Kwiecień 2019 r.
Udało mi się uciec od tatusia. Sądziłam, że to będzie doskonały pomysł, a ja przeżyję wspaniałą przygodę i będę miała co wspominać. Każdy dzień o schemacie wstać, jeść, leżeć, znowu jeść, sprawiać wrażenie, że coś robię, a następnie pójść spać, był nużący. Rutyna mi nieszczególnie co prawda przeszkadzała, jednakże czegoś wciąż było mi brak. Zaśmiałam się w duchu sama do siebie. Mam zaledwie trzy miesiące, a już rozważam sens istnienia.
Już od dłuższego czasu leżałam na kamieniu i wpatrywałam się we własne odbicie we wodzie. Nie całkiem wiedziałam, jak nazywa się to miejsce. W każdym razie często przychodziłam tutaj z tatą, aby się napić. Przymknęłam ślepka, próbując się skupić na tym, co widziałam. Wciąż mój własny wygląd pozostawał dla mnie zagadką. Wiadome mi jest tylko, że jestem zaskakująco niewielka nawet jak na szczeniaka i mam jasne futerko. Na pozostałe szczegóły nie pozwala mi słaby wzrok. Wszystko widzę jak przez mgłę, barwy są wyblakłe, a w najmniejszym cieniu jestem w stanie kompletnie oślepnąć. Westchnęłam cicho, otulając się swoim puszystym, śnieżnobiałym ogonem. Chciałabym być już duża. Może wtedy widziałabym wszystko, jak należy...
- Co to? - usłyszałam przyciszony głos - Jakiś mały, biały lisek?
- Nie, to jest...
- Cześć, lisku! - wrzasnął jakiś szczeniak. Gwałtownie się odwróciłam, jednak była dla mnie tylko rudawą, zamazaną plamą. Jako, że musiała biec w moim kierunku, a ja się odsunęłam, poślizgnęła się i wpadła do wody. Zaczęła głośno piszczeć.
- Aoki, trzymaj się! Już lecę! - odkrzyknęła odrobinę większa, czarna wadera. Wzięła rozbieg i zgrabnie wskoczyła do stawku. Z pewnej odległości obserwowałam, jak łapie mniejszą od siebie koleżankę i ciągnie do brzegu. Kaszlała, więc musiała się zachłysnąć wodą. Cofnęłam się o kilka kroków. Nie lubiłam obecności innych.
Już prawie zdołałam zniknąć za krzakami, kiedy dobiegł do moich uszu śmiech jednej i drugiej wadery. Śmiały się z własnej głupoty?
- Navri! - drgnęłam, słysząc moje imię. Skąd mnie znała? - W końcu możesz się z nami bawić, prawda? - zapytała czarna wadera, wyłaniając się zza kamienia. Widziałam ją niewyraźnie, bo stałam akurat w cieniu. Nie wiedziałam kompletnie, co odpowiedzieć. Drugi ze szczeniaków niezdarnie się wychylił. Prawdopodobnie też się uśmiechała.
- Ten lisek ma na imię Navri?
- Nie, Aoki. To jest mały wilczek - poprawiła ją czarna wadera.
- Wilk? Przecież ma takie strasznie długie uszy. Może jest tak naprawdę króliczkiem?
- Navri, to ja, Moone - zwróciła się do mnie czarna wadera, ignorując teorie koleżanki - Widziałam cię jak byłaś jeszcze taka... maleńka - mówiąc to, pokazała łapą najbliżej leżący kamyk. Zmarszczyłam nos. Aż taka mała to ja na pewno nie byłam.
- Czekałyśmy, aż będziemy mogły się pobawić! - dorzuciła Aoki, machając radośnie ogonem. Zmierzyłam je tylko chłodnym spojrzeniem, unosząc wysoko pysk. - Będzie super, zobaczysz!
Odwróciłam wzrok. Nie miałam żadnych przyjaciół, a jednak odczuwałam chęć uwolnienia się z tego towarzystwa. Nie robiły niczego złego, ale były naprawdę natrętne...
- Navri, proszę! Będziemy się świetnie bawić! - prosiła dalej Aoki. Zachowywała się gorzej, niż ja, choć wyglądała na starszą. Westchnęłam.
- Dobszze - powiedziałam, przeciągając wyraz w miejscu, gdzie chyba powinna się znajdować inna litera. Młode wadery popatrzyły na mnie w zdumieniu. Uniosłam łuk brwiowy.
- Ale śmiesznie mówisz - stwierdziła ruda. Przymrużyłam oczy. Nienawidziłam, kiedy wypominali mi to rodzice. Kiedy powiedział o tym ktokolwiek inny, poczułam jeszcze większe poirytowanie, jednak zdołałam to w miarę dobrze zamaskować.
- To w co się bawimy? Berek? Chowanego? - zaproponowała Moone. Za chwilę jej oczy zrobiły się okrągłe, gdyż musiała doznać olśnienia:
- A może pobawimy się w odkrywców lub poszukiwaczy skarbów?
- Odkrywców?! - emocjonowała się Aoki - A na czym to będzie polegać?
- Będziemy chodzić po terenach watahy... i szukać jakichś ciekawych rzeczy! - mówiąc to, zerknęła w moim kierunku. Cały czas się uśmiechała, jednak ja pozostawałam całkowicie niewzruszona.
- Chodźmy, chodźmy!
- Navri, może być? - zapytała Moone. Skinęłam beznamiętnie głową i zaczęłam iść w losowym kierunku. Nie wspomniałam im ani słowem o tym, że uciekłam tacie. W końcu co może się stać?
- Możemy zbierać trawę? - zadała pytanie Aoki.
- Nie, mówiłam, żeby były to ciekawe rzeczy - zaśmiała się Moone - Coś błyszczącego, ładnego... coś, co wygląda nietypowo.
Rozmawiały razem dalej, jednak ja już ich nie słuchałam. Próbowałam nie wpadać na drzewa. Tata zawsze powtarzał, że to nie ja na nie wchodzę, tylko one na mnie. Wiedziałam, że żartował, jednak on chyba o tym nie wiedział. Znałam prawdę. Naprawdę miałam słaby wzrok, a te drzewa w rzeczywistości stały w miejscu.
W końcu potknęłam się o korzeń, którego zwyczajnie nie zauważyłam. Zaryłam pyszczkiem w ziemię. Poczułam w ustach piasek.
- Navri! - krzyknęła Aoki. Usłyszałam, że galopuje w moim kierunku. Powoli podniosłam się na równe łapy.
- Zdarłaś sobie kolana - stwierdziła zmartwiona Moone. Spuściłam pyszczek. Długo mrużyłam oczy, żeby cokolwiek zobaczyć. Dopiero kiedy gorąca, czerwona ciecz zaczęła się rozprzestrzeniać po moim białym futerku, zwróciłam uwagę na to, że coś się dzieje. Piekło. Nie bolało, ale piekło.
- Krew! - pisnęła Aoki.
- Nie jest wcale tego aż tak wiele - powiedziała niepewnie Moone - To tylko otarcie, ale Navri jest jeszcze malutka. Chyba musimy to oczyścić i wstrzymać się z zabawą, póki krew trochę nie zakrzepnie.
- Racja! - potwierdziła Aoki - Mówili o tym w szkole.
Szkoła. Trochę im zazdrościłam tego, że już mogły do niej uczęszczać. Ja byłam jeszcze na to za młoda. Chciałabym się już uczyć. Nawet, jeśli większość szczeniaków podobno notorycznie wagarowała. Wspominała o tym ciocia Sohara.
Niespodziewanie poczułam napływające do oczu łzy. To odruch bezwarunkowy? Chyba tak.
- Nie płacz - powiedziała zmartwiona Aoki.
- Chyba pójdę po kogoś dorosłego - wymamrotała Moone. Nie czekając na naszą reakcję, oddaliła się. Zapanowało milczenie. Aoki w końcu się do mnie przytuliła, powtarzając, żebym nie płakała. Przecież nie płakałam. To łzy same poleciały. Nie czułam za grosz bólu czy żalu o przewrócenie się.
- Navri? - usłyszałam znajomy głos. Gwałtownie odwróciłam pyszczek w tamtym kierunku. Po niewyraźnym zarysie sylwetki poznałam, z kim mam do czynienia. Podszedł tak cicho, że nawet go nie usłyszałam. Za nim szła Moone, jednak ona robiła dużo więcej hałasu.
- T-tato? - powiedziałam, czując się dopiero teraz bardzo głupio.
- Szukałem cię od rana! - stwierdził z żalem w głosie. Nie był zły. Tego akurat byłam pewna. - Dziecko, coś ty zrobiła sobie w łapki?
Zbliżył się do mnie, by przyjrzeć się zadrapaniom. Wyglądał na bardzo zatroskanego.
- Przewróciła się - powiedziała Aoki, gdy tata nie doczekał się ode mnie odpowiedzi. - O korzeń.
Pokiwał w zamyśleniu głową.
- Chodźmy nad wodę. Trzeba to umyć. Na szczęście na służbie zawsze mam przy sobie apteczkę z Miasta, jednak chyba nie mam w zestawie wody utlenionej - mówił, jednak chyba żadna z nas całkowicie nie miała świadomości, o czym dokładnie.
Gdy doszliśmy na miejsce, tata najpierw obmył ranę, a następnie założył opatrunki. Nad stawkiem świeciło słońce, więc teraz widziałam w miarę wyraźnie. Uważnie go obserwowałam, chłonąc każdy ruch. Chciałam się też nauczyć, jak pomagać innym. W ogóle chciałabym posiąść jak największą wiedzę. Spojrzałam na Moone i Aoki. Większą wiedzę, niż tą posiadaną przez nie. Chcę być lepsza.
- I jak? - zapytała Moone.
- Lepjjej - odparłam. Po raz kolejny język mi się zaplątał. Czarna wadera nie wytrzymała i prychnęła śmiechem. Tata na nią spojrzał karcącym spojrzeniem. Doskonale wiedział o moich problemach z mówieniem. Zerknął na mnie, by sprawdzić, jak na to zareagowałam, jednak mój pyszczek pozostawał niewzruszony. Obserwowałam szczeniaki spokojnymi oczyma. Tata westchnął i zwrócił się do mnie:
- Navri, proszę, jeśli chcesz iść się spotykać z koleżankami, najpierw mi o tym mów, dobrze? Nie chcę się znowu denerwować, że coś ci się stało.
W zamyśleniu skinęłam głową.
- Możemy już iść się dalej bawić? - zaproponowała nieśmiało Moone.
- Idźcie - odpowiedział z uśmiechem tata. Wstał z trawy. - Ja muszę wrócić do poszukiwania Suzanny. Znowu się gdzieś zapodziała. Bawcie się dobrze!
Powoli odszedł. Długo jeszcze patrzyłam w kierunku, w którym po raz ostatni go widziałam.
<Aoki? Moone?>
Uwagi: Brak.