Pod warstwą chmury było słychać tajemniczy głos, Rebecca powiedziała:
- Telleni, poczekaj tu.
- S-siostra... J-j-ja s-sie b-boje.
- Nie ma czego, dopóki jestem przy tobie.
Nagle ten sam tajemniczy głos się odezwał:
- KTO TAM JEST!!! GADAĆ!!!
Nagle mi się przypomniało, że ten głos wcześniej słyszałam
- Rebecca...
- Tak?
- To jeden z-z...
- Jeden z kogo?
- Tych... tych... wilków, co naszych rodziców... - przełknęłam z przestraszeniem ślinę.
Nagle Rebecca stała jak słup na chmurze, a ten głos był bliżej i bliżej.
- Rebecca... on tu idzie. Rebecca powiedz coś, REBACCA!
Gdy ugryzłam ją w łapę otrząsnęła się
- AAAAŁ!
- Przepraszam...
- Nic się nie stało... dobrze że to zrobiłaś.
Od razu po tym jak Rebecca odpowiedziała na samą góre chmury wdarł się wilk z resztą swoich kumpli.
- TO ONE! ŁAPAĆ JE!
- TELLENI! UCIEKAJ!
Rebecca złapała mnie za kark i odleciała w dół do gęstego lasu.
- Dobrze, tu nas nie znajdą. - wysapała.
- Jesteś pewna?
- Tak... jestem pewna - uśmiechnęła się do mnie.
- Idę po coś do jedzenia, zaczekaj tu.
Po czym Rebecca wyszła z nory, którą wykopała. Wkrótce nastała ciemna i zimna noc.
- G-gdzie jest R-rebecca? J-jest t-tu b-bardzo zi-zimno. - szepnęłam sama do siebie.
Obok przebiegło stado wilków które goniło Rebecce, rzuciła mi jedzenie, na którym wyryła jakiś napis.
Mam iść w głąb lasu? Ale po co? No ale tak kazała Rebecca to tak trzeba. - pomyślałam. Wychyliłam łepek, ale Rebecca znikneła razem z stadem w tumanach pyło i piasku.
- To głąb lasu jest w tą stronę. Raczej coś tam jest... chyba.
Gdy nastał dzień padłam pod drzewem jakbym umarła... Już mi się zdawało,
że lecę w górę jako dusza, lecz było inaczej. Leciałam na
grzbiecie białego wilka, nad jego głową było żółte kółko z dziurą w
środku.
- Kim jesteś?
Wilk nic nie odpowiedział.
- Jestem Telleni, a ty?
- Kailes.
- Miło mi cię poznać Kailes
- Wiem kim jesteś,w jakim jesteś wieku, jaką masz rodzinę oraz kto zabił twoich rodziców.
- Wiesz kto to zrobił?
- Tak, to był Anastazy.
-Anastazy?
- Żądny krwi samiec Alfa bez współczucia, który ma serce dosłownie z kamienia.
- On jest zrobiony?
- Zrobił go Wilczed, był szalony, zjadł jagody Kamienta, stworzył go pod ich wpływem. To był niewypał.
- Dobrze, to powiedz mi jak dobrze mnie znasz.
- Masz na imię Telleni, jesteś waderą urodzoną pod wpływem magii. Twoja
matka chciała mieć jeszcze jedną córeczkę, ale nie mogła zajść w ciąże. Poprosiła więc o miksturę, wypiła ją i po trzech miesiącach urodziłaś się ty,
masz teraz dwa miesiące. Ojciec: Oliversi, Matka: Olejn, Siostra: Rebecca.
- A nie powinnam się urodzić się po dziewięciu miesiącach?
- Powinnaś, ale tak działa ten eliksir.
- Aha... A tak w ogóle, gdzie my lecimy?
- Do Watachy Ametystu, tam nauczą cie jak przetrchwać.
- Aaa... A muszę tam lecieć?
- Tak, musisz.
- No dobrze.
- Już jesteśmy, będziesz się uczyć z czwórką Wader:
Alpen, Tessi, Wonder, Mensi oraz siódemką Basiorów:
Ules, Wax, Moles, Perten, Toren, Kaun i Sedar.
- Raczej będzie fajnie - wybełkotałam pod nosem.
~Miesiąc później
Opuściłam to plemię razem z Wonder, Sedarem, Waxem i Alpen, cała reszta była nadal członkami watahy.
- Co teraz? - spytała Alpen.
-Raczej się rozejdziemy - odpowiedziałam.
-A musimy? - powiedział Sedar.
-Tak.. Tak musimy zrobić... - rzekłam.
Pożegnaliśmy się i po prostu... rozeszliśmy się
- Jestem zmęczona, może wejdę na to drzewo? Raczej nie dam rady, ale spróbować nie zaszkodzi.
Udało się wejść na drzewo z tamtą na skale siedział szczeniak lub dwa,
może trzy, nie mam pojęcia nie byłam pewna, bo byłam bardzo obolała i
rozkojarzona po polowaniu na jedzenie, w czasie poranka, gdy kopnął mnie w
głowę młody jeleń.
<Dante? Sohara? Wissy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz