą ode mnie wilczyca.
- Przepraszam... - Zwróciłam się do białej wadery z tęczową grzywką i... Piórami w sierści. Robi wrażenie.
- Nic nie szkodzi. - Odparła z nosem w książce. Nieco zabiło mnie to z tropu. Spojrzała na mnie.
- Znaczy, ja chciałam przejść. - sprecyzowałam.
- Tak, oczywiście, wiem. - Szybko powiedziała. - Ja tylko trochę zaczytałam się. - Reakcja wadery odrobinę mnie rozbawiła.
- To na przyszłość czytelnia jest tam. - wskazałam miejsce waderę.
- To... Też wiem. - Mruknęła.
- Co cię tak wciągnęło? Mogę zobaczyć? - Spytałam z zainteresowaniem.
- Pewnie. - Wzięłam od niej książkę. Przeczytałam tytuł.
- Robinson Crusoe? Czytałam. - uśmiechnęłam się na wspomnienie treści książki. - Pierwsze spotkanie?
- W sumie to pierwszy raz widzę ludzką literaturę w ogóle. - Powiedziała.
- Jak wrażenia? Mocno cię zaabsorbowało.
- W sumie nie wiedziałam, że ludzie potrafią dobrze pisać.- Oddałam jej książkę.
- Można trafić na niezłe perełki. Polecić ci coś? - spytałam.
- Innym razem, nie zapamiętam teraz żadnego tytułu. Tak w ogóle jak ci na imię?
- Leah. - przedstawiłam się. - A ty?
- Lind. - Coś we mnie drgnęło. Nie wiem czemu, ale jej zapach wzbudził we mnie dziwne uczucie...
Ocknęłam się z odrętwienia.
- Miło mi. Od dawna tu jesteś?
- W sumie to nie. Z resztą, będę musiała wkrótce wrócić w góry. Kogoś tam zostawiłam. - Patrzyła na półki z książkami.
- Czegoś szukasz? - spytałam.
- Potrzebuje informacji o gnollach.
- Myślę, że wiem gdzie szukać. Chodź za mną. - Zawróciłam, w kierunku działu książek z istotami magicznymi.
***
- To chyba wystarczy. - Powiedziała, patrząc na stos książek, z lekkim przerażeniem.
- W sumie powinno. - Mruknęłam, wrzucając na około metrowy kolumnę ksiąg egzemplarz pod tytułem "Gnomy, gnolle i inne".
- Dziękuje ci. - Powiedziała, nieznacznie odsuwając się od stosu.
- Żaden problem Lind. Jakby trzeba było szukać jednak dalej, polecam się. - Odczuwałam dużą chęć pomocy dla tej wadery. W zasadzie nie mam pojęcia dlaczego. Pachniała dziwnie znajomo...
- E... - patrzyła na książki. - okej. - uśmiechnęła się.
- Jasne, do zobaczenia! - Powiedziałam na odchodnym.
Wyszłam z Biblioteki. Na zewnątrz było bardzo ciepło, przynajmniej w moim mniemaniu. Tak naprawdę uwielbiam ciepło, ale moje pojęcie tego słowa bardzo różni się od tutejszego. Dla mnie jest przyjemnie gdy temperatura sięga piętnaście stopni poniżej zera...
Po drodze wybrałam się nad Jezioro, by złowić kilka ryb. Temperatura w mojej jaskini jest stosunkowo niska, więc szybko się nie zepsują.
Zastanowiła mnie pewna zmiana w moim wyglądzie. Za każdym razem, jak obserwuje swoje odbicie w Jeziorze, wydaje mi się one nieco ciemniejsze... Patrząc na swoje łapy, uderzyła mnie dziwna zmiana. Były srebrzyste
Ruszyłam do swojej jaskini. Westchnęłam. Prawda, tęsknie za domem, ale nie mogę wrócić. Rad wyroczni się nie lekceważy.
***
Zebrało mi się na smutne myśli. Siedząc w swojej jaskini, próbowałam z pamięci narysować Arkana. Poprzednie rysunki niestety przepadły, gdy szybko opuszczałam Tajemnicze Podziemia. Bardzo tęskniłam za małym smokiem, jednak jego odnalezienie byłoby teraz czymś niemożliwym.
By trochę się uspokoić, sięgnęłam po słownik, jednak moja ręka trafiła na pustkę. Spojrzałam tam. Nie było go. Przeszukałam całą jaskinię, ale książki nie znalazłam.
- O psia kość. - mruknęłam. - Została w Bibliotece.
Wystrzeliłam z jaskini. Bardzo chciałam przeczytać słownik, język wyglądał ciekawie. Po dobrych kilkunastu minutach wbiegłam do Magicznego Ogrodu. Zdyszana, zwolniłam do truchtu.
Przyglądałam się kwiatom, wciąż nie mogąc nadziwić się ich urodą. Kilka razy przystanęłam, by przyjrzeć im się dokładniej.
Wychodząc z niego znowu ruszyłam sprintem.
Uchyliłam drzwi Biblioteki. W środku migotał płomień świecy. Ktoś tu jeszcze jest.
Wyjrzałam zza regału, by zobaczyć kto to. Była to Lind. Siedziała nad małym tomem który zapamiętałam jako "Magiczne Stworzenia. Podręczny niezbędnik". Podeszłam do niej.
- I jak ci idzie? - Powiedziałam cicho. Drgnęła. Po chwili odwróciła się.
- Dobrze. - powiedziała. - Znalazłam wiele przydatnych informacji.
Patrzyłam przez chwilę na cztery wielkie, nieprzeczytane dotąd tomy i podkrążone oczy wadery.
- Słuchaj... Widzę, że do czegoś potrzebujesz tych informacji. Raczej nie czytałabyś takiej ilości książek, tylko dla przyjemności. Chcę ci pomóc. Ale czy ty tego chcesz? - Powiedziałam wolno, patrząc jej w oczy. Zawahała się.
- No nie wiem... - zrobiła przerwę. - Nie chcę robić problemów.
- To nie problem. To przygoda. Właśnie dla nich przybyłam tu z północy. - Spojrzała na mnie odmieniony wzrokiem. Zastanawiała się przez chwilę.
- Dobrze. - Powiedziała. W jej głosie można było wyczuć ulgę.
- A więc czego szukamy?
- Słabych punktów gnolli.
Zerknęłam na kartkę, leżącą obok jej łapy. Były tam wypisane słabostki tych stworów.
- Masz już tego dość dużo... - wzięłam z ławy dwie książki. - Sprawdzę te trzy, ty obejrzyj pozostałe.

- Czy mogę wiedzieć, po co ci te informacje? - Spytałam, przeglądając jakiś katalog magicznych stworzeń.
- Górskie gnolle zapłacą mi za odebranie moich mocy. Również przez nie, rozdzieliłam się z towarzyszem podróży. Ustaliliśmy że spotkamy się przy skalnym łuku. Powinnam tam jak najszybciej pójść, zwłaszcza, że ma coś mojego. - mówiła z wahaniem.
- Jak się tu znalazłaś?
- Przez gnolle spadłam z góry. – powiedziała krótko.
Odpowiedź nieco mnie zszokowała, ale nie odezwałam się więcej.

Odłożyłam ostatnią książkę. Spojrzałam na Lind. Wadera przysypiała.
Z resztą nie dziwię się jej. Było grubo po północy. Sama odczuwałam zmęczenie.
- Hej! Lind! - szepnęłam. - Chodź, mamy tego dużo. - Zwróciłam się do niej. Powoli ruszyła ze mną w stronę jaskiń.
Po odprowadzeniu Lind do domu, wróciłam do siebie. Natychmiast po położeniu się na legowisko, zasnęłam. Na dziś (a raczej wczoraj) dość wrażeń.
***
- A więc gdzie jest ten skalny łuk? - spytałam, wchodzącą na zbocze Lind.
- Na południowy wschód stąd. - powiedziała podekscytowana.
- Prowadź. - wzruszyłam ramionami.
Wadera dość sprawnie wspinała się po skałach. Dotarłyśmy na górską ścieżkę. Potem już tylko mozolny marsz.
Zastanawiałam się nad reakcją jej towarzysza. Prawdopodobnie nie będzie zbyt pozytywnie do mnie nastawiony. Z tego co mówiła wywnioskowałam, że to pewnie coś jej winny basior.
Rozpoczęłam niezobowiązującą rozmowę z Lind. Dyskutowałyśmy o książkach podróżniczych. Wadera posiada wręcz zaskakującą wiedzę i niesamowity światopogląd.
Po kolejnych godzinach marszu, poczułam tak dobrze mi znany chłodny wiatr.
Uważaj, w pobliżu są wrogo nastawione istoty. - odezwał się beznamiętny głos w mojej głowie. Odwróciłam głowę. Lind spojrzała na mnie z niepokojem.
- Czy coś się stało? - spytała.
- Jeszcze nie, ale istnieje możliwość, że grupa gnolli jest w pobliżu. - powiedziałam. Lind nadstawiła uszy.
- Jest ich sześć, jakieś pół kilometra stąd. Przemieszczają się w naszym kierunku. Bynajmniej nie jest to pościg, jeszcze nas nie zwiększyły. - Powiedziała pewnie.
- Usłyszałaś je? - wybałuszyłam na nią oczy. Kiwnęła tylko głową, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Słońce było już wysoko na niebie. Chciałam sprawdzić okolicę z lotu ptaka, ale przewodniczka ostrzegła mnie przed silnym wiatrem halnym.
Nagle usłyszałam za sobą radosne warknięcie. Błyskawicznie odwróciłam się. Znacznie mnie przewyższające, obrzydliwa bestia patrzyła w moim kierunku.
- Wiesz, w książkach zabrakło ilustracji. - powiedziałam do Lind, kładąc uszy po sobie. - Czy to jest gnoll?
- Jak najbardziej. - odparła, wlepiając wzrok w ślepia krótko-pyskiej istoty. W oczach wadery można było dostrzec czystą furię.
- Wiesz... Nie jesteśmy na zbyt dogodnym miejscu do walki... Sądzę, że warto trochę się przenieść... - stałyśmy na bardzo wąskiej półce skalnej. Potwór miał większe pole do popisu.
- Lind... - wadera nie chciała się ruszyć. Zaczęła warczeć, na co bestia tylko zarechotała.
- LINDA! - zupełnie przypadkowo na końcu imienia towarzyszki dodałam jedną literę. Zupełnie zapomniała o gnollu. Spojrzała na mnie urażona.
- Nazywam się Lind. - powiedziała twardo. Chwilę się wahałam, już miałam ją przeprosić, gdy kątem oka zobaczyłam, że obrzydliwy stwór zaczął podążać w naszym kierunku.
- Po prostu chodź. - powiedziałam, ciągnąc ją za sobą.
Biegłyśmy w kierunku skalnego łuku. Lind potykała się, wyraźnie bolały ją łapy.
- Już wszystkie nas gonią! - jęknęła.
Rozpędziłam się, Lind została trochę z tyłu. Odwróciłam głowę, już zwalniałam, by mnie dogoniła, gdy nagle straciłam grunt po łapami. Z krzykiem spadłam w przepaść.
Kilka chwil później, spotkanie z litą skałą odebrało mi dech. Po chwili podniosłam się.
- Leah! - usłyszałam nad głową krzyk Lind.
- Nic mi nie jest! - odkrzyknęłam. Spróbowałam zorientować się w sytuacji. O włos uniknęłam upadku na sam dół. Uratowała mnie półeczka skalną, akurat takich rozmiarów, żebym nie spadła. Znajdowała się około pięciu metrów pod ścieżką.
- Zostań tam gdzie jesteś! - Krzyknęłam. Za waderą rozległ się ryk. - Zmiana planów. Uciekaj!
Natychmiast ruszyła przed siebie. Śmiało skoczyłam z półki, jednocześnie przywołując skrzydła wiatru. Udało mi się w locie dogonić Lind. Uspokoiłam wiatr i spokojnie wylądowałam. Znalazłyśmy się na nieco większej przestrzeni, więc mogłyśmy przygotować się na atak. Z niepokojem patrzyłam na Lind. Może jakby była w formie, dałaby radę, ale teraz...
Gnolle wystrzeliły zza skały. Warcząc, patrzyłam na pierwszego z brzegu. Inny ze zawył ze złością dostrzegając Lind. Coś nie tak było z jego łbem...
Potwór rzucił się na mnie. Zamachnął się prymitywnym młotem. Odskoczyłam, jednocześnie próbując mocą wyrwać broń z jego łap. Niestety okazał się za ciężki. Ponownie się zamachnął, tym razem trafiając mnie w bok. Sycząc z bólu, patrzyłam jak dołączają do niego trzy inne stwory. Lind broniła się przed pozostałą dwójką. Spróbowałam przywołać wiatr. Wszechobecny halny nadawał się doskonale.
Potwory zaczęły osuwać się do tyłu. Runy na mojej łapie zaczęły świecić.
Próbowały zaprzeć się nogami i dzięki potężnym pazurom, udało im się. Gwałtownie zatrzymałam podmuch. Tak jak przypuszczałam, powywracały się. Skoczyłam na jednego z nich, szybko atakując kłami, a następnie odskakując. Gnoll ryknął i runął na mnie. Podleciałam do góry, tym samym prawie powodując jego upadek. Reszta podniosła się i za wszelką cenę próbowała mnie dosięgnąć. Spojrzałam w stronę Lind. Nie jest dobrze. Muszę jej pomóc.
Nagle ujrzałam skalny łuk. Cel wyprawy.
Nikogo tam nie było.
<Lind?>