Z powodu braku zajęcia wybrałam się na wycieczkę w góry. Rozłożyłam
skrzydła i kierując się na wyczucie, dotarłam na miejsce w jakieś... pół
godziny? W sumie, czy to aż takie ważne, w ile tam doleciałam?
Po kilku minutach od przylotu uznałam, że trzeba schować się w cień -
słońce mnie tam paliło, już nie wspomnę o moim grubym, czarnym futrze...
Zauważyłam duży, rozłożysty dąb i bez chwili zastanowienia niezdarnie,
ale PRAWIE wdrapałam się na to drzewo. No... nie przewidziałam, że ktoś
tam będzie. Ja to mam szczęście do takich rzeczy.
- Kim jesteś? - zapytał nagle basior, chyba lekko zaskoczony moją obecnością.
- Lithium Vane. Pomożesz? - wisiałam na gałęzi, nie mogąc wejść dalej.
- Dragon. - wilk złapał mnie za łapę i wciągnął na gałąź.
Chcąc sprawdzić, jakie ten cały Dragon ma zamiary, zajrzałam w jego myśli. Był wilkiem z naszej watahy, jednak... chciał odejść?
- Czemu chcesz odejść? - nagle zapytałam.
- Skąd o tym wiesz? - basior spojrzał na mnie przerażony.
- Przepraszam, czytam w myślach. Chciałam sprawdzić, czy nie jesteś
jakimś szpiegiem czy coś w tym stylu. No i niechcący natknęłam się na
tę myśl.
Dragon posmutniał. Patrzył się na watahę. Szczerze? O tej porze wyglądała pięknie.
- Chodzi o to, że...
<Dragon?>