- Przepraszam skarbie, ale jak widzisz, nie zmieścisz się już tutaj.
Rzuciłam blondynce mordujące spojrzenie. Za kogo ona mnie ma, że tak bezczelnie się zwraca? Już chciałam jej strzelić w ten przemądrzały pysk, gdy Rafael wtrącił z uśmiechem:
- Ależ to żaden problem.
Wyciągnął w moją stronę ręce, a wtedy zorientowałam się, co planuje. Delikatnie "rzuciłam" mu się w ramiona i pozwoliłam, by chwycił mnie w talii. Spokojnie, jak gdyby nigdy nic usadowił mnie na swoich kolanach. Miny pozostałych dziewcząt starających do tego czasu zarezerwować dla siebie jak najwięcej miejsca w jacuzzi mówiły same za siebie. Powinnam im zrobić zdjęcie i oprawić w ramkę. Tak... To na pewno dobry pomysł. Mogłabym na to patrzeć cały dzień. Uczucie szoku pomieszanego z nutą zazdrości... A może i na odwrót? Tak czy siak Rafi jest mój i muszę to im udowodnić. Wtuliłam się w umięśnioną pierś swojego partnera i wesoło kiwałam nóżkami uderzając przy tym co chwila udo brunetki siedzącej obok. Po kilkunastu sekundach niekończącej się tortury w końcu nie wytrzymała i odsunęła się kilkanaście centymetrów. W końcu mieliśmy trochę więcej terenu dla siebie...
- Coś ty za jedna? Biało-różowe kłaczory? Co ty, emo jesteś? - drwiła jedna z dziewczyn. Zmierzyłam ją krytycznym spojrzeniem.
- Zazdrościsz paniusiu? Tobie szczerze przydałoby się się schudnąć.
- Kii... - skarcił mnie Rafi.
- Słucham?
- Nie warto zaczynać wojny.
Westchnęłam.
- No dobrze. Zgadzam się tylko dlatego, że jesteś moim mężem.
Na słowo "mąż" dziewczyny zbladły i miałam wrażenie, że zaraz zemdleją. Kolejne miny, które powinnam oprawić i powiesić na ścianie w jaskini. A z resztą mogą się topić... Mnie to nie zrobi różnicy.
- No i to rozumiem. - uśmiechnął się Rafi i delikatnie musnął swoimi ustami moje. Niewiele brakowało, a zaczęłabym mruczeć. Ostatkiem sił jednak się opamiętałam i wyrwałam z błogiego stanu zwanego "miłością". Pora wrócić na ziemię, bo chyba za bardzo odleciałam... Dziewczyny się na nas gapiły. A niech patrzą i podziwiają... I tak im go nie oddam.
- Idziemy gdzie indziej czy chcesz jeszcze trochę zostać? - zapytał nagle Rafi.
- Mi to obojętne. Ty zdecyduj.
- To jeszcze chwilkę zostaniemy.
- Ok. - powiedziałam wciąż się do niego "przyklejając". Dziewczyny nadal posyłały mi wściekłe spojrzenia. Siedzieliśmy tak jeszcze dobre 10 minut, a następnie zgodnie stwierdziliśmy, że teraz wolimy troszkę się pomęczyć na basenie sportowym. Wyszłam za rękę z partnerem z jacuzzi i spokojnie poszłam do celu. Moja radość nie trwała jednak długo, bo szybko zorientowałam się, że te uciążliwe trzy dziewczyny idą za nami.
- Niech to... Czego one znowu mogą chcieć? - szepnęłam do Rafiego. Musiałam stanąć na palcach, by dosięgnąć jego ucha.
- Nie mam pojęcia... - odpowiedział również ściszonym głosem.
- Nie uciekaj od nas przystojniaku! - pisnęła któraś z dziewczyn. Nie no... teraz to już miarka się przebrała. Wzięłam szybki zamach i wepchnęłam wszystkie trzy dziewczyny na raz do basenu sportowego. Magiczne zdolności są czasem bardzo przydatne...
- Aaaa! - piszczały jedna przez drugą. Były najwyraźniej lekko zszokowane nagłą zmianą temperatur, bo w jacuzzi było coś około 30 stopni, a w tym basenie temperatura utrzymywała się przy zaledwie 20. Dwie z nich prędko wygramoliły się, a trzecia zniknęła pod powierzchnią wody.
- Ona się topi. - powiedział Rafi rozszerzając oczy.
- Chyba nie chcesz jej... - nie zdążyłam skończyć, bo chłopaka już nie było. Zanurkował, by ratować brunetkę. W środku aż się gotowałam ze złości. Pewnie jeszcze będą konieczne tak zwane usta-usta... Grr... jak ja nienawidzę tych bab. Ku mojemu zaskoczeniu Rafi zaraz po wyłowieniu jej, zostawił ją na kafelkach i wrócił do mnie. Zmarszczyłam brwi.
- Żadnego masażu serca, maski tlenowej ani nic?
- Nie jest to konieczne. Udawała. Ratowałem ją tylko dlatego, żeby nie stracić pracy.
- Aha...
- A teraz może chodźmy coś zjeść? - zapytał niebieskowłosy.
- Chętnie. - uśmiechnęłam się. Humor znacznie mi się poprawił.
- W porządku.
- Nie! Wracaj! Ratuj mnie! - krzyczała dalej dziewczyna, która nagle "w magiczny sposób" wydobrzała.
- Przed czym? - zapytał znudzony już Rafael.
- Przed... e... - zamyśliła się. - Ratuuuunkuuuu! Kafelki atakują!!
Rafael tylko cicho westchnął i nie mogąc już dłużej patrzeć na dziewczynę tarzającą się po ziemi, obrócił się w przeciwnym kierunku do niej i chwycił mnie za dłoń.
- Więc chodźmy...
<Rafael?>
Zacieśnianie więzi
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)
wtorek, 17 lutego 2015
Od Noxa "Co będzie dalej?" cz. 1 (cd. Leyanira)
- Tato, a co się stało z siostrami? - zapytałem pewnego dnia w poprzedniej watasze. Miałem dwie siostry, a teraz zostałem sam.
- Jedna nie żyje - Powiedział ze smutkiem
- A druga? - nie dawałem za wygraną
- Zaginęła
- Czy mogę jej poszukać?
- Nie, bo ciebie też stracę
- Jak mamę?
- Nie - powiedział stanowczo. Wszyscy mówili, że to on ją zabił, ale ja znałem prawdę. To zrobili ludzie. Nienawidzę tych dwunożnych istot. - Nox'ie, wiesz, że muszę odejść, tak?
- Tak, tato
- Czy chcesz pójść ze mną?
- Oczywiście, ale wiesz, że i tak pójdę szukać Leyaniry, prawda?
- Niestety - Powiedział i bez słowa wskoczył do wody. Nie mogłem płynąć za nim. Było oczywiste mimo wszystko, że będzie mnie miał na oku. Przeszukałem jaskinię. Duże zapasy jedzenia i trochę wody. No nic, musi wystarczyć. Wyruszyłem.
Następnego dnia ujrzałem tereny jakiejś watahy. Usłyszałem szczeniaki, a potem głos w mojej głowie.
- A może pobawię się z nimi? - Tata kiedyś mi mówił, że będę słyszał myśli mojej siostry. Poszedłem więc za nimi i dotarłem nad wodospad. Leżała tam jakaś waderka, wpatrywała się w wodę.
- Leyanira? - rzuciłem niepewnie
- Tak, a co? - Uniosła głowę i wpatrywała się we mnie
- Jestem twoim bratem.
<Leya?>
- Jedna nie żyje - Powiedział ze smutkiem
- A druga? - nie dawałem za wygraną
- Zaginęła
- Czy mogę jej poszukać?
- Nie, bo ciebie też stracę
- Jak mamę?
- Nie - powiedział stanowczo. Wszyscy mówili, że to on ją zabił, ale ja znałem prawdę. To zrobili ludzie. Nienawidzę tych dwunożnych istot. - Nox'ie, wiesz, że muszę odejść, tak?
- Tak, tato
- Czy chcesz pójść ze mną?
- Oczywiście, ale wiesz, że i tak pójdę szukać Leyaniry, prawda?
- Niestety - Powiedział i bez słowa wskoczył do wody. Nie mogłem płynąć za nim. Było oczywiste mimo wszystko, że będzie mnie miał na oku. Przeszukałem jaskinię. Duże zapasy jedzenia i trochę wody. No nic, musi wystarczyć. Wyruszyłem.
Następnego dnia ujrzałem tereny jakiejś watahy. Usłyszałem szczeniaki, a potem głos w mojej głowie.
- A może pobawię się z nimi? - Tata kiedyś mi mówił, że będę słyszał myśli mojej siostry. Poszedłem więc za nimi i dotarłem nad wodospad. Leżała tam jakaś waderka, wpatrywała się w wodę.
- Leyanira? - rzuciłem niepewnie
- Tak, a co? - Uniosła głowę i wpatrywała się we mnie
- Jestem twoim bratem.
<Leya?>
Od Nari "Spacer czy randka?" cz.5 (cd. Kai)
Zamarłam. Nie spodziewałam się, że zapyta mnie o to. Po prostu nie
wierzyłam własnym uszom! Kai wpatrywał się we mnie i czekał na
odpowiedź.
- Tak! Tak! Tak! - krzyknęłam ucieszona i zaczęłam piszczeć z radości.
Kai roześmiał się. Pocałowałam go, a następnie zeszłam z niego.
- No to gdzie teraz idziemy?
- Hm... Na Plażę. - zaproponował Kai.
- Po co? - zmarszczyłam brwi.
- Żeby się opalać oczywiście!
- Em... Tylko wiesz, mamy środek zimy. To ja już w takim razie wolę solarium.
- A co to to całe "solarium"? Jakaś łąka? - zaintrygował się basior.
- Nie, to po prostu urządzenie do opalania się.
- Aaaaa, dobra. Nadal nie czaję.
Westchnęłam.
- Nie będę ci dokładnie tłumaczyła, bo i tak nie zmieniasz się w człowieka, więc to ci w niczym nie pomoże - powiedziałam.
- To może nad Jezioro? Słyszałem od szczeniaków, że zamarzło.
- Może być - odpowiedziałam.
Kai szedł wyjątkowo spokojnie i obserwował z uśmiechem mój każdy, nawet najmniej szybki ruch. Ja za to przeciwnie: przeskakiwałam z kamienia na kamień leżących obok ścieżki i cicho nuciłam melodię piosenki, którą niedawno usłyszałam. Wciąż byłam cała w skowronkach po tym, co usłyszałam chwilę temu!
Gdy zobaczyłam to wielkie lodowisko, nie wytrzymałam i z radosnym piskiem wbiegłam na lód, ledwo co się nie wywracając. Basior spokojnie poszedł za mną, stawiając ostrożnie łapy na lodzie. Ślizgałam się w tą i z powrotem, aż w końcu wpadłam na Kai'ego. Gdy próbowaliśmy się podnieść usłyszałam nieprzyjemny dźwięk pękającego lodu. Coraz więcej i głośniejszych trzasków. Oj, niedobrze! Bardzo niedobrze!
- Kai! Boję się! - krzyknęłam spanikowana.
Wokół nas było coraz więcej wody. Aż w końcu po kilku sekundach cała powierzchnia, na której staliśmy zniszczyła się i wpadliśmy do wody.
<Kai?>
- Tak! Tak! Tak! - krzyknęłam ucieszona i zaczęłam piszczeć z radości.
Kai roześmiał się. Pocałowałam go, a następnie zeszłam z niego.
- No to gdzie teraz idziemy?
- Hm... Na Plażę. - zaproponował Kai.
- Po co? - zmarszczyłam brwi.
- Żeby się opalać oczywiście!
- Em... Tylko wiesz, mamy środek zimy. To ja już w takim razie wolę solarium.
- A co to to całe "solarium"? Jakaś łąka? - zaintrygował się basior.
- Nie, to po prostu urządzenie do opalania się.
- Aaaaa, dobra. Nadal nie czaję.
Westchnęłam.
- Nie będę ci dokładnie tłumaczyła, bo i tak nie zmieniasz się w człowieka, więc to ci w niczym nie pomoże - powiedziałam.
- To może nad Jezioro? Słyszałem od szczeniaków, że zamarzło.
- Może być - odpowiedziałam.
Kai szedł wyjątkowo spokojnie i obserwował z uśmiechem mój każdy, nawet najmniej szybki ruch. Ja za to przeciwnie: przeskakiwałam z kamienia na kamień leżących obok ścieżki i cicho nuciłam melodię piosenki, którą niedawno usłyszałam. Wciąż byłam cała w skowronkach po tym, co usłyszałam chwilę temu!
Gdy zobaczyłam to wielkie lodowisko, nie wytrzymałam i z radosnym piskiem wbiegłam na lód, ledwo co się nie wywracając. Basior spokojnie poszedł za mną, stawiając ostrożnie łapy na lodzie. Ślizgałam się w tą i z powrotem, aż w końcu wpadłam na Kai'ego. Gdy próbowaliśmy się podnieść usłyszałam nieprzyjemny dźwięk pękającego lodu. Coraz więcej i głośniejszych trzasków. Oj, niedobrze! Bardzo niedobrze!
- Kai! Boję się! - krzyknęłam spanikowana.
Wokół nas było coraz więcej wody. Aż w końcu po kilku sekundach cała powierzchnia, na której staliśmy zniszczyła się i wpadliśmy do wody.
<Kai?>
Od Leyaniry "Nowa" cz. 3 (cd. Kiiyuko)
Odwróciłam się. Miałam ochotę to wykrzyczeć, obwieścić światu. Każdy zna
to szczęście, po udrękach i niepowodzeniach. Kątem oka pochwyciłam
uśmiech Kii. Już biegłam na zewnątrz...
Wyhamowałam ostro tuż przed obłokiem, który zagradzał mi wyjście. W tej samej chwili odezwał się on piskliwym, lecz łagodnym głosem
- Nareszcie! - Od tego momentu chmura zaczęła zmieniać kształt formując się w wilka
- Ale co? - Odpowiedziałam wyzywająco. Nie czułam strachu
- Odkryłaś swój żywioł!
- Taa, jasne.
- To niby dlaczego mnie widzisz? - Teraz widziałam nie obłok, tylko przeźroczystego wilka... On unosił się nad ziemią i wyglądał jak ja
- A czym jesteś w takim razie?
- Nie czym, tylko kim. Nie obrażaj zmarłej siostry! - Tu spuściła łeb - Urodziłam się martwa - to było nie do pomyślenia - jestem z tobą połączona iii... będę cię chronić. Mam wiele mocy. Ja opętałam tamtego wilka, na którego wpadłaś. Sorry, ale tu będzie ci lepiej niż wśród trupów...
- Że co?! - Czułam na sobie wzrok Kiiyuko. Albo uważała to za normalne, albo też widziała to co ja.
- Napadli na nich tuż po twoim odejściu. Zabiliby cię na miejscu. Twoim żywiołem jest Duch i jesteś w stanie z nami rozmawiać, o ile wiem również przywoływać i odsyłać. Wyczuwać teraz będziesz dusze wilków. No wiesz, będziesz wiedziała, kto idzie, czy można mu ufać, w jakim jest nastroju, czy kłamie...
Ale ja już tego nie słuchałam. Rozumiałam. Ostatkami sił to rozumiałam. Spojrzałam na Kiiyuko
- Ja chyba potrafię rozmawiać z duchami...
<Kiiyuko?>
Uwagi: Momentami masz bardzo dziwaczny styl zaznaczania wypowiedzi... Jakby to Ci wytłumaczyć... każda z osobna powinna znajdować się w nowej linii.
Wyhamowałam ostro tuż przed obłokiem, który zagradzał mi wyjście. W tej samej chwili odezwał się on piskliwym, lecz łagodnym głosem
- Nareszcie! - Od tego momentu chmura zaczęła zmieniać kształt formując się w wilka
- Ale co? - Odpowiedziałam wyzywająco. Nie czułam strachu
- Odkryłaś swój żywioł!
- Taa, jasne.
- To niby dlaczego mnie widzisz? - Teraz widziałam nie obłok, tylko przeźroczystego wilka... On unosił się nad ziemią i wyglądał jak ja
- A czym jesteś w takim razie?
- Nie czym, tylko kim. Nie obrażaj zmarłej siostry! - Tu spuściła łeb - Urodziłam się martwa - to było nie do pomyślenia - jestem z tobą połączona iii... będę cię chronić. Mam wiele mocy. Ja opętałam tamtego wilka, na którego wpadłaś. Sorry, ale tu będzie ci lepiej niż wśród trupów...
- Że co?! - Czułam na sobie wzrok Kiiyuko. Albo uważała to za normalne, albo też widziała to co ja.
- Napadli na nich tuż po twoim odejściu. Zabiliby cię na miejscu. Twoim żywiołem jest Duch i jesteś w stanie z nami rozmawiać, o ile wiem również przywoływać i odsyłać. Wyczuwać teraz będziesz dusze wilków. No wiesz, będziesz wiedziała, kto idzie, czy można mu ufać, w jakim jest nastroju, czy kłamie...
Ale ja już tego nie słuchałam. Rozumiałam. Ostatkami sił to rozumiałam. Spojrzałam na Kiiyuko
- Ja chyba potrafię rozmawiać z duchami...
<Kiiyuko?>
Uwagi: Momentami masz bardzo dziwaczny styl zaznaczania wypowiedzi... Jakby to Ci wytłumaczyć... każda z osobna powinna znajdować się w nowej linii.
Od Desari "Czarne róże w ogródku Śmierci" cz. 2 (cd. Tsume)
Nie mogłam w to uwierzyć. W jednej chwili medytowałam spokojnie w
ulubionym miejscu otulona bezgraniczną ciszą, a niespodziewanie budzę
się w innym wymiarze dzięki niezidentyfikowanej, krwistoczerwonej mgle,
którą zdaje się można by kroić nożem. Jednak gdy się obudziłam,
pozytywnie zareagowałam na otaczający krajobraz: panująca szarość
działała kojąco. Ruszyłam za Tsume zamiatając ogonem jałową ziemię.
- Wiesz, dokąd idziesz? - spytałam sztywno chcąc przerwać uporczywą nagle ciszę.
- Przed siebie. - odparł z prostotą, więc nie podejmowałam już tematu.
Droga stawała się bezsensowna, niezależnie w którą stronę prowadził mnie Tsu w zasięgu wzroku było jedynie szare, martwe podłoże i spróchniałe drzewa wyglądające niczym wyjęte z horroru. Wreszcie, kiedy całkowicie przejadł mi się widok nieżywej polany zmieniłam się w swoją ludzką formę i zaczęłam lewitować na niewielką wysokość w pozycji kwiatu lotosu.
- Co ty robisz? - spytał basior siadając naprzeciwko. Uciszyłam go sycząc coś niezrozumiale i skoncentrowałam się. Aura w tym miejscu zauważalnie wzrosła, co nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Wiązka mojej mocy wysunęła się z oczu wsiąkając w grunt i rozchodząc się po nim zostawiając po sobie tylko błyszczącą poświatę. Pole mojego widzenia zwiększyło się, widziałam spod zamkniętych powiek wszystko co znajdowało się w zasięgu many. Nagle otworzyłam oczy i opadłam delikatnie na ziemię.
- W tę stronę. - wymruczałam wskazując palcem kierunek i ruszyłam jak zahipnotyzowana do dużej rezydencji, stworzonej prawdopodobnie na wzór średniowiecznych, ogromnych posiadłości.
<Tsu? Przepraszam, że tak długo>
Uwagi: brak. Mam tylko takie małe pytanko: czy to jest świat należący do Kazumy? Wygląda z opisu praktycznie tak samo...
- Wiesz, dokąd idziesz? - spytałam sztywno chcąc przerwać uporczywą nagle ciszę.
- Przed siebie. - odparł z prostotą, więc nie podejmowałam już tematu.
Droga stawała się bezsensowna, niezależnie w którą stronę prowadził mnie Tsu w zasięgu wzroku było jedynie szare, martwe podłoże i spróchniałe drzewa wyglądające niczym wyjęte z horroru. Wreszcie, kiedy całkowicie przejadł mi się widok nieżywej polany zmieniłam się w swoją ludzką formę i zaczęłam lewitować na niewielką wysokość w pozycji kwiatu lotosu.
- Co ty robisz? - spytał basior siadając naprzeciwko. Uciszyłam go sycząc coś niezrozumiale i skoncentrowałam się. Aura w tym miejscu zauważalnie wzrosła, co nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Wiązka mojej mocy wysunęła się z oczu wsiąkając w grunt i rozchodząc się po nim zostawiając po sobie tylko błyszczącą poświatę. Pole mojego widzenia zwiększyło się, widziałam spod zamkniętych powiek wszystko co znajdowało się w zasięgu many. Nagle otworzyłam oczy i opadłam delikatnie na ziemię.
- W tę stronę. - wymruczałam wskazując palcem kierunek i ruszyłam jak zahipnotyzowana do dużej rezydencji, stworzonej prawdopodobnie na wzór średniowiecznych, ogromnych posiadłości.
<Tsu? Przepraszam, że tak długo>
Uwagi: brak. Mam tylko takie małe pytanko: czy to jest świat należący do Kazumy? Wygląda z opisu praktycznie tak samo...
Od Niny "Pierwszy raz w nowej pracy"
Chodziłam sobie po parku, gdy zobaczyłam zapracowaną kobietę z
wózkiem. Obok niej biegało jeszcze trójka dzieci. Kobieta próbowała je
uspokoić. Szybko pobiegłam. Uspokoiłam dzieci i powiedziałam:
- Wszystkie pani?
- Nie mojej siostry i nie mów do mnie pani, mam tyle lat ile ty.
- Widzę, że sobie nie radzisz.
- Ha! Bezczelna!
- Ja chcę ci tylko pomóc.
- Tak? To dlaczego? - zapytała nie ufnie dziewczyna
- Jestem opiekunką dzieci.
- Aha... czyli chcesz tylko mamony?!
- Powinnaś być szczęśliwa, że chce się zająć taką ilością dzieci - oburzyłam się - No, jeżeli wolisz się męczyć.
- Stój! Zgoda, na kilka godzin.
- Ok, a od kiedy?
- Od teraz! - dziewczyna próbowała iść, ale ją zatrzymałam
- Poczekaj, daj mi swój numer.
- Ok... ok, nie denerwuj się.
- I adres też!
- No dobra masz! - mruknęła podając mi karteczkę z notatką.
- Dzięki możesz, już iść.
Gdy usłyszała te słowa, od razu pobiegła.
- Dobra, idziemy do domu. - powiedziałam do dzieci
Poszliśmy pod podany adres. Zadzwoniłam, ale nikt nie otwierał. Powtórzyłam tę czynność, ale bez skutku.
- Nikogo nie ma w domciu - powiedziała mała dziewczynka
- Hmm... to chyba idziemy do mnie - powiedziałam
- Ale klucz jest pod wycieraczką - powiedział mały chłopczyk o blond włoskach.
Zajrzałam pod wycieraczkę, klucz rzeczywiście tam był.
- To wchodzimy! - weszliśmy do środka - To co?
Zapadła dziwna cisza, gdy nagle jedno dziecko dotknęło mnie i powiedziało "Berek". Wszystkie zaczęły biegać i krzyczeć. Było tak przez godzinę, w tym czasie robiłam im kolację. "Dzieci jedzenie!" krzyknęłam i od razu miałam 3 główki przed sobą. "Usiądźcie", a dzieci usiadły. Rozdałam talerze i nałożyłam spaghetti. Dzieci zaczęły jeść, co nie było miłym widokiem. Jadły jak małe świnki. Gdy skończyły musiałam ich umyć (w końcu to były 3-4 latki i mały dzidziuś). Ubrałam je w piżamki i dałam do łóżka. Został mi malutki, który czekał na jedzenie. Dałam mu mały słoiczek Gerber. Po jedzeniu umyłam maluszka i uśpiłam na rekach, po czym dałam do kołyski. "Uff..." - odetchnęłam z ulgą. W tym samym momencie przyszła wcześniej spotkana dziewczyna do domu.
- Gdzie dzieci? - zapytała
- Śpią.
Dziewczyna ucieszyła się i dała mi pieniądze. Wyglądała jakby mnie chciała wyrzucić za drzwi, ale nie musiała, bo od razu po dostaniu pieniędzy wyszłam w pośpiechu.
Uwagi: Poćwicz stawianie przecinków. Po znakach interpunkcyjnych stawiamy Spację. Wyraz "spaghetti" wzięty jest z Włoch, dlatego piszemy go używając również litery "h".
- Wszystkie pani?
- Nie mojej siostry i nie mów do mnie pani, mam tyle lat ile ty.
- Widzę, że sobie nie radzisz.
- Ha! Bezczelna!
- Ja chcę ci tylko pomóc.
- Tak? To dlaczego? - zapytała nie ufnie dziewczyna
- Jestem opiekunką dzieci.
- Aha... czyli chcesz tylko mamony?!
- Powinnaś być szczęśliwa, że chce się zająć taką ilością dzieci - oburzyłam się - No, jeżeli wolisz się męczyć.
- Stój! Zgoda, na kilka godzin.
- Ok, a od kiedy?
- Od teraz! - dziewczyna próbowała iść, ale ją zatrzymałam
- Poczekaj, daj mi swój numer.
- Ok... ok, nie denerwuj się.
- I adres też!
- No dobra masz! - mruknęła podając mi karteczkę z notatką.
- Dzięki możesz, już iść.
Gdy usłyszała te słowa, od razu pobiegła.
- Dobra, idziemy do domu. - powiedziałam do dzieci
Poszliśmy pod podany adres. Zadzwoniłam, ale nikt nie otwierał. Powtórzyłam tę czynność, ale bez skutku.
- Nikogo nie ma w domciu - powiedziała mała dziewczynka
- Hmm... to chyba idziemy do mnie - powiedziałam
- Ale klucz jest pod wycieraczką - powiedział mały chłopczyk o blond włoskach.
Zajrzałam pod wycieraczkę, klucz rzeczywiście tam był.
- To wchodzimy! - weszliśmy do środka - To co?
Zapadła dziwna cisza, gdy nagle jedno dziecko dotknęło mnie i powiedziało "Berek". Wszystkie zaczęły biegać i krzyczeć. Było tak przez godzinę, w tym czasie robiłam im kolację. "Dzieci jedzenie!" krzyknęłam i od razu miałam 3 główki przed sobą. "Usiądźcie", a dzieci usiadły. Rozdałam talerze i nałożyłam spaghetti. Dzieci zaczęły jeść, co nie było miłym widokiem. Jadły jak małe świnki. Gdy skończyły musiałam ich umyć (w końcu to były 3-4 latki i mały dzidziuś). Ubrałam je w piżamki i dałam do łóżka. Został mi malutki, który czekał na jedzenie. Dałam mu mały słoiczek Gerber. Po jedzeniu umyłam maluszka i uśpiłam na rekach, po czym dałam do kołyski. "Uff..." - odetchnęłam z ulgą. W tym samym momencie przyszła wcześniej spotkana dziewczyna do domu.
- Gdzie dzieci? - zapytała
- Śpią.
Dziewczyna ucieszyła się i dała mi pieniądze. Wyglądała jakby mnie chciała wyrzucić za drzwi, ale nie musiała, bo od razu po dostaniu pieniędzy wyszłam w pośpiechu.
Uwagi: Poćwicz stawianie przecinków. Po znakach interpunkcyjnych stawiamy Spację. Wyraz "spaghetti" wzięty jest z Włoch, dlatego piszemy go używając również litery "h".
Subskrybuj:
Posty (Atom)