Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 19 sierpnia 2016

Od Suzanny "Nowy rozdział życia watahy" cz. 9 (cd. chętny)

- Dobry wieczór - przywitał się młody basior. - Podjęłaś już decyzję?
Skinęłam głową i zeskoczyłam z kamienia.
- W takim razie możesz nam ją przedstawić - uśmiechnął się lekko. Słowa ugrzęzły mi w gardle, ale w końcu udało mi się przezwyciężyć strach i odpowiedzieć:
- Zgadzam się na wasze warunki.
Basior zdawał się w pierwszej chwili nie dowierzać w to, co właśnie usłyszał. Wydawał się być strasznie młody. Zastanawiałam się, czy nie czasem ma mniej lat na koncie ode mnie. Mógł również zawsze być nieśmiertelny i wiecznie młody, zupełnie jak ja. Właściwie to była myśl nie na miejscu... ale z nerwów sama już nie potrafiłam zachować właściwej trzeźwości i trzymać się w pionie.
- W takim razie... ceremonia odbędzie się jutro o północy. Do tego czasu członkowie naszej watahy przybędą na tereny. Macie ich godnie przyjąć oraz zacząć zaznajamiać z kulturą. Z tego co mi wiadomo, panują tutaj całkowicie inne zwyczaje.
Nie spuszczałam go z oka. Denerwował się bardziej ode mnie, co nieco podniosło mnie na duchu. Dopiero uświadomiłam sobie, że jestem obserwowana przez kilka niedowierzających wilków. Powoli skinęłam głową. On ukłonił mi się lekko na znak grzeczności i zaczął się oddalać razem ze swoimi ochroniarzami. Odetchnęłam, choć wciąż było mi ciężko na sercu. Czy aby na pewno dobrze postępuję?
- Jak się czujesz? - zapytał zatroskany Dan.
- Jest w porządku. Możesz odejść - odpowiedziałam drżącym głosem. Z natłoku emocji zaczęło mi się kręcić w głowie - Chyba pójdę się położyć.
Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę swoimi czujnymi, błękitnymi oczętami, po czym ufając moim słowom rzeczywiście odszedł do swojej jaskini.
- Suzanno? - zapytał nieśmiało jakiś wilk. Popatrzyłam na niego zmęczonym spojrzeniem, nic nie mówiąc. Byłam naprawdę wykończona. W nocy ciągle się budziłam, nie mogąc zdecydować się na to, jak powinnam uczynić.
- Mam nadzieję, że to będzie słuszna decyzja. - Uśmiechnęłam się blado. Żaden z obecnych nie miał pojęcia, co się właśnie stało, dlaczego i po co. To właśnie wyrażały ich pyski - zakłopotanie i poczucie niewiedzy oraz zaniepokojenie. Nie miałam siły tego wszystkiego tłumaczyć. Dowiedzą się czego trzeba w odpowiednim czasie.
Poczłapałam do siebie i na miejscu padłam na ziemię. Zasnęłam szybko, jednak byłam dręczona koszmarami i budziłam się co jakiś czas cała zalana potem. Często również krzyczałam. Traciłam całą pewność odnośnie słuszności własnej decyzji. To zawsze mógł być podstęp, dzięki któremu cała wataha zostanie unicestwiona.
W końcu zostałam pochłonięta przez zdrowy sen, jednak mój wypoczynek nie trwał długo. Do mojego ucha wdarł się wrzask jakiejś wadery. Raptownie wstałam, zupełnie jakby polała mnie wiadrem lodowatej wody. Popatrzyłam na nią, ale widząc jej przerażone spojrzenie, sama skierowałam się do wyjścia i spojrzałam na widok rozciągający się na zewnątrz. Przeklęłam w duchu. Wiedziałam, że coś się kroiło. Po prostu wiedziałam!
- Wezwać wojsko! - krzyknęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam, tak, że mój głos poniósł się po dolinie. Czarne kropki w dole, będące wilkami należącymi do byłej watahy Asai zaczęły się śmiać, szydzić z mojego polecenia. W jednej chwili niebo zasnuły niepokojąco czarne chmury, zerwał się gwałtowny wicher. Moje serce zabiło mocniej.
- Alfie, zostań proszę tutaj. Nie jesteś wyszkolona do takich przypadków.
Zaczęłam najszybciej jak tylko potrafię zbiegać w dół Góry. Byli uzbrojeni aż po zęby. To zdecydowanie nie wróżyło niczego dobrego. W duchu powtarzałam sobie, jak bardzo głupia i naiwna jestem. Jak mogłam pozwolić zejść członkom z granic, sądząc, że ci stali się naszymi sojusznikami?! Wielokrotnie potykałam się i o mało nie upadałam, ale jednak udało mi się bez szwanku znaleźć się na dole.
- Czego od nas chcecie? - warknęłam, stając przed jednym z większych wilków. Zaczęli się śmiać.
- To znowu ty, mała?
Poznałam go. To znowu on. Ten sam, który mnie zaczepiał podczas pierwszej bitwy. Przeniosłam wzrok na postać, o której wiele słyszałam i kilkakrotnie była widziana przeze mnie na terenach. Xander. Chciał coś powiedzieć, ale wtedy dostrzegłam rozpędzoną Alfie, która wpadła między nich niczym strzała i wskoczyła na waderę, która podniosła z ziemi nieznajomego mi szczeniaka.
- Oszalałaś? Co ty wyprawiasz?!
W większości czarne wilki obróciły się w tamtą stronę. Jeden z nich pospiesznie podniósł za pomocą swojej mocy kamień, ale nim zdążyłam ją ostrzec, ten już cisnął go w jej głowę. Pisnęła i upadła.
- Wygraliście bitwę, ale przegracie wojnę. - Skomentował bez emocji Xander.
Dopiero teraz zbiegło się i stanęło za mną murem kilku z moich wojowników. Opuściłam uszy i cofnęłam się do tyłu, bacznie ich wszystkich obserwując. Bałam się i czułam, jakby to wszystko było moją winą. To ja ich tutaj sprowadziłam... Moje wojsko nie atakowało, czekało na mój znak.
- Nie rozumiem. Nie tak się umawiałam z waszym przywódcą i...
Przerwał mi śmiech szarego basiora.
- Doprawdy? Zdaje się, że jednak tak brzmiała umowa.
- Ale... - zaczęłam, ale znowu ktoś mi przerwał.
- Nikt nie mówił nam, że ktokolwiek będzie robił zamachy na bezbronne matki z młodymi.
Popatrzyłam na waderę, która trzymała w pysku szczeniaka. Teraz ten wtulał się w jej łapę. Krwawiła. To właśnie ją bezpodstawnie zaatakowała Alfie. Dopiero teraz przypomniałam sobie, co tak naprawdę mogła oznaczać wizyta tych wilków. Coś, co z wysokości wyglądało na broń, okazało się być wszelakimi torbami oraz poprzypinanymi innymi tobołkami do grzbietów.
- Przeprowadzka...? - zapytałam ledwo słyszalnie.
- Zgadza się.
- Ja... przepraszam. Wasze zachowanie nas zmyliło i... i... - przełknęłam ślinę. Nagle poczułam się niezwykle głupio. - Alfie sądziła, że wasza koleżanka zabiera naszego szczeniaka. Chciała bronić watahy.
Zapanowała cisza.
- Wybaczamy. To pierwszy krok do naszej zmiany, jaką nam obiecywano - odezwał się dotychczas milczący czarny basior, z którego wydobywało się coś na wzór błękitnego światła. Domyślałam się, że wojownicy z Watahy Magicznych Wilków czują się coraz bardziej zagubieni.
- Część z nas jest sporymi patriotami, dość porywczymi i takie sytuacje się zdarzają... mogę zapewnić opiekę medyczną tamtej waderze oraz kogoś, kto zadba o jej szczeniaka podczas wracania do zdrowia...
- Nie musisz się nam tłumaczyć. Chcemy po prostu teraz wiedzieć, gdzie możemy zamieszkać i kiedy zaczniemy nasze szkolenie w nowych warunkach. Jeśli to nie problem, udamy się na polowanie. Od dawna nie mieliśmy dobrego mięsa w pyskach.
- Tak, tak, tak... oczywiście - mruknęłam, choć nie bardzo wiedziałam, o jakie szkolenie chodzi. Mogłam się co jedynie domyślać. Popatrzyłam w górę. Wciąż było ciemno. - Co z chmurami?
- Przez pierwsze dni będą nad watahą. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do światła - wytłumaczył po raz kolejny czarny basior.
- Rozumiem. W takim razie... proszę za mną. - Odwróciłam się i dałam znak wojownikom, że mogą się rozejść.
- Suzanno, co się dzieje? - syknęła Astrid, która podbiegła do mojego boku.
- Zaopiekuj się tą waderą z młodym - westchnęłam - oraz Alfie. Nie chciałabym, aby zdarzyła się jakaś większa tragedia.
As zbadała mnie jeszcze niedowierzającym spojrzeniem, po czym szepcząc coś sobie pod nosem odwróciła się i odeszła w kierunku swojej przychodni. Obróciłam się jeszcze kilkakrotnie, kontrolując, czy aby na pewno ciemne zbiorowisko wilków podąża za mną. Posłusznie szli, co mnie nieco zaskoczyło. Nie wyglądali aż tak źle, jak postrzegałam ich do tej pory. Przełknęłam ślinę. "Będzie dobrze, nic złego się nie stanie" - powtarzałam sobie w myślach, jednak cały czas byłam roztrzęsiona.
Szłam do nich tyłem, więc lada moment ktoś może na mnie naskoczyć i próbować zabić. Raz jeszcze nerwowo spojrzałam za siebie, po czym dalej próbując się uspokoić, stanęłam przed wejściami do dziesiątek mniejszych jaskiń, w które to były według mnie nieco za ciasne, by zamieszkały w nich nasze wilki. Znajdowały się nie wysoko, a przy podnóżu Góry. Gwałtownie odwróciłam się za siebie.
- Sądzę, że możecie tutaj zamieszkać! Nie mam pojęcia, czy pomieścicie się wszyscy, ale matki z dziećmi oraz mężami zapraszam do większych jaskiń, w których mieszkali stali członkowie Watahy Magicznych Wilków, lecz z różnych powodów odeszli. Niestety nie mam innej opcji, gdyż tych większych nie jest tak wiele, jak tych małych - zmierzyłam wzrokiem stojące wilki. Żaden pysk nie wyrażał żadnych szczególnych emocji. Zdawali się być obojętni na to, co się zaraz stanie... ale w oczach niektórych dostrzegłam błysk radości - Zapraszam do środka. Na spokojnie podzielcie się mieszkaniami. Gdy tylko skończycie, zapraszam do mnie wszystkie wilki, które mają dość siły, by upolować coś do jedzenia.
Zaczęli między sobą rozmawiać i iść w kierunku ich nowego domu. Odsunęłam się na bok i bez słowa obserwowałam ich poczynania. Zdawali się być... inni, ale i za razem tacy sami. Zdecydowanie byli mocniej ze sobą związani. Choć ich była ponad setka, na spokojnie uzgadniali to, kto gdzie zamieszka... oczywiście prócz typowych samców Alfa, których wypatrzyłam chwilę później. Wypuściłam z płuc powietrze i prędko do nich podbiegłam. Zaczęli na siebie naskakiwać i usiłować ugryźć.
- Hola! Co tu się dzieje?! - wrzasnęłam, jednak mój głos nieco drżał. Bałam się, że zamiast ataku na siebie nawzajem teraz zastosują wyżycie się na mnie. Ci jednak już po chwili przestali się rzucać. Wciąż miotali między sobą wściekłe spojrzenia, ale nic nie mówili.
- Za karę śpicie na dworze. Wpuście tu to rodzeństwo - mówiąc to, spojrzałam na dwójkę małych wilków, o dużych złotych ślepiach. Basiory popatrzyli na siebie wściele, po czym odeszli. Krzyknęłam jeszcze za nimi: - I nie życzę sobie nigdy więcej takich numerów!
- Dziękujemy - powiedział cicho jeden ze szczeniaków, wchodząc do środka. Kiedy się obróciłam, te już zniknęły w cieniu jaskini. Zmarszczyłam brwi. Każdy z tych wilków miał w sobie coś przerażającego. Coś, co sprawiało, że czuło się zaniepokojenie. Może z czasem minie mi to wrażenie? To pewnie przez moją naturalną nieufność... Pewnie trochę przesadzam.
Odeszłam jeszcze kawałek i usiadłam w umówionym miejscu. Czekałam na potencjalnych wojowników. Mijały minuty, a koło mnie stawały coraz to kolejne, umięśnione, aczkolwiek wychudzone wilki. Dopiero teraz dostrzegłam, jak wyniszczone były ich organizmy. Nie mówiąc ani słowa na ten temat i widząc, że uzbierała się całkiem duża gromada, podniosłam się z miejsca i dałam znak, abyśmy ruszali. Węszyliśmy większego stada jeleni przez dobre kilka godzin, ubijając po drodze pojedyncze króliki. Jak na razie pozwoliłam im zjadać tylko połowę, aby byli skuteczniejsi w walce. Po ich niechlujnym sposobie jedzenia zauważyłam od razu, jak bardzo pragnęli zasmakować zwierzyny, z którą tak dawno stracili kontakt. W pewnym sensie im współczułam, ale bałam się, że prędzej czy później i nam skończy się pożywienie i będziemy musieli się przenieść. W końcu teraz jest nas grubo ponad setka... nawet nie wiem kiedy podzieliłam się moimi obawami z jedną z wader. Ona po wysłuchaniu mnie, odpowiedziała cicho, niemalże szeptem:
- Większość z nas nie może się rozmnażać.
- Naprawdę?
- Nasza rasa prawie wymrze, jednak są pojedyncze wilki, które prócz płodności mają jeszcze nieśmiertelność...
- Rozumiem... I jeżeli mogę zapytać... czy u was też można otrzymać nieśmiertelność za własną pracę i za pieniądze?
- Nie... - pokręciła głową, a siwiejące włosy obsypały jej wymizerowany pysk - Co trzy lata wybierany jeden wilk, który został zgłoszony do losowania.
- Losowania?
- Starszyzna decyduje, kto zasługuje na tą łaskę. Odbywa się losowanie... i rozpoczynamy Obrzęd Wielkiego Trio.
- Wielkiego Trio?
- Dokonywał go przywódczyni i jego zastępca oraz szaman. - Zrobiła pauzę. - U was nie ma czegoś takiego, prawda?
- Prawda, ale z tego co słyszę to część waszej tradycji... nie chciałabym jej rujnować. Może pozwolę wam dalej organizować wasze święta, o ile nikomu w żaden sposób nie będą zagrażać. Pomyślę nad tym.
Wadera z wdzięcznością pokiwała głową. Zauważyłam, że reszta grupy przystanęła i wpatrywała się w coś w osłupieniu, co znajdowało się za krzakami. Przepchnęłam się do przodu i ujrzałam stado dorodnych jeleni. To było właśnie to, czego szukaliśmy! Wydałam szybkie rozkazy wilkom, a te posłusznie przyjęły pozycje. Już po chwili zaczęło się polowanie. Ja sama nie zdążyłam nawet ruszyć, gdy wszystkie wilki rzuciły się tak szybko na przód, że w przeciągu niecałych dziesięciu sekund wszystkie zwierzęta były rozszarpane na strzępy. Rozpoczęła się dzika uczta. Pobiegłam kawałek i z szeroko otwartymi oczami obserwowałam ich poczynania. Niemożliwe. To jest niemożliwe! Są kilkanaście jak nie kilkadziesiąt razy szybsi od naszych wilków! Strach pomyśleć, co by z nimi zrobili, gdyby tylko któryś ich zdenerwował. Po raz kolejny poczułam mdlejący strach. Wszędzie była krew i wnętrzności...
- DOŚĆ! - krzyknęłam, a mój głos poniósł się echem po całej polanie. Wilki znieruchomiały, oderwane od krwawych kawałków, które spożywały i utkwiły swój czujny wzrok w mojej postaci - Nie możecie zjeść wszystkiego!
Popatrzyli po sobie, ale usłuchali. Kilkadziesiąt minut później weszliśmy na Wrzosową Łąkę.
- OBIAD!!! - wrzasnęłam. Już kilkanaście minut później obległo nas stado wygłodniałych wilków. Nie mogłam patrzeć na brutalność, jaką darzyli nawet jedzenie, więc odeszłam kawałek dalej i zamknęłam oczy. Nie usłyszałam, jak podszedł do mnie ten sam czarny wilk z błękitnymi znamionami, więc przeżyłam mały zawał, gdy się odezwał:
- Nasz Alfa kazał przekazać, abyś rozpoczęła pierwsze lekcje kultury i dobroci z byłymi członkami naszej watahy.
Popatrzyłam na niego zaskoczona. Miałam tak wiele do zrobienia... Musiałam w takim razie znaleźć kogoś innego do tej roboty.
- W takim razie zaczekaj tu chwilę... pójdę po kogoś.
Prędko ruszyłam biegiem. Już po kilku metrach dojrzałam wilka ukrytego za skalną ścianą, który zaciekawiony przypatrywał się obcemu stadu. Wystraszony z powodu przyłapania na gorącym uczynku wysłuchiwał moich wyjaśnień, zakończonych pytaniem:
- To jak? Możesz przeprowadzić pierwszą lekcję panujących u nas zasad z byłą Watahą Asai?

<chętny? ;z;>

Od Mizuki "Upadłe bóstwo, czy po prostu demon?" cz. 5 (CD. Valka)

Powoli otworzyłam oczy. Dookoła mnie nie było absolutnie nic, z wyjątkiem ciemności. Tak, to był jeden z tych moich dziwnych snów. Miałam dziwne wrażenie że coś ważnego zniknęło i nigdy już nie wróci. Nie pamiętałam co się stało, ani jak długo jestem w tym jakże dziwnym śnie. Czułam się jakbym była martwa. Mimo że czułam potworny ból i chłód, nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Właśnie wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy nie byłam tak już wcześniej: neutralnie nastawiona do absolutnie wszystkiego. Zdawało mi się że przebywam w tym miejscu całą wieczność. Byłam sama pośrodku niczego. Ale co dziwne ta samotność dawała mi ukojenie. Cisza była niczym muzyka dla uszu, a zimne powietrze otulało mnie jak najlepszy przyjaciel. Przed moimi oczami pojawił się wilk.
- Kim jesteś? - Zapytałam tonem jakby w ogóle mnie to nie obchodziło.
Wilk, a poprawnie wilczyca wyglądała dość dziwnie, a jednocześnie tak znajomo. Miała czarne futro z czerwonymi plamami jakby ktoś oblał ją czerwoną farbą. Jej oczy wypełniał mrok jakby nigdy nie widziały światła. Przypomniało mi się. Nazywała się Valka, miałam jej w czymś pomóc.
"Ale co to mogło być?" - Zadałam pytanie w myślach.
Nad wilczycą była jeszcze jedna postać. Unosiła się w powietrzu i co jakiś czas szeptała coś do ucha wilczycy. Ta odpowiadała skinieniem głowy. Po pewnym czasie obie postacie zniknęły. Pojawił się jednak głos:
- Proszę, pomóż mi! Błagam Cię, pomóż mi!
Głos z sekundy na sekundę był coraz głośniejszy i bardziej denerwujący.
- Zamknij się! Sama zajmij się swoim problemem - Powiedziałam znudzonym głosem.
Głos ucichł. "To przecież nie mój problem. Dlaczego mam pomóc komuś, nic mi to przecież nie da" - Myślałam. Już po chwili zdałam sobie jednak sprawę z mojego podejścia. Wszystko zdawało się dla mnie nic nie znaczące. Poczułam ucisk w sercu. Jego bicie zmieniło się nie do poznania. Biło bardzo wolno jednak jego pogłos rozsadzał mi głowę. Zamknęłam oczy w nadziei, że ból zniknie. Po chwili tak właśnie się stało, nadal czułam ból jednak był zupełnie inny niż przed chwilą. Usłyszałam głosy jakiegoś wilków. Otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą waderę.
- Miz, obudziłaś się! - Krzyknął jakiś wilk i zaczął mnie przytulać.
Po chwili myślenia przypomniało mi się imię tego wilka. Była to Astrid.
- Proszę, przestań mnie dotykać - Powiedziałam chłodnym głosem.
- Miz...? - Spojrzała na mnie z zapytaniem w oczach. - Wszystko w porządku?
- Powiedziałam, żebyś przestała mnie dotykać! - Wykrzyknęłam.
Jakaś czarna fala mocy odepchnęła ode mnie wilczycę. Astrid uderzyła głową o ścianę w jaskini i straciła przytomność. Z niewiadomych przyczyn nie czułam najmniejszego żalu, że to zrobiłam. Po chwili koło mojego boku pojawiła się postać którą bez problemu rozpoznałam. Była to Emilia, z niewiadomych mi przyczyn uśmiechała się.
- Nareszcie się obudziłaś, moja pani - Powiedziała z uśmiechem.
Zostawiłam to bez komentarza. Opuściłam jaskinie i niemal oślepiło mnie słońce. Zaklęłam cicho. Poszłam dalej.
- Mizusia, dokąd idziesz? - Zapytała zdziwiona Em.
- Czy to nie oczywiste? Idę odnaleźć Valkę. - Powiedziałam chłodno.
- Po co? Przecież miałaś o niej zapomnieć!
Przystanęłam i odwróciłam się w stronę Em. Na moim pysku widniał psychopatyczny uśmiech i spojrzenie pełne nienawiści.
- Tylko ja mam prawo bawić się demonami! Nie pozwolę jakiemuś wilczkowi używać mocy demonów! Tylko ja mam do tego prawo! - Powiedziałam i zaczęłam się śmiać. Mój śmiech odbił się echem i zwrócił na mnie uwagę innych wilków. Użyłam jednej z mocy Em i uśpiłam ich wszystkich. Stanęłam na krawędzi skarpy i wykrzyknęłam:
- A teraz pora na ciebie! Valka, lepiej się przygotuj - Moją wypowiedź zakończyłam śmiechem.

(Valka? Miz tak troszkę oszalała, więc lepiej jej nie drażnij xd)

Uwagi: Zwykle przed "a", "że", "żeby" itd. stawia się przecinek.

Od Sarah “Odkrycie” cz. 7 (C.D. Kirke)

Z każdym krokiem postawionym na spaczonej mrokiem ziemi czułam się coraz dziwniej. Kirke dreptała tuż obok mnie. Do miejsca, w którym aktualnie się znajdowałyśmy, prawie nie dochodziło światło słoneczne. Nagle usłyszałam szelest za nami. Odwróciłam się, a moja towarzyszka uczyniła to samo.
– Słyszałaś? – wyszeptałam do niej.
– Tak…
– C-co to? – spytałam, a głos zamarł mi w gardle. Z pomiędzy drzew wystawała głowa jakiegoś strasznego stworzenia. Kształtem przypominała konia, a z czoła wystawał róg. Skóra wokół żółtych oczu była poobdzierana, a z nozdrzy leciała ciemnoczerwona krew. Gdzieniegdzie powyrywane były kępki czarnej sierści. Nasuwała się tylko jedna odpowiedź na moje pytanie. Mroczny jednorożec. Pionowe źrenice zwierzęcia zwęziły się. Wpatrywało się w nas, a my stałyśmy tak osłupiałe z przerażenia.
Nagle jednorożec stanął dęba. Kirke zawarczała. Czarne stworzenie ruszyło prosto na nią, wyciągając ostry jak sztylet róg przed siebie.
– Kirke, nie! – zawołałam wystraszona. Rzuciłam się przed nią, a przed nami pojawiła się nagle tarcza świecąca jasno niczym słońce, odcinając drogę zwierzęciu. Jednorożec zatrzymał się w ostatniej chwili, parskając. Zmrużył oczy i zaczął się wycofywać. Po kilku sekundach już go nie widziałam.
– Co to było? – powiedziała Kirke.
– Nie wiem – wyszeptałam. Rozbolała mnie głowa. – To nie Riven?
Wadera pokiwała przecząco głową.
– Czyli…
– Co wy tutaj robicie?! – usłyszałam ochrypły głos za nami. Odwróciłam się i ujrzałam Kazumę.
– My… No, umm… – zaczęła moja towarzyszka.
– W sumie nie obchodzi mnie to. Macie się stąd wynosić, jeżeli nie chcecie umrzeć. To, że teraz wam się udało przeżyć, graniczy z cudem – spojrzała na mnie. – Mroczne stworzenia nie lubią się bawić. Miałyście dużo szczęścia – urwała, by zakasłać. – A teraz wynocha!
– Ale…
– WYNOŚCIE SIĘ STĄD!
Niechętnie skierowałyśmy się do drogi w kierunku, z którego przyszłyśmy. Jeszcze raz spojrzałam na Kazumę, która okropnie się rozkaszlała. Zanim odwróciłam wzrok, wypluła na trawę krew. Po kilku minutach wędrówki zaczęło się rozjaśniać, a jeszcze trochę dalej było już całkiem jasno.
– Sarah, ta tarcza… – zaczęła Kirke, gdy wyszłyśmy z lasu. – Riven jej nie zrobił, powiedział mi to – uniosłam brew ku górze. – Pyta się, czy znalazłaś kiedyś jakieś kolczyki.
– Tak, takie biało-złote. To ma coś do rzeczy?
– To pewnie były Kolczyki Żywiołu. Takie, dzięki którym możesz poznać kolejny żywioł. Teraz nasuwa się jedno pytanie - jaki. Z tego, co mówi Riven wnioskuję, że może być to światło. Ale on twierdzi, że nie jest pewny.

< Kirke? >

Uwagi: Rzadkie przedmioty można nabyć gdy op. ma min. 50 linijek, a to zdecydowanie ma ich mniej. Nie uznaję odnalezienia Kolczyków.