Ilość wilków w tej watasze mnie cieszyła. W mojej drugiej watasze wilków
jest zaledwie parędzieści. Coś około trzydziestu. Tutaj co chwilę widzę
same nowe pyski. Większość wilków było dorosłych, ale to mnie nie
zniechęciło do szukania kogoś, z kim mogłabym się pobawić. Idąc przez
piękny zielony las, w oddali zobaczyłam małą, czarną sylwetkę. Zapewne
jakiś szczeniak z tej watahy. Podbiegłam do niego, radośnie merdając
ogonkiem. Był to mały basiorek, był cały czarny, nie licząc białych
przebarwień na łapach, pyszczku i brzuchu.
- Cześć, chcesz się pobawić? - zaproponowałam. Szczeniak rozejrzał się, jakby czegoś się obawiał.
- Chętnie - uśmiechnął się - Jestem Hitam
- Aoki - ze szczęścia wyszczerzyłam kiełki, bo w końcu znalazłam kogoś do
zabawy. Po chwili bawiliśmy się w najlepsze, turlając się po trawie.
Nasza zabawa trwała tak długo, aż nie przerwał jej dziwny odgłos.
Obejrzeliśmy się, za źródłem tego dźwięku. Naszym oczom ukazała się
dziwna, fioletowa roślina, która nie miała żadnych kwiatów czy liści.
Roślina była umieszczona w rowie. Jej gałęzie były jak u wierzby -
gładkie i proste. Można było je policzyć na palcach dwóch łap. Pień był
nienaturalnie gruby, w porównaniu do jej odrośli. Tym co wydawało ten
dziwny dźwięk, to była dziwna, czarno-fioletowa kula. Wydawała
karmazynową poświatę. Podeszłam do tego bliżej.
- Moim zdaniem to niebezpieczne - ostrzegł Hitam. Poślizgnęłam się na
kamieniu i wpadłam w roślinę, której odgłosy stały się głośniejsze i
straszniejsze. Nic nie widziałam, oprócz rażącego białego światła. Szumy
i piski zakłóciły krzyki szczeniaka. Zimne powietrze ogarnęło moje
szczenięce ciałko. Zaczęłam piszczeć. Po chwili wszystko ustało. W
miejscu gdzie była ta roślina, był teraz około dwudziestocentymetrowy
krater.
Obudziłam się, w swojej rodzinnej jaskini. Był środek nocy. Leżałam tak
dopóki nie zdałam sobie sprawy, że coś na mnie patrzy. Było to coś
podobnego do wilka, ale miało też w sobie coś z jelenia i orła. Po
dłuższej chwili to uciekło. Podniosłam się i zaczęłam zmierzać w stronę
łoża rodziców. Weszłam do niego, ale rodzicieli nie było. Odwróciłam
się, ale zamiast wrócić do siebie stałam. Czułam czyiś oddech na karku.
Odwróciłam się. Nic. Gdy już chciałam wracać, dosłownie wpadłam na coś.
Rozmawiałam z tym, ale nic z tej rozmowy nie pamiętam. Było tak duże jak
dorosły Jeleń. Jego nogi były długie, wilcze. Orli ogon wydawał się być
najpiękniejszą częścią jego ciała. Jego głowę zdobiły jelenie rogi. W
jego sierści, gdzie nie gdzie, było widać szare pióra. Nie czułam
strachu, polubiłam go.
Ze snu wyrwał mnie huk. Rozejrzałam się, w poszukiwaniu czegoś co mogło
tak huknąć. Był środek nocy, więc niczego nie dojrzałam. Próbując
zasnąć, zamknęłam ślepia i zaczęłam o czymś myśleć, byleby zasnąć.
Bezsenność dała górę. Mlasnęłam językiem, uświadamiając sobie że jestem
spragniona. Fakt, taki mały szczeniak jak ja nie powinien o tej porze
sam wychodzić na zewnątrz, ale nie chce leżeć i się pocić w tej ciasnej
jaskini. Zmierzając do wodopoju zaciągałam się zimnym, nocnym
powietrzem. Gdy już dotarłam, niedaleko jeziorka zobaczyłam grupkę
wilków. Rozumiem, jeden czy dwa, ale od razu sześć? Zbliżyłam się do
wodopoju, tak by nie zobaczyli mnie, i zaczęłam chłeptać orzeźwiającą,
chłodną wodę. Spojrzałam na nich. Była to gromada czterech basiorów i
dwóch wader. Nie zdawało mi się bym widziała ich kiedykolwiek na tej
watasze, ale możliwe jest że się mylę.
C.D.N.
Uwagi: Nadal źle zapisujesz wypowiedzi. Nie "mlasknęłam", a "mlasnęłam".