Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 31 grudnia 2016

Od Sohary "Powrót Purpurowego Huraganu" cz. 3

Jesień 2018 r.
Minęło kilka tygodni, może i nawet miesięcy. Cały czas nie mogłam się pozbyć przeświadczenia, iż jestem śledzona. Nie ważne, gdzie szłam. Ciągle to samo spojrzenie. Bałam się. Coraz częściej unikałam dyżurów w WhyPaw-ie, przez co grozili mi, że mnie wyrzucą. Choć obowiązywała tam dość spora dyscyplina, z jakiegoś powodu ja akurat jak się okazuje byłam uprzywilejowana. Na samych pogróżkach się skończyło.
Wypalając już drugą paczkę papierosów tego dnia, minęłam stalowe drzwi wejściowe do tajnej bazy naszej organizacji.
- Haro! - Wykrzyknął rozradowany mój partner.
- Daruj sobie, Jayson - Odpowiedziałam nieco mrukliwym głosem. Spowodowały to pewnie ilości fajek, które jestem w stanie dziennie wypalić.
- Brzmisz jak stara baba - stwierdził po chwili wahania. Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie i usiadłam przy zakurzonym i obsypanym papierami biurku. Oparłam nogi o jego blat i strząsnęłam popiół z papierosa do popielniczki.
- Dawno cię coś nie było - skomentował ostrożnie Lary, który tradycyjnie siedział przy swoim biurku i porządkował akta spraw.
- Gdzie jest Madeen? - zmieniłam temat, rozglądając się po bazie. Zrobiło się cicho. Spojrzałam podejrzliwie na towarzyszy.
- Ona... zginęła na misji - powiedział po chwili Jayson. Popatrzyłam na niego w osłupieniu. Miał spuszczony wzrok. - Jedna z watah posiadła tajemniczą moc i rozerwało ją na strzępy.
- Która? - przemówiłam przez zaciśnięte gardło - Która wataha?
- Niejaka Wataha Błękitnego Snu. Należały do niej wilko-elfy, które czerpały moc z magicznego kamienia.
- Czyli już ich nie ma? - zapytałam. Ręka z papierosem zastygła mi w połowie drogi.
- Nie ma. Ulotnili się, gdy zaginął ich kamień. Niestety też nie wiemy, co się z nim stało - wyjaśnił Lary mocno zmęczonym głosem.
- Nie możemy wykryć jakiegoś silniejszego źródła mocy...?
- Nie - odpowiedział krótko mężczyzna, nachylając się nad notatkami. Znowu zrobiło się cicho. - I uważaj, żeby niczego nie podpalić. Te papiery są naprawdę ważne.
Z westchnieniem zdusiłam niedopałka w popielniczce i tam zostawiłam. Przez chwilę jeszcze unosił się z niego szary dym. Ta cisza stawała się irytująca. Nawet Jayson nie gadał jak opętany i nie włączał radia z tymi jego ckliwymi balladami o nieobchodzących nikogo bzdurach. Sama już nie wiedziałam, czy to ja popadam w obłęd, czy może rzeczywiście nic nie wyglądało tak, jak powinno. Do naszej części bazy wszedł Urlich z kolejnym plikiem kartek, który odłożył na biurko Lary'ego, ale on również niczego nie powiedział. Poszedł. W końcu nie wytrzymałam i wypaliłam:
- Jestem tutaj tylko i włącznie przez przywileje, prawda? Dzięki byciu córką jednego z Purpurowych Bliźniaków?
Jayson i Lary zesztywnieli. Żaden niczego nie powiedział.
- Mam rację, czyż nie? - warknęłam, zdejmując nogi z blatu biurka. - Przyznajcie to.
- Takie decyzje podejmuje się w centrali. To nie zależy od nas. Musiałabyś tam postawić to pytanie... - powiedział w końcu najstarszy z nas. Prychnęłam i zerwałam się z krzesła. Wyszłam z pomieszczenia i niemalże pobiegłam przez korytarz, prowadzący do serca całej podziemnej bazy, w gdzie znajdowały się kwatery wszystkich agentów. Nie pukając wpadłam do najpotężniejszej sali, w której mieściło się dowództwo. Kilku z ludzi obejrzało się na mnie w fotelach nie kryjąc lekkiego zdumienia. Zastępca przywódcy czerwony na twarzy podniósł się z siedzenia.
- Soharo Purpura, proszę nie przerywać w naszej obradzie, inaczej będziemy zmuszeni pani dać ostrzeżenie...
- Ostrzeżenie?! Każdy inny Kowalski byłby już wyrzucony na zbity pysk! - podeszłam bliżej, zaciskając ręce w pięści. - Widzicie we mnie moją matkę, prawda? A może wujka? Jeśli tak, to wiedzcie, że nie jestem nimi i nigdy nie będę. Dlaczego zostałam przyjęta JA, a nie Dante? To jest przecież jego marzenie! JEGO, a nie MOJE!! - Krzycząc ostatnie słowo uderzyłam pięścią w szklany stół. Blat w tej samej chwili pękł, a moja ręka została zalana deszczem ostrych odłamków. Automatycznie ją cofnęłam i z przerażeniem patrzyłam, jak cała porozcinana pokrywała się czerwoną, gorącą cieczą.
- WYNOŚ SIĘ STĄD! - ryknął w końcu mój szef - Skoro nie chcesz, abyśmy spełnili życzenie twojej matki, masz się stąd WYNIEŚĆ, i to W TEJ CHWILI!
Był naprawdę wściekły. Na roztrzęsionych nogach wyszłam z sali. Choć tego właśnie chciałam, teraz zaczęłam mieć wątpliwości. Przecież to właśnie sprawiało, że czułam się w jakiś sposób wartościowa i miałam środki do przeprowadzania różnych śledztw. Kiedy stanęłam w drzwiach naszej obskurnej i zaśmierdłej dymem papierosowym bazie, po moich policzkach pociekły łzy. Przyciskałam zranioną rękę do piersi, dlatego koszulkę również miałam brudną. Gdy tylko Jayson mnie zauważył, natychmiast oderwał się od biurka, o które tak lubił się opierać i spoglądając na moją rękę, mocno zaszokowany zapytał:
- Co się stało?
- To, czego chciałam - wymamrotałam, czując, że moja ręka robi się zimna.
- Lary, dawaj apteczkę! Trzeba wyciągnąć te odłamki - wydał rozkaz, próbując wyciągać palcami większe ze szkieł. Przez zaciśnięte zęby wydawałam z siebie ciche okrzyki bólu. Byłam wściekła i rozżalona. Tracąc siły w nogach, oparłam się o ścianę, a następnie osunęłam na ziemię. Jayson przykucnął tuż obok, nie przerywając pracy. W końcu dostąpił do nas również Lary z pęsetą w ręce. Kiedy już po części zatamowali krwawienie opatrunkiem z grubą warstwą bandażu, spróbowałam uśmiechnąć się przez zły, ale zapewne wyglądało to raczej jak jakiś cierpki grymas bólu. Mój partner ostrożnie zdjął z mojego nosa okulary i za pomocą chusteczki delikatnie otarł łzy. Zdrową ręką sięgnęłam po całe pudełko leżące na stoliku obok i ocierałam drugi policzek, ale nie mogłam przestać płakać. Próba wydmuchania nosa również nie skończyła się do końca dobrze.
- Haro, co się stało? - zapytał ponownie zmartwiony Jayson. Wzięłam głęboki wdech.
- Od dziś tutaj nie pracuję.
- C-co? - odwrócił twarz w kierunku Lary'ego, który również wyraźnie osłupiał. Nie wiedzieli, co powiedzieć. - Odchodzisz?
Skinęłam głową, bo nie wiedziałam, co innego powiedzieć. O swojej głupocie? Wolałam, aby dowiedzieli się już po moim odejściu. Po ich twarzach widziałam, że się naprawdę martwili. Lary powoli wstał na równe nogi.
- Nadal będziemy się widywać, prawda? - zapytał Jayson roztrzęsionym głosem.
- Raczej nie...
Nim zdołałam dodać cokolwiek więcej, poczułam na swoich ustach ciepło warg mojego partnera. Miałam wrażenie, że cały świat wywrócił się w tej chwili do góry nogami. Wplótł drżące palce w moje włosy, a ja byłam zbyt zaskoczona, by jakkolwiek zareagować, więc po prostu położyłam roztrzęsione dłonie na jego ramionach, kiedy Lary głośno odchrząknął. Niemalże o nim zapomniałam. Jayson pospiesznie się ode mnie odsunął. Jakaś cząstka mnie była z tego powodu zawiedziona. Poczułam również, że teraz cierpiało również moje złamane serce. Już nigdy go nie zobaczę. Wyglądało na to, że w ten sposób zadeptałam jego szansę na większe uczucie. Jak mogłam być tak ślepa i nie dostrzec, że on mnie kochał? Mogliśmy... mogliśmy...
- Chyba powinnam się już zbierać - powiedziałam, spoglądając nerwowo za drzwi prowadzące na korytarz. Do oczu ponownie zebrały mi się łzy. Nie chciałam, aby dostrzegli, że się załamuję.
- Może da się zrobić coś, abyś wróciła...? - zaproponował Lary, który najwidoczniej zorientował się, że żałuję swojej decyzji. Nie odpowiedziałam, tylko wstałam z podłogi. Podeszłam do szafki przeznaczonej dla mnie i wyciągnęłam z niej torbę zostawioną kilka tygodni temu. Zarzuciłam ją na ramię, delikatnie przymknęłam drzwiczki i nim odeszłam, zatrzymałam się na chwilę w progu.
- Żegnajcie...
Nie odpowiedzieli. To była jedna z niewielu momentów, kiedy ani Lary, ani Jayson nie mieli żadnego pomysłu, co zrobić. Wyszłam tylnymi drzwiami bazy. Na dworze już panował półmrok. Wypuściłam z płuc powietrze i na miękkich nogach odeszłam. Zadeptałam wyraz dobrej woli mojej mamy. Nigdy nie mówiła mi, w jakiej roli mnie widzi. Nigdy nie sądziłam, żeby to właśnie ona poleciła mnie WhyPaw-ie. Była przecież taka opiekuńcza... czemu wybrała mnie, a nie jego? Dante byłby zachwycony. Ja wyłącznie czuję się teraz zawiedziona sobą. Co ją do tego skłoniło? Albo... kto?
Zamarłam, czując ponownie na sobie świdrujące spojrzenie. I tak nikogo tam nie ma - myślałam - tylko ci się zdaje. Idź dalej i zignoruj to uczucie. Jednakże były ono znacznie wyraźniejsze, niż zwykle. Powoli odwróciłam się za siebie i o mało nie upadłam, widząc za sobą ludzką sylwetkę. Poznałam go od razu. Mężczyzna z mojego snu. O orzechowych oczach i twarzą skrytą za maską. Oparłam się o najbliższe drzewo, czując się tak, jakby wymierzył mi cios w brzuch.
- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytałam przez zaciśnięte gardło. Połowa jego twarzy była nadal widoczna, więc dostrzegłam, że się uśmiecha. Powoli zaczął się zbliżać w moim kierunku.
- Wiem, kim jesteś, córko Valixy Purpury i Przeklętego Leonadra, zwanego również Shadow'em. Wiem również, czego najbardziej od życia pragniesz.
Z bijącym sercem wycofałam się o kilka kroków, a później tracąc grunt pod nogami, upadłam do dołku w ziemi. Stał tuż nade mną.
- K-kim jesteś? - ponowiłam pytanie. Zrobiło mi się duszno. Przykucnął tuż obok mnie i pogładził mój policzek swoją dłonią. Patrzyłam w jego ciemne oczy, nie wiedząc, cóż innego mogłabym w tej sytuacji uczynić.
- Potrzebujesz choć krzty zrozumienia i prawdy. Ja ci mogę je zaoferować.
Gwałtownie odepchnęłam jego dłoń, dźwigając się sprawnie na równe nogi. Jako, że oparłam się  na zranionej ręce, znowu uderzyła mnie fala bólu. Mimowolnie skrzywiłam się na twarzy. On również wstał. Swoją zręcznością zaczął mi przypominać kota.
- Mogę ci ją uzdrowić, jeśli tylko tego zechcesz - zaoferował ze stoickim spokojem.
- I co? W zamian mi odetniesz drugą? - syknęłam, ponownie starając się wycofać, lecz tym razem kątem oka spoglądałam, czy na nic nie wejdę. Zaśmiał się lekko. Nawet rozbawiony zadał się być strasznie męski. Przeszły mnie ciarki. Jayson był przy nim płaczliwą dziewczynką. Nie podobało mi się to wszystko.
Nagle rzuciłam się przed siebie sprintem. Od bazy dzieliło mnie raptem trzysta metrów. Nawet się nie zmęczyłam, kiedy gwałtownie otworzyłam drzwi i z hukiem zatrzasnęłam je za sobą. Miałam problem ze złapaniem oddechu raczej ze strachu.
- Szybko wróciłaś - powiedział zaskoczony Jayson. Odwróciłam się przez ramię.
- Tam ktoś jest. On... mi... obiecał dziwne rzeczy - oznajmiłam, nie mogąc do końca ubrać tego w słowa. Jayson uniósł brew.
- I nie mogłaś mu po prostu przywalić z pięści?
Nie odpowiedziałam. Rzadko kiedy bywało, abym w takiej sytuacji nie śmiała tego zrobić. Miał w sobie coś, co powodowało, że nawet nie miałam chęci uczynienia mu krzywdy. Niewidzialna aura nietykalności. Jayson sprawnie pochwycił zestaw ostrzy do rzucania oraz pierwszy lepszy pistolet. Ostrożnie wychylił się zza drzwi z uniesioną bronią, a kiedy upewnił się, że nie ma nikogo w pobliżu, udał się na przeczesanie okolicy. Oparłam się o ścianę. Musiałam jakoś uspokoić oddech.
- Kawy? - zaproponował ostrożnie Lary, na co ja pokręciłam głową. Choć miałam wrażenie, że na mojej klatce piersiowej zacisnęła się stalowa obręcz, wygrzebałam z kieszeni spodni nieco spłaszczoną od upadku paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Kiedy wrócił Jayson, niemalże skończyła mi się fajka.
- Haro, jesteś pewna, że ktoś tam był? Niemożliwe, aby zdołał uciec w tak krótkim czasie, szczególnie że nasza baza znajduje się na zboczu góry... Zauważyłbym go - posłał mi zrozpaczone spojrzenie. Prawie upuściłam papierosa. Niemożliwe jest, abym miała zwidy.

<C.D.N.>

Uwagi: Pisz częściej op., abym nie musiała Ci non stop wpisywać zagrożeń!

niedziela, 25 grudnia 2016

Od Sierry "Powrót" cz. 1 (cd. Kai)

Granica drzew dała mi znać, że dotarłam do Polany. Nawet nie pamiętałam, jak ona się nazywała, ale zapach stada był nie do pomylenia – to zdecydowanie był mój dom.
Wataha Magicznych Wilków.
Przyspieszyłam, chociaż czułam, że te miesiące wędrówki zupełnie mnie wykończyły i osłabiły organizm. Moje łapy monotonnie uderzały w liście wyściełające leśne podłoże, a że mnie upływała wszelka energia.
A czego ja się, do jasnej cholery, spodziewałam?
Że po połowie roku spędzonej na szukaniu Kai'a, a później watahy, będę w pełni sił?
Wycieńczenie dopadało mnie w każdej części ciała, ale nie podawałam się i biegłam dalej, ku światłu, które przedzierało się przez ostatnie pnie drzew.
W końcu wypadłam na polanę, a kilka wilków spojrzało na mnie że zdziwieniem i przerażeniem.
No tak, przecież uznali, że umarłam, a wyglądałam podejrzanie, jako czarny, wychudzony wilk, oblepiony zaschniętą krwią.
Grupka wilków ruszyła w moim kierunku, dyskretnie powarkując. Nie miałam siły na posłanie im choćby ironicznego uśmiechu, a co dopiero jednego z moich stępionych noży... Dlatego stałam, trzęsąc się jak ten idiota, że zjeżonym futrem i wysuniętymi kłami.
Widząc, że nie jestem w tej chwili zagrożeniem, grupa zbliżająca się do mnie przewróciła mnie bez problemu.
– Zabierzemy cię do Alfy, złociutka. – zacmokał jeden z wilków złowieszczo. – Od kiedy są z nami wilki z Watahy Czarnego Kruka, nie miałem szansy zobaczyć żadnej dobrej egzekucji.
Po tych słowach jego pięść wylądowała bezbłędnie na mojej potylicy, a ja straciłam przytomność.
***
Odzyskałam świadomość w jakimś duszącym pomieszczeniu, czując dojmujący ból głowy. Czułam, że jestem skrępowana, a moje oczy są zakryte czymś, co cuchnęło pleśnią. Mój umysł, pozbawiony stymulacji, podesłał mi jedynie wizję przedostatniego dnia mojej tułaczki.
Od dwóch dni nie miałam nic w pysku. Już dawno temu pogodziłam się z myślą, że już nie znajdę Kai'a, ale to przekraczało już moje możliwości – mówię tutaj o utracie zdrowia, resztek człowieczeństwa oraz watahy. Moja psychika nie wytrzymywała ciężaru wspomnień, bolesnych i niemożliwych do wytrzymania w normalnej sytuacji (a co dopiero teraz), co w połączeniu z wycieńczeniem fizycznym wiązało się z nikłą szansą dotrwania do końca tej wędrówki – terenu jakiejkolwiek watahy. Wyliczyłam, że moje szanse są niemal zerowe, jeśli chodzi o prawdopodobieństwo osiągnięcia sukcesu.
Wlokłam się krok za krokiem, a w moim umyśle pojawiła się rozpaczliwa myśl: "Chciałabym powiedzieć temu debilowi, że go kocham..."
"Że go kocham..."
"Kocham..."
Moje rozmyślania przerwał huk, oraz warknięcie osiłka, który zapewne mnie pilnował (jedyne, co nie ucierpiało na mojej wędrówce, to słuch):
– Alfa chce cię widzieć.

<Kai? Gdzie znajdziesz Sierrę?>

Boże Narodzenie

Chyba przyszła pora na życzenia.
Co z tego, że większość z Was pewnie składa je sobie w Wigilię... ja jednak sądzę, że dzisiaj są tak samo, a może i nawet bardziej ważne, gdyż "wigilia" oznacza dzień przed. Czyli dzisiaj jest prawdziwe Boże Narodzenie. Sądzę, że wiecie, o co chodzi.
Niestety nie jest najlepsza w składaniu życzeń, więc po prostu napiszę, że chciałabym, abyście zdołali spełnić swoje wszystkie marzenia już teraz, w przyszłym roku lub innym, niedalekim czasie. Dużo szczęścia, pomyślności i zdrowia. Poza tym oczywiście również weny oraz rozwijania swoich pasji bądź odkrycia nowych. Dobrych ocen w szkole (o ile nadal się uczycie), prawdziwych przyjaciół i tak dalej...
To chyba tyle. Wiem, niezbyt to oryginalne, ale cóż poradzić.
Znalezione obrazy dla zapytania deviantart photo christmas

Pozdrawiam i do zobaczenia!
Alfa Suzanna/Adminka Simka Animka

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Od Miniru "Nowonarodzona" cz. 6 (C.D. Zirael)

Kwiecień 2018
  Martwiłam się o Zirael, bo od dłuższego czasu nie wracała. Może coś jej się stało? Kręciłam się po mojej jaskini bez celu. Bałam się wyjść, mogłabym kogoś skrzywdzić... Tak jak prawie... Na samą myśl przeszły mnie dreszcze. Przez jakiś czas się jeszcze wahałam. W końcu, gdy nie zjawiła się po godzinie, postanowiłam jej poszukać.
  Było ciemno, a ja nie wiedziałam gdzie mogę zacząć. Trzęsłam się. Zobaczyłam zjawy i podążyłam za nimi, choć nie bardzo byłam pewna swej szybkiej decyzji. Biegliśmy przez las i polanę. Dotarliśmy do jakiegoś jeziora i tam poczułam zapach Ziri. Wadera była tutaj z dobre dwie godziny temu. Przeszłam się po okolicy i zastałam leżącą przy starym przewalonym pniu Ziri.
- Zirael, obudź się! - musiała się mocno uderzyć, bo nie reagowała na moje krzyki. Bałam się, że stało się jej coś poważniejszego... Nie dałam rady jej podnieść i czułam też, że mogę zaraz znów zmienić się w straszną bestie... Położyłam się obok mojej przyjaciółki i trwałam przy niej póki nie zasnęłam...
***
  Obudziłam się zanim słońce wzeszło na niebo. Wadera nadal się nie ruszała.
- Ziri, ocknij się... Proszę... - mówiłam przez łzy. Nagle poczułam, że coś się ruszyła. Ogarnęła mnie radość i miałam więcej siły, więc wzięłam ją na plecy i ruszyłam do... Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że nie bardzo wiem, gdzie jesteśmy. Drzewa... Wszystkie drzewa wyglądały tak samo. Zdałam się na przeczucie. Biegłam w byle jaką stronę, by tylko dotrzeć do szpitala.
- Wiesz, z tobą to nie da się dnia normalnie przeżyć... Ale ja to lubię. Ciebie też. - mówiłam do wadery, choć tak naprawdę to chyba do siebie, bo Zirael była nieprzytomna. - Jak dobrze, że mnie masz, a ja mam ciebie. Razem będziemy się wspierać. Obiecuję ci...
  Reszta tej drogi bez celu minęła w rozkosznym milczeniu, tylko Zirael czasem coś tam mruknęła. Ku mojemu zdziwieniu dotarłyśmy bez najmniejszych problemów do szpitala. Tam Astrid - trochę zmartwiona pechem Ziri, przywitała nas... to znaczy mnie i zabrała moją towarzyszkę. Po sekundzie coś walnęło mnie w głowę.
  Obudziłam się znów pod pniem przy Zirael. Było około drugiej w nocy. Wadera była nie przytomna, ale coś mruknęła.
- Nie wiem jak to się stało, Ziri... Przed chwilą byłyśmy u Astrid... Razem... - mówiłam - Obudź się, proszę!
  Wyruszyłam, tylko w inną stronę niż wcześniej. Drzewa były strasznie wysuszone. Nie jest to możliwe, bo jest przecież wiosna... Ziri mamrotała, lecz ja nie zwracałam na to uwagi. Zrobiło się cicho...
- Luram... Luram... - wołał ktoś z oddali.
Nagle miałam wizję... Przedstawiała ona smukłą waderę o turkusowych oczach, szarej sierści i z runami takimi jak moje, tylko były one pomarańczowe. Na uszach miała czerwono-pomarańczowe przebarwienia. Ja też posiadałam przebarwienia... Jednak po chwili straciłam przytomność...
  Zbudziłam się koło przyjaciółki... Znowu...
- To się robi nudne - warknęłam.
- Co się robi nudne? - powiedziała ochrypniętym głosem Zirael.
- Ty żyjesz! - krzyknęłam ze szczęścia i przytuliłam się do zaskoczonej wadery. - Jak ja się o ciebie bałam... Chodźmy do szpitala.
- Po co do szpitala? - zapytała.
- Jak to po co? Uderzyłaś się w głowę i... - nie skończyłam bo wadera rozpłynęła się w powietrzu. Poczułam, że wszystko wokół zaczyna znikać, a ja sama spadałam w dół...
  Uderzyłam z mocną siłą w ziemię...
- To znowu był sen... - zdenerwowana wymamrotałam
- Nie wiem co tu się dzieje Miniru, ale cały czas wracam do tego samego momentu... - powiedziała zmartwiona Zirael
- Ty też?! Czekaj... Jesteś kolejnym złudzeniem?
- Nie... Ale tutaj dzieje się coś dziwnego... Na dodatek widzę jakieś cienie...
- Zjawy... - szepnęłam do siebie.
- Wytłumaczysz mi?
- Ale co? - udawałam Greka... Po chwili jednak postanowiłam jej powiedzieć... - Zjawy... To stworzenia, które przeważnie widzę tylko ja... Są to może wymysły mojej wyobraźni... Tak twierdziłam do teraz. Może to coś poważniejszego... No... Nie pamiętam...
- Czego nie pamiętasz?
- Dosłownie to nie wiem... Kiedyś na pewno dziadek wspominał o tych cieniach, albo ktokolwiek z mojej byłej watahy... Powinnam Ci teraz opowiedzieć moją historię? - zapytałam się nie wiedząc co mam robić...
- Nie wiem... Ale zabierajmy się stąd. Głowa mnie boli... - wstałyśmy z ziemi i wyruszyłyśmy w drogę powrotną.

<Zirael?>

 Uwagi: Na końcu op. powinnaś również pisać, do kogo je kierujesz! Ponadto od połowy zaczęły się pojawiać literówki czy braki w przecinkach oraz kilka powtórzeń.

niedziela, 18 grudnia 2016

Moone "Czarna historia" cz. 6

Czerwiec 2018
Któregoś ranka obudziłam się dość wcześnie. Pewnie dlatego, że w lato słońce szybciej wstaje. Wyszłam na zewnątrz i rozciągnęłam się. Ptaki pięknie śpiewały, co dla mnie zapowiadały piękny dzień. Z Aoki czasami się widujemy, bo poznała jakiegoś innego wilka i chciała sobie też z nim pogadać. Ok, przecierz nie tylko ja dla niej istnieje. Poszłam nad wodopój, chciało mi się bardzo pić. Gdy już tam byłam to dowiedziałam się, że do WMW przychodzą wilki z innej watahy. Powoli piłam sobie wodę, czasami ptaki podlatywały żeby też się napoić. Niektóre były kolorowe, a niektóre szare lub czarne. Nagle jeden z nich usiadł na mojej głowie. Widziałam go w odbiciu w wodzie. Dziobał moją grzywkę. Cicho się śmiałam, żeby go nie spłoszyć. Nagle zbliżył łepek do mojego ucha. Zaczął coś do mnie mówić. Mówił niewyraźnie.
- Moone, córciu... - nagle przemówił tak, że zrozumiałam co mówi. - To ja, twój tata.
Byłam zaskoczona tym, że rozumiem mowę ptaków, ale stworzenie mówiło dalej:
- Może pamiętasz, jak ujawniłem swój znaczek na księżycu? To ja dałem tobie umiejętność pobierania mocy z księżyca.
Nagle przestał mówić i zszedł ze mnie. Spuścił łepek i dodał, że to miał mi dać na pierwsze urodziny, ale potrzebuję tego szybciej. Wzruszyłam się. Rozmawiałam jeszcze chwilkę z duszą taty w ciele ptaka, a inne wilki patrzyły się dziwnie na mnie. Pewnie sobie pomyślały, że jestem na tyle dziwna, że rozmawiam z ptakami, z którymi nie idzie rozmawiać. W końcu musiałam się pożegnać i tato-ptak odleciał. Ucieszyłam się z jego wizyty. Gdyby nie posiadał takiej umiejętności, nawet gdy umarł, to byśmy się nie spotkali do końca mojego życia. Ale najbardziej brakowało mi mamy. Ona nie mogła tak zrobić, co było dla mnie okropne. Jednak zachowując zimną krew, poszłam do wodospadu. Na miejscu zanurzyłam się w wodzie. Nie było takiego gorąca, żeby siedzieć tam przez cały dzień, ale ja bardzo lubię siedzieć w wodzie. Tak się przyjemnie ułożyłam, że aż usnęłam. W śnie byłam na polanie, gdzie bawiły się wszystkie szczeniaki z watahy, a wśród nich źrebięta jednorożców i pegazów. Skrzydlate szczenię miało swojego pegaza, a wilczek bez skrzydeł posiadał jednorożca. Ja miałam skrzydlatego jednorożca, alicorna. Wyglądał jak ja, tylko w wersji konia. Szedł za mną krok w krok. Byłam też w kanonie, gdzie wszystko było czarno-szare. Mieszkał tam smok, także podobny do mnie. I on też się do mnie przyłączył, po drodze spotkałam feniksa, który również wyglądał jak ja. Na końcówce snu poszliśmy w stronę miejsca, gdzie stykały się dwa światy. Stamtąd zaś wyszedł człowiek, o beżowej skórze lecz posiadający grzywkę i oczy co ja. Oczy zaczęły mi się świecić, i wszystkie postacie złączyły się, powstałam wtedy ja i obudziłam się. Gdy wyszłam z wody to zaczęłam się trząść. Spoglądał na mnie jakiś wilk i spytał się, czy wszystko dobrze. Przytaknęłam, otrzepałam się i szłam w stronę schronienia, bo był już wieczór. Najwyraźniej przespałam całe dwa dni i noc. Dlatego przy szesnastu stopniach trzęsłam się jak bym w minus dwadzieścia stopni wyszła z wody. Wchodząc do lasu, zerwałam sobie jakiś owoc z krzaczka i zjadłam go. Najprawdopodobniej był jadalny. W kolejnych dniach szłam na lekcje, nic ciekawego mi się nie przytrafiało. Którejś nocy spałam sobie w lesie, z dala od innych członków watahy. Chciałam pobyć sama. Patrzyłam się na norkę królików, które w nocy wychodziły sobie. Moja sierść jest czarna, więc wtapiałam się w tło. Jedynym rozpoznawalnym znakiem była świecąca się różowa sierść. Najwyraźniej nie zwracały na to uwagi. Nie spałam całą noc. Siedziałam w bezruchu przez cały dzień. Chciałam udawać jakiś teren, żeby znaleźć sposób na samodzielne polowanie. Gdy nie będzie stworzonka na zewnątrz to ułożę się do skoku. Po dwóch dniach zdecydowałam się, że gdy wszystkie króliki wejdą do norki to wskoczę tam, szybko zakopię dziurę i upoluję. Czekałam trzy godziny, nagle wskoczyłam tam, bardzo szybko próbowałam zatkać dziurę, żeby żaden z nich się nie wydostał. Wszystko przeszło pomyślnie. Jak zaczęłam mordować te króliki, to przypomniał mi się Sagope. Z króliczą krwią na łapach i pyszczku zamarłam w bezruchu. Popatrzyłam się na moje ofiary. Wzięłam jednego z nich i wlokłam za sobą. Chciałam podarować jednego Alfie. W końcu znalazłam jej jaskinię. Pilnował jej jakiś wilk. Nie pozwolił mi do niej wejść, więc poprosiłam, żeby jej to przekazać. Wróciłam do "miejsca zbrodni" i nocowałam tam wśród martwych. Budziłam się w nocy. W końcu o około godziny szóstej wyszłam na zewnątrz. Niedaleko zauważyłam mój cień, który miał czerwone oczy i któremu uśmiechał się pysk. Wystraszona wleciałam do nory. Po chwili jednak ponownie wyszłam. Poszłam na polanę, żeby pobawić się z innymi wilkami. Nie spotkałam tam nikogo, więc położyłam się na trawie i nuciłam sobie piosenkę:
" Oh world, why are you doing,
   taking my family and happiness on earth.
   But maybe you can win in this cruel life ... "
Wąchałam sobie kwiatki, skakałam, rozglądałam się czy nie ma jakiegoś szczeniaka. Niestety nie. Więc biegałam sobie sama naokoło polanki. Do głowy przyszedł mi genialny pomysł: wyruszę w przygodę życia!

Uwagi: "Przecież" piszemy przez "ż"! Nie "dziubał", tylko "dziobał". "Zwruszyłam się" - co? Nie chodziło raczej o "wzruszyłam się"? "Również" piszemy przez "ż". "Stamtąd" piszemy razem i przez "s". Nie "rozglądywałam", tylko "rozglądałam". Literówki (np. pożożyłam, zozpoznawalnym, szcsenię), powtórzenia... Często używasz niewłaściwych określeń na dane rzeczy, przez co zdanie/cała wypowiedź brzmi nieco dziwnie. "...szłam w stronę schronienia, bo był już wieczór. Najwyraźniej przespałam całe dwa dni i noc." - skąd ona wie, że przespała DWA dni, a nie jeden? Poza tym wyobraziłam sobie, jak by wyglądało jej futro i skóra (bo załóżmy, że pyska nie zanurzała, dlatego się nie utopiła) po takim czasie pod wodą... fuj. "Dlatego przy szesnastu stopniach" - mam pytanie, czy Twój wilk ma termometr wmontowany w mózg? Nawet w kilku miejscach pisałam, że większość dorosłych wilków nawet nie umie liczyć i czytać, a co dopiero szczeniaki! No ale dlaczego by nie, Moone śpiewa nam jeszcze po angielsku... Naucz się podziału opowiadania na akapity. Naprawdę źle wygląda taka kolumna tekstu.

wtorek, 13 grudnia 2016

Od Aokigahary "To coś" cz. 1

Ilość wilków w tej watasze mnie cieszyła. W mojej drugiej watasze wilków jest zaledwie parędzieści. Coś około trzydziestu. Tutaj co chwilę widzę same nowe pyski. Większość wilków było dorosłych, ale to mnie nie zniechęciło do szukania kogoś, z kim mogłabym się pobawić. Idąc przez piękny zielony las, w oddali zobaczyłam małą, czarną sylwetkę. Zapewne jakiś szczeniak z tej watahy. Podbiegłam do niego, radośnie merdając ogonkiem. Był to mały basiorek, był cały czarny, nie licząc białych przebarwień na łapach, pyszczku i brzuchu.
- Cześć, chcesz się pobawić? - zaproponowałam. Szczeniak rozejrzał się, jakby czegoś się obawiał.
- Chętnie - uśmiechnął się - Jestem Hitam
- Aoki - ze szczęścia wyszczerzyłam kiełki, bo w końcu znalazłam kogoś do zabawy. Po chwili bawiliśmy się w najlepsze, turlając się po trawie. Nasza zabawa trwała tak długo, aż nie przerwał jej dziwny odgłos. Obejrzeliśmy się, za źródłem tego dźwięku. Naszym oczom ukazała się dziwna, fioletowa roślina, która nie miała żadnych kwiatów czy liści. Roślina była umieszczona w rowie. Jej gałęzie były jak u wierzby - gładkie i proste. Można było je policzyć na palcach dwóch łap. Pień był nienaturalnie gruby, w porównaniu do jej odrośli. Tym co wydawało ten dziwny dźwięk, to była dziwna, czarno-fioletowa kula. Wydawała karmazynową poświatę. Podeszłam do tego bliżej.
- Moim zdaniem to niebezpieczne - ostrzegł Hitam. Poślizgnęłam się na kamieniu i wpadłam w roślinę, której odgłosy stały się głośniejsze i straszniejsze. Nic nie widziałam, oprócz rażącego białego światła. Szumy i piski zakłóciły krzyki szczeniaka. Zimne powietrze ogarnęło moje szczenięce ciałko. Zaczęłam piszczeć. Po chwili wszystko ustało. W miejscu gdzie była ta roślina, był teraz około dwudziestocentymetrowy krater.

Obudziłam się, w swojej rodzinnej jaskini. Był środek nocy. Leżałam tak dopóki nie zdałam sobie sprawy, że coś na mnie patrzy. Było to coś podobnego do wilka, ale miało też w sobie coś z jelenia i orła. Po dłuższej chwili to uciekło. Podniosłam się i zaczęłam zmierzać w stronę łoża rodziców. Weszłam do niego, ale rodzicieli nie było. Odwróciłam się, ale zamiast wrócić do siebie stałam. Czułam czyiś oddech na karku. Odwróciłam się. Nic. Gdy już chciałam wracać, dosłownie wpadłam na coś. Rozmawiałam z tym, ale nic z tej rozmowy nie pamiętam. Było tak duże jak dorosły Jeleń. Jego nogi były długie, wilcze. Orli ogon wydawał się być najpiękniejszą częścią jego ciała. Jego głowę zdobiły jelenie rogi. W jego sierści, gdzie nie gdzie, było widać szare pióra. Nie czułam strachu, polubiłam go.
Ze snu wyrwał mnie huk. Rozejrzałam się, w poszukiwaniu czegoś co mogło tak huknąć. Był środek nocy, więc niczego nie dojrzałam. Próbując zasnąć, zamknęłam ślepia i zaczęłam o czymś myśleć, byleby zasnąć. Bezsenność dała górę. Mlasnęłam językiem, uświadamiając sobie że jestem spragniona. Fakt, taki mały szczeniak jak ja nie powinien o tej porze sam wychodzić na zewnątrz, ale nie chce leżeć i się pocić w tej ciasnej jaskini. Zmierzając do wodopoju zaciągałam się zimnym, nocnym powietrzem. Gdy już dotarłam, niedaleko jeziorka zobaczyłam grupkę wilków. Rozumiem, jeden czy dwa, ale od razu sześć? Zbliżyłam się do wodopoju, tak by nie zobaczyli mnie, i zaczęłam chłeptać orzeźwiającą, chłodną wodę. Spojrzałam na nich. Była to gromada czterech basiorów i dwóch wader. Nie zdawało mi się bym widziała ich kiedykolwiek na tej watasze, ale możliwe jest że się mylę.

C.D.N. 

Uwagi: Nadal źle zapisujesz wypowiedzi. Nie "mlasknęłam", a "mlasnęłam".

sobota, 10 grudnia 2016

Od Alexandra "Jak najdalej stąd" #11 (cd. chętny)

Oto jedenasta część op. od wilków spoza CK. Aby dowiedzieć się nieco więcej o nich oraz o powodzie ich ucieczki, możecie również przeczytać serię op. "Nowy dom?" z BK, w której to Alexander oraz Kira poznają się ze sobą i szybko zaprzyjaźniają się, choć nie jest to widoczne na pierwszy rzut oka.
Op. powstaje ze współpracą CK.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

czwartek, 8 grudnia 2016

Od Moone "Czarna historia" cz. 5

Marzec 2018
Cieszyłam się z nowej jaskini. Była jednak ona zbyt pusta, żebym sobie w niej mieszkała. Postanowiłam pozbierać patyki i coś z nich poukładać, żeby przyozdobić "pustkowie". Będąc już przy drzewku, gdy zaczęłam zbierać patyki duże i małe, zauważyłam, że niedaleko siedzi jakiś szczeniak. Odłożyłam gałązki i podeszłam do niej. Łapą głaskała liście, najwyraźniej jej się nudziło.
- Cześć, jestem Moone. A ty? - zagadałam pierwsza.
Podniosła głowę i swoimi niebieskozielonymi oczami popatrzyła się na mnie z uśmiechem na pysku.
- Ja jestem Aokigahara. Ale mów mi Aoki. - odpowiedziała.
Po jej zachowaniu widać było, że jest ufna do nieznajomych. Jednak nie przejmowałam się tym i zaproponowałam jej pójście do mojej jaskini. Chętnie przyjęła propozycję i razem ze mną podążała do domu. W połowie drogi poczułam ból w zadrapaniu. Pewnie "odezwał się" mój wewnętrzny głos zaatakowany przez Sagope. Pewnie złościł się, że koleguję się z kimś zamiast komuś dokuczać, jak to demony mają. Najpierw dręczą, później pozbywają się ofiary. Kiedy to mnie bolało, to wadera spoglądała na mnie, pytając się mnie, czy mi nic nie jest. Ja zaprzeczałam bo nie chciałam jej ode mnie odpychać. Mogłaby się mnie bać, gdyby dowiedziała się co mnie spotkało. Gdy byłyśmy już na miejscu to spytała się co będziemy robić.
- O nie! Miałam wziąć patyki! - przypomniało mi się.- Może się wrócimy?
- Tak! Przejdziemy się!  - wykrzyknęła.
Zaczęła się robić coraz bardziej gadatliwa. Przy zbieraniu gałązek zaczęła mi opowiadać o swoich dawnych chwilach. Gdy już skończyłyśmy to wróciłyśmy do jaskini. Był już wieczór i Aoki nie chciała iść do domu. Chciała jeszcze mnie lepiej poznać. Nie chciałam jej też wyganiać, ale wiedziałam, że lepiej będzie jak będzie nocować w swojej jaskini. U mnie mogą się dziać dziwne rzeczy. Mogłabym ją do siebie zniechęcić. Więc pożegnałyśmy się i umówiłyśmy na kolejny dzień w miejscu, gdzie się poznałyśmy. Gdy księżyc już wszedł to usnęłam. Nic mi się nie śniło, co było to dla mnie zadowalające. Obudziłam się o północy. Nie chciałam już spać, więc położyłam się bliżej wejścia jaskini. Wydawało mi się, że kratery księżyca przesuwały i coś przedstawiały. Zamknęłam na chwilkę oczy. Poczułam miękki dotyk na mojej ranie. Jak by coś do niej wpływało, co było niemożliwe, gdyż to już nie była otwarta rana lecz widoczna blizna. Spojrzałam na niebo. Kratery przekształciły się w znaczek mojego taty, gwiazdę z jednym, urwanym ramieniem. Jakiś biały dym leciał w moją stronę, przebijały się w nim małe gwiazdeczki. Czułam jak coś do mnie wpływa, jakaś moc. Było to tak miłe uczucie, że po tym całym "przedstawieniu" usnęłam. Obudziłam się wczesnego ranka. Wyszłam z jaskini i  zobaczyłam księżyc, który miał już normalnie ułożone kratery. Po chwili w ogóle go już nie było widać. Poszłam na łąkę. Czekała tam już na mnie zniecierpliwiona Aoki.
- Cześć! Miło mi cię znów widzieć! - przywitałam się.
- Cześć! Cześć! Może pójdziemy do wodopoju, przejdźmy się! - zaproponowała.
- Ok, ale może najpierw zrobimy jakieś ozdoby z patyków?
- Nie, nie! Chodź za mną, później to zrobimy!
- No ok... - odparłam z niechęcią.
Po drodze wypytywała się mnie, jaka jest moja historia. Opowiadałam jej o mnie, czasem popłakiwałam. Gdy zaczęłam mówić jak podrapał mnie dziadek, to zatrzymałam się. Nie wiedziałam, czy opowiedzieć jej o całej prawdzie. Aoki zniecierpliwiona pytała się co dalej. Postanowiłam że ją trochę okłamię. Wymyślałam, że Sagope sobie poszedł, a ja uciekłam do tej watahy, bo był pożar lasu i trafiłam do szpitala, bo potknęłam się o wystające korzenie drzew i skręciłam nogę. Na szczęście uwierzyła we wszystko. Przy wodopoju nikogo nie było, więc żeby nie być taką nudziarą to obejrzałam się dookoła czy nikt inny do nas nie idzie i wskoczyłam do wody, żeby się wypluskać. Aoki przyłączyła się do mnie i razem nurkowałyśmy. Nagle usłyszałyśmy jak ktoś się do nas zbliża. Szybko wyszłyśmy z wody i otrzepałyśmy się. Przecież to nie jest miejsce na kąpanie! Napiłyśmy się wody ze źródełka i poszłyśmy do mojej jaskini. Gdy już tam byłyśmy to każda z nas wzięła sobie po kilka patyków i układałyśmy sobie coś z nich. Nie miałam pomysłu, więc położyłam cztery badyle na kształt kwadratu, ale z wystającymi końcówkami. Pozaginałam je w różne strony i powoli wychodziła mi jakaś składanka. Aokigahara co jakiś czas spoglądała na moją pracę. Z resztą ja na jej też. Układała chyba gwiazdkę albo kokardkę. Miałam długie gałęzie, więc plotłam tak aż mi się skończą. W połowie roboty wadera coś do mnie mówiła, ale ja byłam bardziej skupiona na tym co robiłam. W końcu skończyłam. Trochę łapy mnie bolały, ale było warto. Powstał mi nie do końca równy stożek. Dobrze, że były to giętkie gałęzie, bo by chyba z tego nic nie wyszło. Byłam z tego zadowolona. Aoki zrobiła piękną gwiazdkę, która trochę przypominała płatek śniegu.
- Bardzo ładne! - pochwaliłam ją.
- Naprawdę? Dzięki, ty też fajnie zrobiłaś. - odpowiedziała z uśmiechem.
Powoli słońce zachodziło, jak ten czas leci! Pożegnałyśmy się i poszłyśmy spać w swoich jaskiniach. Tej nocy, nie miałam takiego przypływu energii. Nie wiedziałam, czy to mi się zdawało, czy działo się to tylko przez to, że była pełnia. To zostało dla mnie tajemnicą...

Uwagi: "W ogóle" piszemy osobno. Nie można kogoś "skłamać", tylko "okłamać"... "Przecież" piszemy przez "ż"!

wtorek, 6 grudnia 2016

Od Shiryu "Pierwsza pogoń" cz. 3 (CD Miniru)

Deszczowy dzień, kolejną noc myślę nad tym, kto mi dał karteczkę. Może jednak zapytam się Astrid? W sumie mam dziś urodziny. Idąc do Astrid, usłyszałem coś. Tylko co? Brzmiało naprawdę ładnie. Wilk harmonii? Czytałem coś o tym. Po chwili zorientowałem się, że to smutna wadera. Jako że jestem wrażliwy potruchtałem do niej.
- Cześć, dlaczego jesteś smutna? - Spytałem się spokojnym głosem.
- Cz-Cz-eść - mówiła trochę zaniepokojona i po chwili zamarła jak kamień - Shiryu? Ty-Ty żyjesz?
- Dlaczego miałbym nie żyć? - roześmiałem się trochę
- Przepraszam jeszcze raz... To ja cie pomyliłam z jeleniem - Odparła lekko ochrypniętym głosem złączonym ze smutkiem - Wybaczysz?
- Oczywiście, każdemu się zdarza pomylić wilka iluzji z jeleniem. To właściwie moja wina, po jakiego ja się zamieniałem w tego jelenia - Dodałem po chwili - Ale nie wybaczę, jeżeli nie pójdziesz ze mną. Przeziębisz się na tym deszczu? Umowa?
- Okey, prowadź - po chwili zauważyła utwardzony bandaż - To ja ci to zrobiłam?
- Tak, ale nie twoja wina. Mam od szczeniaka słabe kości  -Nagle usłyszałem coś dziwnego - Słyszysz?
- Co to? - Odparła zaniepokojona - Patrz!
Zza krzaków wyłoniła się mantykora, zwierzę z lwią głową i tułowiem, wężową głowa zamiast normalnego ogona i prześwitujące skrzydła. Stworzenie patrzyło się na nas.
- Żadnych gwałtownych ruchów - powiedziałem  cicho. Po chwili dodałem: - nie patrz się na nią.
Miniru drżała i nie tylko ona. Ja też się bałem. Nigdy nie spotkałem takiego stworzenia. Mantykora biegła w naszą stronę, nie było innej opcji.
- Wiej! - Krzyknąłem już w biegu
Biegła za nami, serce biło nam coraz mocniej, w ułamku sekundy zmieniłem się w jelenia i rzekłem:
- Miniru, uciekaj, ja go odciągnę - jeszcze biegnąc obok niej.
- Nie, a jeśli stanie ci się coś złego, a jeżeli ona cie dopadnie?
- Zaufaj mi biegnij nie odwracaj się - I skręciłem w inną alejkę, a mantykora  biegła za mną -
Straciłem Miniru z oczu, zaprowadziłem mantykorę nad przepaść. Byłem nad krawędzią, przypomniałem sobie coś. Ona biegła na mnie z zawrotną szybkością, a ja myślę co zrobić. Zamieniłem się w wilka. Nie mogę długo być zamieniony w zwierzę.
- Są dwa uda: albo się nie uda, albo się uda.
Stanąłem  na końcu przepaści. Potwór biegł na mnie. Gdy był tak metr ode mnie. Zeskoczyłem. Spadałem, stwór razem ze mną, zacząłem się przemieniać w ptaka. Miniru nie posłuchała się mnie. Gdy się oddaliłem, pobiegła za mną. Widziała jak zeskakuję do przepaści.
- Shiryu!! - nie dowierzała co się stało.
Mantykora spadła, a mi coś nie poszło z przemianą. Zamiast całego ptaka wyrosły mi skrzydła. Szybko wzniosłem się do góry, machając delikatnie gigantycznymi skrzydłami. Ujrzałem Miniru, płaczącą i spoglądającą w dół. Wylądowałem za nią i podszedłem do niej.
- Mówiłem, zaufaj mi - powiedziałem za jej pleców
- Ale-Ale-Ale ty spadłeś w przepaść ra-ra-zem z manty-manty-korą - Odrzekła z wielkim trudem - Czekaj, skąd masz skrzy-dła?
- Emm, coś mi nie poszło z przemianą i tak mi jakoś zostało. Mam nadzieję, że nie zostanie z tymi skrzydłami na zawsze - Roześmiałem się - Wiesz co,za dużo wrażeń na dziś. Może mała herbata na rozluźnienie?
- Z chę-cią - odpowiedziała trochę już zdezorientowana.
Szczerze mówiąc ja też miałem już dość wrażeń na dziś. Więc poszliśmy do mojej jaskini.

Jakiś czas później
* * *
Gdy weszliśmy do jaskini, od razu wstawiłem wodę do garnuszka. W chwilę później zaczęło się ściemniać. Gdy woda już wrzała, wyciągnąłem miętę, pigwę oraz miód, który ostatnio podebrałem pszczołom. Wlałem wodę do wydrążonych, drewnianych miskach i od razu wrzuciłem mięte, miód i pokrojoną pigwę. Zdawało mi się, że Miniru zasnęła. Gdy na nią patrzyłem, wydawała się coraz piękniejsza. Po chwili przyleciała biedronka i usiadła jej na nosie. Zaczerwieniła się lekko. Nakryłem ją kocem i przytuliłem ją. Nie planowałem tego. Położyłem się obok i pilnowałem, żeby żadna mantykora już nie weszła ani żaden stwór. Zasnąłem niedługo po mojej nocnej warcie.

<Miniru co było dalej?>



Uwagi: Na końcu całkowicie zepsułaś formatowanie, możliwe, że przez to, iż środkowałaś Spacjami. Do tego służy odpowiednie narzędzie! Wciąż Twoje op. są koszmarnie niestaranne. Zapominasz o Spacjach przy znakach interpunkcyjnych, a jak już je stawiasz to nie tam, gdzie trzeba. Zdania są za długie. Powtórzenia (stosuj przerwę dwóch zdań, a nie jednego, jak uczą w szkołach). "Zamarła jak kamień" - to kamienie są w stanie zamrzeć? Nie dokładnie tak brzmi ten frazeologizm. "Harmonii" piszemy przez dwa "i". Nie wiem, czy można "roześmiać się trochę". Nie "za krzaków", tylko "zza krzaków". Skoro chciał się przemienić w ptaka, ale wyrosły mu tylko skrzydła, które miały być ponoć gigantyczne. Dochodzę do wniosku, że te mogły mieć rozpiętość do 3,5 m (bo tyle mają maksymalnie skrzydła albatrosów), więc nie do końca wiem, czy te są takie "gigantyczne". Nie mam pojęcia, jaką posiadasz definicję tego słowa. Nie "podeszłem", tylko "podszedłem". "Od razu" piszemy osobno, a "niedługo" razem.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

ZAPOZNANIE, GRUDZIEŃ 2016

Tak dla przypomnienia - aby otrzymać bonus, należy napisać op. do osoby wskazanej przez strzałkę.
Za op. należy się bonus + 3 pkt. do wszystkich umiejętności i + 1 pkt. do mocy (liczy się tylko za pierwsze op., ale oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby kontynuować serię dalej. Ba! To jest nawet wskazane). Temat na op. jest absolutnie dowolny.
Abym zaliczyła op. do tej oto "promocji", wystarczy napisać pod skończonym op. "ZAPOZNANIE, GRUDZIEŃ 2016". :)
  1. Kai → Aokigahara
  2. Dante → Renethrain
  3. Sohara → Zirael
  4. Valka → Serill
  5. Astrid → Kirke
  6. Suzanna → Yuki
  7. Yuki → Moone
  8. Mizuki → Nirvaren
  9. Kirke → Valka
  10. Sarah → Kai
  11. Serill → Kai
  12. Nirvaren → Annabeth
  13. Miniru → Suzanna
  14. Renethrain → Shiryu
  15. Moone → Miniru
  16. Aokigahara → Sohara
  17. Annabeth → Dante
  18. Zirael → Astrid
  19. Shiryu → Mizuki
W razie pytań... zapoznanie październikowe wciąż jest aktualne. Jego ważność zakończy się dopiero w momencie ogłoszenia zapoznania listopadowego, więc wciąż można na nie pisać op. Link: klik!

niedziela, 4 grudnia 2016

Od Moone "Czarna historia" cz. 4

(Zawiera momenty tragiczne)
Styczeń 2018 r.
To było już dla mnie za dużo: śmierć rodziny, dostanie się do innej watahy, szpital, dziwne sny. Chciałam jednocześnie spać, żeby nic dziwnego mi się nie przedstawiało i jednocześnie nie spać, żeby mi się nie śniły straszne rzeczy. Pod wieczór lekarz spytał się mnie, czy pójdziemy do szamanki. Przyjęłam tą propozycję, bo zawsze mi tata opowiadał, że u szamana w jaskini jest dużo magii. Gdy już wyszliśmy, to poczułam mroźną wiosnę. Było mi trochę smuto, że ominęła mnie zima. No ale cóż, tak bywa. Jeśli po drodze zobaczyłam kawałek śniegu, to wskakiwałam na niego. Było to moje jedyne pocieszenie. Wychodząc z terenu watahy, lekarz powiedział strażnikowi terenów o tym, że idziemy do szamanki. Szliśmy długo, lekarz chciał odpocząć, ale ja mu na to nie pozwalałam. Jednak pod wieczór zdrzemnęliśmy się i poszliśmy dalej. Długo nam to zeszło, ale nagle zauważyłam w dali kolorowe motylki, które "wirowały" w powietrzu. Gdy już podeszliśmy do tego miejsca to zobaczyłam kamienie, z których wydobywały się kolorowe światełka. Bardzo mi się to spodobało. Przy wejściu przywitała nas szamanka. Była to niebiesko-granatowa wadera z kolczykiem na lewym uchu w kształcie gwiazdki. Widać było, że umówili się już wcześniej.
- Moone, zostaniesz z szamanką na jedną noc. Rano przyjdę po ciebie. - odrzekł pracownik szpitala i poszedł.
- Cześć Moone, jestem Saisak. Pomogę ci w sprawie twojego zadrapania, tylko wypij tą miksturkę. Pojawię się wtedy w twoim śnie i zobaczymy co dalej. - powiedziała wadera.
Wypiłam trochę tej substancji i nagle usnęłam. W śnie znajdowałam się w górach albo wysokim terenie. Była tam przepaść. Nagle zauważyłam, że Saisak pojawiła się obok mnie. Podfrunęłam nad przepaść żeby zobaczyć, co tam jest. Nagle z niej wyleciała jakaś postać, prawie raniąc mój nos. Przybliżyłam się do wadery, byłam wystraszona. Nagle to stworzenie zaczęło się palić i przybrało jakiś konkretny kształt. Okazało się, że to znowu Sagope. Szamanka też się go przestraszyła, demon miał w pysku ciało mojego taty, z którego kapała krew. To było straszne. Upuścił je na ziemię, zaczął go rozszarpywać, wyciągać mu wnętrzności. Porzucił to wszystko i powoli do mnie podchodził.
- Moone... Pamiętaj... - mówił - Jeśli nie będziesz taka jak ja, taka jak ja ci kazałem być, skończysz tak jak twój tatulek! Zrozumiałaś?!!!
Nagle się obudziłam. Szamanka też. Obie byłyśmy przerażone. Okazało się, że już jest poranek. Do jaskini po chwili wszedł lekarz. Porozmawiał przez chwilkę z waderą i wracaliśmy do watahy. Po drodze polowaliśmy na ptaki, żebyśmy z głodu nie poumierali. W końcu po około dwóch dniach wróciliśmy ponownie do szpitala. Tam lekarz stwierdził, że mogę już iść do nowego domu, bo to samo powinno się wyleczyć, ale żeby co jakiś czas tu przychodzić na wizyty. Byłam z tego powodu zadowolona i pobiegłam do nowej jaskini, która była ładniejsza od mojej starej. Była ona położona wyżej i miała krótką dróżkę. Postanowiłam ją udekorować.

Uwagi: Zapomniałaś o dacie. Wciąż masz problem z przecinkami. Widziałam kilka powtórzeń. Za dużo zdań z "to", choć już kiedyś chyba nawet pisałam o tym. Jeśli mówimy o kolorach, np. "niebiesko-granatowa wadera", wówczas stawiamy między poszczególnymi kolorami myślnik, lub jeśli nie chcemy podkreślić tego, że postać była np. w paski, a kolory są z tego samego znaczenia (np. dwa różne kolory to czerwony i niebieski, więc nie da się ich połączyć, ale z kolei "błękitnoniebieski" jest z tego co mi wiadomo już dozwolony), wówczas można napisać to jako jeden wyraz. Zaraz... poszła do szamanki, żeby wyleczyła jej skaleczenie, tamta weszła w jej sen, po czym odesłała ją do domu. Co.

Od Shiryu "Polowanie na pułapkach dla watahy"

Maj 2018 r.
Ciepły dzień obudził mnie swoimi promieniami. Przeciągnąłem się leniwie. Po miesiącu odpoczynku postanowiłem się wziąć do roboty. Momentalnie zebrałem się do kupy. Była koło szóstej rano. Przypomniałem sobie, że jestem polującym. Powinienem polować dla watahy. Gdy sobie to uświadomiłem, pobiegłem w stronę informacji by zebrać osoby do polowania. Nie mogłem nikogo znaleźć. No fajnie, może Miniru mi pomoże, ale w sumie nie wiem... a może Zirael? Nagle wpadłem na pomysł, by zrobić pułapkę z lin i z gałęzi. Po godzinie wiązania i montowania pułapek wziąłem je ze sobą. Rozstawiłem je koło łąki na której zaczynały swoją wędrówkę. Znalazłem je przy wodopoju. Wybrałem dwa jelenie, oddzieliłem je od stada i zaganiałem je w stronę pułapek. Starałem się żeby biegły obok siebie. No jasne, jestem wilkiem iluzji, mogę stworzyć iluzje z drugim wilkiem. Po chwili tak zrobiłem, wpadły w pułapkę. Od razu zginęły. Tylko jak je przenieść? Wysłałem iluzje do Miniru. Mam nadzieję, że nie jest zajęta. Przy okazji odplątałem je z pułapek. Miniru przyszła. Była trochę zaskoczona, ale to nic. Z pozostałości po pułapek zrobiłem szelki. Jeden koniec uprzęży przymocowałem do poroża drugą do szelek. Wiec kiedy idąc do jaskini zacząłem małą pogawędkę.
- Dzięki, że mi pomagasz - dodałem po chwili - Nie jest ci ciężko?
- Nie, dobry pomysł z tymi sidłami i szelkami - powiedziała miłym głosem
- Dzięki, zaraz będziemy na miejscu - Dopowiedziałem
Gdy byliśmy na miejscu, zdjąłem skórę z jeleni i odciąłem kawałki mięsa wkładając je do garnków. Zdjąłem też poroże, może coś z nich zrobię? Opłukałem mięso i zdążyłem pójść i złowić kilka ryb. Potem przekazałem zapasy innym wilkom z watahy. Swoją część odłożyłem w najzimniejszej części jaskini.

Uwagi: Dlaczego zawsze zapisujesz w tytułach rzeczowniki z wielkiej litery? Zapomniałaś o dacie na początku op. Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. Wiele zdań wciąż jest za długich. Mają one również często tragiczną interpunkcję (np. No fajnie może Miniru mi pomoże ale w sumie nie wiem a może Zirael.), zupełnie jakby myśli były beznamiętnie spisane na papier. Wciąż op. wyglądają na niestaranne. Zawsze mi się zdawało, iż poroże jest połączone z czaszką jelenia, a nie są częścią ruchomą, którą można "zdjąć"...

piątek, 2 grudnia 2016

Od Zirael "Nowonarodzona" cz. 5 (c.d. Miniru)

Kwiecień 2018 r.
Nie mogłam zrozumieć zachowania Miniru. Skąd to przerażenie? Czyżby miała czego się bać? Wadera zachowywała się moim zdaniem co najmniej dziwnie, jednak nie mogłam zaprzeczyć, że ją hmm... Polubiłam? Nie chciałam wyciągać pochopnych wniosków ani zbyt szybko nazywać ją przyjaciółką, ale jednocześnie miałam nadzieję, że kiedyś będziemy blisko. Odganiając te bezwartościowe myśli od siebie weszłam do jaskini Alfy. Pierwszy raz w życiu poczułam zdenerwowanie. Z nie wiadomo skąd urosła mi gula w gardle, z trudem przełykałam ślinę. No cóż - czyżby zaczęło mi na czymś zależeć?
Alfa siedziała spokojnie z tyłu jaskini. Trwała w absolutnym bezruchu, przez chwilę zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie zasnęła. Kiedy miałam już się powoli wycofać, wadera powitała mnie miłym, lecz stanowczym głosem. Wytłumaczyłam jej szybko cel mojej wizyty i czekałam niecierpliwie na odpowiedź. Suzanna jednak zadała mi najpierw parę pytań, głównie na temat mojej przeszłości. Skrzywiłam się nieco, ale odpowiedziałam na wszystkie wyczerpująco. Najbardziej niezwykłe i jednocześnie przerażające w waderze było to, że nie okazywała żadnych uczuć. Zadawała pytania i słuchała odpowiedzi, jednak jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Do ostatniej sekundy nie wiedziałam jak wypadłam, aż w końcu Alfa zgodziła się, i zostałam na okresie próbnym. Nie potrafiłam ukryć radości i ekscytacji, wyszłam z uśmieszkiem na ustach, lekko podrygując. Pomyślałam, że chyba dobrze mi poszło, ale szybko skarciłam się w myślach za ten nieuzasadniony wniosek. Nie musi pokazywać mi co o mnie myśli, w końcu sama zauważyłam, że potrafi maskować emocje. Teraz musiałam tylko odnaleźć jaskinię Miniru i wyciągnąć z niej jakieś informacje.
Nie poszłam jednak do niej od razu - potrzebowałam chwili samotności. Nie patrzyłam też do końca gdzie idę. Moją głowę przepełniały dziwne myśli. Myślałam o Shiryu, którego spotkałam w szpitalu, o Alfie, od której prawdopodobnie nigdy się nie do wiem co o mnie myśli, o Miniru, która ewidentnie coś w sobie skrywała. Chciałabym, aby zaufała mi na tyle, żeby mogła mi o tym powiedzieć. Chciałam jej pomóc, nawet nie dlatego że ona pomogła mi. Po prostu wzbudzała moje współczucie. Ona nie chciała, żeby ktoś wiedział o jej problemach. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Wędrując tam i z powrotem niczym Hobbit, natrafiłam na jakieś jezioro. Po długim spacerze poczułam się nieco spragniona, więc podeszłam bliżej, żeby się napić. Woda była mętna, nie widać było niczego co znajdowało się pod powierzchnią wody. Wyglądało na całkiem normalne, gdyby nie to, że właśnie wynurzał się z niego dwumetrowy potwór, strasząc swą bogato uzębioną paszczą. Strach mnie sparaliżował - łapy przywarły mi do zimnej ziemi. Wytrzeszczyłam oczy, próbując zmusić się do ruchu. Trwałam tak sekundy, które wydawały się wiecznością. Wreszcie oderwałam łapy od podłoża, obróciłam się niezgrabnie i rzuciłam się biegiem na śmierć i życie. Serce waliło mi jak młotem, oddech miałam szybki i nieregularny. Biegłam prawie na oślep, cudem omijając drzewa na mojej drodze. Jednak biegłam tak szybko, że kiedy zauważyłam przede mną zawalone drzewo nie było czasu się zatrzymać, skręcić nawet nie zdążyłam pomyśleć o przeskoczeniu ogromnego pnia, kiedy z impetem się z nim zderzyłam. Wstałam po - jak mi się wydawało - chwili, jednak w rzeczywistości musiało minąć trochę czasu, gdyż było zdecydowanie ciemniej. Było mi niedobrze, miałam zawroty głowy i całą drogę do jaskiń myślałam, że zwymiotuje. Co jakiś czas plątały mi się łapy i lądowałam na twardej ziemi. Leciała mi krew z nosa, ale ignorowałam to. Po drodze się obmyłam w lodowatej wodzie, która przynajmniej mnie odrobinę orzeźwiła. Zmyłam również lecącą ciurkiem krew. Kiedy dotarłam do jaskiń było już późno, a ja nie czułam się na siłach, żeby iść do Miniru. Położyłam się, ówcześnie tworząc iluzję ogniska obok mnie. Zażenowana swoją słabością, zamknęłam oczy. Miałam nadzieję, że Miniru zrozumie, dlaczego do niej nie poszłam. Miałam straszne wyrzuty sumienia. Po krótkiej chwili te i inne myśli odpłynęły, a ja zasnęłam.

<Miniru?>

Uwagi: brak.

czwartek, 1 grudnia 2016

Od Dante "Co do..." cz. 3 (c.d. Kazuma)

 Najprawdopodobniej lato 2017 r.
Patrząc na nieruchome ciało wilka, którego zdefiniowaliśmy jako Kazumę, wciąż nie mogłem uwierzyć w to, co spotkało nas jeszcze kilka godzin temu. Cały czas byłem odrobinę nerwowy, bo nikt nie wiedział, co robić, ani co się stało. Nie mieliśmy żadnej pomocy medycznej. Pod drugą ze
ścian obszernej jaskini leżała również nieprzytomna Astrid. Znaleźliśmy ją omdlałą w Magicznym Ogrodzie z licznymi zadrapaniami. U jej boku leżała torba wypełniona truskawkami, która zdawała się być w nienagannym stanie. Nikt nie wiedział, co było powodem tak dziwnego zajścia.
Pierwszej wadery, która była w dużo gorszym stanie, nie widziano od kilku dobrych miesięcy. Część wilków od dawna podejrzewało u niej wystąpienie jakiejś groźnej choroby, jednakże patrząc na wrak, który z niej pozostał, teraz była pewność. Żaden z nas nie był w stanie stwierdzić, co jej dolega. Nawet sama Kiiyuko przybiegła kilka godzin temu do szpitala, żeby zobaczyć, co się stało. Alfie z kolei twierdziła, że widziała już wcześniej Astrid, która z jakiegoś powodu spała pod jednym z drzew w Zielonym Lesie.
Aktualnie byłem jedyną osobą, która postanowiła zostać na straży i czuwać, czy któraś z nich się nie ocknie. O ile stanem Kazumy byłem zwyczajnie zaintrygowany, tak bardziej przejmowałem się zdrowiem Astrid. Nawet, jeśli wiedziałem, że nic złego jej się nie dzieje, i tak myśl, że mogła zapaść w nieodwracalną śpiączkę bardzo raniła moją duszę. O ile jakoś mogłem zrozumieć to, że od jakiegoś czasu mnie unikała, gdyż zawsze mogła mieć chęć na odrobinę spokoju, tak nie zdzierżyłbym tego, jeśli by mnie opuściła już na zawsze.
Przechadzałem się po jaskini spowitej w mroku, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. W końcu, aby czymś zająć ręce, zdecydowałem się odszukać lampy naftowej, którą widziałem kiedyś na stole medycznym Astrid. Po omacku sprawdzałem każdy przedmiot stojący na półkach, aż nie wymacałem zimnego przedmiotu, który ewidentnie wykonano ze szkła i metalu. Wiedziałem, gdzie moja przyjaciółka zawsze odkładała zapałki, więc nie miałem większego problemu z odnalezieniem ich. Kiedy zapaliłem jedną z nich, nagle zrobiło się jasno. Zamrugałem oczami, a następnie zapaliłem zaczerniony knocik wewnątrz lampy i zamknąłem małe drzwiczki. Odszedłem od skalnego stolika i usiadłem po turecku na środku jaskini. Przed sobą ustawiłem lampę, która rzucała bladą poświatę na pysk za równo Kazumy, jak i Astrid. Ja oparłem łokieć na kolanie, a dłoń o policzek i spoglądałem to na jedną, to na drugą z nich. Odczuwałem potrzebę siedzenia tutaj tak długo, aż się nie ockną, nawet jeśli to by trwało wieczność, a ja przez to zmuszony byłbym do przyjęcia nauk medyka.
Przymknąłem oczy i patrzyłem na moją otwartą, ludzką dłoń, która była przysunięta do lampy naftowej na tyle, że czułem jej delikatne ciepło. Miałem tyle pytań do Astird. Dlaczego mnie unikała? Ma mnie dosyć? Czy uważa, że powinienem się zmienić? Nienawidzi mnie? I co jej się stało? Bardzo bolało? Jak się teraz czuje? Czy mogę przy niej zostać już do końca życia?
Szybko pozbyłem się ostatniego pytania z mojej głowy. Brzmiało naprawdę głupio. Sam nie wiedziałem, dlaczego tak właściwie to mi przeszło przez myśl. Lekko zawstydzony skierowałem wzrok w kierunku gwiazd migoczących na nocnym niebie. Część z nich widziałem z tego miejsca jaskini. Patrzyłem na nie jak zaklęty, jednocześnie lekko stukając palcami po swojej bosej stopie.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Kiedy się obudziłem, leżałem z ręką wsuniętą pod głowę, a sam obrócony byłem na bok. Ktoś musiał mnie przykryć nieco przetartym kocem, który od zawsze służył w szpitalu. Nie do końca zorientowany, co się stało i dlaczego urwał mi się film, uniosłem głowę i rozejrzałem się po jaskini. Rytm mojego serca przyspieszył, kiedy dostrzegłem, że jedno z łóżek było puste. As zniknęła. Sprawnie usiadłem i po raz kolejny rozejrzałem się dookoła. W moim sercu zatliła się nadzieja, że jednak może już się wybudziła i... zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ktoś zakrył od tyłu je szczupłymi, zimnymi palcami.
- Zgadnij kto to - odezwał się za mną nieco rozbawiony głos.
- As? - zapytałem, delikatnie chwytając jej chude nadgarstki. Zaczęła się śmiać i zabrała ręce. Nie kryjąc szczęścia odwróciłem się za siebie. Miała cienie pod oczami, a jej względna radość miała w sobie coś smutnego. Spoważniałem.
- Co się stało?
- Nic poważnego. Trochę się posprzeczałam z Kazumą - jako, że była człowiekiem, potarła dłonią twarz. Zwracając wzrok w kierunku wciąż nieprzytomnej wadery, znieruchomiała. Zaczęła wyglądać na trochę przerażoną. Posłała mi pytające spojrzenie.
- To ona? - wyszeptała.
- Najprawdopodobniej tak - ja również skierowałem w jej kierunku głowę. Jej oddech zdawał się być jeszcze płytszy, niż dnia poprzedniego. Byłem niemalże pewny, że to jej ostatnie dnie życia.
- Ile czasu byłam nieprzytomna?
- Najprawdopodobniej dobę...
- Jakim cudem zmieniła się przez ten czas aż tak?
- Co przez to rozumiesz? - zapytałem, posyłając jej zdezorientowane spojrzenie.
- Kiedy mnie zaatakowała zdawała się być w pełni sił...
- To niemożliwe. Chyba sama widzisz, że jej organizm jest zbyt osłabiony, by chociażby sprawiać wrażenie dobrze funkcjonującego.
As lekko się zaśmiała.
- Myślałeś kiedyś o karierze lekarza lub chociażby pielęgniarza?
Prychnąłem.
- Chyba żartujesz. Prędzej zrobiłbym komuś krzywdę, niż go uratował.
- Przynajmniej szybciej wyciągasz wnioski, niż ja - mruknęła, siadając obok mnie.
- Popełniając tak wiele głupot w swoim życiu już nauczyłem się rozróżniać, co było błędem i jak się go pozbyć.
- W przeciwieństwie do mnie - powiedziała ledwie słyszalnie. Spojrzałem na nią lekko zmartwiony, ale tego nie skomentowałem.
- To jak? - zaczęła już głośniej - Co ty na to, by się ode mnie co nieco nauczyć? I tak zamierzam zrezygnować i potrzebuję jakiegoś godnego następcy.
Popatrzyłem na nią zaskoczony.
- Przecież już jestem obrońcą Alf i tancerzem... Zapewniam cię, że bliżej mi do wojownika, niż do kogoś, kto cały dzień opatruje rany. Nie mam w ogóle cierpliwości.
- Pozory mylą - oznajmiła melodyjnym głosem - W końcu chyba trochę tutaj siedziałeś.
Nie odpowiedziałem. Nie było sensu się tłumaczyć, bo zabrzmiałoby to jeszcze durniej. "Siedziałem tu wyłącznie ze względu na ciebie", tak właśnie by brzmiała prawda. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jeśli rzeczywiście przystałbym na jej propozycję, mógłbym jakoś wynagrodzić sobie brak Astrid przez ostatni czas.
- Zastanowię się - mruknąłem. As lekko się uśmiechnęła i podkuliła kolana pod brodę.
- Dzięki za opatrzenie ran - powiedziała po chwili - Nie zrobiłeś tego co prawda doskonale, ale lepsze to niż nic. Przynajmniej z tego co się zorientowałam nie wdarło się zakażenie. Brawo.
- Czy to kolejne zasugerowanie tego, jak bardzo chcesz mnie zagarnąć na staż do szpitala?
- Poniekąd - na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, a na policzki wstąpiły nikłe rumieńce - Tylko jednego zadrapania nie zauważyłeś.
- Jakiego? Gdzie?
- Na biuście.
Odruchowo mój wzrok powędrował w kierunku, gdzie kończył się dekolt jej sukienki. Kiedy dostrzegłem, że zabandażowała sobie już ową ranę i uświadomiłem sobie, że patrzę tam, gdzie raczej patrzeć nie powinienem, zawstydzony odwróciłem głowę. W duchu modliłem się o to, by tego nie zauważyła.

Nasze niezbyt mądre rozmowy przerwało ciche warczenie dobiegające z gardła dotychczas nieprzytomnej Kazumy.

<Kazuma?>

Uwagi: brak.

Podsumowanie listopada

Minął kolejny miesiąc i piszę następne podsumowanie. Ależ ten czas leci.
Zauważyliście, że stuknęło nam 200 tys. wyświetleń na watasze? :)
Przechodząc do rzeczy bardziej Was interesujących... Tak. Znowu pojawiło się mniej opowiadań, niż bym tego oczekiwała. Już nawet nie chce mi się strzępić języka, bo chyba tyle Wam wystarczy. Może będzie lepiej w tym miesiącu, bo wracam od grudnia do pisania. Ponadto ze względu na to, że mam niewiele opowiadań do dokończenia, możecie do mnie jakieś kierować. Grunt, to żeby były ciekawe, a nie były kolejnym klepaniem schematu spotkanie -> pójście na spacer -> wspólne zabawy -> zostańmy przyjaciółmi. Chyba znacie mnie wystarczająco, by się zorientować, że wolę iść pod prąd i że kręcą mnie opowiadania z dobrym wątkiem fabularnym. Aha, i wolałabym, aby były długie, albo chociażby średnie pod względem długości. Takie dwudziestolinijkowe bardzo słabo wypadają w porównaniu do moich mających ok. sto pięćdziesiąt i wtedy za równo ja, jak i osoba pisząca tak krótkie teksty czuje się głupio. Chciałabym tego uniknąć. ;)
Także życzę i Wam i sobie powodzenia oraz weny na cały grudzień (szczególnie, że niemalże każdy ma więcej czasu dla siebie ze względu na przerwy świąteczne) i do zobaczenia w kolejnym (mam nadzieję, że dużo milszym) podsumowaniu! W końcu ten ostatni miesiąc każdego roku należał do niemalże równych pod względem aktywności do pór wakacyjnych. Musimy dać z siebie tym razem sto dziesięć, albo i nawet dwieście procent. :)

Jeśli kogoś interesuje, jak przebiegał mój "odwyk", tutaj napisałam krótką relację:
Jakoś wytrwałam ten miesiąc bez pisania. Momentami zwalczałam impuls rzucenia się do klawiatury i zaczęcia kolejnego opowiadania.
Niestety wcale nie czytałam więcej książek. Dopiero jakiegoś kopa dostałam w te ostatnie kilka dni listopada. Sama nie wiem, dlaczego.
Właściwie możecie się spodziewać mniejszej lub większej zmiany w stylu pisania w moim wykonaniu... Sama nie wiem, czy zmienił się na lepsze, czy gorsze. Przyznam, że towarzyszyło mi strasznie dziwne uczucie podczas pisania nawet tego podsumowania. Niestety również chyba nabyłam przyzwyczajenia robienia powtórzeń w tekście, częściej brakuje mi słowa i mam wrażenie, że wszystko "mniej brzmi" oraz że moje słownictwo zubożało. Może mi minie po kilku opowiadaniach.
Zmienił się nie tylko mój styl, ale i najprawdopodobniej charakter czy sposób kreowania czegokolwiek... choć nie jestem co do tego absolutnie pewna, gdyż jak wiecie tak zwana jesienna depresja ma zdolność tymczasowego zmieniania ludzi. Mam nadzieję, że w nią nie zapadliście i trzymacie się całkiem nieźle.
Uwierzcie mi. Dopiero w te ostatnie dni dotarło do mnie, że dużo lepsze od użalania się nad sobą jest ukrycie się pod kocykiem z kubkiem kakao lub herbaty (zielona herbata z owocami... mmm... lub czarna z cytryną lub miodem) oraz z dobrą książką jest dużo lepszym wyjściem. Z uzależnieniem od komputera też trzeba jakoś walczyć, choć nie zawsze jest to łatwe.

PROSZĘ O UZUPEŁNIENIE DZIAŁU "HISTORIA PO DOŁĄCZENIU" W FORMULARZACH WILKÓW! ZA ZROBIENIE TEGO OTRZYMUJECIE PO 5 SG!

Ponadto zapraszam do korzystania z zapoznania oraz innych przygód. Przypominam również o konkursach.

Wilki, które brały czynny udział w pełnionym stanowisku:
RADA ŻYWIOŁÓW
Obecni na zebraniu: -
Kto napisał op.: -

POLOWANIA
Rano: -
Popołudnie: -
Wieczór: -

SZPITAL
Kto napisał op.: -

WOJSKO I PATROL
Kto napisał op.: -

ROZRYWKOWE I INNE
Kto napisał op.:

SZKOŁA
Kto napisał op. (z nauczycieli): -

*****************************
Leniwe Alfy:
Kiiyuko: 0 (+0 = 0)
Suzanna: 1 (+1 = 1)
---------------------------------------------
Yuki: 5 (+3 = 8)  <-- Beta
Miniru: 4 (+0 = 4) <--- Gamma
Zirael: 2
Shiryu: 2 
Moone: 1 (+1 = 2)
Renethrain: 0 (+2 = 2)  <--- Delta
Nirvaren: 1 (+0 = 1)
Aokigahara: 1
Annabeth: 1
Valka: 0 (+1 = 1)
Kirke: 0 (+1 = 1)
Astrid: 0 (+1 = 1)
Sohara: 0 (+1 = 1)
Sarah: 0 (+1 = 1)
Mizuki: 0 (+0 = 0)
Kai: 0 (+0 = 0)
Serill: 0 (+0 = 0)
Kazuma: 0 (+0 = 0)

Za zostanie Betą dostaje się 15 SG i 40 pkt., Gammą 10 SG i 30 pkt., a Deltą 5 SG i 20 pkt.

Okres próbny ukończyli:
Moone: 1 (2) (masz czas do 18.12 na napisanie 4 op., inaczej będę zmuszona wyrzucić Twoją postać!)
***
Zirael: 2
Shiryu: 2
Aokigahara: 1
Annabeth: 1

Skreślone są te, które nie przeszły. Wilki, które napisały poniżej 3 op. i są dość długo na watasze zostają wyrzucone, a te mające powyżej 4 op. są już pełnoprawnymi członkami. Zaznaczone na fioletowo mają drugą szansę.
Tak, ilość napisanych op. podczas okresu próbnego też ma znaczenie! 

Dodaję po 6 pkt. umiejętności i 3 pkt. mocy każdemu wilkowi (jak to zawsze czynię po podsumowaniu) za kolejny miesiąc członkostwa.