Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 6 września 2017

Od Yuki „Świszczą lasy zielone...” cz. 3 (c.d Navri)

Opowiadanie wchodzi w skład sztafety.

Sierpień 2020 r.
Siedziałam na masywnej gałęzi, patrząc jak Kai zrywa fioletowo-różowe róże. Od niedawna go śledzę. Powodem szpiegostwa jest to, że moje życie jest nudne. Chciałabym w końcu poczuć ten powiew świeżości. Nienawidzę codziennej rutyny. Jedyne, co w moim życiu jest świeże, to książki. Wnoszą coś do mojego życia, w dodatku skierowując moje myśli na inne tory, niż te dotyczące życia codziennego. Nie rozumiem wilków, które potrafią czytać jedną książkę wiele razy. Według mnie, wszystko jest wtedy przewidywalne, zarazem nieciekawe. A nieciekawe rzeczy są po prostu nudne.
Dobra, wróćmy do świata realnego. Kai wyszedł z krzewu róż, trzymając w pysku dużą ilość fioletowo-różowego kwiecia. Odczekałam chwilę, aż basior oddali się na wystarczającą odległość, po czym zeskoczyłam z gałęzi, wydając tylko ledwo słyszalny szelest liści. W sumie śmieszne. Posiadam ciemno-szarą sierść, a ten kolor jest bardzo kontrastujący z różem drzew. Cud, że stąd nie uciekłam. Nienawidzę tego koloru. Kojarzy mi się z… Katrin. Moją pierwszą bliską przyjaciółką. Jedną z nielicznych. Gdyby teraz żyła, mój los pewnie potoczyłby się inaczej. Chociaż… Co ja tam wiem. Jestem już stara, pewnie za niedługo dostanę demencji. Cóż… Mimo, że minęło aż sześć lat, nadal jestem dziewicą. Cóż, raczej tak mi się wydaje. Nagle, przypomniała mi się moja pierwsza miłość… Syn alfy w mojej pierwszej watasze. Nie pamiętam już jego imienia. Pewnie został zagryziony, lub zastrzelony przez myśliwych. Cóż, o mało nie był moim przyrodnim bratem… Przypomniał mi się mój Ojciec oraz Macocha. Masywne ciało pokryte rzadką, szarą sierścią, tak wyglądał mój ojciec. Do tej pory ten kolor wywołuje u mnie dziwne uczucie. Jakby w każdym czaił się on. Żeby tak zabić własną partnerkę, która była z nim przez całe życie. Była niewinna. Tak jak większość wilków z mojej starej watahy… Teraz, moją pseudo rodziną są cienie. Organizacja, lub bardziej sekta, zrzeszająca tysiące zagubionych wilków. Nie wiem ile jest ich dokładnie, gdyż jak na razie znam tylko założycieli i małą grupkę „cieni”. Nawet tam krzywo na mnie patrzą… Jaki ten świat okrutny…
Gdy Kai doszedł do wejścia swojej jaskini, zatrzymał się, gdyż zobaczył czekającą tam Navri. Zaczął z nią rozmawiać, jednak z takiej odległości nie słyszałam, o czym mówią. Weszli do środka. Przyczaiłam się w krzaku czekając aż wyjdą. Czekałam gdzieś z parę chwil, po czym zobaczyłam ich sylwetki. Ten smark trzymał się Kaia jak rzep lisiego ogona. Zaczęli iść, tym razem rozmawiając na nieciekawe tematy. Gdy doszli do Wodopoju, kazał Navri czegoś poszukać. Odeszłam trochę na bok, tak by nie pomyśleli, że przyszłam z tego samego punktu co oni. Bardzo wyraźnie czułam nieprzyjemne uczucie pragnienia. Podeszłam do brzegu, schyliłam łeb i zaczęłam pić. Przy okazji nasłuchiwałam rozmów Lind, Leah oraz Manahane. Jedna z nich zagadała basiora. Dowiedziałam się czegoś ciekawego. Kai oraz one i Navri będą szli na zbieranie ziół. Cóż, to chyba byłoby ciekawe. W końcu mogłabym zabić nudę.
***
Kiedy Kai został sam zdecydowałam się zagadać. Siedział w jaskini kolekcjonując jakieś zioła. Podeszłam do wejścia od jaskini i zaczęłam:
- Dzień dobry – przywitałam się.
- Dzień dobry. – Nawet się nie odwrócił.
- Słyszałam, że jutro razem z Navri, Leah, Lind oraz Manahane idziesz na zbieranie ziół. – Zagaiłam.
- To prawda – odrzekł, po czym zaczął wstawać, odwracając się w moją stronę.
- Czy… Mogłabym wam pomagać? – Spytałam. Zamyślił się, a po krótkiej chwili dał znak potwierdzający. – Więc, gdzie mam na was czekać? – Udawałam, że nie znałam miejsca spotkania.
- Jutro rano przy Kamieniu.
- Dziękuję i przepraszam za zakłócanie spokoju. – Pochyliłam głowę. – Do widzenia. – Pożegnałam się.
- Do zobaczenia.
Poszłam w stronę biblioteki. Weszłam jeszcze do swojej jaskini po przeczytaną już książkę. Była bardzo ciekawa. Jeżeli znajdę jeszcze jakaś książkę o smokach na pewno ją zabiorę. Weszłam do budynku. Oddałam książkę i zaczęłam szukać następną w przedziale „Magiczne zwierzęta”. W końcu natrafiłam na „Smoki Latające oraz ich podgatunki”. Zabrałam książkę, po czym ją wypożyczyłam. Wróciłam do jaskini z grubym tomiskiem w pysku. Usiadłam w legowisku, po czym zaczęłam czytać. Czytałam dosyć długo, a najbardziej zaciekawił mnie smok z podgatunku Opalookich. Są to smoki które posiadają perłową skórę, łagodne usposobienie (to akurat jest minus) oraz przepiękne wielobarwne oczy bez źrenic. Nie było jednak wiadomości, czy widzą czy nie. W sumie, sama myśl, że ktoś może patrzeć bez źrenic, jest takim kłamstwem jak mit o dzikiej sarnie polującej na wilki. Taak... Stara historia opowiadana małym szczeniętom by nie oddalały się od matki. Żałosne.
Wróćmy do książki. Oprócz Opalookich bardzo zaciekawiły mnie smoki Kolczaste. Są najagresywniejsze z całego gatunku smoków latających, ale za to są najniższe. Ich ciało jest pokryte jasno-szarymi kolcami, a nieliczne łuski są koloru srebra. Podobno, ich skóra jest tak twarda, że tylko Posłaniec Mroku może ją przebić. Pomyślałam o Nevetesie. Szkoda, że jest taki nieposłuszny. Marzył mi się poddany towarzysz, a nie taki, co robi, co sam chce. Westchnęłam i czytałam dalej. Nie zorientowałam się, kiedy przysnęłam. Książka spadła mi na nos, powodując nieprzyjemny ból. Zamknęłam tomisko, zapamiętując stronę, po czym odłożyłam ją w schowku. Zawinęłam się w kulkę…
***
Obudziłam się. Po smudze światła zobaczyłam, że było już dawno po południu. Zaspałam! Popędziłam w stronę Wodopoju by się ogarnąć oraz napić. Wypiłam parę łyków wody, obmyłam się z łoju oraz ułożyłam futro. Zjem później, pomyślałam gnając do Kamienia. Jednak nie było już wilków wokół umówionego miejsca. Mogłaś krócej czytać! Teraz będziesz musiała się tłumaczyć… Zauważyłam odciski łap obok Kamienia. Mogę ich wytropić. Zniżyłam pysk i zaczęłam podążać za zapachem. Wraz z odległością trop stawał się świeższy. Przy najświeższym punkcie zobaczyłam… Krew. Pełno krwi. Przestraszona rozejrzałam się. Krwawy ślad kierował się w krzaki. Opadłam na łapy i zaczęłam się skradać. Odchyliłam gałązki jałowca, po czym zobaczyłam to… Navri, Manahane, Lind, Leah oraz Kai leżeli martwi. Poczułam ból w boku.
***
Obudziłam się zlana potem. Jednak to tylko koszmar… Był bardzo wczesny poranek. Wyszłam z jaskini i poszłam do Wodopoju. Obmyłam pot oraz ułożyłam futro. Ukoiłam pragnienie. Byłam głodna, więc zdecydowałam się coś upolować. Wypadło na tłustego króliczka. Z łatwością go upolowałam. Zjadłam go z przyjemnością, po czym potruchtałam do umówionego miejsca. Nie było tam nikogo, co mnie zaniepokoiło. Jednak odcisków łap nie zauważyłam. Na szczęście… Przysiadłam opierając się na głazie. Po dosyć długiej chwili zobaczyłam Kai’a.

<Navri?>

Uwagi: Źle zapisany tytuł. Brak daty. Nie "stąd" piszemy razem i przez "ą". Już nawet nie chce mi się powtarzać tego, że nazwy członków rodziny czy stanowisk nie piszemy wielką literą, a Wodopój to nazwa miejsca... I w Wodopoju nie powinno się myć!