Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 28 stycznia 2017

Od Kai'ego "Powrót" cz. 2 (c.d. Sierra)

Wiosna 2018 r.
Podobno nad ranem na tereny watahy przybył jakiś obcy. Wszystkie wilki z Watahy Czarnego Kruka dyskutowały o tym niemalże bez ustanku. Twierdziły, że pod wieczór ma się odbyć egzekucja, ale jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Nie takie zasady przyjęliśmy w Watasze Magicznych Wilków.
- Proszę o spokój! - zarządziłem, siedząc na jednym z kamieni. Zapanowała cisza. Wszyscy wbili we mnie mordercze spojrzenia, jednak udało mi się je wytrzymać. - Mam przeprowadzić lekcję dobroci, a nie podniecania się nieszczęściem innego wilka.
- Chciał nas zaatakować! - rzucił ktoś, a odpowiedział mu pomruk zgodnego tłumu. Westchnąłem.
- Co może zrobić nam jeden wilk? Jest nas przeszło setka. Nie łatwiej by było dowiedzieć się, czego tak właściwie od nas chce, skąd przybył i dlaczego? Wątpię, aby ktokolwiek, sam jeden był w stanie nam stawić czoła. To najzwyklejsze w świecie szaleństwo.
Szemrali między sobą. Pewnie mówili różne niepochlebne rzeczy na mój temat. Moje dyżury na przeprowadzanie z nimi lekcji zawsze były dla mnie nie całkiem miłym przeżyciem. Nie zdarzyło mi się nigdy przychylnie spojrzeć na sąsiadujące z nami stado. Byli strasznie zamknięci na wszelakie nowości. Trochę jakby umieszczono ich w ciasnym pudełku tuż po dołączeniu do ich poprzedniej watahy, a poza nim nie mogli żyć.
- Jeśli jednak okaże się, że wilk ten nie zagraża nam w żaden sposób, będziecie mu winni przeprosiny. Czy to jest jasne?
Wzbudziłem tym poleceniem dość dużą kontrowersję. Jedni się zgadzali, inni nie. Pozwoliłem im samodzielnie podjąć decyzję. W końcu mieli taką samą swobodę, jak ja, czy każdy inny wilk w Watasze Magicznych Wilków.
Odczekałem, aż się nieco uspokoją, a później monotonnym tonem oświadczyłem, że teraz najwyższa pora na przejście do lekcji.
- Dziś nauczycie się, że... nie warto zamykać się na innych i całą resztę świata. Połączcie się w pary.
Rozległy się jęki niezadowolenia.
***
Po południu, wracając z niezwykle męczących zajęć do swojej jaskini, napotkałem Alfę watahy. Stał w taki sposób, jakby na kogoś czekał. Mało tego - zatrzymał się przed wejściem do mojego mieszkania. Niepewnie podszedłem bliżej.
- Fermitate... - zacząłem, nie do końca pewien, czy powinienem się lekko ukłonić. W razie czego to zrobiłem, lecz on zdawał się to całkowicie zignorować. Wyglądał na roztargnionego.
- Rano przyszła do nas jakaś wadera. Nie chciała na nic odpowiadać. Cały czas prosiła o to, byśmy cię do niej przyprowadzili.
Mój puls przyspieszył. Jaka wadera? Achita? Nari? Czy może jeszcze jakaś inna? Przeszły mnie dreszcze. Wszystko mi mówiło, że to nie skończy się dobrze. Skinąłem głową na młodego Alfę, tym samym zezwalając na zaprowadzenie siebie do jego siedziby, gdzie najwidoczniej musiała przebywać owa tajemnicza samica.
Kiedy tylko minąłem próg, zauważyłem wychudzoną, ciemną waderę, naprzeciwko której siedział Dante. Najwidoczniej przydzielono mu pilnowanie jej. Ostrożnie wszedłem do środka, a kiedy oczy przyzwyczaiły się do półmroku, zacząłem rozpoznawać ostre rysy wadery, stojącej w najgłębszym cieniu. Dużo ostrzejsze, niż zapamiętałem. Fluorescencyjne wzory na jej ciele świeciły dużo słabiej, niż kiedyś. Kiedy tylko mnie rozpoznała, otworzyła szerzej oczy.
- Kai?
Skinąłem głową, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Prawdę mówiąc zrobiło mi się jej trochę żal. Była w moich wspomnieniach wyblakła. W końcu nie byliśmy sobie aż tak bliscy... W jakiś sposób odczułem jej brak, ale nie tak dotkliwie, jak utratę rodziny. Uczestniczyłem w poszukiwaniach, lecz szybko z nich zrezygnowano. Uznano, że członkowie watahy mają inne zajęcia, a ona powinna sama sobie poradzić. Właściwie to czułem się odrobinę współwinny jej zaginięciu. W końcu byłem ostatnią osobą, która ją widziała. Mogłem ją odciągnąć od ucieczki. Niewykluczone, że zrobiła to przeze mnie. Teraz uderzyło mnie poczucie winy silniejsze, niż dotychczas. Nie dość, że jest szansa, że to wszystko wydarzyło się przeze mnie, to jeszcze praktycznie o niej zapomniałem.
Przynajmniej jej imię zapamiętałem.
- Sierra... Minęło tyle czasu... gdzie... - zacząłem drżącym głosem.
- Ty stary durniu, nie wiesz, że to może być moja prywatna sprawa? - odpowiedziała swoim zwykłym, kąśliwym tonem głosu. Przeczucie podpowiadało mi, że jej wnętrze nie zmieniło się aż tak drastycznie.
- Wiem i rozumiem.
- Kim jest dla nas... ta wadera? - zapytał Alfa, burząc nasz nastrój prywatności i tajemnicy skuteczniej, niż Dante, o obecności którego niemalże zapomniałem.
- To Sierra. Nie stanowi zagrożenia. Kilka miesięcy temu należała do watahy. Była moją przyjaciółką.
Pokiwał w zamyśleniu głową, zerkając w kierunku Sierry.
- Zgaduję, że przybyła tutaj, aby ponownie dołączyć.
Tym razem i ja na nią popatrzyłem. Przez chwilę się wahała. Miała spuszczony wzrok. Nawet nie przeszło mi przez myśl, aby nie miała zostać. Przez praktycznie cały czas byłem sam. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak samotny i mało rozrywkowy się stałem. Może to po prostu starość, a moim przeznaczeniem jest skończyć jako dokarmiacz gołębi w parku?
- Tak. Chcę wrócić.
- W takim razie trafiasz na okres próbny. Mam nadzieję, że będziesz się tutaj dobrze czuć - Fermitate posłał jej pogodny uśmiech, a następnie wymaszerował z jaskini. Tuż za nim podążył Dante, który najwidoczniej stwierdził, że już nic tu po nim.
- Czyżbyś właśnie w ten sposób trafiła pod moje skrzydła na najbliższe kilka tygodni?
- Nie masz skrzydeł.
- Tak się tylko mówi...
- Przecież wiem - prychnęła, wstając. Na jej pysku pojawił się grymas bólu. Wyłoniła się z cienia, więc mogłem zauważyć, jak bardzo wymizerowana i brudna się stała. Było mi jeszcze bardziej przykro. Musiała wiele przez ten czas przeżyć.
- Może... najpierw wybierzemy się nad Wodospad? - zapytałem ostrożnie. Nie odpowiedziała. Chwiejnym krokiem wyszła z jaskini. Nie wyglądała, jakby oczekiwała pomocy, więc po prostu za nią poszedłem, będąc w pełni gotowości do ewentualnego podtrzymania ją na łapach. Wyglądała na zamyśloną. Kiedy już niemalże byliśmy u celu, zapytałem:
- Mam cię pilnować, abyś nie zasłabła i się nie utopiła, czy może czekać trochę dalej?
- Prędzej to ty byś się utopił, próbując mnie ratować. Ewentualnie roztrzaskałabym twój łeb o najbliższe drzewo, w razie jakbyś mnie podglądał.
Na moim pysku pojawił się wredny uśmieszek.
- Podglądał? I tak wszystkie wilki chodzą nago nawet na co dzień, więc jaką to by zrobiło różnicę?
Z jej gardła wydał się dziwny, zduszony dźwięk. Nie wyglądało na to, aby zamierzała mi przyznać rację.
- Stary zboczeniec.
Ku jej zdumieniu, zacząłem się śmiać. Sam nie całkiem wiedziałem, dlaczego. Chyba byłem już naprawdę bardzo zdesperowany.
- No i jesteśmy na miejscu - Stanąłem przy brzegu stawku, do którego wpadała szumiąca woda wodospadu. - To ty wskakuj, dokładnie się wypucuj, a ja w razie czego będę kilkanaście metrów stąd. Jakby co, to krzycz.
Ze skwaszonym wyrazem pyska zbliżyła się do wody, jednak weszła do niej dopiero, kiedy się od niej oddaliłem na odległość kilku warstw gałęzi porośniętych liśćmi. Usiadłem wygodnie i czekałem, odwrócony do kierunku, gdzie był Wodospad, plecami. Mijały minuty, a Sierra wciąż nie wracała. Po jakimś czasie zacząłem się niepokoić, ale z drugiej strony niegrzecznie było tak naruszać jej prywatność.
Nagle zobaczyłem, że coś przebiegło nieopodal mnie. Było duże, silne i dzikie. Natychmiast zerwałem się na równe łapy i rzuciłem biegiem w tym samym kierunku. Pędziło do Wodospadu. Na szczęście miałem dość siły, by dogonić, a może i nawet odrobinę wyprzedzić dziwną istotę. Wyłoniłem się zza krzaków i skoczyłem. Przeleciałem nad wodą i wylądowałem na drugim brzegu stawu. Wykonałem kolejny skok, rozcapierzając szczęki i pazury. Natarłem wprost na łeb przerażającego stwora i wgryzłem się w jego oślizgłe ramię. Z wściekłym wrzaskiem wpadło ze mną do Wodospadu. Dziko młóciło wodę, usiłując wymierzyć mi cios. Udawało mi się robić uniki. Upadłem dopiero, kiedy uderzył mnie ogonem, którego wcześniej nie zauważyłem. Łupnąłem w jeden z głazów. Zakręciło mi się w głowie, ale nic poza tym. Próbował się podnieść. Warcząc, rzuciłem się w jego kierunku. Wgryzłem się w jego szyję, przez co zaczęło krzyczeć i orać pazurami mój bok. Ból powodował, że jeszcze mocniej się wgryzałem. Puściłem go dopiero, kiedy przestał się miotać.
Martwy z pluskiem padł do stawu. Nie licząc ogona bydlę było dwa razy ode mnie większe. Na chwiejących się łapach, tyłem wyszedłem z wody. Stawała się brązowawo-czerwona. Krew potwora miała kolor rdzy. Pozostałe plamy musiały powstać na wskutek moich ran. Bolało. Miałem liczne rozcięcia do kości na boku. Widziałem własne żebra. Kropla krwi spłynęła również tuż obok brwi, w dół policzka. Najwidoczniej rozciąłem sobie również czoło.
- Sierra! - krzyknąłem rozpaczliwie. Nie miałem wątpliwości, że potwór ten obrał sobie właśnie ją za cel. Szczególnie, że była słaba i prawie, że nieszkodliwa.
- Sierra! - powtórzyłem, ale też odpowiedziała mi cisza. Zrozpaczony usiadłem na ziemi. Jak to się działo, że za każdym razem, kiedy ktoś mi towarzyszył, musiały się mieć miejsce takie rzeczy? Robiło mi się zimno. Traciłem krew. Niedobrze.
- Sierra! - krzyknąłem raz jeszcze, tym razem zachrypniętym z osłabienia i bólu głosem. Tym razem zza zarośli wyłoniła się Sierra, która oczami okrągłymi jak spodki, patrzyła na truchło unoszące się na powierzchni wody.
- To dwelling? - zapytała, po czym spojrzała na mnie. Słowa najwidoczniej ugrzęzły jej w gardle. Pospiesznie podeszła.
- Oszalałeś? Żaden zdrowy na umyśle wilk by nie atakował takiego stwora w pojedynkę!
- Nie chciałem, aby stała ci się krzywda...

<Sierra? Mam nadzieję, że nie jesteś zła za tak długi czas oczekiwania na kontynuację xd>

piątek, 20 stycznia 2017

Od Miniru "Pierwsza pogoń" cz. 4 (C.D. Shiryu)

Czerwiec 2018
  Ziewnęłam ospale i przeciągnęłam się. Gdy dotknęłam czegoś miękkiego łapą przestraszyłam się nie na żarty. Odskoczyłam z bok i spojrzałam na ów postać. Był to basior. Po plecach przeszedł mi dreszcz, a ja już chciałam wyjść z tej jaskini. Jednak gdy spojrzałam na niebo, zrozumiałam, że nie ma sensu włóczyć się po nocy. Odeszłam spokojnie w kąt i zwinęłam się w kulkę. Patrzyłam na wilka odwróconego do mnie plecami. W pewnym momencie zaczął się cicho śmiać. Przetoczył się na plecach w moim kierunku.
- Coś ty taka przestraszona? - zapytał w bardzo zabawny sposób, jednak mi nie było do śmiechu. Zawarczałam - Ej, spokojnie! To ja, Shiryu!
- Shiryu? No tak... Zapomniałam... - powiedziałam lekko speszona - Co ja tu robię? I czemu masz skrzydła? Dlaczego leżałam obok ciebie?!
- Wczoraj atakowała nas Mantykora i przyszliśmy, bo tutaj jest bezpiecznie. Skrzydła pojawiły się, gdy ja chciałem zamienić się w ptaka, ale coś nie wyszło... A ja leżałem obok ciebie... - tu się lekko zaczerwienił - aby w razie czego... chr-chronić cię przed... mantykorą...
- Aha... Czyli wczoraj było ciekawie. - powiedziałam wstając z miejsca i zaczęłam krążyć wokół wilka z chytrym uśmieszkiem.
- To ty nie pamiętasz co się stało?
- Jakoś nie bardzo... Hmmm... Ile masz lat? - zapytałam basiora.
- A na ile wyglądam? Miniru, uspokój się trochę... Może cię odprowadzić do twojej jaskini?
- Nie! - stanęłam jak wryta w ziemię i popatrzyłam się poważnie na Shiryu - To zbytnio niebezpieczne! Przepraszam za moje zachowanie... - ułożyłam się ponownie przy ścianie.
- O co chodzi? Boisz się ciemności?
- Nie samej ciemności, tylko co w niej jest... Gdy jestem w nocy na zewnątrz wariuję i mogę nawet zabić...
  Siedzieliśmy tak w milczeniu. Shiryu chciał najwyraźniej nawiązać jakąś ciekawą konserwację, lecz nie wiedział jak się za to zabrać.
- Zrób te latające liście... - mruknął po cichu.
- Nie umiem... To znaczy nie wiem jak to zrobiłam... Idź spać...
- Nie pójdę spać. - powiedział stanowczo. Przez chwilę myślałam, że jestem tutaj z jakimś dzieckiem... Kłóciłam się z nim trochę, aż zdenerwowana opuściłam jaskinię. Poczułam się słabo i nie bardzo kontrolowałam to co robię. Basior wyszedł za mną. Potem pamiętałam tylko urywki... Shiryu coś do mnie mówił... Zaczęłam śpiewać... Coś twardego spadło mi na głowę... Cmoknęłam Shiryu?... Reszty już nie zapamiętałam.
  Obudziłam się nad ranem. Znajdowałam się w jaskini Shiryu, lecz samego basiora nie było. Chodziłam dość sztywno. Moje łapy po prostu odmawiały mi posłuszeństwa. W pewnej chwili do jaskini wszedł nie kto inny jak Shiryu.

<Shiryu?>

Uwagi: Na końcu op. również musisz podawać imię wilka, do którego kierujesz to op. 35 linijek... to trochę mało. Literówki. "Uspokój" piszemy przez "ó".

wtorek, 17 stycznia 2017

Od Valki "Upadłe bóstwo, czy po prostu demon?" cz. 10 (cd. Mizuki)

Najprawdopodobniej marzec 2018 r.
Miru, powtórz raz jeszcze. Czym jesteś? - zapytał wysoki basior, krążąc sztywno wyprostowany dookoła wielkiego, lśniącego głazu.
Wilkiem kryształu filozoficznego - odpowiedziała samica mocno znudzonym głosem. Wyglądała tak, jakby miała już wszystkiego serdecznie dość, a już najbardziej po raz tysięczny powtarzania identycznej regułki.
Po co tutaj jesteś?
By przemierzać niezmierzone krainy tej planety i aby nie doprowadzić do jej zniszczenia.
Bardzo dobrze. Dlaczego to robisz?
Z braku innych zajęć - gdy tylko to powiedziała, spojrzał na nią spode łba. Na jej pysku zakwitł koślawy uśmieszek. Wiedział, że sobie z niego kpiła.
Powtórzę: po co to robisz?
Żeby wszystkie istoty mogły żyć w pokoju - mruknęła, wywracając oczami. Wiedziała, że z nim nie warto dyskutować.
Doskonale. A teraz ustalmy jeszcze jedną rzecz... Kim jesteś i skąd pochodzisz? Jaka jest twoja historia? Jakie są twoje właściwości i umiejętności? Dlaczego różnisz się od innych? 
Na żadne z pytań jednak nie znała odpowiedzi.

Chwilę po tym, mój wuj jak skończył mówić o Awriealu, musiałam stracić przytomność. Z ciemności snu wyłoniłam się dopiero po czasie, którego nie potrafię w żaden sposób zdefiniować. Pierwszą rzeczą, którą dostrzegłam po przebudzeniu były różowe oczy, poprzecinane zielonkawymi żyłkami, które przechodziły nawet przez tęczówki. Kojarzyły mi się one z dziką różą spowitą liśćmi. Wilk ten miał długie, białe futro z pozostałym cieniem szarości. Była to starzejąca się wadera, która przyglądała mi się surowym spojrzeniem.
- Linda - powiedziała, nim zdążyłam wypowiedzieć choćby słowo. Jej głos wyrażał jedynie chłód i nieustępliwość. Zdecydowanie nie przyjmowała sprzeciwu. Kiedy chciałam wychrypieć swoje imię, ona była pierwsza - Wiem jak się nazywasz. Zdejmij czar zmiany sylwetki, bo niepotrzebnie zużywasz energię.
Patrzyłam na nią jeszcze przez chwilę, nie do końca mogąc pojąc to, co właśnie do mnie powiedziała. Głos w mojej głowie milczał, więc sprawiłam, że znów byłam sobą. Zapanował mrok.
- Kiedy również spałaś, często się zmieniałaś. To u ciebie normalne? - zapytała po chwili. Sądząc po tym, że przestałam odczuwać ciepło bijące od jej ciała, musiała się odsunąć.
- Ch-chyba nie - wykrztusiłam. W moim gardle zalegało coś, co nie całkowicie pozwalało mi mówić. Spróbowałam odkaszlnąć i poczułam w ustach gorzki smak. Zrobiło mi się trochę niedobrze. Zwymiotowałam na podłogę. Poczułam naprawdę odrażający zapach, który nie do końca odpowiadał nawet temu, co zwykle miałam okazję zwracać. Przez ów fetor chciałam po raz kolejny zwymiotować, ale już nie miałam czym. Mój żołądek był pusty. Poczułam po raz kolejny uderzające osłabienie.
- Mogłaś wyjść - oznajmiła bez emocji Linda - Jesteś tu już od około trzech miesięcy, a ten eliksir sprawił, że nie zdechłaś nam z głodu i pragnienia.
- Ile?
- Z trzy miesiące - powtórzyła cierpliwie. Usłyszałam powtarzające się, dość monotonne szuranie, a zapach zaczął stopniowo zanikać. Musiała sprzątać. - Albo i nawet trzy. Albo pięć. Coś koło roku będzie.
Rok. Zapadłam w śpiączkę i leżałam przez ten cały czas w kompletnie nieznanym mi miejscu.
- Dlaczego? - wychrypiałam - Dlaczego się mną zajęliście?
- Nie mogliśmy cię tak zostawić - powiedziała po chwili wahania. Kiedy kontynuowała, jej głos lekko drżał: - Cały czas masz zadanie do spełnienia. Astrid niedawno zaszła w ciążę...
Gwałtownie nabrałam powietrza i zerwałam się z łóżka. Moje łapy były koszmarnie rozdygotane, okropnie wymęczone tak długim wypoczynkiem.
- Ostrożnie, musisz najpierw przejść długie rehabilitacje, aby wrócić do pełni sił... - powiedziała swoim podstarzałym już głosem, jednak ja nie zważając na jej słowa przeszłam kolejną przemianę. Dopiero teraz przypomniałam sobie rozkosz tej czynności. Po tym potrzebowałam raptem chwili, by wrócić do siebie. Obróciłam się jeszcze przez ramię, by dostrzec osłupienie Lindy. Wyszłam z jaskini. Musiałam odnaleźć ich przywódcę i wszystko dokładnie z nim uzgodnić. Myślenie o nim "wuju" zdawało się być nieodpowiednie, szczególnie, że z tego co widziałam w pobliskiej kałuży, byłam przemieniona w waderę, która była przy moim przebudzeniu się.
Znalezienie go wbrew moim oczekiwaniom wcale nie było aż tak trudne. Zupełnie jakby na mnie czekał. Siedział pod dużym, zieleniejącym się dębem. Wyglądało na to, że zbliżała się wiosna. Zadrżałam. Kiedy ostatnio byłam przytomna, była końcówka lata. Wuj odwrócił się w moim kierunku.
- Valka, czyż nie? - zapytał. Słysząc brzmienie jego głosu, od razu przypomniały mi się wydarzenia sprzed utraty przytomności. Teraz już sama nie wiedziałam, po co tutaj przyszłam, ani skąd dokładnie pochodzę. Zrobiło mi się trochę słabo, lecz on zdawał się na to nie zważać. Wstał i zbliżył się do mnie. Nie wiedzieć czemu, moje łapy aż rwały się do ucieczki. Zamknęłam oczy, czując, jak puls mi przyspiesza.
- Wiedziałem, że niebawem się ockniesz. Najwyższa pora na to. - Kiedy otworzyłam oczy, dostrzegłam, że ten zaczął mnie powoli okrążać - Pewnie już Linda zdołała ci przekazać, że Astrid niedawno zaszła w ciążę. Nie chcemy przecież, aby jej dziecko zmarło, prawda? Jesteśmy rodziną, powinniśmy o siebie dbać - Przystanął tuż przed moim pyskiem, uśmiechając się blado. Niepewnie skinęłam głową.
- W takim razie... Proszę za mną. Podaruję ci ten wywar i strzykawkę.
- S-strzykawkę? - wykrztusiłam, ten jednak już ruszył przed siebie. Potruchtałam za nim. Próbowałam sobie przypomnieć jego imię, jednak miałam we łbie kompletną pustkę. Wiedziałam, że tata kilka razy o nim napomniał... Niemożliwe jest, aby mówił o innym wujku, tym bardziej, że innych nie miałam.
- Zgadza się. Tak będzie najłatwiej o wchłanianie - Musiał dojrzeć mój nieco przestraszony wyraz pyska, bo dodał: - Nie martw się, nie taki diabeł straszny, jak go malują.
W końcu zatrzymaliśmy się przy przestrzennej jaskini. Czułam z jej wnętrza wyraziste zapachy lub zwyczajne smrody najróżniejszych chemikaliów, eliksirów i innych wywarów. Wuj kazał mi poczekać na zewnątrz. Jednak nie mogłam się powstrzymać od chociażby wychylenia łba i zerknięcia, co tam trzyma. Już widząc sam próg, o mało oczy nie wyszły mi z orbit. Nie tylko jaskinia była nieziemsko piękna, bo skąpana w najróżniejszych, lśniących kamieniach szlachetnych, ale i również wypełniona na prawie każdej wolnej przestrzeni różnorakimi notatkami, fiolkami, zlewkami, słojami z nieznaną mi zawartością oraz innymi naczyniami, których nawet nie umiałam nazwać. Ponadto wszędzie były książki. Niektóre z nich nawet otwarte, a na ich stronach aż roiło się od ręcznych dopisków ołówkiem. Niektóre kamienie szlachetne były oderwane od ścian i ułożone starannie na skrawkach papieru lub na nich rozgniecione. Tuż obok znajdowały się zapewne dokładne opisy ich właściwości.
Nawet nie zauważyłam, kiedy basior stanął tuż przy moim boku.
- I co ci mówiłem? Miałaś nie zaglądać.
Poczułam się mocno zawstydzona, ale i jednocześnie doznałam olśnienia.
- Masz na imię Nate, prawda? Wuj Nate?
Uśmiechnął się, a surowość ulotniła się z jego pyska.
- Tak. To moje imię. Teraz ruszajmy. Naprowadzę cię we właściwy kierunek, stamtąd powinnaś już sama odnaleźć drogę.
Pokiwałam głową. Kiedy byliśmy już kilka dobrych kilometrów stamtąd, wuj zapytał:
- Zgaduję, że wiesz o moim imieniu od taty. Co o mnie opowiadał?
- Niestety nie pamiętam... - mruknęłam.
- Byliśmy kuzynostwem - powiedział jakby z rozmarzeniem - Spędziliśmy wspólnie raptem część dzieciństwa, później nasze kontakty się zerwały. Na wskutek czystego przypadku na nowo nasze drogi się spotkały... Niestety nie na długo.
Kolejne kilka kilometrów tym razem to ja już nie wytrzymałam presji dręczącego mnie pytania:
- Jesteś alchemikiem?
- W rzeczy samej.
- Nad czym pracujesz?
Uśmiechnął się tajemniczo. Odpowiedzi nie otrzymałam.
Zatrzymaliśmy się w terenach, które rozpoznawałam jako okolice Watahy Magicznych Wilków. Były mi one dziwnie bliskie, ale i za razem odległe...
- Powinnaś się przemienić - oznajmił, ściągając z szyi sakiewkę i przekładając ją na moją - Życzę ci powodzenia.
Uśmiechnęłam się blado, czując kolejne zawroty głowy. To pewnie przez zbyt długie przebywanie w śpiączce.
- Dziękuję - odpowiedziałam. Odpowiedział lekkim uśmiechem i niespiesznie zaczął się oddalać. Przez chwilę jeszcze wodziłam za nim wzrokiem, a później sama się odwróciłam i podążyłam we własnym kierunku. Przynajmniej jeszcze pamiętałam, gdzie powinna być jaskinia Dante i Astrid, którą przydzielono im jeszcze kiedy byli szczeniakami. Zmieniłam sylwetkę na swoją własną i o mało nie upadłam. Przypomniałam sobie uwagę Lindy i w tej samej chwili nabrałam ochoty rzucenia czymś ze złości. Moje łapy były zbyt osłabione, by zmusić je do większego wysiłku, nawet będącego chodzeniem.
Po chwili doszłam do wniosku, że nie pozostaje mi nic, jak tylko zmienić postać na jakąś inną, sprawniejszą. Najwłaściwsza wydała mi się Desari, szczególnie że znała się na ziołach i władała nie każdemu do końca znaną magią. Jak postanowiłam, tak zrobiłam i potruchtałam w stronę jaskiń. Znowu rozbolała mnie głowa i nabrałam chęci na zwrócenie ostatniego posiłku, jednak czując wyłącznie żółć, przypomniałam sobie, że wciąż mam pusty żołądek. Zaczęłam rozważać, dlaczego w takim razie nie czuję głodu i pragnienia. Wątpiłam, aby ten eliksir działał aż do teraz.
Zajrzałam najpierw do jaskini Dante, ta jednak była wypełniona po brzegi różnymi rupieciami, które nijak mi do niego pasowały, więc uznałam, że ktoś inny musiał się wprowadzić na jego miejsce. Poszłam do jaskini Astrid... i zobaczyłam zaczytaną waderę leżącą na posłaniu. Miała dostrzegalnie większy brzuch. Na jej pysku malował się lekki uśmiech. Odchrząknęłam. Dopiero wtedy mnie zaważyła.
- Desari? Co ty tutaj robisz? - wytrzeszczyła oczy - Przecież od kilku miesięcy nie ma cię już we watasze...
- Wróciłam, bo mam ci coś ważnego do przekazania - Mówiąc to, strząsnęłam z szyi sakiewkę i wyciągnęłam z niej strzykawkę, co z wilczymi łapami nie było wcale tak proste.
- Co takiego?
Podniosłam na nią wzrok z całkowitą powagą.
- Twoje dziecko umiera. Jeśli nie wchłonie tego wywaru, zginie.
Astrid wyglądała tak, jakby zaczęła się dusić, bo z trudem łapała powietrze.
- Słucham?
- Wasz szczeniak umrze.
Wzięłam ostrożnie w pysk strzykawkę. Wiedziałam, że jako, że pełniła funkcję lekarki, nie powinna się bać igły. Pomimo to wzdrygnęła się. Nie uciekała. Pozwoliła sobie wbić strzykawkę w bok. Ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu, cicho jęknęła, kiedy zaaplikowałam płyn. Czy tak powinny działać szczepionki?
- Piecze... - wymruczała, po czym wstała i wygrzebała jakiś ręcznik. Z jej bok zaczęła lecieć ciurkiem krew. To ja zrobiłam coś źle? Może pogorszyłam tylko sytuację? Może wda się jakieś zakażenie i zabije samą Astrid?
Nie mogłam ani chwili dłużej znieść tego widoku, więc bezszelestnie, zupełnie jak cień, wybiegłam z jaskini. Uroki bycia w ciele Desari.
Nie uciekłam daleko, bo znowu złapały mnie mdłości i zawroty głowy. Do tego doszły problemy z oddychaniem i wrażenie, jakby ktoś zaciskał dłonie ma mojej szyi. Zatrzymałam się i tracąc siły, wróciłam do swojej prawdziwej postaci. Nie zdążyłam odetchnąć, bo znowu coś mną jakby szarpnęło.
"JAK MOGŁAŚ?!" - moją głowę przeszył obłędny krzyk znajomego mi demona. - "DAŁAŚ SOBIE ODEBRAĆ NASZYJNIK I W DODATKU UŚMIERCIĆ SWÓJ ORGANIZM."
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że rzeczywiście medalion zniknął z mojej szyi. Przecież miałam go jeszcze... wtedy, kiedy...
Nie zdołałam dokończyć myśli, bo przez moje ciało przeszedł ból tak okropny, że miałam wrażenie, iż cała zawartość mojego brzucha wywróciła się na moją stronę, a ja mam skręcony kark i połamane wszystkie kończyny.
Wtedy przypomniały mi się słowa taty: "Nate jest kłamcą. Nie możesz mu ufać."...

Krótko po tym Dante zaniepokojony opowieścią partnerki, postanowił wszcząć poszukiwania "zmiennokształtnej istoty", która już wcześniej miała okazję zaatakować jego siostrę. Jednak z marnym skutkiem.
Ciało Valki nigdy nie zostało odnalezione, pomimo tego, że zasnęła na zawsze w krzakach tuż obok ścieżki. Ktoś lub coś musiało je przemieścić w nieznane nikomu miejsce...

<Mizuki? Jeśli chcesz, odpisz by kontynuować własną historię.>

Uwagi: Brak.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Od Aokigahary "To coś" cz. 4

Sierpień 2018 r.
- A... Mogłabym Pana o coś prosić? - Zapytałam.
- Em... O co?
- Co tu jest napisane? - Wskazałam na miejsce w którym powinna być tabliczka. Ale jej nie było...
- Dobrze się czujesz? - Zapytał trochę zaniepokojony.
- Ale... Ona tu była, przysięgam! - Czułam się głupio - Jak się położyłam to jeszcze ją widziałam!
- Może zaprowadzić cię do szpitala? - Na to słowo się wzdrygnęłam.
- Tylko nie tam! - Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że wyszłam na psychicznego wilka... - Przepraszam, ale ja za nic tam nie pójdę... - Wstałam i kłusem odeszłam od osobnika. Było mi gorąco, chociaż że słońce już zachodziło. Nie chciałam spać. Szłam byle gdzie.
- Aoki! - Usłyszałam znajomy głos z tyłu mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam Hitam. Przecież... On nie istnieje.
- Coś się stało? - Zapytał widząc moją minę - wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha
- To... Ty istniejesz?
- Tak? Co ci się stało? - Czułam się głupio.
- Em... Myślałam, że tylko śniłam... - Popatrzał na mnie jak na idiotkę - Pamiętasz może tą dziwną roślinę na którą wpadłam?
- Jaką roślinę?
- Nie pamiętasz?
- Chyba powinnaś iść do lekarza... Dziwnie się zachowujesz...
- NIE PÓJDĘ TAM!!! - Krzyknęłam. Nagle zobaczyłam waderę mniej więcej w wieku Hitam. Była taka sama jak on.
- Hitam, z kim rozmawiasz? - Zapytała, patrząc na mnie jakby była jakimś bóstwem.
- Em... To koleżanka... - Powiedział trochę speszony.
- Koleżanka? A czy ja zezwoliłam byś spotykał się z nieznajomymi? - Spytała
- Czemu nim tak pomiatasz?! - Jej zachowanie mnie zdenerwowało.
- Nie twoja sprawa! - Powiedziała głośno.
- Zachowuj się jak wilk! - Wyszczerzyłam kły.
- Nie rozkazuj mi, kundlu!
- Jesteś tak denerwująca, jak rzep przylepiony do kity.
- Ale riposta, zabiłaś mnie tym.
- Głupi nie zrozumie - powiedziałam po czym odeszłam od nich. Nie miałam ochoty kłócić się z wredną babą. Poszłam tam gdzie mnie łapy poniosły.
***
Było już dosyć ciemno. Łapy mnie bolały, a jedyne czego chciałam to odpoczynku. Byłam w cichym i spokojnym miejscu. Przede mną widniało przepiękne szkliste jezioro. Wyglądało jak namalowane. W tafli wody odbijał się srebrzysty księżyc. Usiadłam na brzegu i spojrzałam w własne odbicie. Zaczął wiać lekki wiatr. Powieki mi się kleiły więc postanowiłam tutaj zostać. Położyłam się i zamknęłam oczy. Weszłam do krainy snów tak samo szybko jak z niej wyszłam. Obudziło mnie uczucie mokrego podłoża. Podniosłam łeb, a z nim całe ciało. Powinnam wyszukać jakieś suche miejsce... Ale tak mi się nie chce... Rozejrzałam się za jakimś miejscem. W oczy rzuciło mi się małe zagłębienie pod głazem. Powlokłam się i natychmiastowo zasnęłam.

C.D.N

Uwagi: Brak daty. NIE "PISZE", TYLKO "JEST NAPISANE". ...zaprowadzić cię do szpitalu - a może bardziej by pasowało "szpitala"?

czwartek, 12 stycznia 2017

Od Moone "Czarna historia" cz. 7

Jesień 2018
Postanowiłam więc wyruszyć w przygodę, lecz nie byłam na to przygotowana. Przydała by mi się mapa, ale jej nie posiadałam. Dowiedziałam się jednak, że mogę ją sobie zakupić oraz było mnie na nią stać. Poszłam po nią do Alfy. Wracając, pozbierałam sobie jeszcze kilka patyków do zrobienia czego w postaci koszyka. Wymyślałam, jak bym mogła te gałązki posplatać. Nie wychodziły mi do końca równe, ale nadawały się do użytkowania. Przytrzymałam koszyk w pysku i poszłam do lasu pozbierać różne owoce. Nazbierałam tam tylko maliny i jagody oraz listki mięty, które w moim rodzinnym terenie były rzadkością i mój tata szukał je godzinami. Schowałam je i zaczęłam rozmyślać, co bym mogła jeszcze zebrać. Chyba było to już wszystko. Przez kolejną noc widziałam jak objawił mi się tata. Ponownie podarował mi natchnienie mocy. Dodał mi siłę do dalszego działania. Wyruszyłam jeszcze tej nocy. Poszłam najprawdopodobniej ostatni raz w tym roku do Wodopoju. Z daleka widziałam jakiegoś wilka, który wył do srebrzystego księżyca. Gdy ugasiłam pragnienie to słońce powolutku wstawało. Jeszcze ja po dodaniu sił zaczęłam biec na północ. Gdy byłam w połowie drogi do granicy watahy to podśpiewywałam sobie.
„Czas, już czas, wyruszyć, spojrzeć przygodom w oczy,
Latać, biegać, zwiedzać, jutrzejszy, kolejny raz
poznam przygód smak, już nie,
nie zapomnę nigdy was...”
Kolejnego wieczora przekroczyłam terytorium Watahy Magicznych Wilków. Westchnęłam, popatrzyłam się na pobliskie drzewa. Nie wyglądały one strasznie, jak mówił mój brat. Były wręcz piękne. Przeszłam jeszcze chyba kilometr i ułożyłam się do snu, gdyż byłam zmęczona. Obudziłam się dość wcześnie przez śpiew ptaków, które siedziały sobie na drzewach. Były one w stadzie. Byłam ciekawa, czy odlecą one gdzieś gdzie jest cieplej, czy zostają na zimę. Rok temu, niedawno przed dołączeniem widziałam, jak trzy stada leciały sobie do ciepłych krajów. Przypomniało mi się, że będę miała już rok. Od razu wróciły mi się wspomnienia z dawnych lat, jak bawiłam się z rodzicami i braciszkami. Ach! Co to były za czasy! Ale teraz od ich śmierci już nie jest mi tak wesoło. Szłam dalej, na razie mijałam tylko jakieś lasy. Minęły dopiero dwa dni, zanim wyszłam z ogromnego zalesionego terenu. Było to jednak bardzo przykre co zobaczyłam. Zaraz po wyjściu z zieleni znajdował się krater powstały z powodu powstania nowego demona. Znajdowały się w nim szczątki mojej rodziny. Stałam przez chwilę jak wryta. Przyglądałam się i wyobrażałam sobie jak to wyglądało. Różne myśli przebiegały mi przez głowę. Poczułam ciarki na plecach. Coś za mną przebiegło. Zamknęłam oczy…
* * *
- G-gdzie j-ja-a jestem-m? - wymamrotałam osowiała.
Nikt nie odpowiadał. Wstałam obolała. Byłam w ciemnym miejscu, może jaskini, może nory. Poczułam powiew zimnego wiatru. Skuliłam się. Nawet posiadając moc widzenia w ciemności – nic nie mogłam zobaczyć. Po chwili ktoś za mną stanął. Próbowałam zachować zimną krew. Uniosłam głowę lekko spoglądając w tył. Cisza otaczała to miejsce. Nagle zauważyłam oczy, były mi one dobrze znane, pełne zła. Postać przeszła obok mnie, głaskając mnie po skrzydłach swoją nienawiścią. Tak jak myślałam. Sagope. Uśmiechnął się szeroko. Zaczął wyć i wszystkie ciemności rozświetliły się ognistym płomieniem.
- Oto nasze królestwo… Moja droga, Moone… - wypowiedział to zimno.
W ogromnym miejscu mieściło się podziemne zamczysko, które najprawdopodobniej należało do mojego dziadka. Który chciał je ze mną dzielić. 
- Nasze? Przecież ja nie jestem… - przerwał mi Sagope.
- … ale będziesz demonem, obdarzać innych złem i nienawiścią, być ważnym, najważniejszym! - dokańczając wykrzyczał ostatnie słowo.
Bałam się tego trochę, przecież to morderca mojej rodziny… Ale jednak czułam że coś mamy w sobie podobnego… - demona...
 
Uwagi: W tytule wciąż brakuje jednego słowa... Wszystkie "ochy" i "achy" zapisujemy przez "ch". Od razu wróciły mi się wspomnienia z dawnych lat, jak bawiłam się z rodzicami i braciszkami. - skoro to były "dawne lata", to w jakim wieku jest Moone? Przecież ona nawet roku nie ma! "Byłam w ciemnym miejscu, może jaskini, może nory." - szyk zdania... Nie "te miejsce", tylko "TO miejsce"! Skoro zobaczyła "ognisty płomień", to jak wygląda "nieognisty płomień"? Masło maślane.

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Od Shiryu "Czyżby zapomniany?" Cz. 3

 Jesień 2018 r.
Przyglądając się mapie coraz bardziej sobie uświadamiałem sobie moje znalezisko. Nie zauważyłem że coś drepcze i pomrukuje. Usłyszałem znajomy głos. Była to Izrael. Ewidentnie nie była zadowolona z mojego zniknięcia.
- Cieszę się że mości księciu nic się nie stało - wysyczała Zirael
Tak upewniłem się że to była ona. Trudno nie było jej rozpoznać
- Zirael! - odparłem - Co ty tu robisz?
- To chyba ja powinnam o to zapytać - kipiała ze złości - Od kiedy należy się od watahy, nie znika się bez słowa. Powiedziałeś komuś? Miałeś zamiar ogólnie wrócić.
Byłem trochę zmieszany. Nie wiedziałem czy się cieszyć czy nie. W końcu widzę kogoś znajomego ale znajomo wkurzonego. Odwróciłem wzrok w mapę i nagle mnie olśniło.
- Dlaczego tu przyszedłeś? - powiedziała już milej i przede wszystkim ciszej
- Znalazłem mapę i postanowiłem tu przyjść. Nie uwierzysz co odkryłem
- Zaraz mi powiesz tylko się napije - Podeszła do niebezpiecznego jeziora - i już miała się napić
- Cholera! - Odciągnąłem waderę szybko od jeziora - Czy ty zdajesz sobie sprawę że mogłaś stracić pamięć przez swoją nie uwagę!
Trochę się zlękła ale po chwili zapytała już pewniej - Ale o co ci właściwie chodzi? Jezioro jak jezioro. Raczej się nie utopie.
- To jezioro zapomnienia - Napijesz się z niego ba nawet lekko zamoczysz tracisz pamięć o dotychczasowym życiu! - Byłem przestraszony i Wściekły na waderę -
- Przepraszam, nie wiedziałam - Kontynuowała dalej - To co odkryłeś geniuszu - powiedziała to jakby z kapką ironii
- Tak na tą wodę nie ma lekarstwa chyba - Zawahałem się
- Chyba że.. - Waderę ewidentnie to zaciekawiło
- Chyba mam  na to odtrutkę - Dodałem  po chwili - Ale nie sprawdzałem tego. Wiem że dawna Alfa miała wypadek z udziałem tego niebezpiecznego jeziora.
- Shiriyu, czy ta woda może wywołać halucynacje po powąchaniu jej - Zapytała zaniepokojona
- Raczej nie a co - Bąknąłem
- Bo widzę jakiegoś wilka chyba wilka na drugim krańcu jeziora - Powiedziała ściszonym głosem
- Ja też to widzę ponownie wiesz co mi się zdaje czy on tu biegnie - Powiedziałem
- Chyba ci cię nie zdaję - Wilk był coraz bliżej nas -
- Biegiem! - Wykrzyczałem do Zirael -
Wilk nie był nastawiony pokojowo. W czasie biegu warczał jak bestia z piekieł. Gdy bestia była już daleko za nami chyba już nas nie widziała. Zwolniliśmy i dalej rozmawialiśmy o antidotum w fazie wczesnej alfy. Nie zauważyliśmy że idziemy po liściach. Na dodatek była mgła. Wpadłem do jakiejś głębokiej dziury. Nie czułem dna złapałem się jeszcze krawędzi dziury. Po chwili nie mogłem już wytrzymać. Puściłem się. Leciałem i leciałem. Wylądowałem na miękkim mchu. Był on co dziwne fioletowy. Po chwili wskoczyła też Zirael.
- Gdzie my jesteśmy? - powiedziała
- Chyba jesteśmy
<Gdzie znaleźli się wilki?>

Uwagi: Brak daty. Czy ty w ogóle bierzesz pod uwagę te uwagi (masło maślane, wiem)? Nagle Zirael zmieniła się w Izrael! Ponadto źle napisałaś już nawet tytuł. Poprawiłam wyłącznie błędy ortograficzne i Spacje, bo już nawet nie mam siły myśleć, co chciałaś przekazać pisząc niektóre zdania. Nie "drepta", tylko "drepcze"."Jezioro Zapomnienia" to nazwa miejsca! Po co te myślniki na końcu akapitów?
Było mówione, że na wodę z Jeziora Zapomnienia NIE MA ODTRUTKI i NIGDY NIE BĘDZIE, więc niech tak lepiej już pozostanie. Nie ułatwiajmy życia na siłę postaciom, co?
Nie mam pojęcia, do kogo miało być skierowane to op., bo dopisek na końcu nie ma sensu.

niedziela, 8 stycznia 2017

Od Sarah “Ach, te dzieci” cz. 1 (cd. chętny)

Jesień 2018
Po krótkiej pogoni skoczyłam, wbijając pazury w ciało mojej ofiary — był nią nikt inny, jak zając, którego upatrzyłam sobie na dzisiejsze śniadanie. Położyłam się na trawie i rozpoczęłam posiłek. Zostawiłam resztki na ziemi. Podniosłam się i postanowiłam czegoś się napić. Potruchtałam w stronę Wodopoju. Było tam kilka wilków, więc przywitałam się i zanurzyłam pysk w wodzie. Pijąc ją wpadłam na pomysł, żeby pójść do Mrocznego Lasu. Wtedy także przypomniałam sobie, o zdarzeniu mającym miejsce dosyć dawno, właśnie tam. Mając cichą nadzieję na spotkanie Drakena, ruszyłam w tamtym kierunku. No tak, Draken. Jedna z nielicznych osób, na których mogłam polegać, mój najlepszy przyjaciel... Czy mogłam dalej go tak nazywać? Po ucieczce nie widziałam go parę lat, a nasze ostatnie spotkanie trwało nie więcej niż parę minut. I znowu nastąpiła paromiesięczna przerwa. Wtedy nie wydawał być się innym, nadal był tym samym, słodkim basiorem, w którym się zakochałam. Ale kto wie, czy jest nim nadal?
W myślach skarciłam samą siebie. Skoro nie zmienił się kilka lat, to jaką różnicę zrobiłyby mu te miesiące? Zaczynałam myśleć, że nieco przesadzam. W pewnym momencie zatrzymałam się na chwilę. Coś usłyszałam, a ten odgłos dochodził z tyłu. Odwróciłam się w tamtym kierunku, ale po chwili uznałam, że to nic takiego, bo nawet, jeśli ktoś mnie śledził, mogę uciec. Albo w ostateczności spróbować go powalić. Przeszłam jeszcze kilka metrów i ponownie wstrzymałam wędrówkę. Czułam czyjeś spojrzenie na sobie. Rozejrzałam się dookoła. Ostrożnie weszłam między drzewa i usiadłam, znikając w ich cieniu. Chciałam dostrzec osobę, która postawiła sobie na celu podążanie za mną, a poczekanie, aż wyjdzie ze swojej kryjówki wydawało się być najlepszym pomysłem. Odczekałam niespełna minutę, i spostrzegłam, że na dróżkę między drzewami wychodzi szczeniak. Ach, te dzieci. Mentalnie poczułam ulgę, że nie jest to nikt obcy, lub co gorsza, człowiek. Uśmiechnęłam się do siebie i wyszłam z cienia, a szczenię aż podskoczyło w miejscu, gdy nagle mnie zobaczyło.

<chętny?>

Uwagi: Spróbuj może pisać trochę dłuższe op. "Mroczny Las" to nazwa miejsca! Wszystkie "ochy" i "achy" zapisujemy przez "ch".

Od Zirael "Czyżby zapomniany" cz. 2 (c.d Shiryu)

Wrzesień 2018 r.
Od dłuższego czasu nie widziałam Shiryu, a wcześniej dosyć często zdarzało mi się na niego natknąć. Nie przejmowałam się tym, widząc że żaden wilk w watasze nie jest zaniepokojony i zajmowałam się swoimi zadaniami. Shiryu był w watasze krócej niż ja, i zdawało mi się że nie rozmawiał z nikim oprócz mnie i Miniru. Poszłam do jego jaskini, i kiedy nie odpowiedział na moje wołanie przez jakieś piętnaście minut, zastanawiałam się czy wejść. Może śpi? Może nie ma ochoty na gości? W końcu nieco zestresowana weszłam i zdążyłam przeprosić za wejście bez pozwolenia, zanim zorientowałam się że nikogo nie ma. Były za to książki - i to wiele porozwalanych wszędzie. Chciałam wyjść, jednak ciekawość była zbyt silna. Wymyślałam zwariowane scenariusze, gdyby basior nagle wszedł do jaskini, ale nic takiego się nie wydarzyło. Obrzuciłam obojętnym wzrokiem stos książek; nie miałabym z nich żadnego pożytku, ponieważ nie umiałam czytać. Postanowiłam pójść za zapachem basiora. Była to spontaniczna decyzja, ale żal mi go było. Zostawiłam Miniru wiadomość, w której wszystko wytłumaczyłam. Obawiałam się że mogłaby pójść za mną, a nie wiadomo co zatrzymało Shiryu. Nie zabrałam nic czego od razu pożałowałam, ponieważ podróż trwała dość długo. Straciłam mnóstwo czasu, bo w międzyczasie musiałam coś upolować i znaleźć wodę i nocleg, ale w końcu całe życie byłam zdana tylko na siebie więc nie miałam najmniejszego problemu. W końcu dotarłam do jakiegoś jeziora, co bynajmniej nie kojarzyło mi się przyjemnie, więc postanowiłam się nie zbliżać. Zapach zaprowadził mnie do jaskini. W środku zastałam basiora, który pochylał się nad skrawkami papieru. Nie wiedziałam czy mam być wściekła, że uciekł bez słowa, czy cieszyć się, że żyje. Wybrałam to pierwsze.
- Cieszę się, że mości księciu nic się nie stało - wysyczałam.
- Zirael! - Shiryu w końcu mnie zauważył - Co tutaj robisz?
- To chyba ja powinnam o to zapytać! - kipiałam ze złości - Od kiedy się należy do watahy nie znika się bez słowa! Powiedziałeś komuś? Miałeś zamiar w ogóle wrócić?
Basior wydawał się zmieszany. Odwrócił wzrok.
- Dlaczego tutaj przyszedłeś? - powiedziałam już milej i przede wszystkim ciszej.
- Znalazłem mapę i postanowiłem tu przyjść. Nie uwierzysz co odkryłem.

<Shiryu? Mam nadzieję że będzie ciekawie :)>

Uwagi: Postaraj się pisać nieco dłuższe op. Brak niektórych przecinków.

Od Zirael "Nowonarodzona" cz. 7 (c.d. Miniru)

Wrzesień 2018 r.
Wrześniowe, ciepłe powietrze zawitało do mojej jaskini, niosąc ze sobą dźwięki ptaków i innych zwierząt leśnych. Było wcześnie rano, ale obudziłam się z niespokojnego snu. Czyżby poczucie winy dało o sobie znać? W prawdzie chciałam być dobrą i lojalną przyjaciółką, niezawodną. Niestety wyszło jak wyszło i Ziri po raz kolejny zepsuła sprawę.
Wyszłam z jaskini i postanowiłam się rozejrzeć. Wszystko wydawało się w porządku, jedynie wilki zwykle polujące na zające, spacerujące do wodopoju albo wykonujące swoje profesje, musiały jeszcze spać. Nic w tym dziwnego, skoro nawet słońce jeszcze nie wzeszło. Było wyjątkowo ciepło nawet jak na wrzesień, który w końcu nie był najzimniejszym miesiącem. Zima która ma niedługo nadejść, będzie prawdopodobnie łaskawa. Jednak w powietrzu unosiła się niespokojna woń. Postanowiłam zakraść się pod inne jaskinie. Nie zamierzałam zaglądać do środka a tym bardziej wchodzić. Z brzuchem przy ziemi, kroczek za kroczkiem przemieszczałam się do kolejnych jaskiń i nasłuchiwałam. Zwykle witały mnie tylko odgłosy chrapania, ciche pomruki albo szelest, kiedy wilk przewracał się na drugi bok. Kiedy została mi tylko Miniru, do której jaskini najbardziej bałam się wejść, poczułam ściśnięcie w żołądku. Zawołałam najpierw, ale odpowiedziała mi cisza. Weszłam do środka i zauważyłam waderę na środku jaskini, dygoczącą i zlaną potem. Podbiegłam do niej i próbowałam obudzić, ale zrezygnowałam z tego zauważywszy, że nie przynosi to efektu. Miniru co jakiś czas wypowiadała jakieś pojedyncze słowa jak zjawy czy luram, co tylko sprawiało, że zamartwiałam się coraz bardziej. Powtarzała również opętańczo Ziri... A jednak z naszej znajomości nie wynikało nic dobrego. Nie wiedziałam czy mam pójść po Astrid, ponieważ ostatecznie to był tylko sen, nieważne jak potworny by nie był raczej nie zagrażał jej życiu. Albo sama chciałam w to wierzyć. Słońce zdążyło już wzejść wysoko, a na zewnątrz dały się słyszeć odgłosy obudzonych wilków. W końcu Miniru zerwała się na równe łapy oddychając głęboko i rozglądając machając pyskiem we wszystkie strony. Czując niesamowitą ulgę, wstałam usiadłam naprzeciwko wadery i powiedziałam miłym, ale może za bardzo stanowczym tonem:
- Teraz powiesz mi wszystko o zjawach, o bestiach, o luram cokolwiek to znaczy, o twoich przebarwieniach, o naszyjniku, o runach i o - zawahałam się przez sekundę - twoich bliznach. - wadera wzdrygnęła się.
Nie chciałam, żeby to zabrzmiało jak rozkaz, raczej byłam strasznie zmartwiona i zła, że mi nie powiedziała o swoich problemach, ale może byłam już zbyt zmęczona, żeby być miła.

<Miniru? Mam nadzieję że Cię zaskoczyłam :)>

Uwagi: Brak kilku przecinków.

sobota, 7 stycznia 2017

Od Shiryu "Czyżby zapomniany" cz. 1 (cd. chętny)

 Wrzesień 2018 r.
Było grubo po południu, a ja nadal spałem. Coś usiadło mi na nosie, budząc mnie.
- Ał! - bąknąłem - jak ja nienawidzę tych robali.
Rozciągnąłem się leniwie. Miałem już podnieść głowę, ale zawsze muszę coś zrobić nie tak. Łóżko nad biblioteczką jest złym pomysłem. Książki spadły mi na głowę. Jednak jednej z wypożyczonych wcześniej książek z biblioteki watahy wypadła notatka. Nigdy nie czytałem takiej książki to cud. Myślałem że przeczytałem wszystkie książki o geografii, taktyce i mitologii. Notatki były niespotykane. Opisano w niej mikstury oraz rzeczy gdzie można znaleźć. Gdy rozłożyłem mapę. Były tam zakątki watahy, których jeszcze nie znałem. Notki mówiły coś o kilku miejscach. Jezioro Zapomnienia. Coś mi to mówiło. Zapakowałam mapę, notatki i kilka buteleczek. Dodatkowo zabrałem coś na ząb, wodę i truchtem wybiegłem z jaskini. Starałem się by nikt mnie nie widział. Nie dość, że zostawiłem niezły harmider w domu, to miałem wrażenie, że czegoś nie wziąłem. Podążałem drogą do jeziora.
~Dwa tygodnie później~
Dotarłem na miejsce. W oczy rzuciło mi się krystalicznie czyste jezioro. Pływały w nim ryby o różnokolorowych umaszczeniach. Ich długie ogony i grzbiety przebłyskiwały lekko zielnym światłem. Obok jeziora z różnorodnymi stworzeniami rosły kwiaty. Kwiaty te przypominały połączenie irysów z lilią. Każdy z kwiatów miał przepiękną barwę od pomarańczowo-czerwonych do różowo-żółtych oraz niebiesko-białych. W zasięgu wzorku ujrzałem też kryształy o różowych i niebieskich odcieniach. Miejsce było tak piękne, że kto nie znał tego miejsca nie mógł do głowy przypuść myśli, że ten raj na ziemi jest nie tak niebezpieczny. Zebrałem kwiaty i wsadziłem je w podłużne butelki, wypełniając ja trochę wodą z brzegu jeziora. Tą samą metodą wziąłem napełniłem buteleczkę do połowy. Coś, właściwie ktoś stał na drugim końcu jeziora. Widziałem kontur wilka. Trochę się wzdrygnąłem. Jezioro jest oddalone od kilkanaście jak nie kilkadziesiąt kilometrów. Spojrzenie tajemniczego wilka i moje spotkały się. Postanowiłem schować się i zamienić się w ptaka by zobaczyć z bliska kim jest ten wilk. Jak postanowiłem, tak się i stało. Podleciałem szybko do wilka. Niestety zaczął na mnie polować, więc nie mogłem się przyjrzeć, w dodatku była noc. Nie chciałem ryzykować, więc wbiegłem tutejszej jaskini. Byłem na tyle zmęczony, że gdy coś przegryzłem, od razu położyłem się spać.
<Czy ktoś zauważył moje zniknięcie>

Uwagi: Zapomniałaś o dacie. SPACJE STAWIAMY ZA ZNAKIEM INTERPUNKCYJNYM, A CUDZYSŁOWIE NIE TWORZYMY ZA POMOCĄ PRZECINKÓW! Nie zapominaj o tych Spacjach przy wypowiedziach. Przecinki. Niektóre zdania nie miały kompletnie sensu. Późniejsze są nawet aż za długie. Powtórzenia. "Jezioro Zapomnienia" to nazwa miejsca! Radziłabym czytać op. przed wysłaniem.
Ogólnie czytając miałam niezłego "mindfucka", gdyż działy się rzeczy tak chaotyczne, że aż niezrozumiałe. Kilka przykładów:
- Biblioteczka była POD łóżkiem, a i tak książki spadły mu na głowę.
- Była mowa o notatce z zapiskami na temat mikstur, a tu nagle mamy mapę.
- Co mają mikstury do mitologii, geografii i taktyki?
- Jaskinia a dom to niekoniecznie synonimy.
- Kilkadziesiąt kilometrów, powiadasz? Patrząc na zdjęcie z Jeziorem Zapomnienia daję mu jakieś 100 m średnicy.
- Według Ciebie wilki te stały oddalone od siebie o kilkadziesiąt kilometrów (swoją drogą kilkadziesiąt kilometrów to może być przykładowo tyle), a i tak Shiryu dostrzegł drugiego wilka (jak? Lornetki w oczach?), on jego również, więc musiał dostrzec jego przemianę, ale i tak na niego polował.
- W Twoich op. pojawia się schemat akcji, następnie jak nigdy niby nic jedzenia czegoś i pójścia spać.

piątek, 6 stycznia 2017

Od Aokigahary "To coś" cz. 3

Po zjedzeniu zdobyczy nie wiedziałam co robić. Może odwiedzić Hitam... Chwila. Jeżeli to był sen to znaczy że... Że on nie istnieje. Zaczęło mnie irytować to, że widzę świat na beżowo-niebiesko. Może to jakaś choroba? Lepiej będzie, jak pójdę się zapytać lekarza. Może spotkam jakiegoś wilka... Poszłam w stronę Zielonego Lasu. Cóż, teraz nazwałabym go beżowym borem... Byłam w centrum watahy, a i tak nie znalazłam żadnej żywej duszy. Spojrzałam na słońce i ustaliłam w którym kierunku muszę iść. Poszłam tam gdzie, jak "obliczyłam", powinnam iść. Wszędzie było cicho. Nawet śpiewu ptaków nie słychać. Wyszłam z lasu, wchodząc na piękną, Wrzosową Łąkę. Tak jak wcześniej, nikogo tu nie było. Przedzierałam się przez wrzosy. Jedyne co potrafiłam usłyszeć to szelest kwiatów i wiatr. Czułam się samotna, jakby wszystkich gdzieś wcięło... Na horyzoncie zobaczyłam Górę. Jestem już blisko. Kiedy zobaczyłam zarysy jaskini, którą powinien być szpital, przyśpieszyłam w kroku. Weszłam do niej, jednak nikogo tam nie było.
- Jest tu kto? - Zapytałam tym samym przerywając cisze, jednak nikt się nie odezwał - Halo? - zapytałam jeszcze raz. To samo. Zawiedziona położyłam uszy i zaczęłam chodzić po jaskini. A co jak poszli szukać nowych terenów? Ta wizja mnie przerażała. Weszłam w miejsce gdzie powinni siedzieć lekarze. Rozejrzałam się. Zamarłam. W ciemnym rogu zobaczyłam dziwną postać. To była postać z mojego snu... Wpatrywała się we mnie swoimi czarnymi oczyma. Czułam strach.
- Cz-czego chcesz? - zapytałam cicho, ledwo wymawiając wyrazy. Nie odpowiedział. To było straszne... Zjeżyłam się, a to coś rozpłynęło się w powietrzu. Mimo tego że znikło, czułam jak coś mnie obserwuje. Skala mojego strachu sięgnęła zenitu. Pisnęłam i wybiegłam z jaskini, o mało co się nie potykając o własne łapy. Pobiegłam naprzód, nie zwracając uwagi gdzie biegnę. Byleby od wilczego szpitalu. Nawet nie zwróciłam uwagi na to że przebiegłam już całą Wrzosową Łąkę. Biegłam pomiędzy drzewami w Zielonym lesie, aż dotarłam do... Do strasznego miejsca. Czyli cmentarza. Zwolniłam do kłusu. Mój oddech był szybki, a łapy bolały. Czułam jakby zaraz moje małe serduszko miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Położyłam się obok dużego grobu. Na tabliczce były jakieś literki, których nie potrafiłam rozczytać. Nie ma co się dziwić. Jeszcze nie mam ośmiu miesięcy i nie mogę chodzić do szkoły... Bardzo i to bardzo chcę się nauczyć czytać i pisać. Chociaż i tak po ukończeniu tego wieku najpierw będę musiała uczyć się czytać... Skuliłam się w kulkę i zamknęłam ślepia. Wiem że jest południe i taki szczeniak jak ja powinien ganiać i się bawić na łące... Ale jak mam być radosna gdy nikogo tu nie ma? Tylko jakieś przerażające widmo, które chyba jest niemową... Czułam jak letnie słońce grzeje moją sierść. Jest tak miło...

- Halo? - Ze snu wyrwał mnie wilczy głos. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam ciemnoszarego wilka, odznaczającego się pomarańczowymi przebarwieniami. Chwila... Czy ja widzę kolory inne niż niebieski i beżowy?!
- Tak? - Zapytałam zaspanym głosem, tym samym siadając.
- Czemu spałaś obok grobu? - Dopiero teraz wszystko mi się przypomniało...
- Przepraszam... Byłam zmęczona - odpowiedziałam.

C.D.N

Uwagi: Ponowny brak daty. Pisz dłuższe op., inaczej kolejne jak zwykle połączę w jedno. Ile razy mam powtarzać, że Zielony Las, Wrzosowa Łąka i Góra to nazwa miejsca? "Naprzód" piszemy razem, a "nie ma" osobno.

Od Aokigahary "To coś" cz.2

Sierpień 2018 r.
Nagle jedna z wader spojrzała na mnie z ukosu. Przestraszyłam się i odwróciłam od nich wzrok, jednak instynktownie zerknęłam w ich stronę. Wadera powiadomiła resztę o mojej obecności. Patrzeli na mnie. Poczułam uczucie jakby milion motyli właśnie urządzało sobie wyścigi w moim brzuszku. Napięłam się, spoglądając w tafle wody. Przestałam pić i jak by nigdy nic odwróciłam się. Chciałam być jak najdalej od nich. Trochę to dziwne. Grupka wilków rozmawiająca w środku nocy na polanie...
Wróciłam do jaskini, jednak nie miałam zamiaru spać. Bałam się. Weszłam do swojego siedliska. Rozejrzałam się za czymś, czym mogłabym się zająć. A może tak coś narysować? Ścian jest dużo na tych terenach, a jeszcze jaskinie w mojej rodzinnej watasze. Usiadłam przed pierwszym lepszym kamieniem, w pysk chwyciłam kredę i zaczęłam coś rysować. Kreśliłam na ślepo. Byłam zbyt spanikowana wcześniejszymi wydarzeniami że nie mogłam za nic się skupić. Po paru minutach skończyłam "rysować" i spojrzałam na swoje bazgroły. Z wrażenia puściłam kredę, a ona złamała się w pół. Rysunek przedstawiał roślinę, w którą wpadłam podczas zabawy z Hitam. Wyglądała przerażająco. Nie chciałam na to patrzeć. Zaczęłam marnych prób usunięcia malowidła. Za nic nie dało się zmyć. Muszę to czymś zakryć... Lecz nie mam czym. Może znajdę jakieś futro lub szmatę na terenach watahy?
Już miałam wychodzić gdy przypomniałam sobie o dzisiejszym zdarzeniu. Czy na prawdę powinnam tam iść? Ale to chyba lepsze niż patrzenie na to coś przez całą noc... Wyszłam.
***
Co się stało? Wszędzie ciemność. Głowa mnie boli. Nie mogę się ruszyć. Widzę... Widzę światło... Co się dzieje? Chcę biec. Chcę uciekać. Chcę piszczeć. Chcę krzyczeć, ale... Nie mogę.
***
Otworzyłam oczy. Czułam się, jak bym była poturbowana przez tuzin jeleni. Byłam w własnej jaskini. Jednak to tylko sen... Odetchnęłam z ulgą. Malowidła na ścianie nie było, co utwierdzało moje stwierdzenie że tylko śniłam. Wstałam i wyszłam z jaskini. Poszłam w stronę wodopoju. Coś mi tu nie grało. Dlaczego widziałam wszystko na beżowo? No prawie. Jedynym innym kolorem był błękit nieba... Wokół nie było żadnej żywej duszy, co było dosyć dziwne. Było ciszej niż zwykle. Zatrzymałam się obok wodopoju i zaczęłam pić. Nadal nikogo nie widziałam. A może to jest sen? Tylko wtedy jak wytłumaczyć to, że nie pamiętam niczego po wyjściu z jaskini... Zbyt skomplikowane na mój szczenięcy móżdżek... Nagle w wodzie zauważyłam rybę. Czułam głód, więc wpadłam na pomysł by ją upolować. Męczyłam się z nią bardzo długo, aż w końcu udało mi się ją złapać. Była pyszna. Moja pierwsza zdobycz...

C.D.N

Uwagi: Zapomniałaś o dacie. Nie "z ukosu", tylko "z ukosa". Niektóre zdania są źle sformułowane. Przed "że" w większości przypadków stawia się przecinek.

Od Sarah “Przypadek?” cz. 2 (cd. Miniru)

Jesień 2018
Zobaczyłam waderę na oko młodszą ode mnie. Miała długą, jasną sierść na głowie i ogonie, a szarą na ciele. Na tylnej nodze miała jaskrawoniebieskie pasy.
— Dzień dobry... - po tym, jak się do niej odezwałam poczułam niewyjaśnioną wrogość w stosunku do niej. W mojej głowie narodziła się chęć zabicia jej. Zaczęłam wokół niej krążyć, a z mojego gardła wydobywało się głuche warczenie. Wydawała się być przerażona moim nastawieniem.
— Czego chcesz ode mnie?! — wykrzyknęła.
— Dowiesz się w swoim czasie!
Rzuciłam się na nią, zwalając ją z nóg. Przeturlałyśmy się kilka metrów dalej i wpadłyśmy do wody. Próbowała odpłynąć, ale na próżno. Szybko ją dogoniłam i z uśmiechem pociągnęłam ją na dno. Uderzyła głową o jakiś kamień. Jeszcze chwilę patrzyłam, jak traci przytomność. Zamknęłam oczy.
Gdy je otworzyłam, nadal byłam pod wodą, lecz w innym jeziorze. To było zdecydowanie mniejsze. Coś mówiło mi, że to jeszcze nie koniec z tą wilczycą. Cierpliwie zaczekałam z nosem tuż przy tafli wody. Niedługo potem ujrzałam jej pysk. Chwilę wpatrywała się w taflę wody, najpewniej patrzyła w swoje odbicie. Momentalnie jej źrenice zwęziły się i ledwo zdążyła się odsunąć, zanim wyskoczyłam z wody. Już miałam zamachnąć się na nią pazurami, ale poczułam jak coś uderza mnie w bok i wtapia się w moją skórę. Osłabłam z sił i upadłam na ziemię...
Gwałtownie otworzyłam oczy. Byłam lekko oszołomiona dziwnym snem. Zdrętwiały mi nogi, najwyraźniej spałam długo w jednej pozycji. Postanowiłam je rozprostować. Wstałam i walcząc o to, żeby się nie przewrócić wyszłam z jaskini. Ciepłe powietrze otoczyło moje ciało, słońce świeciło dzisiaj jasno. To wywołało u mnie uczucie pragnienia, gdyż od wczoraj nie miałam w pysku ani kropli wody. Skoro już chciałam się poruszać, to odpuściłam sobie przywoływanie wody i postanowiłam się napić z Wodopoju. Powoli wyruszyłam w tamtą stronę. Podczas drogi wielokrotnie zarzucałam głową, ponieważ moja grzywka musiała ułożyć się akurat tak, żeby zasłaniać mi całe otoczenie, a to niezmiernie mnie irytowało. Zapewne wyglądałam niczym wzięta żywcem z horroru. Przechodząc obok ostatnich drzew dzielących mnie od wodospadu, zauważyłam jasny ogon, prawdopodobnie innego wilka z tej watahy. Wydawał być się znajomy. Podeszłam bliżej, w celu rozpoznania go.
— Cześć... — przerwałam, kiedy — jak się okazało — wilczyca odwróciła się. Od razu wiedziałam, kim jest — tą wilczycą ze snu. Wolałam się jednak upewnić. — Czy ty mi się przypadkiem nie śniłaś?
Zmarszczyła brwi.
— Śniłam ci się? To dziwne... ty mi też.
Zamrugałam szybko. Czyżbyśmy miały ten sam sen? O co chodzi?
— Tyle pytań ciśnie mi się na język... Co było w tym śnie?
— Wiesz... — wyglądała na lekko zakłopotaną. — Byłam w lesie i nagle się pojawiłaś, zaczęłaś na mnie warczeć i zaatakowałaś mnie. Wpadłyśmy do wody, próbowałam uciec, ale rzuciłaś mną o dno... — z każdym jej słowem byłam coraz bardziej zdezorientowana. — Potem byłam w jakimś kanionie. Podeszłam do takiego małego zbiornika wody i spojrzałam na swoje odbicie, zauważyłam też ciebie. Udało mi się odsunąć, nagle z tej wody zaczęły wylatywać fioletowe perły i atakowały ciebie. Pode mną zaczęła się osuwać ziemia... i się obudziłam.
Przez chwilę nic nie mówiłam, łącząc wszystkie fakty w całość. Zabrakło mi słów, by opisać to, co czułam.
— Śniłam o tym samym — powiedziałam. — To było dziwne. Przecież jesteśmy w jednej watasze, musimy być, a ja ciebie atakowałam...
Zamyśliłam się przez chwilę. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie wiem jak się nazywa.
— Jak masz na imię? — spytałam.
— Miniru — odparła szybko. — A ty?
— Jestem Sarah.
Gdy wymówiła swoje imię, znów poczułam wrogość. Powstrzymałam się jednak od warknięcia na nią. Co się ze mną dzieje? Miałam ochotę zabić...
Gwałtownie się odsunęłam.
— Co się stało? — zdziwiła się.
Chciałam odpowiedzieć, że nie wiem. Zamiast tego spróbowałam się uśmiechnąć.
— Nie, nic. Miniru, trzymaj się, ja muszę pilnie coś załatwić.
Odwróciłam się i szybko pobiegłam prosto do mojej jaskini. Tam wyczarowałam trochę wody i wypiłam ją.
A było ją zabić...
Co się ze mną dzieje?

<Miniru? Co w tym czasie się z tobą działo?>

Uwagi: Nie "zapewnie", tylko "zapewne".

niedziela, 1 stycznia 2017

Podsumowanie grudnia i całego 2016 roku

 Świętujemy! Mamy 1600 postów!!!
Każdy wilk otrzyma po bonusowe 16 pkt. (jak będzie 1700 postów - 17 pkt., 1800 postów - 18 pkt. itd., więc naprawdę watro)!
**************************** 
Dobra, dobra, wiem, że tylko na to czekaliście. Pora na mój WYKŁAD.
Otóż tak, trochę się zawiodłam, bo grudzień na każdym z blogów wypadł dość kiepsko w porównaniu do pozostałych lat (np. na WMW wyliczyłam, że żeby dorównać pozostałym musielibyśmy napisać ok. 80 op.), ale cóż poradzić. Sama tego nie uciągnę.
Dobra, nie chce mi się niczego więcej pisać na ten temat. Może przejdźmy od razu do podsumowania roku? Okej, dobra, ten też zbyt wspaniały to nie był, ale się nie poddaliśmy i to się chyba liczy najbardziej, nie? A przynajmniej tak mi się wydaje. W każdym razie trzymajmy się tak dalej (albo i nawet lepiej - każde dodatkowe op. przyjmę szeroko otwartymi łapkami), a nie doprowadzimy do zamknięcia blogów pokroju watah. :)
WMW skończyło 3 lata, odbył się festyn, opublikowałam na jej temat 33 ciekawostki, dołączyła do nas Wataha Czarnego Kruka (nowa, nieoficjalna nazwa watahy to Wataha Magicznego Kruka, ale cii), zrobiłam aktualizację połowy zakładek, nad pozostałymi nadal pracuję (a gdzie tam... albo zrobiłam i mam wyłącznie w wersji roboczej, albo zwyczajnie odkładam wszystko na później)... Nie wiem, co jeszcze dodać. Sądzę, że tyle już wystarczy.
Aha, i Astrid... nadal czekam na szczeniaki As i Dana. Jeszcze trochę i nam się zestarzeją, a tego byśmy raczej nie chcieli. Mają być bachory na początku roku i już.
Nie wiem, co jeszcze napisać. Może życzenia. Oczywiście dużo weny (jeszcze więcej, niż na święta, bo jak widać pomogło wyłącznie Soharze), ciekawych opowiadań, które nie raz mnie i innych zaskoczą, nieszablonowych postaci, szalonych pomysłów, spełniania marzeń oraz zmian na lepsze w życiu.
Niech ten rok będzie jeszcze lepszy niż dotychczasowe!
Ponadto zapraszam do korzystania z zapoznania oraz innych przygód. Przypominam również o konkursach.

Wilki, które brały czynny udział w pełnionym stanowisku:
RADA ŻYWIOŁÓW
Obecni na zebraniu: -
Kto napisał op.: -

POLOWANIA
Rano: -
Popołudnie (+5 SG): Shiryu
Wieczór: -

SZPITAL
Kto napisał op.: -

WOJSKO I PATROL
Kto napisał op.: -

ROZRYWKOWE I INNE
Kto napisał op.:

SZKOŁA
Kto napisał op. (z nauczycieli): -

*****************************
Leniwe Alfy:
Kiiyuko: 0 (+0 = 0)
Suzanna: 0 (+1 = 1)
---------------------------------------------
Yuki: 0 (+5 = 5)  <-- Beta
Moone: 3 (+1 = 4)
Shiryu: 2  (+2 = 4) <--- Gamma
Miniru: 0 (+4 = 4) <--- Delta
Zirael: 1 (+2 = 3)
Aokigahara: 1 (+1 = 2)
Sohara: 1 (+0 = 1)
Dante: 1 (+0 = 1)
Sierra: 1
Sarah: 0 (+0 = 0)
Nirvaren: 0 (+1 = 1)
Annabeth: 0 (+1 = 1)
Renethrain: 0 (+0 = 0)
Valka: 0 (+0 = 0)
Kirke: 0 (+0 = 0)
Astrid: 0 (+0 = 0)
Mizuki: 0 (+0 = 0)
Kai: 0 (+0 = 0)
Serill: 0 (+0 = 0)
Kazuma: 0 (+0 = 0)

Za zostanie Betą dostaje się 15 SG i 40 pkt., Gammą 10 SG i 30 pkt., a Deltą 5 SG i 20 pkt.

Okres próbny ukończyli:
Moone: 3 (5)
***
Zirael: 1 (3) (masz czas na napisanie 2 op. do 15.12, inaczej będę zmuszona wyrzucić Twojego wilka!)
Shiryu: 2 (4)
Aokigahara: 1 (2) (masz czas na napisanie 4 op. do 15.12, inaczej będę zmuszona wyrzucić Twojego wilka!)
Annabeth: 0 (1)
***
Sierra: 1

Skreślone są te, które nie przeszły. Wilki, które napisały poniżej 3 op. i są dość długo na watasze zostają wyrzucone, a te mające powyżej 4 op. są już pełnoprawnymi członkami. Zaznaczone na fioletowo mają drugą szansę.
Tak, ilość napisanych op. podczas okresu próbnego też ma znaczenie! 

Dodaję po 6 pkt. umiejętności i 3 pkt. mocy każdemu wilkowi (jak to zawsze czynię po podsumowaniu) za kolejny miesiąc członkostwa.  

 
PODSUMOWANIE ROKU
  1. Yuki - 35
  2. Mizuki - 24
  3. Kirke - 23
  4. Miniru - 10 (sierpień)
  5. Sierra Norah - 10 (styczeń do października, później grudzień)
  6. Suzanna - 10
  7. Sarah - 9 (styczeń)
  8. Valka - 9
  9. Kai - 8
  10. Astrid - 8
  11. Sohara - 7
  12. Renethrain - 6 (sierpień)
  13. Nirvaren - 6 (czerwiec)
  14. Dante - 6
  15. Moone - 5 (październik)
  16. Serill - 5 (maj)
  17. Kazuma - 5
  18. Shiryu - 4 (listopad)
  19. Zirael - 3 (listopad)
  20. Aokigahara - 2 (listopad)
  21. Annabeth - 1 (listopad)
  22. Kiiyuko - 1
A więc moje drogie wilczki, po co pisałam te miesiące dołączenia? Żebyście sobie sprawdzili, czy się wyrabiacie w normie. Poniżej macie wypisane, ile min. op. powinien mieć napisanych wilk z danego miesiąca. Jeżeli jednak jesteś pod przeciętną, oznacza to, że powinieneś się na ten rok poprawić. ;p

Styczeń (i wcześniej) - 24 op.
Luty - 22 op.
Marzec - 20 op.
Kwiecień - 18 op.
Maj - 16 op.
Czerwiec - 14 op.
Lipiec - 12 op.
Sierpień - 10 op.
Wrzesień - 8 op.
Październik - 6 op.
Listopad - 4 op.
Grudzień - 2 op.
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!