Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 27 marca 2015

Od Kiiyuko "Szczerze to niezbyt się cieszę..." cz. 1

Znowu siedziałam nad nagrobkiem Michaelka, pomimo tego, że obiecywałam sobie już tego nie robić. Znaczy się nie w ten sposób. Wpatruję się w koślawy napis wyryty na kamiennej płycie już od dobrych kilku godzin. Może i mnie szukają, ale ja i tak chcę spędzić trochę czasu z synem. Co z tego, że mamy wiosnę, a na cmentarzu jest zimno? Jakoś tego nie czułam. Nie teraz. Najwyżej korzenie mnie owiną tak już na wieki, a me ciało porośnie trawą i mchem. Ponownie przed oczami błysnął mi moment, kiedy okazało się, że jest martwy, a następnie jego pogrzeb...
Łeb mój spoczął na łapach, które były teraz umoczone od słonych łez. Dlaczego tak właśnie musi być? Powie mi to ktoś? Już nie miałam nawet siły się ruszyć. Pod moimi oczami pojawiły się od dnia, kiedy on zmarł sine worki, a same białka pewnie wyglądały jak u królika. Często płakałam. Sora wczoraj dowiedziała się o swojej ciąży, a ja co? Ja oczywiście zostanę bezdzietna. Kolejna potężna porcja łez pocisnęła mi się do oczu. Zaniosłam się głośnym szlochem. Dlaczego inni są tak szczęśliwi? Dlaczego ja nie mogę się również radować? No dlaczego?... - myślałam i z tą myślą zamknęłam ślepia.
***
Obudziłam się cała zdrętwiała. Nie miałam pojęcia co się stało. Zamrugałam powiekami, zastanawiając się gdzie jestem i co tu robię. Oszołomienie jednak minęło dość szybko.
- Rafael? - szepnęłam lekko zdezorientowana widząc partnera.
- Uhum... Zasłabłaś.
- Naprawdę? - zachrypiałam. Odchrząknęłam i szybko zerwałam się na łapy. Poczułam lekki skurcz. Pewnie to nic poważnego.
- Lepiej leż...
- Dlaczego?
- Bo inaczej poronisz. Nie można cię na to narażać po pierwszej ciąży. Według teorii Yusuf'a straciłaś naszego Michaela przez zbyt dużą aktywność fizyczną i przemęczenie. Musisz wypoczywać. - wyjaśnił. Co on znowu wygaduje?
- Zaraz... Co? Jak to "poronię"? Przecież nie jestem w ciąży. - zmarszczyłam brwi. Już nic nie rozumiałam.
- Ice przyszła, gdy ją wezwałem. Od razu stwierdziła ciążę, przy badaniu powodu twojej utraty przytomności. - uśmiechnął się blado. Zatkało mnie. Byłam szczerze w głębokim szoku. Posłusznie ułożyłam się ponownie i leżałam tak wpatrując się w Rafaela.
- Czyli, że... znowu mamy szansę na potomstwo? - zapytałam po kilku minutach milczenia.
- Owszem.
- Szczerze to niezbyt się cieszę... - mruknęłam. Rafael również był pełen powagi.
- Dlaczego?
- Przez cały czas mam wrażenie, że ponownie poronię i nici będą ze szczeniaka. Że znowu nie ujrzy światła dziennego. Że nie zobaczy matki ani ojca. Że... - nie dokończyłam, bo Rafael mi przerwał słowami:
- Nawet tak nie myśl. To źle wróży. Trzeba mieć nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
- Jasne... - mruknęłam. Wciąż jednak nie zmieniałam zdania, ale nie wrażałam tego głośno. Może jednak Rafi miał rację? Może nie powinnam się przejmować? Tak właściwie, to co ma być, to będzie...

<C.D.N.>

czwartek, 26 marca 2015

Od Sory "Nie cierpię..." cz. 1

Minęły dwa tygodnie od mojego pożegnania z Tsu. Niby to nic wielkiego, ale cholernie za nim tęskniłam. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Chodziłam po terenach naszej watahy w tę i z powrotem nie zwracając uwagi na otaczający mnie świat. Nie miałam na nic ochoty, ani na jedzenie, ani na wspólne wypady z innymi wilkami. Po prostu jakby uszło ze mnie życie. W dodatku zaczęłam miewać dziwną huśtawkę nastrojów. Zawsze uśmiechnięta i ze wszystkiego żartująca Sora zmieniła się w straszną marudę. Gdyby to była jakaś tandetna kreskówka dla dzieci mogliby mi śmiało dorysować ciemną deszczową chmurkę nad głową.
***
Spacerowałam właśnie nad brzegiem jeziora, kiedy moim oczom ukazała się medytująca Desari. Wadera siedziała pod wierzbą płaczącą za zamkniętymi oczami w zmyślnej pozycji cicho mrucząc "ommmm". Postanowiłam jej nie przeszkadzać w tym co robi i ominąć ją. Kiedy przechodziłam obok niej niechcący nadepnęłam na gałąź, która łamiąc się z głośnym hukiem wyrwała Des z jej "transu".
- Hej. - mruknęła (jak dla mnie przyjaznym tonem) wykrzywiając pysk w lekkim uśmiechu.
- Cześć. - odpowiedziałam i ruszyłam przed siebie kompletnie ją olewając.
- Dlaczego masz doła? - zapytała.
- Nie cierpię mieć doła. - burknęłam pod nosem.
- Yyy... wszystko w porządku? - wadera była najwyraźniej trochę zdezorientowania moim niecodziennym zachowaniem.
- Nie cierpię porządku.
- Ej... czemu jesteś nie w sosie? - nie dawała za wygraną.
- Nie cierpię sosu.
Desari podeszła do mnie i usiadła na przeciw zagradzając mi tym samym drogę.
- Co jest? Czemu tak marudzisz? Zachowujesz się jak naburmuszony bachor... Pokłóciłaś się z kimś? Z Tsume? Jeśli tak, to daj spokój, przejdzie mu i przybiegnie do ciebie z bukietem róż na przeprosiny. Takie zachowanie jest do ciebie niepodobne. Zjedz Snickers'a, poczujesz się dużo lepiej. - jakby ją to w ogóle obchodziło... moment... czy on właśnie ZAŻARTOWAŁA?!
- Nie cierpię Snickers'ów. - przewróciłam oczami i ruszyłam przed siebie omijając siedzącą waderę.
- Kurde, Sora... co się dzieje? Okres masz?
Stanęłam. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co Des przed chwilą mi powiedziała. Spojrzałam na nią.
- Wła...właściwie to mi się spóźnia. - jej oczy lekko się rozszerzyły.
- Ile?
- Półtora tygodnia.

<C.D.N.>

Uwagi: Po "..." stawiamy Spację!

sobota, 21 marca 2015

Nieobecność

Wataha znowu zostanie zawieszona... Tym razem znam dokładną datę: do dnia 1 kwietnia. Dlaczego zawieszam? Jak wiecie (albo i nie) mam w Prima Aprilis sprawdzian szóstoklasisty i nie za bardzo mi będzie w ten dzień do śmiechu. Rodzice i co niektórzy nauczyciele dociskają mnie ostatnimi czasy do nauki. Później podejrzewam, że będę miała nieco więcej luzu... 
Tak więc tradycyjnie możecie wysyłać op., ale nie będę ich wstawiała, tylko zapisywała sobie w dokumencie w komputerze. Nic nie ma prawa zaginąć, bez obaw.
Wstawiać będę tylko op. o ciążach i porodach, gdyż w tym miesiącu Ishi MUSI się urodzić. :I

Zapraszam do Czarnego Królestwa oraz Białego Królestwa, czyli watah mojego autorstwa, które wciąż przez ten czas będą funkcjonowały i będzie można mnie tam znaleźć na czacie.

Od Etera "Dziwne złudzenie" cz. 1 (cd. chętny)

Wyszedłem rano z jaskini, nikogo z watahy nie widziałem. To było dziwne, tak pusto. Przez cały dzień nikogo nie widziałem. Wieczorem, gdy miałem już iść do jaskini, zobaczyłem postać, więc krzyknąłem:
- Zaczekaj! Dlaczego nikogo z watahy nie ma?!
Nic nie odpowiedział. Powiedziałem zaniepokojony
- Słyszysz mnie?!
Dalej nic... Zacząłem biec w jego stronę, ale im bardziej biegłem tym się oddalałem, jakbym biegł do tyłu. Zacząłem się martwić. Pobiegłem na teren polowań, nikogo nie zastałem, na pole, nikogo, wszędzie gdzie poszedłem z terenów watahy i tak nikogo nie spotkałem. Biegałem w kółko. Nie wiedziałem co robić. Pobiegłem w miejsce gdzie przebywałem, w góry na sam szczyt. Chciałem wykrzyczeć wszystkie moje myśli. Ale się powstrzymałem. Ze szczytu było widać naszą całą watahę i kilka innych. Zobaczyłem błysk w czarnym lesie. Pobiegłem tam, nie mogłem uwierzyć własnym oczom, to było błękitne berło.
 http://images3.wikia.nocookie.net/__cb20100725160829/4story/pl/images/c/c0/Arm_264.jpg
Gdy chciałem je wziąć, ale wyskoczyła wilczyca. Była cała we krwi.
 http://fc07.deviantart.net/fs71/f/2010/173/5/4/_Sorrow__by_Damykuna.png
Ale zapytałem:
- Kim jesteś? Co tu robisz? Co ci się stało?
- Jestem Skarlet... Pilnuję tego lasu...
- A co to za las? Co to za berło?
- Las Cienia Mej Duszy... - wyszeptała
- Twojej duszy? - Pytałem dalej.
- Tak, mojej duszy, zamkniętej w tym lesie.
- Nie rozumiem...
- Ehh...
-Opowiedz historie tego berła i lasu.
- No dobrze. - Powiedziała spoglądając na berło - Dawno, dawno temu. W odległej krainie urodziło się białe jak śnieg szczenię, które nie płakało, nie śmiało się, nie żyło... Bez duszy, bez serca, bez domu... Medycy się dziwili jak żyje. Bo bez serca, duszy, krwi. Po kilku latach, gdy była nastolatką, została porwana, ale traktowano ją jak królową. Jakiś wilk, powiedział jej że została Królową Śmierci i Cieni. A ona uciekła, bała się tego. Zaczęła się stawać czarną wilczycą. Zalała się krwią, co noc słyszała ten sam śmiech, straszny, mroczny i do tego to był śmiech tego wilka, który ją porwał. Na szyi miała czarny naszyjnik, tak że we krwi. Uciekła. Zamknęła się w sobie, nie powiedziała o tym rodzicom, poinformował ich o tym dopiero ten wilk, który mnie mianował królową. Zapłakani zdechli, ona została sama, przybyła do lasu, pięknego, miłego. Ale gdy tam weszła, spalił się, został tylko cień. Cień Berła. Ona zginęła w tym lesie, a jej dusza błąka się tu gdzieś dalej, berło to miał być znak jej serca...
- Skarlet?
- Tak?
- Ta wilczyca to ty, prawda?
Widząc spływającą łzę z jej oka, a raczej kropelkę krwi, powiedziałem
- To prawdziwa historia... A wiesz gdzie są wilki z mojej watahy?
- Tak, wiem. - Wyszeptała - Są tam gdzie byli, tylko ty jesteś w innym miejscu.
- Jak to?! - Powiedziałem zdziwiony.
- Jesteś w śnie, a raczej to jest sen w śnie.
- Jak to?
- Incepcja... Wyszeptała i zniknęła, cały las zniknął, wataha.
Jedynie usłyszałem, że żeby wyjść ze snu, trzeba się zabić.
Więc poszedłem na górę i skoczyłem wahając się. I nagle obudziłem się w jaskini. A koło mnie Lekarze. Spytałem co się dzieje. Oni powiedzieli że spałem całe 3 dni. Spytali skąd mam ten naszyjnik. Spojrzałem i na szyi miałem jej medalion.
Wiedziałem że to nie był sen...

<Ktoś dokończy historię?>

Uwagi: wyrazy się powtarzają

Od Wissy "Czarna Chwila" cz.2

Wilk niósł mnie w pysku przez całą drogę. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego mnie wziął, po co mu byłam potrzebna? Chciał mnie zabić? Co się w ogóle stało? Chciałam po prostu napić się wody... na szarym pustkowiu... No nic, to moja wina, że znalazłam się w takiej sytuacji, gdyby nie to oddalenie się od terenów watahy to... Eh... Nie skończyłabym tutaj. Wreszcie zrozumiałam, iż moje miejsce jest w watasze, jednak co tam mogę robić? Patrzeć jak inne szczeniaki bawią się w najlepsze odrzucając mnie? Małą strachliwą, bojącą się wszystkiego waderę... Postanowiłam się zmienić, teraz będzie inaczej. Stanowczo inaczej. Nie będę tym samym popychadłem co kiedyś. NIE. W końcu to zrozumiałam, i tego trzymać się będę. Każdy się zmienia, to ja też. Mam już ponad rok, muszę wreszcie się usamodzielnić... Zresztą, już tego dokonałam...
Nie wytrzymam!
- PUSZCZAJ MNIE! W TEJ CHWILI! I TAK, JEST TO GROŹBA!
Wilk zatrzymał się. Był wyraźnie zdziwiony, zapewne myślał, że ktoś taki jak ja nie będzie groźny. Pff... Będzie malutki i potulny. Mylił się! Jestem teraz w pełni uświadomiona tego, że pora na zmiany.
- Słuchaj młoda, nie czas na...
- Nie nazywaj mnie "młoda"!
- Więc mam nazywać Cię "stara"?
- Wypchaj się.
- Emm... Sama tego chciałaś. - po tych słowach wilk mi coś zrobił, nawet nie pamiętałam, co się później działo...
Kolejną rzeczą był fakt, iż obudziłam się w przytulnym, ale ciemnym miejscu. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że to był las. Obok mnie przepływał strumień, a drzewa były bardzo wysokie. Rosła tu przerośnięta trawa. Było tutaj nawet przyjemnie, nawet ciemno nie było.
- Tutaj robimy postój. - usłyszałam głos zza siebie. Gdy się obróciłam, mój koszmar się spełnił; to był ten wilk.
- Po co mnie w ogóle brałeś?...
- Poznasz kogoś. - odrzekł wilk.
- Kogo?!
- Kogoś, kogo dobrze znasz, ale również kogoś, kogo nie pamiętasz. - odpowiedział tajemniczo.
Pierwszą moją myślą byli rodzice, ale oni...
- O co Ci chodzi? - zapytałam z łzami w oczach - Kim jesteś? Jak się nazywasz? Czego chcesz?...
- Może później się dowiesz..
Zaniemówiłam i poszłam napić się wody.

<C.D.N.> 

Uwagi: brak

Od Noriny "O tym czym kończy się śledzenie James’a” cz.2

Wyszłam z budynku. Postanowiłam wrócić na teren watahy. Gdy weszłam do lasu zmieniłam się w wilka. Poszłam do mojej jaskini, aby odpocząć. Jednak nie odpoczęłam, ponieważ zdecydowałam się poczytać scenariusz i nauczyć się, chociaż odrobinę, mojej roli. Po chwili zasnęłam.
***
Obudziłam się pięć minut przed południem. Chwyciłam szybko scenariusz i wybiegłam z jaskini. Pobiegłam w stronę miasta. Na granicy lasu i miasta zmieniłam się w człowieka. Do budynku, gdzie ćwiczyliśmy przedstawienia, wbiegłam dwie minuty przed rozpoczęciem próbą. Od razu podeszłam do reżyserki.
- Już jestem.
- To dobrze.
***
Było to przedstawienie o piratach. Nic dziwnego więc, że dostałam rolę. Po chwili zostałam zawołana. Miałam ćwiczyć scenę, w której grana przeze mnie postać śpiewa piracką piosenkę. Na szczęście, pomimo mojego zaśnięcia podczas nauki moich kwestii, umiałam tą piosenkę, ponieważ, jako pirat trzeba znać takie piosenki. Po chwili zaczęłam śpiewać.
- Hej, ho! Ciągnąć razem,
podnieśmy wysoko banderę.
Dźwigajmy,
złodzieje i żebracy,
śmierć nigdy nie dotknie nas.

Król i jego jego ludzie
skradli królową z jej łoża
i przywiązali ją do jej Kości.
Morza będą nasze
i na potęgę,
wędrujemy tam gdzie możemy.

Hej, ho. ciągnąć razem,
podnieśmy wysoko banderę.
Dźwigajmy,
złodzieje i żebracy,
śmierć nigdy nie dotknie nas.

Hej, ho. ciągnąć razem,
podnieśmy wysoko banderę.
Dźwigajmy,
złodzieje i żebracy,
śmierć nigdy nie dotknie nas.

Niektórzy pomarli
niektórzy wciąż żywi
a inni żeglują po morzu
- z kluczem do klatki...
i długiem u Diabła
kładziemy się w krainie szczęśliwości.

Dzwon podniesiono
z wodnego grobu...
Czy słyszysz jego grobowy dźwięk?
Wzywamy wszystkich,
uważajcie na szkwał
i zawracajcie w kierunku domu.

Hej, ho. Ciągnąć razem,
podnieśmy wysoko banderę.
Dźwigajmy,
złodzieje i żebracy,
śmierć nigdy nie dotknie nas.

W ostatniej linijce bardzo ściszyłam głos. Po chwili skończyłam śpiewać. Reżyserka zaczęła klaskać.
- Brawo, widzę, że masz talent.
Dygnęłam.
- Dziękuję.

<C.D.N.>

Od Iloriel "Praca" cz. 1

Szłam w stronę kina. Po chwili zwróciłam uwagę na pewne ogłoszenie. Po przeczytaniu go udałam się do biblioteki. Gdy byłam w środku podeszłam do kobiety siedzącej przy biurku.
- W czym mogę pomóc?
- Otóż jestem zainteresowana pracą tutaj.
- To dobrze. - Uśmiechnęła się. - Zaraz przyniosę umowę oraz pokażę Ci co i jak.
- Dobrze.
Kobieta poszła do innego pokoju, a ja usiadłam na jednym z foteli, stojących koło okna. Miałam stamtąd dobry widok na las, w którym znajdowała się wataha. Po chwili kobieta wróciła.
- Najpierw pokażę Ci, gdzie są różne działy, a potem przejdziemy do podpisywania umowy.
Zaczęłyśmy zwiedzać bibliotekę. Najbardziej zainteresował mnie dział z książkami o fantastyce. Nic dziwnego, skoro we mnie było trochę magii. Po dwudziestu minutach wiedziałam już gdzie są wszystkie działy. Angelica, bo tak nazywała się ta kobieta, pokazała mi potem jak wprowadzać do systemu w komputerze kto wypożyczył jaką książkę. Na koniec przeszłyśmy do podpisywania umowy. Potem mogłam już pójść do domu. Skierowałam się w stronę watahy, aby wyspać się, ponieważ jutro z samego rana miałam pójść do pracy.

<C.D.N.>

Uwagi: brak

Od Aredhel Alcarin "Paskudne wspomnienia" cz. 1

Położyłam się spać. Po chwili zapadłam w sen.
***
Widziałam siebie z przeszłości. Tamto wydarzenie miało miejsce przed moją jakże wspaniałą przemianą. Dlaczego akurat musiała mi się śnić "Czarna Karta Z Mojej Przeszłości" ? Miałam wtedy paskudne różowe futro. Fuj!!! Był oprócz mnie tam biały basior.
http://pu.i.wp.pl/bloog/88158101/51727360/Heh_it_was_just_you__vG_medium.jpg
Wszyscy nazywali mnie wtedy jeszcze Allią. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z mojego umysłu pamięci o tym, co się wtedy wydarzyło. Lecz po chwili usłyszałam mój, jakże wtedy paskudny głos. Śpiewałam, co uważam za badziewie. Lecz wtedy zawsze w ten sposób mówiłam.
- Muszę wyznać, co mnie trapi
To ma związek z nami
Ostatnio między nami nie układa się zbyt dobrze
Życie tak się plecie,
Że za każdym razem, gdy próbujemy
Coś psuje nasze plany
Ciężko to powiedzieć, lecz
Muszę zrobić to, co jest dla mnie najlepsze
Poradzisz sobie
Muszę iść dalej
I być kim jestem
Po prostu nie tu jest moje miejsce
Mam nadzieję, że zrozumiesz
Być może kiedyś znajdziemy nasze wspólne
Na tym świecie
Ale przynajmniej na razie
Muszę podążyć własną drogą
Nie chcę odcinać się od przeszłości
Ale za każdym razem, gdy robię sobie nadzieję
Widzę, jak one szybko gasną
Jeszcze jeden kolor poszarzał
I po prostu ciężko patrzeć,
Jak to wszystko obraca się w nicość
Odchodzę dzisiaj, ponieważ
Muszę zrobić to, co jest dla mnie najlepsze
Poradzisz sobie
Muszę iść dalej
I być kim jestem
Po prostu nie tu jest moje miejsce
Mam nadzieję, że zrozumiesz
Być może kiedyś znajdziemy nasze wspólne
Na tym świecie
Ale przynajmniej na razie
Muszę podążyć własną drogą
- Co z nami?
Co z tym wszystkim
przez co przeszliśmy?
- Co z zaufaniem?
- Wiesz że nigdy nie chciałem
cię zranić.
- A co ze mną?
- Co mam zrobić ?
- Muszę odejść, ale będę tęsknić za tobą...
- A ja za tobą.
- Więc, muszę iść dalej
I być kim jestem.
- Dlaczego musisz odejść ?
- Po prostu nie tu jest moje miejsce
- Mam nadzieję że zrozumiesz.
- Próbuję zrozumieć.
- Być może kiedyś znajdziemy nasze wspólne miejsce
Na tym świecie
Ale przynajmniej na razie.
- Chcę, żebyś została.
- Chcę podążyć własną drogą
Muszę iść dalej
I być kim jestem.
- Co z nami?
- Po prostu nie tu jest moje miejsce
Mam nadzieję że zrozumiesz
- Próbuje zrozumieć
- Być może kiedyś znajdziemy nasze wspólne miejsce
Na tym świecie
Ale przynajmniej na razie
Muszę podążyć własną drogą
Muszę podążyć własną drogą
Muszę podążyć własną drogą."

Po chwili moje "Dawne Ja" uciekło. Bardzo się z tego cieszyłam.

<C.D.N>

Uwagi: brak

Od Lithium Vane "Cierpiała za tych, którzy próbowali ją uratować" cz.3 (cd. Eter)

To miejsce... ono było cudowne. Piękne, małe jeziorko, góra, z której właśnie zbiegaliśmy i drzewa. Zapach igiełek sosnowych, który rozpoznałabym wszędzie. Eter biegł w szaleńczym tempie w dół góry, więc żeby go wyprzedzić rozłożyłam skrzydła i poleciałam za nim. Dzięki temu, byłam od niego szybsza i zanim się obejrzał, stałam przed nim. Tylko źle zrobiłam, bo biedny nie zdążył zahamować. Hamulce, please! Był krzyk, jęk i potem tylko salwy śmiechu... nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak szczęśliwa.
- Lithium... - zaczął lekko zawstydzony Eter.
- Tak?
- Nie chcę cię martwić, ale... no... - chłopak nie mógł z siebie tego wydusić, ale wreszcie poszło. - No tak dwuznacznie to wygląda...
Spojrzałam na siebie i Etera leżącego na mnie. Basior miał rację, więc zawstydzona wstałam z jego pomocą i otrzepałam się z trawy. Spojrzałam w oczy Etera, w których mogłam na dobrą sprawę utonąć. Spojrzałam na jeziorko, które wyglądało magicznie.
"Ale pewnego dnia woda stała się czerwona niczym krew..."
Zastygłam w bezruchu. To jeziorko było całkiem jak tamto z opowiadania mamy. Słońce, które od niego się odbijało, nadawało mu barwę krwi.
"Mamo? A czy inne wilki szukały Rei?"
"Tak, skarbie. Bardzo się o nią martwiły, a najbardziej jej rodzice i przyjaciele. Jeden z nich - Spirit - wyruszył za nią w podróż. Znał tajemnicę Rei, więc było mu łatwiej. Znalazł ją jako Fallę, kiedy stała nad przepaścią. Chciała w nią wskoczyć bo bała się, że kogoś skrzywdzi."
"Ale czy skrzywdziła?"
"Nie. Haru - jej ojciec - chciał zobaczyć, czy jego dziecię nadaje się na bożka ciemności. Jednak nie umiała zabić niewinnego stworzenia. Pożegnała się ze Spiritem i skoczyła. Ale nie zginęła. Spirit skoczył za nią i zanim Falla spadła na dno, on złapał ją i oddał swoje życie za nią - ochronił przed śmiertelnym upadkiem..."

- Lithium, słyszysz mnie?
Głos Etera wyrwał mnie z opowieści o córce Haru. Basior patrzył na mnie uważnie, a w jego oczach widziałam... zmartwienie? Odpowiedziałam, że wszystko jest okej i przysiadłam nad brzegiem jeziorka.
"Panna Lithium mała, dzisiaj cała czarna..."
- Co to było!? - Eter podskoczył na miejscu. Przerażona odwróciłam się w stronę ścieżki.
"W plecach ma nóż, nie może płakać już..."
Rozejrzałam się wokół siebie. Nikogo nie widziałam, nie słyszałam żadnych myśli świadczących o obecności kogoś obcego.
"Oddechu ma ćwierć, więc błaga o śmierć!"
Mój oddech przyspieszył, a serce waliło młotem. Wstrząsały mną dreszcze, a z moich oczu popłynęły łzy. Eter przypadł do mnie i pozwolił, by mój czarny łeb spoczął na jego piersi.

<Eter? Zapowiada się niezła jazda ^^> 


Uwagi: brak

Od Valki "Tam jest północ, a tam południe" cz. 2

Wiąż czując, że coraz więcej mrówek urządza sobie spacerek po moim ciele pisnęłam cicho i odskoczyłam na bok. Zaczęłam się panicznie otrząsać. Niezbyt zachwycającym uczuciem było wrażenie, że te mały istotki mogą mnie lada moment ugryźć!
- Spokojnie, nic ci nie zrobią. - powiedział z uśmiechem Summer.
- Na pewno? - zapytałam nadal podskakując. Na szczęście maluchy puszczały mnie i spadały na ziemię. Najbardziej cieszyłam się z faktu, że żadnej nie rozdeptałam. To jednak też istoty żywe, a ja takowych krzywdzić, a co dopiero zabijać nie potrafię.
- Tak. Nic ci nie będzie.
Mimo słów jelenia przestałam panikować dopiero wtedy, kiedy poczułam, że już nic po mnie się nie skrada. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam z powrotem na miejscu lekko sapiąc. Summer wybuchnął śmiechem.
- Co cię tak bawi? - spytałam się marszcząc nic nie rozumiejąc brwi.
- Twoja panika przed rzeczami nieuzasadnionymi.
- Niestety, ale ja już taka jestem i nikt tego nie zmieni...
- Rozumiem. Jakby każdy był taki sam, to świat byłby nudny. - spoważniał.
- Popieram twoje zdanie. - uśmiechnęłam się.
- Czyli będziesz tutaj 7 dni, tak? - zmienił temat.
- Uhum...
- Może pomóc ci przeżyć? Polubiłem cię, i nie chciałbym, abyś poległa już pierwszego dnia.
- To tutaj jest tak niebezpiecznie? - przeraziłam się.
- Zależy jak dla kogo... Dla mnie akurat nie, znam go jak własną kieszeń. Ale skoro to sprawdzian, to będę się pojawiał tylko w razie kłopotów, co ty na to?
Przełknęłam ślinę i powoli pokiwałam potakująco głową. Szczerze to nie chciałam, aby mnie zostawiał samą, ale już nie miałam serca oszukiwać... Trzeba być sprawiedliwym. Summer miał rację.
- A więc miodzio. Wołaj w razie problemów. - powiedział odchodząc.
- Ok... - odparłam już półgłosem. Gdy już zorientowałam się, że rzeczywiście zostałam sama, siedziałam po raz kolejny bezcelowo przyglądając się drzewu, zupełnie jakby było tam coś niesamowicie interesującego... Od czego mogłabym zacząć? Chyba rozpocznę swoją przygodę od znalezienia jakiejś przytulnej jaskini, w której mogłabym spać.
Szukałam dobre kilka godzin, i wciąż niczego ciekawego nie znalazłam. Prócz tego, że się ubrudziłam, byłam zmęczona i trochę pokaleczona, niczego nie dokonałam. Ani jednej bezpiecznie wyglądającej jaskini. Minęłam jakąś dziurę w ziemi. To pewnie nora lisa... Zaraz, nora lisa? Cofnęłam się i popatrzyłam w zamyśleniu na wgłębienie. Niestety, ale byłam już za duża na to, aby się tam zmieścić. Gdybym była jeszcze kilkumiesięcznym szczeniakiem, weszłabym tam bez problemu. Z cichym westchnieniem pomaszerowałam dalej. Było już okropnie ciemno, a sowy raz na jakiś czas upiornie pohukiwały. Miałam z każdym krokiem coraz mniej pewności siebie. Ciągłe wrażenie, że jestem obserwowana nie dawało mi spokoju. Nerwowo obejrzałam się za siebie. Niestety, ale było zbyt ciemno, bym cokolwiek zdołała tam dojrzeć. Wyglądało, że po raz kolejny uświadomiłam sobie, że mój lęk był nieuzasadniony. Chyba jestem tchórzem.
Kolejna sowa zahuczała, a po moim grzbiecie przebiegły ciarki. Zadarłam łeb do góry, w stronę, gdzie przed chwilą usłyszałam nocnego ptaka. Wyglądało na to, że nie pozostaje mi nic innego, jak wdrapać się na drzewo i tam spędzić noc. Nie byłam mistrzynią wspinaczki. W tej chwili zaczęłam zazdrościć kuzynce sprawności i sprytu. Bez problemu weszłaby na samą górę, nie męcząc się nawet. Ja za to niezdarnie drapałam w korę pazurami, próbując się podciągnąć do góry. Bez skutku. Nie można jednak tracić nadziei! Nagle usłyszałam łamiącą się gałązkę metr za sobą. Co to było?! Nawet nie wiem, jak tak nagle pojawiłam się na górze, oplatając się najmocniej jak tylko łapami gałąź. Trzęsłam się jak osika. Z przerażeniem w oczach popatrzyłam ku dołowi. Nikogo ani niczego tam nie było. Co to mogło być?! Ktoś mnie śledził?!
Czuwałam jeszcze dobrą godzinę, kiedy to mnie nie zmorzył sen. Całe szczęście, że później nie spadłam z drzewa. Pierwszy dzień mam już za sobą...

<C.D.N.>

Uwagi: brak

wtorek, 17 marca 2015

Od Lithium Vane "Miriam" cz.2 (cd. Tamorayn)

- J... Je... Jestem... Lithium... - nie wiem, jakim świętym cudem to wydusiłam z siebie.
Nie widziałam jeszcze Tamorayna w takim stanie. Trząsł się jak galareta i ledwo stał na nogach. W sumie, ja mogłam o sobie powiedzieć to samo. Nigdy jeszcze nie widziałam czegoś... takiego. Nawet kiedy przebywałam w Otchłani, tak samo kiedy zobaczyłam Debiru. Ogarnął mnie czysty strach. Miriam patrzyła na mnie z rządzą mordu w oczach. No to już się nie dziwię, że Rayn wyglądał jak wyglądał. W białej sukni, poplamionej krwią... mogłabym przysiąc, że nie widziałam nic równie strasznego.
- Lithium... jak słodko. Będziesz miała śliczny nagrobek. - mój oddech przyspieszył. Czułam, że zaraz nogi się pode mną ugną.
- Teraz widzisz!? - syknął Tamorayn.
- Widzę, ok!? Widzę! - wrzasnęłam na basiora. - Uciekamy!
- Ale Miriam i tak nas dogoni. - szepnął.
- Nie zaszkodzi spróbować! - Zerwałam się do biegu, no... właściwie do lotu.
Tamorayn biegł jak strzała, niemal mnie wyprzedzając. Przy takiej prędkości go doganiała? O świetnie. To kto będzie śpiewał na moim pogrzebie pieśni żałobne? Chętnych już szukam. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale zahaczyłam lewym skrzydłem o jakieś pnącza zmieszane z gałązkami ostrymi niczym brzytwy. Krzyknęłam z bólu i próbowałam się wyplątać z chaszczy. Przyniosło to za sobą tylko więcej cierpienia niż to potrzeba.
- Odejdź dziecko Cienia tam... - wyszeptałam słowa zaklęcia odesłania ducha. Nie podziałało jednak, a Miriam była coraz bliżej.
- Lithium! Żyjesz? - Tamorayn zauważył chyba, że nie lecę obok niego.
- Jeszcze żyję! Ale błagam, pomóż mi! - krzyknęłam.
Tamorayn powoli zbliżył się do mnie i chciał pomóc mi wyplątać się z krzaków. Krwi było co nie miara, a nagle usłyszałam chichot. Należał do tej całej Mary przebrzydłej. Basior cofnął się, a ja popatrzyłam na niego z błaganiem w oczach. Ja nie chcę umierać! Jeden raz mi w zupełności wystarczy, a mama mi już teraz nie pójdzie do bogów i nie będzie błagała dla mnie o trzecie już życie.
Zobaczyłam cień na kształt elipsy. Zamarłam. Nie słyszałam żadnych kroków, więc nie wiedziałam, kiedy to Śmierć po mnie przyjdzie. Serce zabiło mi mocniej. Tamorayn nie wiedział co robić - pomóc czy uciec.

<Tamorayn? Pomóż damie w potrzebie XD> 

Uwagi: brak

Od Sagriny "Już nie potrafię kochać" cz.3 (cd. Ice)

Chwilę myślałam nad zaistniałą sytuacją. Zatrzymałam się gwałtownie.
- Ja nie chce do niej iść, nie teraz.
- To może mi powiesz co się stało? - zapytała ciepłym głosem Ice
- Okey... - odparłam niepewnie i usiadłam
- Po stracie Dragona, uciekłam. Ale raczej to już wiesz... Byłam rozdarta w środku. Gdy wróciłam ponownie do watahy po długiej nieobecności zakochałam się, ponownie. Nie mogłam w to uwierzyć. To samo uczucie. Byłam zaskoczona że znów mogę kogoś pokochać, że znów ktoś będzie kochać mnie... - przerwałam
Ice spojrzała na mnie i w myślach mówiła żebym opowiadała dalej.
- Zawiodłam się... - po policzku słynęła mi łza. - On bawił się moimi uczuciami jak mały dzieciak klockami. Nie obchodziły go moje uczucia, śmiał się z tego jak bardzo go pokochałam. Złamał mi serce. Wiesz jak to boli?! - zacisnęłam zęby i odparłam w płaczem.
- Sagi... - podeszła do mnie i przytuliła mnie
- Mam ochotę rozszarpać mu gardło. Chcę żeby cierpiał tak samo jak ja. Chce aby zdechł w samotności... - wtuliłam się w jej futro
- Tak po prostu cię zostawił? Wiedział że jesteś wrażliwa i straciłaś kogoś bliskiego, więc zabawił się twoim kosztem? - pogłaskała mnie po głowie i zdziwiła się.
- Nie wiem, ale myślę że był wtedy całkiem świadomy... Nienawidzę go...
- Wiesz co? może do niego pójdź i wyjaśnij z nim to co zaszło.
- Nie, znam siebie i wiem że nie wytrzymam napięcia. Pewnie rzucę się na niego i bez najmniejszego lęku, zabiję go... - zamknęłam oczy

<Ice?>

Uwagi: Literówki. No i "..." nie pisze się za pomocą dwóch kropek, lecz trzech.

Od Etera "Cierpiała za tych, którzy próbowali ją uratować" cz. 2 (cd. Lithium)

Gdy się odwróciła zdziwiła się, zazwyczaj siedziała sama, ale przyszedłem. Spytałem czy idzie się przejść, zgodziła się. Szliśmy przez las. A ona się dopytywała:
- Gdzie idziemy?
- Zobaczysz... - powiedziałem trochę zbyt tajemniczo
- Ale to jest daleko? - znowu pytała
- Nie, już blisko.
Szliśmy pod górę.
- Dlaczego idziemy tam? - nie mogła się doczekać.
- To niespodzianka.
- A nie mogła by to być połowiczna niespodzianka?
- Nie - Powiedziałem patrząc na nią.
Dochodziliśmy do celu, zawiązałem jej oczy chustką aby nie podglądała.
Ale ona dalej swoje...
- Doszliśmy - powiedziałem cicho
Odwiązałem jej oczy, zamurowało ją. Nie wiem czy ze zdziwienia czy z radości. (Miałem nadzieję że z tego drugiego powodu).
Powiedziała tylko ciche:
- Wow. Zacząłem biec w dół góry i krzyknąłem - Chodź!
Pobiegła za mną bawiliśmy się, i nareszcie zobaczyłem jej uśmiech...

<Vane?>

Uwagi: Wypowiedzi nie piszemy tak:
-Zobaczysz... /powiedziałem trochę zbyt tajemniczo
-Ale to jest daleko? /Znowu pytała

Tylko tak (sam zobacz różnicę):
- Zobaczysz... - powiedziałem trochę zbyt tajemniczo
- Ale to jest daleko? - znowu pytała

sobota, 14 marca 2015

1000 postów!!!

Świętujemy! Mamy 1000 postów!!!
Każdy wilk otrzyma po bonusowe 10 pkt. (jak będzie 1100 postów - 11 pkt., 1200 postów - 12 pkt. itd., więc naprawdę watro)!

No i się udało! Wreszcie ten upragniony tysiak! Zakładając WMW szczerze nie myślałam, że kiedykolwiek uda mi się aż tyle opublikować... Myślałam, że 100 postów i do widzenia. Widzicie jakie to było dla mnie zdziwienie? ;p
Ciekawostka? Tak wyglądał post tyczący się opublikowania 100 postów. Podobny, prawda? Trzeba się trzymać dawnych zwyczajów... Można i to nawet już uznać za tradycję. Należy również pamiętać o tym, że kiedyś pkt. miały inną wartość:

Świętujemy! Mamy 100 postów!!!
Każdy wilk otrzyma po 10 pkt. (jak będzie 200 postów - 20 pkt., 300 postów - 30 pkt. itd., więc watro)!

Dziękuję Wam serdecznie za współpracę i pisanie op.,
Kiiyuko

Od Kai'ego "Spacer czy randka?" cz. 6 (cd. Nari)

Znajdowałem się pod powierzchnią wody przez dobre kilka sekund, machając łapami, usilnie starając się wynurzyć. W szarej, zmąconej wodzie wirowały bąbelki powietrza uchodzące z mojego nosa. Było niesamowicie zimno, więc prędko stwierdziłem, że zaraz zamarznę na kość! Machałem jeszcze mocniej łapami, tak, że udało mi się trochę unieść w górę. Jeszcze bardziej się wysiliłem. Bum! Uderzyłem się głową z dość sporą siłą w lód. Skrzywiłem się z bólu. Gdzie była ta dziura, przez któą przed chwilą tu wpadliśmy?! Nerwowo przyglądałem się białej "desce", którą miałem nad głową. Zniknęła! Jak to jest możliwe?! Uderzyłem mocniej, raz, drugi... a za trzecim lód pękł i wreszcie mogłem oddychać. Chwilę odsapnąłem sobie, opierając łeb o krawędź. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie jedną okropną rzecz...
- Nari!... - szepnąłem sam do siebie i ponownie zanurkowałem. Prędko poruszałem łapami, by nie okazało się, że się spóźniłem. Nieprzytomna wadera powoli szła na dno. Niech to szlag! Dlaczego nie mogłem mieć żywiołu wody?! Na szczęście udało mi się pochwycić waderę pod pachy i pociągnąć ku górze. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, lecz w końcu udało mi się ją "wyrzucić" na brzeg. Przemoczony jak mops wyskoczyłem zaraz obok niej, o mało się nie wywracając na śliskim lodzie. Wadera dała znak życia tym, że niemalże natychmiast zaczęła kaszleć i tym samym wykrztuszać zaległą w płucach wodę. Drżała. Niestety ponownie lód zaczął pękać. Widząc to, pospiesznie ułożyłem sobie Nari na grzbiecie i popędziłem ku lądowi. Myślałem, że zaraz połamię sobie z wysiłku łapy! Zasapany upadłem na ziemię. Udało się! Zamarznięte jezioro popękało już na dobre. Z wycieńczenia zamknąłem oczy i straciłem przytomność.
***
Ocknąłem się dość późno. Nie wiem nawet kiedy, bo nie mam pojęcia jak długo tak leżałem. Tylko... czy ja jestem wciąż obok Jeziora? Nie, jest zdecydowanie zbyt ciepło, bym był na zewnątrz. Wytężyłem bardziej wzrok, bo dostrzec coś więcej, gdyż było prawie całkowicie ciemno, a moje oczy nie były przyzwyczajone do mroku. Znajdowałem się najpewniej w jakiejś jaskini. Poruszyłem się lekko, a wtedy poczułem, że byłem czymś przykryty. Czyżby był to stary koc z miasta? Tak, zgadza się.
- Eee... halo? - powiedziałem zachrypniętym głosem i jeszcze bardziej otuliłem się kocem. Zimno. Nagle poczułem jakiś ruch po mojej prawej stronie. Spojrzałem w tamtą stronę.
- Nari?
- Uhum...? - mruknęła jeszcze bardziej przybliżając się do mnie. Wtulała się w moje furto w celu znalezienia jak największej ilości ciepła.
- Co się stało?
- Wyciągnąłeś mnie z Jeziora, czyż nie?
- Tak.
- No więc później zasłabłeś, a ja się wtedy obudziłam. Zwołałam pomoc no i przenieśli cię. Ice poleciła, że najlepiej, jakbyś się ogrzał, ja zresztą też i przyniosła nam ten koc.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałem niemrawo rozglądając się dokoła.
- W mojej jaskini. Masz. - powiedziała przesuwając w moją stronę wydrążony orzech kokosowy. Powąchałem.
- Co to?
- Herbata.
- Czym jest ta cała... Herbata? - zapytałem z typowym dla mnie zainteresowaniem.
- Można ją przyrządzić z co niektórych ziół czy liści, zalewając wrzącą wodą. Można do niej dolać świeży miód, bądź wrzucić owoce, aby była jeszcze smaczniejsza...
- Skąd wzięłaś w takim razie jakieś zioła?
- Ususzyłam pozbieraną w lecie miętę.
Popatrzyłem na parującą... herbatę. Kolejna rzecz, o której nie miałem zielonego pojęcia, której istnienie uświadomiła mi dopiero Nari. Powąchałem raz jeszcze, niezbyt pewien, czy to przypadkiem nie jest trujące. Wadera widząc moją minę wybuchnęła śmiechem.
- Po prostu spróbuj. - powiedziała. W końcu jednak zacząłem pić. Początkowo bardzo wolno, kosztując każdym kubkiem smakowym, czy jednak napój jest smaczny. Już po chwili piłem duszkiem, o mało nie wywracając "kubeczka". Nari ponownie się zaśmiała.
- I co? Smakuje?
- I to jak! - wykrzyknąłem uśmiechając się od ucha do ucha, gdy herbata się skończyła.
- Widzę, że już ci lepiej... - powiedziała Nari z dumą ponownie wtulając się w moje futro.
- Jesteś śpiąca? - zapytałem patrząc na jej przymykające się oczy.
- Uhum...
Odsunąłem kubek i ułożyłem wygodnie łeb na łapach.
- A więc dobranoc.
- Dobranoc. - szepnęła w odpowiedzi już na wpół śpiąc. Całe szczęście, że ta cała przygoda z lodowiskiem w końcu skończyła się dobrze, i że nic się nie stało Nari...

<Nari?>

Od Ice "Już nie potrafię kochać" cz.2 (cd. Sagrina)

Jak co wieczór wybrałam się na klif, żeby obejrzeć zachód słońca. Idąc leśną ścieżką zauważyłam Sagrinę. Wyglądała na kompletnie wyprutą z emocji. Grzebała łapą w ziemi myśląc... nie mam pojęcia o czym.
- Sagrina? - zawołałam ją. Nie zareagowała. Musiała mnie usłyszeć, jednak dalej pozostawała ze wzrokiem wbitym w glebę. Podeszłam do niej po cichu i usiadłam obok niej. - Wszystko w porządku?
Wadera zastygła w bezruchu, bijąc się z myślami. Zgadywałam, że musi to być coś poważnego. Jej kamienna twarz przybrała smutny wyraz. W jej oczach pojawił się ból i pustka. Po chwili ciszy wyszeptała:
- Nie. - i rzuciła się na mnie wtulając w moje futro, jak mały, bezbronny szczeniak. Zaczęła cichutko płakać. Pierwszy raz widziałam kogoś tak rozdartego. Objęłam ją i pogłaskałam po głowie.
- Chcesz mi powiedzieć, co cię gryzie? - wadera pociągnęła nosem i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
- Ja chyba nie potrafię już kochać i myślę, że jestem niekochana. To okropne uczucie pustki mnie rozsadza. Nie mam rodziców, straciłam mojego ukochanego Dragona, a z siostrą to raczej nie chcę rozmawiać.
Uniosłam brew zdumiona.
- A dlaczego nie chcesz rozmawiać z Sorą? Przecież jesteście rodziną, siostrami... BLIŹNIACZKAMI! Powinnyście się wspierać w takich sytuacjach.
- Ale ona wielu rzeczy nie bierze na poważnie. Zgaduję, że rzuci mi coś typu: "Hej siora, nie spinaj dupy... na pewno znajdzie się jeszcze wielu takich, jak on!" - burknęła.
- Myślę, że jednak powinnaś z nią porozmawiać. Wiem, że czasami Sora jest... cóż... jest sobą, ale na 100 % zorientuje się, że jesteś w poważnej rozsypce i takie gadki nic nie wskórają. Wbrew pozorom ona nie jest głupia. Mogę cię do niej zaprowadzić, jeśli chcesz. Sądzę, że rozmowa z bliźniaczką pomoże ci, a nawet jeśli nie, to chociaż trochę złagodzi twoje cierpienie. - powiedziałam i jeszcze raz pogłaskałam ją po głowie. Sagrina spojrzała na mnie na początku nie wierząc w moje słowa, ale zaraz wstała i ocierając zaschnięte łzy powiedziała:
- Może masz rację... dobrze. Chodźmy.

<Sagi?> 

Uwagi: Po znakach interpunkcyjnych, w tym po "..." używamy Spacji.

Od Patricii "Impreza się skończyła" cz.3 (Cd.Sarah lub Yusuf)

Zza rogu wyłoniły się dwa wilki. Na pewno były z watahy jednak nie kojarzyłam ich zbytnio. Pewnie nowe. Zmierzyłam ich wzrokiem.
- Mówiłam! - zawołała jasnobrązowa wadera.
- Miałaś racje. - odparł szary basior.
- Kim jesteście? - zapytałam.
- Ja to Sarah, a to Yusuf. - powiedziała wadera - A ty to...?
- Patricia. - przedstawiłam się
- Nie kojarzę cię chyba... - pomyślał głośno Yusuf.
- Tak, nikt już nie kojarzy starych członków, bo tyle tu natrętnych nowych. - westchnęłam przewracając oczami.
Wilki nie odpowiedziały.
- Co czytasz? - spytała Sarah.
Spojrzałam na grubą książkę o żółtych stronach w czarnej oprawie.
- "Śmierć - zagadki, historia, ciekawostki" - przeczytał powoli basior
- No dobrze. Hmm... Ciekawa? - zapytała Sarah z wybałuszonymi oczyma.
- Tak. Bardzo. Ja już chyba pójdę. - powiedziałam i odeszłam.
Nie poszli za mną. Dzięki Bogu! Temu samemu co chciał mnie stąd zabrać. Jestem wierząca czy nie wierząca...? Bóg to Bóg szanuje go i miłuje (?), ale za co kazał mnie zabrać do Nieba, Piekła lub Czyśćca.
Postanowiłam nie wychodzić z biblioteki tylko odejść kawałek dalej. Schować się w kąt i zagłębić się w lekturę.
Pochodziłam trochę po bibliotece i w końcu znalazłam. Oddalony od wszystkiego kąt. Pokój zrobiony z regałów książek.
Usiadłam na ziemi i otworzyłam księgę. Jednak nie było tam literek. Puste strony. Zaklęłam i rzuciłam książką. To zwabiło do mnie Sarah i Yusufa.
- Książką sobie rzucasz? - spytali
- A co nie mogę? - odpowiedziałam zadziornie
- No nie bardzo. - powiedziała Sarah
- A kto mi zabroni?
- My.
Roześmiałam się na tę słowa.

<Sarah? Yusuf?> 

Uwagi: brak

Od Dakara "Dołączenie" cz.1 (cd. Leyanira)

Płynąłem tuż pod powierzchnią wody. Padał deszcz i na tej wysokości podwodną ciszę przeszywał przyjemny szum. Przed oczami przemknęła mi ryba, którą po chwili już jadłem w jakiejś głębinowej jaskini. Zamierzałem jeszcze dziś dostać się na teren WMW. Jakiś czas temu dołączył tam mój syn, by odnaleźć Leyę. Po najedzeniu się popłynąłem prosto na południe. Wypłynąłem na brzeg i zmieniłem formę na zwykłą. Pobiegłem przed siebie. Czuć było już inne wilki. Bez ostrzeżenia pojawiła się przede mną mała polana. Wpadłem na szczeniaka.
- Tata! - Krzyknął, zanim zdołałem się podnieść. - Zostaniesz?
- Chyba tak. - Uśmiechnąłem się. Miałem już dość, że wszyscy oskarżali mnie o śmierć partnerki - Loreline. Tutaj nikt o niej nie wiedział, więc będę miał spokój. - Czy... Leyanira...
- Ona jest tam - Pokazał łapą skraj łąki. Nox odskoczył w krzaki, zanim Leya go zobaczyła. Musiałem powiedzieć jej to sam.
Nox uśmiechnął się do mnie z kryjówki. Zbliżyłem się do mojej córki ostrożnie, by jej nie wystraszyć. Szykowała się do ucieczki, ale rzuciłem szybko.
- Witaj Leyo. Jestem twoim ojcem.

<córko?>

Od Aredhel Alcarin "Dotarcie" cz. 1 (cd. Kazuma)

Siedziałam w mojej komnacie znajdującej się w zamku Zakonu Quattro Elementi. Do tego zakonu należały tylko anioły ciemności oraz wampiry. Nie zapominajmy, oczywiście, o takich dziwolągach, jak ja. Anioł ciemności, wampir, oraz wilk. Ale wracając do tego, co robiłam. Otóż siedziałam w mojej komnacie i czekałam na tak zwaną przełożoną. Była ona wnerwiającą wampirzycą. Właściwie to każdy tu, oprócz mnie był wnerwiający. Ale takie życie, czy raczej nieżycie, ponieważ nie żyłam, jak każdy "normalny" człowiek. Po chwili zaczęłam rozmowę z moją drugą jaźnią. Każdy anioł ciemności ma taką.
- Długo mamy jeszcze na tą "wspaniałą i wszechmocną" przełożoną czekać?
- Skąd mamy wiedzieć?
- Stąd, że ta k*rwa nie przepuści żadnej okazji, aby nas upokorzyć.
- Lecz dzisiaj my się zemścimy.
Wyjęłam z kieszeni drewniany kołek.
- Dzisiaj ta s*ka pożałuje.
- A my zatriumfujemy.
Po chwili usłyszałam kroki. Pośpiesznie ukryłam korek. Po chwili do komnaty weszła ona. Przełożona, jak zwykle patrzyła na mnie z pogardą, a ja nie byłam jej dłużna. Odkąd pamiętam byłam jaj największym wrogiem i vice versa.
- Czego chcesz?! - Syknęłam.
- Powiedzieć ci, że zostajesz wygnana. - W jej oczach widać było triumf.
- Bardzo się cieszę, bo z takimi d*bilami, jak ty, albo inni członkowie Zakonu, trudno wytrzymać!!!
Wyciągnęłam korek i rzuciłam się z nim na przełożoną. Po kilku sekundach wbiłam jej go w serce. Potem zamieniłam się w wilka i odeszłam z tamtego domu wariatów. Tak bowiem nazywałam Zakon.
***
Wędrowałam już kilka dni bez chwili odpoczynku. Nie zatrzymywałam się, nawet, aby napić się czyjejś krwi. W moich oczach widać było więc, już obłęd. Po chwili wpadłam na jakąś czarno-zieloną waderę. Moje oczy stały się czerwone. Dzięki temu wyglądałam na jeszcze bardziej, obłąkaną.
- Uważaj jak leziesz!!! - Warknęłam do niej. - Chyba, że chcesz skończyć swój marny żywot!!
Spojrzałam na nią moim obłąkanym wzrokiem. Poczułam, że moje kły się wydłużają.

<Kazuma?>

 Uwagi: Na przyszłość: mniej przekleństw. Oby to był ostatni raz, jasne?

Od Tamorayna "Miriam" cz. 1 (cd. Chętna wadera)

Wstałem rano wyczerpany. W nocy nie mogłem spać. Cały czas miałem "gęsią skórkę. Przeraźliwe zimno wydobywające się gdzieś z mojego wnętrza rozpierało mnie całego. Nie mogłem nic z tym zrobić, czułem się bezradny wobec tego dziwnego uczucia. Bałem się. Ale właściwie czego? Niestety nie umiałem tego określić. Zmęczonym wzrokiem rozejrzałem się po mojej jaskini. Nic ciekawego. Szarawe ściany tworzące niewielki "pokój" idealnie dopasowany dla jednego wilka płci męskiej dzisiaj były jakby ciemniejsze. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Na jednej z czterech ścian zauważyłem podłużny cień. Na początku był rozmazany jednak przeraźliwie szybko nabierał ostrości. Zobaczyłem coś, a raczej kogoś strasznego. Kogoś kto prześladował mnie od dzieciństwa. Wystraszony uciekłem na plaże. Tutejsza plaża zawsze, ale to zawsze kojarzyła mi się z czymś przyjemnym. Teraz jest wiosna, więc tym bardziej przebywanie tam powinno mi pomóc powstrzymać wspomnienia powracające do mnie. Biegłem odwracając się co chwilę by spojrzeć czy nie idzie za mną. Zobaczyłem znowu jej cień. A dokładniej elipsę cienia zbliżającą się w moją stronę. Przyspieszyłem. To nic jednak nie dało. Elipsa tak samo jak jakieś 3 lata temu stała się jeszcze szybsza, Im szybciej uciekałem tym ona była bliżej. W końcu dotarłem. Na plaży była jakaś wadera z watahy. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, kiedy wparowałem na plaże oglądając się za siebie.
- Cześć. - przywitała się.
Wystraszony podskoczyłem. Wadera spojrzała mi w oczy.
- Boisz się mnie? - spytała.
- Nie ciebie tylko JEJ! - wyszeptałem ze strachem malującym się w moich oczach.
- Kogo? - spytała.
- JEJ. - wskazałem za siebie.
- Nikogo tam nie widzę. - odparła.
- Przypatrz się. - rozkazałem.
Wadera spojrzała w stronę z której przybiegłem. Nic nie mówiła tylko patrzyła.
- Chodzi ci o ten cień? - zapytała.
Pomyślałem chwilę po czym powiedziałem:
- Tak.
W końcu teraz była jako postać cienia. Już nie była elipsą, a to oznaczało, że jest coraz gorzej.
- Ohh... Szczeniaczek wystraszył się cienia? - zapytała z drwiną.
- Nie. To nie jest jakiś tam zwyczajny cień. To MIRIAM! - powiedziałem szybko.
- Kto? - zapytała.
- Miriam. - powtórzyłem - Miriam jest w moich stronach ucieleśnieniem morderstwa. Była człowiekiem. Za życia była dobra. W ostatni dzień swojego życia (miała 15 lat) siedziała ze swoim szczeniaczkiem na wieloosobowej, drewnianej huśtawce. Szczeniaczek był jednym z 6 jej małych szczeniaczków, jej ulubieńcem. Wokół huśtawki rosło wiele kolorowych kwiatów. Wieczorem szczeniaczek wystraszony uciekł do pobliskiego lasu. Miriam wystraszona, że jej ulubieńcowi może coś się stać ruszyła za nim. Popełniła swój największy błąd w życiu. Właściwie to on był jej ostatnim. Po wsi, w której mieszkała grasował wtedy seryjny morderca. Uciekł z pobliskiego więzienia. Był akurat w lesie. Zabił swoim wielkim, szerokim nożem Miri i jej pieska. Posiakał ich jak cebule do pierogów! Miriam rządna zemsty zabija innych. Uwzięła się na mnie. Prześladowała mnie odkąd skończyłem 4 miesiące do czasu, aż miałem około 1 roku i 2 miesięcy. Teraz wróciła.
Jak na potwierdzenie moich słów usłyszeliśmy zachrypły głos, a potem jej właścicielkę.
- Witaj Rayn. Stęskniłeś się?
Głos oczywiście należał do Miriam.
- Że ktoś jeszcze pamięta o tym wszystkim. - uśmiechnęła się złośliwie odsłaniając równe, białe zęby.
Miriam za życia uchodziła za prawdziwą piękność. Atłasowa karnacja, długie, czarne, włosy, mały nos, ładne zawsze uśmiechnięte usta i duże oczy o nieokreślonym kolorze patrzące radośnie na świat. Była też smukła i wysoka.
Po śmierci się zmieniła. Nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Choć może nie do końca... Włosy stały się jeszcze prostsze. Zaplątawały się tam często małe gałązki. Oczy nie zmieniły swojej barwy, ale spojrzenie stało się dzikie i patrzące na wszystko z nienawiścią. Na ciele miała blizny i strupy tworząc w kratkę.
Zawsze chodziła w białej sukience, w której zginęła. Przy sobie miała też często ten sam nóż co ją zabił.
Piesek natomiast zmienił się w wielką, ciemną świnie czy to też dzika. Zależy jak kto go zauważy. Miriam trzyma go na srebrnym łańcuchu (tego psa najpierw uduszono łańcuchem).
Wadera stająca obok mnie patrzyła wystraszona na Miriam.
- Jak masz na imię? - zwróciła się natomiast Miriam w stronę wadery.
Przypomniało mi się wtedy, że byłem tak zajęty M., że zapomniałem jej imienia.
- Jj... Jes... Jestem... - jąkała się samica.

<Wadero? Kim, żeś ty jest, bo nie pamiętam XD>




Uwagi: brak


Miriam za życia:
https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQ5Nzx6WHWx3hco7fwo_KiIIGumFAfDUbbvJxpEqWVlzahiTtzgBA

Po śmierci:
http://us.123rf.com/450wm/lario76/lario761212/lario76121200019/17057183-kobieta-z-d%C5%82ugimi-czarnymi-w%C5%82osami,-w-bia%C5%82ej-sukni-w-upiorny-ciemny-las.jpg

Mały Rayn (jak był prześladowany przez M.):
http://fc02.deviantart.net/fs71/i/2009/349/8/9/_holiday_gift__Tamorayn_by_DemonSnake.png

Od Maddy "Jak dołączyłam" cz. 1

Pewnego dnia matka wyrzuciła mnie z domu, bo miała już nowy miot więc dla mnie nie było miejsca. Błąkałam się po okolicy, aż napotkałam jakąś wilczyce.
- Cześć jestem Kiiyuko. - Powiedziała wilczyca.
- Hej, ja jestem Maddy. - Odpowiedziałam.
- Skąd jesteś? - Zapytała.
- Matka mnie wyrzuciła, bo ma już nowy miot. - Odparłam.
- Pewnie teraz szukasz nowego stada, co?
- Tak, to prawda może kiedyś je znajdę. - Westchnęłam.
- Masz szczęście. Trafiłaś na właściwą wilczyce: jestem Alfą Watahy Magicznych Wilków.
- Serio?! - Spytałam.
- Serio. - Odpowiedziała mi Kiiyuko.
- Super, może byś mnie przyjęła do watahy?
- Oczywiście, poznaj tylko parę zasad.
Gdy Kiiyuko wyjaśniła mi zasady, wskazała mi moją jaskinie.
- Jaka wielka! - Powiedziałam. - W moim rodzinnym domu miałam tylko małą grotę.
- Ale jak widzisz tu masz większą. - Odparła Kiiyuko. - No kończmy już tą dyskusję. Musisz obejrzeć grotę.

Uwagi: Wypowiedzi zaczynamy od nowego akapitu, od myślnika.

Od Soulisa ''Wataha i zakochanie?'' cz. 1 (cd. Norina)

Wstałem jak zwykle znudzony tą codzienną rutyną, marsz, marsz, bieg, odpoczynek, jedzenie, picie, spanie, i tak dzień w dzień, wyruszyłem tym razem biegiem, byłem w sumie... pełen energii, to czemu by nie? Biegłem i biegłem aż stoczyłem się po górce wypełnionej kwiatami, gdy ''zleciałem'' do końca górki zatrzymał mnie... kamień? Kręgosłup mnie nap****alał jak nie wiem, ledwo wstałem
- Jezu, kiedyś nie wstanę, po prostu... nie wstanę. - wyszeptałem pod nosem
- Hej. - zapytała nieśmiało nieznajoma wadera
- Witaj. - odwróciłem łeb w jej stronę, była piękna, ja chyba się zakochałem
- Kim jesteś?
- Ja? Ja jestem Soulis, a ty Aniele? - spytałem całując jej łapę
- Nie rozpędzaj się tak kochasiu. - uśmiechnęła się lekko
- A ty co tu robisz Aniołku? - uśmiechnąłem się szarmancko
- Spaceruję, nudzi mi się, a ty co tu robisz?
- A co? Przechodnie wchodzić nie mogą?
- Nie no, mogą, mogą. - zaśmiała się trochę
- Em, panienko, gdzie tu można znaleźć watahę?
- Możesz dołączyć do naszej, o ile zechcesz.
- Prowadź Królowo. - pokłoniłem się dla wadery ''Królowej''
- No bez przesady, jestem zwykłą waderą z owego morza, nie ma we mnie nic szczególnego.
- Z morza? Czyżby piratka?
- Tak, byłam piratką, w sumie to teraz też jestem.
- Ar Kapitanie! Widać chyba jakiś skarb na horyzoncie! - krzyczałem udając pirata, waderę to śmieszyło
- Czemu ty to robisz? - spytała ze śmiechem
- Kapitanie! Rekiny przegryzają pokład!
- Dobra! Dobra! Stój, zaprowadzę cie do Alfy
- Więc prowadź. A tak! Zapomniałem, jak się nazywasz?
- Nazywam się Norina.
- Piękne imię Aniele.

<Norina?>

Uwagi: "Horyzoncie" piszemy przez "n" i "h".

piątek, 13 marca 2015

Od Lithium Vane "Cierpiała za tych, którzy próbowali ją uratować" cz.1 (cd. Eter)

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po jaskini. Jak zwykle była pusta, nie licząc mnie. W samotności przyszło mi spędzić cały ranek, potem wyszłam z tej nory. Byłam jakoś tak...nieswoja. To chyba dobre określenie. Głucha na głosy innych, choć wszystko dobrze widziałam. Przypomniało mi się, jak mama opowiadała mi pewną historię.
"Mamo? Opowiesz mi coś?"
"Dobrze, mój mały Duszku. Historię te niosły pewne krople deszczu, szeptem przekazując ją tym młodszym kropelkom. Usłyszałam ją w czasie burzy, a pioruny i grzmoty co chwilę coś dodawały. Mówiły o pewnej wilczycy."
"Mamo, a jak ona się nazywała?"
"Nazywała się Rea. Była piękną waderą o białym, grubym futrze, a na boku miała sześć czarnych kropek. Deszcz, który niósł tę opowieść, nie mógł przestać mówić o jej urodzie i charakterze bez skazy. Rea widziała w sobie jednak czyste, nieprzeniknione zło."

"A czemu? Przecież była taka dobra."
"Do tego niedługo dojdziemy... W jej watasze wierzono w to, że wadera z sześcioma kropkami jest córką bożka Ciemności - Haru. W jej wypadku starszyzna nie myliła się. Kiedy przychodziła pełnia, Haru wzywał swoje dziecko, a Rea zmieniała się w Fallę - stawała się cała czarna, z jej grzbietu wystawały kolce, a za jej uchem pojawiała się biała róża. Tego samego koloru były te kropki na boku."
"A komuś robiła krzywdę?"
"Nie, córeczko. Falla wtedy wybiegała do lasu i wyła nad brzegiem jeziorka w samym sercu tego lasu. Wtedy, kiedy przychodził ranek, znów stawała się białą jak śnieg Reą. Ale pewnego dnia jeziorko stawało czerwone niczym krew, co miało być dla niej znakiem, że kiedyś przeleje krew niewinnego stworzenia. Wadera bała się tego i postanowiła uciec..."

Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos. Kiedy odwróciłam się, stałam twarzą w twarz z... Eterem.

<Eter?> 

Uwagi: brak

środa, 11 marca 2015

Od Tsume'a "Szeregowy" cz.2

Złośliwiec McLonin zaprowadził naszą piątkę do pomieszczenia, tak zwanego stołówką z bezczelnym uśmiechem. Każdemu wręczył szczotę do kibla i wiadro z płynem rozcieńczonym wodą. Mi te urocze podarunki wręczył jako ostatniemu i PRZYPADKIEM tak ku**a PRZYPADKIEM wylał trochę cieczy na mnie... I W DODATKU GDZIE?! NA PEWNO NIE NA KROCZE ... PFFF, NA PEWNO. Facet zaśmiał się, a we mnie aż gotowały się mroczne plany do jego osoby.

- Ups, wybacz - zarechotał kapral, nadal bawiąc się tym zasranym batem dla konia.
- Och, no tak...WYBACZAM - ostatnie słowo wywarczałem.
- Nie tym tonem, bo dowalę ci więcej roboty - nadal cieszył się jak ostatni debil.
- Aż się palę do tej roboty - wysyczałem bez zaciśnięte zęby.
- A to wspaniale! - zaklaskał - A teraz koniec tej gatki szmatki! Do roboty! Jazda!
McLonin stanął sobie w progu do tego ogromnego pomieszczenia i mierzył nas surowym wzrokiem. Ja i moi znajomi oczywiście niechętnie wzięliśmy się za mycie podłogi, ale jednak pracę zaczęliśmy z jednak dobrym humorem. Lucyfer wodą na suchej podłodze namalował żółwia i podpisał "Pracuj wolno dla Hitlera, znaczy się McLonina".
- Coś was bawi? - skomentował Alister.
***
Po paru godzinach nudnego zajęcia, które kończyłem wraz z Lucyferem już zmęczeni od cholernego bólu, odczuwalnego wszędzie. Pomijając dolnego kumpla. On zawsze czuje się świetnie. A to nie ten temat! Czyścić swoją część podłogi skończyli Eric, Roy i Izaac. Pozostałem sam z Luckiem.
- F**k! Rzygi - krzyknął Lucyfer na caluśkie pomieszczenie.
- Ym. Bywa - wzruszył ramionami kapral. Ja spiorunowałem go wzrokiem, ponieważ nikt poza tym typkiem się nie śmiał.
- Dajecie, zaraz będzie po wszystkim - pocieszył nas Roy.
Skończyliśmy tą brudną robotę tak samo wolno jak wolno zaczęliśmy, a potem jeszcze niechętnie wstaliśmy prostując nieczułe już nogi. Zostawiliśmy przedmioty przed nogami McLonina i dumnie, gęsiego zaczęliśmy przechodzić koło mężczyzny, lecz mi musiał drogę zagrodzić ten zasrany bat.
- Co do tej roboty na razie pomysłów mi brak, więc ci się upiekło - zmrużył na mnie oczy.
- Przykre - prychnąłem ironicznie i na do widzenia dostałem batem w niższe części pleców, tam gdzie jest kość ogonowa. Podskoczyłem nie z bólu, ale z zaskoczenia. Czyżby kapral był... NIE NA PEWNO NIE. Poza tym nie zapominajmy o mojej partnerce.
"Mam Sorę, wybacz księdziuniu!" - przeleciało mi przez głowę.
- Do zobaczenia - powiedział czterdziestolatek z narastającym entuzjazmem.
Nie chciałem dłużej być w zasięgu jego wzroku i nie mówiąc nic potruchtałem do swoich towarzyszy.
 
<C.D.N>

P.S. Dla ciekawskich postacie wyglądają tak
Alister McLonin
Eric Hydrogen
Izaac Vein
Roy Anew
Lucyfer Hollow

Uwagi: Duuużo literówek. "Na pewno" piszemy osobno. Cenzuruj przekleństwa. Nie pisz ich tak dużo i pozbądź się niegrzecznych określeń, dlatego też dostajesz mniej pkt. Następnym razem nie uznam. -.-

Od Etera "Nie mam pojęcia co się stało"

Obudziłem się nad jakimś wodospadem. 
 http://th.interia.pl/51,b584f6bc23868652/117.jpg
Nie wiem dlaczego bo, jak zasypiałem byłem jeszcze w jaskini... zacząłem iść przed siebie, szedłem przez las, potem przez pole.
 http://images.forwallpaper.com/files/thumbs/preview/90/909726__magical-woodland_p.jpg
http://www.mega-tapety.info/wallpapers/krajobrazy/polaipustynie/magiczne-drzewo.jpg
Nagle zobaczyłem kogoś, to była wadera, pobiegłem, ale zaczęła uciekać, jak gdyby chciała się ze mną bawić w chowanego lub berka. 
 http://fc03.deviantart.net/fs40/f/2009/010/5/c/Desert_Princess_by_silvermoonfox.jpg
Ciągle uciekała, ja biegałem, to było dziwne ale to wyglądało jakby byśmy byli rodzeństwem. Ale moja rodzina mnie nie chcę znać, dobra miałem 2 siostry i 3 braci, ale... to nie możliwe, w rodzinie z dzieci byłem ja, siostra Sarami i Erenta, Afrojac i Smain oraz ja, czarna owca w rodzinie. Moja zaginiona siostra nie żyje, każdy tak mówił, więc... nie wiem kto to był, ale fajnie się bawiło. 
 (tam się bawiliśmy:)
 http://www.gk24.pl/apps/pbcsi.dll/bilde?Site=GG&Date=20101129&Category=KOSZALIN&ArtNo=134431502&Ref=AR&border=0&MaxW=666
W końcu krzyknąłem:
- Zaczekaj!
Nic nie odpowiedziała. Powtórzyłem:
- Zaczekaj!!
Usłyszałem jedynie ciche, bardzo ciche "chodź, chodź za mną", więc poszedłem.
Szliśmy i szliśmy, nagle byliśmy w pięknej jaskini była w połowie z wody, w połowie z kamienia, było tam pięknie. 
 https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjG4-uXzztwhQLGFOoBVHonrm7G4OBT7tDJplK_pLmI6FbqmSl7g-xXNR8BZTy3iwlfTH9ZC7Kw25Bj5DHE1Z0s07NfL0altz_kMFs9JA9OzPZpBmGdM8v387FwI0wu6cBr2dnsttIIfqhZ/s1600/Oczko+wodne+wed%C5%82ug+leg%C4%99dy+spe%C5%82nia+%C5%BCyrzenia.jpg
Zapytałem:
- Powiesz mi kim jesteś?
- Powinieneś to wiedzieć...
- No ale nie wiem.
- Naprawdę nie pamiętasz?! Czy tak mało dla ciebie znaczyłam?! - wykrzyknęła nagle.
- Proszę przypomnij mi...
- To ja, Armii! Pamiętasz już?!
- Yyyy... - wydusiłem błądząc wzrokiem po okolicy, patrząc wszędzie, tylko nie na nią.
- Widzę że muszę powiedzieć w prost.
- No jakbyś mogła... - odparłem patrząc tym razem w jej oczy, starając się coś z nich wyczytać.
- Armii! Byliśmy nierozłączni... Zawsze się liczyłeś tylko ty i ja... Zawsze razem, zawsze przy mnie, nigdy nie opuszczę cię, a ty mnie... Nie pamiętasz tej piosenki?!
- No nie za bardzo...
- Mam ci ją tu całą zaśpiewać?! Jak możesz tego nie pamiętać?! Śpiewaliśmy to 100 razy co dnia!
Zawstydzony milczałem. Czułem się z tym bardzo głupio.
- Dobra sam tego chciałeś!
- Czego?
- Byliśmy nierozłączni... Zawsze się liczyłeś tylko ty i ja... Zawsze razem, zawsze przy mnie, nigdy nie opuszczę cię, a ty mnie... Zawsze razem, zawsze w mym, sercu pozostaniesz... jak i ja w twym... - zaśpiewała. Wzruszyło mnie to... ale dalej nie wiedziałem. Miałem nadzieję że ta lampka mi się zaświeci i przypomnę sobie kim ona jest, ale nic.
- Może inaczej. Pamiętasz coś z twojego dzieciństwa? - zapytała.
- No trochę. A tak dokładniej?
- Gdzieś tak 5-7 miesięcy?
- No coś tam pamiętam. - mruknąłem próbując sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów.
- Powiedz co pamiętasz.
- Więc pamiętam rodziców, rodzeństwo... - wyliczałem.
- Ale przyjaciół.
- No nie miałem. - mruknąłem.
- Przypomnij sobie, wejdź w środek, do tej małej zakładki...
- Z przyjaciół... hmmm... yyy... Mój przyjaciel Neskuik...
- A przyjaciółki? - zapytała patrząc na mnie wyczekująco.
- Yyyy...
- Może taką, która była twoim bardziej kumplem?
- No była taka jedna, grałem z nią w piłkę, itp. a co?
- Zaświeciła lampeczka?
- To ty...! Nie wierzę... to nie możliwe... - wydukałem pozytywnie zaskoczony.
- Tak, to ja, Armii.
- Wow! - wykrzyknąłem - Ale naprawdę?
- Tak, to ja!
- Ale ty byłaś taka... no w bluzie... nie malowałaś się i w ogóle...
- Zmieniłam się przez te półtora roku...
- Nie wiem co powiedzieć. - odrzekłem.
- Nic nie mów.
- A ty skąd się tu wzięłaś? - zapytałem mimo jej poprzednich słów.
- Nieważne...
- Masz watahę?
- No tak.
- Fajnie cię spotkać po latach.
- Dzięki. - uśmiechnęła się wadera.
- Dobra, muszę iść. Jest już późno.
- Oki.
- A tak w ogóle wiesz skąd ja się tu znalazłem?
- No tak... - mruknęła.
- Powiesz?
- Wiesz co? Muszę iść. Jest już późno. Pa! - zakrzyknęła pospiesznie "odchodząc" biegiem.
- Pa.
I się rozeszliśmy...


 
Uwagi: TYTUŁUJ OP. JAK NALEŻY! "Chodź" a "choć" to zupełnie inne słowa i zauważ to. Cudzysłowie piszemy przy użyciu ", a nie '. "Jakbym" piszemy razem. "Wierzyć", bo "wierzę". Raczej nie chodzi tu o wieżę czy wieżowiec. 
Naucz się prawidłowo pisać wypowiedzi, by nie wyglądało to tak:
ona>> -Może inaczej. pamiętasz coś z twojego dzieciństwa?
ja>> -No trochę. A tak dokładniej?
ona>> -Gdzieś tak 5 - 7 miesięcy?
ja>> -No coś tam pamiętam.
ona>> -Powiedz co pamiętasz.
ja>> -Więc pamiętam rodziców, rodzeństwo...
Tylko tak:
- Może inaczej. Pamiętasz coś z twojego dzieciństwa? - zapytała.
- No trochę. A tak dokładniej?
- Gdzieś tak 5-7 miesięcy?
- No coś tam pamiętam. - mruknąłem próbując sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów.
- Powiedz co pamiętasz.
- Więc pamiętam rodziców, rodzeństwo... - wyliczałem.

Wojna

Wygraliśmy wojnę 47 (w tym 14 należało do WMW) postami do 3!
Otrzymaliśmy odznaczenie:
 

No więc teraz możemy składać broń... Na czym to będzie polegać? Chcesz oddać? No dobra, piszesz mi w tej sprawie na priv. i przedmioty znikają, otrzymujesz połowę stawki, którą kosztowały. Nie chcesz oddawać? Ok, tylko że wtedy nie można broni używać w normalnych op., no chyba że wojna się powtórzy.
Właśnie, mam jeszcze takie malutkie pytanko... Podobał wam się ogólny zarys wojny? Mam na myśli to, że mogliście się wyszaleć mordując w op., wilki mogły przeklinać itd., co jest niedozwolone normalnie. Chodzi o to, że za jakiś czas (czyli za kilka miesięcy) może wybuchnąć KOLEJNA WOJNA, tym razem pokojowa: czyli Alfy są w całkowitym rozejmie. Wtedy to będzie PRAWDZIWA konkurencja, a nie to co teraz: ZKWMW pisze 10 dziennie, a WCN 1 tygodniowo.
Warunki starcia podam później, jeśli zdecydujecie się na powtórkę z wrażeń.

W czasie późniejszym (lub wcześniejszym) pojawi się również ankieta, czy warto organizować maratony międzywatahowe... Co to? Już tłumaczę. Będzie chodziło w tym o to, że np. raz na 2 miesiące będzie można pisać op. razem ze wszystkimi członkami ZKWMW na temat np. pokonania jakiegoś niebezpieczeństwa grożącemu wilkom. Co to konkretniej będzie jeszcze pomyślimy. 
Pozdrawiam, Kiiyuko. 

niedziela, 8 marca 2015

Od Kai'ego "Pogromcy smoków" cz. 2 (cd. Patty lub Tsume)

- Jaką zgubę? - zaciekawiłem się.
- Yh... Nieważne. - odparł tonem "na odczepkę".
- Eee... No dobra. - odrzekłem nie bardzo wiedząc o czym mówić. Wyróżniałem się odrobinę z obecnego towarzystwa... I Patty i Tsume byli raczej zamknięci w sobie i zazwyczaj niezbyt sympatyczni, a ja za to jestem... Hm... Dobry i przyjazny? Nie no, ale nie idealny ma się rozumieć. Tak czy siak można mnie uznać za po prostu "innego". Rozglądałem się z zaciekawieniem dookoła.
- Czyli gdzieś tutaj mają być smoki, tak?
- Tak. - odparła Patty wywracając oczami, zupełnie jakbym zadał najgłupsze pytanie na świecie.
- No co? - zapytałem widząc jej wyraz pyska.
- Nic, nic... Zadajesz banalne pytania.
- Kto pyta nie błądzi. - uśmiechnąłem się stawiając pierwszy krok przed siebie.
- Słuchaj Kai, jeśli tutaj będzie jakaś pułapka to ty idziesz przodem i to ty pierwszy oberwiesz. Wiesz o tym, prawda? - zapytała wadera z chytrym uśmieszkiem. Zatrzymałem się w pół kroku.
- To ty idź pierwsza. Damy przodem.
- Ty pierwszy się pchałeś na przód.
- Eh... No dobra, nie będę już chamem. Trzeba słuchać kobiet. - powiedziałem ruszając żwawo przed siebie, próbując ukryć niepewność.
- Nienawidzę cię... - mruknęła pod nosem idąc za mną. Pewnie spodziewała się kłótni. Tsume szedł jako ostatni zamykając tym samym pochód. Przez cały czas uważnie przyglądałem się okolicy, by nie przeoczyć żadnego ze szczegółów. Przecież mogą być tutaj jakieś wskazówki tyczące się tego, jakie smoki zamieszkują te tereny, nieprawdaż? Szczerze to (wedle plotek) Kazuma podobno była specjalistką w dziedzinie smoków, lecz nie zabieraliśmy jej ze sobą gdyż no... W tej chwili przypomniała mi się właśnie ta rozmowa, którą przeprowadziliśmy dzień wcześniej:
- Cześć Kaziu... - zacząłem, lecz ta przerwała mi rzucając mi piorunujące spojrzenie.
- Kazia? Oj misiaczku, zaraz stracisz łapkę.
- No dobra, sory. Idziesz z nami na wyprawę by poskromić smoki? Niebezpieczeństwa i zabijanie które tak bardzo uwielbiasz w pakiecie. - zachęcałem.
- Pomyślmy... Nie. - rzekła obracając się do mnie tyłem. - Przeszkodziłeś mi w drzemce. A teraz zmiataj stąd.
- Ale...
- Słyszałeś co powiedziałam? - warknęła dużo ostrzej niż poprzednio.
- No dobra... Dobra... - odrzekłem odchodząc.
- Eeee... Kai? - powiedział nagle Tsume wyrywając mnie z zamyślenia.
- Co? - zapytałem obracając głowę w jego stronę.
- Uważaj! - wrzasnęła Patty.

<Patty? Tsume? Sory, że op. bezsensowne, ale musiałam cokolwiek dziś napisać, bym nie musiała sama sobie wyrzucać wilka ;_;>

Podsumowanie lutego

No cóż, to już kolejny miesiąc. Jeszcze trochę i będę mogła uznać WMW za seniora... Dobra, seniora tak, ale emeryta nie. Wolnego nie będzie mieć chyba nigdy. XD
Cóż takiego zaszło dotychczas w naszej wspólnocie? Niech pomyślę... Od 25 lutego mamy wprowadzony stan wojenny, toczą się bitwy. Znacznie wzrosła aktywność, zgłasza się tyle chętnych do dołączenia, że aż muszę ich cofać mówiąc, że nabór zamknięty. Dodatkowo pojawiło się coś takiego jak okres próbny. Trwa on miesiąc, a tydzień bez op. jest równoznaczny z automatycznym wyrzuceniem. ;p
Co prawda to podsumowanie jest z lekka opóźnione, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie... Co ja miałam? Ah, już wiem. Rozpoczął się już marzec, a ja mam już wrażenie, że coś trochę przygasacie. Ostatnio było lepiej. I nie poganiam, tylko mówię: coś zaczyna się psuć. W marcu było bardzo ładnie, teraz już macie niezbyt zachęcający początek. Zaczynam się bać, ale pożyjemy zobaczymy. Może się myliłam i się popiszecie i wyjdzie jeszcze lepiej niż w marcu. ;p
W tym miesiącu dołączyli do nas: Nakairo, Nina, Sarah, Iloriel, Lotta, Castiel.
Od teraz za zostanie Betą dostaje się 15 SG i 40 pkt., Gammą 10 SG i 30 pkt., a Deltą 5 SG i 20 pkt.

Wykaz op. (do tej listy nie liczą się op. o wojnie):
Leniwe Alfy:
Kiiyuko - 11
Rafael - 4
--------------
Shaylin - 6 <-- Beta
Nina - 5 <--- Gamma
Midnight - 4 <--- Delta
Anuriti - 4
Desari Valentine - 4
Patty - 3
Nari - 3
Vanderus - 3
Eter - 3
Leyanira - 3
Sarah - 2
Telleni - 2
Wissy - 2
Norina - 2  
Astrid - 2
Ajax - 2
Tsume - 2
Yusuf - 2
Wonders - 1
Sora - 1
Kai - 1
Ice - 1
Dante - 1
Lithium Vane - 1
Tamorayn - 1
Kazuma - 1
Percy - 1
Sohara - 1
Patricia - 1
Nakairo - 1
Iloriel - 1
Lotta - 1
Castiel - 1
Nox - 1
Arianne - 1
Ask - 1
Cynayed - 1
Sagirna - 0
Rose - 0
Norwegian - 0
Valka - 0
Sonia - 0
Lilly - 0 

Tradycyjnie: wilki, które napisały mniej niż 2 op. powinny się poprawić. Lekko się zdziwiłam, gdyż moja Kiiyuko wypadła wyjątkowo dobrze. Nie wiedziałam, że miałam aż taką wenę, gdyż wiem, że z natury jestem leniem. Mimo tego narzekałam, że nie chce mi się pisać. XD

Od Niny "W poszukiwaniu wartości życia" cz.2 (cd. Valka)

Szczenię trzęsło się z przerażenia. Jej źrenice się powiększyły. Patrzyłam w jej oczy (udawałam groźną), widziałam w nich delikatność, dobroć, strach i nie wiem dlaczego, ale też samotność. Miałam minę jakiegoś zabójcy. Nie mogłam dłużej wytrzymać, zaczęłam się śmiać. Z jej miny przerażonego szczenięcia, zrobiła się bardzo ciekawa mina. Jedna brew była wyżej, a druga niżej. Od razu się uspokoiłam.
- Nie bój się mnie - zrobiło mi się jej szkoda
- Cz-czemu się na mnie rzuciłaś? - mała wadera powoli się uspokajała
- Czego się spodziewasz, gdy skradasz się do wilka?
Wadera spuściła głowę.
- Spokojnie, przecież nic się nie stało - nie chciałam, żeby było jej przykro
- Jak masz na imię? - Valka (tak chyba miała na imię) zmieniła temat
- Nina... - nie wiedziałam o co się zapytać - Eee... - zacięłam się - Może lepiej nie będę ci przeszkadzać.
Zawróciłam i poszłam w stronę domu. Nie chciałam jej zostawiać, ale co będę przeszkadzać, na pewno woli towarzystwo w swoim wieku. Chwilę potem usłyszałam jej delikatny głos.
- Nina!
- Tak? - ucieszyłam się.
Ta wadera robiła na mnie bardzo duże wrażenie.

<Valka?> 

Uwagi: PO znakach interpunkcyjnych stawiamy Spację.

piątek, 6 marca 2015

Od Valki "W poszukiwaniu wartości życia" cz. 1 (cd. chętny)

Leżałam w swojej jaskini opierając łeb o łapy. Niebawem miałam się stać pełnoletnia. Tak, mnie tylko urodziny w głowie. Westchnęłam cicho pod nosem. Rozpocznie się praca, ganianie za miłością, pierwsze chęci założenia rodziny... Chociaż tak szczerze muszę się przyznać, że chyba na razie nikogo szukać do pary nie będę. Miłość w życiu jednak nie jest najważniejsza. Ważniejszą wartość stanowi szczera przyjaźń, aż do śmierci. Niestety ja osobiście przyjaciół nie mam... Zawsze trzymam się trochę u boku, pomimo faktu, że chciałabym kogoś lepiej poznać.
Może to wynika z tego, że jestem taka "pośrodku" i czuję się niepewnie w większym tłumie? Nie mogę nawiązać lepszych relacji ze szczeniakami, gdyż są one ode mnie młodsze, a te starsze to już po prostu dorośli, którzy zajmują się głównie swoimi parterami i partnerkami... O mnie zawsze się zapominano. Tak, wiem, że mam mamę, że ona zawsze się mną zajmie, że wróciła i że będzie u mojego boku... W rzeczywistości nie zadowala mnie to całkowicie. Pragnęłam prawdziwego przyjaciela, a nie mamę. Takiego, któremu mogłabym powiedzieć wszystko...
Odnoszę wrażenie, że mogę tylko o tym pomarzyć, bo to szara rzeczywistość, a nie bajka, którą wielokrotnie opowiadano mi jak byłam jeszcze małym szczeniakiem. Mamy XXI wiek: o szczerych i prawdziwych przyjaciół bardzo trudno. Mamy problemy z tolerancją i akceptacją odmiennych poglądów. Jesteśmy zbyt agresywni i złośliwi, zbyt często kłamiemy. Tak naprawdę to w niczym nie różnimy się od ludzi, których tak bardzo nie lubimy. Też zabijamy i niszczymy. To nie koszmar z którego można się wybudzić ani film, który kiedyś się skończy. To realne życie. Mimo tego, że tak bardzo narzekam na to, w jakim świecie żyjemy, nie chcę kończyć swojego żywotu tak jak większość zdesperowanych wilków.
Najwyżej zamieszkam samotnie pośród drzew i zapomnę o istnieniu innych wilków. Zaprzyjaźnię się z drzewami, ptakami oraz innymi zwierzętami. Nie potrafię ich skrzywdzić, gdyż jestem na to zbyt delikatna i w dodatku nie jadam mięsa. Ponadto mam fobię na krew: jeśli widzę jej w większych ilościach zwyczajnie tracę przytomność. Ale i tak chcę żyć. Samobójstwo to bzdura. Nie wiem, jak można to stosować. Przecież świat jest taki piękny, a w szczególności przyroda...
Rozmyślenia przerwał mi jakieś tajemnicze szuranie w pobliskich krzakach. Nastawiłam uszu. Hałasy nie ustępowały. Zaciekawiona wstałam i podeszłam odrobinę bliżej. Serce biło mi jak oszalałe, bo i równie dobrze mógł być wróg, ale ciekawość zwyciężyła. Łapą rozchyliłam gałązki krzewu. Myślałam, że zawału dostanę, kiedy jakiś wilk dosłownie się na mnie rzucił równocześnie powalając na ziemię.
- Jak się nazywasz?
- V-Val... Valka. - wydukałam otwierając szerzej oczy z przerażenia. A co jeśli chce coś mi zrobić?

<Ktoś? Ktokolwiek?>

Uwagi: brak.

Od Ajaxa "Moja historia" cz. 2 (cd. Vanderus)

Tak, tamta wadera dołączyła do watahy. Jednak na całe szczęście nie zatruła mnie tym jadem, który ma w kłach. Nie byłbym wesoły wyglądając jak wysuszona ziemia. Miałem, chociaż szczęście, że na mnie nie napadła, bo źle bym skończył. Gdybym nie powiedział, gdzie jest tamta wadera, nie byłoby za dobrze.
Westchnąłem cicho i podreptałem nad małą rzekę w lesie. Napiłem się trochę. W zasadzie to nie jadłem nic prawie dwa dni, więc najedzony to ja nie byłem. Z nadzieją, że pod moją nieobecność nie wydarzy się coś niebezpiecznego pobiegłem szukać celu polowania. Tylko nie mogłem za nic znaleźć jakiegokolwiek nadającego się do zjedzenia zwierzęcia. Nic wokół nie było, pustka. Stanąłem i zacząłem zastanawiać się, co pocznę, kiedy usłyszałem wołanie jakiegoś jelenia. Pewnie wzywał stado. Skoczyłem i zacząłem biec.
Nie dzieliło mnie dużo od celu, ale jednak chwilę musiałem tak biec. Myślałem wtedy jedynie o jednym – złapaniu tego jelenia. Już za chwilę czając się w krzakach zobaczyłem go. Był to ogromny samiec, skubiący trawę. Już miałem się na niego rzucić, ale ktoś mnie wyprzedził i go zabił, jednym ugryzieniem.
Tak, mogłem tylko stać i patrzyć, jak ktoś pokonuje mój cel i zjada mi obiad. Nie był to nikt mi nieznany, bo była to...
- Vanderus! – krzyknąłem widząc waderę.
Uśmiechnęła się i na złość mi zaczęła jeść jelenia. Stałem tak bez ruchu, ale za chwile po prostu zacząłem iść. Musiałem znaleźć inne jedzenie. Zobaczyłem zająca i na niego zapolowałem. Musiałem zadowolić się takim małym obiadem, ale ważne, że coś jest.
Zjadłem go i wróciłem do patrolowania. Zapowiadał się długi i nudny dzień...

<Vanderus? Wybacz, że tyle to trwało ale weny to ja nie mam :/>

Od Yusuf'a "Wyprawa na tereny wrogów" cz.5 (ktoś z wyprawy)

Zmęczony potruchtałem z samego końca grupy do Mida na długich łapach i cholernie chudych. Bardziej przypominały patyki. Wkurzyło mnie, że pobudka nastała tak naglę, a nie tak jak lubię - nudzony przez chłodny wiatr i śpiew ptaków. Eee Yusuf rozmarzyłeś się, teraz masz misję. Ogarnij się.
- Nigdy, ale prze nigdy więcej tak nie rób, rozumiesz? - mruknąłem do niego mimo, że zmęczenie, można było też usłyszeć wkurzenie. To oczywiste. No, ale kur... nie, Yusuf nie przeklinamy... No, ale kto normalny budzi kogoś wrzeszcząc mu prosto do ucha? Tylko przegenialny Mid. Brawa dla niego, za pomysłowość (i głupotę). Rubinowe oczy pozbawione źrenic, były zmrużone. Nie, nie, nie dlatego, że zasypiałem idąc... Wcale. Na pewno. Phi.
- No wyluzuj, słodko spałeś, ale no nie czas na to czyż nie? - przeniósł rozbawiony wzrok na mnie. To nie jest w żadnym stopniu śmieszne, przynajmniej dla mnie. Reszty też, bo poza nim nikt się nie śmiał.
- Mogłeś zrobić, to delikatnie lub chociaż dyskretniej, a nie drzesz japę na okrąg o średnicy STU KILOMETRÓW - warknąłem, a ostanie słowa to już w ogóle zaakcentowałem tak wyraźnie, że o ja pierdziele.
- Jak ja uwielbiam kiedy się denerwujesz... - parsknął idąc zadowolony z siebie, przy okazji zmieniając temat.
- Mów do niego, a on i tak swoje! - fuknąłem i obrażony poszedłem do Rafael'a. Kiedy dowiedziałem się, że jest partnerem Kii, poczułem rozdarte zazdrości, bo czemu by nie? Podobała mi się? Eee trochę, ale nie będę się pchał, bo mnie odrzuci. Życie... Życie jest nowelą, coś tam coś nie pamiętam dalej. Zacząłem z nim luźną pogawędkę, na temat wyprawy, potem watahy, wader w końcu Kii.
- Ech, jest cudowna - westchnął patrząc na prowadzącą grupę złotą waderę.
- Nie zamierzam przeczyć - powiedziałem spokojnie, chowając zachwyt, bo by mi się dostało za niego, chyba. Nie wiem czy ten basior był by w stanie, mi coś zrobić. W każdym razie nie chcę, aby ktoś czuł do mnie urazę za taką błahostkę. W sumie jest tu tyle wader, masakrycznie dużo. Do wyboru, do koloru... Basiorów zresztą też, ale mniej.
- Dobra przestań, przepraszam - pociągnął mnie ktoś z ogromną siłą w bok i stanął, a ja w końcu mogłem ustalić kto mi przerwał rozmowę. Pff, któż by inny? Szary wilk z rogami patrzył na mnie błagalnym wzrokiem, mógłbym go trochę pomaltretować, ale już mi się nie chce.
- I co jutro wylejesz na mnie lodowatą wodę? Huh? - spytałem ironicznie - Nie dzięki, postoję.
- Obiecuje, to już się nie powtórzy - jęknął. Może mu zależało na mnie tylko dlatego, że oboje jesteśmy z zakonu. Tego nie wiem, ale mogę przecież to przypuszczać, Nikt mi nie broni myśleć.
- Meh, niech ci będzie - prychnąłem poirytowany i wyrwałem się z jego silnego objęcia i wymachują kościstym tyłkiem ruszyłem dalej. Kościsty tyłek cooo... Nie no w sumie racja było widać każdą możliwą kość o mnie. Bywa. Urok Percy'ego chyba za bardzo uwziął się na moją postać, bo bolało mnie to, że moje staranie zrobione pojedyncze warkoczyki na piersi były rozmemłane. Westchnąłem głośno.
- Co jest? - spytał Mid.
- Nic, a ma coś być? - zadąłem pytanie unosząc brew.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - zwrócił mi uwagę.
- Znawca się znalazł - prychnąłem śmiechem. Za to zostałem lekko pchnięty w bok i niechcący poleciałem na Patty. Przeprosiłem ją za to, a ona odpowiedziała:
- K**wa, patrz gdzie leziesz, cioto.
Miła grupka co nie? W odpowiedzi sam poleciałem na asasyna też powodując, że przesunął się o parę kroków

<prosz >.< > 

Uwagi: "Pobudka" piszemy przez "u". "Na pewno" piszemy osobno. Wyraz "zierenic" piszemy zupełnie inaczej, bo przez "ź"... Po znakach interpunkcyjnych używamy Spacji, to samo się tyczy "...". Wyraz "dyskretniej" nie posiada w sobie dwóch "t". "Błahostkę" piszemy przez samo "h". "Pojedynczy" piszemy przez "n". "Niechcący" piszemy razem. Dużo literówek. ZA DUŻO PRZEKLEŃSTW.

Od Sagriny "Już nie potrafię kochać" cz.1 (cd.chętny)

Szlajałam się dość długo. Byłam w różnych miejscach, już nie rozpierała mnie radość.
Czułam żal i smutek. Nie potrafiłam się cieszyć nawet widząc wiewiórkę, która do mnie podchodzi. Nie byłam już tą samą osobą. W nocy nie spałam, patrzyłam w gwiazdy. W dzień szłam, bez celu, przed siebie. Nawet nie odczuwałam głodu czy pragnienia. Smutek opanował moje ciało i umysł. Ale gdzieś w tym żalu była cząstka złości, która nie mogła wyjść "na powierzchnię". Po długiej samotnej wędrówce postanowiłam już wracać do domu, żeby odpocząć. Ale nie zamierzałam z nikim rozmawiać. Nie chciałam nikogo spotkać. Jedyne o czym myślałam to byli rodzice, że dobrze by było mieć ich wsparcie, że dobrze by było gdyby tu stali i przytulili mnie w trudnych sytuacjach. Niestety ich już nie ma, a siostra nie bierze większości na poważnie. Więc został mi tylko smutek i żal..
- Sagrina? - ktoś zawołał mnie, głos był mi znany ale nie wiedziałam kto mnie woła.

<cd.Chętny> 


Uwagi: Przecinkiiii...